Jest w moim mieście weterynarz. Nazwijmy go Łukasz. Ma około 50 lat. W jego przychodni często można spotkać jego ojca – jest to starszy pan, ok. 75 lat. Nazwijmy go Marek.
Pan Marek w ciągu kilku ostatnich lat stracił córkę z powodu raka a w niedługim odstępie czasu również żonę. Został mu na świecie tylko syn. Łukasz widząc ojca popadającego w depresję poprosił go o pomoc w przychodni.
Wydaje mi się, że wszyscy na tym skorzystali – starszy pan odżył, ma kontakt z ludźmi, czuje się potrzebny. Nie siedzi całymi dniami sam w domu. Klienci Łukasza zadowoleni – starszy pan otworzy drzwi, pomoże wnieść transporter z kotem czy psem, zaproponuje wodę w gorący dzień zarówno psu jak i właścicielowi, odbiera telefon gdy Łukasz nie może, powie ile trzeba czekać na weta jeśli ten akurat jest zajęty.
Łukasz jest o ojca spokojny, poza tym nie musi zatrudniać sekretarki czy pomocy. Obsługa klientów idzie sprawniej niż wtedy gdy był sam w przychodni.
Mogłoby się wydawać że wszyscy są z takiej sytuacji zadowoleni. Otóż nie – znalazła się jedna klientka, której obecność starszego pana przeszkadza. Stwierdziła, że ona płaci i wymaga i nie życzy sobie, by starszy pan otwierał drzwi do gabinetu w którym weterynarz bada jej kota. Bo ona boi się, że jej kiciuś zestresowany wizytą u weterynarza ucieknie przez uchylone przez starszego pana drzwi.
Gdy starszy pan wyszedł zamknęła za nim drzwi gabinetu na klucz. Zrobiła weterynarzowi awanturę, bo starszy pan chciał o coś spytać i otworzył drzwi.
Ja wiem, że jej obawy nie były pozbawione racji, ale można to ująć w taki sposób, by nie urazić kogoś kto chce tylko czuć się potrzebny. Wystarczy trochę empatii i zrozumienia dla obu panów.
Gdybym był tym weterynarzem, powiedziałbym do Pani tak: - W tej przychodni osób nieuprzejmych i chamskich nie obsługujemy. Do widzenia Pani.
Odpowiedz@Iceman1973: Ja bym raczej powiedziała, że kot jest zawsze mile widziany, ale ona już nie. Niech przywozi go kto inny.
Odpowiedz@Balam: Też dobre rozwiązanie. Bo w sumie, co kot winien, że mu się Pani na umyśle zepsuła.
Odpowiedz@Iceman1973: Nie Pani tylko sługa ;-) Przecież kot sobie opiekuna tresuje na sługę :) A co do historii to oboje macie rację. Wstrętne babsko powinno dostać ostre zjeby od weta.
Odpowiedz@GlaNiK: A no tak... zapomniałem. No ale ja psiarz jestem, to mogłem nie pokojarzyć faktów, że to koty sobie wybierają sługę ;)
OdpowiedzZ tego co wiem, u weterynarza płaci się po wykonaniu usługi, a zatem "wymagam, bo jak nie to nie zapłacę" Umieścić kamerę z dźwiękiem i tabliczki z informacją o monitoringu. Wywalić grzecznie takiego klienta i zachować nagranie z tego dnia. Jak za jakiś czas dojdą słuchy o pomówieniach, zawiadomić prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dowód na zachowanie klienta jest. Świadków, którzy udowodnią potwierdzą, że jej pomówienia mijają się z prawdą, powinno być sporo. Minęły czasy, kiedy klient nadęty jak paw z wibratorem zamiast korka w dupie ma prawo do bycie bezczelnym i chamskim. To nie SOR ani szpital, gdzie nie można odmówić pomocy potrzebującemu, bo jest pi..ą. To zakład komercyjny, a życie zwierząt jest regulowane tylko kilkoma ustawami, które nakładają obowiązki na właścicieli, a nie na weterynarzy. Póki nie rozpoczął leczenia, może bezceremonialnie olać pacjenta.
OdpowiedzGłównego wątku historii nie będę komentował, bo tu piekielność głupiej baby jest oczywista, ale zawsze mnie dziwi, kiedy słyszę, że ludzie zostając sami popadają w otępienie, albo że bez pracy żyć nie mogą. Przecież jest tyle różnych rozrywek, hobbies i innych zajmowaczy czasu, także tych dostosowanych do indywidualnego użytku.
Odpowiedz@Jorn: Racja, form spędzania wolnego czasu jest mnóstwo. Widocznie temu starszemu Panu najbardziej odpowiada pomoc w gabinecie syna. Jego wybór. Syn go do pracy nie zmusza, a On się cieszy. Obustronna korzyść. Syn mógł go zapisać do Uniwersytetu 3 wieku czy innych kółek dla seniorów itp., ale czy wtedy starszy Pan byłby szczęśliwy, czy czułby się wypchany z domu dla świętego spokoju syna?
OdpowiedzNiestety w tym przypadku klientka miała zupełną rację, prawdopodobnie nie było to personalne, a wynikało z lęku o zwierzę. Pracowałam jako technik weterynarii, wiele lat zajmuję się też odławianiem i leczeniem bezdomnych kotów. Potężną zmorą gabinetów weterynaryjnych są klienci, którzy wchodzą znienacka, stają w drzwiach otwartych na oścież i zaczynają monolog, bo chcieliby wiedzieć, jaką karmę dla ich pieska... A tymczasem my w czwórkę trzymamy wolno żyjącego kota, który zrobi wszystko zaraz, żeby się przez otwarte drzwi wydostać. Również zwierzę domowe w wyniku stresu może uciec z niezabezpieczonego gabinetu. Należy reagować stanowczo i szybko, często podniesionym głosem żądać zamknięcia drzwi, bo "dziki pacjent". Marzę, żeby wszędzie były drzwi otwierane tylko od wewnętrznej strony, bo tego rodzaju zaniedbanie jest ryzykiem dla zdrowia i życia zwierzęcia (nikt nie chce, żeby jego pupil, na przykład wybudzony świeżo po operacji, nawiał w miejscu, którego nie zna i w którym sobie w ogóle nie jest w stanie poradzić jako kot domowy). Błagam, jeśli nie ma zagrożenia życia zwierzęcia, czekajcie na swoją kolej u weterynarza i zostawcie drzwi w spokoju:)
Odpowiedz