Jeszcze krótki tekścik z tej samej beczki. Przypominam: szkoła nad jeziorem w pojunkierskim pałacu. Koniec roku. Wszyscy się cieszą oprócz Basi. Basia, uczennica klasy ósmej, w szkole bywała nader rzadko, bo odkryła swój utajony erotyzm i oddawała się ulubionym zajęciom w godzinach nauki szkolnej, co kolidowało z realizacją materiału.
Trzy dni przed zatwierdzającą wyniki radą pedagogiczną Basia objawiła się w moim (szumnie mówiąc) gabinecie i oświadczyła, że jeśli nie dostanie świadectwa ukończenia szkoły, to się powiesi. Teraz każdy dyrektor (być może) by ją skierował do psychologa, psychiatry, albo innego głowologa, ale ja takiej możliwości nie miałem. Co gorsza, niedawno jej brat się w rzeczy samej powiesił.
No cóż, trzy nieprzespane noce i decyzja - brak promocji.
Potem kolejne nieprzespane noce, bo a nuż. Skończyło się dobrze. Basia nie skończyła szkoły, ale za to zaszła w ciążę i urodziła zdrowego chłopaka. A mnie zostało tylko w pamięci " a gdyby"
Prawdę mówiąc, historia budzi we mnie uczucia ambiwalentne. I kilka refleksji mi się nasuwa. Skąd wiesz, co Basia robiła i jakim zajęciom się oddawała będąc na wagarach? Bo czytając twój opis można by sadzić, że - zamiast w szkole - "grzała ławkę" w agencji towarzyskiej... pardon raczej w burdelu, agencji chyba jeszcze nie było. Chwali ci się, oczywiście, że szantaż emocjonalny miałeś gdzieś, ale ja, na twoim miejscu, rzekłabym panience, że dam jej tę "promocję", proszę bardzo, ale raczej dlatego, żeby się tumana ze szkoły pozbyć, niech już głowy nie zawraca. Bo raczej dalszych nauk pobierać i tak nie zamierza, dobrego imienia szkoły na szwank nigdzie nie narazi. Niech mi zejdzie z oczu, żegnam. A to czy się będzie wieszać, czy nie - mam generalnie z tyłu. Panienka tego zdrowego syna i tak by pewnie urodziła, ale przynajmniej miałaby w papierach "wykształcenie podstawowe". Może by - po paru latach - zmądrzała i zechciała wykształcenie uzupełnić, zaocznie, lub wieczorowo. Mniemam, że w dzisiejszych czasach Basia z otrzymaniem świadectwa nie miałaby NAJMNIEJSZEGO problemu, nawet i bez szantażów. Rada by ją "przepchnęła" i tak. No i ciekawa jestem, jak wyglądałaby ta historia, gdyby jednak "a gdyby"?
Odpowiedz@Armagedon: Może trochę doprecyzuję. Skąd wiem, co Basia robiła - mała wieś na tzw. zadupiu, wiedzą sąsiedzi na czym kto siedzi. I nie, to nie były plotki. Było wiadomo, co i z kim. Wagary. Nie wiem, czy można nazwać wagarami kilkakrotne pojawienie się Basi na pojedynczych zajęciach w semestrze. Podpada to pod brak klasyfikacji, a więc brak promocji. Gdybym Basię promował, czyli wydał jej świadectwo ukończenia szkoły, to po wakacjach połowa leserów i obiboków też by przestała chodzić do szkoły słusznie oczekując promocji. W dzisiejszych czasach pewnie by się Basią mniej lub bardziej skutecznie zajęły powołane ku temu instytucje. Basia była w ósmej klasie ale miała ponad 15 wiosen (17), więc mogła robić co chciała. A gdyby? No właśnie. I o tym jest ta historia. Pozdrawiam.
Odpowiedz@jotem02: No dobra 15, czy 17 to jeszcze nie pełnoletność i do osiemnastego roku życia odpowiadają za nią rodzice. Zawsze mnie ciekawi co właśnie rodzice na to? Nie zainteresowali się, że ich córka nie pojawia się w szkole przez cały rok? Że o opinii, czy plotkach o jej "wyczynach" krążących po wsi? PS Nie jest to przytyk do Ciebie autorze, bo sam znałem gościa, który przez semestr był tylko kilka razy w szkole i wielkie zdziwienie rodziców (podobno byli informowani o wagarach syna), że żaden nauczyciel nie chce dać mu promocji, a dyrektor nie chce dać terminów komisyjnych. Mnie prostu ciekawią takie unikatu.
Odpowiedz