Pracuję sobie na budowie na terenie zamkniętym.
Ostatnia historia o gościu z popękanym dowodem zaowocowała moim bieganiem przez prawie godzinę po wszystkich świętych Instytucji, która używa terenu na którym pracujemy. W wyniku tego mój Szef się... poirytował.
Okazało się, że to była bardzo kluczowa godzina kiedy coś potrzebował się ode mnie dowiedzieć, a nie mógł, co spowodowało u niego... pewne napięcie emocjonalne.
Kiedy ta fala uderzeniowa irytacji przeszła, co usłyszało chyba pół budowy, Szef uznał, że jest to problem głównie systemu w jakim wydawane są przepustki. I że nie będę ich teraz robić na bieżąco, tylko na zaś.
Tzn. dostanę listę pracowników, ich numery dowodów, zdjęcia i będę wyrabiać im przepustki wcześniej.
(Nie żeby tak można było od samego początku i żebym nie mówiła, że tak będzie mi łatwiej...)
(...i nie żebym o to nie prosiła każdego po kolei szefa brygady, a i tak zawsze przyjechali na żywioł i trzeba im było wydawać na bieżąco...)
W każdym razie Szef zarządził. Dostałam więc na maila ładny spis pracowników z numerami dowodów i zdjęciami, którym miałam wyrobić przepustki na dzień następny. Co też zrobiłam. Cała szczęśliwa podałam je do bazy przez kierowcę, żeby sobie na następny dzień pracownicy mogli wejść bez najmniejszej mojej interwencji.
Następnego dnia stoję sobie obok rusztowania i patrzę jak budynek rośnie, gdy przychodzi jeden z moich chłopaków i mówi:
-Kierowniczko, problem je na bromie.
Z rusztowania gdzieś na wysokościach rozległ się pełen mściwej satysfakcji rechot.
Ech...
Ponieważ cały ten system przepustek wychrzania się na pracownikach w bardzo dziwnych i trudnych do przewidzenia miejscach, postanowiłam nie zgadywać, tylko spytałam się w czym problem.
-Mówio, że oni niepodobni.
Im bliżej byłam bramy, tym bardziej widać było sedno problemu.
Otóż na bramie stało pięciu pracowników koło sześćdziesiątki.
-Oni mówio, że to nie jo - poskarżył się od razu jeden z panów.
Patrzę na przepustkę - zawadiaka w kwiecie wieku, z czarnymi puklami włosów opadającymi na ramiona i złotym kolczykiem na odsłoniętym do zdjęcia uchu.
Patrzę w naturze: łysy facet w okularach 30 kilo i lat później.
I tak każdy jeden.
No tak. Kazałam wysłać zdjęcia. Nie powiedziałam, że aktualne. To mi ich kadrowa wysłała te z podań o pracę. Z lat 90.
Ha ha! Oni załatwią każdy system :D
OdpowiedzCałe życie z debilami... Ktoś powinien tą kadrową spytać, z czym się na rozum zamieniła, bo ciężko odgadnąć. A Ty co możesz zrobić? Powiedzieć "eeehh" i śmiać się z tego, bo co, płakać? Dzięki za poprawę humoru :)
OdpowiedzLeżę i rechoczę. I cały misterny plan pt. nie przeszkadzać, jestem zajęty, mam pilny projekt do zrobienia poszedł w piz... Do projektów nie rechoczę. :)
OdpowiedzZnajoma opowiadała taką historię: jej koleżanka zarejestrowała się na portalu randkowym w celu nawiązania znajomości bliższych z płcią przeciwną. Nie podała swojego wieku, ale wrzuciła zdjęcie. Prawdziwe, nieretuszowane. ... Sprzed trzydziestu lat... Przyszedł na randkę trzydziestolatek, skuszony wizją ładnej, młodej blondyneczki, a zobaczył kobietę tuż przed emeryturą. No, nie był zadowolony...
Odpowiedz@didja: u mnie chlop zamiast 26 mial 50+, przynajmniej na tyle wygladal. twierdzil, ze 20 czy 30 lat w ta czy w ta nie robi roznicy
OdpowiedzMoże tak profilaktycznie bądź na tej bramie w godzinie przyjścia pracowników :) po co ktoś ma zawsze latać i szukać
OdpowiedzNie dostajesz jeszcze reakcji alergicznej na hasło "Problem jest na bramie"? Serio, to jest jakiś koszmar :D
Odpowiedz@singri: Ten koszmar ciągnie się ciurkiem od września. I nie tylko w tej kwestii. Tak jest właściwie ze wszystkim... Okrzepłam. Chłopcy też już się wycwanili i nie dyskutują tylko od razu lecą po mnie. Generalnie mąż mojej koleżanki tam pracuje i opowiadał, że panuje powszechne przekonanie że jesteśmy strasznie upierdliwi, a najbardziej ja. Raz chcieli mi zarekwirować zeszyt, w którym zapisuje wewnętrzne telefony do osób z którymi mam styk i muszę coś załatwiać. Np. elektrykami, jakimś podchorążym od parku maszyn etc. Bo to są podobno informacje niejawne. Ocalał tylko dlatego, że na koniec budowy mam go oddać. A przydaje mi się niesamowicie.
Odpowiedzkiedyś w starych dowodach, wszyscy mieli zdjęcia z 18-go roku życia i jaoks żadnemu milicjantowi, czy żandarmowi to nie przeszkadzało. podejrzane było jak ktoś miał nowy i aktualny dokument z aktualnym wyglądem
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: w ZSRR szpiedzy często wpadali przez fałszywe dowody. Jak? Nity mocujące zdjęcie były tak dobrej jakości, że nie zostawiały śladów rdzy na papierze.
OdpowiedzI co, dalej wpuszczasz wszystkich pijanych na budowę przyjeżdżających autobusem prowadzonym przez pijanego kierowcę?
Odpowiedz@szafa: Noszcurfa. Ani ja ich na budowę nie wpuściłam ani nie pozwoliłam im wracać samym. Nie masz się do czego doyebać? Ja nikogo na budowę nie wpuszczam, sami wchodzą.
OdpowiedzJak się nie potrafi precyzyjnie komunikować, to się ma takie efekty. Kadrowa dała zdjęcia, jakie miała. Mogła nawet nie patrzeć na datę. Było powiedzieć, że pracownicy mają sobie zrobić zdjęcia i dostarczyć. Jak nie trzeba, to się pijaków i nieogarów niańczy, a jak trzeba, to się rzuca półsłówkiem i dziwi, że się nie domyślili. Osobna sprawa - ktoś przecież tym ludziom te dokumenty wyrabiał i dostarczał. I nie zauważył tych zdjęć? Cóż to musiał być za gamoń...
Odpowiedz@woltomierz: Nie powiedziałam też, ze od dupy strony Wszak każdy ma swoją indywidualną dupę i jakby te dupy ustawić w rządku to na pewno udałoby się zidentyfikować tą ze zdjęcia. A mimo to nikt jeszcze nie pojawił mi się ze zdjęciem dupy. A kadrowa sama pracowała tam od lat 90 i dobrze widziała, ze to nieaktualne zdj.
Odpowiedz