Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracuję w ministerstwie (w Londynie). Ponieważ jest to budynek rządowy, w dodatku…

Pracuję w ministerstwie (w Londynie). Ponieważ jest to budynek rządowy, w dodatku często oblegany przez rozmaite demonstracje, to i środki bezpieczeństwa wzmożone. Przed każdym wejściem do budynku stoi ochroniarz w mundurze, który sprawdza przepustki stałe (karty magnetyczne ze zdjęciem, nazwiskiem i kolorem oznaczającym "stopień wtajemniczenia" - czyli dostęp do informacji niejawnych), a interesantów bez przepustki kieruje do recepcji. Interesanci dostają przepustki czasowe, i po budynku mogą się poruszać wyłącznie w obecności "gospodarza", czyli zapraszającego.

Poza hol można już tylko z przepustką - do dalszej części można się dostać po przejściu przez śluzy (ang. "mantraps"), gdzie mieści się tylko jedna osoba naraz. Za śluzami, gdzie dostęp mają wszyscy z przepustkami, znajdują się kawiarnie, przestrzeń rekreacyjna. Następnie przepustką uruchamia się windy do "właściwej" części budynku, przepustka pozwala na jazdę tylko i wyłącznie na wybrane piętra (jest też dostęp schodami, również z zamkami elektronicznymi). Po wyjściu z windy następna okazja do użycia karty, by dostać się do pomieszczeń biurowych. I tak oto przeciętny pracownik używa przepustki jakoś tak ze sto razy dziennie, przemieszczając się po budynku. I biada temu, co kartę zostawi na biurku udając się do łazienki, bo wtedy pozostaje uruchomić interkom przy zamku elektronicznym i czekać na ochroniarza.

Gdzie piekielność? Otóż ktoś kiedyś wymyślił, że tylko prywatyzacja zapewnia maksimum wydajności. Co prawda ministerstwa nie da się raczej sprywatyzować (chociaż już słyszę, jak ktoś odpowiada: "Hold my beer!"), to obsługę budynku owszem. I tak kiedyś pracownik kosztował pracodawcę tysiąc monet (matematyka na użytek przykładu), z których większość lądowała w jego kieszeni, czuł się częścią wspólnoty pracowniczej i grało. Dzisiaj za pracownika płaci się agencji dwa tysiące monet, agencja zatrzymuje lwią część, a pracownicy ochrony tylko w tym roku strajkowali już dwa razy przeciwko głodowym pensjom i niedoborom personelu...

Właściwie tu mogłabym już skończyć, ponieważ takie marnowanie pieniędzy podatnika celem wpompowywania ich w agencje należące do "krewnych i znajomych Królika", i wyrzucanie ludzi z etatów na głodowe śmieciówki (tutaj to tzw. "zero hours contract") jest piekielne samo w sobie, aaale... Tak, to nie wszystko.

Otóż zepsuła się magiczna maszyna drukująca przepustki i zapisująca na czipie informacje nt. zakresu dostępu w obrębie budynku. Najwyraźniej była tylko jedna (w budynku pracuje, lekką ręką licząc, ok tysiąc osób, a codziennie przewija się niemal drugie tyle interesantów), i nikt nie umie jej naprawić, a agencja nie spieszy się z przysłaniem serwisanta. A ponieważ większość z tysiąca pracowników to osoby na 3-6 miesięcznych kontraktach, to rotacja jest spora i karty mają krótki okres ważności. I tak oto nieszczęśliwi, którzy zatrudnili się niedawno, lub których karty wymagają "odświeżenia" od kilku tygodni codziennie stoją w kolejkach do recepcji po kartę tymczasową, długich jak kolejki za papierem toaletowym w PRL, i czekają na kolegę z ważną kartą - ponieważ jak wspomniałam wyżej, karta czasowa wymaga obecności "przyzwoitki", nawet jeśli jest się stałym pracownikiem...

W dodatku karty czasowe mają na stałe wpisany zakres dostępu, i pracownik recepcji (który jest również ochroniarzem) musi wyszukiwać po kodzie na karcie, czy daje interesantowi właściwą kartę - ponieważ maszyna, która mogłaby to odczytać z czipa jest zepsuta... A ponieważ wszystkie karty gwarantują przejście przez śluzy, a większość taki czy inny dostęp do wind, bardzo łatwo o kartę, która przepuści do części wewnętrznej budynku, i nawet do windy, ale już nie do pomieszczeń biurowych - a że pracownicy ochrony są zajęci obsługiwaniem kilometrowej kolejki na dole, to nie odbierają interkomu i można kwitnąć na górze z wadliwą kartą, która wpuściła, ale nie chce wypuścić...

Agencja powtarza, żeby czekać, będzie naprawione... Kiedyś tam...

by slu
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Grav
7 9

Ja pracuję w IT w sektorze prywatnym i jakiś czas temu mieliśmy aktualizację systemu kart magnetycznych, która to aktualizacja wyczyściła w zasadzie cały system. 2 tygodnie bujaliśmy się z okazjonalną niemożliwością otwarcia różnych, kompletnie niezwiązanych z bezpieczeństwem, drzwi (jak choćby do innej sekcji, gdzie jest kuchnia). Było wesoło :)

Odpowiedz
avatar Saszka999
13 17

Piekielne - fakt. Ale: 1. To nie jest żadna prywatyzacja - i proszę nie dorabiać "gęby", bo potem idioci twierdzą że prywatyzacja to zło. 2. Ofiary "mody na ałtsorsing" - zapewniam, podobne kwiatki są w całkowicie prywatnych dużych firmach międzynarodowych. Jak się naczalstwo nasłucha kołczy i innych doradców od nowoczesnego prowadzenia biznesów, a nie myśli - to takie są właśnie skutki. Bo outsourcing ma swoje zalety, ale nie jest to panaceum na wszystko. 3. Ciekawe, kto negocjował umowę z agencją, że ta może sobie bezkarnie bimbać, bez obaw o jakieś kary umowne czy inne szykany.

Odpowiedz
avatar slu
5 5

@Saszka999: Nie mogę już wyedytować historii, ale co racja, to racja: outsourcing nie jest prywatyzacją sensu stricte (nie jestem prawnikiem, szybki googiel mówi, że trochę jest, ale nie do końca - więc oddaję Ci honor). Ad 3 - Piekielność tej odnogi historii polega na tym, że w UK raz za razem na pierwsze strony gazet trafiają właśnie takie przykłady zlecania realizacji zadań państwa podmiotom niepublicznym z gatunku "Gorzej i Drożej, spółka bez żadnej odpowiedzialności", a mimo to ciągle te spółki (i ciągle te same...) dostają tłuściutkie kontrakty. Po czym gdzieś w praniu wychodzi, że minister X chodził do szkoły z prezesem Y, i wszystko jasne.

Odpowiedz
avatar Euferyt
0 0

@slu: Przecież w Polsce jest dokładnie tak samo, chociażby na przykładzie outsourcingu posiłków w szpitalach czy szkołach. Zazwyczaj (a w Polsce prawie zawsze) podmiot świadczący usługi w ramach outsourcingu jest wybierany w trybie przetargu. Jako, że takie procedury przetargowe przechodzą przez moje ręce to mogę powiedzieć, że przez ostatnie 4 lata, widziałem dosłownie jedno zapytanie ofertowe, gdzie warunkiem wyboru oferty nie była cena 100% (było cena 70%, jakość 30%). Jeśli warunkiem wyboru oferty jest tylko cena, wówczas mamy takie sytuacje jak skomplikowany, źle zorganizowany system pełen bugów i braku obsługi posprzedażowej czy serwisu. Do tego trzeba pamiętać, że przetargi mogą trwać kilka lat. Np. tak było z budową autostrady w Polsce. Przetargi porozpisywane, wykonawcy wybrani a start robót dopiero po 2 latach, gdy już się ceny materiałów pozmieniały, a przetarg tego nie przewidywał. Dlatego firmy odchodzą i nie wykonują zadań bo zwyczajnie ich nie stać. Koszty przekraczają spodziewane zyski. Moja instytucja publiczna drogą przetargu wybrała firmę, która miała nam wykonać stronę internetową. Wg przetargu po stworzeniu strony mieli nam zagwarantować "dożywotnią" obsługę serwisową witryny. Ostatniego maila do nich napisałem w 2015 roku, do tej pory nie odpisali. Telefonów nie odbierają. Na szczęście ruszył kolejny przetarg na nową stronę... ciekawe czy obsługa będzie równie dożywotnia. No ale cena 100%...

Odpowiedz
avatar Jaladreips
7 7

Budynek rządowy ochraniany jest przez cieciów z agencji? Pewnie jeszcze bez broni, co?

Odpowiedz
avatar bazienka
2 2

@Jaladreips: i po 70 bo do emerytury dorabiaja

Odpowiedz
avatar bazienka
4 4

a mozecie agencji nalozyc np. kare finansowa? lub obarczyc kosztami zastoju ( wiecej czasu w kolejce, mniej na obowiazki)? moze czas an aneks do umowy agencyjnej?

Odpowiedz
avatar Bryanka
-1 3

Szczerze powiedziawszy, to nie rozumiem w ogóle sensowności korzystania z agencji. Pamiętam, że skusiliśmy się raz - bo szybko i łatwo. I co? I nico. Trzy weekendy z rzędu pracownicy się nie pojawili, a "awaryjni" nie odbierali telefonu. A fakturka od agencji i tak przyszła, wcale nie mała. Do tego osobiście doświadczyłam drobnej piekelności - ludzie, którzy przychodzili z zaprzyjaźnionej agencji, nie mogli pojąć, że ja, Polka, nie pracuję przez agencję. W głowie im się to nie mieściło. To już lepiej przemęczyć się trochę dłużej i poszukać ludzi bezpośrednio.

Odpowiedz
avatar GlaNiK
1 1

@Bryanka: Agencje mają swojego plusa. Jak Ci się pracownik nie podoba to po prostu mówisz, że go już nie chcesz. Niczym się nie martwisz i tyle. To jest chyba jedyny plus agencji. Poza tym to ja widzę więcej minusów, bo i koszty pracownika agencyjnego są wyższe niż swojego, do tego dochodzi przeszkolenie itp.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Pracuje w NHS. Odkad cześć usług obsługuje firma zewnetrzna to co chwile sa jakies problemy z doreczeniami, opoznieniem napraw, mylenie zamawianych posilkow itd.

Odpowiedz
Udostępnij