Mijałam wczoraj młodego chłopaka, nastolatka, ćwiczącego sztuczki na rowerze (ew. starającego się popisać, interpretacja dowolna). Konkretnie jechał on na tylnym kole roweru, przednie unosząc jak najbardziej do góry. No i nawet fajnie, sport to zdrowie. Gdzie jest haczyk?
Za miejsce odpowiednie do takich ćwiczeń chłopak wybrał sobie mocno ruchliwą drogę wylotową z Krakowa w kierunku Warszawy. Samochody osobowe, tiry, busy i w tym wszystkim on. Oczywiście bez kasku...
Jakby stracił równowagę i wpadł pod jadący 90 km/h samochód to kask by go nie uratował.
Odpowiedz@xyRon: Niestety. To raczej taka wisienka na torcie.
OdpowiedzKask jest po to, żeby Ci się niewiele stało, gdy jedziesz szybko ścieżką rowerową i wyrżniesz łbem o słupek. Na ulicy to może i lepiej nie mieć kasku, bo lepiej szybko zginąć niż być warzywkiem całe życie.
Odpowiedz