Historia z czasów, kiedy bezrobocie w Polsce oficjalnie sięgało 20%, a nieoficjalnie przekraczało 30%. Czasów, kiedy pracodawcy na potęgę wyzyskiwali i oszukiwali pracowników i byli przy tym całkowicie bezkarni, warunki zatrudnienia urągały ludzkiej godności, a na wszelkie obiekcje ze strony pracownika pracodawcy mieli jedną odpowiedź, czyli słynne: "Jak ci się nie podoba to wyp******j, mam dziesięciu na twoje miejsce."
Kolega pracował na budowie. Przez cały czas wszystko było ok, ale jak kolega odchodził, to cwaniaczek postanowił nie zapłacić mu za ostatni miesiąc. Była to powszechna praktyka w wielu zakładach, bo złodzieje dobrze wiedzieli, że są bezkarni, pracownik w sądzie i tak nie ma żadnych szans, a sprawy takie ciągnęły się latami.
Kolega też o tym wiedział, więc nawet nie próbował odzyskać swoich pieniędzy legalnymi metodami. Pod osłoną nocy, znając doskonale teren, udał się na budowę i zabrał urządzenie warte co najmniej dwa razy tyle, co jego miesięczna wypłata. Od razu poinformował o tym byłego pracodawcę, wiedząc, że oszust ma tyle za uszami (zatrudnianie na czarno, nieprzestrzeganie BHP, operatorzy maszyn bez uprawnień itd.), że nie pójdzie na policję.
Poskutkowało. Nazajutrz oszust przyjechał z pieniędzmi. Gdyby kolega chciał odzyskać pieniądze legalnymi sposobami, najprawdopodobniej nigdy by ich nie zobaczył.
oszustwo
Złodziej to złodziej i tyla. Jak by go policjanty dupli to i tak poszedł by siedzieć i takie tłumaczenie nic by nie dało. Na miejscu tego pracodawcy zgłosił bym policjantom. Oba złodzieje byli siebie warci. A ten pracownik mógł pismo napisać do ZUS, skarbówki, PiP, i pokazać pracodawcy i powiedzieć albo dawasz kase albo to wysyłam a nie kraść bo u nas na wsi mówią, że to nieładnie.
Odpowiedz@jasiu_z_wsi: gdyby kolega był złodziejem to by sprzedał to urządzenie i zarobił dwa razy tyle niż oszust był mu winien. Nie zrobił tego, bo nie jest złodziejem, tylko chciał odzyskać swoje pieniądze.
Odpowiedz@Jaladreips: no tak, przecież bezprawne przywłaszczenie czyjejś własności nie jest złodziejstwem... Powiedzmy ze wisisz mi 100zl. Nie będąc komornikiem ani nie mając wyroku w kieszeni pod osłoną nocy wezmę sobie Twój samochód i poczekam aż mi oddasz. Nie będę złodziejem bo nie sprzedam... Fajna mentalność, pogratulować znajomych tylko
Odpowiedz@Jaladreips: Ciekawe podejście, ale i tak oboje (kolega i jego były szef) zachowali się, mówiąc delikatnie, nie do końca zgodnie z prawem. Nawet kolega chyba ryzykował nieco więcej gdyby sprawa się rypła. Dalej twierdze, że po wypłacie kolega powinien powiadomić PiP o sytuacji, przynajmniej w sferze BHP. Tacy skur...ny pracodawcy nie powinni istnieć.
Odpowiedz@Jaladreips: Piękne podejście do tematu. Kolega nie jest złodziejem bo tylko pożyczył... Wcale nie planował sprzedać. A gdyby kasy nie odzyskał to by sprzedał? Gdyby sprzedał by odzyskać swoje pieniądze też nie byłby złodziejem bo chciał tylko swoją kasę odzyskać? A co z nadwyżką gotówki ponad wartość długu? Allice to doskonale podsumowała. Fakt, że ten pracodawca był piekielny, ale przywłaszczenie mienia było kradzieżą, nie ważne jakbyś tego nie nazywał to wciąż kradzież.
Odpowiedz@Jaladreips: A w jakim kodeksie prawnym jest napisane że tak można?
Odpowiedz@jasiu_z_wsi: szantażowanie też jest nielegalne ;)
OdpowiedzTwój kolega to złodziej i szantażysta. W niczym nie lepszy od pracodawcy niewypłacającego pensji.
Odpowiedz@rodzynek2: a Ty zapewne ostatni sprawiedliwy. Znasz tamte realia? Chyba nie i ciesz się z tego.
Odpowiedz@Magda43: Tak znam realia tamtych czasów i to z obu stron barykady. Nawet widmo anonimowego donosu do PiP powodowało, że magicznie wypłaty lądowały na koncie. Zresztą kradzież nie usprawiedliwia kradzieży. Ale cóż trafił swój na swego i ani jednego mi nie jest żal. @Jaladreips: Rozumiem, że prawda i nazywanie rzeczy po imieniu w oczy kole. Ale lepiej pozwolić się okradać i narzekać narzekać, a czekaj można też samemu kraść i nazywać to zaradnością. Nie zgłaszając tego nigdzie sami dajecie przyzwolenia na takie działania, bo tacy nie dostają kar. No ale nie moja sprawa, mnie nikt swego czasu z wypłatą się nie spóźniał mimo tzw. kryzysu, ale każdy ma to na co się sam godzi.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 lipca 2019 o 12:07
@Jaladreips: w 100 % zgadzam się z Tobą i rozumiem kolegę doskonale, ponieważ byłam w podobnej sytuacji, ale wystarczyło postraszyć PIP oraz US (na piśmie)i pieniądze magicznie się dla mnie znalazły.
Odpowiedz@Magda43: No właśnie o tym pisze.
Odpowiedz@rodzynek2: "widmo anonimowego donosu do Pip"? Wychodzi z Ciebie zwykły tchórz. Chyba że tak jak piszesz byłeś " z obu stron barykady" - najwyraźniej to ktoś na Ciebie anonimy pisał :D. Nie dostałam wypłaty to mam się ukrywać? Uważam że wręcz przeciwnie. Niby czego mam się bać? Myślę że snujesz fantazje, a tak naprawdę to w d...e byłeś i g...o widziałeś. Tyle w temacie.
Odpowiedz@Magda43: No jasne, przy sprawach wypłaty jest dobrze podać swoje imię i nazwisko PiP i tak nie podaje z nazwiska osoby zgłaszającej sprawę.. No ale ja tylko mówię, że anonim równie dobrze działa, szczególnie przy sprawach BHP.
Odpowiedz@Jaladreips: prorok i tak 279 by przyklepał i 3 bez zawiera
OdpowiedzNie rozumiem jednego. Jeśli ten pracodawca miał 'tyle za uszami' to po co ta kradzież? Nie mógł powiedzieć, że albo wypłata albo idzie z tym na policję, PIP lub do innej instytucji?
OdpowiedzZapewne chciał szybko i łagodnie
OdpowiedzZakładajac, że historia jest prawdziwa to ten pracodawca to jakaś pipa. Pracownik ukradł sprzet (tak, rozumiem w jakim celu, ale nadal to kradzież) a pracodawca zamiast isc na policje to grzecznie prosi o zwrot sprzetu. Pamietam czasy, które opisujesz i w tamtym czasach to pracodawca to albo poszedlby na policje albo w celach edukacyjnych wyslalby panow od spraw specjalnych aby porozmawial z kolega.
OdpowiedzKiedyś zrobiłem podobnie. Pożyczyłem koledze połowę wypłaty, minął miesiąc, drugi, trzeci, koles tylko mnie zwodził że odda za dwa dni. W końcu pożyczyłem od niego miga (wart wtedy jakieś trzy razy tyle co był mi dłużny). Po paru dniach upomniał się o spawarkę, powiedziałem mu że jak będzie kasa to będzie i spawarka. Kase przyniósł po 15 minutach.
Odpowiedz@sutsirhc: Miałeś szczęście, że Ci pożyczył i nie zwietrzył podstępu ;)
OdpowiedzDo wszystkich mądrzących się powyżej. Guzik pamiętacie, a nie "tamte czasy", bo musielibyście mieć po - minimum - 50 lat. Nie macie zielonego pojęcia jakie były "tamtych czasów" realia. Dzikość i drapieżność ówczesnego "kapitalizmu", co to dopiero raczkował w polskiej rzeczywistości, wysłała do "bozi" tysiące obywateli, którzy - straciwszy pracę - nie mając żadnej przyszłości i szans na zatrudnienie, skakali z dachów, rzucali się pod pociągi, albo wieszali. A wy oceniacie historię z perspektywy "tu i teraz". Jednakże przez 25 lat sporo się zmieniło. Głównie w związku z przystąpieniem do UE. Wcześniej to był bardzo dziki kraj na bardzo dzikim wschodzie, gdzie "to co nie było zabronione - było dozwolone" (Wilczek). A bezrobocie w niektórych regionach kraju sięgało 70%. Balcerowicz się o to postarał. Więc powstawały przeróżne "Firmy Krzak", których "właściciele" to nie byli żadni przedsiębiorcy, tylko drobne cwaniaczki i hochsztaplerzy, co to na cudzej dupie chcieli do raju jechać. A bezrobotny obywatel nie miał wyboru. Brał co podleciało i cieszył się, że z głodu nie zdycha. I pracował na czarno, na zielono, na czerwono, po 16 godzin, bez urlopu i dnia wolnego, za to za marne grosze. Pamięta ktoś dziś "aferę biedronkową"? Ekspedientki siedzące w pampersach 10 godzin, bez minuty przerwy? Zmuszanie do niepłatnych nadgodzin? Wywalanie na zbity pysk za "krzywy uśmiech"? A to była całkiem LEGALNA, oficjalna firma. Robiła z ludźmi co chciała. (Jedyna odważna, która wystąpiła przeciw firmie o wypłacenie wynagrodzenia za nadgodziny, walczyła w sadzie ponad trzy lata, a i tak nie odzyskała wszystkiego. Była zastraszana, bojkotowana, straciła przyjaciół. Polecam film "Dzień kobiet".) A właściciele "krzakowych" firemek mogli dokładnie wszystko. I można im było naskoczyć. A wy tu postulujecie jakieś uczciwe rozwiązania, które w "tamtych czasach" psu na buty by się zdały. I z uporem maniaka nazywacie złodziejem człowieka, który niczego nie ukradł, a nawet nie przywłaszczył. Bo pierwszy raz słyszałabym o złodzieju, który informuje okradzionego, że został okradziony. Bohater historii, po prostu, wziął sobie zastaw i tyle. Inaczej na swoje pieniądze czekałby do dzisiaj. Bo akurat w jego sprawie (jeśli był zatrudniony na czarno) żaden urząd palcem w bucie by nie kiwnął. I - być może - musiałby jeszcze zapłacić jakąś grzywnę, bo w "tamtych czasach" tego typu urzędowe zagrywki były bardzo częste. Absurd gonił absurd. Zresztą nie tylko w urzędach, również w sądach. A wasze bzdurne komentarze kojarzą mi się z "miłowaniem kata", lub, tak zwanym, syndromem sztokholmskim. Łachudrze, który mnie krzywdzi - w żadnym wypadku nie wolno kuku zrobić. Nawet, jeśli miałoby to oznaczać tylko odebranie mu tego, co mi sam ukradł.
Odpowiedz@Armagedon: trafiłaś w sedno.
Odpowiedz@Armagedon: 10 lat temu, to nie początki transformacji. W latach 90-tych , to rzeczywiście inna bajka. Ta "afera biedronkowa", chyba miała szerszy zasięg, bo pamiętam ją w kontekście jednego z hipermarketów, już nie istniejącego na polskim rynku.
Odpowiedz@Armagedon: mnie okradają źle, ale w drugą stronę już ok? Nikt nie usprawiedliwia pracodawcy jeśli umiesz czytać. Po prostu są siebie warci i razem mogliby w pierdlu siedzieć. Ale niee, może lepiej od razu noc oczyszczenia wprowadzić? Samosądy są idealną formą egzekwowania prawa. W jakichkolwiek czasach
Odpowiedz@Armagedon: ja bylam dzieckiem w tamtych czasach, ale czytalam wszelkie dostepne gazety i sluchalam rozmow doroslych zamiast bawic sie z rowiesnikami czyli pamietam to co opisujesz chociaz nie na wlasnej skorze. Dlatego trudno mi uwierzyc, że pracodawca potulnie oddal pieniadze co wspomnialam w komentarzu.
Odpowiedz@nursetka: bo widocznie to nie był żadem wielki Bonzo, tylko krótki "cwaniaczek z morskiej pianki" co nie miał kontaktów i poważania by "w celach edukacyjnych wyslalby panow od spraw specjalnych aby porozmawial z kolega." Zresztą tacy egzekutorzy też swoje kosztują.
Odpowiedz@Armagedon: Po pierwsze ukradł sprzęt. Nie ważne czy żeby go odsprzedać czy żeby odzyskać dług, tu cytat odnośnie kradzieży "Kradzież (art. 278 kk) – zabór cudzej rzeczy w celu przywłaszczenia. Pod pojęciem zaboru rozumie się fizyczne wyjęcie rzeczy spod władztwa właściciela. Dotyczy to również przedmiotu pozostawionego przez niego w znanym mu miejscu w zamiarze późniejszego jej zabrania." (źródło: Wikipedia). Nie ma znaczenia, że chciał oddać. Zabrał tą maszynę, więc ją ukradł, Twoje próby zagięcia rzeczywistości nie zmienią faktu kradzieży. Inną kwestią są przesłanki moralne, bo tak, kiedyś było inaczej i całkowicie rozumiem dlaczego zrobił to tak a nie inaczej. Nie wiem na ile PIP kiedyś się interesował, więc ciężko mi ocenić czy zgłoszenie do PIPu miałoby sens. Praca na czarno? Też nie pochwalam, ale też wiem, że w tamtych czasach praca na czarno potrafiła być jedyną dostępną formą zarobku. Ostatni akapit to sobie naklej na ścianie :) Ślicznie wrzuciłaś wszystkich do 1 worka. Podsumuję to co powyżej napisałem: Pracodawca był iście piekielny i tak naprawdę to jego zachowanie doprowadziło do kradzieży. Pracownik ukradł sprzęt w celu wymiany na należne mu wynagrodzenie. Ja akurat rozumiem, wiem że wtedy było naprawdę ciężko, wiele osób starało się wykorzystać innych jak tylko się da. Nie zmienia to jednak faktu, że pracownik dopuścił się kradzieży.
Odpowiedz@GlaNiK: Zapomniałem dopisać, że sprzęt oddał, więc okazał się honorowym i uczciwym, chwilowym, ale jednak złodziejem.
Odpowiedz@Armagedon: no rzeczywiście dzicz i swołocz była w Polsce gdyby nie ta komunia euroPejska dzięki nim się rozwijamy prężnie tak jak nam każą przestrzegając 1000 zakazów i nakazów jakie co roku nam podsyłają jako niepodległemu państwu...jakim kiedyś byliśmy
Odpowiedz