Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Sezon letni w gastro. Niby co roku to samo, a jednak co…

Sezon letni w gastro. Niby co roku to samo, a jednak co roku wydaje mi się, że poziom głupoty i bezczelności wśród klientów rośnie.

1. Niecierpliwi.

W lecie średnio co drugi klient uważa, że jest jakiś wyjątkowy i cała uwaga kelnera powinna się skupić na nim. W związku z tym, gdy za długo czeka:

- Pstryka palcami ze zirytowaną miną.
- Macha wściekle rękami i nie mam tu na myśli prostych gestów mających zwrócić uwagę kelnera, a naprawdę dzikie machanie łapami, jakby osy odganiał.
- Łapie kelnera za ramię. Najczęściej gdy ten ma w rękach sterty brudnych talerzy, gorące jedzenie, tablet pełen szklanek. Bo to, że w takich okolicznościach nie podchodzę do ciebie przyjąć zamówienia, to na pewno czysta złośliwość i nie ma nic wspólnego z tym, że nie jestem w stanie nawet tego zamówienia zapisać.
- Po 2 minutach od usadzenia tyłka, widząc, że wszystkie stoliki są zajęte i kelnerzy uwijają się w pocie czoła głośno komentują, że siedzą już od pół godziny i nikt do nich nie podszedł. Mam ochotę wtedy zapytać czy serio nie znudziło im się jeszcze siedzenie tam od pół godziny o suchym pysku.

- W "gorsze" dni informujemy klientów jeszcze przed zamówieniem, że na jedzenie trzeba będzie ok. godziny poczekać. Większość ze zrozumieniem kiwa głowami, zamawia, a po 15 minutach zaczyna się awanturować, bo oni muszą zaraz iść, bo stolik koło nich już dostał (bo zamówił wcześniej?), bo tamci już dostali, a zamówili po nich. Tłumacz koniowi, że przyrządzenie prostej sałatki trwa krócej niż usmażenie steka "well done".

2. To mój stolik!

W bardziej nerwowe dni stawiamy na tarasie napis z prośbą o poczekanie na wskazanie stolika. Pal sześć, że połowa to ignoruje. Gorzej, że potrafią w dwójkę zająć stolik dla 5/6 osób, lub usiąść przy stoliku z wielkim szyldem "rezerwacja". Na prośbę o zmianę stolika z wymienionych przyczyn, reagują histerią, bo im się ten stolik podoba i oni będą tu siedzieć i już! Po krótkiej dyskusji wstają wściekli komentując:

- Chodź, skoro nas tu nie chcą!

No, w tym jednym macie rację.

3. Brudasy.

Zmora. Nie będę czarować, przodują tu rodzice w bombelkami. Ja naprawdę nie chcę sprzątać ze stołu zasmarkanych czy zakrwawionych chusteczek, bo czyjeś słoneczko ma katar lub się skaleczyło, nie mam obowiązku sprzątać pustych słoiczków czy opakowań po ciastkach. To, że jakiś bombel ma dopiero 3/4 lata nie znaczy, że może pluć jedzeniem na stół i krzesła. Aha, stół w restauracji to nie śmietnik, na który można wywalić wszystkie śmieci, które nosi się ze sobą cały dzień po mieście, bo oczywiście na starówce 2 milionowego miasta brak koszów na śmieci.

Moim hitem była trójka pań z dwójką niemowlaków w wózkach. Pomijam, że z 3 pań tylko jedna była łaskawa cokolwiek zamówić. Pozostała dwójka raczyła się bardzo dyskretnie wodą z supermarketu. Panie umilały sobie czas dokarmiając chlebkiem to bombelki, to gołębie. Oczywiście 80% chlebka lądowało pod stołem, pod którym też finalnie wylądowały worki po chlebku. Gdy pani zapłaciła za kawę, wręczyłam im zmiotkę oraz szufelkę i poprosiłam o posprzątanie syfu, i zabranie swoich śmieci. Szok i niedowierzanie, one madki, klijętki, moim zasranym obowiązkiem jest po nich posprzątać. Yyyyy... nie?

Przy innym stoliku jakaś bombelina zabawia się wyciągając z kufla ze sztućcami serwetki, drąc je na strzępy i rzucając na ziemię. Rodzice przyklaskują. Zwracam uwagę, że to nie zabawka i raz, że serwetki też nas kosztują (a mamy serwetki takie jakby luksusowe), a dwa ktoś to będzie musiał posprzątać i pytam retorycznie, kto ich zdaniem ma to zrobić. Pan lustruje mnie zimnym wzrokiem, na chwilę zatrzymuje się na wysokości zaokrąglonego, z racji ciąży, brzucha, po czym wypala:

- Ciąża to nie choroba!

Owszem, ciąża to nie choroba, ale pomijając, że faktycznie nie na rękę mi się schylać, to i moi nieciężarni koledzy, nie mają obowiązku sprzątać syfu po waszym dzieciaku.

4. Madki i ojdzowie.

W nawiązaniu do punktu wyżej - czyli toksyczne zachowania tzw. rodziców.

Daj swojemu kilkumiesięcznemu bomblowi ćwiczyć raczkowanie/pierwsze koślawe kroki na tarasie restauracyjnym wyłożonym kostką brukową w środku wielkiego miasta. Hurr durr, bo bombel się zranił kamykiem lub kawałkiem szkła.

Zastaw przejście wózkiem. Na prośbę o przestawienie wózka - hurr durr, bo matka i ona wie najlepiej, gdzie ma stać wózek.

Zamów danie spoza karty dla bombelka. Hurr durr, bo nikt jej nie poinformował, że trzeba będzie za to danie zapłacić, skoro nie ma go w karcie, a przecież to dla dziecka.

Nie ma frytek i nuggetsów? Jak to nie? JAK TO NIE? TO CO BOMBELEK MA ZJEŚĆ?

Jedzenia nie ma w przeciągu 3 minut na stole? Przecież oni są z dziećmi!Co z tego, że przed nimi jest w kuchni kolejka zamówień! Oni są z dziećmi!

5. "Bogacze".

Bogacz charakteryzuje się tym, że każdym swoim gestem i słowem podkreśla swoje bogactwo, jednocześnie wykazuje się wyjątkowym januszostwem w wydawaniu piniędzy.

Najlepszy przykład - parka, którą miałam nieprzyjemność obsługiwać parę dni temu. Dystyngowani Austriacy w wieku średnio-zaawansowanym. Ona prosi o kartę win i polecenie dobrego białego wina. Po dłuższej chwili decyduje się na butelkę wina za bagatela 50€, jednak najpierw tylko kieliszek, potem MOŻE całą butelkę. No niestety, tego wina nie serwujemy na kieliszki tylko butelki. Z obrażoną miną zamawia kieliszek najtańszego wina i oczywiście karafkę wody w kranu do tego. On zamawia małą porcję zupy.

Raczą się winem z jednego kieliszka i wodą z kranu. Do zupy serwuję chleb, ok 3-4 kromek. Pani, z racji tego, że własnego posiłku nie zamówiła, dojada się mężowskim chlebem. Za chwilę proszą o doniesienie chleba i masło do tego - oczywiście tonem, jakby moim psim obowiązkiem było domyślić się, że potrzebują wincyj chleba i masło. Oczywiście dodatkowo zamówiony, dość bogaty koszyk pieczywa i masło znalazły się na rachunku. Luuuudzie, usłyszelibyście te oburzone krzyki, jak ja śmiałam to policzyć, im się suta porcja chleba i masła do porcji zupki 200ml należy jak psu buda, w Austrii by ich nigdy coś takiego nie spotkało. Cóż, trzeba było zostać w Austrii.

Kolejny przykład - rodzina turystów, najprawdopodobniej Rosjan. Żonka odstawiona jak stróż w Boże Ciało, mężuś w samych markowych ciuchach, obwieszony złotem jak choinka. Córcie z wyrazem permanentnego niezadowolenia i znudzenia na twarzy, w stroju sugerującym, że zaraz po obiedzie idą do pracy. Pod latarnię.
Milion pytań, totalny brak zrozumienia odpowiedzi, dyskusje po rosyjsku przyciszonych głosem i w końcu ostentacyjne zamknięcie kart i:

- Cztery szklanki wody w kranu, a potem zobaczymy.

Informuję, że wodę z kranu podajemy tylko do zamówionego posiłku. Wściekłe opuszczenie stolika bez słowa, za to zrzucając wszystko, co możliwe na ziemię.

6. "Bo u nas..."

Kocham, uwielbiam te teksty. Szczególnie jeśli chodzi o porównywanie cen.

- Ale mała porcja! U nas w Grajdołku Większym za taką cenę dostalibyśmy obiad dla całej rodziny.

Wierzę. Ale nie jesteśmy w Grajdołku Większym, tylko w centrum jednego z największych miast w kraju, gdzie i czynsz za lokal i pensje dla pracowników kosztują więcej niż na wsi, gdzie psy dupami szczekają.

A to dopiero czerwiec...

gastronomia

by digi51
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar este1
-3 27

Aż się boje gdzie mnie byś wrzuciła :) O zgrozo dla pewnych kelnerek mam swoje wymagania i ostatnio jedna ostentacyjnie mnie ignorowała bo nie tknelam jej wody, prosiłam o taką nie z lodówki(ślinianki mi na taką puchną) a ta przyniosła zimną stwierdzając że nie ma innej

Odpowiedz
avatar digi51
-2 24

@este1: to może powiedz, gdzie się widzisz, bo ja nie widzę podobieństwa Twojego "przeżycia" do przykładów z historii.

Odpowiedz
avatar este1
1 13

@digi51: ciężko mi określić bo są kelnerki które uwielbiam, chyba nawet z wzajemnością a są takie którym fakt że mam pewne oczekiwania nie odpowiada ;)

Odpowiedz
avatar PooH77
0 10

Digi51, przeczytaj , proszę, tę historię raz jeszcze, jest kilka literówek, a gdy trafi na główną - będzie pozamiatane.

Odpowiedz
avatar zastaw
26 32

Niby prawda, dałem plusa, ale często jestem zmuszony bywać w restauracjach na Starówce. Oj, macie i Wy za uszami, oj macie. Przede wszystkim trzeba wyraźnie powiedzieć. Knajpy na Starówce są nastawione na jednorazowego klienta. Przyjdzie, zje, splunie i nigdy nie wróci. Restauratorzy i obsługa robią wszystko, aby tak się działo. Żaden tubylec nie jest tak głupi, aby pójść na obiad na Starówkę. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar Mistraali
5 9

@zastaw: Pytanie, o którą starówkę ci chodzi? W Krakowie na Starym Mieście jest od groma restauracji dobrej jakości, do których jako obecny tubylec chodzę od czasu do czasu. Sama autorka, jeśli dobrze pamiętam i nic się nie zmieniło, pracuje w Niemczech.

Odpowiedz
avatar zastaw
8 12

@Mistraali: Faktycznie, z dużych miast w Polsce, jedynie Kraków odbiega na plus od mojej teorii. Związane to jest z tradycją i wielością knajp na małym terenie. A więc górą konkurencja.

Odpowiedz
avatar digi51
3 17

@zastaw: U nas akurat poza sezonem letnim są w 90% sami stali klienci - więc chyba coś robimy dobrze :) Myślę, że w większości miast najbardziej widoczne i znane są te "najgorsze" lokale, lepsze są często poukrywane. Mogłabym przytoczyć kilka historii o przeuroczych gastronomach w moim rodzinnym Wrocławiu. Natomiast co do tego, że winą restauratorów jest klientela taka, a nie inna - a może jest w drugą stronę? Restaurator dopasowuje poziom usług do buraczanej klienteli? Tak czy inaczej gdzieś po środku cierpi ten normalny klient. Nie będę bronić gastronomicznego półświatka, bo oglądam go z obydwu stron i nikt tu święty nie jest, ale np. u nas to jak klient zostanie potraktowany zależy od pierwszego wrażenia. W myśl zasady - zachowujesz się jak wieśniak, nie oczekuj królewskiego traktowania. Mam porównanie do innych lokali w okolicy, nie jesteśmy typową turystyczną pułapką, choćby właśnie dlatego, że jesteśmy trochę "schowani", natomiast nie ukrywam, my też robimy błędy, my też bywamy nieuprzejmi, ale jest to najczęściej odpowiedź na zachowanie klienta. Uprzejmej osobie zawsze wyjdzie się trochę bardziej na przeciw i potraktuje lepiej niż kogoś, kto jeszcze dobrze tyłka nie posadził, a już wydziera się na obsługę.

Odpowiedz
avatar le_szek
7 9

@Mistraali: Widziałem nieraz komentarze, że w Krakowie nie ma Starówki, podobno to ciężka zniewaga dla Krakusa nazwać Stare Miasto Starówką :)

Odpowiedz
avatar Mistraali
5 7

@le_szek: Owszem :) Raczej nikt z miejscowych nie użyje nazwy Starówka na określenie Starego Miasta. Według popularnej wieści, stateczna matrona krakowska zapytana o Starówkę wskazuje drogę na dworzec kolejowy. Nie zmienia to faktu, że sam wyraz "starówka" to po prostu stara część miasta a niekoniecznie nazwa własna, więc jako tako błędem czy zniewagą nie jest wymienianie przy niej Krakowa, gdy mówimy to w kontekście wielu miast.

Odpowiedz
avatar Madeline
2 2

@Mistraali: O, podasz nazwy jakichś fajnych miejsc w Krakowie? Po kilku "wpadkach" już czasem nie mam ochoty próbować dalej.

Odpowiedz
avatar 8viridian
3 5

@Madeline: Krakusy w większości jednak stołują się na Kazimierzu, choć faktycznie na Starym mieście znalazłoby się coś godnego... ale ja polecę Ci takie miejsca, poza Rynkiem: Zazie Bistro (kuchnia francuska), Alchemia od Kuchni (eklektyczna mieszanka), Big Mango (tajskie, ale prawdziwe tajskie). Wszystko do wygooglowania. Smacznego :)

Odpowiedz
avatar Always_smile
7 21

Szczrze mówią nie przyszło mi do głowy, że zabranie z talerzami 1 słoiczka po dziecku to problem. Sama byłam kiedyś kelnerką. Nie mówię o ogólnym bałaganie, bo to oczywiste, że jak moje dziecko nabrudzi to sprzątam, ale ten słoiczek serio mnie zdziwił.

Odpowiedz
avatar digi51
6 20

@Always_smile: jednego słoiczka nie. Ale słoiczka wśród tony innych śmieci już tak.

Odpowiedz
avatar aegerita
3 9

@Always_smile: Abstrahując od tego, czy problem, czy nie problem - sprzątanie prywatnych śmieci klientów NIE JEST obowiązkiem kelnera. Owszem, jeżeli chce wyświadczyć tę uprzejmość, to bardzo miło z jego strony, ale to jest dobrowolny gest, a nie coś, co się należy. Mnie z kolei nieodmiennie dziwi, jak coś można ze sobą przynieść (tu: pełny słoiczek), ale zabrać z powrotem już strasznie trudno... Powietrze waży więcej czy co?

Odpowiedz
avatar singri
-5 5

@aegerita: Na to akurat niedawno znalazłam odpowiedź. Jeśli niesiesz butelkę/słoik/karton, który jest pełny, to wiesz po co go niesiesz - jest Ci potrzebny. Pusty nie jest potrzebny i zaczyna ciążyć, doświadczyłam tego na własnej skórze gdy wzięłam na spacer butelkę wody bez żadnej torby. Jakoś ją doniosłam do domu, choć wydawało mi się, że nigdy w życiu nic cięższego nie niosłam...

Odpowiedz
avatar le_szek
3 17

Ogólnie zgadzam się, z wyjątkiem tego: "raz, że serwetki też nas kosztują (a mamy serwetki takie jakby luksusowe)" Khem, a jeśli klienci by nie wyjęli tej serwetki razem ze sztućcami, wykorzystalibyście ją jeszcze raz? Serio? Jakie to w ogóle są papierowe, "jakby luksusowe", serwetki? Złotem nadrukowywane? Od razu dodam, że nie polemizuję z częścią o darciu na strzępki i rzucaniu na ziemię.

Odpowiedz
avatar digi51
2 6

@le_szek: są serwetki, które teoretycznie można wyprać i jeszcze raz użyć. Nie robimy tego, ale to nie zmienia faktu, że są droższe niż inne i normalnej osobie ja ogół starcza do posiłku użycie jednej. Wspomniana rodzina nawet nie zamówiła nic do jedzenia, oczywiście jeśli potrzebują niech sobie wezmą, ale nie jako zabawkę dla pannicy, która zmarnowała serwetki za większą sumę niż warte było zamówienie rodzicem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

@le_szek: cena serwetki 20x20 cm A wielowarstswowej składanej z nadrukiem to jakieś 500% różnicy w cenie.

Odpowiedz
avatar le_szek
8 8

@digi51: Takie serwetki, które wytrzymają pranie raczej nie będą łatwe do podarcia przez bombelka.

Odpowiedz
avatar le_szek
4 10

@thebill: Owszem, ale nadal jedna serwetka, nawet z nadrukiem będzie kosztować grosze, zwłaszcza przy hurtowym zamówieniu.

Odpowiedz
avatar le_szek
7 9

@digi51: I jeszcze - po prostu powinniście wprowadzić zasadę, że sztućce przynosicie dopiero po złożeniu zamówienia. Byłoby to zresztą wskazane nawet z powodów higienicznych. Poza tym, nadal nie przekonałaś mnie, że "zmarnowała serwetki za większą sumę niż warte było zamówienie".

Odpowiedz
avatar digi51
-4 10

@le_szek: Te serwetki naprawdę nie kosztują 5 centów za sztukę, tylko raczej 10 razy tyle - dzieciak zmarnował ok.15 sztuk, bo serwetki, która leżała już na stole i ktoś miał w łapach nie dam innego gościowi do wytarcia ust. Nie ciężko więc cenowo przebić espresso i małą colę. Ale ogólnie ja naprawdę nie rozumiem logiki, coś jest tanie, więc można zmarnować? Kufle do piwa dostajemy za darmo od browaru, więc można rozwalić albo sobie wziąć? No nie. Wiesz jaki jest koszt filiżanki kawy? 3-5centów. Można twoim zdaniem tę kawę wylewać litrami albo rozdawać za darmo, bo grosze? Choćby to były serwetki za pół centa, to ktoś te pieniądze zapłacił i wliczył w cenę potraw i na pewno nie służą do zabawy. W ciągu tygodnia nakrywamy z resztą na bieżąco, kufle stawiamy tylko w sobotę, bo w natłoku innych zadań nie dalibyśmy rady nakrywać na bieżąco.

Odpowiedz
avatar le_szek
0 8

@digi51: O wylewaniu kawy czy rozdawaniu jej nic nie pisałem, trochę Cię ponosi chyba. Podobnie jak nigdzie nie napisałem, że jak coś jest tanie to można to marnować. Podrążę temat serwetek - bo nadal nie jestem przekonany co do ich wartości (i to jest jedyne, czego się czepiam, bo najwyraźniej nadal tego nie zauważyłaś). Nie znoszę marnowania czegokolwiek, ale uważam, że przedobrzyłaś chcąc ubarwić opowieść. Serwetki flizelinowe kosztują jakieś 5 do 10 centów za sztukę, podobnie bambusowe - przynajmniej w Polsce. Używacie jakichś innych jednorazówek?

Odpowiedz
avatar digi51
-1 7

@le_szek: https://www.amazon.de/Mank-Servietten-stoff%C3%A4hnlichem-biologisch-Einmal-Serviette/dp/B07N117F16/ref=sr_1_6?__mk_de_DE=%C3%85M%C3%85%C5%BD%C3%95%C3%91&keywords=servietten+mank&qid=1561134070&s=kitchen&sr=1-6 Mamy podobne, ale pewnie ciut bardziej wartościowe, bo ze wzorami i robione na zamówienie z nazwą restauracji. Wracając do Twojego pierwszego komentarza - nie wiem w ogóle skąd pomysł, że gdyby serwetka nie została podarta tylko wyjęta wykorzystalibyśmy ją jeszcze - wręcz przeciwnie, nawet takich serwetek wyjętych "przypadkiem nie wykorzystujemy dalej, tylko musimy wyrzucić. Po drugie jakoś boli Cię, że wspomniałam o kosztach, nie rozumiem czemu. Tak, wszystko kosztuje i tak jak napisałam, nawet gdyby to były serwetki za centa to nie służą do zabawy i to, że są za darmo (dla klientów) nie znaczy, że można je niszczyć. Tak jak z papierem toaletowym - oczywiście, że jest w toalecie dla klientów i można z niego korzystać, co nie znaczy, że można go rozrzucić po całym kiblu albo zabrać do domu. No ludzie, może to i grosze, ale może warto też niektórym uświadomić, że darmowe nie znaczy "do zmarnowania". Wiem, że nie pisałeś o kawie, ale daje tylko przykład - filiżanka kawy kosztuje mniej niż ta serwetka, ale wylewanie jej już by bulwersowało. Mam nadzieję, że dobrze zobrazowałam w końcu, co mi chodzi.

Odpowiedz
avatar le_szek
3 5

@digi51: "Wracając do Twojego pierwszego komentarza - nie wiem w ogóle skąd pomysł, że gdyby serwetka nie została podarta tylko wyjęta wykorzystalibyśmy ją jeszcze" Ja też nie wiem, skąd ten pomysł, skoro ja w pierwszym komentarzu napisałem: "a jeśli klienci by nie wyjęli tej serwetki razem ze sztućcami, wykorzystalibyście ją jeszcze raz?". Po raz kolejny pokazujesz, że nie przeczytałaś ze zrozumieniem tego, co napisałem, co nie przeszkodziło Ci komentować. A restauracja zapewne płaci za serwetki mniej, bo zamawia zapewne "trochę" większą ilość niż paczkę 30 sztuk jednorazowo. Nie boli mnie, że pisałaś o kosztach, po raz kolejny powtórzę - uważam, że niepotrzebnie wyolbrzymiłaś akurat kwestię kosztu, bez tego historia jest wystarczająco piekielna.

Odpowiedz
avatar digi51
0 6

@le_szek: Ok, przyznaję, że źle zrozumiałam pierwszy komentarz. Kwestia może Ci się wydać wyolbrzymiona, ale ja po prostu na co dzień widzę, jak ludzie potrafią obchodzić z czymś, za co nie muszę płacić i bezsensownie to marnować - ot tak, bo oni za nie płacą. To trochę boli, serio. A na Twoje pytanie z pierwszego komentarza chyba nie umiem odpowiedzieć, bo chyba nie widziałam jeszcze, aby ktoś razem ze sztućcami nie poczęstował się serwetką. Powiedzmy, że serwetka kosztuje nawet 20 centów - biorąc pod uwagę, że ludzie potrafią wynieść sobie po 10 sztuk, wykorzystać 7/8 do jednego posiłku lub podejść z ulicy i bezczelnie wyjąć, bo nie mają chusteczki do nosa - jesteśmy trochę wrażliwy na ich punkcie i dlatego tylko w sobotę stawiamy je bezpośrednio gościom do dyspozycji. Rozumiem, że wydaje Ci się to przesadzone, no cóż, jak już napisałam, wrażliwość spowodowana doświadczeniem.

Odpowiedz
avatar le_szek
4 4

@digi51: Skoro macie problem z wynoszeniem/nadużywaniem serwetek - dlaczego nie dajecie ich po prostu mniej naraz? Ile osób, tyle serwetek (+ ew. jedna jako rezerwa)? Jeśli ktoś faktycznie będzie potrzebował więcej - poprosi obsługę.

Odpowiedz
avatar digi51
3 3

@le_szek: Tak, jak pisałam - w soboty po prostu z tym nie nadążamy. Wydaje się, że to tylko kilka sekund, a jednak... Nawet mówiliśmy szefowi, że lepiej w soboty stawiać tańsze serwetki, bo większość tego, co schodzi to serwetki wywalone do kosza, bo ktoś, bierze 3 naraz, a potrzebuje tylko jednej lub zwyczajnie ukradzione. No, ale on chce trzymać swoje "standardy" ;)

Odpowiedz
avatar digi51
11 21

@Kitty24: piekielność w ogóle wpisana jest w życie człowieka, więc po co w ogóle opisywać coś na tym portalu - twoja logika.

Odpowiedz
avatar Daro7777
13 13

@Kitty24: Nieprawda. Buractwo nie jest czymś naturalnym i nie powinno być "wpisane" w żaden zawód.

Odpowiedz
avatar digi51
5 9

@Kitty24: napisałaś, że jest jak ryczenie krowy, więc w domyśle naturalne i wpisane w zawód kelnera. Nie wiesz, co piszesz?

Odpowiedz
avatar Neomica
9 9

@Kitty24: Jeśli zaczynamy uznawać, że buractwo jest gdzieś standardem, z którym się należy pogodzić i nie narzekać to znaczy, że koniec jest bliski. Twoja argumentacja pasowałaby np. do policjanta który ma na co dzień styczność z nizinami lub do pielęgniarki, która narzeka na zapach odleżyn. Sami wybrali sobie takie zajęcie a nie inne więc ich żale są absurdalne. Ale brak kultury i chamstwo w restauracji? Nie jest to coś nad czym powinno się przechodzić do porządku. Kiedyś zasady zachowania w takich miejscach były wpajane dzieciakom jako element wychowania. Dziś się to olewa a szkoda.

Odpowiedz
avatar Kitty24
-4 10

@digi51:Napisałam, że występowanie i styczność z pewnymi zachowaniami, tu buractwem, jest nieuniknione w twoim zawodzie. Jest tak nieuniknione, jak ryczenie krowy na pastwisku.

Odpowiedz
avatar Kitty24
-4 8

@Neomica: Proszę, wskaż mi w tekście zdanie, w którym godzę się z buractwem..

Odpowiedz
avatar Schaedling88
3 7

@Kitty24: Zgadzam się z moimi przedmówcami. Jeżeli w dalszym ciągu będziemy tolerować chamstwo to możemy jako gatunek wracać na drzewa. W mojej pracy też mam wątpliwą przyjemność z ludźmi pozbawionymi resztek kultury. Ot, piekielni są wszędzie, ale ostatnimi czasy jakby bardziej widoczni. Dlaczego? Bo nie szanujemy siebie nawzajem. Nie potrafimy dyskutować, tylko obrzucany się inwektywami. Brak dobrego wychowania należy piętnować. Swoją drogą, popieram akcję z miotłą.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 czerwca 2019 o 21:10

avatar Malibu
13 17

@xpert17: ahhh ta zła Polska. Autorka zdaje się nie pracuje w Polsce :)

Odpowiedz
avatar xpert17
-1 15

@Malibu: nie wiem gdzie pracuje autorka, jak widać w którymś z krajów z kulturą restauracyjną na poziomie "kliencie płac i wypie...laj". Poza Polską spotkałem się z tym tylko w byłym NRD.

Odpowiedz
avatar digi51
6 14

@xpert17: no, ci niedobrzy kelnerzy, nie dadzą traktować się jak służba nadworna panicza, który raczy nas zaszczycić swoją obecnością, nie to co usłużne narody Europy Południowej, które również debila mają za debila, ale żyjąc praktycznie tylko z turystyki nie bardzo mogą sobie pozwolić, aby takiego spławić. BTW Malibu ma rację, nie pracuję w Polsce, za to od kolegów po fachu z bardziej turystycznych krajów dobrze wiem, co obsługa restauracyjna w tych krajach sądzi o upierdliwcach. Nie, wcale nie kochają ich obsługiwać i tylko im współczują, że muszą znosić jeszcze gorsze rzeczy niż my.

Odpowiedz
avatar Schaedling88
9 9

@xpert17: W Niemczech z reguły szanuje się pracownika. Sama miałam epizod w niemieckiej gastro i nigdy nie musiałam się płaszczyć przed nieuprzejmymi klientami w imię zasady klient nasz pan.

Odpowiedz
avatar eulaliapstryk
0 22

Kiedy czytam te wszystkie gastronomiczne smęty, jacy to kelnerzy są ukrzywdzeni przez podłe buractwo, coraz bardziej doceniam fakt, że brzydzę się jadać na mieście. :)

Odpowiedz
avatar digi51
9 23

@eulaliapstryk: Bogu dzięki chociaż za to

Odpowiedz
avatar szafa
-2 6

@digi51: Ok, ten komentarz zrobił mi wieczór :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

Na Węgrzech spotkałem się z restauracją z jedna kuchnia i dwoma wejściami i salami. Nie Wiem czy potrawy w obu były identyczne, ale obsługa i ceny były z innej bajki. I teraz pytanie czy (zakładając, że potrawy są takie same) gdzie jest większe buractwo? W drogiej ekskluzywnej części gdzie " płacę i wymagam) czy w tej dla "plebsu?"

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 czerwca 2019 o 7:55

avatar Tajemnica_17
3 21

Zmień profesję. Niechęć do klientów, szczególnie rodziców z dziećmi aż od Ciebie bije. Najlepiej idź gdzieś, gdzie nie będziesz miała kontaktu z ludźmi, bo posprzątanie po gościach, to jest obowiązek kelnera.

Odpowiedz
avatar digi51
1 9

@Tajemnica_17: owszem, po tym co u nas skosumowali, a nie śmieci, które zbierali cały dzień i uważają, że stół to śmietnik, na którym można się tego wszystkiego pozbyć. 90% rodziców to mili ludzie z grzecznymi dziećmi, a 10% to toksyczni opisani w historii

Odpowiedz
avatar 8viridian
4 12

Klienci piekielni, szkoda że kelnerzy, sprzedawcy, ekspedientki itp muszą zmagać się z takim buractwem. Ale i Twój komentarz o strojach sugerujący pracę pod latarnią był chamski i stawia pod znakiem zapytania kwestię, czy na pewno taka milutka jesteś dla tych klientów... Reagowanie na złe zachowanie nie ważne kim jesteś i ile płacisz - w pełni rozumiem i popieram. Natomiast ocenianie po wyglądzie - totalne prostactwo.

Odpowiedz
avatar digi51
-3 17

@8viridian: dla mnie za to prostactwem jest iść do restauracji w stroju niemal plażowy - nikt przy jedzeniu nie chce oglądać cudzego rowa ani stojących sutków przebijających się przed przezroczystą bluzkę.

Odpowiedz
avatar MarcinMo
1 9

@digi51: To, że Ty nie chcesz nie jest równoznaczne z tym, że nikt nie chce.

Odpowiedz
avatar whateva
3 5

@digi51: Na to drugie to ja chętnie.

Odpowiedz
avatar singri
3 5

@MarcinMo: Są pewne zasady, których nigdy nie powinno się łamać. Nie wchodzi się do restauracji, nawet nadmorskiej, w stroju kąpielowym czy też w wersji męskiej w samych spodenkach. To się kiedyś nazywało "dobre wychowanie". Obecnie wartość zanikająca, a szkoda.

Odpowiedz
avatar 8viridian
1 3

@digi51: Ale to zupełnie inna kwestia! Owszem, powinno się iść przyzwoicie ubranym, być może nawet niektóre restauracje mają procedury wypraszania takich klientów. Lecz mi nie chodzi o to, że kobieta przyszła w stroju plażowym - zwracam uwagę na to, jak prostacko o niej pomyślałaś, i jeszcze piszesz o tym, przekonana że wszystko jest ok. To właśnie świadczy o poziomie Twojej uprzejmości.

Odpowiedz
avatar mekstran
10 22

Rozumię, że niektórzy ludzie nie potrafią się zachować, ale z historii wynika że: 1) powinnaś jak najszybciej zmienić pracę bo działa na Ciebie toksycznie i zagraża Twojemu zdrowiu psychicznemu nie wspominając już o dziecku które w sobie nosisz 2) jesteś osobą rozchwianą emocjonalnie ( być może ciąża tak na Ciebie wpływa... ale bez przesady) 3) zazdrościsz ludziom których obsługujesz, że nie jesteś na ich miejscu. 4) masz pretensje do całego świata na którym wyładowujesz swoje frustracje. 5) szanujesz tylko ludzi którzy klaszczą na każde Twoje słowo czy ruch. Skonfrontuj swoje podejście do ludzi z kimś bliskim lub odwiedź terapeutę. Daj sobie pomóc i bądź szczęśliwa. Powodzenia.Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar digi51
-3 19

@mekstran: 1. Masz rację, zmiana pracy w 6 mies. ciąży to bardzo mądry i logiczny pomysł. Żonie też takie rady dajesz? 2. Rozchwianą, bo...? Irytuje mnie brak szacunku do mnie, moich kolegów i naszej pracy? Bo świadomość tego, że jestem od obsługi klienta, a nie usługiwania mu? 3. Bardzo im zazdroszczę, bo przecież kelner zarabia takie grosze, że nie stać go na wyjście do restauracji i potajemnie gnębi swoich klientów. Jem na mieście średnio 2 razy w tygodniu i nie mam tu na myśli bud z kebabem. Ja tym ludziom z historii nie zazdroszczę, ja im współczuję, że jako dorośli ludzie, często już w podeszłym wieku, zachowują się jakby pierwszy raz siedzieli przy stole w restauracji. 4. Nie. Mam pretensje do ludzi, którzy mają tak ubogie życie muszą dowartościować się poniżeniem kelnera, aby podbudować swoje ego. 5. Szanuje ludzi, którzy potrafią szanować innych. Czytając komentarze sugerujące, że to ja źle reaguje na opisane sytuacje mam tylko jedno wytłumaczenie - identyfikują się z którymś z opisanych zachowań i uważają je za normalne. Nie, nie szanuję takich ludzi. A tak na podsumowanie: lubię swoją pracę. W większość dni przychodzę do niej z uśmiechem i wychodzę z jeszcze większym. Poza sezonem letnim naprawdę nie miałabym o czym pisać na tym portalu. Ale jest ten sezon letni. Jest najazd turystów i wśród tej masy jest ten niewielki procent opisany w historii, który potrafi zepsuć humor na cały dzień. I nie, to nie jest tylko moje zdanie czy moich kolegów, ale też innych naszych klientów, którzy skarżą się na zachowania tych ludzi. Oni też są rozchwiani emocjonalnie albo im zazdroszczą? Więc, domorosły psychologu, naprawdę daruj sobie analizę psychologiczną obcych ludzi w internecie. Nie wychodzi Ci.

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
13 15

@digi51: Nawet do ludzi w komentarzach podchodzisz z lekceważeniem i walisz chamski komentarz. Przy okazji - ostatnio na weselu w restauracji przypadkiem rozwaliłam butelkę wina (dodatek do prezentu dla młodej pary, swój) gdy powiedziałam o tym kelnerce, przyniosła potrzebne do posprzątania pozostałości narzędzia i posprzątała, bez słowa komentarza. Podejrzewam, że gdybyś Ty kelnerowała, to ja dostałabym tą miotłę i mopa więc doceniam że zrobiła to obsługa, choć byłam gotowa to po sobie posprzątać. Zastanów się nad sobą i podejdź do innych tak, jak chciałabyś żeby podeszli do Ciebie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2019 o 8:53

avatar digi51
-5 11

@Tajemnica_17: Mylisz się. Goście często rozwalają szklanki, coś im upadnie czy jakkolwiek niechcący nabrudzą. Jednak na ogół większość ludzi jest kulturalna i przeprasza za to, ba, czasem proponują nawet, że sami posprzątają. Zdarza się i nie mam z tym problemu, aby posprzątać. Ale mam problem, aby posprzątać syf, który ktoś robi celowo i jeszcze na koniec pstryknie palcami, żebym to posprzątała. To jest Twoim zdaniem postawa okazująca szacunek i zasługująca na szacunek? Porównujesz przypadkowe rozbicie butelki do celowo rozszarpywania serwetek i rzucania ich na ziemię czy do rzucania przyniesionego ze sobą pod stół? Wybacz, ale kogoś, kto na podstawie opisania przeze mnie kilku patologicznych zachowań klientów restauracji robi mi analizę psychologiczną i dochodzi do wniosków, że zazdroszczę tym ludziom i nienawidzę swojej pracy nie mogę traktować poważnie.

Odpowiedz
avatar mekstran
5 7

@digi51: Odniosłem się do opisanych przypadków bo to one są przedstawione w historii którą zamieściłaś. Chodzi o sposób w jaki je opisujesz, można się z takim klientem nie zgadzać, zwrócić uwagę ale pogardliwe słowa jakich używasz świadczą tylko o Tobie.

Odpowiedz
avatar digi51
-4 12

@mekstran: ile razy można powtarzać, nie mam szacunku do ludzi, którzy ani nie szanują mnie ani mojej pracy. Tak, gardze nimi. Ty byś pewnie znosił to codziennie z uśmiechem i udawał, że deszcz pada jak ktoś ci pluje w twarz. No, to akurat świadczy o Tobie.

Odpowiedz
avatar mekstran
1 9

@digi51: Nie, nie znosił bym z uśmiechem i udawał że deszcz pada tylko tłumaczył dlaczego sytuacja wygląda tak a nie inaczej np. dlaczego nie sprzedajecie konkretnego wina na lampki tylko butelki. Ja to rozumię, ale część klientów może nie, podobnie z prostą sałatką,stekiem i czasem oczekiwania. Czasami kilka słów wystarczy by załagodzić trudną sytuację, to że Ty wiesz jako pracownik jak niektóre sprawy organizacyjne wyglądają nie znaczy że wszyscy klienci mają taką wiedzę lub analizują takie rzeczy podczas wypadu do restauracji. O przypadkach rzucania śmieci przez dziecko i przyklaskiwaniu temu przez rodziców czy dziadków nie piszę bo tutaj zgadzam się z Tobą, powinno się dziecku zwrócić uwagę już na początku i podnieść te w tym przypadku kilka listów serwetki.

Odpowiedz
avatar digi51
2 12

@mekstran: ty serio uważasz, że ja każdą sytuację będę przytaczać słowo w słowo? Oczywiście, że na początku zawsze jestem uprzejma i staram się podejść do klienta, tak, aby był zadowolony. Tłumacze cierpliwie dlaczego pary nie mogę posadzić przy stoliku dla 6 osób, dlaczego chleb i masło nie są za darmo, dlaczego mimo, że ktoś jest z dziećmi to nie mogę wcisnąć jego zamówienia na początek. Tylko widzisz, opisane przypadki to najczesciej albo ludzie zakompleksieni, przekonani, że ktoś robi im na złość albo tak przekonani o swojej wyższości nad pracownikiem restauracji, że są w szoku, że ktoś potrafi im czegoś odmówić lub się na coś nie zgodzić. Tak, serio, wierz mi są ludzie. A nie widzę sensu przytaczac tu dialogów w słowo w słowo żeby nikogo nie zanudzac i nie rozciągać tekstu. No i oczywiście też dlatego, że niektóre sytuacje powtarzają się nagminnie, więc opisuje tylko postawę, a nie konkretny przykład. No nie wiem, myślałam, że jest to dość oczywiste, jeśli nie było, to przepraszam za brak precyzji.

Odpowiedz
avatar mekstran
0 4

@digi51: Dzięki za ten komentarz. Gdybyś precyzyjniej opisała historię dałbym "lajka" pod nią. Widzisz, czasami ludzie tak samo postrzegają pewne sprawy tylko komunikacja zawodzi. Teraz popieram Cię w całej rozciągłości :-) Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar digi51
-1 5

@mekstran: No, to się dogadali ;)

Odpowiedz
avatar Crook
1 5

@mekstran: Masz 100% racji - po przeczytaniu tej historyjki miałam takie same uwagi. A w dodatku traktowanie klientów jak śmieci (te uwagi o pracy pod latarnią - obrzydliwe!)... digi51 powinna zmienić pracę, bo nie lubi ani tej pracy, ani klientów. I NIE MÓWIĘ, że nie ma źle wychowanych czy roszczeniowych klientów, oczywiście że są. Ale jeśli podchodzi się do klientów po chamsku, bez jakiegokolwiek szacunku i z wyższością czyli w sposób opisany przez digi51 ("Żonka odstawiona jak stróż w Boże Ciało", "psy dupami szczekają") to nie ma co się dziwić, że klienci też ją traktują tak samo. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie...

Odpowiedz
avatar digi51
-2 4

@Crook: Masz rację, to na pewno moje myśli determinują zachowanie tych ludzi.

Odpowiedz
avatar 8viridian
2 2

@digi51: Twoje myśli świadczą tylko o Tobie, z czego już można wysnuć pewien wniosek - jak możesz podchodzić do tych klientów. Stąd moje wątpliwości w poprzednim komentarzu, i jak widać, nie tylko ja je mam. Twoje odpowiedzi na dyskusję, która się tutaj wywiązała, dają do zrozumienia że raczej brniesz w zaparte, niezależnie od tego czy dyskutant opowiada pierdoły, czy też ma pewne trafne uwagi. Dlatego moim zdaniem niekoniecznie powinnaś tak się oburzać na sugestię, że to praca nie dla Ciebie - to nie jest tak, że każda praca jest dla absolutnie każdego człowieka najbardziej odpowiednia. Dla Ciebie kompromis i uprzejme, cierpliwe wyjaśnienia kojarzą się z płaszczeniem przed ludźmi, którzy plują Ci w twarz. Tymczasem robota obciążona tak dużym kontaktem z (różnymi, czasem niekulturalnymi) ludźmi wymaga dużej samokontroli i opanowania skądinąd naturalnych odruchów. Dlatego powtórzę - nie każdy się do tej roboty nadaje, i to nie jest od razu atak na Ciebie.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
2 8

>> przyrządzenie prostej sałatki trwa krócej niż usmażenie steka "well done" << - No nie, nie jest. Stek spędza na patelni jakieś 6 minut, zamarynowany powinien być już pokrojony. Tymczasem sałatę należy rwać tuż przed podaniem, by nie więdła, podobnie z krojeniem pomidorów czy serem, które nie powinny schnąć. O niebo więcej roboty niż wyjąć z marynaty, posolić, i na patelnię. No chyba że nie mówimy o przyrządzeniu sałatki tylko nałożeniu gotowca z miski, to wtedy faktycznie.

Odpowiedz
avatar digi51
-1 9

@bloodcarver: Dalej nie wiem jak porwanie paru liści sałaty i pokrojenie paru pomidorów (u nas koktajlowych), ew. ogórka lub rzodkiewki i polanie tego dressingiem przez profesjonalnego kucharza miałoby trwać dłużej niż 6min.

Odpowiedz
avatar VAGINEER
4 6

luksusowe serwetki xD

Odpowiedz
avatar digi51
0 6

@VAGINEER: Tak jakby luksusowe - odniesienie do klasyka swoją drogą :P

Odpowiedz
avatar MarcinMo
1 3

Ja z kolei nie widzę nic złego z machaniu do kelnera. Zwykle nie zdarza się to przed posiłkiem, tylko albo w trakcie, albo po. Zwykle kelnerzy kartę podają szybko, ale już w trakcie jedzenia kelner nie wie, kiedy czegoś na stole potrzeba (np. dodatkowy napój) i trzeba jakoś jego uwagę zwrócić. Krzyczeć nie wypada, więc gest ręką jest najlepszym pomysłem. Podobnie z rachunkiem. Jakoś trzeba dać kelnerowi znak, że posiłek skończony i żeby przyszedł się rozliczyć (zwłaszcza jak zostają jakieś resztki). Chyba wszystkim wyjdzie na zdrowie, jak wcześniej zapłacę, wyjdę i zwolnię stolik, niż jak będę czekał aż kelner zwróci na mnie uwagę. Rozumiem też, że może akurat być zajęty czym innym i zawsze wystarcza, że skinie głową, że mnie widzi i podejdzie po skończeniu obecnie wykonywanej czynności.

Odpowiedz
avatar digi51
-1 5

@MarcinMo: Gest ręką tak. Dzikie i wściekłe machanie - nie. Poza tym, też nie do końca jest, że kelner tylko przyjąć zamówienie i je podać. Siłą rzeczy koło stolika przechodzi się bardzo często, więc pustą szklankę czy skończony posiłek widać. Poza tym w trakcie posiłku często pytamy czy wszystko jest ok, w razie gdyby coś nie pasowało można jeszcze jedzenie wymienić, donieść coś itd

Odpowiedz
avatar PsychoPatka11
-3 7

@digi51: Przeczytałam historię i te wszystkie komentarze i podziwiam Cię za cierpliwość nie tylko do klientów, ale i do tych wszystkich komentujących, serio. Takiego czepialstwa o bzdury jak na piekielnych to nie ma chyba nigdzie. Widocznie większość z nich to taki typ klientów, jakich opisałaś i po prostu uderzyłaś w ich czułe punkty :D

Odpowiedz
avatar singri
4 4

@MarcinMo: Machanie ręką? W jakiejś książce na temat dobrych manier wyczytałam, że trzeba złapać z kelnerem kontakt wzrokowy i on już zrozumie o co chodzi. Tym bardziej że (podobno) jest prikaz zerkania na gości. A jeśli jest zajęty i akurat nie ma czasu na mnie patrzeć, to korona z głowy mi nie spadnie, jak poczekam, kiedyś go "ściągnę wzrokiem"... A jak się wreszcie spojrzy to najlepiej się uśmiechnąć. Już machanie jest moim zdaniem nie do przyjęcia, no chyba że mowa o takim dyskretnym uniesieniu ręki.

Odpowiedz
avatar Iceman1973
2 6

Powiem tak: Komuno WRÓĆ NA TYDZIEŃ! W dupskach się niektórym od dobrobytu poprzewracało. Kelner, pokojówka, lokaj itp. świadczą usługi ale nie są kuźwa służącymi! I to, patusy muszą sobie wbić w łepetynki.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

Jakby nie patrzeć, za to płacą, za znoszenie klienta.

Odpowiedz
avatar digi51
0 4

@Kuczirino: gdzie? Bo ja dostaję wypłatę za obsługę klienta, a nie znoszenie jego fochów, kompleksów i chamstwa.

Odpowiedz
avatar oknais
0 4

Ojej, czasami wyjdziemy gdzieś z dwójką dzieci, kto ma małe dzieci ten wie, za kruszą, często im coś spadnie. Wtedy dzielnie nurkuje pod stół i z grubsza zbieram, ale okruszków nie jestem w stanie pozbierać. No cóż wybierając się do Wielkiego Miasta będę zabierać zmiotke do restauracji...

Odpowiedz
avatar OfficeLady
5 5

Hmmm... mam podzielną opinie. Pracowałam w tej branży przez 5 lat, i tak. Zdarzaja się różne przypadki i różne buraki. Raz jedna dziewczynka zwymiotowała na siebie, stół, krzesło i podłogę. Jej mama zabrała ją do łazienki, a ojciec zabrał synka i uciekł do ogródka. I co zrobiliśmy? Czy coś powiedzieliśmy? Nie. Posprzątaliśmy i zapytaliśmy czy mała dobrze się czuje. To jest niestety Twoja praca. Stworzyć dobrą i czystą atmosferę dla klientów (czyt. Pobrudzą, to po nich sprzątasz i tyle), oraz przygotować stolik dla kolejnych klientów (czyt. Niewiadomo jaki syf ostatni po sobie zostawili to niestety to jest Twoja praca, żeby to posprzątać). Nigdy by mi przez myśl nie przeszło, żeby wręczyć klientowi szufelkę i kazać sprzątać. Czy robią to specjalnie czy nie, to za to dostajesz wypłatę, za stwarzanie dla klientów miłej atmosfery (choćby niewiadomo jakimi burakami nie byli), a nie tylko za podawanie im talerzy z jedzeniem. Wiem, że nikt nie lubi być traktowany jak śmieć, ale to są niestety realia pracowania w gastronomii. Nie podoba się, to zmień pracę. Czytając Twoje komentarze przeszło mi przez myśl: jestem któregoś dnia w waszej knajpce, spada mi z talerza kawałek kurczaka/ryby/pizzy czy co tam w menu macie. Co mam z tym zrobić? Podniosę i położę na stoliku to będziesz miała chryję, że nabrudziłam. Położę na serwetce, to będziesz wściekła, że ją zmarnowałam (bo przecież są drogie!!!). Zostawię na ziemi to przylecisz do mnie z szufelką... to co mam z tym kawałkiem zrobić?! Położyć na swoim talerzu? Dlaczego mam kłaść brudne jedzenie na swój talerz? Schować do kieszonki i zabrać do domu i tam wyrzucić? Widzisz, nie zdajesz sobie sprawy, ale opinia wśród ludzi i w internecie krąży szybko. Widziałaś żeby ktokolwiek z tych ludzi do was wrócił? Dlaczego ja miałabym wracać do miejsca w którym kelnerka/kelner traktuje mnie jak śmiecia? Sama sobie zapracowałaś na swoją opinię, więc nie dziw się, że ludzie Cię nie szanują. Nie musisz wokół nich skakać, ale bezczelne komentarze nic (oprócz chyba podjarania swojego ego) nic Ci nie dadzą. Ci ludzie pójdą do innej restauracji i zachowają się dokładnie tak samo. Nie zmienisz ich. Więc czasem lepiej się po prostu zamknąć, zabrać te śmieci ze stolika i zamieść pod. Taka Twoja praca. Z pewnością zauważyłaś to już duużo wcześniej. A, i ciekawa jestem co na to Twój szef, na te wszystkie chamskie komentarze i zachowania. Aaaa, no tak. Nie może Cię zwolnić bo jesteś w ciąży.

Odpowiedz
avatar OfficeLady
5 5

Dodatkowo: pierwszy link z wyszukiwarki: http://www.postawnaswoim.pl/kariera/czym-zajmuje-sie-kelner-obowiazki-w-pracy/ Dbanie o porządek na sali - ktoś nabrudził, to TY jako kelner sprzątasz. Dbanie o pozytywny wizerunek firmy - chamskie odzywki i komentarze raczej w to nie wchodzą. Aż czekam na historię (za kilka miesięcy) jak to będziesz chciała wrócić do pracy, ale nie będą chcieli Cię z powrotem (że szef to ch**, że matka, małe dziecko), aż czekam.

Odpowiedz
Udostępnij