Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Taka sytuacja... Dziś wieczorem zadzwoniła do mnie osiedlowa znajoma "od spacerów z…

Taka sytuacja...

Dziś wieczorem zadzwoniła do mnie osiedlowa znajoma "od spacerów z psami". Znajoma "ma" po sześćdziesiątce, a do tego (starszych ode mnie) córkę i zięcia, których również znam osobiście. Małżeństwo nie zamieszkuje ze znajomą, kupili sobie mieszkanie, ale niezbyt daleko.

No i ta znajoma pyta mnie, o której wychodzę z psem? A czy nie mogłabym wyjść wcześniej, bo ona dzisiaj musi wyjść wcześniej, gdyż ponieważ jutro rano też musi wyjść wcześniej, bo potem musi jechać, zająć się psem. Trochę mnie skołowała, ale wkrótce sprawa się wyjaśniła...

Otóż, jakieś cztery lata temu, córka znajomej natrafiła w internecie na dramatyczny apel właścicielki dużej, jedenastoletniej suki. Kobieta pisała, że w ciągu dwóch tygodni musi pilnie wyjechać z Polski, raczej na stałe, psa ze sobą zabrać nie może. Czeka na pilny kontakt z osobą, która zechciałaby adoptować zwierzaka, inaczej, niestety, suczka na stare lata trafi do schroniska.

Córka znajomej skontaktowała się pilnie, omówiono szczegóły, i tym sposobem Kudłata trafiła do rodziny zastępczej, odbywszy wcześniej wielogodzinną podróż.

Córka z zięciem pokochali suczkę bardzo, bo w ogóle kochają zwierzęta, a Kudłata też przywykła do nich szybko. Szybko też okazało się, że będzie musiała przywyknąć również do znajomej. Bo Kudłata bała się zostawać sama. A im skończył się urlop. A znajoma jest na emeryturze.

Początkowo zabierali sukę na weekendy, dni wolne, święta, urlopy, a potem, jakoś tak, "siłą przyzwyczajenia" Kudłata została u znajomej, jakby, na stałe.

Czas leciał, suka się starzała, zaczęła podupadać na zdrowiu, a - przede wszystkim - mieć problemy z motoryką. Znajoma nie dawała rady dźwigać jej, mimo uprzęży podtrzymującej zad.

No i tu się mamusia zbuntowała. Przeprowadziła z dziećmi konkretną rozmowę, w wyniku której Kudłata wróciła do adopcyjnych rodziców, tym bardziej, że - okazało się - jej strach przed samotnością minął. Weterynarz zaaplikował psinie jakieś skuteczne leki "na stawy", poczuła się lepiej, więc znajoma - od czasu do czasu - jeszcze ją na kilka dni zabierała.

Dlatego - odebrawszy telefon - pomyślałam, że znajoma "dostała" Kudłatą na weekend, tylko spacerować chce wcześniej, bo... no właśnie, bo rano jedzie zająć się psem??? O co tu chodzi???

Otóż chodziło o to, że znajoma ma w domu INNEGO czworonoga, konkretnie sukę husky. A skąd ją niby ma? A od córki i zięcia. A z jakiej przyczyny?

Ano z takiej, że małżeństwo, idąc sobie ulicą, napotkało jakąś panią na spacerze z psem. Z ową husky właśnie. A że suczka śliczna, to się zatrzymali, pomiziali zwierzątko, podrapali za uszkiem, pozachwycali, potem wpadli w gadkę z właścicielką, jak to zwykle wśród "psiarzy" bywa.

I tak, od słowa do słowa, wyszło na jaw, że pani ma wielki, wielki problem. Powinna jutro (znaczy dziś) jechać pilnie do Niemiec, do starej matki, lat 85, która choruje i trzeba się nią zająć. Tak ze cztery, pięć dni, no, maksymalnie tydzień. Ona widzi, że państwo tacy mili, że na pewno kochają zwierzęta, może by państwo zechcieli zająć się Luną przez ten czas...?

Państwo ZECHCIELI. Tak dalece, że jeszcze tego samego dnia (znaczy wczoraj) wieczorem przyprowadzili Lunę znajomej do domu. Razem z właścicielką. Kobieta przyniosła ze sobą trochę suchej karmy, jakiś kocyk, miski, zabawki... za to nie dała nawet grosza za opiekę z góry, oraz nie zostawiła adresu. Podziękowała pięknie i się ulotniła.

Córka z zięciem mają do kobiety jedynie nr telefonu i wiedzą "mniej więcej" gdzie mieszka. Tak że... znajoma dostała pod opiekę kolejnego psa, być może, na zawsze.

Suczka Luna podobno ma 8 lat, ale znajoma mówi, że zdecydowanie wygląda na więcej. Robi wrażenie bardzo miłej i mądrej.

A co z tym wcześniejszym spacerem? No, znajoma chciała dziś wyjść wcześniej z Luną, bo jutro wstaje raniutko, musi się wyszykować, ogarnąć psinę, zabrać potrzebne rzeczy i szorować do "młodych". Ponieważ musi się zająć obiema sukami naraz. Które się nie znają. W tym jedną niepełnosprawną, a drugą zupełnie obcą.

No cóż, powód jest bardzo istotny...

DZIECI WYJEŻDŻAJĄ NA GRILLA!!!

Ciąg dalszy nastąpi...

"usługi"

by Armagedon
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ata11
4 12

W takiej sytuacji ja bym "zgrilowała" dzieci. A piekielna znajoma - co wychowała, to ma.

Odpowiedz
avatar minutka
6 8

@Ata11: Zięcia raczej nie ona wychowywała...

Odpowiedz
avatar digi51
6 8

Strach pomyśleć co będzie, jak dzieci sprawią znajomej wnuki.

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 4

@digi51: Już prędzej sprawią jej kolejnego psa. Oboje po czterdziestce, dzieci nie chcą (albo nie mogą). Przynajmniej tyle.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
4 6

@digi51: @Armagedon: W takim razie zaryzykuje twierdzenie, że te psy to są właśnie "wnuki". Córka z zięciem, nie chcą lub nie mogą mieć dzieci, więc zastępują je psami. A że czasami impreza, czy inny wypad dla dorosłych, to "dzieci" trzeba "babci" podrzucić.

Odpowiedz
avatar Aeviene
3 3

Wow... :o

Odpowiedz
avatar Jorn
6 6

To jest właśnie typowy przykład ludzi bardzo wrażliwych na potrzeby innych, którzy bardzo chętnie tym innym pomagają, ale cudzym kosztem.

Odpowiedz
avatar bazienka
2 4

zwyczajnie nie jezdzilabym do nich opiekowac sie ICH psemi, a ich z psem za prog bym nie wpuscila 0doradz pani trocheasertywnosci, bo wchodza jej na glowe...

Odpowiedz
avatar Iceman1973
4 6

Skąd się biorą takie dzbany? Łapią wszystkie sroki za ogon jak to się przysłowiowo mówi a potem wszyscy wokół nam pomagajcie bo się nie wyrabiamy.

Odpowiedz
avatar 8viridian
8 8

Zawsze się waham co myśleć na temat tego typu historii, które nie przydarzyły się autorowi który je publikuje, tylko są w większości powtórką z czyichś opowieści (owszem, pewne szczegóły można samemu zaobserwować, jak to że pani wychodzi i się spieszy, ale cała reszta... całe sedno sprawy może wyglądać zupełnie inaczej). Opowieść takiej pani to tylko jedna strona medalu, może być prawdziwa a może też być znacznie przeinaczona i wyolbrzymiona, ponieważ ludzkim odruchem jest czasami przy podatnej widowni sobie ponarzekać. Doradzam ostrożność w wyrażaniu osądów i ocenianiu życia innych ludzi, ponieważ nie jesteśmy na ich miejscu i nie znamy całego obrazu sprawy.

Odpowiedz
Udostępnij