Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mam dziecko, ale mam też pracę, do której chciałabym wrócić, dlatego niedługo…

Mam dziecko, ale mam też pracę, do której chciałabym wrócić, dlatego niedługo po pojawieniu się bąbla zostały złożone papiery do żłobka.

Wszystko fajnie, tylko macierzyński zbliża się do końca, a miejsce na liście dalej w okolicach 500. Zaczynam się powoli martwić i myśleć o alternatywach.

Ostatnio mąż rozmawiał z kolegą, mają oni dziecko około pół roku starsze niż nasze, i okazuje się, że maluch chodzi do żłobka, który też wybraliśmy. Zatem pytanie, kiedy złożyli papiery, jak to jest z przyjęciami, czy jak przyjdzie co do czego, to miejsce się znajdzie?

I odpowiedź, która mnie zwaliła z nóg.

W sumie to oni nie myśleli i nie składali, a jak trzeba było wrócić do pracy, to mama pomogła i miejsce jest.

Aha, no świetnie, a mnie chyba wychowawczy czeka, bo na nianię mnie nie stać.

by 119malutka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar pasjonatpl
20 28

To jest naprawdę skandal, że nie ma miejsc w żłobkach dla dzieci rodziców pracujących. Oni powinni mieć pierwszeństwo. Bezrobotni mają możliwość spędzenia czasu z dziećmi, a pracujący nie.

Odpowiedz
avatar singri
-5 27

@pasjonatpl: Z jednej strony masz rację. Z drugiej strony - bezrobotny rodzic nie może podjąć pracy, póki nie ma gdzie zostawić dziecka. Teoria (przypominam, teoria! w teorii nawet 500+ wygląda dobrze!) jest taka, że skoro pracujesz, to masz z kim zostawić dziecko, a bezrobotny do pracy nie pójdzie, póki nie ogarnie sobie opieki. W teorii tenże bezrobotny (a właściwie bezrobotna, bo założenie dotyczy matek) zaraz po oddaniu dziecka do żłobka radośnie pobiegnie do pracy, zadowolony że nie musi wreszcie korzystać z socjalu. Teoria sprawdza się może w jednym przypadku na sto (zamień żłobek na przedszkole i będziesz miał mój przypadek), ale najwyraźniej w świecie dla tego jednego porządnego opłaca się odesłać z kwitkiem 99 pracujących, płacących podatki rodziców, by dać ich miejsca w żłobkach i przedszkolach zawodowym bezrobotnym. Oczywiście, że pierwszeństwo powinny mieć osoby pracujące, oraz (wybacz prywatę) samotni rodzice nawet nie pracujący (jak mam iść do pracy, jak nie mam z kim zostawić dziecka?)... Powinien być jakiś system przesiewowy, by odrzucić patologię - nie wiem, sprawdzać kto w jakim stopniu korzysta z pomocy MOPSu? I od jak dawna? Ale to pachnie państwem policyjnym z kolei. Bo jeśli ograniczamy się tylko do pracujących, zamykamy drogę takim jak ja w przeszłości: Realnie samotnym matkom, bez babci na emeryturze i środków na nianię. Dopuszczając bezrobotnych, dopuszczamy patologię, więc dla kogoś zabraknie miejsca... I tak źle i tak niedobrze... A może tak pobudować więcej żłobków? Nie, to głupi pomysł...

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 26

@pasjonatpl: Bezrobotni mają możliwość spędzenia czasu z dziećmi, za to nie mają możliwości podjęcia pracy. Najpierw żłobek. NIE - bo bezrobotni. Potem przedszkole. NIE - bo bezrobotni. Następnie szkolna świetlica. NIE - bo bezrobotni. Krótko mówiąc, bezrobotni, którzy mają dziecko, powinni być bezrobotni przez jakieś 12 lat. I oczywiście korzystać w tym czasie z socjalu, co im będzie wypominane na każdym kroku, jako nierobom, leniom, "zawodowym bezrobotnym", dzieciorobom i patologii. A podstawowym kryterium przyjęć do żłobków/przedszkoli dla rodziców pracujących powinny być ich zarobki. Dobrze zarabiających ludzi stać na placówki prywatne, lub zawodowe opiekunki/niańki. Natomiast bezrobotni powinni mieć wyznaczony jakiś rozsądny termin na podjęcie pracy. Powiedzmy - trzy miesiące. W przeciwnym wypadku dziecko przedszkola/żłobka byłoby pozbawione.

Odpowiedz
avatar singri
10 12

@Armagedon: O! i to jest rozsądne wyjście! Jak nie doniesie zaświadczenia o zatrudnieniu do grudnia, to wypad! Wtedy widać, kto oddał dziecko do żłobka, bo chce iść do pracy, a kto chce mieć spokój w domu (tylko po co sobie dziecko robił?) W trzy miesiące można znaleźć pracę, może nie wymarzoną, nie za miliony, ale zawsze pracę. I tak, gdy miałam dziecko w przedszkolu chwytałam się wszystkiego, bodaj na dwa tygodnie, co pozwoliło mi przetrwać. Jasne, bywały prace lżejsze i cięższe, lepsze i gorsze. Ale zawsze się coś znalazło.

Odpowiedz
avatar MaryLynn
20 20

@Armagedon Tylko znowu dochodzi do absurdu, kiedy uczciwie pracujący człowiek ma stracić, a kombinatorzy pracujący na czarno zyskać. Kryterium dochodowe nie prowadziłoby donikąd w zasadzie. Z jakiej racji najbardziej pracowite osoby zarabiajace powyżej średniej maja być karane koniecznością płacenia za placówki tego typu? Nie wystarczy, że odprowadzają wyższe podatki i mają większy wkład w rozwój gospodarczy?

Odpowiedz
avatar mskps
15 17

@Armagedon: To jest głupie. Dlaczego dobrze zarabiający mieliby być zmuszani do korzystania z droższych żłobków? Co z tego, że ich stać, poświęcili lata pracy na to, by było ich stać, ale czemu chcesz dysponować ich majątkiem? Podatki płacą jak wszyscy inni, również na te państwowe żłobki.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
13 13

@Armagedon: Tak co do zasady. Dlaczego "dobrze zarabiający ludzie" mają mieć problem z przyjęciem ich dzieci do żłobków i przeszkoli? I co do zasady ile zarabiają "dobrze zarabiający ludzie"? Dlaczego ludzie najbardziej patrycypujący w utrzymaniu państwa mają jeszcze dodatkowo być karani brakiem darmowego miejsca w żłonku, czy przedszkolu?

Odpowiedz
avatar Armagedon
-4 14

@mskps: @rodzynek2: No i powiało polska cebulą. Jak w grę wchodzi 500+, to - proszę bardzo, wszystkim po równo, nawet tym co po 10 tysi zarabiają i te pińcet mają na waciki. Ale jak mowa o opłatach za żłobek - to też wszyscy po równo. Dlaczego niby bogatsi mieliby płacić więcej? A dlaczego, niby, bogaci mieliby dostawać 500+? Co? Na dzieci im nie starcza? Już mnie to wkurzać zaczyna. Zarabiam 7 koła, dostaję 500+, ale tani żłobek należy mi się BARDZIEJ niż tym, co mają najniższą krajową, bo większe podatki płacę. I jeszcze kilka uwag. Ceny za żłobki publiczne nie są regularne. Zależą od ustaleń danej gminy w danym mieście. Na przykład w Słupsku opłata miesięczna to 400 złotych, a w Lublinie - 200. W Warszawie jest stawka godzinowa, 1,78 za każdą rozpoczętą godzinę. Do tego dochodzi stawka żywieniowa, od 4. do 6. zł dziennie. Koszt żłobka prywatnego to 650 - 1500 zeta. Ale... właściciele tych żłobków, w ramach programu "Maluch plus", mogą otrzymywać dotacje celowe z budżetu państwa, nawet do 80% kosztów. A to oznacza, że opłata za żłobek prywatny, w niektórych miejscach, może się zrównać z opłatą za państwowy. Może więc warto się tym zainteresować? I na zakończenie. Powiedzmy, że matka zarabia 1500. Dostanie na dziecko 500. Jej dochód to 2000, z czego 500 zapłaci za państwowy żłobek. Jest to 1/4 jej dochodu. Na "życie" zostanie jej 1500. Inna matka zarabia 5500. Na żłobek prywatny wyda, no niech będzie, 1100. Jest to 1/5 jej dochodu. A na "życie" zostanie jej 4400. Właściwie - bez komentarza.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 13

@MaryLynn: Uczciwie pracujący człowiek to również ten, który zarabia najniższą krajową, bo mu prywatny palant więcej zapłacić nie chce. Dlaczego miałby być dodatkowo ukarany utratą pracy (bo mu do państwowego żłobka dzieciaka nie chcą przyjąć), albo cały swój dochód miesięczny przeznaczyć na żłobek prywatny? Miejsca w żłobkach państwowych to "towar" deficytowy. Jakieś kryteria przyjęć muszą być. I wcale mnie nie dziwi, że preferencje mają osoby z niskim uposażeniem. A cwaniaków i kombinatorów znajdziesz wszędzie. Zresztą sugestia, że do państwowych żłobków przyjmuje się dzieci "kombinatorów" oficjalnie bezrobotnych, a nieoficjalnie zarabiających na czarno kupę kasy jest nieco absurdalna. Na czarno zwykle zatrudniają janusze biznesu, a ci kupy kasy nie płacą. Poza tym, praca na czarno - to też praca. Czasami ludzie nie mają wyboru. Chyba że masz na myśli ludzi utrzymujących się z przestępstw. No ale to już jest naprawdę margines.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 6

@Armagedon: @singri: Ale tu nawet nie chodzi o szukanie pracy. Autorka ma pracę i pracodawca przyjmie ją z otwartymi rękami, jak tylko zechce wrócić. Nie ma żadnych wątpliwości, czy chce pracować ani czy znajdzie pracę. Jedyne, czego potrzebuje, to miejsca w żłobku, żeby ktoś mógł zająć się dzieckiem, jak ona będzie w pracy.

Odpowiedz
avatar urbankrwio
-4 8

@Armagedon: przyznaj się głosujesz na pis bo pieprzysz takie głupoty, że aż się tego czytać nie da "NIECH BOGACI PŁACĄ WIĘCEJ BO UCISKAJĄ BIEDNY LUD PRACUJĄCY ZA NAJNIŻSZA HURR DURR BOGACZE ODDAJCIE BIEDNYM PINIĄDZE BO WAS STAĆ"...

Odpowiedz
avatar rodzynek2
3 5

@Armagedon: Ale dlaczego ci bogaci mieliby nie dostawać 500+, czy darmowego miejsca w żłobku, czy przedszkolu? Nie mówię, że komuś bardziej się coś należy, tylko, żeby należało się tak samo. Miejsce w żłobku należy się każdemu dziecku, czy to osoby bezrobotnej, czy ze średnią, czy najniższą krajową, czy milionerowi. Ok miejsc w żłobkach jest mało, to trzeba w żłobki zainwestować. Władza rozdaje 500 plus, żeby rodziło się więcej dzieci, cel sam w sobie nie jest zły, ale nie zainwestowała w żłobki i przedszkola, bo gdzieś te dzieci muszą się podziać gdy rodzice pracują. Dochodzi do takiego paradoksu, że bezrobotna nie może znaleźć pracy, bo nie ma co zrobić z dzieckiem w godzinach pracy, bo miejsca w żłobkach zajmują osoby pracujące. Jak damy pierwszeństwo osobą bezrobotnym, pracująca mama, pomijając wysokość zarobków, nie może wrócić do pracy po urlopie macierzyński, bo nie ma gdzie zostawić dziecka i w efekcie prędzej, czy później staje się bezrobotna. I koło się zamyka. Oczywiści ci bardzo dobrze zarabiający mogą dać dziecko do prywatnego żłobka (i pewnie duża większość tak robi, nawet gdyby miejsca w darmowym przedszkolu były), ale zmuszanie ich do tego, tylko dlatego, że zarabiają więcej, jest moim zdaniem co najmniej dyskusyjne, bo podobno wszyscy mają być równi. A co do "prywatnych palantów", którzy płacą najniższą krajową. Dopóki jest rynek pracownika lub możliwość wyjazdu do pracy za granice, to niech ci ludzie z tego korzystają i zmieniają prace. Wielu normalnych pracodawców przyjmnię takich z otwartymi ramionami, da podwyżkę i może na jakieś szkolenie pośle, bo np. brakuje spawaczy i różnych fachowców. Janusze biznesu niech zbankrutują z korzyścią chyba dla wszystkich innych. A jak nie chcą zmienić pracy, to każdy ma na to co się godzi, a chcącemu nie dzieje się krzywda.

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

@Armagedon: Zapachniało komuną mocno jak wspomniałaś, o tym, że mniej zarabiający powinni mieć pierszeństwo. Słowem - zdyskryminujemy Cię, bo za dużo zarabiasz. W Niemczech opłata za żłobek czy przedszkole zależy od zarobków rodziców. Więc za dokładnie to samo jedni płacą 100 a inni 700€. To jest złe.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 9

@digi51: No właśnie coś ci się pomyliło. Za "komuny", wyobraź sobie, pomimo to, że był wyż demograficzny, wszystkie dzieci pracujących rodziców dostawały się do żłobków i przedszkoli. Bez względu na to, czy rodzina miała duży dochód, czy mały (chyba, że chodziło o "prywaciarza" z dochodem 10 razy większym niż przeciętny). Funkcjonowały też żłobki tygodniowe - dla samotnych matek pracujących na różne zmiany. Urlop macierzyński trwał trzy miesiące. Potem można było iść na wychowawczy (nawet na trzy lata), ale CAŁKOWICIE bezpłatny. Do żłobków szły dzieci (nawet od czwartego miesiąca życia) rodziców, którzy zupełnie nie mieli innego wyjścia, bo wiadomo było, że żaden żłobek matki dziecku nie zastąpi, a im dziecko młodsze, tym bardziej jej potrzebuje. Więc kto mógł - szukał opieki w rodzinie (babcie, ciotki, szwagierki). Przynajmniej do roku. Żłobek - to była ostateczność. Dlatego sporo matek wybierało ten bezpłatny wychowawczy. Przynajmniej do roku. Ale każde potrzebujące dziecko do żłobka, lub przedszkola, zostawało przyjęte. Praca to było dobro podstawowe, które należało się obywatelowi jak psu micha. Więc kto chciał - pracował. Zaś, co do opłat za obie te placówki - były one symboliczne. Większość kosztów ponosiło państwo. Osoby bardzo nisko uposażone z opłat zwalniano. I jakoś nikt krzyku o to nie podnosił. Nie wykluczam też, że osoby bogatsze ponosiły wyższe koszty, ale, że ogólnie te koszty wysokie nie były, również nikt nie jęczał i nie narzekał. Takie jakby większe poczucie solidarności społecznej było...

Odpowiedz
avatar digi51
5 5

@Armagedon: Raczej chodziło mi o sam fakt dyskryminacji osób zarabiających więcej - ale dzięki za tę wyczerpującą lekcję historii.

Odpowiedz
avatar elda24
5 7

@Armagedon zal cię w dołku ściska, że ktoś zarabia 10 tysięcy i dostaje 500+? Taka osoba odprowadza tak wysokie podatki na twoje 500+,ze właściwie powinno mu się za takie zarobki dziękować. Jakby każdy z nas zarabial po max 2tys,to rząd nigdy by nie wpadł na ten genialny program ograbiania uczciwych obywateli, bo nawet jak pracujący na najniższej krajowej dostaje to 500+, to partia rządząca i tak już go wydymala w tylek podnosząc inne podatki. Jedyna niestratna grupa społeczna jest biedota i patologia.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
1 3

@Armagedon: No właśnie o tym piszemy. Za tzw. komuny było miejsce dla wszystkich niezależnie od poziomu dochodów. A co to, jak to pejoratywne określiłaś, "prywaciarz" też nie miał problemów z przyjęciem do żłobka, miałem takich dwóch "na roku". I tak właśnie powinno być. Nie to żebym chwalił "komunę" no ale to akurat było jak być powinno. Może trudny do osiągnięcia ideał, bo liczba dzieci z roku na rocznika na rocznik potrafi się mieniać, no ale w końcu rzadko kiedy z dnia na dzień dowiadujemy się o narodzinach dziecka i ewentualnych potrzebach w zakresie żłobka itd.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
2 2

@pasjonatpl: Ja jutro będę wiedzieć czy moje dziecko dostało się do żłobka. Zapisy ruszyły 2.01 tego roku, byłam tam pierwsza zaraz po otwarciu żłobka, oboje z mężem pracujemy, więc teoretycznie kwalifikuje się żeby ją przyjąć. Ale wiem, że więcej pierwszeństwa mają samotne matki albo rodziny wielodzietne.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
4 4

@rodzynek2: To zrozum paradoks prezydenta Częstochowy. Wybory wygrywa głównie dzięki programowi dofinansowania in vitro. Ok, fajnie, niech się rodzą dzieci. Ale cały czas dochodzą do niego głosy, że jest problem z przedszkolami i żłobkami. Żłobków miejskich u mnie w mieście są aż 2!. W zeszłym roku córka się nie dostała, z mężem kombinujemy jak się da, żebyśmy oboje pracowali i dziecko miało opiekę. Syn do przedszkola dostał się fartem w "dogrywce", a i tak tylko dlatego bo mieszkamy zaraz za przedszkolem a miejsce zamieszkania też jest jakimś kryterium. I prezydent nie widzi problemu w tym, że dzieci nawet jak będą, to rodzice nie mają co z nimi potem zrobić i jedno chciał nie chciał, musi zostać w domu. Zamiast tego buduje nowy "aqua park", już drugi raz, ale żeby chociaż jeden żłobek więcej miejski wybudować to nie. Armagedon ma rację, ludzie wyzywają na "zasiłkowiczów", ale często ci ludzie nie mają wyjścia. Gdybym ja miała oddać powiedzmy 1800 opiekunce, zarabiając 2300 miesięcznie, to szczerze? Też wolałabym zostać w domu, ciągnąć socjal i nie szmacić kręgosłupa. A koszt prywatnego żłobka u mnie przynajmniej, to około 1000 zł. A do publicznych placówek rodzice przyjeżdżają samochodami wartymi tyle, co apartament, więc serio, nie odczuliby czesnego w prywatnym żłobku czy przedszkolu.

Odpowiedz
avatar magic1948
3 3

@pasjonatpl: 500+ w obecnej formie to tworzenie patologii. Zamiast, albo dać TYLKO pracującym, żeby było wiadomo, że TRZEBA PRACOWAĆ, to nie, lepsza promocja nierobolstwa. A tak poważnie, w dupie mam te 500+, lepsze byłyby przedszkola, żłobki darmowe, dwuzmianowe. Wtedy rodzice spędzają czas z dziećmi a przed lub/i po pracy znowu mogą z nimi spędzić czas. A PKB rośnie, bo ludzie pracują.

Odpowiedz
avatar Calaena
5 7

Właśnie jestem w podobnym przypadku. Nie pracuje bo nie mam z kim zostawić dwójki dzieci (bliźnięta). Chciałam zapisać ich do żłobka ale skoro nie pracuje to ich nie przyjmą. Na pytanie jak mam pracować skoro nie mam gdzie dzieci dać, Pani odpowiedziała, że są klubiki I tam można dziecko wysłać. No fajny pomysł, z tym, że wykształcenia za bardzo nie mam(przerwałam studia) i jedyne na co mogę liczyć to najniższa krajowa. Dotego kwota jaką trzeba płacić za klubik wynosi około 800-900 zł za dziecko + posiłki. Czyli reasumując żeby posłać dziecko do żłobka musiałabym pracować i jeszcze dokładać. Już nie wspominam nawet, że chciałam wrócić na polibudę i przy okazji pracować. Co ja mam zrobić? Dzieci mam na wykłady i ćwiczenia zabierać?

Odpowiedz
avatar Habiel
8 8

@Calaena: Co do studiów, to możesz postarać się o indywidualny tok studiów, który jest przyznawany w szczególnych sytuacjach jak np. posiadanie dzieci i brak możliwości zostawienia ich z kimś. Polega to na tym, iż cały materiał trzeba ogarnąć samemu i tylko przystępować do egzaminów. Ćwiczenia też zalicza się w innej formie niż obecności, ale to uzgadnia się bezpośrednio z wykładowcą.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@Calaena: No przecież dostałaś alternatywę? Za chwile będziesz mieć 1000 zł o ile już nie masz. Później składasz papiery do żłobka już jako osoba pracująca. Jakby pocZuli się pracujący rodzice, gdyby bezrobotny dostał zamiast nich miejsce, a w koncu i tak by nie podjął pracy??

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2019 o 12:19

avatar xxxxx28
2 4

Nie wiem jak to jest w innych miastach, ale w moim dwudziestotysięcznym jest ok. 40 miejsc żłobkowych. Można sobie wyobrazić ile w każdym roczniku jest dzieci. Ile procent ma szansę na żłobek. Nie ważne czy rodzice są pracujący czy niepracujący. Moje dzieci i tak szansy na żłobek nie miały, bo mieszkamy na terenie gminy a nie miasta. Dzieci z gminy nawet nie mogą złożyć podania.

Odpowiedz
avatar BiAnQ
1 1

@xxxxx28: chyba nieważne.

Odpowiedz
avatar Kathee
10 10

Mieszkam w Gdańsku, moje dziecko chodzi do żłobka państwowego. Zapisałam to do żłobka tydzień po urodzeniu. Miejsce dostał dopiero dwa tygodnie przed 2 urodzinami. Wcześniej chodził do prywatnego żłobka, który kosztował ok 1200zl. Teraz płacę ok 600zl. Jest jednak rozwiązanie. Gdansk wprowadził bon żłobkówy. Każde dziecko które nie dostalo się do Państwowego żłobka i chodzi do prywatnego dostanie bon na opłatę czesnego w wysokości 500zl, co wyrównuje praktycznie różnice w opłatach. Moim zdaniem rozwiązanie idealne.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-5 9

@Kathee: Czyli - nie 500+, tylko 1000+? Faktycznie, idealne rozwiązanie.

Odpowiedz
avatar Kathee
8 8

@Armagedon: Nie, bo nikt nikomu gotówki nie daje. Bon, który można wykorzystać wyłącznie na żłobek, pod warunkiem że dziecko nie dostało się do Państwowego i uczęszcza do prywatnego. Ja się na to nie załapałam bo to nowy wymysł, ale wiem jak mi było trudno opłacić prywatny żłobek, bo sama wychowuje dziecko. Ale siedzieć w domu nie miałam zamiaru. Taki bon wyrównuje opłaty.

Odpowiedz
avatar Kathee
6 6

@Armagedon: Zapomniałam, bon ten mogą dostać tylko osoby pracujące.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
7 7

@Armagedon: Takie bony na żłobek, czy przedszkole, to akurat nie jest głupi pomysł.

Odpowiedz
avatar Anulaja
7 7

@Armagedon: Wolę, aby moje podatki poszly na dopłatę za przedszkole niż w kieszeń "patologii".

Odpowiedz
avatar BiAnQ
3 7

Niedługo to jedno słowo. Interpunkcja tez nie boli.

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

Norma. Znajomości to podstawa wszystkiego.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
0 2

Ja złożyłam papiery 2.01.19 czyli od razu jak ruszyły zapisy. Córka się nie dostała. Zaczęłam już grzmieć, że co to ma być, ale pojechałam do żłobka porozmawiać z panią dyrektor. I wyjaśniło się. Moja córka miałaby iść do grupy "starszaków" (w tym roku kończy 2 lata). Ale z tą grupą sprawa wygląda tak, że dzieci, które w tym roku były w tej najmłodszej grupie, przechodzą automatycznie do drugiej grupy. Więcej miejsc było w grupie dla niemowlaków, a w drugiej grupie te miejsca automatycznie zostały zajęte. Ale mam pocieszenie i iskierkę nadziei, bo mała jest na 2 miejscu na liście rezerwowej, czyli szansa jest.

Odpowiedz
avatar marius
0 0

Rozwiązanie jest z drugiej strony: Zmniejszyć próg wejścia, żeby otworzyć prywatny żłobek/przedszkole. 2 bezrobotne kobiety powinny ogarnąć 10 dzieci. Czesne 300-500 zł wystarczyłoby na utrzymanie kaszojada.

Odpowiedz
Udostępnij