Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Studiuję romanistykę i obecnie jestem na trzecim roku. Jak to bywa ze…

Studiuję romanistykę i obecnie jestem na trzecim roku. Jak to bywa ze studiami językowymi, dużą część przedmiotów mamy po francusku (nawet jak coś powinno być po polsku, to upraszaliśmy wykładowców, żeby jednak szlifować ten język i nie używać ojczystego).

W grupie mam dziewczynę, Kingę.
Kinga studiowała już filologię angielską, a gdy była z nami na drugim roku, to akurat pisała licencjat. Dziewczę to jest nad wyraz dziwne i wycofane, ni be ni me chyba, że po polsku.
Na zajęciach siedzi jak na tureckim kazaniu. Albo patrzy na ręce, albo w ścianę. Gdy wykładowca opowiada żart, to z opóźnieniem uśmiecha się strachliwie, lecz tylko jeśli widzi, że i my chichoczemy.
Poproszona do odpowiedzi duka na zasadzie kali jeść, kali pić, a i to nie zawsze. Ogólnie dziewczyna nie ma zielonego pojęcia co się dzieje wokół niej.
Na wykładowców którzy opowiadają coś na zajęciach patrzy jak na ufoludków. Nie raz po tym jak wywołali ją do jakiejś odpowiedzi/wypowiedzi, to lądowała w łazience z płaczem tuż po tym jak oczywiście, ani słowa z siebie nie wydusiła.

Co zdążyliśmy zaobserwować z resztą osób z grupy? Dziewczyna nie zna francuskiego. Po prostu. Studiuje romanistykę, a jej francuski jest na poziomie A1, a nawet niżej.
Nie mam zielonego pojęcia jak ona zalicza egzaminy. Z tego co raz podsłuchałam, błagała wykładowcę o nowy termin i najprawdopodobniej "zdaje aż do skutku" lub wylewa łzy aż wykładowca zmięknie.
To jest żałosne i piekielne (choć to nie jest największa piekielność tej historii), bo ja do sesji zakuwam, uczę się ciągle, a laska ni be ni me i zdaje na podobnych ocenach co ja.

Z początku 1,2 rok miała wymówkę, bo 2 kierunki studiowała...
Pomyślicie, że pewnie angielski ma w małym palcu... a gdzie tam.
Skąd wiem?

Bo raz przyszedł gościnnie wykładowca z innego kraju i prowadził zajęcia po angielsku, a że Kinga siadła z przodu, to siłą rzeczy pytał ją czasem o coś albo prosił o podpowiedzenie słówka które wypadło mu z głowy. Nic, kompletnie nic, popłakała się jak zwykle.
Dziewczyna studiuje 2 kierunki, oba językowe. Z jednego ma już licencjat i w żadnym języku nie mówi płynnie, ba... ona w ogóle nie mówi! Widać, że się po prostu męczy.

Co się dowiedziałam dzięki znajomej, która z nią studiowała filologię i były dosyć blisko?
Kinga ma rodziców nauczycieli. Wybrali jej studia, kazali iść. To poszła. Oba kierunki to wybór rodziców, bo Kinga musi iść w ich ślady, co z tego, że z wykładów nie rozumie ani słowa?
Co więcej, rodzice wybrali jej chłopaka, kupują jej ubrania, wybierają gdzie ma pojechać na wakacje i oczywiście jadą z nią.

Tak oto dzięki rodzicom dziewczyna kompletnie nie ma własnego zdania, nic nie umie, z niczym sobie nie radzi, a na dodatek będzie miała dwa bezwartościowe papiery ze studiów. Bezwartościowe, bo co one jej dają, jeśli ona nie jest w stanie złożyć choćby jednego zdania w obcym języku?

by Ellishan
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar singri
19 19

Tak to jest, jak ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że dziecko jest odrębną istotą i posiada własny rozum, zdrowy rozsądek i parę innych ważnych cech, tylko trzeba mu pozwolić je rozwinąć. Dziecko chronione przed upadkiem, gdy uczy się chodzić, nie nauczy się upadać bezpiecznie. A dziecko zmuszone do spełniania zachcianek rodziców nie nauczy się myśleć samodzielnie...

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
17 17

@singri: Zgadzam się. Kiedyś nawet stwierdziłem, że "dziecko jest na tyle inteligentne, na ile pozwolą mu jego rodzice". Stawiaj wyzwania dziecku, a rozwinie się we właściwy sposób. Najpierw małe, później większe, ale zawsze zgodne z jego aktualnymi predyspozycjami.

Odpowiedz
avatar singri
15 21

@kartezjusz2009: Ja w ogóle jestem w szoku, jak dorośli ubezwłasnowolniają dzieci, nie tylko własne... Przykład: Przez całą pierwszą klasę moja córka miała problem z odrabianiem lekcji i zabieraniem wszystkiego co potrzebne do szkoły. Nauczycielka: Musi jej pani pilnować, siedzieć nad nią jak odrabia lekcje, ja nad swoją córką do matury siedziałam! Ja: E tam. W końcu zrozumie, że uczy się dla siebie. Zakończenie roku szkolnego. Wszystkie dzieci w klasie dostają książeczki w nagrodę... Nie, nie wszystkie. Moja nie. Stopnie za słabe. Jakby jej kto w twarz dał. I problem się skończył. Od września lekcje są odrobione zawsze, wszystko jest popakowane. Zdarzają się jeszcze drobne potknięcia typu "nie doczytałam polecenia i narysowałam, a trzeba było użyć naklejek". Wielkie mi rzeczy. Wystarczyło uwierzyć, że dziecko jest istotą inteligentną i zdolną do logicznego myślenia.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
1 3

@singri: Ja bym to inaczej rozwiązał, nie aż tak brutalnie. Ale chyba w wychowaniu najważniejszy jest skutek. :)

Odpowiedz
avatar singri
12 12

@kartezjusz2009: Oczywiśie wcześniej tłumaczyłam, prosiłam, ganiałam do lekcji... Gdzie tam. Dopiero brak nagrody ją zmobilizował.

Odpowiedz
avatar digi51
12 14

Jak czytam takie historie i przypominam sobie własne studia (germanistyka z anglistyką) to przestaje mnie dziwić, że panuje powszechne przekonanie, że języka nie da się nauczyć w szkole. Sama poszłam na studia nie mając jakiej super znajomości niemieckiego (ot, rozszerzona matura, typowa znajomość szkolna), ale trudno musiałam się nauczyć. A potem na IV roku, kiedy jak już mówiłam całkiem nieźle (płynnie, normalnie mogłam dogadać się z Niemcem, czasami zdarzały się błędy), niektórzy nadal dukali i nie byli w stanie sklecić sensownej wypowiedzi z kilku zdań na temat typu: "Czy wygląd jest ważny?". I wiecie co? Oni rok później zrobili magistra i niektórzy poszli pracować w szkole.

Odpowiedz
avatar MyCha
17 19

Tak swoją drogą to dziewczyna jest tak pozbawiona samodzielnego myślenia, że nie doszła nawet do wniosku aby wykorzystać sytuację i nauczyć się najbardziej przydatnego języka jakim jest angielski. Przecież cokolwiek postanowi w życiu, spełniać marzenia rodziców czy jednak pójdzie swoją drogą, to ta umiejętność zawsze jej się przyda. Tak czy siak student filologii który nie gada swobodnie w języku który studiuje kończąc studiów jest piekielny. A płaczliwa reakcja dziewczyny również jest dziwna.

Odpowiedz
avatar Zunrin
2 4

@MyCha: Wiesz, odpowiedzią jest fakt obojga rodziców nauczycieli. Dziewczyna pewnie miała z górki jako ich córka. Nawet za bardzo się nie musiała uczyć, bo jakby co, to oni załatwili zaliczenie / lepszą ocenę. A na studiach zderzyła się ze ścianą.

Odpowiedz
avatar Ellishan
4 8

@MyCha: Jak dla mnie to ona jest po prostu tępa. Mówisz do niej, ona nic. Patrzy się tylko jakby jej kto rodzinę plastikową łyżeczką wymordował. Zwrócisz jej na coś uwagę? Prycha i fuka pod nosem, bo jak śmiesz jej coś powiedzieć? Co do nauki języka.. cholera na pierwszym roku od nowa przerabialiśmy materiał, pobieżnie ale jednak można było się nauczyć. Ale po co? Wydaje mi się, że jest tak, że faktycznie rodzice jej wszystko załatwiali, a wykładowcy ją przepuszczają więc nawet nie próbuje. Choć raczej jestem w 90% przekonana, że jest po prostu tępa. Nawet najbardziej oporna osoba gdy słucha minimum 5h dziennie obcego języka jest w stanie cokolwiek się nauczyć. Zwroty, słówka jakieś MINIMUM. A ona? Nic. Kurcze angielski jest od podstawówki, studiowała go, jak to możliwe, że słówka typu discover, search czy zwykłe found były dla niej wyzwaniem? Że nie wspomnę o sytuacji gdy rozmawiałam z uczniem z erasmusa i coś tam pytałam "Did you..." na co ona wtrąciła się oburzona, że źle mówię i powinnam użyć "Do". Wyśmiałam ją, bo przecież w czasie przeszłym do zamienia się na did, lecz jak to możliwe, że studentka filologi tego nie wie?

Odpowiedz
avatar dayana
1 3

@Ellishan: "lecz jak to możliwe, że studentka filologi tego nie wie" - Pewnie tam wymagają tyle, co i na tej Twojej romanistyce :) Nie studentka jest piekielna, tylko ci idioci, co ją przepuszczają. W cywilizowanych krajach działa to tak, że są 2 szanse - jak się nie zaliczy to zaczyna się od nowa studia/rok. I potem znów, i znów.. I tak aż się student nauczy, albo zrezygnuje.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@Zunrin: moja kolezanka byla corka nauczycielki chemii i matka jej nie poblazala- zawsze msuiala miec zadanie domowe, ze sprawdzianow nie miala samych 5 jesli nie zasluzyla

Odpowiedz
avatar Meliana
17 17

Dla mnie w tej historii najbardziej piekielna jest uczelnia, potwierdzająca na papierze, całą powagą (??) swej instytucji, wykształcenie, którego nie ma. Piekielność rodziców jest bezdyskusyjna, ale gdyby ktoś ich w porę otrzeźwił (np. wywalając ich córkę ze studiów za brak postępów w nauce), to może trochę by zeszli na ziemię. A tak? Nie da się? No jak się nie da, jak się da! I świnię nauczą latać, a co! A kolejni wykładowcy tylko ich w tym mniemaniu utwierdzają... Jak dla mnie, to kolejny argument, żeby połowę tych przybytków zamknąć.

Odpowiedz
avatar digi51
10 10

@Meliana: Zgadzam się. Tak trochę pisałam o tym wyżej, że jakimś cudem osoby, które po 5 latach studiów nie potrafią płynnie mówić w danym języku mają papierek o bycia magistrem filologii, czyli oprócz płynnej znajomości języka powinny dysponować wachlarzem innych umiejętności i zakresem wiedzy związanej z językiem. Ale uczelnia to ludzie. Pracownicy, na których wywiera się presję, aby nie odstraszać owieczek, za które dostaje się dotacje. A filologia nie dość, że nie zapewnia dobrej pracy, to mając jeszcze opinię kierunku trudnego i wymagającego szybko będzie mogła zamknąć swoje wrota z powodu braku chętnych na studia.

Odpowiedz
avatar kokosanka
4 6

@digi51: Nie mam pojęcia gdzie tak wyglądają studia filologiczne. Rozumiem że można ślizgać się bez dobrej znajomości języka z różnych przedmiotów, ale ludzie, z języka wiodącego na filologii? W głowie mi się to nie mieści. U mnie jak się nie miało z zaliczenia/egzaminu 70% na jednej i 80% na drugiej fililogii było się oblanym. Jedna poprawka i do domu. A sam egzamin był trzyetapowy - słownictwo, gramatyka i ustny. Nie znasz języka to masz problem.

Odpowiedz
avatar digi51
11 11

@kokosanka: Formuła studiów filologicznych stawia bardziej na czytanie i pisanie oraz znajomość gramatyki. Egzaminy pisemne z praktycznej znajomości języka często sprawdzają wiadomości, których można nauczyć się na pamięć. Przepychanie studentów ma miejsce głównie przy egzaminach ustnych, gdzie studenci wypowiadają się z nieskładnie i z błędami. Swoją drogą, wierz mi, da się dobrze zdać egzamin w języku obcym nie do końca wiedząc, CO się mówi ;) To nie jest tak, że ludzie robią magisterkę i KOMPLETNIE nie znają języka. Znają, ale ciężko się nim posługują. I tego samego uczą potem w szkole. Formułek, gramatyki na pamięć, słówek na pamięć, podstawowych dialogów... bo więcej sami boją się powiedzieć.

Odpowiedz
avatar rhkkkk
4 4

Nie no. Papiery się przydadzą. Zostanie nauczycielką. Pewnie w szkole gdzie pracują rodzice i tak sobie spokojnie doczeka emerytury. Akurat kwalifikacje nauczyciel może mieć. Tego nikt nie zabrania ale nie jest to w żadnym wypadku wymagane do pracy w tym zawodzie. Natomiast papier jest wymagany bezwzględnie :) Co więcej. Jest to u nas "usankcjonowane". Przykład? Przedszkola. Kraków kiedyś płacił za nauczycieli angielskiego w przedszkolach. Za anglistów - przynajmniej w teorii wykwalifikowanych. Później któryś rząd, już nie pamiętam który, żeby nie było że narzekam na obecny ulepszył system tak, że zobowiązał przedszkola do posiadania własnych nauczycieli angielskiego. Bo dzieciaki mają się uczyć od małego. No bo w Krakowie akurat angielski był ale gdzie indziej nie. Słusznie ktoś powie. No nie do końca. Skutek był taki, że Kraków za dodatkowych nauczycieli przestał płacić. Zasadne bo jak ma płacić ekstra za coś co jest w podstawie programowej. A przedszkola co zrobiły? Wysłały wybrane przedszkolanki na kilkumiesięczne kursy angielskiego i te zaczęły uczyć dzieci. Jaki poziom osiągnęły? Może lepiej nie pytać. Cóż. Ot taki przykład jak "dobre intencje rządzących" potrafią wylać dziecko z kąpielą. Ale papier przedszkolanki uzyskały i uczyć zaczęły - znajomości angielskiego na pewno nie. Zresztą dyrekcja przedszkola nawet nie kwestionowała tego. Ale "innego wyjścia nie ma" bo pieniędzy ekstra na etat dla nauczyciela angielskiego nie dostali razem ze zmianą podstawy.

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

Współczuję tego, w jakim stanie musi być jej psychika...

Odpowiedz
avatar ja_2
2 2

Jak zwykle w takich historiach trudno ocenić jak jest naprawdę (bo czasami ten portal z "dokumentalnego" przeradza się w pole testów młodych twórców prozy ;) ). Ale nawet zakładając, że wszystko "świnta prawda" to może też być inne rozwiązanie - krańcowa introwersja, chorobliwa nieśmiałość. Znam osoby, które nieźle znały temat, ale zapytane, szczególnie publicznie miały problem nie tylko z merytoryką, ale wręcz ze składaniem zdań w języku polskim. Podczas gdy np. egzaminy, kolokwia, testy pisemne - rewelacyjnie. Na ten przypadek wskazujesz zresztą sam - dziewczyna krańcowo wycofana, unika kontaktów, a jednocześnie już napisany (przed terminem) licencjat. Nie przesądzam, ale to prawdopodobnie taki przypadek.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 października 2019 o 12:34

avatar Ellishan
1 1

@ja_2: Akurat (niestety) nieśmiała nie jest. Za to bardzo roszczeniowa i uwielbia podejść i tak z d..py zagaić temat i opowiadać o swoim chłopaku czy chwalić się tym gdzie była. Pod tym względem jest strasznie irytująca.

Odpowiedz
avatar Ellishan
0 0

@ja_2: a co do pisania wątpię, że sama go napisała. Raz wykładowca ją przyłapał na oddaniu pracy zerżniętej z internetu, słowo w słowo i chciał jej zaliczyć to na 3. Dopiero nasza interwencja (grupy) zmusiła go by jednak wymógł na niej napisanie nowej pracy. Może i postąpiliśmy chamsko ale sorry... robić kilkanaście godzin projekt, żeby zaliczyć na zwykłe 3, a ona kliknęła pobierz i też miała dostać 3? A jak się wydało, że z neta? Dziewczyna nie potrafiła przeczytać słów które napisała, nie znała znaczenia, aż wykładowca wpisał w internet dwa zdania z jej pracy.. od razu wyskoczyła praca w google ;)

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

mocno wspolczuje jej przyszlym uczniom jesli rodzice kaza jej uczyc w szkole...

Odpowiedz
avatar arlequin
0 0

Takie oszołomy jakoś zdają matury a inni, którzy by chcieli pójść na jakiś kierunek na studia - nie mogą jakoś zdać. O co mi chodzi? Już wyjaśniam - na swoim przykładzie. Od dziecka byłam słaba z matematyki i choćbym 100 godzin siadała nad książkami z matematyką to ni hu hu, nie przyswajam wiedzy. Jedynie parę działów z matematyki ogarniam, ale to takie, które dosłownie KAŻDY by ogarnął, potrzeba by było tylko wykuć np. wzory skróconego mnożenia lub coś z działu statystyki. Oczywiście dodawanie, mnożenie, dzielenie, odejmowanie proste i tak dalej również umiem, żeby nie było :) Chodzi mi o trudniejsze rzeczy. Jakimś cudem zdałam szkołę bez przymusu powtarzania klasy. Sekret - korepetycje i w większości nauczycielki matematyki były w porządku i dawały mi dodatkowe zadania czy powtórne zaliczenie jakichś tam sprawdzianów i przy tym dawanie mi więcej czasu na nauczenie się. Miałam nauczanie indywidualne :) Matury nie zdałam, kilka razy do niej podchodziłam ale w końcu zdałam sobie sprawę z tego, że nie ma co znowu próbować. Kiedyś matematyki nie było na maturze i bez problemu można było iść studiować. Ja myślałam nad psychologią. A matematyki ni hu hu nie przyswoiłabym, choćbym nie wiem ile nad nią siedziała. Ci, którzy naprawdę chcieli się uczyć na studiach, to się nie dostają a głąby bez problemu. No k*rwa mać.

Odpowiedz
Udostępnij