Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O locie samolotem i słynnym niemieckim Ordnungu. Po różnych toksycznych relacjach, zmiana…

O locie samolotem i słynnym niemieckim Ordnungu. Po różnych toksycznych relacjach, zmiana tematu.

Historia dość stara, przypominała mi się przy okazji opisywania związku z toksycznym misiem. Wspomniałam tam, że Hansowi zamarzył się bajkowy ślub. Wymyślił sobie rejs po Morzu Śródziemnym razem z naszymi rodzicami i ceremonię ślubną na statku. Udało mu się mnie przekonać, brzmiało to bardzo atrakcyjnie, cenowo wyszło też do przeżycia (na pewno mniej niż organizacja wesela), zapadła decyzja, że jedziemy. Rodzice też zachwyceni pomysłem. Jego rodzice co prawda po początkowym entuzjazmie jednak zrezygnowali z wyjazdu ze względu na stan zdrowia mamy, ale moi chętnie się wybrali. Ponieważ statek miał wypływać z Barcelony, kupiliśmy również stosowne bilety na samolot.

Lecieliśmy wszyscy razem z monachijskiego lotniska. Wylot w jakąś sobotę o 9:30 rano. Planowy przylot do Barcelony około 11:30, okrętować można było się od 12:00 do 15:30, o 17 statek wypływa. Czyli wszystko na spokojnie, mamy mnóstwo czasu. Jedziemy skoro świt na lotnisko (rodzice się stresowali podróżą i chcieli być jak najwcześniej), idziemy zdać bagaże. I tu mały zonk. Dotychczas w przypadku podróży na jednym numerze rezerwacji obowiązywał limit sumy bagażu, czyli podróżując w 4 osoby, mogliśmy zabrać ze sobą łącznie 80 kg bagażu rejestrowanego w dowolnej konfiguracji (z zastrzeżeniem, że walizka nie może być cięższa niż 32 kg). I tak się też spakowaliśmy. Teraz okazało się jednak, że przepisy właśnie się zmieniły i żadna walizka nie może przekroczyć 20 kg (nasze miały 18, 19, 21 i 22). I nie było dyskusji, trzeba było przepakować (później chyba wrócili do pierwotnych przepisów, bo już nigdy więcej mnie taka sytuacja nie spotkała).

Zdaliśmy bagaże, sprawdzamy bramkę - dajmy na to G20. Mimo że do wylotu pozostały jeszcze prawie 2 godziny, rodzice bardzo chcieli już tam czekać, "żeby nam samolot nie uciekł". Siadamy przy gejcie, po jakimś czasie wyświetlono nasz samolot z informacją "oczekiwanie na boarding". I tak sobie siedzimy. Zbierają się kolejni ludzie, jest nas około 20-30 osób. Chcieliśmy się z Hansem przejść do Duty Free, ale rodzice panikowali, że na pewno w tym czasie zacznie się boarding, oni nie będą wiedzieli, gdzie nas szukać i samolot nam ucieknie. To siedzimy. Nadeszła godzina, kiedy miał się zacząć boarding, ale informacja na ekranie nadal wskazuje, że trzeba czekać. W międzyczasie zapowiadane są przez głośniki loty do innych miejsc. O naszym cisza. Nadeszła godzina wylotu, nadal nic. Proponuję, że może się przejdę i zapytam gdzieś o status. Nie, siedź, samolot ci ucieknie, nie będziemy cię szukać. To siedzimy, inni pasażerowie również siedzą.

Minęło kolejnych kilkanaście minut, po czym Barcelona zniknęła z ekranu i pojawił się inny lot. Trochę nas zmroziło. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam szukać jakiegoś pracownika. Złapałam jakąś panią przy najbliższej bramce i pytam, co z naszym lotem. Pani mówi, że no jak to, właśnie odleciał. Ale jak to odleciał? Normalnie, z innej bramki, bo bramkę zmienili. Dlaczego nie było informacji? Ona nie wie, ona tu nie jest od tego. A co z naszymi bagażami? Poleciały bez nas. Na pewno? Przecież to jest wbrew procedurom. Ona nie wie, ona tu nie jest od tego. Mamy iść do jakiejś innej Frau i się dowiadywać.

Wracam pod bramkę, zgarniam towarzystwo, mówię, co się stało. Inni pasażerowie też zrywają się z miejsc i wszyscy idą do tej Frau. Znajdujemy ją i pytamy, o co chodzi, jak to się mogło stać, że samolot odleciał, pozostawiono około 30 odprawionych pasażerów i pies z kulawą nogą nie zainteresował się, co się z nimi stało oraz gdzie są teraz nasze bagaże. Pani mówi, że godzinę przed odlotem zmieniono bramkę, co jest przecież normalną sprawą, zdarza się cały czas i mogliśmy sobie pilnować, a bagaże wyładowano z samolotu, przez to musieli opóźnić lot, same problemy przez nas mieli, i są do odebrania w hali przylotów. Dlaczego nie wyświetlono zmiany bramki? Ależ wyświetlono, na ogólnym ekranie znajdującym się kikaset metrów dalej, przy bramkach security. Mogliśmy sobie pójść sprawdzić, sami jesteśmy sobie winni. Dlaczego wyświetlono błędną informację na ekranie przy bramce? Ona nie wie, pewnie jakiś błąd techniczny. Dlaczego w ogóle nie zapowiedziano tego lotu (przeniesiono go 3 bramki dalej, słyszelibyśmy)? Bo ponoć nie mają takiego obowiązku (sprawdziłam później, owszem, mają). Dlaczego ktoś zadał sobie trud, żeby opóźnić lot i wyładować bagaże brakującej grupy, zamiast ich po prostu wywołać? Ona nie wie, to nie jej problem. Co możemy zrobić teraz? Iść do ticket desku i przebukować bilety, najbliższy lot do Barcelony będzie o 12:20.

Wysłaliśmy rodziców po bagaże, a sami szybko pobiegliśmy do ticket desku, żeby być pierwsi w kolejce. Mówimy, jaka sytuacja i że chcemy przebukować bilety na ten lot o 12:20. Pani mówi, że owszem, jest jeszcze kilka biletów. Przebukowanie będzie nas kosztowało 470 euro: po stówce za różnicę w cenie każdego biletu plus 70 opłaty za zmianę rezerwacji. Hans z nią dyskutuje, że on nic nie będzie płacił, samolot nam uciekł przez szereg błędów linii lotniczej, zmiana rezerwacji powinna nastąpić bezkosztowo. Ludzie w kolejce mu wtórują, bo co to ma być. Pani za ladą niewzruszona, taka procedura, sami jesteśmy sobie winni, mogliśmy się dowiadywać. Ona jedyne co może, to nam opuścić te 70 euro opłaty dodatkowej, bierzemy czy nie. Jak mamy problem, możemy iść do sądu. Ponieważ bardziej niż na mieniu racji, zależy nam na tym, żeby polecieć, bierzemy.

Na statek zdążyliśmy. Po powrocie napisaliśmy skargę do Lufthansy, opisując sytuację oraz zachowanie pracowników i prosząc o zwrot pieniędzy za nowe bilety. Po jakimś miesiącu przyszła odpowiedź. Przyznali nam rację, błąd po ich stronie, taka sytuacja nie powinna była się wydarzyć. Jako rekompensatę proponują nam swoje najszczersze przeprosiny. Pieniędzy nie oddadzą, "bo procedury". Jak chcemy, możemy iść do sądu. Oczywiście doskonale zdawali sobie sprawę, że o taką kwotę nikt do sądu nie pójdzie (żaden adwokat nie podejmie się pracy za 40 euro, a z kolei płacenie stawki godzinowej przekroczyłoby wartość sporu).

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar helgenn
7 27

Do tej pory to było tylko podejrzenie ale w końcu mam pewność, że twoje historie to jakiś eksperyment socjologiczny sprawdzający granice ludzkiej naiwności. Jeśli to Cię dowartosciuje, to przyznaje, że masz lekkie pióro.

Odpowiedz
avatar antyalergiczka
10 22

@helgenn: zgadzam się. Może się spiknie z dzikdzikiem i razem niech piszą książki.

Odpowiedz
avatar digi51
17 21

@Crannberry: ja się jednak zgadzam, że to wręcz nieprawdopodobne - gdzie nie pójdziesz, to spotyka Cię sytuacja u kosmosu zdarzająca się normalnie raz na milion przypadków. Dwa toksyczne małżeństwa, a do tego przyjaźń z psycholem nienawidzącym kobiet. Każda z tych sytuacja jest prawdopodobna, to, że wszystkie przytrafiły się jednej osobie - hmm, mniej prawdopodobne. Fajnie piszesz. Mnie w sumie już mało interesuje prawdziwość historii na tym portalu, bo większość nie dość, że jest nieprawdopodobna, to jeszcze pisana na poziomie wypracowania szóstoklasisty. Miło się czyta te Twoje historie, tylko, że każdy bardziej ogarnięty czytelnik już się zorientował, że to prawdopodobnie Twoja fantazja. Nie odjeżdżają Cię tu jak innych, bo piszesz naprawdę fajnie.

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 14

@digi51: gdyby wszystkie opisane sytuacje wydarzyły się w ciągu miesiąca, czy nawet roku, byłoby to faktycznie za dużo na jedną osobę. Opisane przeze mnie historie wydarzyły się w ciągu iluś lat, tylko wrzucam je wszystkie naraz, bo mnie akurat na tym etapie naszło na pisanie. Jeden ma pracę, która generuje piekielne sytuacje (np. upierdliwi klienci), inny ma pecha do ludzi w życiu prywatnym. Ale sam fakt, że mam za sobą małżeństwo z psycholem nie wyklucza chyba, że mogę trafić na chaos w komunikacji publicznej, Janusza biznesu, niekompetentnego urzędnika czy nieuprzejmą panią w sklepie. Jezeli ktoś uważa każdą sytuację grubszego kalibru niż babcia w tramwaju narzekająca na młodzież za niemożliwą, to ma takie prawo i nic na to nie poradzę. Tylko konieczność udowadniania pod dosłownie każdą historią, "nie jestem wielbłądem" i że sytuacja naprawdę się wydarzyła, robi się bardzo męcząca (zwłaszcza, że wiele padających argumentów jest zupełnie od czapy) i szczerze mówiąc zniechęca do dalszego pisania

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 listopada 2019 o 11:23

avatar digi51
11 15

@Crannberry: Jest to oczywiście logiczne, co piszesz, część historii, które opisałaś to sytuacje, które mogły przydarzyć się każdemu, ale po pierwsze - dwóch socjopatycznych mężów to nie jest pech, to jest patologia, której obrazu dopełnia kumanie się z agresywnym, natarczywym chamem. Nie wydajesz się ani głupia ani nienormalna, a w historiach o tych facetach widać, że ignorowałaś całą masę znaków ostrzegawczych i godziłaś się na poniżanie i rządzenie sobą. No dosłownie jakbyś czerpała przyjemność z obcowania z takimi osobnikami. Po drugie te historie są nazbyt czarno-białe. W każdej z nich opisujesz siebie jako bohaterkę kryształową, która była 100% w porządku, a mimo tego ciągle była traktowana jak g...wno. To prawie męczennictwo. I każda historia kończy się tak samo - po latach dobro zwycięża, Ty wychodzisz z sytuacji obronną ręką, zło zostaje ukarane, niedobremu facetowi udaje się utrzeć nosa. Już zakończenie historii o Twoim pierwszym mężu było tak przerysowane, że aż bolało, ale nawet nie chciało mi się nic pisać, bo zakładając, że cała historia była w miarę prawdziwa, to było to ładne literackie zwieńczenie, a i po co dowalać i czepiać się kogoś, kto przeżył taki koszmar. Inne historie - tak jak napisałam, sytuacje z kosmosu, które zdarzają się raz na X przypadków i dziwnym trafem zawsze trafia na Ciebie. Chociażby w tej historii - oczywiście dziwnym zrządzeniem losu zmiana bramy nie pokazała się na tablicy, nie ogłoszono tego przez głośniki i nikogo z obsługi nie zainteresowało, że w samolocie brakuje kilkudziesięciu pasażerów (skoro piszesz, że inni też z wami czekali). Tak, to może się zdarzyć. Tak, to może zdarzyć się osobie, której wcześniej przy organizacji innego urlopu pracownik biura podróży przypadkiem anulował bilety na samolot i którą firma ubezpieczeniowa znana raczej z uczciwości i rzetelności robi problemy po wypadku komunikacyjnym. I tu też z każdej sytuacji wychodzisz obronną ręką, z każdym gotowa jesteś iść do sądu. Możliwe, ale jednak nieprawdopodobne. I nic na to nie poradzisz. Jeżeli zniechęca Cię to do dalszego pisania, to nie pisz, bo nie możesz oczekiwać od ludzi, że dadzą wiarę, że masz co i rusz niezawinionego OGROMNEGO pecha. Już sama lista facetów, z którymi miałaś nieudane randki sprawia, że szczęka opada (pomijając, że w każdej z tamtych sytuacji znowu Ty zachowałaś się 100% poprawnie, a każdy z tych facetów jak 100% świnia - też ciężko w to uwierzyć). Nie porównuj X oderwanych od siebie niesamowicie pechowych, a wręcz dramatycznych sytuacji do powszednich piekielności np. w pracy z klientami, bo to są właśnie sytuacje wpisane w zawód, a Ty co? Masz pecha wpisanego w życie? To się na Twoim miejscu udała do, no nie wiem, egzorcysty?

Odpowiedz
avatar helgenn
20 20

@Crannberry: nieprawdopodobne jest bardziej to, że: - 30 niemot siedzi i nikt nie sprawdza tablicy z numerem bramek, które w Monachium są usiane co 100 metrów (o godzinie przewidzianego boardingu możnaby chociaż sprawdzić czy nie ma opóźnienia) - bramki w Monachium są na tyle gęsto usiane, że można zobaczyć gołym okiem jaki lot jest odprawiany 3 bramki dalej; - Wypakowanie bagażu kilkudziesiętu osób chwilę trwa. Nie ma w samolocie 30 (odprawionych!) osób, żadnych "last passenger call", żadnej osoby, która szuka zaginionych pasażerów, ale nagle angażują ekipę, żeby wypakować wszystkie bagaże i akurat szukać tych brakujących? Przecież to by trwało bitą godzinę. Różne przygody miałam na lotniskach, zdarzało mi się nie wejść do samolotu z powodu opóźnionego lotu z Polski (o czym jednak lotnisku w Monachium jest informowane); nieraz czekaliśmy pół godziny w samolocie na jednego zagubionego na lotnisku pasażera, dlatego poziom absurdu tu został przekroczony. Dodam tylko, że Lufthansa odszkodowania rozdaje praktycznie jak cukierki (ostatnio z tym trochę gorzej, ale z 10 lat temu to był standard)

Odpowiedz
avatar Eander
6 10

@Crannberry: do zarzutów przedmówców odnośnie prawdziwości twoich historii dodam jeszcze jeden mały szczegół. Piszesz o swoim życiu ale kiedy wytknięto ci, że za dużo tych sytuacji jak na jedną osobę stwierdzasz: "gdyby wszystkie opisane sytuacje wydarzyły się w ciągu miesiąca, czy nawet roku, byłoby to faktycznie za dużo na jedną osobę. Opisane przeze mnie historie wydarzyły się w ciągu iluś lat," czemu nie nie podajesz nawet orientacyjnej liczby, a jedynie ogólnikowe "iluś" tak jakbyś nie umiała tego wiarygodnie określić. Od razu zaznaczę, samo to nie jest jakimś dowodem nieprawdziwości twoich historii jednak wraz z całą resztą stanowi całkiem solidne podstawy do takiego założenia.

Odpowiedz
avatar Crannberry
-5 5

@Eander: nie wiedziałam, że podawanie konkretnych dat jest tak istotne, ale jeśli za początek można uznać powiedzmy rok mojego pierwszego ślubu, kiedy była teściowa zaczeczęła "pokazywać rogi", to był 2009, a ostatnia chronologicznie historia z anulowanymi biletami była z lipca 2019, czyli równe 10 lat

Odpowiedz
avatar Crannberry
-1 7

@digi51: Polecam przeczytać moje historie jeszcze raz, tym razem dokładnie. Część rzeczy, które mi zarzucasz wymyśliłaś sobie sama, na inne odpowiedziałam już wielokrotnie w komentarzach i nie chce mi się pisać jeszcze raz tego samego. Może żeby zakończyć tę dyskusję, wrzucę ci kilka dokumentów. Są po niemiecku, ale ten język chyba znasz, a przynajmniej powinnaś. - Fragment wyroku eksmisyjnego mojego byłego (który podobno istniał tylko w mojej głowie) - Pismo od rzetelnego i uczciwego ADAC, w którym zarzucają, że to niby nie ja byłam kierowcą - Mail od pracownika Ab In Den Urlaub do TUI na temat zwrotu kosztów za zakupione przez nas bilety (które, twoim zdaniem, niemożliwe, żeby ktoś niechcąco anulował). Odnośnie twojego zarzutu, że "o wszystko jestem gotowa pójść do sądu". W przypadku tych biletów spójrz, o jaką kwotę chodziło. Nie wiem, jakie w swojej pracy otrzymujesz napiwki, może powodzi ci się tak dobrze, że stueurówkami palisz w kominku, ale ja chyba wybrałam mniej lukratywną ścieżkę kariery, bo dla mnie dwa tysiące osiemset euro (do kwoty podanej w mailu doszły jeszcze bilety na pociąg do Stuttgartu i z powrotem) jest to dużo pieniędzy i, tak, jeśli byłoby trzeba, byłam gotowa o zwrot walczyć w sądzie. A że jakaś sprawa zakończyła się na moją korzyść. Jeśli w jakiejś kwestii masz rację, a strona przeciwna nie, to przy normalnie funkcjonującym systemie prawnym, jeśli jesteś w stanie udowodnić, ze tę rację masz (bo to wynika np. z zawartej umowy), to sprawa z reguły zakończy się pomyślnie dla ciebie (bycie "kryształowym" lub nie ma tu akurat najmniejsze znaczenie). I nie jest to żaden spektakularny cud, tylko normalna kolej rzeczy.

Odpowiedz
avatar Eander
1 7

@Crannberry: niepodawanie dat, nie jest tak istotne ale ich brak połączony z faktem tylu piekielnych sytuacji w twoim życiu sprawia że są one po prostu mniej wiarygodne.

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 4

@Eander: orientacyjne daty, z tego, co kojarzę podaję w każdej historii. Kiedy mają one znaczenie dla historii, podaję nawet daty dzienne. Czepiłeś się słowa "iluś" w moim kontarzu. Napisałam o "iluś latach", gdyż nie wiem, jak określić datę początkową pierwszej chronologicznie historii (o teściowej) - dzień, kiedy związałam sie z jej synem? Kiedy poznałam ją? Kiedy zaczęło jej odpie*dalać, ale jeszcze nie mówiła nic bezpośrednio do mnie? Czy może kiedy zaczęła faktycznie być otwarcie chamska wobec mnie? A może pierwszy raz, kiedy jej syn wziął jej strone? Bo to są różne lata. Więc, zależnie od przyjętej wersji "iluś" może oznaczać pomiędzy 9 a 13. Podąłabym konretną liczbę, ktoś wyliczyłby sobie inaczej i byłby zarzut, że się komus lata nie zgodziły, ergo piszę fejki. Nie dogodzisz...

Odpowiedz
avatar digi51
5 9

@Crannberry: jeżeli już zarzucasz mi, że coś sobie wymyślam, to sama tego nie rób. Nigdzie nie napisałam, że zmyślasz sobie historie od początku do końca, ani tym bardziej, że twój mąż nie istnial. Nie czytam też z zapartym tchem każdego Twojego komentarza. Nie sądzę, abyś była bajkopisarką typu Malinowa. Sądzę, historie podkolorowujesz, a jeśli historie o facetach opisujesz zgodnie z prawdą, to jest z Tobą coś nie tak, bo każda normalna kobieta od każdego z nich uciekłaby co najmniej przy kilku okazjach, a Ty chyba czekałaś na cud ALBO właśnie historie podkolorowałaś i te relacje nie były tak jednoznaczne. Czego dowodzą niby te dokumenty? Jedynie tego, że miały miejsce sytuację o podobnym zarysie, jak przedstawiony przez Ciebie. Np.ADAC - faktycznie napisali, że nie prowadziłaś pojazdu w momencie wypadku, a Ty opisałaś swoją wersję, a nikt nie wie, jaka była prawda. Żeby było jasne, ja nie chcę i nie potrzebuje od Ciebie żadnych dowodów, po prostu uważam, że historie koloryzujesz, masz jakieś tam kwity, że podobne sytuacje miały miejsce, ale to jak było w rzeczywistości wiesz tylko Ty. Każdy ma w życiu takie sytuacje, że pakuje się w nieodpowiednią relacje albo usługodawca da d... Ale tyle razy? Tego kalibru? To jest po prostu nieprawdopodobne. Jak już napisałam - każdy ma prawo Ci po prostu nie uwierzyć, bo to jest strona mająca na celu rozrywkę, a obecnie i tak większość historii tu to albo 100% fejki albo kolorytowane. A tak swoją drogą, trochę mi Ciebie zaczyna być żal i paradoksalnie Twoje historie o facetach zaczynają być bardziej wiarygodne - musisz mieć zajebiście niska samoocenę, żeby wrzucać prywatną korespondencję do neta, żeby udowodnić coś obcym ludziom w necie.

Odpowiedz
avatar Error505
0 0

@Crannberry: To nieprzedawniona sprawa. Nie czytałem dokładnie i nie zdawałam sobie sprawy, że to aż tyle. Nie wiem jak to jest w DE ale podejrzewam, że są podobne mechanizmy jak w Polsce a pewnie lepsze. W Polsce są 2 możliwości. 1. UOKiK. 2. Pozew w postępowaniu uproszczonym. Przy czym działa to tak, ze jeśli już się sądzisz to UOKiK nie pomoże. Normalnie radziłbym pozew, do to skuteczniejsze niż mediacja UOKiK i w sumie proste jak budowa cepa. Jednak w DE warto się skontaktować w ichnim UOKiK i tam powiedzą jak to ogarnąć. Reasumując, IMVHO, da się to ogarnąć nie angażując środków i bez jakiegoś nadmiernego wysiłku. Znajdź jakieś niemieckie forum okołoprawnicze, tam Cie poprowadzą i walcz!

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
4 4

A ja tam tego nie uważam za zmyślone, może podkoloryzowane w sensie zestawienia największych brudów, stąd historie są wyraziste. Sama przyciągam różnej maści zaburzeńców (ze znajomymi się śmiejemy, że odhaczam sobie te zaburzenia na liście) i gdybym zaczęła opisywać każdy przypadek, to też by wystąpiły głosy, że "niemożliwe" ;) W każdym razie - historie te super się czyta, ogromny plus za styl :)

Odpowiedz
avatar Doombringerpl
3 5

@digi51: Wiecie co? Jesteście debilami. Tak, DEBILAMI. Wietrzycie spisek tam gdzie go nie ma. O ile można by przyczepić się do nieprawdopodobnej historii kobiety zaszczutej przez psychola i powtórki z rozrywki o tyle perypetia lotów samolotem jest na pęczki i chyba każdy, kto lata, ma choć jedną. Ja mam dwie z jednej delegacji do Rosji. Lot z przesiadką w Warszawie. A w Warszawie, samolot już do Rosji podleciał do innej bramki niż wyświetlona. Gdybym nie siedział i nie obserwował, to bym czekał do kolejnych świąt na ten cholerny samolot. Uratował mnie to, ze nie lubię latać a na lotnisku nie siedzę jak dupa wołowa gapiąc się w ekran komórki tylko obserwuję otoczenie. ok 10 pasażerów leciał z językiem do kolan kiedy już zamykali bramkę. A to tylko 5 bramek dalej. Ta sama delegacja, Lot z miejsca docelowego na szeremietiewo. Niedziela, odlot 6 rano. Bilet kupiony z przesiadką do berlina od razu. Odleciałem koło 7:30. Kiedy samolot zatrzymał się koło autobusu, miałem 5 minut na wejście do odlotu. Autobus po lotnisku jechał 15 minut. A ja ledwo znając ruski musiałem przebukować bilet na inny lot. Gdybym nie trafił na normalnego pracownika to odbijałbym się tak po lotnisku bo odsyłali mnie do kogoś innego i nikt nie był w stanie zrozumieć ani po rusku, ani po angielsku, ze lot ich własnej linii się spóźnił przez co nie zdążyłem na inny samolot ich linii. A więc przygody z lotami, kurierami zdarzają się każdemu. A wy na podstawie tej historii wysnuwacie teorię jakoby to była fikcja literacka. Detektywi od siedmiu boleści. Trzeba było wybrać zawód tropiciela sensacji, zamiast obecnie wykonywany, jeśli jakikolwiek prócz internetu macie

Odpowiedz
avatar DeceiverInI
-1 3

dostalas odp na mail

Odpowiedz
avatar Zunrin
6 8

Niemiecki ordnung skończył się dawno temu.

Odpowiedz
avatar Driada
0 2

@Zunrin: jak bardzo dawno? Bo historia też nie jest przecież najświeższa, tylko taka z dawniejszych lat (bo czytając wszystkie historie autorki można wywnioskować że kilka lat minęło od czasu historii do teraz).

Odpowiedz
avatar Crannberry
-5 9

@Driada: Historia jest z 2013, a Ordnung skończył się mniej więcej w połowie ubiegłej dekady

Odpowiedz
avatar Driada
1 1

@Crannberry: no mówiłam że historia musi mieć kilka lat. Mój komentarz był skierowany Zunrina, bo odniosłam wrażenie, że tą wypowiedzią sugerował, że historia jest zmyślona, chociaż mogę się mylić, niemniej denerwują mnie takie przytyki bo bardzo lubię czytać Twoje historie.

Odpowiedz
avatar Grav
2 2

Myślę, że masowe bombardowanie mediów społecznościowych szybko by ich przekonało do zmiany procedur i zwrócenia pieniędzy :)

Odpowiedz
avatar Jaladreips
1 5

Przypomniała mi się taka anegdota z internetu. Niemieccy kontrolerzy lotu na lotnisku we Frankfurcie należą do niecierpliwych. Nie tylko oczekują, że będziesz wiedział, gdzie jest twoja bramka, ale również, jak tam dojechać, bez żadnej pomocy z ich strony. Tak wiec z pewnym rozbawieniem słuchaliśmy (my w Pan Am 747) poniższej wymiany zdań między kontrolą naziemną lotniska frankfurckiego, a samolotem British Airways 747 Speedbird 206 Speedbird 206: Dzień dobry, Frankfurt, Speedbird 206 wyjechał z pasa ładowania. Ground: Guten Morgen. Podjedź do swojej bramki. Wielki British Airways 747 wjechał na główny podjazd i zatrzymał się. Kontrola naziemna: Speedbird, wiesz gdzie masz jechać? Speedbird 206: Chwile, kontrola, szukam mojej bramki. Kontrola (z arogancka niecierpliwością): Speedbird 206, co, nigdy nie byłeś we Frankfurcie!?! Speedbird 206 (z zimnym spokojem): A tak, byłem, w 1944. W innym Boeingu, ale tylko żeby coś zrzucić. Nie zatrzymywałem się tutaj.

Odpowiedz
avatar Jaladreips
-1 3

I jeszcze jedna: Mechanik z Pan Am 727 czekając na pozwolenie na start w Monachium usłyszał, co poniżej: Lufthansa (po niemiecku): Kontrola, podajcie czas pozwolenia na start. Kontrola (po angielsku): Jeżeli chcesz odpowiedzi, musisz pytać po angielsku. Lufthansa (po angielsku): Jestem Niemcem, w niemieckim samolocie, w Niemczech. Dlaczego mam mówić po angielsku? Nierozpoznany głos (z pięknym brytyjskim akcentem): Bo przegraliście tę cholerną wojnę!

Odpowiedz
avatar boom_boom
-1 3

Jak już zmyślasz to przynajmniej zmyślaj z głowa. W DE można sobie wykupić ubezpieczenie od szkód i na adwokata. :)

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 0

@boom_boom: Wiem, Rechtschutz, świetna sprawa, bardzo się przydaje. Korzystałam w jego ramach z porad prawnych w późniejszych historiach (z anulowanymi biletami czy samochodem zastępczym). W 2013 nie wiedziałam jeszcze niestety o jego istnieniu.

Odpowiedz
avatar Error505
0 2

A ja Ci wierzę. Mimo, że sam mógłbym argumentować z niektórymi Twoimi wyjaśnieniami jak np: Nie do pomyślenia jest, ze Lufhansa nie odda jakiś 40€. To możliwe w innych liniach ale Lufa to Lufa. Jak mi połamali rączkę od walizki na O'Hare, to spisali kwit gdzie spisali ile kosztowała i jak długo ją mam. Po powrocie do Polski skontaktowałem się z nimi to tylko zapytali o nr konta i przelali kasę. Jak raz w życiu się zagapiłem na Malpensie to zorientowałem się jak przez głośniki mnie wołają strasznie przekręcając nazwisko. A boarding nie był z rękawa. Ale różnie bywa. Przypomniał mi się jeden kolega ze szkoły średniej, który miał takiego pecha, że jak trzeba było kogoś wylosować do czegoś niefajnego to sam proponował, ze nie trzeba bo on i tak przegra. :)

Odpowiedz
avatar Crannberry
-2 4

@Error505: Lufa miałaby nam oddać cztery stówki. Za 40 eur (czyli 10% wartości sporu) nie pracowałby adwokat, to miałam na myśli ;) Ale tym niemniej, kwota to dla nich żadna, więc spodziewaliśmy się zwrotu, choćby w celu "zachowania renomy". Za walizke oddali Ci cała kasę? Bo podobną akcję miał ostatnio mój szef. Też w Lufie. Zniszczyli mu walizkę, wysłał wszystkie dane, łącznie z wyceną nowej (walizka Rimowa, więc kosztowała kilka stówek, miał ją niecały rok). I oddali mu 30euro, bo potrącali ileś procent za każdy rozpoczęty miesiąc użytkowania...

Odpowiedz
avatar Error505
1 1

@Crannberry: Tak jak piszesz, chodzi o renomę i trochę dziwne, że chcieli się chandryczyć. Swoją drogą ja bym nie odpuścił. To jakaś godzinka na przygotowanie pozwu w postępowaniu uproszczonym (nie jestem prawnikiem), opłata jakieś kilkadziesiąt zł decyzja na posiedzeniu zamkniętym bez uczestnictwa stron (chyba tak to się nazywa). I wtedy na 90% by zapłacili bo sprawa jest oczywista i to ich prawnik kosztowałby dużo w razie odwołania. Co do walizki. Znam system. Obniżają wartość za każdy rok użytkowania (Ty piszesz o miesiącach ale to pewnie szef coś podkoloryzował, jakby oczekiwali, żebym pamiętał w jakim miesiącu ja kupiłem to bym ich śmiechem zabił). Trochę zawyżyłem cenę, trochę obniżyłem wiek i starczyło na nową. Ale do dziś szkoda mi tej walizki, bo była świetna.

Odpowiedz
avatar Crannberry
-2 2

@Error505: Historię znam tylko z jego opowiadania, może walizka była starsza niż mówił, a on nie chciał sie przyznać, że nie kupuje co roku nowej, tylko lata z taką z poprzedniego sezonu ;) W ostatnich latach, chandrycząc się o rózne sprawy, zauważyłam prawidłowośc, że pierwsze roszczenie klienta bardo często jest odrzucane (może liczą, że ludzie albo nie znają przepisów, albo nie będzie im się chciało szarpać, zwłaszcza o drobne kwoty), dopiero kiedy klient nie ustępuje i przysyła im albo pismo od adwokata, albo zaczynające się od słów "po rozmowie z adwokatem", pełne paragrafów, to ustępują, ale ze słowami, że jest to z ich strony "gest dobrej woli" (aus Kulanz)

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

"Dotychczas w przypadku podróży na jednym numerze rezerwacji obowiązywał limit sumy bagażu, czyli podrózując w 4 osoby, mogliśmy zabrać ze sobą łącznie 80kg bagażu rejestrowanego w dowolnej konfiguracji (z zastrzeżeniem, że walizka nie może być cięższa niż 32kg)" Może w pierwszych latach funkjonowania Lufthansy (za Adolfa jeszcze) takbyło. W czasach bardziej nowożytnych limit bagażu jest na osobę. Oczywiście może się zdarzyć, że pracownik dokonujący odprawy bagażowej przymknie oko na znoszące się wzajemnie odstępstwa wśród pasażerów odprawianych razem, ale nie jest to żadna reguła. To jedno. Drugą sprawą jest to, że jeśli Lufa się przyznała, że nie polecieliście z ich winy, to należy wam sie odszkodowanie w wysokości ustalonej prawem europejskim w zależności od długości planowanego lotu. Oczywiście, niektóre linie próbują się od tego migać, ale wtedy ida w zaparte, że to siła wyższa.

Odpowiedz
avatar Crannberry
-1 1

@Jorn: może nie za Adolfa, ale spokojnie gdzieś do 2009-10, dopóki linie lotnicze nie wprowadziły dodatkowych opłat za bagaż rejestrowany. POtem wiele linii zmieniło przepisy. Ale też w Lufie nigdy się nikt nie czepiał i nie kazał przekładać jednego kilograma. Przyznać się przyznali, kasy nie chcieli zwrócić. Za bilety płaciliśmy karta byłego, on po tym liście odpuścił temat, a ja się za słabo orientowałam, żeby drążyć.

Odpowiedz
avatar andtwo
2 4

Trafiłam na Piekielnych na kilka historii, które zdarzyły się także moim znajomym, a które zostały uznane za fejki. Tyle w temacie specjalistów od prawdziwości historii. Twoje historie bardzo przyjemnie się czyta. Nie obchodzi mnie, czy są zmyślone. Ja ciągle przyciągam dziwnych ludzi i problemy, dużo rzeczy już widziałam i wiem, że to, że czegoś nie przeżyłam osobiście nie oznacza, że nie przydarzyło się komuś innemu.

Odpowiedz
avatar matyyi
0 0

Nie ukrywam, że na każdą Twoją następną historie czekam z wypiekami na twarzy. Może to czas napisać jakąś ksiażkę? :D

Odpowiedz
Udostępnij