Może uznacie, że to nieistotne, ale mnie to strasznie mierzi, dlatego postanowiłam zwrócić na to uwagę.
Wielkanocna Niedziela, Msza w kościele, nastolatek czytający czytanie kompletnie nie zwraca uwagi na interpunkcję. Czyta z błędami, przekręca słowa.
W zasadzie takie sytuacje mają miejsce na każdej mszy, w wielu kościołach.
Czy ta młodzież nie wie, jak akcentować kropki, przecinki, znaki zapytania w zdaniu?
Ano nie wie. A nauczyciele strajkują, chcą więcej kasy za coraz gorszą robotę.
Odpowiedz@bloodcarver: nie chce już roztrząsać sprawy strajku. To już chyba jest kwestia tego, że nie chce im się nawet pomyśleć co czytają, o co chodzi w zdaniu. Jakby pomyśleli, to może by coś sensownego z tego wyszło
Odpowiedz@bloodcarver: Katecheci nie strajkują.
OdpowiedzKsiędza nie obchodzi jak czyta. Księdza obchodzi, czy jest posłuszny, spełnia wszystkie zachcianki i czy na niego nie doniesie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 kwietnia 2019 o 17:11
@Dominik: każdy ma swoją opinię o kościele, księżach, ja chciałam zwrócić uwagę, że młodzi ludzie, niedługo dorośli, nie umieją przeczytać na głos zdania, żeby nie walnąć błędu.
Odpowiedz@Dominik: Współczuje dzieciństwa
Odpowiedz@Kontodospontanicznychwypowiedzi: ostatnio mialem okazje sluchac ludzi w roznym wieku czytajacych dzieciom, obawiam sie ze ten problem dotyczy ludzi w kazdym wieku
OdpowiedzNikt tego nie ćwiczy - o ile pamiętam, ostatnie głośne czytanie na ocenę, to była któraś klasa podstawówki - nikt nie wymaga, bo przecież ocen za styl wygłoszenia np. referatu się nie obniża, nikt (z księdzem na czele) nie zwraca uwagi... Chłopak pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że robi coś nie tak. Gdyby wiedział, że duka koszmarnie, to nie dał by się wypchnąć na lektora i to na świątecznej mszy, przed publiczność nabitą po brzegi kościoła.
Odpowiedz@Meliana: Dużo zależy od kościoła, księży, samych ministrantów. Za moich czasów (tak, nostalgia) przed mszą czytało się lekcję raz, a jak tekst był trudniejszy (np. Nabuchodonozor), to i więcej razy. Wiedza o tym jak czytać była przekazywana od starszych do młodszych i jakoś się kręciło. Ale i tak zdarzyło się kilku wybitnie odpornych na wszelkie tłumaczenia - taka ich natura. :)
Odpowiedz@Meliana: już się nawet nie chce bardzo czepiać przejęzyczeń, najlepszym się może zdarzyć, ale chodzi o to, że nie rozumieją zdania, które czytają. W przeciwnym wypadku, zdania typu: "Wczoraj do mojego ogródka wpadł pies, który bawił się piłką.", nie przeczytaliby w sposób następujący: "Wczoraj do mojego. Ogródka wpadł pies. Który bawił. Się piłką."
OdpowiedzKościół potrzebuje silnych w wierze, a nie biegłych w czytaniu.
Odpowiedz@SirCastic: No i paczaj, ile minusów. Prawda nigdy nie jest popularna. :D
Odpowiedz@eulaliapstryk: Trudno być silnym w wierze, jeśli nie potrafi się przeczytać (i zrozumieć!) tekstów źródłowych... Na czym wtedy ma się ta wiara oprzeć? Na tym, co ktoś komuś na ten temat powiedział?
OdpowiedzKiedy chodziłam do kościoła jako dziecko, to był tak, że katechetka wybierała z grupki jakieś dziecko i pokazywała palcem, że od tego do tego miejsca ma przeczytać jakiś fragment. Dzieciaki zestresowane, bez możliwości przejrzenia wcześniej tekstu, który mimo wszystko był często dosyć trudny. Nie dziwię się, że w takiej sytuacji ktoś duka. Ale jeśli dzieciak wie wcześniej, że będzie coś czytał, to faktycznie wstyd wyjść z czymś takim do ludzi...
Odpowiedz@Rudut: wiadomo, większość z nas by się pewnie zacinała czytając trudny tekst na głos po raz pierwszy. Ale właśnie sęk w tym, że z łapanki do czytania ich nikt nie wziął. A ci nastolatkowie nie byli w stanie popatrzeć co czytają, bo serio, akcentowanie zdania to był koszmar. I nikt mi nie mówi, że nikt ich nie nauczył. Gdyby tak mówili na codzień, nie byliby się w stanie z nikim dogadać. Ale jakoś żyją, chodzą do szkoły, czyli w rozmowie zdanie potrafią akcentować. To co odwalili na mszy, było po prostu żałosne.
OdpowiedzTo nie jest wina młodzieży, tylko katechetów i księży. Sami sobie przypomnijcie, co się działo na lekcjach religii? Odrabianie lekcji, jakieś głupie gadki, pacierze na ocenę. Ale nauczyć lektorki i lektorów czytać z odpowiednią intonacją, wytłumaczyć tekst (to są archaiczne teksty, wielu dorosłych nic nie rozumie z czytań w kościele, a co dopiero dzieci) to już się nie chce. Przećwiczyć tak ważnych mszy jak okołowielkanocne - po co, przecież za to nie płacą w "cołaskach".
Odpowiedz@GythaOgg: Są kursy lektorskie, i zwykle do czytań dopuszcza się ludzi po kursach, którzy już umieją czytać porządnie - tego pewnie wzięli z łapanki.
Odpowiedz@Schattenspiel: coraz mniej jest lektorów po kursach :/ a tych bez kursu też za wielu nie ma :(
OdpowiedzCzytałam przed laty w kościele, później mój brat. Zauważyłam jedną rzecz: sposób czytania w tym miejscu jest dość specyficzny i, że tak powiem, często wymuszany
Odpowiedz@Allice: A jest jakiś sensowny powód, czy tak się utarło, choć nikt nie wie dlaczego? Bo język zeznań policyjnych to też niezły beton, ale gdy kilka dni temu byłem złożyć zawiadomienie o wyprzedzaniu rowerzysty na lakier, udało mi się ostatecznie nadać względnie przyzwoitą formę. Propozycja policjanta: - Ja nie wiedziałem, co się stało... - tak? - Niech pan nie robi ze mnie ułomnego, świetnie wiedziałem, co się dzieje, gdy zobaczyłem kawał blachy wyprzedzający mnie na wyciągnięcie ręki.
OdpowiedzKwestia tego, jak podchodzą do czytania w danej parafii, a właściwie ksiądz odpowiedzialny za liturgiczną służbę ołtarza. Kiedy ja "awansowałem" z ministranta na lektora wraz z 4 kolegami, ksiądz zrobił nam 3 spotkania, na których uczyliśmy się prawidłowo czytać. Może to brzmieć śmiesznie, ale pomogło naprawdę dużo - każdy z nas miał skorzystać z ambony na środku kościoła (kościół ponad 300 lat, kiedyś protestancki) bez mikrofonu, więc żeby dało się nas zrozumieć na końcu kościoła, musieliśmy mówić głośno, wyraźnie i w miarę powoli. Interpunkcja służyła zazwyczaj jako miejsce na wzięcie oddechu. Dziś w tej parafii jedynymi lektorami, którzy czytają w sposób, który da się zrozumieć, są ci, którzy byli "szkoleni" przez wspomnianego wyżej księdza. I piszę to już jako osoba siedząca po drugiej stronie kościoła - w jednej z ostatnich ławek. W dwóch parafiach, w których byłem ministrantem, przed każdą mszą, lektor, który miał czytać dane czytanie na mszy, czytał je sobie po cichu w zakrystii, żeby wiedział co czyta. Różnica w sposobie czytania "na żywca" i po wcześniejszym zaznajomieniu się z tekstem to przepaść. Przed czytaniami w Wielką Sobotę (kiedy wszystko ma być idealnie) ćwiczyło się po 15-20 minut, a to było ledwie 3/4 strony A4. Warto jeszcze zaznaczyć, że zadaniem lektora nie jest dodawanie emocji do czytanego tekstu - ma to przeczytać możliwie najbardziej neutralnie.
OdpowiedzCzytają w Kościele lektorzy, po lektorskich święceniach. Więc jak ktoś nie umie czytać świadczy to o niskim poziomie kursów lektorskich w tej diecezji.
Odpowiedz@Morog: Lektorskie... Święcenia? Niezły macie burdel w tym Archeo, ale na pomysł uczenia kogoś czytać kropieniem wodą to bym nie wpadł.
Odpowiedz@Morog: nie ma czegoś takiego jak "święcenia lektorskie". Są za to kursy, organizowane w parafii lub diecezji (zależnie od potrzeb). Osobiście miałem tylko krótkie szkolenie w trakcie spotkań LSO
OdpowiedzJeśli czytają mało a na głos praktycznie wcale, to efekty są jakie są.
OdpowiedzMasa ludzi nie zna swojego języka ojczystego, to jest gorzej niż straszne. Cały wysiłek zaborców, który zniweczyli nasi przodkowie-dziś odwalamy sami.
Odpowiedz@Trepan: niestety. Ale pomijając już czystość języka, sam fakt zwracania uwagi na interpunkcję. W każdym języku raczej przydatna sprawa. Ostatnio byłam świadkiem jak koleżanka czytała dziecku bajeczkę na dobranoc. Też z kompletnym pominięciem interpunkcji, akcentowaniem zdań w taki sposób, że aż uszy krwawiły. I to dziecko nauczy się tego samego.
OdpowiedzJuż w czasach szkolnych byłam zawsze poirytowana i zniesmaczona, poziomem umiejętności głośnego czytania wśród moich rówieśników. Przodowali w tym niestety chłopcy, ale ogólnie sposób w jaki czytała większość moich szkolnych kolegów i koleżanek był żenujący. Wtedy łudziłam się, że jesteśmy wszyscy młodzi, jeszcze w szkole, i z wiekiem na pewno się to zmieni na lepsze, bo patrzenie na sylabizujących(!) nastolatków było dla mnie torturą i makabrą. O ja naiwna... Jakiś czas temu mój kolega z gimnazjalnej klasy wrzucił na swój facebook filmik, na którym jego synek zabawnie reaguje na czytaną mu głośno bajkę. Najpierw czytał tato, następnie mama, a na końcu jakaś ciocia, również mniej więcej w moim wieku. Cała trójka czytała poprostu tragicznie. Kolega nadal momentami sylabizował(w tym roku kończymy po 30 lat...), obie panie zupełnie ignorowały interpunkcję, o odpowiedniej intonacji jakby nie miały pojęcia, dykcja też fatalna, niektórych słów nie dało się w ogóle zrozumieć. Wszyscy troje co chwilę się zacinali, i ogólnie czułam się jakbym słuchała dzieci z drugiej klasy podstawówki, które czytały jakiś trudny tekst, widziany pierwszy raz w życiu na oczy. A pod filmikiem napisane, że mały tak się cieszy za każdym razem kiedy czytają mu tę bajkę, czyli przynajmniej jedno z rodziców robiło to już kilkukrotnie-współczuję temu dziecku... Kolejny przykład-ponieważ moja córka ostatnio opuściła się z j.polskiego, to żeby mieć pewność, że przeczyta i zrozumie zadaną lekturę, czytam jej ją głośno przy każdej okazji. Jakiś czas temu byłam z nią u dentysty, więc zapytałam, czy nie będzie nikomu przeszkadzsć, jeśli trochę jej poczytam. Po skończonej wizycie musiałam wysłuchać gratulacji(!) jak to ja pięknie czytam, "no aż miło było posłuchać, a długo się pani przygotowuje do czytania córce? A kiedy to robię, itp., itd." Aż mi było głupio.. A kiedy powiedziałam, że ostatnio widziałam ten tekst, gdy sama przerabiałam tę lekturę w podstawówce, to zobaczyłam w kilku parach oczu najpierw niedowierzanie, a potem autentyczny podziw, jakby to, że potrafię "ładnie" czytać na głos, rzeczywiście stanowiło jakieś osiągnięcie, i było rzadko spotykaną umiejętnością... Jak się nad tym zastanowiłam, to zrobiło mi się strasznie smutno i jednocześnie się wkurzyłam, że coś co każdy powinien umieć, jest traktowane jak jakaś cholerna supermoc!
Odpowiedz@anulla89: smutne to. Wychowywałam się w nauczycielskiej rodzinie, ale z różnych względów, troszkę inaczej mnie wychowywano niż moja siostrę, starszą ledwie dwa lata. Ona bywała pod opieką babci nauczycielki, która dawała jej rozwijające zabawy, dzięki czemu moja siostra ma świetną dykcję, zawsze ładnie się wysławiała, konkursy recytatorskie nie były dla niej problemem, świetnie sobie radziła. Ja, gdy rodzice byli w pracy a siostra już w przedszkolu/ szkole, spędzałam czas u drugiej babci, w gospodarstwie, więc rozwijałam się w trochę innym kierunku. Oczywiście, rodzice mnie nie olali, tylko chodzi mi o to jak spędzałam czas, gdy oni byli w pracy. W każdym razie ,mnie tam nigdy nikt nie chwalił, że pięknie czytam, czy piszę, bo moja siostra robiła to lepiej. I, o dziwo, w dorosłym życiu, gdzie nikt mnie do siostry nie porównuje, okazuje się, że ludzie są bardzo zdziwieni, że w porównaniu z rówieśnikami w pracy, mam tak elegancki charakter pisma i dobrą dykcję. A, co ciekawe, w domu często mi zwracano uwagę, że mówię niewyraźnie. Widać społeczeństwo ma w tym względzie dużo niższe oczekiwania niż moi rodzice :) Ale zmierzam do tego, że niechlujny charakter pisma ludzie tłumaczą tym, że głównie piszą na klawiaturze. Ok, smutne, ale do zrozumienia. Natomiast czytanie na głos nie jest warunkowane tym z czego się czyta, tu już nie ma na co zwalić. I słyszy się dorosłych, którzy brzmią jak kiepski syntezator mowy.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 maja 2019 o 10:48