Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jako że historia o Januszu (czy może raczej Johannesie) weselnego biznesu spotkała…

Jako że historia o Januszu (czy może raczej Johannesie) weselnego biznesu spotkała się z ciepłym przyjęciem, postanowiłam wrzucić kolejną. Również klimacie uczuciowo-finansowym, jednak w innym aspekcie. Mianowicie - kto płaci na randkach (czy ogólnie spotkaniach damsko-męskich we dwoje)?

Temat nieco kontrowersyjny, ilu ludzi, tyle opinii. Jedni uważają, że ten, kto zaprasza, niezależnie od płci, inni, że mężczyzna, jeszcze inni, że oboje płacą po połowie, albo raz płaci jedno, raz drugie. Osobiście nie mam problemu z żadną z tych opcji. Oczywiście miło jest być gdzieś zaproszoną, ale chętnie płacę też za siebie lub zapraszam mojego towarzysza. Jest tylko jeden warunek - nie znoszę, kiedy ktoś robi cyrk wokół sytuacji z płaceniem. I tutaj chciałam przytoczyć kilka sytuacji (tych najbardziej ekstremalnych), które przydarzyły mi się na randkach, tudzież spotkaniach na przestrzeni kilkunastu lat. Będzie trochę długo, gdyż przy każdej chciałam napisać kilka słów wprowadzenia.

1. Młodziutka bardzo jeszcze byłam. Z domu pamiętam, że nawet jak rodzice mieli wspólny budżet, tata nigdy nie pozwalał mamie w restauracji wyjąć portfel. Przeczytałam jednak gdzieś, że mężczyźni często testują kobiety, sprawdzając, czy zaproponuje dołożenie się do rachunku. No to ok. Chłopak zaprosił mnie na randkę. Czasy studenckie, zamawiamy 2 piwa. Przychodzi kelnerka z rachunkiem, kolega wyciąga portfel, ja zgodnie z wyczytaną informacją proponuję pokrycie połowy rachunku. Kolega nie protestuje. Wracam do domu. Następnego dnia dostaję smsa, że jeszcze nikt go nigdy tak nie poniżył jako mężczyzny, czy mi się wydaje, że on jest aż takim nieudacznikiem, że go nie stać na głupie piwo, poza tym propozycja zapłacenia za siebie oznacza danie mężczyźnie kosza, co ja właśnie jego zdaniem zrobiłam, on jest mną totalnie rozczarowany i nie chce mnie więcej widzieć, moje tłumaczenia go nie interesują. No trudno. Lekcja na przyszłość - jeśli facet chce zapłacić, to lepiej mu pozwolić.

2. Już po studiach. Zaczynam pracę w kraju na peryferiach Europy. Poznaję faceta, spodobał mi się, ja jemu widocznie też, zaprasza mnie na randkę. Na pierwszej randce był spacer, na drugiej robimy sobie małą wycieczkę za miasto. W pewnym momencie on zaprasza na kawę i ciacho. Przyjmuję zaproszenie, zjadamy, kelnerka przynosi rachunek, on mówi, że zapłaci, ja pomna poprzednich doświadczeń, nie chcę, żeby pomyślał, że daję mu kosza, uśmiecham się do niego, dziękuję i mówię, że to bardzo miło z jego strony. Na trzeciej randce on się nie pojawia. Martwię się, czy coś się stało, dzwonię, nie odbiera telefonu. Po czym dostaję od niego wiadomość, która ścina mnie z nóg. Czytam, że mam sobie poszukać innego sponsora, bo on nie ma zamiaru marnować czasu na tanią dziwkę, dla której sensem życia jest znalezienie frajera, od którego będzie przez całe życie sępić kasę. Bardzo daleko idące wnioski, które jeszcze trzymałyby się jakoś kupy, gdybym to ja kazała mu się zaprosić na kolację za kilka stówek, ale cóż, widocznie ta kawa i ciastko, na które przyjęłam zaproszenie bardzo nadszarpnęły jego budżet...

3. Jakis rok, dwa później. Podczas pobytu w Polsce zgadałam się ze znajomym z czasów studenckich. Idziemy do baru. Wypijamy po drinku, gadka-szmatka. Czas na rachunek - wyciągam portfel i mówię, że ja oczywiście za siebie zapłacę. Na to on wygłasza tyradę przy kelnerce, że nigdy w życiu, on by tak nie mógł, on jest dżentelmenem, w życiu nie pozwoli, żeby kobieta przy nim płaciła, mam schować ten portfel i koniec. Ja na to, że bardzo to miłe, bardzo dziękuję, pozwolisz za to, że następnym razem się zrewanżuję itd. Wychodzimy z knajpy. Ledwo zamknęły się za nami drzwi, kolega wypala: „no dobra, oddawaj 8,50. Co się tak patrzysz? Kasę mi oddaj za twojego drinka. Nie będę jakiegoś pasożyta utrzymywał. Chciałyście równouprawnienia, to je macie. Wyskakuj z kasy”. Nie będę dyskutować, 8,50 nie jest warte afery. Oddaję koledze pieniądze i kończę znajomość.

Tutaj następuje przeskok w czasie o prawie 10 lat, w międzyczasie przeprowadziłam się do dużego miasta na południu Niemiec. W Niemczech kiedy kelner przynosi rachunek, z reguły od razu pyta gości, czy płacą razem, czy osobno. wtedy albo jedna z osób mówi że zaprasza, albo obydwoje mówią, że płacą osobno. Wówczas jednym słowem klaruje się sytuację i proces płacenia powinien przebiec bezstresowo. Powinien - słowo klucz.

4. A więc, następna sytuacja. Mężczyzna poznany na jakiejś grupie dyskusyjnej. Fajnie się rozmawia online, postanawiamy spotkać się i pogadać na żywo. Idziemy do jakiejś meksykańskiej knajpki. Rozmowa przebiega bardzo miło, nawet coś zaczyna iskrzyć. Zjedliśmy, kelnerka przynosi rachunek. Pyta: razem czy osobno? Na to kolega bez cienia zażenowania: „To jak, pójdziesz się teraz ze mną ruchać? Bo nie wiem, czy mi się opłaca inwestować, czy nie.” To nie był rubaszny żart, on tak serio. Nie wiem, kto był bardziej zakłopotany, kelnerka czy ja. Musiałyśmy dziwnie patrzeć, bo kolega powtórzył pytanie. Po otrząśnięciu się z szoku poinformowałam kolegę, że po takim tekście na pewno już nic nie ”zarucha”, dałam kelnerce pieniądze i wyszłam.

5. Randka z Tindera. Facet pisze głównie jakim to on jest dżentelmenem, jak dobrze traktuje kobiety, itd. Pamiętając słowa Margaret Thatcher o władzy i byciu damą, wiem już, że nie powinnam mieć zbyt wysokich oczekiwań, ale daję się zaprosić na drinka bardziej z niezdrowej ciekawości. I sama jestem sobie winna. W barze, mimo braku rezerwacji, pan dżentelmen żąda stolika zarezerwowanego dla innych ludzi i wścieka się, gdy go nie dostaje. Przez cały czas mówi wyłącznie o finasowym aspekcie swojej pracy, swoich pieniądzach, samochodzie, stylu życia. Nie pozwala mi zmienić tematu, nawet kiedy mówię mu wprost, że mnie jego kasa naprawdę nie interesuje i nie obchodzi mnie, czy dziennie zarabia tysiąc euro czy dwa, bo nie szukam sponsora, tylko chciałabym dowiedzieć się czegoś o nim jako człowieku. Nic z tego. „Jestem taki bogaty” na przemian z „jestem dżentelmenem i mam ogromną klasę”. Wytrzymuję godzinę, wypijam mojego drinka za 14 euro i oznajmiam, że na mnie już czas. Przychodzi kelnerka i wręcza nam rachunek. Łącznie 2 drinki, do zapłaty 28 euro. Pan dżentelmen deklarował, że mnie zaprasza, więc czekam, co zrobi. On nie robi nic. Bardzo powoli sięgam po torebkę, on nie reaguje, wyciągam portfel, on nie reaguje, otwieram portfel i wyjmuję pieniądze, on nie reaguje, wręczam kelnerce 15 euro i proszę bez reszty. On wówczas robi to samo (15 euro, reszty nie trzeba). Wychodzimy z baru. On zaczyna się awanturować. O co? Bo raz, że uraziłam jego męska dumę, nie pozwalając mu za mnie zapłacić, (No ale jak to nie próbował? Jego zdaniem próbował, ale ja nie dałam mu szansy, tylko agresywnie na siłę zapłaciłam za siebie), a dwa, że w perfidny sposób wmanipulowałam go w koszty i poniósł przeze mnie straty. Że niby jak? W momencie, kiedy dałam kelnerce 1 euro napiwku, wywarło to na nim presję psychiczną i postawiło przed koniecznością zrobienia tego samego. A on nie chciał dawać napiwku, bo nie był zadowolony z obslugi, bo przecież on chciał tamten inny stolik, a wredna kelnerka mu nie pozwoliła, bo ona chyba nie wie, kim on jest i że mu się po prostu należy. Więc on w tym momencie żąda ode mnie zwrotu poniesionej straty. Tak, zażądał zwrotu jednego euro za napiwek, który dał pod ta straszną presją.

6. Jakiś znajomy znajomych, kiedyś tam zetknęliśmy się zawodowo, kiedy robił praktyki w firmie, w której pracowałam. Odnowił się kontakt, spotkajmy się na kawie. Idziemy do kawiarni, kolega zamawia 1 dzbanek herbaty dla nas obojga. Rozmawiamy, co u kogo słychać, chłopak kieruje rozmowę na temat sytuacji życiowej każdego z nas. Ja pracuję na etacie w pewnej firmie, dobre stanowisko, jestem zadowolona z warunków, wynajmuję całkiem spore mieszkanie na przedmieściach. Kolega opowiada, że on po skończeniu praktyk założył własna firmę, przecież nie będzie pracował u kogoś jak jakiś najgorszy plebs, trzeba podejmować ryzyko, być swoim własnym szefem. Firmę prowadzi z partnerem biznesowym, no i w sumie to nie on założył tę firmę, tylko właśnie ten partner, a on teraz z nim pracuje, ale przynajmniej jest człowiekiem sukcesu i nie tyra u kogoś jak plebs. I w dodatku częściowo przez firmę ma mieszkanie w centrum miasta, co prawda 17 m2, ale za to firma opłaca, więc nie musi mieszkać na przedmieściach jak plebs (co on ma z tym plebsem? Kompleksy jakies leczy?). Średnio mi się chce spędzać więcej czasu z kolesiem, który znajduje przyjemnośc w poniżaniu rozmówcy, dopijam herbatkę i będę się zbierać. Od niechcenia pytam jeszcze, kto jest tym partnerem biznesowym. Jego ojciec. „Aha, czyli tatuś zatrudnił Cię u siebie i opłaca Ci mieszkanko. Ale dlaczego tylko 17 metrów, taki człowiek sukcesu musi się gnieżdzić w takiej klitce? Jak jakis plebs?” (nie mogłam się powstrzymać) Obraził się. Czas zakończyć spotkanie. Przychodzi kelnerka z rachunkiem. Jeden dzbanek herbaty – 4 euro. Człowiek sukcesu prosi o przyniesienie dwóch osobnych rachunków. Kelnerka tłumaczy, że jest to niemożliwe, bo na zamówieniu jest tylko jedna pozycja, a poza tym 4 jest bardzo łatwo podzielić na pół – wychodzi 2 na głowę. On się kłóci, kategorycznie żąda dwóch rachunków, bo nie wie, czy nie próbujemy go oszukać. Wstyd jak nie wiem. Daję kelnerce 5 euro, mówię, że reszty nie trzeba i że zapłacę również za kolegę, bo tatuś mu chyba słabo płaci. Gdyby wzrok mógł zabijać ;)

7. Ostatnia sytuacja. Również randka z Tindera. Facet proponuje kolację w jednej z droższych restauracji w mieście. Restauracja ma świetne opinie, ale nawet na monachijskie warunki jest naprawdę drogo. Tłumaczę mu, że owszem kojarzę miejsce, ale niestety nie stać mnie na kolację (zwłaszcza spontaniczną) w tym miejscu, więc wybierzmy inny lokal. On na to, że mam się nie przejmować, bo on zaprasza. Tłumaczę, że ja tak nie mogę, że głupio tak, nie będę go narażać na takie koszty, a już zwłaszcza na pierwszym spotkaniu, kiedy się przecież kompletnie nie znamy i nie wiemy, czy coś z tego będzie. On się uparł, ma być tam i już. On stawia i bez dyskusji. No cóż, skoro nalega... Spotykamy się w restauracji. On składa zamówienie, przystawka i danie główne, również za mnie. Nie pytając mnie nawet, co lubię, na co mam ochotę, a czego nie jem. Komentuje, że on zaprasza, więc on decyduje. No dobrze, dam się zaskoczyć. Zamawia butelkę wina, z której ja, ponieważ przyjechałam samochodem, wypijam dwa łyki, on resztę. Kończymy danie główne, on stwierdza, że się nie najadł, zamawia dla siebie jeszcze jedną porcję. Ok, kto bogatemu zabroni ;) Rozmowa się klei, jest bardzo miło, wiele wspólnych tematów, z ulgą stwierdzam, że chyba nie będzie powtórki z rozrywki z panem dżentelmenem ani człowiekiem sukcesu. Pora na deser, ja dziękuję, kolega zamawia dla siebie, do tego jeszcze espresso i lampkę koniaku. Podaliśmy jeszcze, on koniecznie chce się spotkać na kolejna randkę. Konsumpcja zakończona, robi się późno, czas się zbierać. Kelnerka przynosi rachunek – 380 euro. Sporo, naprawdę sporo...

Kolega wstaje, wyciąga portfel, wyjmuje z niego 150 euro i się żegna. Kelnerka cały czas przy nas stoi. Ja mówię, że chwileczkę, co to ma być. Już pomijając to, że bardzo wyraźnie deklarował, że on zaprasza i bierze rachunek na siebie, do tego narzuca mi wybór potraw, to kwota, którą położył na stole nie pokrywa nawet połowy rachunku, którego co najmniej 2/3 stanowi wyłącznie jego konsumpcja. Kolega się uśmiecha i mówi: „już nie bądź taka drobiazgowa, a, i nie zapomnij zostawić napiwku. Niezostawianie napiwków jest bardzo niegrzeczne i świadczy o złych manierach”. Po czym odwraca się i wychodzi. Kilka dni później dostaję od niego wiadomość, jakie mam plany na następną sobotę, bo zna super knajpę, do której chciałby mnie zaprosić na kolację. Odpowiedziałam, że przykro mi ziomuś, ale niestety nie stać mnie na przyjmowanie zaproszeń w twoim wydaniu.

Nie wiem, czy opisane przeze mnie sytuacje wskazują na jakiś szerszy trend, czy raczej na problemy z deklem u tych osób, ale zastanawiam się, jaki to problem, powiedzieć do kogoś „podzielmy się rachunkiem”, tak po prostu. Po co robić tak żenujące sceny?

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar digi51
22 24

Jak mieszkasz w Monachium, to może Cię nawet obsługiwałam, jak byłaś z którymś delikwentem na randce. Mnie osobiście jako kelnerkę rozbrajają sytuację, gdzie facet deklaruje opłacenie rachunku, a potem głośno przy swojej partnerce komentuje, ze wszystkie takie drogie albo, o zgrozo, zaczyna godzinę po konsumpcji zgłaszać reklamacje. Drugi typ sytuacji, których nie znoszę to właśnie próby podzielenia jednej z rzeczy z rachunku na pół i to nie na zasadzie "płacę za swoje jedzenie i 2€ za wodę" tylko żądanie rozbicia jednej pozycji na dwa osobne rachunki. "Na pewno może pani wycofać to z rachunku i nabic dwie osobne pozycje za połowę". Tak, tak przyjemniaczku, a to wszystko zrobię podczas, gdy mam 10 stolików czekających na złożenie zamówienie, rachunek albo napoje, po to, abyś ty nie był przypadkiem 10 centów stratny dzieląc się butelka wody ze swoją towarzyszką.

Odpowiedz
avatar Crannberry
15 19

@digi51: O tak, to mnie rozbraja u Niemców, to skrupulatne analizowanie rachunku, żeby żaden nie był broń Boże stratny 10 centów. Lunch na 2 osoby, 2 dania głowne i 2 napoje, łączna suma 30euro. Nie podzielą po 15 na głowę, tylko będa dochodzić: moje spaghetti kosztowało tyle, do tego cola, twoja lasagne była 1 euro drozsza, ale piłeś wode mineralną... Że im czasu nie szkoda... A stosunek do obsługi jest to coś, na co bardzo zaracam uwagę, kiedy spotykam sie z kimś w barze/restauracji. Jeśli ktoś, żeby poczuć się lepiej/popisać się gnoi kelnerkę, jest w moich oczach skreślony jako człowiek.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@Crannberry: Holendrzy nie lepsi. ;) Gdy tam mieszkałam, często podczas wyjść że znajomymi ja z partnerem lub jego brat nalegalismy na to, by któreś z nas zaplacilo, a rozliczylibysmy się później, bo zwyczajnie nie chcieliśmy siedzieć w restauracji i czekać, aż komisji nie wyliczone zostaną nasze rachunki (co do centa!). Opcja "wezwania do zaplaty" w bankowej apce była bardzo przydatna... Choć niektórzy i tak chcieli porównać wywołaną sumę z rachunkiem byśmy przypadkiem nie zarobili na tym paru centów :)

Odpowiedz
avatar Meliana
26 26

Popatrz na to pozytywnie - to bardzo skuteczne sito na wszelkich oszołomów. Jakby nie wyszło na pierwszym spotkaniu, że mają nierówno pod deklem, to kto wie, ile czasu byś na każdego z nich straciła? A z drugiej strony - czemu po drugiej czy trzeciej akcji, nie zdecydowałaś się ustalić takiego "szczegółu" przed spotkaniem? Jeśli o mnie chodzi, zwłaszcza jeśli to pierwsze spotkanie, to najlepszą opcją jest "każdy za siebie" - jak nie ma chemii, to nikt nie jest "stratny", nikt nie czuje się zobowiązany, itd. A jak ktoś mi próbował się szarmancko wykręcać "dżentelmeńskim obowiązkiem", to sorry ale nie. Raz mi się zdarzył taki, co zapłacił za moją kawę i ciastko, a potem uważał, że buzi-buzi to najmniej, co jestem mu winna i sporo mnie to nauczyło na przyszłość.

Odpowiedz
avatar bazienka
7 9

@Meliana: ano te sama mam refleksje... nawet placac za siebie te kilka/dziesiat zlotych- nie jest to zla cena za poznanie czlowieka

Odpowiedz
avatar Crannberry
11 13

@Meliana: to fakt. Po tym kolesiu od "taniej dziwki" bardzo cierpiałam, bo zaczęłam sie w tę znajomość angażować, a tu taki tekst. Z wiekiem nabiera sie odporności i traktuje oszołoma jako zabawną historie, którą można opowiedzieć znajomym. Te akcje nie zdarzyły sie jedna po drugiej, dzieliły je kilkumiesięczne lub nawet kilkuletnie odstępy. W ponad 90% przypadków wyglądało to tak, że albo płaciło sie po połowie, albo czasami facet zgarniał rachunek i mówił, że on zaprasza, albo jeśli ja kogos gdzieś zapraszałam, to ja przejmowałam rachunek. W kilku z opisanych sytuacji właśnie było uzgodnione, ktoś się wyraźnie deklarował, że zaprasza, a potem robił sceny.

Odpowiedz
avatar digi51
4 6

@Meliana: z drugiej strony dopiero można wyjść na pustaka przed spotkaniem dopytujac się, kto płaci, nawet w dobrej wierze.

Odpowiedz
avatar Meliana
7 7

@digi51: Nie chodzi mi o dopytywanie - to faktycznie kiepski pomysł i zdecydowanie źle to wygląda. Po prostu, jeśli pada propozycja spotkania na kawie, kolacji, itp., to krótka odpowiedź: "ok, chętnie, ale rachunek na pół/każdy płaci za siebie". I tyle. A jak zaczyna się kręcenie, jakieś święte oburzenia i inne takie, to jest to dla mnie pierwszy sygnał ostrzegawczy - bo człowiek na poziomie nie ma z takimi rzeczami problemu, nie musi udowadniać swojej męskości i dżentelmeńskości na siłę i potrafi uszanować powody mojej decyzji.

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

@Meliana: No może masz rację, ja wychodzę z założenia, że płacę sama za siebie, czy to na randce czy na spotkaniu z koleżanką i zawsze jestem na to przygotowana. Jeśli byłabym na randce z facetem i chciałby mnie zaprosić to zgodziłabym się tylko pod warunkiem, że miałabym zamiar się z nim jeszcze spotkać. Takie sytuacje jak w historii typu oferowanie, że się zapłaci rachunek, a potem rzucanie się o to pięknie obnażają prawdziwą naturę takiego elementu i czasem warto się o tym przekonać wcześniej niż później.

Odpowiedz
avatar Balbina
-1 1

@bazienka: Zauważyłaś że nasze wcześniejsze komentarze zostały skasowane? Te dotyczące pewnego portalu?

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 5

@Balbina: wydaje mi się, że usunięto komentarz tego kolegi o rowie w internetach. A poniewaz nasze były odpowiedziami na tamten komentarz, to zniknęły razem z nim

Odpowiedz
avatar Balbina
3 3

@Crannberry: Ale za to mamy wiedzę co o nas myślą panowie. Dziwne,nie raz czytałam bardziej obrażliwe teksty ale ich nie usuwano.

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@Balbina: Może nikt ich nie zgłaszał?

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 9

@Balbina: Mnie na tamtym portalu zafascynowało nazywanie każdego faceta, który jest w związku, betabankomatem. Chyba według ich logiki kobietę zdobywaja tylko osobniki beta. A to ich niedoruchane kółko wzajemnej adoracji to sa rzecz jasna samce alfa :D

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 3

@Crannberry: jak to pisza na incelskich forach- "alfa f*cks, beta bucks" jakbyscie byyli ciekawi tematyki inceli, zapraszma na prv :)

Odpowiedz
avatar bazienka
16 18

@Jorn: taaaa bo kazdy z nich mial napisane na czole "jestem bucem"...

Odpowiedz
avatar Eander
12 12

@Jorn: Podejrzewam że @Crannberry w międzyczasie spotykała się z normalnymi facetami ale po prostu nie ma sensu ich tu opisywać.

Odpowiedz
avatar Crannberry
15 17

@Jorn: Spotykam sie głównie z normalymi, tylko ci nie nadają się do opisania na tym portalu :) Oszołomy lepiej się sprzedają

Odpowiedz
avatar Eander
13 13

@Crannberry: na pocieszenie powiem że takie same kwiatki znajdziesz i wśród kobiet. Jedna obrazi się za propozycję zapłacenia za jej piwo w barze, a druga za to że nie postawiłeś jej kolacji przy świecach przy luźnym spotkaniu na stopie koleżeńskiej :)

Odpowiedz
avatar Crannberry
10 12

@Eander: próba odgadnięcia preferencji drugiej strony przypomina stąpanie po polu minowym... Mnie kiedyś w osłupieine wprawiła znajoma Niemka, która opowiadała z oburzeniem, jak to musiała opierdzielić bezczelnego typa, który jej po chamsku drzwi otworzył, jak wchodziła z zakupami do budynku. Że co on sobie myślał, buc jeden, że ona jakaś niepełnosprawna jest i sobie sama rady nie da?

Odpowiedz
avatar Jorn
2 6

@Crannberry: Jeśli tak, to OK. Historię odebrałem jak narzekanie, że wszyscy są tacy, a to by sugerowało, że w jakiś sposób przyciągasz tych mniej normalnych.

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 11

@Jorn: broń borze szumiący ;) Napisałam, że to ekstrema powybierane z kilkunastu lat. Gdyby mi sie tacy przytrafili jeden po drugim, to dałabym sobie spokój z płcia przeciwna na resztę życia

Odpowiedz
avatar bazienka
0 8

w syt 3 zasmialabym sie typowi w twarz i stwierdzila, z ejest ordynarny nic bym mu nie oddawala, bo chcial dobrze wypasc w oczach kelnera/barmana w syt 4 rowniez zasmialabyym sie i stwierdzila, ze nie jestem tania dziwka za obiad i zeby zweryfikowal swoja strategiebiznesowa, bo jest ordynarnym patusem i wyszlabym, nie placac- niiech placi za woja glupote i bucowatosc od pana 5 ucieklabym po 10 minutach, po co tracic czas na buca z panem 6 zapytalabym uprzejie co to za domniemanie, z eto niby ja jestem plebsem z przedmiesc- i rowniez szanujmy swoj czas, zostawilabyech sie dalej poniza za 4 euro :) niezly ubaw 7 po tekscie on zaprasza on decduje- wychodze. przed zamowieniem, wiec nie ma kosztow i zbeynie bylo ze hurr durrr nie place- mam zawze pieniadze by zaplacic za siebie lub z aoboje jesli zapraszam, po prostu wydaje mi sie, z ebez finansowych konsekwencji sprawy nic do nich nie dotrze, ot uda sie albo nie i nie beda stratni.ja zaplaca i sie nie uda to moze cos sobie przekalkuluja.

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 5

@bazienka: syt. 3: uniosłam sie chyba honorem. Na zasadzie: a bierz te 8 złotych i niech cię więcej nie oglądam syt. 4: ubrałam to w kulturalne słowa, ale znaczenie to samo :) Wolałam zapłacic te swoje 15eur nawet ze względów bezpieczeństwa. Miałam do przejścia kilkaset metrów w nieoświetlonej okolicy i nie chciałam ryzykować, że koleś stwierdzi, że cos mu sie jednak należy i zrobi mi krzywdę. Był sporo wiekszy i silniejszy ode mnie. syt.5: w ogóle ta cała randka się na daje na osobną opowieść. Siedziałam tam juz chyba z czystej fascynacji jego bucerią od czasu do czasu przebijając mu balonik ego złośliwym komentarzem syt 6: dokładnie tak zrobiłam, jak zaczął mi wyjeżdżać z plebsem, zakończyłam spotkanie i poprosiłam o rachunek syt 7, to było do przeżycia, ogólnie facet był przesympatyczny, świetnie nam sie rozmawiało, więc ten "grzeszek" mu wybaczyłam i dałam sie zaskoczyć. Gdybym wiedziała, jak to sie skończy, w ogóle bym tam nie poszła...

Odpowiedz
avatar bazienka
6 6

@Crannberry: ehhhh nigdy nie wiesz na jakiego debila trafisz... mi sie zdarzylo tylko, ze pan "zapomnial portfela", wiec dalam kelnerowi swoja czesc i sobie poszlam potem okazalo sie, ze portfel jednak mial (coz za zaskoczenie) za syt 5 mocno szanuje :) nerwy i poziom zlosliwosci

Odpowiedz
avatar Crannberry
7 9

@bazienka: no ja sie swego czasu dowiedziałam, że istnieje taka bardziej snobistyczna wersja zapomnienia portfela. Nazywa się "Bank przysłał mi nową platynową kartę kredytową, ale się właśnie okazało, że jej jeszcze nie aktywował. Zapłacisz?" Syt 5 czyli randka z panem dżentelmenem to w ogóle historia sama w sobie. Skupiłam sie na wątku finansowym, żeby nie odbiegać od tematu. Kiedy umawialiśmy sie na spotkanie, spytał mnie, ile mam wzrostu. Odpowiedzialam, że 172cm, on na to, że on ma 176, więc mam założyc płaskie buty. Oho, kompleksy. Juz wiedziałam, że będzie ciekawie. Docieram na miejsce, gośc spóźnia się prawie 20min, w międzyczasie zajmuję miejsce przy wolnym stoliku. Wchodzi on. Podchodzi do mnie, ja wstaję, żeby sie przywitac i widzę, że jest ode mnie niższy o co najmniej pół głowy. On to też zauważył i zamiast sie przywitać wysyczał: "mówiłem ci, że masz założyć płaskie buty. Czegoś nie zrozumiałaś?". Ja na to z szerokim usmiechem: "jak widzisz, mam na sobie baleriny. Ale mówiłeś również, że masz 176, a nie 156, czegoś nie zrozumiałam?" I w tym duchu przebiegło całe spotkanie

Odpowiedz
avatar bazienka
3 3

@Crannberry: zloto :)

Odpowiedz
avatar Spektatorka
2 2

@Crannberry: ja w syt. 7 z czystej złośliwości obliczyłabym na szybko z paragonu ile kosztowały moje dania i wręczyłabym kelnerce te kwotę + 30% napiwku z podkreśleniem, że to napiwek i podziękowaniem za miłą obsługę i wyszłabym.

Odpowiedz
avatar glan
13 13

Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach. Zwłaszcza na randkach. Ciekawe co by zrobił facet z punktu 3 na takie postawienie sprawy. Zabrałoby mu to jedyny temat rozmowy. ;)

Odpowiedz
avatar Crannberry
11 13

@glan: no właśnie ja w tym duchu z nim rozmawiałam. Zrobił wielkie oczy i spytał: to o czym on ma w takim razie mówić. Kiedy zaproponowałam kilka tematów typu ksiązki, filmy, podróże, polityka nawet, stwierdzil, że strasznie skomplikowana jestem

Odpowiedz
avatar glan
4 4

@Crannberry: Hmm... szkoda, że jesteś poza granicami. Zaprosiłbym Cię na randkę. Wprawdzie polityką się brzydzę ale książki, filmy, podróże to dobry starter z którego można rozwinąć rozmowę na wiele ciekawych tematów.

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 4

@glan: Bardzo Ci dziekuję za miłe słowa. Czas randek mam juz szczęśliwie za sobą (odpukać), ale ciekawa rozmowa przy herbatce zawsze w cenie :)

Odpowiedz
avatar iks
5 9

Ten ostatni przypadek jeszcze jakoś można wytłumaczyć - teraz się zrobiła moda na takich wyłudzaczy obiadu za randkę. Ale reszta? Masz jakiegoś dziwnego pecha.

Odpowiedz
avatar celulozarogata6
4 4

@iks: no to ja chyba też mam pecha. Byli nawet tacy, ktorzy , zapraszają c mnie na kawę, po fakcie oczekiwali, że zapłacę i za nich... pewnie dalej czekają

Odpowiedz
avatar iks
-3 5

@celulozarogata6: To czym się kierujesz przy wyborze faceta?

Odpowiedz
avatar bazienka
2 4

@iks: oj uwierz, mozna miec patomagnes w tylku, ja np. przyciagam sarenki do stawiania na nozki- kazdy jeden egzemplarz z jakims defektem,a co jedne to lepszy

Odpowiedz
avatar iks
4 4

@bazienka: Mam podobnie z kobietami. Człowiek życie szuka takiej, która w razie jak on padnie ze zmęczenia przejmie wszystko, a co chwila sarenki tylko znajduje. Chyba muszę las zmienić :)

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 4

@iks: znam to. Człowiek szuka partnera, a trafiają sie projekty ;) Mam podobne podejście do związków. Każdy się wspina pod swoją górę, nie trzeba go ciągnąc za rękę, ale ma poczucie, że nie jest sam i w razie czego, jeśli omsknie mu się noga i spadnie, ta druga osoba go złapie. Czasami trafia się jednak na ludzi, którzy albo ciebie ciągną za rekę na siłę, mimo że o to nie prosisz, albo ich trzeba ciągnąć, a jeśli spadniesz, to zamiast cię złapać, rozłożą kolczatkę ;)

Odpowiedz
avatar irulax
5 9

Swoją drogą śmieszna sprawa: tyle kasy i wysiłku żeby się odpowiednio zaprezentować, kupić ciuchy, fryzjer itp. Potem, jak mawiał klasyk "cały misterny plan w p...", bo facet się połaszczył na 20 zł.

Odpowiedz
avatar Iceman1973
-1 3

Mam nadzieję, że to nie jedyni faceci na jakich trafiasz bo inaczej jestem w stanie pomyśleć, że albo masz tak straszliwego pecha, albo przyciągasz wyłącznie takich. Zawsze ale to zawsze gdy zapraszam, to płacę. Może ze dwa razy trafiła mi się sytuacja gdzie kobieta stwierdziła, że zapłaci za siebie. Zawsze tylko pytam czy jest tego pewna, bo to ja zaprosiłem i nie musi się obawiać, że to jakoś zobowiązujące jest.

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 4

@Iceman1973: nie nie, spokojnie. To szczególne przypadki, na jakie trafiłam w ciągu kilkunastu lat zebrane do kupy w jedna historię. Inaczej zwątpiłabym w ludzkość. Jeżeli 1973 to Twój rok urodzenia, to w pełni wierzę w to co piszesz. Twoje podejście jest powszechne tak powiedzmy do rocznika 1979. Potem wkroczyli millenialsi ;) Polscy mężczyźni jednak i tak zauważyłam w wiekszości przypadków będą szarmanccy i nie pozwolą kobiecie zapłacic, zwlaszcza drobnej kwoty, nawet jeśli spotkanie jest na stopie koleżeńskiej. Na zachodzie z tym gorzej. Zwłaszcza w Niemczech, mężczyzna będzie na randce skrupulatnie rozliczał każdy wypity łyk wody mineralnej.

Odpowiedz
avatar eulaliapstryk
4 4

Wygrywa facet od 8,50 za drinka, na drugim miejscu ten gość z komplebsami. :D Fajne historie. Chciałabym więcej, ale wbrew sobie mam szczerą nadzieję, że już nie trafi Ci się nic takiego do opisania. :D

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 5

@eulaliapstryk: dla mnie największym bucem był ten niby dżentelmen. Kurczę, muszę te randkę opisać od początku do końca w innej historii. Mam pomysł na kilka kolejnych, o randkach i nie tylko. Ale dozuję stopniowo, nie chcę być posadzona o bycie kolejnym wcieleniem Malinowej ;)

Odpowiedz
avatar doktorek
0 4

Raz, drugi rozumiem, ale tyle? Albo przyciągasz takich palantów jak magnes albo niestety takich wybierasz (zapewne nieświadomie).

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 5

@doktorek: odpowiedź na Twoje pytanie została wyczerpująco udzielona pod komentarzem Jorna (to ten ukryty). Jako że opisane sytuacje kończyły z mojej strony znajomość, a nie ją zaczynały, stwierdziłabym, że nie tylko nie wybieram takich ludzi, a wprost przeciwnie - eliminuję ich z mojego życia. A co do przyciągania, patrząc po moim kręgu znajomych czy też obecnym towarzyszu życia, wydaje mi się że przyciagam w większości raczej tych fajnych. A na palanta zawsze można trafić, tego się chyba nie da uniknąć, zwłaszcza że nikt nie ma tego napisane na czole

Odpowiedz
avatar yfa
1 3

Skąd wyciągasz taką patologię? Jeżeli, jak sama twierdzisz w innych odpowiedziach, to są wyjątki, a częściej spotykasz normalnych ludzi, to zadam inne pytanie - z takim przerobem nie spotkałaś jeszcze nikogo odpowiedniego, żeby skończyć już z nowymi przypadkowymi znajomościami? W jakiś sposób przyczyniasz się do tych sytuacji - raz czy drugi można trafić na kogoś, kto chce za darmo się nażreć albo "zaruchać", ale potem powinnaś się nauczyć odróżniać takie bydło. Ja, nie mając takiej sytuacji w życiu, już mam pomysły na przyszłość - przed pójściem w droższe miejsce odwiedzić najpierw tańsze, choćby budę z kebabem; albo po pierwszym zamówieniu zreflektować się, że "zapomniałaś portfela" i sprawdzić reakcję; po pierwszym skrajnie głupim tekście wyjść, bo jak ktoś jest prostak i cham, to się nie zmieni. No chyba, że sama chcesz "zaruchać"...

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 1

@yfa: skoro niezobowiązujące spotkanie przy kawie lub drinku jest dla ciebie "przerobem", to albo trollujesz, albo masz poważne problemy ze sobą. Z pierwszym spotkaniem jest troche jak z rozmową o pracę - na podstawie opisu stanowiska i paru maili trudno przewidzieć, że szef będzie bucem, to wychodzi dopiero przy osobistym poznaniu (czasami widać to już od razu, wtedy sobie odpuszczamy). A jeśli Cię interesuje moje obecne życie, to tak, od kilku lat jestem w bardzo szczęśliwym związku ze wspaniałym człowiekiem (historyjki byly, jak już napisałam, z przeszłości, niektóre z bardzo bardzo odległej), więc nie muszę już przeżywać przypadkowych spotkań, i "ruchać" też mam kogo :D

Odpowiedz
avatar butros
1 1

@yfa: Tinder nie służy do szukania partnerów tylko do niezobowiązującego ruchanka.

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 2

@butros: służy do tego, czego ktoś na nim szuka. Jeden partnerki, drugi ruchanka, trzeci towarzystwa, bo jest nowy w mieście, a czwarty chce się pochwalić zdjęciem penisa

Odpowiedz
avatar dagaaaa
2 2

Jestes rewelacyjna! Przeczytalam wszystkie twoje historie od deski do deski:) Niesamowicie sie je czyta, powinnas wydac jakies opowiesci. Pozdrawiam z Manchesteru

Odpowiedz
Udostępnij