Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Muszę... bo się uduszę... Otóż uśmiechnęło się do nas szczęście i możemy…

Muszę... bo się uduszę...

Otóż uśmiechnęło się do nas szczęście i możemy wreszcie spełnić z Lubym marzenie o mieszkaniu na wsi. Do tego, by ono się jednak całkiem urzeczywistniło, potrzebujemy sprzedać mieszkanie nasze i teścia.
Z naszym problemu większego nie było: przyszli, pooglądali, rzekli "kupujem" i już.
U teścia nie było tak prosto. Oj, nie...

Znalazła się rodzinka z czterema bombelkami. Jako, że nie ulegamy stereotypom, potraktowaliśmy ich całkiem normalnie, a nawet nieco ulgowo (o czym w dalszej części opowieści), bo poczuliśmy z nimi więź, gdy mówili, że już kilka fajnych mieszkań im "uciekło". Nam też kilka pięknych domów sprzątnięto sprzed nosa...
No cóż...

Oni biorą na 100%, bo mieszkanie ładne, ustawne, balkon wielki, jak taras - no cud, miód i orzeszki. Pieniądze mają, jutro podpiszemy umowę przedwstępną, damy zadatek i potem tylko notariusza umówić. Wygląda pięknie?
Nie mogło jednak być tak różowo.

Na SMSy odpowiadali z ociąganiem, telefonów nie odbierali. Na pytania o konkrety (np. kiedy przyjdziecie podpisać umowę przedwstępną) odpowiadali mało konkretnie, a głównie mówili o tym, co teraz na działce robią.
Ogłoszenie zdjęte z "tablicy", ludzie, którzy byli też chętni - poodmawiani, a ci świrują. Z jutra zrobił się tydzień, z tygodnia dwa...

W tym czasie dowiedzieliśmy się, że rRodzinka chce się już wprowadzić do jednego z pokoi, bo oni się pomieszczą spokojnie i nie będą przeszkadzać, a my możemy pakować teścia (no jasne i gdzie go wyprowadzimy? Pod most?), a także poznaliśmy pełną szczegółów historię o tym, kto gdzie będzie spał, gdzie się wypróżniał i co robił w poszczególnych etapach życia w nowym miejscu.
Na nasze miłe, acz stanowcze odmowy wprowadzenia się przed zapłatą pełnej kwoty, jaką żądamy za mieszkanie, reagowali fuknięciami, bo przecież oni nie oszukają, wszystko zapłacą i w ogóle.

Najbardziej rozwalił mnie moment, gdy Madka chcąc sobie pomierzyć pokój, czy jej meble wejdą (w sumie nie wiem też po kiego grzyba to robiła, bo w ogłoszeniu był dołączony schemat z wymiarami i rozmieszczeniem poszczególnych pomieszczeń), trzymała kartkę w ręku z zapiskami. W pewnym momencie jeden z bombelków wyrwał jej tę kartkę i... zjadł... opad szczęki trwa nadal, choć było to prawie tydzień temu.

Postawiliśmy im w końcu ultimatum: do tego i tego dnia określają się, czy kupują mieszkanie, spotykamy się i podpisujemy umowę przedwstępną. Nie odpowiedzieli na SMSa, a telefon - tradycyjnie - nieodebrany.
No cóż... wyrozumiałość i współczucie, to jedno, a brak szacunku do innych i ich czasu, to drugie.
Ogłoszenie wróciło do Internetu.
Szybko znalazł się nowy nabywca, zdecydowany na zakup, już umawia notariusza, ma gotówkę, chce załatwienia rzeczy od ręki.
Rodzinka dostała krótką informację, że oferta nasza już jest nieaktualna, na którą zareagowała natychmiast (!) wysyłając gorączkowe SMS-y z prośbami, by jeszcze im dać czas, że oni już za chwilę do banku po kredyt idą... Teraz? No sorry, ale już za późno.

Nie wiem, gdzie oni się chowali, ale nie chcę znać tego miejsca.
I powiedzcie, jak można być takim wstręciuchem, żeby nie szanować czyjegoś czasu i mieć w nosie wszystkie prośby o ustosunkowanie się do wcześniej zawartej umowy ustnej? I żeby sprzedający się prosił o podpisanie umowy i zakończenie transakcji...?
Naprawdę, zaczynam tracić resztki wiary w to społeczeństwo...

mieszkanie bombelki madka kupno-sprzedaż

by tatsu
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Litterka
31 31

Taaa... Oni by się wprowadzili, nie zapłacili, a potem wyrzuć ich z dziećmi z własnego mieszkania... Niezły plan, dobrze, że nie wyszło!

Odpowiedz
avatar Iras
19 19

Już to widzę - tak jak napisała litterka - kupowanie mieszkania wplanach to oni nie mieli. Tylko wpakowanie sie z czwórką bachorów na darmochę. Zanim udałoby się takich pozbyć mogłoby ładnych pare lat minac

Odpowiedz
avatar digi51
12 12

Nie chcę Was teraz urazić porównaniem do janusz, ot, przy okazji opiszę jak to się czasem układa na rynku nieruchomości i dlaczego nie należy zamykać żadnych drzwi dopóki nie podpisze się umowy u notariusza. Chciałam sobie kupić mieszkanie, określony i nienaciągalny budżet był. Znalazłam ładne mieszkanko, cena przekraczała mój budżet, ale była do negocjacji. Przy oglądaniu pani grażyna i pan janusz zachwalali mieszkanie, że można pod wynajem wziąć, po 4 osoby w każdym pokoju i będzie jak nic 10 tys zysku co miesiąc. Te klimaty. Na pytanie o "negocjacje" zareagowali oburzeniem, bo to i tak okazja itd. Cóż, złożyłam swoją ofertę w razie czego, bez presji, ot, gdyby jednak zmienili zdanie to ja chętna. Pfff, co pani, my już mamy zdecydowanego kupca, chyba, że pani więcej zapłaci, a jak nie to spadaj babo. Ok. Nie minęły dwa tygodnie, moje plany kupna się zmieniły, a tu dzwoni agentka janusza i grażyna, że oni by jednak chętnie opylili mi to mieszkanko za proponowaną cenę. Pech, nie jestem już zainteresowana. Ale oni by jeszcze opuścili ze 2 tys... Pytanie, gdzie ten zdecydowany kupiec?

Odpowiedz
avatar Ohboy
3 5

@digi51: Mógł być i zniknąć, albo w ostatniej chwili dowiedzieć się czegoś, co mu nie pasowało. Sprzedający zrobią wszystko, aby zataić niewygodne fakty ;)

Odpowiedz
avatar rodzynek2
9 9

@Ohboy: Ten "zdecydowany kupiec", to również taka technika negocjacyjna. Ma spowodować, że osoby, którym zależy szybko podejmą decyzje o kupnie, to jeszcze będą skłonne wyższą cenę zapłacić. Jak opisuje Digi51, widocznie potencjalni klienci byli trzeźwo myślący i bez emocji podchodzili do sprawy.

Odpowiedz
avatar hulakula
4 4

@digi51: no wiesz, różnie się może ułożyć. my w tym roku oglądaliśmy jedno mieszkanie- prawie się na nie zdecydowaliśmy, ale chwilę później znaleźliśmy coś, co wydawało nam się strzałem w dziesiątkę. Właściciel pierwszego mieszkania został powiadomiony, że dziękujemy, ale rezygnujemy. a gdy jakiś czas później sprawa z tym drugim mieszkaniem się rypła- z winy dewelopera, ponownie wróciliśmy do rozmów z właścicielem pierwszego mieszkania. naprawdę może być różnie. ale fakt, w życiu nie pozwoliłabym się KOMUKOLWIEK wprowadzić do mieszkania bez umowy, bez hajsu itd.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@digi51: pewnie nigdzie, a zwykly chwyt majacy dac do zrozumienia, ze okazja umknie ci sprzed nosa podobnie jak w sklepie- promocja tylko do daty lub do wyczerpania zapasow- kup zanim zrobi to ktos inny

Odpowiedz
avatar digi51
2 2

@hulakula: No, dlatego mówię... Nie zamykać żadnych drzwi przez podpisaniem umowy.

Odpowiedz
avatar tatsu
0 0

@digi51: U nas sprawa była postawiona jasno: tyle i tyle kosztuje mieszkanie, po wpłaceniu pełnej kwoty i podpisaniu umowy u notariusza zostawiają nam miesiąc na przeprowadzkę, po czym dostają klucze od opróżnionego i wysprzątanego mieszkania. Nas czas też goni, bo dom nie będzie na nas wiecznie czekał.

Odpowiedz
avatar hulakula
0 0

@tatsu: ja rozumiem obie strony- was, że musicie szybko sprzedać, drugą stronę, co chce kupić. nie każdy ma taką gotówkę, a załatwienie kredytu to minimum miesiąc. tylko, że ja jestem zdania, że można być elastycznym w miarę jakichś tam możliwości- o ile jest komunikacja między stronami. no ale to dotyczy kwestii finansowych, a nie wprowadzania się z bąbelkami :D

Odpowiedz
avatar tatsu
0 0

@hulakula: No właśnie: porozumienia i chęci rozmowy i negocjacji. A tu nie było nic, oprócz zawracania nam gitary. I dalej jest... niekończąca się litania, co oni by nie zrobili, jakby kupili :P

Odpowiedz
avatar nemo333
0 0

@digi51: Może ten zdecydowany kupiec to ten sam co mu już 3 lata komputer trzymam zarezerwowany, bo on na pewno przyjedzie i już jest w drodze? ;)

Odpowiedz
avatar sziva
11 11

Na moje oko, to oni szukali jelenia, który by ich do mieszkania wpuścił z całą czeredą. Pozbycie się potem takich delikwentów byłoby niezwykle trudne.

Odpowiedz
avatar Agatorek
6 8

Moi rodzice mieli jeszcze lepsze „przygody” z kupującymi. Do sprzedania jest działka z domem w stanie surowym. 1 rok. Zgłosili się chętni, wpłacili zadatek, po paru miesiącach jednak okazało się, ze nie dostaną kredytu. Zadatek (kilka tys) zostaje u rodziców. Parę miesięcy później. Kolejni chętni, wpłacili zadatek (kwota dwa razy wyższa niż poprzednio). Po jakimś czasie potencjalny nabywca (właściciel restauracji, obcokrajowiec) trafia do aresztu (o tym rodzice dowiedzieli się po paru miesiącach braku kontaktu jak już wyszedł na wolność. Dalej sytuacja jak poprzednio, brak pieniędzy na kupno, zadatek zostaje u rodziców. W chwili obecnej kolejni potencjalni kupujący podpisali umowę przedwstępną i wpłacili zadatek (kwita jak w sytuacji nr dwa, pięciocyfrowa). Sprzedaż ma być sfinalizowana do końca października. Rzeczoznawca z banku już był, ale jakoś ostatnio się nie odzywają. Ale mam nadzieję, że historia się nie powtórzy.

Odpowiedz
avatar hulakula
3 3

@Agatorek: dziwi mnie, że nie sprawdzili zdolności przed podpisaniem umowy. no ale też byliśmy w sytuacji- że po symulacji mieliśmy wstępną decyzję poztywną z banku, a potem po mieleniu przez prawie 3 miesiące wniosku nie przyznano nam kredytu. been there, seen that. a więc to nie zawsze jest zła wola kupującego- aczkolwiek my na każdym etapie byliśmy w kontakcie ze sprzedającym.

Odpowiedz
avatar Agatorek
0 0

@hulakula: mnie też to dziwi. Szkoda tylko, że przez takie sytuacje, rodzice musieli odmawiać innym zainteresowanym. A być może dom już by się sprzedał.

Odpowiedz
avatar irulax
4 4

@Agatorek: Może nie warto sprzedawać tego domu? Trzy zadatki w już w kieszeni. Jeszcze kilku kupców się rozmyśli i będzie kilkadziesiąt tys. zł w kieszeni. Po co pracować skoro można kilka razy w roku sprzedawać ten sam dom zostawiając w kieszeni zadatki. ;)

Odpowiedz
avatar Agatorek
0 0

@irulax: Niby tak, ale z roku na rok dom jest coraz starszy, więc będzie wymagał więcej pracy, no i cena będzie spadała. Lepiej chyba będzie, jak się w końcu sprzeda ;).

Odpowiedz
avatar hulakula
0 0

@Agatorek: trudno, pozostaje wam próbowanie do skutku. a do tego trzeba czasem odrobiny szczęścia.serio. jak szukalismy mieszkania- idealne jak nam się wydawało znaleźliśmy w 30 sekund, umowa z deweloperem podpisana w 2 dni. a, że sprawa się rypła, musieliśmy szukać czegoś innego. i samo szukanie zajęło prawie 2 miesiace- non stop tłuczena/przeglądania serwisów z ogłoszeniami, milion rozmów z różnymi deweloperami, zanim znaleźliśmy coś, co nam odpowiada.

Odpowiedz
avatar as0797
0 0

Jak moi rodzice kupowali mieszkanie w innym mieście (miałam wtedy 13lat i zaczynałam gimnazjum za kilka dni w tym miejscu) to właściciel udostępnił ja nam przed podpisaniem umowy. Fakt, że nie prosili o to tylko w trakcie rozmowy wyszło, że musimy szukać hotelu/ pokoju na wrzesień.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@as0797: u mnie pozwolilismy z narzeczonym mieszkac poprzednim wlascicielom od marca do czerwca- ale umowa byla sfinalizowana, wszystko zaplacone, a punkt o ich mieszkaniu zawarty w umowie na opisanych warunkach ale tak przed podpisanie umowy i przekazaniem kasy to duze ryzyko

Odpowiedz
avatar tatsu
0 0

@as0797: tak nam się też zdarzyło. W poprzednim domu właściciel pozwolił nam mieszkać, dał klucze, żebyśmy dbali o budynek i teren wokół. Dbaliśmy, będąc pewnymi, że kredyt dostaniemy na 1000%, bo agent nas zapewniał o tym solennie. No i okazało się, że kicha - żaden bank nie chciał nam pożyczyć pieniędzy :/ Klucze grzecznie zwróciliśmy, a dom zostawiliśmy w ciut lepszym stanie, niż zastaliśmy. Cóż - zdarza się. Podziwiam tylko Właściciela, który widział nas raptem kilka razy i wpuścił nas do domu bez umowy. Ja nie mam takiego zaufania do ludzi :(

Odpowiedz
avatar Kamil2586
0 0

Z historią się zgadzam, tylko ostatnie zdanie jest błędne. Bo w czasach PRlu to sprzedający towar był kimś. Teraz to kimś jest osoba która ma pieniądze i raczej wyjątkiem jest kiedy nie musisz się martwić o nabywców czy to towarów czy usług. Dlatego to naturalne, że sprzedający prosi o podpisanie umowy bo chce dostać pieniądze. I pierwszemu lepszemu który te pieniądze ma to ten dom sprzeda. A jeżeli masz pieniądze to nie kupujesz pierwszego lepszego domu tylko się zastanawiasz.

Odpowiedz
avatar tatsu
2 2

@Kamil2586: masz całkowitą rację, tylko nie w przypadku Rodzinki. Cały czas stawialiśmy sprawę jasno i to każdemu, który przychodził obejrzeć mieszkanie, że zależy nam na czasie, że musimy mieć czas na spakowanie i przewiezienie wszystkich klamotów, a przewieźć będziemy mogli dopiero, jak z pieniędzy za mieszkania zapłacimy za dom. Wcześniej Właściciele nas nie puszczą, co jest zrozumiałe. Rodzinka nie podejmowała żadnej z nami dyskusji, czy negocjacji ceny mieszkania. Nie podejmowała przez ten czas żadnych kroków zmierzających do sfinalizowania zakupu. Jedyne, co robiła, to się chwaliła coraz to nowym zakupem: a to ajfona kupili, a to oryginalne adidasy, a to działkę z altaną. Mieli kasę i rozpirzali ją na głupoty, zamiast wpłacić zaliczkę, podpisać umowę przedwstępną i mieć mieszkanie zaklepane. Do tej pory dostajemy SMSy od Rodzinki, dzwonią do nas (nawet ok.2 w nocy potrafią dzwonić), że oni chcą, że oni już mają kasę, że oni już podpisują umowę... Nam naprawdę nie zależy, kto będzie mieszkał, tylko kto ma pieniądze. Proste. Masz - kupujesz. Nie masz - idź i nie marnuj czasu. Także rzecz nie jest taka prosta, jak się wydaje. Szczęściem Państwo, którzy byli drudzy w kolejce są już zdecydowani i umawiają notariusza na przyszły tydzień.

Odpowiedz
Udostępnij