Teściowie mojego brata należą do najbardziej niepunktualnych ludzi, jakich znam. O ile rozumiem, że jeśli się kogoś zaprasza na przyjęcie, to można się spóźnić 10-15 minut, a w skrajnych sytuacjach nawet i dłużej (pod warunkiem, że się uprzedzi), o tyle regularne pojawianie się 1,5 godziny po czasie bez wcześniejszego uprzedzenia i nawet bez słowa "przepraszam", uważam za brak kultury i brak szacunku do zapraszających, jak i do pozostałych gości.
Niedawno moi rodzice obchodzili rocznicę ślubu, jedną z tych okrągłych. Na tę okoliczność zaprosili trochę gości, głównie swoje rodzeństwo z nieusamodzielnionymi dziećmi (tj. takimi, które wciąż mieszkają z rodzicami) oraz właśnie teściów brata. W rodzinie mojej bratowej brak punktualności z ich strony jest wręcz legendarny i stanowi motyw przewodni wielu rodzinnych historyjek, z tym że nikt nie widzi w tym nic złego. Raczej jest to powód do żartów w stylu: "Ojej, zaprosiliście ich na 17? To trzeba było powiedzieć, że przyjęcie jest na 16, to byłaby szansa, że o 17.30 będą, hihi."
Moi rodzice zaprosili ich i poinformowali, że obiad jest o 14. Dzień przyjęcia - domownicy od samego rana krzątają się po kuchni, nakrywają do stołu itp., zgodnie z wpojoną nam zasadą, że jeśli się kogoś zaprasza na jakąś godzinę, to się czeka na gościa, a nie gość ma czekać, aż wszystko będzie gotowe. W piekarniku grzeje się mięso, ziemniaki się gotują, wszystko wyliczone tak, żeby chwilę po 14 móc to podawać.
Pierwsi goście pojawiają się tuż przed 14, zjeżdżają się kolejni, w tym wujek i ciocia, którzy mieli do przejechania prawie 300 km i od śniadania niczego nie jedli. Godzina 14.30 - są już wszyscy, poza teściami brata. Zniecierpliwiona mama daje komendę, żeby podać zupę i zacząć jeść. Bratowa zbita z tropu pyta:
- A to nie poczekamy na rodziców? (u nich w domu to jest standard)
- Nie dzwonili, że się spóźnią, poza tym wszystko stygnie.
Goście zjedli zupę, zjedli drugie danie, chwila odpoczynku, posprzątałam naczynia i wstawiłam je do zmywarki, brat rozstawił talerzyki deserowe, zaczynamy zbierać zamówienie na kawę / herbatę, bo będzie tort.
Tort pokrojony, podany, w sumie poznikał już z talerzy, jak wreszcie zadzwonił domofon. Godzina 15.30, przychodzą teściowie. Ani me, ani be, żadnego przepraszam, żadnego tłumaczenia, zadowoleni wchodzą do salonu. Podałam im talerzyki z tortem.
- O, to u was obiad zaczyna się od tortu? - spróbował zażartować teść.
- Nie, u nas obiad zaczyna się punktualnie, a jakiś czas później jest deser - odpowiedziałam. - Ale z obiadu coś jeszcze zostało, mogę podać, ale będzie zimne, bo nie mamy kucharki do pilnowania garów, a my też byśmy chcieli usiąść z rodzicami i porozmawiać, a nie tylko dyżurować w kuchni.
Teść zmieszany zamknął się w sobie, a jego żona wbiła wzrok w talerzyk z tortem. Do końca przyjęcia nie odzywali się, wyraźnie zawstydzeni tą uwagą. Ciekawa jestem, czy wyciągną wnioski na przyszłość.
brak punktualności
Mam nadzieję, że coś do nich dotarło. Miałam taką znajomą, która wiecznie się mocno spóźniała, więc zaczęłam odwoływać spotkania. Tzn. jak nie było jej już 20 minut to pisałam, że w takim razie się nie spotkamy (i się tego trzymałam). Po którymś odwołaniu z kolei przestała się spóźniać (jak już, to 15 minut maks i wysyła SMSa) i trwa to już kilka lat.
OdpowiedzNie, nie wyciągną wniosków, albo dosłownie raz czy dwa będą w miarę punktualnie i wrócą do swojego przyzwyczajenia. Znam taką parę. Nie będę wdawać się w szczegóły, ale dokładnie tak samo to wygląda: pada pytanie: na którą będziecie/na którą zrobić obiad? Odpowiedź: będziemy o 13. Godzina 14:15 ich dalej nie ma. Wreszcie - 14:30 są! Ani słowa wyjaśnienia, bo po co - zawsze tak przychodzą, każdy przyzwyczaił się od tych prawie piętnastu lat. Prośby i groźby nie skutkują. Punktualnie (czyli w ich przypadku między 15 a 30 minut spóźnienia) są raz na rok albo rzadziej i wtedy bardzo się tym szczycą. A potem znowu godzina lub półtorej spóźnienia. Przez lata mówiłam żeby im podawać, że np wszystko będzie gotowe na 12, a tak naprawdę przygotować na przed 14, bo wtedy jest szansa, ze nie trzeba będzie na nich czekać. A gdzie tam - nikt mnie nigdy nie słucha, dostają informację, że mają być na 14 to są prawie przed 16.... Dorośli ludzie i niby odpowiedzialni ludzie....
Odpowiedz@unana: Przestałbym takie osoby zapraszać.
Odpowiedz@PooH77: trochę ciężko wtym przypadku nie zapraszać tak bliskiej rodziny. Nie chcę wydawać się w szczegóły, bo to byłaby bardzo długa historia i obawiam się, że nawet bezpodawania jakichkolwiek imion czy nazw miejscowości można y rozszyfrować o kim mówi gdyby ktoś z rodziny lub przyjaciół to przeczytał.
OdpowiedzO 14:30 podano zupę, a o 15:30 było już po deserze? Boże, kto tak je i to jeszcze na niby eleganckim obiedzie?
Odpowiedz@digi51: Jeśli jest to obiad w domu, zrobiony przez gospodynię, to nie dziwię się takiemu trybowi. U mnie rodzinne spotkania wyglądają podobnie. Umawiamy się, dajmy na to na 14, chwila pogaduszek i obiad (zazwyczaj jednodaniowy). Po obiedzie chwila odpoczynku i od razu na stole pojawia się ciasto, herbata, kawa-deser, tak aby każdy z gości mógł swobodnie sobie ze słodkości skorzystać. Na koniec, zazwyczaj przed samym rozjazdem gości, jakaś ciepła, szybka kolacja-bigos, barszczyk, wędlina, bo mieszkamy w takich odległościach od siebie, że lepiej coś wrzucić na ruszt przed drogą do domu. Jak się spotyka z rodziną na jakiejś uroczystości i trzeba samemu gotować, to kumuluje się posiłki. Nie zaprasza się kogoś, żeby odkrzykiwać mu z kuchni.
Odpowiedz@digi51: Nie masz się do czego przyczepić?
Odpowiedz@Habiel: U mnie w rodzinie tak samo.Prawie jak na akord. Maks 30-40 minut już po obiedzie i zaraz kawa plus ciacho. I póżniej dogorywanie z przejedzenia.
Odpowiedz@Habiel: ok, sorry, ale dla mnie jedzenie czy raczej wpychanie w siebie właśnie na akord to dość egzotyczna sprawa, stąd mój niemały szok.
Odpowiedz@digi51: Rosół jest najlepszy jak jest gorący,no chyba że Ty lubisz zimne,tłuste oka jak zostają na ustach.Więc się go szybko je. Kluski śląskie jak są zimnawe to są twarde i niesmaczne,tak samo ziemniaki więc nie dziw się że ludzie dość szybko jedzą. No chyba że potrawy są w bemarze ale dom to nie knajpa. Egzotyczne potrawy to się pewnie u Ciebie serwuje w restauracji i trzeba się w skupieniu przyjrzeć od której strony zacząć konsumpcję.
Odpowiedz@digi51: U mnie w domu właśnie tak jakoś jest. Dopiero po podaniu ciasta oraz kawy / herbaty tempo zwalnia i po prostu się plotkuje, a jak ktoś ma ochotę, to raz na jakiś czas nałoży sobie na talerz coś słodkiego. W tym przypadku tempo było też trochę podyktowane obecnością niektórych gości, którzy przyjechali z daleka i musieli wracać jeszcze tego samego dnia. Teraz to i tak jest spokojnie z jedzeniem, bo pamiętam, że jak byłam mała to było: dwudaniowy obiad, deser, a po jakimś czasie na stole lądowała jeszcze wędlina, sery, grzybki, ogóreczki itp.
Odpowiedz@Balbina: co tak złośliwie? Owszem, nie przeczę, że najlepiej jeść potrawy na ciepło, ale nie wiem, co może być przyjemnego we wsuwaniu 3 dań zaraz po sobie. Pomijając, że dla mnie byłoby to po prostu nieprzyjemne smaków, to sądzę, że taka ilość jedzenia w tak krótkim czasie jest po prostu niezdrowa. U mnie w domu robiło się dłuższe przerwy między posiłkami, jeżeli było to krótkie spotkanio to serwowane tylko jedno danie i ewentualnie deser do samoobsługi, a nie tonę żarcia do wsunięcia na akord. Ewentualnie zimny bufet, żeby każdy obsluzyl się w swoim tempie. Z moją pracą nie ma to żadnego związku, ale owszem, uważam, że dobre jedzenie warto spożywać w spokoju i się nim delektować, a nie wpychać w siebie byle szybciej, aby gospodarz mógł zaserwować kolejne danie
Odpowiedz@digi51: Na Ciebie jedną spożywającą obiad rodzinny w skupieniu, jest w tej historii szybsze tempo u -autorki -Habiela -Astora i u Balbiny Więc się nie dziw takiej reakcji.I jeżeli komentujesz nasze zachowanie jako egzotyczne to się nie dziw komentarza Kerownika-Nie masz się do czego przyczepić?
Odpowiedz@digi51: NIe chcę być wścibska, ale ile ty nakładasz na talerz, że to "taka ilość jedzenia, że aż niezdrowe"? Na proszonym obiedzie raczej nie nalewasz sobie zupy po brzegi, ani nie nakładasz drugiego "z czubkiem", zwłaszcza mając w perspektywie deser, na który też trzeba zachować miejsce. Tam, gdzie obsługuje gospodyni - je się obiad w normalnym tempie, a dopiero po wyłożeniu deseru rozpoczyna się "życie towarzyskie" - żeby i gospodyni mogła w nim uczestniczyć.
Odpowiedz@digi51: Nie przesadzajmy z tą toną żarcia i jedzeniem na akord, zwłaszcza, że każdy ma wolną wolę i jeśli jest przejedzony to może po prostu odmówić i poczęstować się później. Jak tak się zastanowię, to wszędzie, gdzie bywałam, deser był szybko podawany po obiedzie na stół, ale nie był na siłę wciskany. Takie ciasto stało na stole, kto chciał, to się częstował, kto nie miał póki co ochoty, to czekał i albo jadł później, albo w ogóle rezygnował.
Odpowiedz@Balbina: no i co w związku z tym, że "was" jest więcej? Wyraziłam swoje zdziwienie tak szybkim tempem jedzenie, bo się z nim nie spotkałam ani w domu ani nigdzie w gościach i przyznaję, że nadal DLA MNIE to dziwne i to, że jesteście liczebnej przewadze nie czyni tego dla mnie mniej dziwnym. Żadne czepianie, tylko wyrażenie zdziwienia, a wręcz szoku. @niemoja, 3 daniowy posiłek nawet w skromnych porcjacj to ok. 1000kcal.sporo jak dla mnie w godzinę.
Odpowiedz@digi51: Nie,Ty nie wyraziłaś zdziwienia Ty przeżyłaś szok. Nawet przyrównałaś to do czegoś egzotycznego.
Odpowiedz@digi51: Wyobraź sobie, że swego czasu w takiej instytucji jak wojsko na zjedzenie dwudaniowego obiadu było max 20 minut :) Na początku niektórzy mieli z tym problemy, ale po tygodniu już każdy potrafił w biegu zjeść talerz gorącej zupy, drugie danie i zapić to kubkiem wrzątku :)
Odpowiedz@Balbina: I w sumie słusznie, bo pierniczycie wszyscy jak potłuczeni. Ciekawe, gdzie was kindersztuby uczono? Chyba w Pierdziszewie Mniejszym. Odnośnie spóźnień. Przyjęcie - to przyjecie. Tu się karty zegarowej nie odbija. Nikt nie ma obowiązku przybycia równo z gwizdkiem. Prawdę mówiąc, w dobrym tonie jest spóźnienie się pięć, dziesięć minut. Nie więcej jednak, niż piętnaście. I nie chodzi tu, bynajmniej, o to, że gospodyni podryguje niecierpliwie w kuchni, bo ma rosół na gazie, a ziemniaki jej "dochodzą", tylko o to, żeby goście mogli zasiąść do stołu jednocześnie. Goście obdarowują gospodynię prezentem. Może to być alkohol, kwiaty, lub słodycze. Chyba nie muszę dodawać, że kwiaty powinny stanąć w wazonie w widocznym miejscu (nie na stole), a słodycze i alkohol podane w trakcie przyjęcia w odpowiednim momencie. Przed daniem głównym (czyli obiadem) podaje się przystawki. Powinny one być ustawione na stole tuż przed przybyciem gości, a nie podawane dopiero, gdy zajmą miejsca. Przygotowane powinny być również talerzyki, sztućce i kieliszki (no, chyba że za stołem sami abstynenci). Na przyjęcie w porze obiadowej gość nie powinien przychodzić najedzony. Dlatego przystawkami zaspokaja pierwszy "głód", winkiem wspomaga apetyt i trawienie. Po jakimś czasie (dłuższym, lub krótszym) gospodarze sprzątają ze stołu przystawki i podaje się obiad. Zupę (lekką) najlepiej w wazie, na osobnych półmiskach ziemniaki, mięso, i jarzynę. Goście nakładają sobie potrawy sami. Nakłada się małe ilości, w razie niedosytu zawsze można dołożyć sobie jeszcze troszkę tego, czy owego. Ma to tę zaletę, że gość sam decyduje ile chce zjeść, nie musi się napychać pod korek już nałożoną porcją, żeby gospodarze nie pomyśleli, że nie smakuje. A teraz się pewnie bardzo zdziwicie, ale proponowany przez gospodarzy deser i gorące napoje - to sygnał do zakończenia imprezy. U mnie mówiło się żartobliwie "komu kawę, komu herbatę, komu kapotę?". Oczywiście, jak można sobie było pozwolić na taki tekst ze względu na "swojski" zestaw biesiadników. Dlatego ja, gdybym trafiła na proszony obiad z deserem podany w tak ekspresowym tempie, uznałabym, że - po dopiciu kawy i przełknięciu ostatniego kęsa ciasta - należy się pożegnać i ewakuować do domu. No bo ileż można siedzieć nad pustą filiżanką i smętnymi okruchami ciasta na stole? Lub też, ile można wypić tych herbat i ile kawałków ciasta opchnąć? Dlatego w moim (rodziców) domu, najczęściej, po uprzątnięciu resztek obiadu - na stół wjeżdżały ponownie przystawki. Bo do alkoholu potrzebna jest przekąska. Jeśli ktoś sygnalizował potrzebę wcześniejszego opuszczenia imprezy - po prostu - otrzymywał ten deser i kawę wcześniej niż reszta (chyba, że nie lubił słodyczy, wtedy dostawał "rozchodniaczka").
OdpowiedzJa nie lubie jak mam czekać po pół godziny na kolejne danie. U mnie w domu podaje sie zupe, jak wszyscy zjedza to drugie, a potem odrazu deser. Nie jest to ani na akord, ani nikomu nie wyrywa sie talerza, ale zazwyczaj do godziny wszystko jest zjedzone. Pozniej siedamy na kanapie i rozmawiamy, pojawiasie kawa, herbata, ciasteczka. Podobnie wyglada to na obiadach u znajomych.
Odpowiedz@Armagedon: Ależ kochana,obiad proszony się tak podaje. Nikt nie podaje na talerzach gotowca. A co do przystawek to w każdym domu są inne zwyczaje. U Ciebie się je podaje u mnie nie. Bo jak bym skubnęła to i owo przed i popiła winem to nic mi by się już nie zmieściło w brzuszku. Widocznie w Pierdziszewie Mniejszym skąd wielu z nas pochodzi są bardziej ludowe zwyczaje.
Odpowiedz@Balbina: Co nie oznacza, że zwyczaje "mniej ludowe" są gorsze i należy je wyśmiać.
Odpowiedz@digi51: jestem zdziwiona zdziwieniem. Ile, wg Ciebie, powinno jeść się obiad? Przecież to w maksie jest właśnie jedna godzina.
Odpowiedz@digi51: "ale nie wiem, co może być przyjemnego we wsuwaniu 3 dań zaraz po sobie. Pomijając, że dla mnie byłoby to po prostu nieprzyjemne smaków, to sądzę, że taka ilość jedzenia w tak krótkim czasie jest po prostu niezdrowa. U mnie w domu robiło się dłuższe przerwy między posiłkami, jeżeli było to krótkie spotkanio to serwowane tylko jedno danie" Idąc do restauracji często zamawia się zupę i główne a często i przystawkę nie mówiąc o deserze. I wyobraź sobie ludzie dają radę bez konieczności odchodzenia od stołu by odpocząć. Co do tempa to serio godzina to jest mało na zjedzenie dwóch dań i wypicie kawy? Wychodzi 20 minut na każde. Akurat tyle by nie zdążyło całkiem wystygnąć.
Odpowiedz@Armagedon: dzięki za skrót Savoir-vivre’u. Czy jak to napisać :-)
Odpowiedz@Grejfrutowa: A ciekawe, ile, według CIEBIE, powinno trwać przyjecie jubileuszowe? Powiedzmy, z okazji trzydziestej rocznicy ślubu? Godzinkę? A potem co? Pojedli? Popili? Ciasto dostali? Nażarli się? - No to zbierać tyłki do dom, pora na was, impreza skończona? A jak ktoś z innego miasta przyjechał? No, co proponujesz? Kiwanie się nad pustym stołem? A może pierdzenie w kanapę przed telewizorem, bo gospodarze chcą obejrzeć swój ulubiony serial? A tak za trzy, cztery godzinki, jubilaci proponują kolacyjkę, bo sami już zgłodnieli, gospodyni robi na biegu parę kanapeczek z topionym serkiem, z rzodkiewką, lub jajem na twardo, do tego cienką herbatkę z torebki - i tyle? Wiesz, gdzie ja bym miała takie PRZYJĘCIE?
Odpowiedz@Armagedon: od 14 tak do 24 minimum. Ale co ma do tego fakt, że obiad trwa godzinę? I co ty pier... o pustym stole? Jak u ciebie to wygląda? 14 zupa, 18 drugie danie, 22 tort?
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 14 listopada 2019 o 8:09
@Grejfrutowa: Plusik dodatkowy. Niestety albo stety czasy długich posiadówek już dawno minęły. Stara gwardia przyzwyczajona do długiego siedzenia wymiera. Młodym się nie chce siedzieć w jednym miejscu tak długo i to oni najczęściej szybciej "uciekają" z takich przyjęć domowych. Moja córka ma kolegę którego rodzice robią imprezę i siedzą do usioru przy zastawionym stole.Jedzenie leży bo już nikt nie może w siebie nic wcisnąć.Mordęga. Kręgosłup boli,brzuch napchany przeszkadza a gospodyni zasypia z przemęczenia. Zauważyłam że robiąc nawet takie imprezy grillowe towarzystwo coraz szybciej się wykrusza.Kiedyś kończyliśmy 2-3(zaczynając o 17) a teraz już o 22-23 ludziska się kręcą do wyjścia.
Odpowiedz@Balbina: Nie wiem, czy minęły, bo nadal na takie posiadówki chodzę. Nie mam (prawie) rodziny, ale mam przyjaciół i ich rodziców. Duża rodzina, duży stół, najpierw obiad (tak, trzy dania w godzinę, szook!), później cały zestaw przekąsek, ciast, zagryzek, zakąsek, wódka, wino, kawa, herbata etc. Później wjeżdża kolacja i znowu: wódeczka, winko, co kto lubi. I po 8 czy 10 godzinach można powoli myśleć, by iść do domu.
Odpowiedz@Grejfrutowa: Padłabym na pysk.
Odpowiedz@Armagedon: Ja się domyślam, gdzie miałabyś takie przyjęcie i na szczęście nie jesteś zapraszana do mnie do domu, bo po prostu nie potrafisz zrozumieć, że w niektórych rodzinach jest inny rytm i przebieg takich wydarzeń. Łącznie z tym, że jeśli pogoda dopisuje, to po takim deserze wychodzi się na rodzinny spacer, szczególnie w święta.
Odpowiedz@digi51: jem mega wolno, czasem na raty a i tak w godzinie mieszcze sie spokojnie
OdpowiedzMiałam też takich znajomych. Impreza w domu,grill,zabawa w lokalu-zawsze ostatni. Zawsze opóżnienie nawet i półtorej godziny. Jak się do nich dzwoniło puszczali tekst że już,już jedziemy. Po pewnym czasie przestało być to zabawne. Jakoś nasze drogi się rozeszły.
OdpowiedzMoi teściowie znów są zawsze zbyt wcześnie. Zaproszenie na 17.00 a tu dzwonek o 16.15 ... W domu popłoch, bo my w trakcie sprzątania, po obiedzie jeszcze nie posprzątane... Bo wyjechali wcześniej, żeby wcześniej wrócić...
Odpowiedz@wonka0: Jezu, masz moich teściów? To jest straszne! Jeszcze gorsze od spóźniania się...
Odpowiedz@wonka0: Kiedyś, jak byłam mała, przydybałam z okna kuzynkę (kuzynka sporo starsza ode mnie) z mężem i dzieckiem, jak trzeci raz robili kółeczko wokół bloku. Zapytałam dlaczego, a oni odpowiedzieli mi, że punktualność to przychodzenie na czas, ani wcześniej, ani później, i dlatego spacerowali po osiedlu, żeby nie przyjść przed czasen.
Odpowiedz@astor: jak jesteś na czas, to jesteś spóźniony. W miejscu należy być minimum 15 minut wcześniej i właśnie "przechodzić" te dodatkowe minuty.
OdpowiedzNie wyciągną. Mam znajomą, przemiła osoba, ale nie utrzymuję z nią kontaktów właśnie ze względu na katastrofalną niepunktualność. NIC nie jest w stanie sprawić, by pojawiła się na czas.
OdpowiedzHistoria na plus, ALE: *nieusamodzielnione dziecko to nie jest osoba mieszkająca z rodzicami. Nieusamodzielnione to jest dziecko które nie umie samo jeść i ogarniac potrzeb fizjologicznych.
Odpowiedz@cassis: myślisz, że ktoś kto żeruje na rodzicach jest samodzielną osobą?
Odpowiedz@cassis: Ok, będę pamiętać. Nie mam dzieci, nie czytam poradników rodzicielskich, użyłam skrótu. @starajedza: Skąd domysły, że mowa o dzieciach żerujących na rodzicach? Miałam na myśli moje kuzynostwo, które ma po lat -naście i jeszcze się uczy. W rodzinie mamy duży "rozstrzał wiekowy" jeśli chodzi o moje pokolenie, a ja należę do tych średniaków.
Odpowiedz@astor: a widzisz, z historii to nijak nie wynika, a wręcz brzmi jakbyś pisała o ludziach dorosłych... A to naprawdę dzieciaki jeszcze :) Zawsze można napisać że dzieci w wieku szkolnym, albo nastolatki :)
Odpowiedz@cassis: Nie pisałam ile mają lat, bo nie sądzę, że to ważne dla historii ;) Raczej chodziło o zobrazowanie tego, że osób było -naście, niektórzy przyjechali głodni, a fakt spóźniania się jednej pary, która była święcie przekonana, że na nią poczekamy, to też nietaktowne zachowanie względem tych, którzy byli na czas.
Odpowiedz@cassis: wynika z historii.
Odpowiedz@astor: uznałam, że jeśli piszesz "nieusamodzielnione" to masz namyśli dorosłych, którzy powinni już się ogarnąć, a tego nie robią. Wydało mi się się logiczne, że jakby ktoś napisał "z dziećmi" to wiaodmo, że nieletnimi.
OdpowiedzMoja teściowa na zapoznawczy obiad spóźniła się 6godzin. W drodze zepsuł się jej samochód, ok zdarza się, ale choć była blisko swojego domu zamiast wrócić do siebie, buliła za podwózkę sąsiadowi i finalnie była unas o godzinie 23.00. Godzinę później już wracała do domu, bo miała na rano do pracy.
OdpowiedzU mnie w rodzinie jest to samo, tzn. od zawsze moi rodzice spóźniają się minimum godzinę. Trwa to od ponad 20 lat, każdy jest do tego przyzwyczajony, najwyżej wszyscy zaczynają jeść wcześniej i nikt nie ma do nikogo pretensji. ALE! moi starsi mają świadomość - i teściowie z historii też powinni się tego nauczyć - że to co w gronie najbliższej rodziny, to jedna sprawa, a osobną jest wprowadzanie swoich nawyków do obcego lub mieszanego towarzystwa, które wcale nie musi tego tolerować. Reasumując: bardzo dobrze zrobiliście.
Odpowiedz@Nimfetamina: Może z historii nie wynika to wprost, ale mnie jeszcze wkurza, że oni zachowują się wtedy jak jakieś gwiazdy i OCZEKUJĄ, że wszyscy będą na nich czekać, jakby byli specjalną kategorią gości. Tak jest to przyjęte u nich w rodzinie, przez wiele lat utwierdzali się w takim przekonaniu, a teraz doszło do zderzenia z rzeczywistością.
OdpowiedzLepsze takie spóźnienie (sami zostają głodni), niż przychodzenie przed czasem. Ja się staram zawsze spóźnić o 10-15 minut, wystarczająco, żeby gospodarze zdążyli odpocząć po robieniu wszystkiego na ostatnią chwilę.
Odpowiedz