Przeczytałam właśnie tę historię:
https://piekielni.pl/85063 i przypomniała mi się inna.
Kiedy dzieciak koleżanki skończył rok, a ona z mężem przeprowadzili się do większego mieszkania, postanowili przygarnąć psa. Oboje z mężem zawsze mieli jakieś zwierzęta w domu, po ślubie, gdy mieszkali w wynajmowanym mieszkaniu, właściciel nie zgadzał się na zwierzę, potem ciąża, opieka nad dzieckiem, remont nowego mieszkania, dlatego w tym okresie nie chcieli żadnych kolejnych zobowiązań, aż do czasu wyprowadzenia się na swoje.
Pojechali do schroniska, przygarnęli fajnego kundla (takiego średnich rozmiarów, już dorosłego), przyprowadzili do domu, wcześniej wyjaśnili dziecku (na ile tak małemu dziecku da się pewne rzeczy objaśnić), co i jak. No i super. A raczej super być powinno, bo któregoś razu, już po jakimś czasie od przyprowadzenia psa, dziecko w nocy dostało ataku duszności.
Pogotowie, leki przeciwalergiczne, sytuacja niby opanowana tymczasowo, ale w późniejszym okresie ataki się powtarzały. W międzyczasie wizyty u alergologa, podobno u takich małych dzieci nie robi się testów i nie przeprowadza odczulania, ale drogą eliminacji wyszło, że dzieciak najprawdopodobniej ma alergię na sierść psa.
Co było zrobić? Koleżanka i jej mąż postanowili, że muszą znaleźć nowy dom dla psa, a robili to z bólem serca, bo i oni się przywiązali do kundla, i on do nich. W rodzinie nikt nie miał możliwości przygarnięcia, znajomi nie chcieli, więc... wrzucili ogłoszenie na FB i ze wstydem poprosili jakąś fejsbukową grupę zwierzolubów o pomoc. Zależało im na znalezieniu dobrego domu, ale komentarze, które pojawiły się pod ogłoszeniem sprawiły, że przestałam się dziwić, dlaczego niektórzy wywożą zwierzaki do schroniska lub lasu. A były w stylu:
- Alergia to nie koniec świata, można odczulić dziecko i żyć dalej (i bardzo dużo komentarzy w stylu: mam alergię i zwierzę, więc nie dramatyzuj, że musi przyjeżdżać pogotowie, dziecku wyjdzie to na zdrowie).
- Jestem alergiczką i mam 3 koty, a moja córka alergiczka ma 2 psy. Wstydź się kobieto!
- Przygarnąć pieska łatwo, ale jak się pojawiły pierwsze problemy, to od razu wyrzucić. Nie dorosłaś do posiadania nawet kwiatka na parapecie, a co dopiero zwierzęcia.
Ostatecznie pies znalazł dom... w bloku po drugiej stronie ulicy. Ktoś znalazł ogłoszenie na FB, skontaktował się z koleżanką i od słowa do słowa wyszło, że mieszkają na tym samym osiedlu. Pies jest szczęśliwy, ma psią koleżankę w domu i wiedzie przyjemne psie życie.
psy zwierzęta
"dziecko ma alergie" to najczestsza wymówka ścierw, które biorą zwierzę i pozbywają się go, gdy się znudzi. Do tego to co opisujesz, że po jakimś czasie nage pojawila sie silna dusznosc, a wczesniej nie dzialo sie absolutnie nic, sugeruje ze nawet jesli byla to reakcja alergiczna - to nie na psa. Jeśli chodzi o teksty lekarzy - standard ze strony konowalow. Objawy alergiczne i zwierze w domu? wywalic zwierze!
Odpowiedz@Iras: o proszę, już mamy pierwszego eksperta, dla którego zdrowie dziecka (poparte opinią lekarza) jest mniej ważne od psa we własnym domu. Nie wiem, czy się śmiać czy płakać... Niestety tutaj na piekielnych, piekielnymi są wszechwiedzące zwierzoluby, dla których zwierzę jest niemal zawsze przed człowiekiem. Dyskusji takich pamiętam kilka i niestety jest to masakra...
Odpowiedz@Iras: Tez kiedys tak mówiłam. I pewnie mówiłabym dalej gdybym sama czegoś takiego nie doświadczyła. Wzięliśmy kota jak był mały. Nigdy nie miałam alergii na zwierzęta, w domu zawsze byly psy. Niestety mój partner od początku miał silną alergię, kochał kota i się męczył mimo to. Leki nie pomagaly i było coraz gorzej. Skończyło się prawie astmą, więc kota trzeba było z bólem serca oddać rodzicom. Po dwóch latach przebywania kota u rodziców, gdzie miałam z nim kontakt przynajmniej raz w tygodniu stopniowo alergia zaczęła dopadać też mnie. I w tym momencie po 5 minutach z kotem w pomieszczeniu mam taki katar ze leci ciurkiem i pieka oczy,jak nie wezmę tabletki. Alergia nie jest dana od urodzenia na całe życie. Może wyjść z czasem, starczy że kilka czynników się skumuluje i zadziała w reakcji. Także z całym szacunkiem ale jak się nie znasz to nie pieprz głupot bo lekarzem nie jesteś. A skoro ktoś ma tak silna alergię że się dusi i nic nie pomaga to byłby debilem ryzykując własne zdrowie. Ja swojego kota kocham i odwiedzam jak czesto mogę, ale nie ryzykowalabym cudzym zdrowiem, a już na pewno nie dziecka, które samo o sobie nie może decydować.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 sierpnia 2019 o 14:02
@Iras: ścierwem to można takich jak Ty nazywać. Wiem, alergie nie istnieją, szczepionki powodują autyzm a ziemia jest płaska
Odpowiedz@Iras: I jak na zawołanie mamy przykład wszystkowiedzącego napinacza internetowego.
Odpowiedz@Iras: A co jak po prostu ma alergię? Jest to możliwe. Zresztą nie ma obowiązku posiadania zwierzęcia. Jak ktoś nie chce no to lepiej, żeby oddał, niż żeby albo zaniedbywał, albo w ogóle porzucił gdzieś. Przykre to, ale już bez przesady, żeby to tak idiotycznie komentować.
Odpowiedz@Iras: Ciebie chyba już nikt nie przygarnie. Szukaj mocnego drzewa.
OdpowiedzKlania sie czytanie ze zrozumieniem - kaædy dla którego alergia jest wymówká do wywalenia zwierzecia byl, jest i bedzie scierwem. Ci u których alergia FAKTYCZNIE wystapila do tego sie nie zaliczaja.
Odpowiedz@Ciastko_z_kremem: Problem polega na tym, ze opis objawow w historii kloci sie z tym, ze alergia faktycznie byla na psa. Moze byc tak, ze ktos ma silna alergie - objawy sie pojawiaja wtedy od razu, jesli reakcja pojawia sie dopiero po jakims czasie - to narasta stopniowo, a nie od zera do silnej dusznosci. Przy naglym pojawieniu sie jest to zreszta sygnal na to, ze cos z ukladem odpornosciowym jest nie teges - czesto przyczyna jest tu nadmierna sterylnosc. btw. nie wiesz czy nie jestem lekarzem, czy tez nie mam zawodu pokrewnego.
Odpowiedz"Sama sierść zwierząt nie jest alergenem. Uczula wszystko, co się na niej znajduje, a więc złuszczony naskórek, mocz, resztki śliny. Podstawowym zaleceniem w przypadku wszystkich alergii jest unikanie czynnika wywołującego objawy uczulenia. Podobnie jest u pacjentów z alergią "na sierść zwierząt". Nie oznacza to jednak, że trzeba od razu rozstać się ze swoim czworonożnym przyjacielem. Czasem wystarczy jedynie częste sprzątanie i ograniczenie miejsc w domu, do którego dostęp ma zwierzę."
Odpowiedz@Iras: Jestem uczulony na kurz (roztocza) nie oznacza to jednak że wciąż chodzę zapłakany i cieknącym nosem. Jednak wystarczy że będę podziębiony a ktoś odkurzy w domu. Natychmiast zaczyna mi tak ciec z nosa że jedynie zatkanie go chusteczką i położenie się na plecach na jakiś czas może mi pomóc. Jednocześnie jestem również uczulony na koty. Puki mieszkałem z rodzicami nasza kotka zawsze spała zemną w jednym łóżku (najczęściej na mojej klacie :)) i nie miałem żadnych objawów podczas gdy jej kocie oddane do moich znajomych sprawia że po 10 minutach w ich mieszkaniu płaczę. Tak więc nie rozumiem na jakiej podstawie uważasz że alergia nie była na psa. Najprawdopodobniej atak wywoływało określone stężenie alergenu które po sprzątaniu malało, jednak ryzyko silnego ataku szczególnie w przypadku dziecka, jest dla mnie wystarczającym powodem by znaleźć zwierzęciu nowy dom.
OdpowiedzMój brat znalazł kiedyś psa przy ruchliwej drodze. Prawdopodobnie ktoś go potrącił i po prostu zostawił. Miał pogruchotaną łapę. Pies został zabrany do weterynarza, a później oddany do schroniska. Nie mieliśmy warunków aby zaopiekować się (dosyć dużym), rannym psem. Pies miał obrożę, więc mógł jednak mieć wlaściciela, uciec. Kto wie, może właściciel go szukał? Porozwieszaliśmy w mieście ogłoszenia, oraz opublikowaliśmy posty na fejsbuku. Znajomi i nieznajomi rozpętali istne piekło; zaczęli obrzucać mojego brata wyzwiskami, obrażać, wysylać mnóstwo wiadomości. Padły komentarze że jest nieludzki bo nie wziął tego psa do domu. Tylko ile z tych walecznycznych osób uratowałoby rannego psa, nie wspominając już o jego adopcji?
OdpowiedzSłowo-klucz: PRAWDOPODOBNIE. Czyli wystąpiła reakcja alergiczna, nie wiadomo na co, czynnik czasowy niby na psa nie wskazuje (bo objawy wystąpiły po dłuższym czasie, skoro i oni się zdążyli do psa przywiązać, i pies do nich), ale w sumie zakładamy, że na psa. Bardzo profesjonalne. Prawie tak bardzo jak diagnoza o alergii "na sierść psa", bo coś takiego po prostu nie istnieje... Uczulenie bywa m.in. na ślinę, pot, łój i inne wydzieliny ciała, które mogą się znajdować na włosach, ale nie na włosy jako takie. Ale niech będzie, że alergia była na psa. W takim razie, niestety, znajomi postąpili dość nieodpowiedzialnie, sprowadzając do domu psa bez uprzedniego sprawdzenia, jak reaguje na niego dziecko. Serio, w dzisiejszych czasach, kiedy znaleźć człowieka całkiem zdrowego to jak trafić w totka, możliwość uczulenia trzeba brać pod uwagę i sprawdzić to wcześniej. Nie sprawdzili, woleli wziąć psa na próbę i potem oddać - i tak właśnie zostało ocenione ich zachowanie. Żeby nie było, nie popieram żadnego obrażania ani bagatelizowania faktu, że przyjechała karetka (osoba twierdząca, że dziecku "wyjdzie to na zdrowie" powinna się puknąć w głowę), ale ci, co po stwierdzają, że para nie dorosła do posiadania zwierzaka, mają rację.
Odpowiedz@aegerita: nie zawsze da się sprawdzić i bywa, że alergia pojawia się po czasie. U mnie w rodzinie prawie w każdym domu jest pies. Mój brat nigdy nie miał problemów z przebywaniem w ich towarzystwie. Rodzice wzięli małego kundelka, przez pierwszy miesiąc czy 2 był spokój, a potem przez 6 miesięcy mój brat miał średnio raz w miesiącu zapalenie krtani, które każdorazowo kończyło się na pogotowiu. Testy nigdy na nic nie wyszły, ale w końcu rodzice stwierdzili, że to musi być pies. Oddali go do znajomego na wieś, gdzie miał lepsze warunki niż u nas, a mój brat nigdy wiecej nie miał zapalenia krtani, minęło już naście lat.
Odpowiedz@Always_smile: Wiem, że alergia może się pojawić po czasie, co nie zmienia faktu, że para z historii w ogóle nie podjęła próby sprawdzenia - a powinni. A w tym konkretnym przypadku, niestety, w alergię na tego psa nie wierzę, z trzech powodów: 1. Słowo "najprawdopodobniej" sugeruje zgadywanie, a nie diagnozę. 2. Alergia "na sierść" - takie określenie może paść z ust laika, który upraszcza sobie mało zrozumiałe zjawiska, ale porządny lekarz wyjaśni, co może uczulać, a co nie. To co, pies został oddany na podstawie teorii jakiegoś domorosłego znachora? 3. Owszem, alergia może pojawić się po czasie, ale przy stałym kontakcie z alergenem raczej rozwija się stopniowo, nie wybucha tak bez ostrzeżenia. Mało prawdopodobne, że przez dłuższy czas było wszystko ok, żadnych objawów i nagle takie duszności, że karetka potrzebna. Zaś co do traktowania anegdot jako dowodów teorii... Jako dziecko miewałam co roku (zawsze między początkiem grudnia a końcówką stycznia) ciężkie, kilkutygodniowe zapalenie oskrzeli. Trwało to kilka lat, potem zniknęło i nie wróciło. Co się zmieniło? No fakt, w domu rodzinnym był tylko jeden kot, a jako osoba dorosła mam koty i psy w liczbie mnogiej, więc teoretycznie powinnam to traktować jako dowód, że nie choruję, bo mam futrzaki, tak? Pudło, bo nie znamy wszystkich czynników. Może organizm uczył się odporności na coś, może poza kotem/psem w otoczeniu jest jakiś inny czynnik.
Odpowiedz@aegerita: Ponieważ przyczepiłaś się do tej "alergii na sierść" to nie pomyślałaś, że opisywałam historię znajomych, sama będąc laikiem, i w tym konkretnym przypadku zastosowałam pewien skrót myślowy? Serio, nie znam się na alergiach i na medycynie w ogóle, sama alergii nie mam i nie muszę wiedzieć, że można mieć alergię np. na ślinę zwierzęcia. Ale dziękuję za objaśnienie. I tak, przypomniało mi się, że wcześniej dzieciak miał jakieś łzawiące oczy i wysypki, nie mniej jednak napisałam jedynie o duszności jako najpoważniejszym objawie. Tak czy inaczej, po oddaniu psa problem ustał i od 3 lat wszystko jest w porządku.
Odpowiedz@astor: No tak, są jakieś wątpliwości i zaraz się okazuje, że to jednak nie tak było, tylko trochę inaczej. W porządku, nie mam paranoi, biorę to za dobrą monetę i w takim razie - wobec wyjaśnienia dwóch z trzech powodów - wierzę, że dziecko miało alergię na psa. Skoro zaś objawy były naprawdę poważne (duszności), a dziecko za małe na choćby cząstkowe decydowanie o sobie, zgadzam się, że decyzja o szukaniu psu nowego domu była słuszna. Jeżeli to poszukiwanie odbyło się w sposób opisany w historii - czyli doczekanie do pojawienia się faktycznie dobrego opiekuna, a nie oddanie w pierwsze lepsze ręce - to i do sposobu oddania w zasadzie nic nie mam. Chyba że tu też jednak było inaczej... Co więc jest piekielne, oprócz durnych tekstów, że ataki duszności są dla dziecka dobre? Fakt, że rodzinka w ogóle psa wzięła. No bo skoro objawy alergii pojawiły się wcześniej, to znaczy, że przy porządnym sprawdzeniu reakcji dziecka na tego konkretnego psa też by wyszły. Innymi słowy rodzice powinni byli sprawdzić, czy dziecko przypadkiem nie ma alergii na psa. Przychodzą mi do głowy trzy powody, dla których tego nie zrobili. 1. Nie wiedzieli, że człowiek może mieć alergię na psa. Samo w sobie niby ok, ale w połączeniu z faktem posiadania dziecka i zamiarem przygarnięcia psa - karygodny brak wiedzy i brak chęci nabycia tejże wiedzy -> nieodpowiedzialność. 2. Wiedzieli, że można mieć alergię, ale nie wzięli pod uwagę, że akurat ich dziecko może mieć alergię - brak logiki i niebezpieczna beztroska -> nieodpowiedzialność. 3. Brali pod uwagę, że dziecko może mieć alergię na psa, ale stwierdzili, że w razie czego psa oddadzą, żaden problem -> nieodpowiedzialność. Czyli, z której strony by na to nie patrzeć, to wykazali się nieodpowiedzialnością.
Odpowiedz@aegerita: Ale alergię można też nabyć w ciągu życia. Nie wiem jak w konkretnym przypadku "alergii na psa", ale wiem, że np. moja mama kilka razy stosowała penicylinę i było ok, a za którymś razem dostała wstrząsu. Mogę tylko gdybać, że w przypadku dziecka eksponowanie na alergen doprowadziło, że od stosunkowo błahych objawów doszło do poważnych (ale podkreślam, lekarzem nie jestem i nie chcę bawić się w medyczne rozkminy, bo nie one stanowią piekielność w tej historii, a właśnie komentarze ludzi, którzy rodziny nie znali, co im wcale nie przeszkadzało wiedzieć lepiej).
Odpowiedz@aegerita: jest jeszcze jedna możliwość: założyli, że dziecko alergii nie ma. Bo np w rodzinie nikt nie ma takiego problemu, a dziecko do tej pory nie miało alergii na nic (mimo stałego i regularnego kontaktu z kilkoma psami, kotami i innymi zwierzętami, bo dziadkowie mają). Sorry, wszystkiego nie przewidzisz.
Odpowiedz@astor: gdyby bylo tu, ze jakies "objawy byly - byloby to i prawdopodobne, jednak opisane jest to, ze ni z tego ni z owego, po jakims czasie NAGLE pojawila sie silna dusznosc - a to z mechanizmem alergii stanowczo sie kloci A tym bardziej kloci sie to, ze po pozbyciu sie psa nagle wszystko jest cacy - nawet po pozbyciu sie alergeny zostaja przez ladnych pare tygodni co najmniej i gruntowne sprzatanie niewiele tu da.
Odpowiedz@astor: Tak, alergię można nabyć - a także się jej pozbyć - w ciągu życia. Co nie zmienia faktu, że odpowiedzialny rodzic jednak podejmuje jakieś środki ostrożności. Tutaj ich nie podjęto. Gdyby rzetelnie sprawdzili wcześniej, a alergia mimo to by się pojawiła (właśnie "nabyta", a nie już istniejąca), wtedy rzeczywiście można by mówić o pechu. A tak, to zaniedbanie. W wyniku którego ucierpiało i dziecko, i pies. @justangela: Opisujesz dokładnie punkt drugi, bo skoro (nieważne z jakich przyczyn) założyli, że dziecko na pewno, na bank, na sto procent alergii nie ma i nie będzie miało, to postąpili z zadziwiającą beztroską wobec zarówno losu psa, jak i zdrowia dziecka. A o ile wiem, że multum ludzi bez żadnych wyrzutów sumienia spisuje futrzaka na straty, kiedy staje się kłopotliwy, to podobno zdrowie dziecka jest dla protoplastów najwyższą wartością, więc coś nie teges...
Odpowiedz@aegerita: a w jaki sposób sprawdzić czy dziecko ma alergię? Tylko metoda obserwacji jest względnie wiarygodna u dziecka.
Odpowiedz@justangela: Zabierz dziecko do schroniska. Raz. Drugi. Dziesiąty i dwudziesty, jeśli trzeba. Upewnij się, że ma bezpośredni kontakt ze skórą i śliną, i metodą obserwacji zbadaj reakcje. Przy okazji można wyjaśnić i pokazać, jak za kratami kończą niechciane zwierzęta, i dlaczego przygarnięcie jakiegokolwiek futrzaka trzeba tak dobrze rozważyć, więc jeszcze bonus wychowawczy. Ja wiem, to wymaga wysiłku. A przecież o tyle łatwiej jest powiedzieć: "Chodź, weźmiemy i przygarniemy pieska, będzie fajnie, na pewno nie pojawi się żaden problem", a później: "Ojej, jednak jest problem, no to trudno, TRZEBA oddać". I to jest właśnie nieodpowiedzialna postawa.
OdpowiedzHmm, więc wychodzi na to, że moi rodzice również byli nieodpowiedzialni. Strasznie cisnęłam, że chcę mieć kota, aż wreszcie ich złamałam i tata przywiózł kociątko od znajomego (byłam wtedy w podstawówce, więc nie taki maluch, jak dzieciak koleżanki). Nikt niczego wcześniej nie sprawdzał, kontaktu z innymi zwierzakami nie miewałam (bo w rodzinie nikt nie miał). Sądzę, że nawet nie przyszłoby im do głowy cokolwiek sprawdzać, ale to były lata 90., więc nie było tylu alergii i jakoś mam wrażenie, że moje pokolenie w wieku dziecięcym było bardziej odporne na tego typu rzeczy.
Odpowiedz@aegerita: w schronisku byłam raz i jest to ostatnie miejsce gdzie szłabym z rocznym, czy dwuletnim dzieckiem. Syf, kiła, mogiła. Dziękuję. Zakładanie, że alergię na psa sprawdzisz tylko przez kontakt ze schroniskiem to absurd. A kolejna rzecz o której pisali przedmówcy: alergii można się zwyczajnie nabawić. Czyli najpierw jej nie mieć, a później mieć. I co Ty na to?
Odpowiedz@astor: Czasy były inne (mniej wiedzy... i mniej paranoi), dzieci były inne (owszem, bardziej odporne) i rodzice też inni. Tu akurat szkoda tylko, że kot był jeden, no ale znowu kwestia czasów - wtedy bardzo powszechny był mit, że koty są samotnikami i można je trzymać pojedynczo. I to nie tak, że każdy, kto wcześniej nie przeprowadzi "próbnego" kontaktu dziecka z potencjalnym alergenem, jest z automatu nieodpowiedzialny. Bo zależy, co zrobi potem. Jeżeli ktoś nic nie sprawdził, ale w momencie, gdy pojawia się alergia, staje na wysokości zadania i próbuje pogodzić alergię z psem czy kotem (dziecko w podstawówce można już i leczyć, i odczulać, i nauczyć ostrożnego kontaktu ze zwierzakiem), to spoko. Wie, że wziął za stworzenie odpowiedzialność na całe jego życie. Natomiast jeśli ktoś nic nie sprawdził, a w momencie pojawienia się problemu pozbywa się futra, no bo przecież najłatwiej założyć, że alergia = pies won, to owszem, i nieodpowiedzialny, i piekielny.
Odpowiedz@justangela: Zatem byłaś w aż jednym schronisku aż raz i już jesteś ekspertem od warunków panujących w shroniskach? Pozwól więc, że osoba z trochę większym doświadczeniem w temacie wspomoże bogactwo Twojej wiedzy. Są różne schroniska i różne warunki w nich panują, nie wszędzie jest syf. Furtki w klatkach są otwieralne. To oznacza, że nie trzeba (a nawet nie można) dziecka pakować do klatki razem z psem, można tego psa wyprowadzić. Ba, psa można wyprowadzić nawet poza teren schroniska na spacer zapoznawczy, wtedy dziecko w ogóle nie musi przekraczać bram tego przybytku. Wreszcie, jeżeli brzydzisz się możliwości zetknięcia dziecka z psem ze schroniska, psy są nie tylko w schroniskach. Istnieją hodowle, i do takiej hodowli można się udać razem z dzieckiem w celach jak opisane powyżej. Oczywiście to tylko niektóre sposoby na sprawdzenie, czy dziecko ma alergię na psa. Są też inne. Niestety, wszystkie wymagają pewnego wysiłku i zaangażowania rodzica. Na nabawienie się alergii odpowiedziałam już powyżej, ale chętnie powtórzę. Jeśli ktoś przed wzięciem psa sprawdził, że dziecko alergii nie ma, a po jakimś czasie uczulenie się pojawia, to rzeczywiście jest to pech. I w razie wystąpienia takiego pecha przy poważnych objawach rozumiem decyzję o szukaniu nowego domu dla zwierzaka (ważne: nie oddaniu pierwszemu lepszemu chętnemu, nie pozbyciu się gdziekolwiek i nie wyrzuceniu, tylko o szukaniu tak długo, jak będzie to potrzebne, aby znaleźć dobry, odpowiedzialny dom).
Odpowiedz@aegerita:nie wiem czemu z góry założyłaś, że tamci rodzice z historii nie sprawdzili kwestii alergii. Może po to, aby odwrócić kota ogonem, bo przecież żaden powód nie jest wystarczająco dobry, aby oddać zwierzę, hm? A poza tym: mylisz pojęcia. Nieodpowiedzialność jest wtedy kiedy zwierz zostaje w domu po ataku duszności u małego dziecka. Niezależnie od wszystkiego innego, trzeba być skrajnym idiotą, by narażać życie dziecka w imię komfortu zwierzęcia. Tyle w temacie.
Odpowiedz@justangela: Nie z góry założyłam, tylko przeczytałam. "Pojechali do schroniska, przygarnęli fajnego kundla (...), przyprowadzili do domu, wcześniej wyjaśnili dziecku (...) co i jak." Wyjaśnili. Nie pokazali, nie zapoznali. Ponadto skoro objawy występowały wcześniej, to przy porządnym sprawdzeniu też by wyszły. Przecież napisałam wyraźnie, że według mnie decyzja o szukaniu psu nowego domu była słuszna - specjalnie czytasz wybiórczo czy masz kłopoty z wyławianiem zdań z dłuższego tekstu? Równolegle dodałam, że przede wszystkim ten pies nie powinien się u nich pojawić. I tak jest w większości przypadków oddawania. Skoro już ktoś chce oddać, to lepiej, żeby oddał (bo po co zwierzak ma mieć zrytą psychikę, żyjąc w miejscu, w którym jest niechciany) i już sama chęć oddania jest w zasadzie wystarczającym powodem oddania. Ale specjalnie podkreślam na każdym kroku, że u podstaw tej chęci oddania zwykle leży błędnie i nieodpowiedzialnie podjęta decyzja o wzięciu psa czy innego futrzaka. Więc, niestety, komentarze o tym, że ktoś nie dorósł do posiadania czworonoga, są najczęściej (nie zawsze) słuszne. A pojęcia bywają bardziej złożone niż jednozdaniowe definicje. Nieodpowiedzialnością jest beztroskie spełnianie swojej chęci posiadania psa bez wzięcia pod uwagę, że dziecko może mieć alergię. Nieodpowiedzialnością jest trzymanie w tym samym domu psa i dziecka, jeżeli dla dziecka jest to realne zagrożenie życia. Nieodpowiedzialnością jest - niezależnie od wszystkich czynników - wyrzucanie psa lub oddawanie go w niepewne ręce. Ot, rola opiekuna nie jest łatwa, bo wszystkich tych przejawów nieodpowiedzialności da się uniknąć, ale czasem wymaga to pewnego trudu. Zaczynając od sprawdzenia, czy połączenie pies + dziecko jest w danym przypadku bezpiecznym pomysłem. Teraz już wiesz, że sprawdzić można.
Odpowiedz@aegerita: otóż założyłaś, że rodzice nie sprawdzili. Historia jest pisana przez osobę trzecią, nie są to szczegółowe zeznania sądowe, więc tak naprawdę niewiele wiadomo. A skąd wiesz, że ten dzieciak nie miał wcześniej kontaktu z psami (u dziadków lub rodziny)? Zakładasz złą wolęlub głupotę (nieodpowiedzialność) tych rodziców. Piszesz bzdury na temat alergii u dzieci wyśmiewajac stwierdzenia "najprawdopodobniej alergia na psa" co jest jak najbardziej diagnozą. Byle tylko udowodnić, że psa nie można oddać, bo to zawsze jest wina ludzkiej nieodpowiedzialności, bo przecież wszystko można przewidzieć.
Odpowiedz@justangela: Powtarzam, bo znowu ignorujesz: Nie założyłam, tylko przeczytałam w historii. Podałam, gdzie konkretnie i jakie przesłanki logiczne to potwierdzają. Masz jakikolwiek argument, że było inaczej? Nie wiem, czy dzieciak miał styczność z innymi psami, i nie ma to większego znaczenia. Bo nawet jeżeli ktoś nie ma reakcji alergicznej na jednego psa, to nie daje żadnej gwarancji, że taka reakcja nie nastąpi na innego psa. Dlatego konsekwentnie pisałam o sprawdzeniu reakcji dziecka na psa (=tego psa), a nie na jakieś psy. Serio muszę Ci to tłumaczyć, naprawdę nie wiesz takich rzeczy? Tak zajadle podkreślasz, jak to nie znasz się na alergii, że zakładałam, że naprawdę masz na ten temat konkretną wiedzę... Nigdy nie zakładałam złej woli, głupoty też nie (to Ty wyzywałaś od idiotów, może dlatego Ci się pomyliło). Nieodpowiedzialności też nie zakładałam, tylko wywnioskowałam - to naprawdę nie są tożsame pojęcia. "Najprawdopodobniej alergia na psa" w sytuacji, gdy ktoś twierdzi, że alergia jest na sierść, to nie jest diagnoza, tylko amatorska teoria - a taka wtedy była wersja. Gdy wersja o sierści została zmieniona, przestałam pisać o tym nieszczęsnym "prawdopodobnym", bo wtedy straciło znaczenie. Brakuje argumentów, że odnosisz się do nieaktualnej wypowiedzi sprzed kilkunastu postów, a konkrety z aktualnych wypowiedzi pomijasz?
Odpowiedz@aegerita: Odpowiem zbiorowo na wszystkie Twoje wypowiedzi i już po raz ostatni, bo "dyskusja" z Tobą nie ma większego sensu. Historie na piekielnych to nie szczegółowe zeznania sądowe aby zakładać, że znamy każdy szczegół. Opierasz się więc na założeniach (w tym własnych). Z wypowiedzi Twoich, wielokrotnie podkreślasz troskę o losy zwierzęcia. Wielokrotnie podkreślasz ludzką nieodpowiedzialność, która skutkuje, że zwierzątka maja się źle. Kto potrafi czytać naprawdę bez problemu wyciągnie wnioski co Cię martwi i nie jest to los dzieciaka, ale los pieska. Zaś co do obrażania rozmówcy to wybacz, ale wielokrotnie w tym wątku obraziłaś mnie między zdaniami. Pisząc o hormonach. Pisząc o braku umiejętności czytania dłuższych zdań. A jednocześnie robisz mi zarzuty o stwierdzenie "idioci".Hipokrytka z Ciebie. Ja przynajmniej pisze wprost,nue bawię się w chamskie odzywki, które udają zwykłą krytykę. Argumentów mi ne brakuje, szkoda mi już raczej czasu na jałowe dyskusje z kimś, kto stawia dobro zwierząt nad dobrem człowieka. Po prostu. Bo mimo, że zarzekasz się jak to (niby) żal Ci dzieciaka i jak to (niby) rozumiesz, że czasem naprawdę trzeba zwierzę oddać, tak jednocześnie z Twoich wypowiedzi wynika co innego. Bo zioniesz jadem wyzywając od nieodpowiedzialnych rodziców dzieciaka, które miało ataki duszności, reagują tak na psa. To jest właśnie to piekielne podejście zwierzolobów, o którym pisała autorka historii. To nic, że dziecko mogło się przekręcić. Dla Ciebie istotny jest tylko "biedny" piesek. Ps idiotami nie są rodzice z historii, ale zwierzoluby, przekładające komfort psa nad zdrowie dziecka wbrew opinii lekarza. Żegnam.
Odpowiedz@justangela: Na konkretne pytania - cisza. Na prośbę o jakiekolwiek argumenty - cisza. Za to z moich wypowiedzi wyciągasz wnioski wprost przeciwnie do treści tych wypowiedzi - bez podstaw (pytałam), ot, po prostu, bo tak uważasz i już. Taka "dyskusja" faktycznie nie ma sensu, bo w dyskusji należy odnosić się do wypowiedzi drugiej strony, a nie do własnych wyobrażeń o tym, co druga strona myśli. Po raz kolejny muszę sprostować kłamstwo, że stawiam dobro zwierząt nad dobrem człowieka. Skoro popieram szukanie psu (nie dziecku) nowego domu, to znaczy, że dobro dziecka postawiłam tu wyżej. Więc: kłamiesz. Kolejne kłamstwo: "To nic, że dziecko mogłoby się przekręcić. Dla Ciebie istotny jest tylko biedny piesek". Powtarzam: to, że z czystym sumieniem bez potrzeby skarzesz psa na śmierć, to nie znaczy, że ja mam analogiczną znieczulicę w stosunku do dzieci. Nie mam. Mówiąc wprost, żeby nie było potrzeby czytać między wierszami, krzywda dziecka porusza mnie tak samo jak krzywda psa czy kota. Nie bardziej, nie mniej. Tak samo. Bo w obu przypadkach chodzi o żywą, czującą, bezbronną istotę, która sama nie potrafi się przed tą krzywdą obronić. Reaguję na krzywdę psią nie dlatego, że dziecięca mnie nie obchodzi lub obchodzi mniej, tylko dlatego, że: 1. Sytuacja dzieci w porównaniu z sytuacją psów to bajka, a skala problemów i cierpień jest nieporównywalna. 2. Dzieci mają bardzo wielu skutecznych obrońców (i dobrze - dlatego mają sytuację jak w punkcie pierwszym) i bardzo niewiele osób, które uważają krzywdzenie dziecka za moralnie w porządku. Zwierzęta mają tych obrońców mniej, za to sporo osób (również na tym wątku) uważa umyślne, niepotrzebne krzywdzenie zwierzaka za etycznie nienaganne. Zwyczajnie na tym polu jest duuużo więcej pracy. Na krzywdę dziecka też reaguję. Bo krzywdzenie kogokolwiek jest złe. Przynajmniej zwierzoluby tak uważają, dziecioluby najwyraźniej często uznają, że krzywdzenie jest ok. No taka moralność, co poradzisz. Jak nie masz argumentów, to chociaż nie kłam.
Odpowiedz@aegerita: "@justangela: Nie z góry założyłam, tylko przeczytałam. "Pojechali do schroniska, przygarnęli fajnego kundla (...), przyprowadzili do domu, wcześniej wyjaśnili dziecku (...) co i jak."" Ładnie sobie dopisujesz i nadinterpretujesz tak, żeby pasowało do Twojego widzimisię. To, że w historii nie ma o tym słowa, nie znaczy że tak nie było. Tej informacji nie ma, więc to jest tylko Twoje założenie i Twoja wyobraźnia. Nic nie przeczytałaś, założyłaś że skoro takiej informacji nie ma to znaczy, że tego nie zrobili.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 7 sierpnia 2019 o 17:18
@GlaNiK: No tak, kiedy ja z informacji "pojechali, przygarnęli, przyprowadzili" wyciągam wniosek, że nie było kilkunastu-kilkudziesięciu spacerów zapoznawczych (wyjaśnij, gdzie na nie miejsce w tym procesie), to dopisuję i nadinterpretuję. W takim razie kiedy @justangela z informacji "popieram decyzję o szukaniu psu nowego domu" wyciąga wniosek "stawiam dobro zwierząt nad dobrem człowieka, nie obchodzi mnie umierające dziecko", to jak to nazwiesz? Bo nigdy i nigdzie w moich wypowiedziach nie było stwierdzenia, że nie obchodzi mnie cierpienie dziecka. @justangela po prostu sobie to założyła i wyobraziła, to chcesz powiedzieć?
Odpowiedz@aegerita: Tu nie chodzi o znalezienie miejsca na nie tylko o interpretowanie informacji, które otrzymałaś. A nie, tak jak to robisz, skoro tego nie ma to ja sobie wymyślę czy było czy nie i przyjmę to jako prawdę. Miejsce mogło być gdzieś pomiędzy. Nie twierdzę, że było, też nie twierdzę że nie było. To jest ta różnica. Tej informacji nie ma, więc nie dokładaj jej do historii. Druga część; nigdzie tego nie napisałaś, więc taki wniosek też nie jest poprawny. Ja to wiem, za to zauważyłem (i to nie pierwszy raz) jak bardzo bronisz zwierzaka, szczególnie tam gdzie nie masz wszystkich informacji, trochę to sugeruje, że wolisz zwierzaka ponad dziecko. Aczkolwiek nie jest to przez Ciebie powiedziane i jako takie też nie powinno być przyjmowane.
Odpowiedz@GlaNiK: Nie wymyślę, tylko wywnioskuję z treści historii. Informacje przemawiające za tym, że reakcji nie sprawdzono: - przytoczony fragment historii (brak czasu na sprawdzanie przed); - ogromna większość ludzi tego nie sprawdza (w schroniskach, z którymi współpracowałam, pracownicy i wolontariusze byli o taką możliwość pytani może raz na sto przypadków), więc prawdopodobieństwo, że akurat oni to zrobili, jest nikłe; - skoro objawy postępowały od wysypek i katarów do duszności to najprawdopodobniej przy porządnym sprawdzeniu reakcji przed adopcją też by wystąpiły, więc późniejsza reakcja nie byłaby niespodzianką. Z punktu pierwszego brak sprawdzenia reakcji dziecka wynika prawie na sto procent (coś jak ze zdania "Z pracy wróciłam prosto do domu" wynika, że po drodze nie odwiedziłam baru, kręgielni ani optyka - mimo że wcale nie piszę, gdzie nie byłam), z pozostałych dochodzi kolejne najprawdopodobniej x2. Razem wychodzi logiczny wniosek, a nie wymyślanie. Owszem, mogę się mylić - choć moim zdaniem jest na to baaardzo mała szansa - i w takim przypadku rzeczywiście nie można mówić o nieodpowiedzialności, tylko o potężnym pechu. Bronię zwierzaka nie dlatego, że stawiam go ponad dzieckiem, tylko zwyczajnie dlatego, że w tym przypadku dzieci nie potrzebują obrony. To psy lądują na łańcuchach, w schroniskach, przywiązane drutem kolczastym do drzewa, wywalane z samochodu na ulicę, z czaszką roztrzaskaną łopatą... Przed czym miałabym bronić dziecka, które jest w ciepłym domu, otoczone miłością i opieką? A bronić psa przed perspektywą okropnej śmierci - owszem, jest sens.
Odpowiedz@aegerita: Nie wywnioskowałaś tylko sobie dopowiedziałaś, co potwierdzają Twoje argumenty, a nijak nie jesteś w stanie tego zweryfikować. Z pracy wróciłam prosto do domu wyraźnie wskazuje, że nie było po drodze innych przystanków, błędny przykład. Powinnas użyć "Z pracy wróciłam do domu", tutaj się możesz zastanawiać czy były po drodze przystanki czy nie. Razem wychodzi wysokie prawdopodobieństwo a nie wniosek, ale jeżeli wolisz to tak rozpatrywać to ja w pełni przyznaję rację @justangela bo ona przeprowadziła taką samą analizę w Twoją stronę. Idąc tym tokiem myślenia można wywnioskować, że stawiasz zwierzęta ponad dzieci. I na tym zakończę.
Odpowiedz@GlaNiK: Za Słownikiem Języka Polskiego: wniosek 2. «wynik rozumowania; też w logice: twierdzenie wyprowadzone ze zdań uznanych za prawdziwe» Mamy zdania uznane za prawdziwe: 1. W czasie przebywania z psem u dziecka zaczęły występować postępujące reakcje alergiczne. 2. Rodzice pojechali po psa do schroniska, a wcześniej wytłumaczyli dziecku, co i jak. 3. Ogromna większość ludzi nie sprawdza potencjalnej reakcji alergicznej dziecka na psa. Z tych zdań wyprowadziłam twierdzenie (wniosek). Dopuszczam możliwość, że wyprowadziłam je błędnie, ale na razie NIC na to nie wskazuje. Mimo to w poprzednich wypowiedziach używałam sformułowania "jeżeli nie sprawdzili", a nie "na sto procent nie sprawdzili". @justangela zrobiła zupełnie coś innego, bo z moich zdań: 1. Popieram znalezienie psu (NIE dziecku; psu) nowego domu, jeżeli kontakt z psem jest realnym zagrożeniem dla dziecka). 2. Jeżeli człowiek z jakichkolwiek powodów postanowił, że nie chce już mieć psa, to jego moralnym - i prawnym - obowiązkiem jest znalezienie zwierzakowi nowego domu. wyprowadziła twierdzenie, że stawiam dobro psa ponad dobrem dziecka. Twierdzenie, które stoi w oczywistej sprzeczności ze zdaniem pierwszym i nie ma absolutnie żadnego związku ze zdaniem drugim. Czy ktoś jeszcze miał kiedykolwiek zajęcia z logiki?
OdpowiedzNiestety to prawda - nie wykonuje się testów alergicznych u dzieci poniżej 3-4 roku życia. Po prostu nie są miarodajne. Układ odpornościowy rozwija się w tym okresie tak szybko, że jakich testów by nie robić, wychodzą albo fałszywie dodatnio, albo fałszywie ujemnie - na wszystko. Znam temat z bliska, wśród znajomych jest wysyp alergii i diagnozowanie takich małych alergików metodą na-chybił-trafił to jakaś masakra - a niestety innego wyjścia nie ma. Sąsiad zdążył się dorobić astmy, zanim w testach (kiedy już miał te 4 lata) wyszła mu ekstremalnie silna alergia na kota. Na psa też jest uczulony, ale odpowiedź nie jest tak mocna, więc pies został, kot niestety musiał zmienić adres. Córka kuzyna była leczona sterydami na egzemę i AZS, zanim okazało się, że to alergia na orzechy i coś tam jeszcze z jedzenia... A tacy, co to wiedzą lepiej, zawsze się znajdą. Tylko nerwów szkoda.
Odpowiedz@Meliana: niektórym trudno jest ogarnąć, że profesjonalna diagnoza lekarza specjalisty, w przypadku dziecka alergika brzmi: "prawdopodobnie alergia na X*" (*kota, psa, mleko, roztocza czy cokolwiek tam innego, zależy od przypadku). Niestety to fakt. Od siebie dodam jeszcze tyle, że raz miałam atak krtaniowy z wezwaniem karetki, bo dziecko mi się dusiło. Nikomu nie życzę... U małego dziecka duszności (o podłożu czy to alergicznym czy krtaniowym) to bezpośrednie zagrożenie życia. Sorry, ale u mnie wyleciało by po takiej akcji, natychmiast, każde zwierzę i każda rzecz będąca potencjalnym alergenem. Dziecko może takiego ataku nie przeżyć... Trzeba być skończonym idiotą, by tego ie rozumieć i narażać życie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 sierpnia 2019 o 8:18
@justangela: Ale dlaczego od razu wyzywasz rodziców tego dziecka od skończonych idiotów? Ja rozumiem, sprowadzili do domu psa, nie poczyniwszy przedtem żadnych starań, by się upewnić, że zdrowie i życie malucha nie zostanie zagrożone przez alergię, ale musisz od razu ich obrażać?
Odpowiedz@aegerita: narażenie życia dziecka to głupota i nieodpowiedzialność. Pies może czekać na nowy dom gdzieś indziej, z dala od dziecka bez ryzyka kolejnego ataku i mam nadzieję, że oni tak zrobili.
Odpowiedz@aegerita: w odróżnieniu od Ciebie, nie zakładam natomiast co zrobili, a czego nie zrobili rodzice z historii. Wypowiedź była ogólna. Idiotami są natomiast zwierzoluby, bez pojęcia o alergiach, nie mający dzueci6i próbujący innym wmówić, że alergia to pikuś i fakt ostrych duszności w zasadzie to nawet dziecku się przysluży.
Odpowiedz@justangela: Oczywiście, że pies może czekać na nowy dom gdzieś indziej (a nawet powinien czekać gdzieś indziej, jeśli istnieje zagrożenie życia). Natomiast psim obowiązkiem opiekunów jest zapewnić takie "gdzieś indziej", gdzie pies będzie miał cały czas dobre warunki. Dobry hotel dla zwierząt zapewnia codzienne spacery, zabawę, opiekę weterynaryjną, własny pokój itd. Właściwie dba o wszystko, opiekun może tylko płacić, jeśli nie chce już psa widzieć.
Odpowiedz@aegerita: znowu zakładasz, że pies miał źle warunki, brak opieki itp. Litości... Biedny ten piesek, co nie? Tylko dzieciaka nie szkoda, choć mógł się przekręcić...
Odpowiedz@justangela: Kobieto, gdzie widzisz stwierdzenie lub choćby ślad sugestii o złych warunkach? O_o Nie mam pojęcia, jakie warunki miał pies. Gdybym musiała zgadywać, to z emocjonalnego wydźwięku historii (ból serca, przywiązanie, wstyd z powodu oddawania) wnioskuję, że starali się go otoczyć dobrą opieką. Napisałam, że obowiązkiem opiekuna jest zapewnić dobre warunki aż do momentu znalezienia nowego domu, a nie, że do tej pory warunki były złe... A już wmawiając mi, że pieska żałuję, a dzieciaka nie, wylewasz cokolwiek za dużo jadu. Bądź uprzejma nie przekładać na mnie swoich schematów myślenia. Jeśli Ty słysząc o chorym dziecku automatycznie uznajesz, że pies już w ogóle się nie liczy, żadna opieka mu się nie należy i w ogóle równie dobrze może zdychać pod płotem, no BO DZIECKO - to jeszcze nie znaczy, że ja dostaję analogicznych klapek na oczy, kiedy słyszę o krzywdzie psa. Mam, zdaje się, trochę więcej empatii niż Ty i potrafię jednocześnie żałować i psa (że musiał przeżyć piekło schroniska, a później stres zmiany domu), i dziecka (z powodu choroby utrudniającej życie i odbierającej pewien wybór), i rodziców (bo musieli podjąć decyzję, która była dla nich najwyraźniej trudna i przykra). A Ty? Masz jakiekolwiek zrozumienie dla ludzi dbających o psy czy też naprawdę, jak wynika z wielu Twoich postów, liczy się tylko dziecko, a jak pies stanowi kłopot, to można się go pozbyć jak przedmiotu i sumienie jest czyste?
Odpowiedz@aegerita: skoro tak odpowiadasz, to pozwól, że inaczej odniosę się do Twojej wcześniej wypowiedzi o tym "psim obowiązku". A co ma do tematu kwestia obowiązku w stosunku do psa? Tak naprawdę w temacie to nie jest główny wątek. Ale po Twoich wypowiedziach widać, że jedyne co Cię interesuje to sytuacja psa, nic innego. I wiesz co, tak jak mam empatię w stosunku do każdego żywego stworzenia, tak rzygam jak słyszę wypowiedzi rozczulające się nad cierpieniem zwierzątek, pomijając jednocześnie cierpienie ludzkie. I tak, miałabym czyściutkie sumienie po ewentualnym pozbyciu się każdego zagrożenia życia / zdrowia dla któregokolwiek z domowników. Jeśli zwierz powoduje alergię to jak najbardziej jest to absolutna podstawa do znalezienia mu nowego domu. I odwroce pytanie: a Ty? Miałabyś czyściutkie sumienie zostawiając zwierzę i narażając dziecko na astmę lub ataki duszności (lub inne) wbrew zaleceniom lekarza?
Odpowiedz@justangela: Ile razy mam pisać, że rozumiem i popieram znalezienie psu nowego domu, jeżeli życie dziecka jest zagrożone, żebyś zrozumiała? Plujesz jadem, przemilczasz argumenty, obrażasz ludzi i wmawiasz im brak zainteresowania umierającym dzieckiem. Potrafisz się uspokoić i rozmawiać konkretnie czy całkowicie rządzą Tobą hormony? Gdzie napisałam (cytat), że pies miał złe warunki i brak opieki? Po których mojej wypowiedziach (cytaty) widać, że interesuje mnie tylko sytuacja psa, a dziecka nie? Czy rozumiesz różnicę między "pozbyciem się" a "znalezieniem nowego domu" (to jest właśnie ten obowiązek w stosunku do psa, nie główny, ale jeden z istotnych wątków)? Moje pytanie brzmiało, czy rzeczywiście uważasz, że psa można się POZBYĆ JAK PRZEDMIOTU i masz wtedy czyste sumienie. Odpowiadasz, że TAK. I nazywasz to EMPATIĄ. Seems legit. Zdecydowanie nie miałabym czystego sumienia, narażając dziecko na ataki duszności. Tak samo jak nie miałabym czystego sumienia wyrzucając psa na ulicę albo do schroniska. Nie zamierzam kiedykolwiek dopuścić do sytuacji, w której musiałabym wybierać.
Odpowiedz@justangela Odwracając sytuację - gdyby była możliwa - gdyby to pies miał alergię na dziecko to też oddałabyś psa, prawda? Zwierzęta zawsze cierpią przez nieodpowiedzialność ludzi.
Odpowiedz@MalinaTruskawkowa: co za głupie pytanie... A co, dziecko oddać? Przepraszam, ale chyba coś już z nadmiaru przebywania że zwierzętami w głowie Ci się poprzewracało, skoro sugerujesz inne wybory / możliwości. Żadnej normalnej matce nie przyjdzie nawet do głowy jakąkolwiek okoliczność w której wybrałaby zwierzę zamiast dziecka. Ja w ogóle nie ogarniam, że trzeba Ci takie rzeczy pisać... Mam nadzieję, że jesteś młodziutką dziewczynką i Ci przejdzie...
OdpowiedzJa się w wieku 30 lat uczuliłam na truskawki. Niestety, alergie to bardzo złożony problem
OdpowiedzSą dwie strony medalu. Sa sytuacje kiedy zwierzę nie może zostać w domu. Alergia, agresja, nie na wszystko da się zaradzić i każdy odpowiedzialny właściciel powinien to wiedzieć. Ale ludzie jak zwykle ze skrajności w skrajność. Albo nie oddawać nigdy, nawet za cenę zdrowia swojego lub bliskich, albo pozbywać się od razu przy każdym, błahym problemie.
OdpowiedzCzy ci debile na FB doczytali lub czy są świadomi, że alergie są na różne rzeczy? Pewnie ci od tych komentarzy mają alergie na trawy, kurz lub sąsiada, a nie na sierść zwierząt... To jest dobry powód oddania zwierzaka...
Odpowiedz@szczerbus9: No. Jest tak dobry, że stał się najpopularniejszy wśród ludzi, którym po prostu pies się znudził i chcą się go pozbyć i żeby nikt nie wnikał w powody. Wymyślona alergia wyparła nawet wymyśloną agresję, bo jak ktoś napisze, że pies warczy na dziecko, to mu szaleńcy wyskakują z radami, że można z psem pracować, szkolić, poświęcać czas, że konsekwencja i socjalizacja - no jeszcze czego, jak ja chcę po prostu pozbyć się pchlarza i już! A tak to bez dyskusji, zdrowie i życie bombelka zagrożone, bo straszna alergia, więc wszyscy mordy w kubeł i nie ważcie się oceniać. A ponieważ alergii wymyślonych jest w powodach oddania dużo więcej niż prawdziwych, czasem niestety pomyje zostają wylane również na tych, co naprawdę stoją pod ścianą.
Odpowiedz@aegerita: Dobra, zapomniałem, wszyscy kłamią... Ale wpieranie, że odpowiedzialność za zwierzaka jest ważniejsza od zdrowia bliskich to przesada... A może zamiast kłamać to poprosić w pobliskim zakładzie by dospawali ci do młotka kawałek pręta D12 i zaj3bać takim między oczy... jak w Cold Creak Manor (horror), śmierć podobno jest na tyle szybka, ze bezbolesna, jak od pistoletu czy był taki specjalny sprężynowy lub pneumatyczny sprzęt do uboju... No wiesz, mniejszy problem, a i kłamstwo i zabicie to grzech ciężki, więc co za problem... :D
Odpowiedz@aegerita: czy powody są wymyślone czy nie, tego nie wiesz. Natomiast realne i piekielne jest zachowanie zwierzolobów, którzy zamiast skupić się na szukaniu domu dla zwierzaka obrażają osobę, która go oddaje lub też przekonują, że alergia to nie powód. Duszenie się w nocy to nie powód. Bo nie ma żadnych dobrych powodów, by zwierzę oddać, a odpowiedzialność za zwierzę musi być silniejsza od odpowiedzialności za dziecko.
Odpowiedz@szczerbus9: Nie, nie wszyscy kłamią, ale wyobraź sobie, że owszem, istnieją ludzie, którzy kłamią. Schroniska są pełne psów, które z takiego czy innego powodu stały się kłopotem, a tym powodem rzadko jest śmiertelnie groźna alergia. Odpowiedzialność za zwierzaka nie jest ważniejsza od życia dziecka - ale też nie znika magicznie, bo dziecko jest chore. Jasne, trzeba zadbać o zdrowie dziecka. Ale równolegle (i tak, by zdrowia dziecka nie narażać) trzeba też zadbać o to, co się stanie z psem. Jeżeli dla Ciebie nie jest problemem odebranie życia bez potrzeby (jakieś sumienie, zasady moralne, empatia?), to mam nadzieję, że nie masz psa. Ani dziecka. Ani patyczaka.
Odpowiedz@justangela: Akurat często wiem. Siedzę w temacie porzucanych zwierząt, większość moich jest z odzysku, przez lata prowadziłam dom tymczasowy. Napatrzyłam się nie tylko na suche statystyki, ale również na konkretne tragedie zwierząt. Pies z krzywicą z niedożywienia i psychiką rozwaloną przez lata na łańcuchu - bo szczeniaczek jest fajny, ale szybko się nudzi, a w ogóle skoro się przeprowadzamy, to przywiążemy go gdzieś w lesie i pozbędziemy się kłopotu - jest jednak ździebko bardziej piekielny niż kilka przykrych słów na twarzoksiążce. Tu w ogóle nie ma co porównywać. Co to znaczy "zamiast skupić się na szukaniu domu"? Nikt poza opiekunem nie ma takiego obowiązku. A skoro opiekun decyduje się szukać domu w sposób publiczny u obcych ludzi, automatycznie wyraża zgodę na to, by ci obcy komentowali jego decyzję. Naturalnie, obrażać nie mają prawa - i tu żadnego obrażania nie widać (w stylu "trzeba być totalnym idiotą, żeby tak postąpić" albo coś). Są przykłady o współistnieniu alergików i futrzaków (nie wiem, nie widziałam, może to rady w dobrej wierze?), jest krytyka nieodpowiedzialnego zachowania (słuszna), jest idiotyczny tekst o tym, że "to dziecku dobrze zrobi". Ot, taki przekrój opinii, bez pień pochwalnych - i dobrze, bo nie ma powodu chwalić - i bez mieszania z błotem - też dobrze, bo i do tego powodu brak.
Odpowiedz@aegerita: właśnie o tych "dobrych" (z d*py) radach m.in piszę. Zwierzoluby nie mają pojęcia o alergii, ale udają ekspertów, zarzucając rodzicom nieodpowiedzialność. Mimo, że wszystkiego się ani nie przewodzi, ani nie zbada. Rozumiem, że każdy zwierzolub ma powiązane jajowody / nasieniowody, żeby nie mieć dzieci, bo przecież mogłyby mieć kiedyś ewentualna alergię (co nierzadkie w obecnych czasach). I byłby dylemat kogo oddać, co nie?
Odpowiedz@justangela: Nie napisałam, że rady są dobre, tylko że BYĆ MOŻE (nie wiem, bo nie widziałam oryginalnych komentarzy) dawane były w dobrej wierze. Burzysz się, że niby zakładam złą wolę rodziców, a sama zakładasz same najgorsze intencje komentatorów. Brak logiki. Nie wiesz, kto ma pojęcie o alergii, a kto nie. Sama nie wiedziałaś, jak u małego dziecka można sprawdzić alergię przed przygarnięciem psa, i dopiero musiałam Ci to tłumaczyć (dwa razy), choć podobno wiedzę o alergii mam mniejszą. Warto posłuchać, co inni mają do powiedzenia, zamiast buńczucznie zakładać, że pozjadałaś wszystkie rozumy. A zarzut nieodpowiedzialności (przypominam, że sama wyzywałaś rodziców od idiotów) nie miał nic wspólnego z medycznymi aspektami alergii. Nie wiem, kto miałby dylemat "kogo oddać". Nigdy nie spotkałam się z przypadkiem porzucania dziecka, bo alergia, ani ze śmiercią dziecka z powodu reakcji alergicznej na psa. Opluwane przez Ciebie zwierzoluby jakoś starają się rozwiązać problem tak, by ani dziecku, ani zwierzakowi nie stała się krzywda. Natomiast dziecioluby dbają tylko o siebie i swoje dzieci, mając w nosie, czy krzywdzą przy tym inne stworzenia. Kto jest lepszym człowiekiem?
Odpowiedz@aegerita: Minęło trochę czasu, więc oczywiście nie byłam w stanie dokładnie zacytować komentarzy, nie mniej jednak ja poczułabym się nimi dotknięta (jak np. tym, że ktoś nie zasługuje nawet na kwiatka, a co dopiero na zwierzę). Będąc w ich skórze, kiedy przez długi czas chcieli mieć psa, kiedy- jak wierzę- przygotowali się do niego, kupili to, co potrzeba, zapewnili mu opiekę, miłość, kiedy nawet dziecko, któremu obecność psa szkodziła, polubiło go i się przywiązało, obcy ludzie wylali na nich pomyje i zmieszali z błotem, mimo, że nie znali w pełni sytuacji i nie byli jej bezpośrednimi świadkami. Takie polskie "nie znam się, ale się wypowiem" albo "a bo moja sąsiadka miała tak samo, ale w sumie tylko trochę podobnie, i jej starczyło zrobić to i to".
Odpowiedz@astor: jak znam życie to taka aegerita pod płaszczykiem dobrej rady, tudzież "konstruktywnej" krytyki sama wylewała nieraz wiadro pomyj, tak jak to tutaj, w tym wątku robi.
Odpowiedz@astor: Wiesz, ja nigdy nie popierałam komentarzy obraźliwych i niepotrzebnie przykrych, nigdy nie zdarzyło mi się wyzwać człowieka, którego znam tylko przez wypowiedzi w internecie, od idiotów, smarkul czy innych takich, więc co do zasady zgadzam się, że większość przywołanych komentarzy jest piekielna. Oczywiście można się domyślać, czy ostre słowa są wynikiem fanatyzmu (możliwe) czy frustracji spowodowanej przez ludzi innych niż Twoi znajomi, takich, którzy chcą psa wywalić byle gdzie, bo się znudził (też możliwe), ale fakt faktem, że w takiej formie pojawić się nie powinny i to jest piekielne. Jednak bez przesady, tekst "alergia to nie koniec świata, można odczulić dziecko" to nie jest wylewanie pomyj i mieszanie z błotem... Mieszanie z błotem byłoby np., gdyby ktoś znajomych wyzywał, obrażał, życzył im, żeby skończyli pod mostem - a nic z tego nie opisujesz. No i wybacz, ale jeśli osoba jest zbyt wrażliwa, żeby przeczytać kilka przykrych słów, więc woli skazać psa na śmierć w męczarniach, to to jest tysiąc razy gorsze niż jakikolwiek komentarz, nawet gdyby był obelżywy.
Odpowiedz@justangela: Dziwisz się jakie inwektywy lecą pod kierunkiem takich ludzi? Znajdując kolejnego psa uwiązanego do drzewa w środku lasu? Widząc potrąconego kota na ulicy, który umiera Ci na rękach? Tak często, że nie ma tu już opcji na głaskanie po główce osoby, która oddaje zwierzaka ''bo alergia'' - co najczęściej jest wymówką - tylko mocne słowa? Kluczowe w tej historii jest to, że dziecko PRAWDOPODOBNIE było uczulone na sierść psa. Niech to zdanie będzie odpowiedzią na to, co piszesz.
Odpowiedz@MalinaTruskawkowa: pisałam już wcześniej i powtórzę ponownie. W przypadku dziecka niemal każda diagnoza alergii zawiera słowo prawdopodobnie. I to jest prawidłowa, profesjonalna diagnoza. Zwierzoluby tego nie ogarniają i wylewają wiadro pomyj na rodziców, którzy zwyczajnie nie mają innego wyjścia niż oddanie zwierzaka. I nie widzę kompletnie nic złego w szukaniu nowego domu dla zwierzaka w takim przypadku. Na tym chyba polega odpowiedzialność: że trzeba znaleźć nowy dom, gdy zwierz nie może zostać, a nie oddawać do schroniska, prawda?
OdpowiedzO, wreszcie głos rozsądku. To tak w skrócie ewolucja opinii justangeli: 1. Najpierw twierdzi, że znęcanie się nad psem jest etycznie bez zarzutu ("czyściutkie sumienie"). 2. Kiedy ktoś inny pisze, że odpowiedzialny człowiek nie znęca się nad psem, tylko w razie konieczności szuka mu nowego domu - to angela nazywa to "wylewaniem pomyj". 3. Teraz poucza, że "odpowiedzialność polega na tym, że trzeba znaleźć nowy dom". Zwrot o 180°. Ale cieszę się, że w końcu powiedziała to, co ja powtarzam prawie od początku dyskusji pod historią.
Odpowiedz@aegerita: zacytuj mnie, w którym to momencie napisałam, że znęcanie się nad zwierzętami jest ok.
Odpowiedz@justangela: Pytanie: "Czy uważasz, że jak pies stanowi kłopot, to można się go pozbyć jak przedmiotu i sumienie jest czyste?" Twoja odpowiedź: "Tak, miałabym czyściutkie sumienie" Zgodnie z Ustawą o Ochronie Zwierząt znęcanie się to m.in., a nawet "w szczególności" porzucenie. Pisałaś o tym, że pies "wyleciałby" i że byś się go "pozbyła". To porzucenie. Oddanie do schroniska też jest porzuceniem = znęcaniem się. Zacytuj mnie, w którym to momencie napisałam, że stawiam dobro zwierząt nad dobrem człowieka.
Odpowiedz@aegerita: Jak już mnie cytujesz to rób to prawidłowo. Moja wypowiedź brzmiała: "I tak, miałabym czyściutkie sumienie po ewentualnym pozbyciu się każdego zagrożenia życia / zdrowia dla któregokolwiek z domowników. Jeśli zwierz powoduje alergię to jak najbardziej jest to absolutna podstawa do znalezienia mu nowego domu." Nie wiem czy masz problem z czytaniem ze zrozumieniem, czy zwyczajnie trollujesz przeinaczając wypowiedzi, ale w mojej nie ma ani słowa o oddaniu do schroniska, ani innym znęcaniu się. Zaś co do Ciebie, bardzo proszę, stawiasz dobro zwierzęcia nad dobrem człowieka podważając profesjonalną opinię lekarza specjalisty, który zaleca pozbycie się zwierzaka w domu ze względu na alergię. Innymi słowy: opinia lekarza i jego zalecenia o konieczności oddania zwierzęcia są przez Ciebie kwestionowane wielokrotnie, chociażby tutaj: "Słowo-klucz: PRAWDOPODOBNIE. Czyli wystąpiła reakcja alergiczna, nie wiadomo na co, czynnik czasowy niby na psa nie wskazuje (bo objawy wystąpiły po dłuższym czasie, skoro i oni się zdążyli do psa przywiązać, i pies do nich), ale w sumie zakładamy, że na psa. Bardzo profesjonalne. " i tutaj: "Słowo "najprawdopodobniej" sugeruje zgadywanie, a nie diagnozę". Podważania opinii lekarza, dbającego o zdrowie i życie dziecka, w imię psiego komfortu jednoznacznie pokazuje czyim dobrem się kierujesz. Bo na pewno nie dobrem dziecka, skoro wielokrotnie kwestionujesz decyzje i opinie lekarzy.
Odpowiedz@justangela: Zacytowałam prawidłowo - na pytanie, czy jak pies stanowi kłopot, to można się go pozbyć jak przedmiotu i sumienie jest czyste, odpowiedziałaś "TAK", potwierdzając nawet sformułowanie "pozbyć się". Owszem, w następnym zdaniu napisałaś o znalezieniu nowego domu, ale to nie zmienia jasnej odpowiedzi na pytanie. To tak, jakbym zapytała, czy uważasz, że jedzenie brokułów jest zdrowe dla dzieci, a Ty byś odpowiedziała: "Tak, jest bardzo zdrowe, często daję brokuły moim dzieciom. Dzieci powinny jeść dużo owoców." Drugie zdanie przedstawia nową informację (o którą nikt nie pytał), ale nie skreśla odpowiedzi na pytanie. "Tak" to "Tak", tu nie ma mowy o żadnej interpretacji. Napisałaś, że pozbycie się psa jak przedmiotu zostawia Cię z "czyściutkim sumieniem". Jeśli teraz twierdzisz coś przeciwnego, to oznacza, że albo zmieniłaś zdanie, albo wtedy odpowiedziałaś fałszywie. Nie podważałam profesjonalnej opinii lekarza specjalisty, tylko amatorską opinię osoby, która zdiagnozowała "alergię na sierść". I nie napisałam, że w związku z absurdalną diagnozą należy oddać dziecko, a psa zostawić, bo jego dobro jest ważniejsze. Znowu wyciągasz abstrakcyjne wnioski, przeciwne do treści moich wypowiedzi. Zatem jeszcze raz, bo ja zacytowałam Twoją wypowiedź, że znęcanie się nad psem (pozbycie się jak przedmiotu) jest ok, a Ty nie poparłaś swojego oskarżenia niczym poza własną opinią. Zacytuj mnie, w którym to momencie napisałam, że stawiam dobro zwierząt nad dobrem człowieka. Gdzie napisałam, żeby oddać dziecko, a psa zostawić, albo żeby zostawić psa i ignorować duszące się dziecko?
Odpowiedz@aegerita: odpowiedziałam już w poprzedniej wypowiedzi. Czytaj tak długo, aż zrozumiesz.
OdpowiedzCała ta dyskusja z aegerita jest absurdalna. Bo jak można prowadzić dyskusję z kimś kto stawia dobro zwierząt, jak sama przyznała, na równi z ludzkim? Nie że wyżej, ale właśnie na równi. Aegerita, czyli co, nie wiedziałabyś kogo najpierw uratować z płonącego budynku? Głodujące pieski ruszają Cię tak samo jak głodujące dzieci? Mówisz, że dzieci mają swoich obrońców i znacznie lepszy byt, a o unicefie kiedyś słyszałaś, zdjęcia widziałaś? Dziewczyno, Ty porównujesz sytuacje nieporównywalne. To co czujesz jest chore.
Odpowiedz@obca_astronom: Nie napisałam, że stawiam dobro zwierząt na równi z ludzkim, tylko że krzywda dziecka porusza mnie tak samo jak krzywda psa, i tak samo chcę pomóc. Obrazowo: jak znajdę głodne dziecko i głodnego psa, nakarmię jedno i drugie. To Ci przeszkadza? Powinnam nakarmić tylko dziecko, a psa zignorować, skopać albo utopić, taką postawę uznasz za "zdrową"? Czy miłość do dzieci jest dla Was jednoznaczna z obojętnością lub nienawiścią do innych stworzeń?
Odpowiedz@justangela: Ależ rozumiem. Rozumiem, że z uporem godnym lepszej sprawy czytasz coś zupełnie innego, niż ja piszę. Nie wiem, po co potrzebujesz przekonania, że degraduję dzieci. W rzeczywistości jedyną różnicą w naszych przekonaniach jest to, że Ty nie chcesz dopuścić do krzywdy dziecka - co przedstawiasz jako dobre - a ja nie chcę dopuścić do krzywdy i dziecka, i psa - co już przedstawiasz jako złe. Po uproszczeniu równania: zła w Twoim mniemaniu jest chęć uniknięcia krzywdy psa. Czyli chodzi Ci nie tyle o to, żeby dziecko miało dobrze, ale przede wszystkim o to, żeby pies miał źle. Właśnie to mnie zniechęca do ludzi, taka bezinteresowna chęć patrzenia na cierpienie...
Odpowiedz@aegerita: czytaj i czytaj, aż zrozumiesz. Nadal nic nie kumasz...
OdpowiedzJak przykre jest to, że ludzie broniąc zwierząt, gotowi są zakopać żywcem drugiego człowieka oO Sama jestem osobą, która na leczenie chomika wydała ciężkie pieniądze, nie jeżdżę na długie wakacje, bo nie chcę oddawać zwierzaków pod niczyją opiekę, ale nigdy nie zrozumiem tych, którzy opluwają i obrażają ludzi muszących oddać zwierzęta. Nikt z tych mądrych wszystkowiedzących nie jest na miejscu drugiej osoby i nic nie wie o jej życiu i możliwościach! Mdli mnie od tych wszystkich komentarzy podobnych do przytoczonych przez autora historii. Dbajcie o zwierzęta i kochajcie, ale do jasnej cholery nie zapominajcie o szacunku do drugiego człowieka! Dziwić się potem, że miłośnicy zwierząt są postrzegani jako oszołomy... bo niestety na tą opinię pracują właśnie tacy napinacze. Oddaj dziecko, a nie psa, nie? Oj jak łatwo się podskakuje zza monitora :)
Odpowiedz