Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Trochę o specyficznych pracownikach ochrony z obiektu, na którym pracowałam. Dzisiaj o…

Trochę o specyficznych pracownikach ochrony z obiektu, na którym pracowałam.

Dzisiaj o przypadku najcięższym – Michasiu.

Michaś przyszedł do nas na początku wakacji – dorabiał jako student, wysoki, blondyn, nie rzucał się od początku szczególnie w oczy, ale już po kilku dniach pokazał pazury.

Michaś studiował. Co? Zależy kogo spytać, wersje były różne w zależności kto pytał - filozofia, filologia, socjologia, psychologia… Przez to, że studiował, a większość chłopaków z ochrony nie (większość nie miała skończonych szkół, ale byli to ludzie do rany przyłóż, z którymi się miło pracowało) czuł się lepszy od wszystkich. Używał „trudnych słów”, by pokazać swoją wyższość nad nami. Tylko miał pecha, bo ja też znałam te trudne słowa i kilka razy przyłapałam go na używaniu ich źle (typu bynajmniej użyte jako przynajmniej). Zostałam jego najmniej lubianą koleżanką, co prowadzi nas do dalszej części.

Chłopak po pierwszej rozmowie wściekał się, bo zbijałam wszystkie argumenty w jego jakieś dyspucie filozoficznej na temat codziennego życia. Siedzieliśmy razem na takim bocznym posterunku, więc żeby zabić czas zazwyczaj się gadało o wszystkim i niczym. Nie z nim. Jak rozmowa to tylko z super głębią, a przemyślenia miał jak mały chłopiec, który pierwszy raz przestał się trzymać maminej spódnicy. W konsekwencji spytałam ile ma lat, bo brzmiał jak taki nieopierzony 18-latek. Obraził się.

Michaś miał bardzo dziwny stosunek do pracy. Uważał, że nikt nie ma prawa mu mówić jak ma pracować i co ma kiedy robić. Niestety w ochronie to tak nie działa. Mamy swoje schematy postępowania, zasady i procedury, których należy bezwzględnie przestrzegać. I tak – ten boczny posterunek nie miał prawa stać sam, ale Michaś potrzebował pilnie kawy, kiedy na głównej recepcji był Armagedon i dziewczyny z tego posterunku nie było, reszta chłopaków była w rozbiegach na obiekcie, więc nikt nie mógł go zastąpić. Szef ochrony powiedział że ma siedzieć i czekać. Ale Michasiowi nikt nie będzie mówił co ma robić. Poszedł sobie po kawkę, akurat kiedy wchodziła góra. Oberwało się całej ochronie, więc u chłopaków Michaś miał WIELKIEGO minusa.
Wtedy też sprawy zaczęły się komplikować.

Michaś większość czasu na początku pracy wykonywał taką prace, że stał przy jednych drzwiach i sprawdzał, czy przechodzą przez te drzwi tylko uprawione osoby. Drzwi te znajdowały się już wewnątrz „strefy chronionej”, ale przez błąd projektantów można się do nich było dostać z zewnątrz. Góra bardzo pilnowała, żebyśmy my tych drzwi pilnowali. Michaś jednak stał przy tych drzwiach i każdej kolejnej osobie je otwierał. Na moje pytanie, czy powstrzymałby od przejścia kogoś, kto nie ma uprawnień nimi przejść odparł po prostu „nie”.

Szef jak to usłyszał, to natychmiastowa rozmowa dyscyplinująca, która zahaczyła jeszcze o kolejną skargę na rower przypięty na drodze ewakuacyjnej wewnątrz budynku, gdzie na obchodzie był 10 minut wcześniej Michaś. Twierdzi że nie widział. Na nagraniu z kamer natomiast doskonale widać, że zaglądał tam, gdzie ten rower był przypięty (akurat ktoś go tak nieszczęśliwie przypiął, że na kamerze nie było widać, ale za drzwiami na klatkę już nie dało się go przegapić).

I tak dotarliśmy do największego grzechu Michasia. Higieny. Chłopak chwalił się, że chodzi co dwa tygodnie do kosmetyczki. Fajnie, tylko… Po jego pierwszej nocce w pracy na tym bocznym posterunku siedziałam ja. Wchodzę rano, coś jakoś śmierdzi. Przejrzałam szafki, czy coś nie zostało i nie spleśniało, nawet do śmietnika zajrzałam i wtedy przyszedł szef z odświeżaczem powietrza. Okazało się, że Michaś miał tak śmierdzące stopy, że gdy te nieobute położył na dywanie ten prześmierdnął…

Możecie sobie wyobrazić, jak mocno musiał śmierdzieć. Podkreślę tylko, że na budynku były dostępne prysznice, z których panowie zawsze korzystali przy 24h służbach. Okazało się, że Michaś od miesiąca (lipiec) ani razu nie wyprał ani nie zmienił koszuli, która była dosłownie czarna. W szatni chłopaków unosił się zapach męskiego potu i brudu, więc panowie zaczęli odmawiać przebierania się tam. Szef zwrócił chłopakowi uwagę, a ten zapytał dwóch dziewczyn, które pracowały od 3 dni, czy on śmierdzi. Po pierwsze żadna nie była w stanie tego stwierdzić jeszcze, a po drugie kto byłby na tyle szczery, żeby od razu walnąć nowo poznanej osobie „no w sumie, to trochę cię czuć…”.

Brak poprawy w higienie po zwróceniu uwagi nasilał konflikt z Michasiem. Bo Michaś po jakimś czasie nie tylko uważał, że jest lepszy od nas wszystkich, ale też od naszego szefa, zaczął kwestionować jego decyzje, kłócić się o każde polecenie, odmawiać wykonania pracy. Plus przestał być po prostu człowiekiem. U nas normą było, że jak ktoś idzie po kawę, to pyta czy ktoś chce. Jak szło się do toalety, to się oznajmiało, żeby nikt się nie martwił, że poszedłeś w cholerę i wrócisz za 5 minut, albo godzinę, a tobie ciśnie na pęcherz. Normalne i ludzkie. Ale nie Michaś! On potrafił zniknąć bez słowa i nie wracać długo. A stanowiska opuścić nie wolno. Dodatkowo chłopaki czasami zamieniali się grafikami, bo coś komuś wypadło, coś się nagle podziało i potrzebował więcej wolnego.

Wszystko w ramach koleżeńskiej współpracy. I o ile zamieniać się na swoją korzyść Michaś lubił o tyle w drugą stronę już nie bardzo. Raz kolegę potrącił samochód na parkingu (nic groźnego, ale miał złamaną rękę) i nagle wypadł z grafiku. Michaś miał wtedy tydzień urlopu, jednak szef zadzwonił zapytać czy nie przyjdzie chociaż na jeden dzień, bo jeszcze nie znaleźli nikogo, kto by na stałe na kilka miesięcy za tego kolegę przyszedł. Nie, oczywiście, bo Michaś się zamknął na tydzień ze swoją dziewczyną w mieszkaniu i nie zamierza wychodzić. Tak, miał urlop, miał prawo odmówić, ale szef mu zaproponował, że po urlopie da mu jeszcze dwa dni wolne, bo do tego czasu ma być ktoś nowy. Nie i nie.

I tak narosły złe nastroje, że dyrektor postanowił chłopaka przenieść, ale zanim go przeniósł zlecił mu jedną dodatkową fuchę. Spłonął jakiś budynek i właściciel chciał ochrony, żeby nikt nie wyniósł tego, co zostało ani sobie tam krzywdy nie zrobił.

Michaś dostał dokładną instrukcję – masz robić A i B, jeśli stanie się C to masz zrobić D. A poza tym masz tu siedzieć na d… i się nie ruszać. Nawet go szef tam zawiózł rano i miał wieczorem odebrać. Jednak gdy go odebrał, to Michaś opieprzył szefa, bo akurat zdarzyło się C, a on nie zrobił D, tylko coś z de i dostał za to porządny opr od interwencji, która przyjechała dotrzymać mu towarzystwa. Szef się też dowiedział, że Michaś nie zrobił ani A, ani B, ani nie siedział na miejscu.

I tak go pożegnaliśmy… Nikt nie tęsknił, tylko tę czarną, kiedyś białą koszulę musieliśmy zutylizować jako odpady skażone.

ochrona ludzie uslugi

by calodniowysen
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Dominik
7 13

Ale on chyba dobrze użył Onegdaj, jeśli miał na myśli „dawno temu”.

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 8

@calodniowysen: Dałaś zły przykład, bo "onegdaj" może oznaczać dawno temu. No i coś Ci się chyba pomyliło z tym seksualnym podejściem do pracy.

Odpowiedz
avatar calodniowysen
-5 11

@Ohboy: Okej, przykład był zły, sens ten sam, przyznaję się do błędu, sama znałam tylko to jedno znaczenie (ach ta nauczycielka polskiego...).

Odpowiedz
avatar Dominik
-2 6

@calodniowysen: i może się jeszcze okazać, że jest mnóstwo innych nieścisłość, na przykład, że banda sebixow-nieuków inteligenta wrabiała.

Odpowiedz
avatar calodniowysen
-1 9

@Dominik: Eee... bardzo bym prosiła o nieobrażanie moich kolegów z dawnej pracy. Bo może nie mieli tytułów naukowych, ale są dobrymi, normalnymi ludźmi. Czasami zdecydowanie lepiej wychowanymi, niż ludzie z mnóstwem skrótów przed nazwiskiem. I nikt nikogo nie wrabiał, bo się nam to po prostu nie opłacało. Bo jak jakaś robota była zawalona, to dostawało się wszystkim, a nie osobie, która czegoś nie zrobiła, więc w naszym interesie było pilnować, żeby wszystko było tak jak być powinno. A nieścisłość to była w moim przykładzie, a nie w zachowaniu Michasia.

Odpowiedz
avatar Ophelie
8 10

No ja rozumiem piekielnosc, piekielnoscia i w ogole ale jakby ktos by mi w srodku urlopu zadzwonil, ze mam isc do pracy to tez bym sie nie zgodzila. I niewazne czy sie zamknelam z chlopakiem, psem czy telewizorem

Odpowiedz
avatar hulakula
-1 1

@Ophelie: no ale to kwestia sytuacji i dobrej woli. jak ktoś jest na miejscu, nie ma jakichś poważniejszych planów to co za problem? przerwany urlop - się zeruje jakby go wcale nie było.

Odpowiedz
avatar calodniowysen
2 2

@Ophelie: Zadzwonił, bo dzwonił do wszystkich, byliśmy przygotowani że odmówi, ale jednak jakby się zgodził, byłoby to mega pomocne i miały spory kredyt u szefa, a jak pisałam sytuacja była nagła, bo był sam początek miesiąca a kolegę potrącił samochód.

Odpowiedz
avatar Ophelie
7 7

@calodniowysen: No ja rozumiem. I rozumiem, ze to kwestia dobrej woli i ze jak nie robisz nic ciekawego to moze sie zgodzisz. Tylko ze to zadna piekielnosc z jego strony, ze akurat sie nie zgodzil

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
9 9

Jeśli"przynajmniej" i "bynajmniej" to trudne słowa, to poziom polskiej edukacji padł na pysk albo żadnych studiów Michaś nie ukończył.

Odpowiedz
avatar calodniowysen
-1 3

@pasjonatpl: Przykład, tylko przykład :) A osobiście znam tylko 3 osoby, które zawsze potrafią użyć tych dwóch słów poprawnie, większość nie używa, a cała reszta używa jak w przykładzie. A co do studiów... W sumie byliśmy już pod koniec jego pracy prawie pewni, że on jakieś studia zaczął, ale raczej zrobił po kilka miesięcy tych wszystkich wymienionych kierunków.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@calodniowysen: Też nie używam, ale mniej więcej znam róznicę. Tzn. wiem bardzo dobrze, w jakim kontekście używa się "przynajmniej", z "bynajmniej" mogę się trochę pomylić, ale z grubsza wiem, co znaczy. Są za to inne, dużo ciekawsze terminy, których można użyć, żeby kogoś zagiąć. Zwłaszcza jeśli ma się trochę wiedzy z kierunku, który podobno studiował. No właśnie, co on niby studiował? Co to był za kierunek?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 listopada 2019 o 12:30

avatar calodniowysen
1 1

@pasjonatpl: To wie już sam Michaś. Nikt z nas nigdy nie doszedł prawdy.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@calodniowysen: u mnie nawet doktorowie i profesorowie tak mowia, o zgrozo i TE- te rozporzadzenie, te ulaskawienie, te dziecko, auto i okno...

Odpowiedz
avatar calodniowysen
0 0

@bazienka: Profesorowie mówiący "włanczać i wyłańczać" no okej... sami fizycy, chociaż powinni znać język ojczysty. Ale polonistka z LO, która tak mówiła - to dopiero zgroza!

Odpowiedz
Udostępnij