Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przeglądając losowe historie, przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce 2 lub…

Przeglądając losowe historie, przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce 2 lub 3 lata temu.

Słowem wstępu - rodziciel mój jest lekarzem. I to lekarzem kilku specjalizacji, więc czasem jest on "na wagę złota". Jeździ także w karetce na wezwania. Kolejnym ważnym szczegółem jest fakt, że mimo wykonywanej profesji - sam szpitali unika jak ognia. Ostatnią ważną rzeczą jest to, że ma on problemy z kręgosłupem. Kilka razy był bliski operacji ale jednak "coś" i zabiegów nie miał robionych. Zdarzało się także, że wyskoczył mu dysk i cały dzień miał problem z tym, by się spionizować.

I tak pewnego ranka rodziciel mój miał wstać o 7, bo na 8 do pracy. Tego dnia miał właśnie jeździć "na karetce", jako jedyny lekarz (gwoli wyjaśnienia - w karetce muszą znajdować się jeden lekarz, a reszta ratownicy). Niestety po obudzeniu stwierdził, że dysk poszedł mu w plecach i to tak niefortunnie, że nawet poruszyć się na łóżku nie może. Ale jak już wyżej wspomniane - on szpitali nie lubi. Także przyjął on postawę, że może za chwile mu przejdzie, mięśnie się rozluźnią. Niestety dochodzi 7:30 a on dalej nie może się ruszyć.

Zadzwonił, więc do kolegi, z którym miał tego dnia jeździć i poinformował, że on do pracy chyba nie przyjdzie i żeby poinformował o tym "centralę". Sam "przeturlał" się na brzuch i w takiej pozycji utknął.

Pół godziny później uznał, że jest jednak źle i to bardzo. Tak więc telefon w rękę i dzwoni na pogotowie. (Tutaj chcę zaznaczyć, że sytuacja miała miejsce już jakiś cas temu, więc dosłownie nie pamiętam przebiegu rozmowy, ale sens w pełni zachowany).

D(yspozytorka): Pogotowie, w czym pomóc?
O(jciec): Dzień dobry. Wypadł mi dysk. Nie jestem w stanie się ruszyć. Czy mogłaby podjechać karetka i zabrać mnie do szpitala?
D: Dysk to nie jest stan zagrożenia życia. Z tym nie na pogotowie tylko do rodzinnego.
O: W pełni to rozumiem. Sam jestem lekarzem. Ale nie mogę się ruszyć.
D: Pójdzie pan do rodzinnego.
O: Nie mogę się ruszyć. W żadnym stopniu. Nie mogę z łóżka wstać.
D: To pan taksówką przyjedzie do rodzinnego.
O: Nie jestem w stanie dojść do taksówki.
D: Mięśnie się rozruszają, da pan radę.
O: Proszę pani. Jestem lekarzem i też pracuję w pogotowiu (ważne), to mi się nie "rozrusza".
D: Pójdzie pan do rodzinnego.

Rozmowa w ten deseń trwała kilka minut. Na co mój rodziciel już zrezygnowany po prostu się z panią pożegnał i rozłączył. Następnie zadzwonił do kolegi, z którym już rozmawiał i powiedział, że jak będą z wyjazdu wracać to żeby po niego podjechali, bo musi do szpitala jechać, a jest spacyfikowany.

Po telefonie leży dalej i czeka aż będą mieć wolną chwilę. Ja natomiast razem z rodzicielką siedzimy w pokoju i dotrzymujemy towarzystwa, bo ani się ruszyć, ani podrapać. Po chwili dzwoni jednak telefon ojca.

O: Halo? .... Tak. ... Rozumiem. ... Dobrze.

Po czym rozłącza się i śmieje pod nosem. Informuje nas, że karetka już wysłana. Dzwoniła do niego właśnie dyspozytorka przepraszając i mówiąc, że już zaraz przyjadą ratownicy.

Powód tego telefonu wyjaśnił się jak już karetka podjechała. Otóż koledzy ojca zadzwonili do dyspozytorni poinformować, żeby pilne wezwania przy których musi być lekarz przekierowywali do innego "oddziału". Bo niestety oni dziś jeżdżą bez lekarza. Bo lekarzowi dysk wypadł i nie może się dziś stawić w pracy. I tak, zgłoszenie od ratowników odebrała ta sama dyspozytorka, która rozmawiała z moim ojcem. Połączyła wszystkie fakty i dotarło do niej, że ojciec nie symuluje, nie przesadza, a i bez niego robota w miejscu stoi.

Ojciec całą sytuację skwitował tylko: "Wiem, że ona miała takie wytyczne i pretensji nie mam. Bo ludzie są dobrzy tylko system do D***".

I ciężko mi się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Tylko nie wiem co bardziej piekielne: to, że zwykły Kowalski da się spławić i będzie próbował w bólu dostać się do taksówki robiąc sobie krzywdę? To, że dyspozytornia ma konkretne wytyczne, których muszą się sztywno trzymać? Czy może cięcia budżetowe, przez które mój ojciec był tego dnia jedynym lekarzem mogącym jeździć "na karetce" i zgłoszenia były przekierowywane do sąsiednich miast?

słuzba_zdrowia

by Sparrow
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Sparrow
4 10

@Mateusz2609: W moim mieście jeżdżą obecnie tylko karetki, w których musi być lekarz. Reszta "obsady" nie była istotna dla histori, więc zostali przeze mnie nazwani ratownikami. Skrót myślowy, przyznaję nieprecyzyjny ale dla osób "nie w temacie" miało to nakreślić tylko jak to mniej więcej wygląda. Dyspozytorka oczywiście sama w sobie nie zrobiła nic złego. Jednak tutaj mój ojciec lekarza rodzinnego nie ma, bo rękę sam sobie nastawi, jakie leki brać wie - to i do lekarza nie chodzi, szczególnie biorąc pod uwagę jego awersję do bycia pacjentem.Na lekarza rodzinnego, gdyby taki w tamtej chwili był, też by się czekało. A dysk naciskający na nerwy w takim stopniu, że człowiek nie może się ruszyć powoduje taki ból, że można się, za przeproszeniem, ugryźć. Jeśli są wolne karetki to zazwyczaj przyjmuje się, przynajmniej w moim mieście, że mogą one podjechać do tych lżejszych przypadków, których trzeba przetransportować. A tutaj ojciec wiedział, że i tak bez lekarza nie będą mieć poważnych wyjazdów, więc chciał dyspozytorce powiedzieć żeby w wolnej chwili po niego podjechali. A co do rodziciela - mama moja nazywana przeze mnie rodzicielką, a ojciec natomiast rodzicielem. Bo "płodziciel" brzmi jakoś tak... rażąco. ;)

Odpowiedz
avatar Kamil2586
5 17

@Sparrow: To, Twój Tata był piekielny. Skoro nie miał lekarza rodzinnego to wymuszał karetkę. Przecież znał procedury, wiedział, że to lekarz rodzinny powinien przyjechać. Dwa z tego co mówisz miał problemy z plecami, nie pierwszy raz wypadał mu dysk, jednak nic z tym nie robił, a nawet był piekielnym pacjentem unikając wszelkiego leczenia. Podsumowując potwierdza się, że lekarze to najgorsi pacjenci.

Odpowiedz
avatar Mateusz2609
2 4

@Sparrow: w jakim mieście jeżdżą tylko i wyłącznie zespoły "S"?

Odpowiedz
avatar magic1948
-1 1

@Kamil2586: Wytłumacz mi, jak to wyleczysz?

Odpowiedz
avatar yfa
-1 1

@magic1948: ćwiczeniami. Sam miałem problemy z odcinkiem lędźwiowym, gdy nie mogłem ani wstać, ani się nawet przekręcić na łóżku, a ból trwał kilka miesięcy. To wszystko da się przepracować i opanować, wystarczy odrobinę higieny postawy.

Odpowiedz
avatar magic1948
0 0

@yfa: Nie ze wszystkim się da. Sam jestem po operacji przepukliny na lędźwiach.

Odpowiedz
avatar Mateusz2609
2 2

Oprócz zespół "S" których jest coraz mniej zdecydowaną większość stanowią zespoły "P" w których jeżdżą ratownicy medyczni i/lub pielęgniarki systemu.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 10

Piekielny był też twój ojciec, bo tak długo z tym zwlekał.

Odpowiedz
avatar Ata11
2 6

No cóż - wystarczyło ojca "położyć na ulicy" i karetka (z lekarzem z innego rejonu), by go zabrała natychmiast po zgłoszeniu. Piekielne, ale prawdziwe. Dla mnie piekielne, że dyspozytorka nie znała JEDYNEGO lekarza jeżdżącego w pogotowiu, nawet z nazwiska. Co do systemu - to szkoda nawet pisać.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
0 2

Także = również, tak że = a więc W zdaniu powinno więc być "Tak że przyjął on postawę, że może za chwile mu przejdzie, mięśnie się rozluźnią".

Odpowiedz
avatar Sparrow
1 1

@Bubu2016: Dziękuję za zwrócenie uwagi. Niestety jedynie historie w poczekalni można edytować - muszę to tak zostawić. Na przyszłość zapamiętam.

Odpowiedz
avatar Rudaa
0 0

Po pierwsze kręgosłup przydałoby się naprawić- osteopata czy inny rehabilitant. Operacja to ostateczność itd ale to pewnie wiecie. A po drugie też spotkałam sie z identyczną sytuacją . Od kilku godzin nie to że nie mogłam się ruszyć, ale płakałam z bólu. Nic nie pomagało. KAretka odmówiła przyjazdu, pomoc doraźna również. Zalecono mi połączenie ibuprofenu i paracetamolu i dopiero to pomogło na ból. Ale nie zlikwidowało problemu ale to inna historia

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

rodzinny nie zadysponuje transportu medycznego?

Odpowiedz
avatar hukasz
2 2

W tej historii jest tyle przekłamań i naciągnięć, że najprawdopodobniej jest fejkiem. Pozdrawiam, dyspozytor medyczny.

Odpowiedz
avatar yfa
0 0

Coś się kupy nie trzyma - niby w mieście jeżdżą same zespoły z lekarzem, a tu mamy jedynego lekarza jeżdżącego w pogotowiu. Czy to znaczy, że w mieście jeździ jeden jedyny zespół?

Odpowiedz
Udostępnij