Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historię zamieszczam anonimowo – wiem, że niektórzy moi znajomi czytają tu historię,…

Historię zamieszczam anonimowo – wiem, że niektórzy moi znajomi czytają tu historię, a nie chcę by wiedzieli o mnie pewne rzeczy.

Chciałabym wam opowiedzieć o czymś, co dla mnie jest największą na świecie piekielnością. I nie chodzi mi to o konkretną osobę, czy osoby, które się piekielnie zachowały, ale o coś, na co nie mamy żadnego wpływu.

Wyobraźcie sobie młode małżeństwo – ona 24 lat, on 25. Poznali się 4 lata wcześniej na studiach i od razu się w sobie zakochali. Znajomi uważają ich za niezwykle dobraną parę, uzupełniają się kompletnie. Oboje mają też dobrze płatne posady, w końcu programiści mało nie zarabiają. Mają też mieszkanie, psa i zastanawiają się nad zakupem działki i budową domu. Co prawda funduszy na to odłożonych nie mają, ale zawsze jest kredyt. No a oni mażą o powiększeniu swojej rodziny, więc gdy dziecko się pojawi może być im ciasno w mieszkaniu.

Wygląda jak sielanka, co nie? Tylko tu zaczynają się problemy. Oboje niby zdrowi, ale ciąży ciągle brak. Mija miesiąc, dwa, trzy, pół roku. Ginekolodzy ich początkowo zbywają standardowym tekstem – są państwo młodzi proszę się dalej starać. Na szczęście, w końcu trafiają na odpowiedniego lekarza, który zleca dokładne badania. Niestety, wyniki są złe. Zaczyna się leczenie, wspomaganie cykli, pierwsze podejścia do inseminacji, a potem in-vitro.

Tuż przed jej 27 urodzinami podchodzą do in-vitro po raz pierwszy. Niedługo później po raz drugi i trzeci. Coraz ciężej jest jej pobrać krew – masa zrostów na żyłach łokciowych, ale zawsze zostają żyły na dłoni. Coraz ciężej jest jej podawać sobie zastrzyki – na brzuchu coraz więcej siniaków. Ale w końcu przy czwartym podejściu jest sukces – badanie krwi wykazuje ciążę. Niedługo potem na USG widać dwa zarodki. Niestety tę ogromną radość, przerywa krwawienie – następuje poronienie jednego z zarodków, a następnie walka o utrzymanie drugiego. 3 tygodnie leżenia plackiem, przyjmowania leków i wstawania tylko do toalety lub by do lekarza pojechać. Po 3 tygodniach serce drugiego zarodka przestaje bić…

Ale oni się nie poddają. Robią sobie kilku miesięczną przerwę, by dojść do siebie i podchodzą ponownie. Piąte i szóste podejście zakończone porażką. Rozszerzają badania – idą do genetyka i immunologa. Wyniki koszmarne. Ale jest nadzieja, nowa trochę eksperymentalna terapia. Co prawda ma masę skutków ubocznych, ale wielu kobietom z tym schorzeniem pomogła. Podejmują ryzyko i podchodzą po raz 7 oraz 8 do in-vitro. Niestety bezskutecznie.
Są zrezygnowani, ale jednocześnie zdeterminowani do zostania rodzicami.

Podejmują decyzję – idziemy do ośrodka adopcyjnego. I znowu zaczyna się czekanie. Najpierw na rozpoczęcie szkolenia – pół roku, bo tyle osób chętnych. Potem na zakończenie szkolenia – kolejne pół roku. A na szkoleniu wysłuchują strasznych historii tych biednych dzieci. Jest trzyletnia dziewczynka, której trzeba pilnować non stop, gdyż zjada wszystko, co znajdzie na ziemi, bo w rodzinnym domu ją głodzili. Jest półtoraroczny chłopczyk, który nie chodzi, nie mówi, a jak się zmoczy to nawet nie płacze, bo w rodzinnym domu nikt na jego płacz nie reagował. Jest też czteroletni chłopiec, który je tynk ze ściany z tego samego powodu, co wspomniana już dziewczynka. Jest cała masa upośledzonych dzieci, bo matka piła i paliła w ciąży… Oni zresztą też, raz wychodząc ze spotkania widzieli palącą kobietę w ciąży…

To jest moja piekielna historia. Są na tym świecie ludzie tacy jak ja, którzy latami bezskutecznie walczą o zostanie rodzicami. I są też ludzie, którzy rodzicami zostają chodź wcale nie powinni. W naszym przypadku walka trwa od 6 lat i potrwa jeszcze, co najmniej 3. Nie zostaniemy kandydatami na rodziców adopcyjnych, póki nie skończymy budowy domu. Dodatkowo, jest tyle chętnych na adopcję dzieci, że czas oczekiwania na w miarę zdrowe dziecko wynosi (w naszym województwie) około 2 lat.

Powiecie, jak to możliwe, przecież tyle się słyszy o przepełnionych domach dziecka. Owszem, w takich domach jest dużo dzieci, ale zdecydowana większość nie może być adoptowana z powodu niejasnej sytuacji prawnej, bo rodzicie nie zrzekli się do nich praw... I to w tym wszystkim jest chyba najbardziej piekielne.

adopca; in-vitro

by ~MamaByc
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Michail
10 12

Rozumiem rozżalenie, ale niestety ze zdrowiem tak jest, że choroby dopadają ludzi często losowo, zwłaszcza takie jak mówisz.

Odpowiedz
avatar honey515
12 14

Jest coś takiego, jak "adopcja ze wskazaniem".Znajomi w ten sposób adoptowali dziecko studentki, której rodzina nawet nie wiedziała, że jest w ciąży.

Odpowiedz
avatar singri
10 22

Nasz system opieki społecznej jest strasznie kulawy... Z przyczyn da mnie nieznanych stawia dobro RODZINY ponad dobrem DZIECKA. Jeśli dziecko przebywa w domu dziecka ileś tam lat, rodzice odwiedzają je co kilka miesięcy, to moim zdaniem powinni być pozbawiani praw rodzicielskich z automatu. Jeśli rodzina nie rokuje na poprawę, to szybciej. Nie rozumiem, czemu prawo pozwala na takie rzeczy. I nie zrozumiem nigdy.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 14

@singri: A ja rozumiem. Rodzice, o których piszesz, mają prawa rodzicielskie OGRANICZONE. Więc i tak nie posiadają całkowitej władzy nad dzieckiem. W większości chodzi tu o rodziny niewydolne wychowawczo, ekonomicznie, lub intelektualnie, jednym słowem, w jakiś sposób dysfunkcyjne. Nie oznacza to jednak, że swoich dzieci nie chcą. Często odbierane są one siłą, wśród płaczu, histerii i innych dramatów. Dla tych dzieci to też jest trauma. Najprościej bywa, gdy sprawa dotyczy niemowląt, których rodzice nie chcą. Gorzej, gdy dziecko ma kilka lat i swoich rodziców kocha. A "patole", wyobraź sobie, też swoje dzieci kochają. Moja najlepsza psiapsióła pracuje w domu dziecka, wiem co mówię. Dzieciaki są odwiedzane, wyjeżdżają do rodziny na wakacje, ferie, święta, zwykle mają z nią stały kontakt telefoniczny. Dziecko to nie przedmiot. Też ma swoje uczucia, a odcięcie go od biologicznych rodziców (co oznacza całkowite pozbawienie władzy rodzicielskiej) i przekazanie całkiem obcym ludziom nie gwarantuje sukcesu. Te dzieci są "trudne", często się "nie przyjmują", wracają do domu dziecka i wtedy nie mają już nikogo. Dlatego uważam, że adopcja ze wskazaniem jest rozwiązaniem najlepszym. Niegłupia jest też "instytucja" surogatki. Tyle, że niejasna. I ryzykowna. To znaczy - kar za to nie ma, ale jeśli "nosicielka płodu", nawet zupełnie odrębnego genetycznie, nagle zakocha się w dziecku, które "pod sercem nosiła" - to w świetle polskiego prawa jest matką. Bez względu na to, ile kasy za to dostała i co zyskała za obietnicę. Może warto by było uregulować prawnie tę "metodę", uznać za oficjalną i obwarować jakimiś przepisami?

Odpowiedz
avatar singri
-1 9

@Armagedon: Korzystanie z usług surogatki wydaje mi się najfajniejszym pomysłem i rzeczywiście szkoda, że nie jest to prawnie uregulowane. Adopcja ze wskazaniem też. A co do "patoli" - mam pewien pogląd na brytyjski system pomocy społecznej, zdobyty dzięki książkom Cathy Glass i Casey Watson. Tam nawet jak dziecko zostanie adoptowane, biologiczni rodzice mają prawo je widywać. A w większości dzieci, które znajdują się w domu pełnym miłości, z jasno określonymi granicami, rozkwitają. Myślę, że brakuje w naszym systemie tego, co ze swoimi podopiecznymi robi CW - przechodzą roczny program zmiany postępowania. Przy pomocy punktów uczą się, że pozytywne zachowania się opłacają, negatywne nie. Np: odrobienie lekcji - 10p, wstanie bez marudzenia do szkoły - 5p, pójście spać o wyznaczonej godzinie bez przypominania - 5p, wykonanie jakiegoś obowiązku domowego - 5-20p, zależnie od "ciężaru" pracy. Pomoc w opiece nad wnukami (Casey jest babcią), pomoc w zakupach - punkty. Przeklinanie, niszczenie rzeczy, odnoszenie się do innych bez szacunku - odejmowanie punktów. Chcesz pooglądać telewizję albo pograć na konsoli - trzeba zapłacić punktami. Oczywiście wszystko to jest starannie przemyślane, tak że przeciętny 11latek jest w stanie "zarobić" sobie na telewizję nie urabiając się po łokcie. I oczywiście za wyjątkowe "wyskoki" typu "No wybiłem ci szybę stara raszplo i co mi teraz urwał zrobisz?!" (tak, niektórzy się tak zachowują, zwłaszcza na początku) jest dodatkowa kara typu szlaban. Ten program prowadzi do całościowej zmiany zachowania dziecka. Uczy je, jak ma postępować, by być akceptowanym. Dzieci po przejściu programu są najczęściej kierowane do adopcji. Druga sprawa to (moim zdaniem) nadmierne wymagania rodziców adopcyjnych względem dziecka. "Bo on się niczym nie interesuje", "bo ona nie wychodzi prawie z pokoju", "bo on się do nas nie odzywa", "bo on...". Dla dziecka adopcja jest również swego rodzaju traumą. Potrzeba czasu, cierpliwości i spokoju. Mam czasami nawet wrażenie, że względem tych adoptowanych dzieci wymagają więcej niż wymagaliby od własnych.

Odpowiedz
avatar niemoja
7 11

@singri: Zgodnie z przepisami, rodzice mają obowiązek kontaktować się z dzieckiem 2 razy w roku; nie muszą osobiście - wystarczy korespondencyjnie. I to już jest wystarczający dowód na więzi rodzinne, więc nie ma podstaw do odebrania praw rodzicielskich. A dobrowolnie praw się nie zrzekną, bo to za dobry biznes: w końcu za dwie kartki świąteczne na rok zapewniają sobie przysłowiową "szklankę wody na stare lata", a konkretnie - prawo do alimentów. A te sąd z reguły dziecku przyklepie, nawet jeśli od niemowlaka wychowywało się w domu dziecka, a mamusię czy tatusia zobaczyło pierwszy raz w życiu na rozprawie alimentacyjnej.

Odpowiedz
avatar Eander
0 10

@singri, @Armagedon: Ogólnie się z wami zgadzam jedynie w kwestii surogatki mam zastrzeżenia. Ta metoda sprowadza kobietę do roli inkubatora zaś ciąża powoduje u niej szereg zmian w ciele i psychice które wcale nie znikają po porodzie. Niestety lekarze nie są w stanie określić jak ciąża wpłynie na konkretną osobę dlatego uważam pomysł uregulowania prawnego za raczej kiepski a nawet wręcz niewykonalny.

Odpowiedz
avatar Meliana
-1 9

@Eander: To jest problem etyczny, niemniej warto by było, by jakieś regulacje prawne istniały. Idąc tym tropem, skoro żaden lekarz nie jest w stanie powiedzieć, jak aborcja wpłynie na kobietę, to też lepiej tego nie regulować prawnie? In-vitro również jest kontrowersyjne, bo dla jednych te zarodki to już ludzie, dla innych odpad medyczny, jak każdy inny. Więc co, niech każdy robi sobie jak uważa, jedni z szacunkiem, a drudzy niech tym handlują, a co się nie sprzeda, to do kibla? Kwestie surogacji i adopcji na życzenie, są wbrew pozorom bardzo blisko siebie - jedyną granicą są motywy. Jedna oddaje dziecko dla pieniędzy i/lub z chęci pomocy bezdzietnym parom, a druga bo musi i/lub dla pieniędzy. Mimo wszystko, uważam że warto uregulować to prawnie, żeby ludzie w desperacji, gotowi oddać wszystko, byle mieć upragnione dziecko, nie zostawali nagle z niczym, bo panna po otrzymaniu 25 tys. zł, nagle stwierdza, że jednak kocha swoje dziecko i nie zamierza go oddawać. A pieniądze? Jakie pieniądze? Prawo powinno chronić wszystkich - te dzieci, by nie były kartami przetargowymi, biologiczne matki, by nikt ich nie zmuszał do niczego ani nie szantażował, oraz potencjalnych rodziców adopcyjnych, żeby nikt nie robił z nich łosi do wycyckania.

Odpowiedz
avatar Eander
2 6

@Meliana: zgadzam się że jest to głównie problem etyczny i może faktycznie powinny istnieć przepisy regulujące tę kwestie tylko że z mojego punktu widzenia powinien być to po prostu zakaz ale to moje prywatne zdanie. Kwestia surogatki i adopcji ze wskazaniem ma bardzo ważną różnicę i nie są to motywy. Surogatce wszczepiany jest obcy zarodek więc z technicznego punktu widzenia nie powinna mieć do niego żadnych praw. Jednak organizm kobiety traktuje go jak własny i przygotowuje ją w czasie ciąży do dalszego wychowywania go. Tak więc decyzja zostaje podjęta zanim pojawi się dziecko. W adopcji mamy do czynienia z dzieckiem danej kobiety więc nie ma podstaw by odmawiać jej praw co do decyzji co więcej ma ona czas wycofać się z niej.

Odpowiedz
avatar Lapis
3 3

@Meliana: surogacja jest niebezpiecznie blisko handlu ludźmi, jeśli to jest ok, to dlaczego sprzedanie 3latka już nie? Taka usluga odchowania do etapu bezpieluchowego dla kogoś kto chciałby mieć dziecko, ale brzydzi się kupy.

Odpowiedz
avatar opiekunka1
2 2

Jestem w podobnej sytuacji, z tym że jeszcze nie zdecydowaliśmy się na adopcje. Mieszkam po za granicami Polski i robiłam tylko rozeznanie, poki co próbujemy ivf/icsi. Trzymam za Ciebie kciuki, wiem jak to bolesne, trudne i frustrujace...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 20

System faktycznie jest do d... i trudno przewidzieć co by zadziałało, by matki oddające na stałe dzieci do D.D. zrzekły się do nich prawa. Obciążyć alimentami, zapłacić itp. Ps. Nie rób z kobiety palącej w ciąży takiego demona, bo jej nie znasz. Może ograniczyła do np. jednej fajki dziennie. Wiem, że to nadal niezdrowe, ale bez dramatu. To, że chcesz mieć dziecko, nie jest gwarantem tego, że będziesz dobrą matką. Teraz abstrahując nieco od autorki, choć niezbyt daleko, smucą mnie ludzie, którzy pomimo opini lekarzy uparcie starają się o dziecko i nawet x poronień tego nie zmienia. Czasami trzeba się pogodzić z faktem, że nie zawsze możemy mieć wszystko.

Odpowiedz
avatar singri
4 14

@miyu123: Trochę mnie to przeraża ze względu na autorkę, ale doszłam do wniosku, że jest jeszcze młoda i jeśli się czuje na siłach, to niech próbuje. Ja bym pewnie wcześniej odpuściła, ale ja to się mogę wymądrzać, jedno dziecko już mam i zawsze mogę na tym jednym poprzestać. Jasne, marzy mi się gromadka, tak ze troje, ale jak się nie da to się nie da. W kwestii palenia - osoba paląca szkodzi przede wszystkim sobie. Dlatego potępiam osoby palące niezależnie od sytuacji. Ot tak, z automatu. Gadanie o niepaleniu w ciąży, podczas karmienia, na przystanku, przy dzieciach... Palić nie należy W OGÓLE. I już.

Odpowiedz
avatar hulakula
2 8

@miyu123: no właśnie: dla mnie taką granicą jest ivf. nie zdecydowałabym się- właśnie z uwagi na duże ryzyko poronień, ileś prób. jeśli nie naturalnie- to adopcja.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 14

@singri: Moja ciotka po chyba czterech poronieniach urodziła córkę z poważną wadą serca. Walka z naturą nie zawsze jest dobrym pomysłem. Wiadomo, że każdy ma swoje zdanie odnośnie palaczy (nie tylko papierosów), pijących alkohol, grubasów, koneserów sportów ekstremalnych/ryzykownych, amatorów cięższych narkotyków lub innych rozrywek. Nie Ty decydujesz, co należy, a co nie.

Odpowiedz
avatar singri
-1 11

@miyu123: Ale mam prawo uważać, że palacze, pijacy, grubasy, koneserzy sportów ekstremalnych, amatorzy cięższych narkotyków niszczą własne zdrwie na własne życzenie? I mam prawo uważać, że jest to złe?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 11

@singri: zależy jak to zrobisz. Jeżeli powiesz, że Twoim zdaniem coś jest... brzmi inaczej, niż "Palić nie należy W OGÓLE. I już."

Odpowiedz
avatar Eander
2 10

@miyu123: czemu przecież to właśnie jej zdanie. Nie wydaje mi się żeby @singri chodziła po ulicach i wyciągała ludziom papierosy z ust bo "Palić nie należy W OGÓLE" a jedynie zapytana wyraża stanowczo swoje zdanie. Nie wydaje mi się by to stwierdzenie było obraźliwe a co więcej ma podstawy medyczne więc gdzie tu widzisz problem?

Odpowiedz
avatar Eander
3 9

@miyu123: "zatem jak powiedziałam to czyjeś zdanie, a nie prawda najprawdziwsza" pokarz mi gdzie napisałem coś innego? Co do pozytywnych skutków o których piszesz jak narazie (z tego co się orientuje) są słabo udokumentowane i nawet lekarze są zdania że nie przewyższają one całej listy skutków niepożądanych.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

@Eander: mogę wyrazić swoje zdanie słowami: 1. uważam, że się mylisz 2. gadasz bzdury w obu przypadkach jest to moje zdanie, jednak chyba przyznasz, że w przykładzie drugim brzmi to jak "najprawdziwsza prawda".

Odpowiedz
avatar Eander
2 4

@miyu123: nie w obu przypadkach jest to tylko twoje zdanie i nic więcej. Pierwszy jest bardziej uprzejmy ale drugi również nie jest obraźliwy więc nie widzę powodu by go nie użyć. Co więcej zauważ że stanowisko @singri ma podstawy naukowe, promowane przez specjalistów z dziedziny której dotyczy, więc jak najbardziej może przedstawiać je jako ogólnie przyjętą prawdę.

Odpowiedz
avatar i16
6 8

@miyu123: ależ w każdym przypadku trzeba demonizować palącą kobietę w ciąży, tak samo jak pijącą "tylko jeden kieliszek". To czysty egoizm i szkodzenie komuś, kto jest zbyt mały, by mieć na to wpływ. I uwierz mi, wiem co piszę, bo paliłam pół życia i w chwili, w której dowiedziałam się o ciąży, natychmiast przestałam. I nie było, że boli, że może raz dziennie itp. Nie i koniec.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 6

@Eander: dobra, chyba nie dojdziemy do kompromisu. nie zaprzeczam medycznemu stanowisku dot. palenia, mimo tego mogę powiedzieć: "palenie jest super! zawsze!" @i16 to sobie demonizuj, dla mnie to mniejsza tragedia, niż matki Polki wgapione w telefony, gdy bombelek harcuje. chyba zacznę walczyć o zakaz komórek dla kobiet z dziećmi ;) wiesz, co piszesz, bo rzuciłaś? moje znajome ograniczyły i dzieci super zdrowe. chyba też wiedzą coś na ten temat.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 października 2019 o 16:03

avatar Eander
-1 1

@miyu123: I bardzo dobrze skoro tak uważasz to to mów, tylko nie dziw się że inni mają swoje zdanie i argumenty. To że bronie ogólnie przyjętego stanowiska nie oznacza wcale że nie umiem zrozumieć że niektórzy tego potrzebują. To ich życie i nic mi do tego jak je przeżyją ale nie widzę powodu by zapytany nie wyrazić opinii co o tym myślę.

Odpowiedz
avatar i16
3 3

@miyu123: można też powiedzieć, że jest to mniejsza tragedia niż ludobójstwo,ale co ma jedno z drugim wspólnego? Jak się nie pali, to automatycznie trzeba siedzieć wgapionym w telefon? Twoje koleżanki nie "wiedzą", tylko miały cholernie dużo szczęścia. Nie rozumiem jak w dzisiejszych czasach, przy takim dostępie do wiedzy, ktoś może bronić takich bzdur.

Odpowiedz
avatar BiAnQ
7 7

Jesteś pewna, ze oni/wy „mażą”, a nie „marzą” o dziecku?

Odpowiedz
avatar szafa
-4 8

A pomyśl, ile lasek usuwa dzieci, choć mogłoby oddać do adopcji i może czekalibyście krócej. No i zawsze małe dziecko fajniej wychowywać :)

Odpowiedz
avatar Mantigua
0 2

@szafa: To rób, rodź i oddawaj, jak Ci tak szkoda niepłodnych ludzi.

Odpowiedz
avatar mikmas
4 4

Ale mnie to zirytowało "Oboje mają też dobrze płatne posady, w końcu programiści mało nie zarabiają". "Ogólnie jesteśmy zaj€biści, w końcu prawnicy są ogólnie zaj€biści". To, że świetnie zarabiacie - super, ale co ma do tego w jakim zawodzie jesteście? No chyba, że latacie na ISS to faktycznie było by czym się pochwalić. PS. sam jestem programistą i nie widzę w tym zawodzie nic, aby można było się nim szczycić na lewo i prawo. Już z tego zawodu powoli zaczynają cisnąć bekę tak jak kiedyś z ludzi studiujących prawo

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 października 2019 o 8:37

avatar Connie
1 1

A nie mogłeś napisać "Ja i moja partnerka" zamiast tej dennej narracji "pewna para"?

Odpowiedz
Udostępnij