Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Sporo tu ostatnio dyskusji wokół nauczycieli, podwyżek dla nich, godzin pracy i…

Sporo tu ostatnio dyskusji wokół nauczycieli, podwyżek dla nich, godzin pracy i ogólnie zagadnienia i "czy im się należy".

Wiele osób usiłuje argumentować podwyżki tym, że nauczyciel wcale nie pracuje tylko 18 godzin tygodniowo, z czym nie sposób się nie zgodzić. Jednakowoż będąc nauczycielem nie spędzałam również 22 godzin tygodniowo na zajęciach związanych z pracą (zarzuty odnośnie jakości mojego nauczania pozostawię bez komentarza, dość, że wszyscy moi uczniowie maturę zdali).

Zwróćmy jednak uwagę na prostą rzecz: nauczyciele szkolni, jak żadna inna grupa zawodowa mają ogromną ilość dni wolnych. Na 365 dni w roku każdy człowiek na etacie dostaje 26 dni urlopu (i nie każdy pracodawca zgodzi się na urlop w wybranym przez nas terminie).

Nauczyciele mają wolne wakacje - liczmy 60 dni, wiadomo, że wolne jest kilka ostatnich dni czerwca, ale też pracę zaczyna się pod koniec sierpnia. Ferie zimowe - 14 dni. Przerwa świąteczno-noworoczna - niektóre szkoły zamykają podwoje 2-3 dni przed Wigilią - kolejny tydzień wolnego. To samo przed Wielkanocą, w okolicach weekendu majowego - kolejny tydzień. I tak oto okazuje się, że nauczyciel ma urlopu niemal 90 dni, trzy razy więcej niż każdy inny pracujący człowiek.

Znam szkoły prywatne, które podczas wakacji prowadzą zajęcia wyrównawcze, półkolonie i warsztaty dla swoich uczniów. Kilka lat temu rozgorzała gorąca kłótnia o to, czy można wymagać od nauczycieli pełnienia dyżurów opiekuńczych w Wigilię, która jest dla większości z nas normalnym dniem pracy. Nawet, jeśli uznamy, że są nauczyciele, którzy przepracowują tygodniowo 40 godzin (jak my wszyscy), nadal mają ogromną ilość wolnych dni, o których większość z nas może pomarzyć.

Jeśli zaś chodzi o podwyżki - warto pomyśleć o nauczycielach przedszkolnych, którzy wakacje mają najwyżej przez miesiąc, w ferie i każdy dzień "w okolicy" świąt pracują, a przy tym spoczywa na nich o wiele większa odpowiedzialność.

by Librariana
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
-3 25

Ale nauczyciele nie chcą tyle wolnego. Nauczyciele chcą, tak jak reszta, mieć możliwość wzięcia wolnego w (prawie)dowolnej chwili. Wprawdzie nie wiem, kiedy dzieci miałyby wtedy wakacje, ale to już problem rodziców.

Odpowiedz
avatar andtwo
12 22

I biorą, skoro istnieje takie zjawisko, jak zastępstwo. I to nie z powodu choroby, chyba że po dniu- dwóch następuje cudowne uzdrowienie. A termin dłuższego urlopu w wielu zawodach jest narzucany odgórnie.

Odpowiedz
avatar Iras
3 19

@Ohboy: Jak "nie chca" tyle wolnego, bylo wybrac inny zawód. Z siekiera nikt nad nimi nie stal, gdy poszli w kierunku nauczycielstwa. Wzięcie wolnego "w dowolnej chwili" - czegoś takiego nie ma praktycznie nigdzie. W praktycznie każdj firmie panuje zasda "kto pierwszy ten lepszy" i brak gwarancji, ze nagle w teorii przyznany urlop nie zniknie. Świadomość, że ma sie wolne od X do Y w jalepszym okresie urlopowym oraz od od Z do A w czasie zimowym - nie tylko gwarantowane, ale też dłuższe niz te 26 dni u zyklego ludzia sa o niebo lepsze.

Odpowiedz
avatar bleeee
1 1

@Iras: Powiem wiecej - ja od 4 lat nie mialem wolnego na Swieta, bo ktos musi pracowac, a 'Bleeee, Twoja dziewczyna nie zyje, rodziny nie masz za bardzo, to po co Ci wolne na swieta?' Nauczyciele juz wolne na swieta zaczynaja pare dni wczesniej...

Odpowiedz
avatar Dim
12 24

Wakacje liczysz wolnego 60 dni jako całość. 26 dni z "normalnego" urlopu to dni robocze liczone od poniedziałku do piątku. Zatem nauczyciele w wakacje mają "tylko" 45 dni wolnego. Nie jestem nauczycielem, nic do nich nie mam. Chcę tylko, żeby miał kto uczyć moje dzieci i chciał to robić.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 14

Wielu nauczycieli pracuje już nomalnie na etacie, tak jest w prywatnych przedszkolach i szkołach, tylko nadzwyczajna kasta z placówek państwowych ma takie przywileje

Odpowiedz
avatar lowipe
4 4

@maat_: Niestety samorządów nie stać na zatrudnienie nauczycieli na "normalny etat". Prób było wiele więcej ale szybko "reformatorzy" podkulali ogon bo nie byli w stanie zapewnić warunków przynaleznych do zatrudnienia na umowe o prace.

Odpowiedz
avatar Habiel
8 12

Ja wolałabym rozliczenie za efektywność niż za godziny, chociaż to utopia zakładająca iż zarówno nauczyciel chce uczyć, jak i uczniowie nauczyć. Jednakże... Miałam w swojej szkole nauczycielkę, która miała pasję i chciała nas uczyć. Poza lekcją przygotowywała dużo swoich własnych materiałów. Testy i sprawdziany sprawdzała w ciągu tygodnia (a gdy raz jej się nie udało przepraszała za to). Wśród uczniów powinno robić się ankiety i na ich podstawie dawać premie i tylko takim wynagradzać nadgodziny, którzy zbierają pozytywne opinie wśród uczniów oraz rodziców. Nie takim, którzy CHCOM BO SOM NAUCZYCIELAMI, a takim którzy mają wielkie serce dla uczniów i nie zamykają się na nich, gdy skończą lekcje.

Odpowiedz
avatar lemongirl
27 29

Obawiam się, że gdyby premie były przyznawane na podstawie ankiet to największe dostawaliby ci, co niczego nie wymagają...

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 3

@lemongirl: Zgadzam się z tym. Ja tak bym robił, jak byłem dzieckiem. To powinien być raczej jakiś test wiedzy uczniów w połączeniu z ankietą na temat traktowania uczniów przez nauczyciela.

Odpowiedz
avatar AveLinux
4 4

@pasjonatpl: Czyli efektywnie liczyłoby się tylko uczenie pod maturę Ewentualnie możnaby rozważyć ankietowanie uczniów wybitnych o udział nauczyciela, ale nietrudno się domyślić na jak wiele sposobów i na jak wielu poziomach mogłoby to nie działać a szkodzić

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 19 marca 2019 o 12:26

avatar pasjonatpl
0 2

@AveLinux: Albo przekazywać ich sprawdziany jakiemuś organowi zewnętrznemu. Nie wiem. Trzeba by się zastanowić, ale kompetencje nauczyciela powinno się oceniać na podstawie wiedzy uczniów. Ewentualnie udzielić pozwolenia na nagrywanie jakiejś losowo wybranej lekcji ukrytą kamerą. Ale poleganie wyłącznie na opinii uczniów... Nie. Sam pamiętam, że jako nastolatek przede wszystkim lubiłem tych najmniej wymagających. Chociaż tych wymagających, ale sprawiedliwych też w miarę szanowaliśmy. Ale jednak chętnie byśmy wymienili na kogoś innego, żeby tylko mieć luz. Oczywiście była też inna kategoria nauczycieli, która chluby zawodowi nie przynosiła. I tacy powinni lecieć na zbity pysk.

Odpowiedz
avatar lowipe
-3 19

Mam nadzieje, ze jesteś dzieckiem, bo poziom merytoryczny i infantylność wpisu na to wskazują.

Odpowiedz
avatar Raveneks
7 7

Największym problemem postulatów nauczycieli nie jest to, że chcą podwyżek, tylko to że chcą ich po równo, według rozdzielnika, w ramach przestarzałego modelu szkoły i warunków zatrudnienia z poprzedniej epoki. Pamiętam ze swojej szkoły dwoje nauczycieli matematyki - jeden nauczał z zaangażowaniem i przygotowywał dla uczniów materiały. Wymagał dużo ale zawsze miał jasne kryteria. Druga osoba wolała ograniczyć tłumaczenie do minimum, zadać uczniom zakres materiału do przerobienia i sprawdzić w tym czasie sprawdziany, albo zwyczajnie odpocząć. Zarabiała więcej, bo miała większy staż i wyższy stopień awansu zawodowego. Takie przykłady można by mnożyć, niestety, przynajmniej ja, tych negatywnych znam więcej. Tym czasem rynek korepetycji z matematyki i fizyki stale się powiększa, a stawki korepetytorów rosną. Kiedyś byli to dorabiający studenci, dzisiaj są to całe firmy. Jestem zwolennikiem publicznej edukacji na wysokim poziomie, jednak nie wydaje mi się żeby pruski model szkoły i karta nauczyciela mogły trwać wiecznie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 marca 2019 o 20:00

avatar doktorek
8 20

Bardzo to ciekawe, ale dlaczego nauczycielom liczysz z sobotami i niedzielami, a innym bez? W lipcu i sierpniu nie ma 60 dni roboczych. Podobnie ferie to 10 dni roboczych. Owszem, prawdą jest, że w zawodzie nauczyciela jest więcej dni wolnych niż ma np. księgowa, kasjerka, czy magazynier. I to jedyna korzyść. Taka specyfika tego zawodu. Dzieciaki mają wolne i nie ma co tworzyć fikcji. Czas pracy nie jest jednak ani jedynym, ani decydującym czynnikiem jeśli chodzi o trudność wykonywania pracy, ani o należną zapłatę. Księgowa dostaje więcej kasy od sekretarki, czy kasjerki. Czy to musi oznaczać, że tyle więcej siedzi w pracy? Liczą się również takie rzeczy, jak konieczne wykształcenie, uprawnienia, ryzyko zawodowe, odpowiedzialność ze efekty, ale też odpowiedzialność za bezpieczeństwo innych osób, związana ze stanowiskiem konieczność kreatywności itp.. I na tych polach zawód nauczyciela wymaga naprawdę sporo. Więcej niż w wielu innych zawodach. Nikomu nic nie ujmując, czy można porównać godzinę pracy chirurga przy stole operacyjnym z godziną pracy sekretarki? Czy godzina pracy twórczej jest tyle samo warta co siedzenie na kasie w meblowym? Czy można porównać godzinę pracy nauczyciela, który odpowiada za trzydziestkę dzieciaków, musi ich opanować i czegoś nauczyć z godziną pracy pani na poczcie? Czy praca kogoś, kto do wykonywania swojej pracy musiał ukończyć studia, wiele kursów i zdobyć uprawnienia powinna być wyceniana tak samo jak praca, do której nie potrzeba żadnych (albo jedynie podstawowe) kwalifikacji? Czy praca, w której ponosisz odpowiedzialność za bezpieczeństwo innych osób, zwłaszcza nieletnich, jest warta tyle samo, co mechaniczna praca robotnika przy taśmie? Na te pytania można różnie odpowiadać. Zapewne zależy to od punktu siedzenia. Jeżeli jednak uważamy, że wiedza jest coś warta, że wykształcenie ma cel i powinno coś dawać, że odpowiedzialność stanowiska powinna iść w parze z odpowiednim wynagrodzeniem to nauczyciele mają podstawy żądać przynajmniej tyle, by przy najwyższym stopniu awansu zawodowego, ze wszystkimi dodatkami, zarabiać jednak nieco więcej niż na starcie niewykwalifikowany pracownik Lidla, czy Biedronki. Na koniec wracając jeszcze do czasu pracy. Zrobiono kiedyś badania i okazuje się, że średni dzienny czas efektywnej pracy pracowników biurowych na etacie (40 h tygodniowo) to 2,5 h. Reszta to markowanie pracy. Gdyby nie durne, archaiczne przekonanie, że pracownik musi siedzieć te 8 godzin dziennie w pracy, to taka np. księgowa załatwiałaby sprawy w dwie godziny (oczywiście poza okresami rozliczeniowymi, gdzie pewnie jej doby brakuje) i szła zająć się w domu czymś pożytecznym zamiast marnować czas.

Odpowiedz
avatar bezznaczenia
2 8

@doktorek: sorry, ale jaką masz odpowiedzialność za efekty? Problem dzisiejszej edukacji polega na ty, że nauczyciel nie ponosi żadnej odpowiedzialności za efekty swojej pracy. Nie ma żadnej sensownej metody oceny efektywności Waszej pracy. Dzieci zawaliły test końcowy/maturę? To testy były złe, takie trudne w tym roku. Ocena na wizytacji- pierdu pierdu, proszę się poprawić, następna ocena za 5 lat, konsekwencji żadnych. Jak się dzieje na prawdę źle to i uczniowie i rodzice musza się miesiącami prosić o zmianę nauczyciela. Jakie konsekwencje ponosi nauczyciel? Zabiera mu się tę klasę w której rodzice marudzą i daje inną. Z mianowania, dzięki karcie nauczyciela i koleżeńskiej solidarności jesteście praktycznie nie do ruszenia. Więc o jakich konsekwencjach mówimy? Obetną Ci premię czy nie dostaniesz urlopu w wakacje?

Odpowiedz
avatar Nowysam
2 10

@bezznaczenia: bo nauczyciel nie ma realnego wpływu na to czy się dzieciaki uczą czy nie. Jeden będzie słuchał, przede wszystkim chciał, a kilkoro będzie zabijało nudę niszczac lekcję innym. To już nie te czasy gdzie po łapach się lało, a rodzic stał murem za nauczycielem. teraz rodzic przyjdzie z tłumaczeniami aaaaa bo mój brajanek on jest taki wrażliwy, on tak się stara, a ty wiesz że zadań nie robi nigdy, a na lekcjach rzuca kulkami pp klasie. I nic nie możesz zrobić, bo rodzic woli bronić łobuza, aż do kompletnego stoczen8a się w wieku gimnazhalnym.

Odpowiedz
avatar doktorek
1 9

@bezznaczenia: Odpowiedzialność za efekty w tym względzie jest taka sama jak w innych zawodach. Widziałem wielu nauczycieli, którym dyrekcja nie przedłużyła umowy, bo się nie sprawdzili. Problem pracy nauczyciela jest taki, że nauczyciel uczy, ale to uczeń musi się nauczyć. Ja ze swojej strony mogę przygotować wszystko na tip-top, ale nie musi się to przełożyć na wiedzę ucznia. Jesteśmy trochę w sytuacji sprzedawcy, który usiłuje wcisnąć klientowi, który został siłą do sklepu przyprowadzony coś czego ten nie chce. Nie wszystkim się uda, choćby produkt był naprawdę warty swojej ceny. Ponieważ to uczeń musi się nauczyć mamy później swoisty paradoks. Gdy uczeń odnosi sukces całą zasługę przypisuje sobie, gdy ponosi porażkę, to winny jest nauczyciel. A o jakich konsekwencjach mówimy? Choćby o takich, że niejeden nauczyciel miał już sprawy dyscyplinarne i pożegnał się z zawodem, bo nie miał oczu wokół głowy, bo nie wykazał się zdolnością bilokacji i jakiś dzieciak np. złamał rękę, czy uderzył drugiego, a nauczyciel nie zdążył zareagować, bo był na drugim końcu korytarza albo nie było go na dyżurze, bo np. musiał w iść po klucz od sali, dziennik itp. Fajnie się ustala przepis, że nauczyciel na dyżurze ma być od dzwonka do dzwonka, a jednocześnie z dzwonkiem rozpoczynającym lekcję odpowiada za klasę, z którą ma lekcję. Tylko nikt nie pomyślał, że organizacyjnie jest to niemożliwe. Nie da się wypuścić klasy w ciągu sekundy od dzwonka, ani przemieścić natychmiast na dyżur, który czasem jest wyznaczony trzy piętra niżej. Wymiana kluczy, czy dzienników (gdzie jeszcze są papierowe) też wymaga czasu. Wszystko jest dobrze jak się nic nie dzieje, ale jak coś się wydarzy nikogo nie obchodzi, że nie miałeś jak temu zapobiec. Odpowiadam materialnie za sprzęt w jednej z sal lekcyjnych, w której praktycznie nie mam lekcji, a niektórzy nauczyciele zostawiają tam notorycznie otwarte drzwi i uczniów w środku. I co ja mam z tym fantem zrobić, jak rozmowy nie skutkują, ani z nauczycielami, ani z dyrekcją? A mam tam rzeczy takie jak np. zestaw laserowy warty ze dwa tysiące, maszyny elektrostatyczne, teleskopy itp..

Odpowiedz
avatar bezznaczenia
1 3

@doktorek: ja pytam o ponoszenie odpowiedzialności za efekty a nie za bezpieczeństwo uczniów a Ty mi tutaj o złamaniach ręki? Ale ok , rozumiem. Jak się uczeń uczy bo sam chce to efekty ma nauczyciel, jak uczeń nie jest lekcją zainteresowany to już wina ucznia? Jak słabo testy napisze to testy były złe i uczniowie byli źli. Czyli odpowiedzialności za efekty nie macie żadnej. Sam to potwierdzasz. Może stażyście nie przedłuża umowy ale mianowany? Kiedyś jak nauczyciel nie potrafił utrzymać dyscypliny w klasie i zainteresować uczniów tematem to był ujowy nauczyciel a teraz jest "bo Brajanek nie chce się uczyć". Cóż złej baletnicy... Do zawodu idą teraz osoby , które nie maja pomysłu na siebie ale lubią jakiś tam przedmiot szkolny a potem jest płacz i zgrzytanie zębów bo uczniowie nie chcą. Moje mamie przez 40 lat się taki uczeń nie trafił. Owszem, trafiali się mniej pojętni, nawet ocierający się o niezdiagnozowaną niepełnosprawność umysłową, ale nigdy nie powiedziała, że ktoś się nie chciał uczyć. I nie, nie musiała nikogo lać linijką żeby się skupił na lekcji. I tez miała dyżury, i też miała trudnych rodziców, i prowadziła darmowe zajęcia wyrównawcze, nawet pełniła funkcję wicedyrektora nadal wyrabiając godziny tablicowe, przygotowywała apele, prowadziła kółko dla zainteresowanych i mieściła się spokojnie w tych 40 h. I nie narzekała. A teraz to uczniowi źli, rodzice źli, godziny złe, dyżury be, odpowiedzialność zła... A nikt nie przyzna, że po prostu jesteś słaby i sobie nie radzisz. Jak odpowiedzialność za wyniki wygląda wszędzie indziej? Jesteś słaby- nie dostajesz premii, zawalisz coś- wypowiedzenie (i to maksymalnie 3 miesiące, pod warunkiem, że pracujesz w tym samy miejscu 3 lata), mocno zawalisz- wylot z wilczym biletem z dnia na dzień. I nie ma, że to wszystko na około było złe. Twój błąd Twoja odpowiedzialność. W dzisiejszej szkole- błąd nauczyciela, odpowiedzialność uczniów...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 16 marca 2019 o 21:49

avatar bezznaczenia
3 3

@Nowysam: jeśli uczniowie nudzą się na Twojej lekcji to znak, że Ty musisz poprawić swój warsztat a nie czekać aż im się zachce. To tylko dzieci, Ty jesteś od tego żeby je kształtować. Greckie słowo paidagogos oznacza prowadzący dziecko.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
3 15

Nauczyciele nie mają tyle wolnego, co uczniowie. Szkoły pracują mniej więcej do połowy lipca bo: rada plenarna, wydawanie świadectw maturzystom, rekrutacja. I zaczynają pracę w mniej więcej trzecim tygodniu sierpnia, bo są dwie rady, przygotowywanie planu dydaktyczno-wychowawczego szkoły, szykowanie rozkładów materiałów itd. Więc tego wolnego to jest nieco ponad miesiąc. Gdyby nie ten wolny czas, nauczyciele by zwariowali.

Odpowiedz
avatar Aluna
5 9

@Bubu2016: Dokładnie, w ferie też zazwyczaj muszą się pojawić w szkole. Dodatkowo z każdym jest inaczej więc trudno wszystkich oceniać tak samo.

Odpowiedz
avatar Nowysam
2 12

@Bubu2016: nikt nie bierze pod uwagę szkodliwych warunków hałas, kreda, stres i ofromna odpowiedzislność plus niszczenie gardła. to się wydaje banalne, ale większość nauczycieli regularnie chodzi do laryngologów.

Odpowiedz
avatar Izura
2 8

@Nowysam: ja pracuje w stresie, halasie, uzeram się z ludźmi, pracownikami, mam wiecznie zdarte gardło od wykrzykiwania numerów i wdycham opary z grzejącej frytownicy. Pracuje po 11h na dobę, w domu muszę sprawdzać pocztę i zapoznawac się z tym co Góra wprowadza. Oczy na około głowy bo pracując przy rozgrzanym sprzęcie chwila nieuwagi jednego pracownika to może być tragedia. Do tego wpadają do mnie wycieczki z dziećmi, gdzie nauczycielki w 80% maja w dupie co ich podopieczni odjaniepawlaja, jakbym miała liczyć na frytkach ile razy widziałam samochody hamujące przed lecacym dzieciakiem to by mi tych frytek w kartonie brakło. Pozdro od menago z maka, który nie protestuje tylko jak będzie miał dość to po prostu zmieni prace.

Odpowiedz
avatar leonkennedy
-1 5

@Izura: prosta rada, zmień pracę. Nikt nie każe Ci pracować w Maku:) A na poważnie to w każdej pracy są iść i minusy. Nauczycielom nie zazdroszczę, bo zwłaszcza Ci że szkół podstawowych muszą się użerać z dzieciakami. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdzie nie można nawet na ucznia krzywo spojrzeć bo zaraz jakąś mamuśka zrobi aferę, że Brajanek czy Dżesika się stresują

Odpowiedz
avatar Always_smile
8 14

Ja zdecydowanie nie chcę, żeby moje dzieci uczyli nauczyciele pracujący po 40h/tydz i z urlopem 26 dni w roku. Praca z oczami na około głowy, zapewnienie bezpieczeństwa takiej gromadzie z głupimi pomysłami. Rodzice często nie szanują nauczycieli, więc ich dzieci naturalnie też nie. Ja bym chciała, żeby nauczyciel zarabiał dużo, miał wszelkie przywileje, żeby było więcej chętnych na stanowiska i żeby był szczelny system, który zapewni pracę pasjonatom z podejsciem do dzieci, a nie babsztylom z układami z dyrekcją. Daleko mi do nauczycielki, ale doceniam ich pracę i popieram podwyżki

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 3

@Always_smile: "Rodzice często nie szanują nauczycieli, więc ich dzieci naturalnie też nie". I właśnie dlatego nie chciałbym być nauczycielem. Kiedyś przesadzano w drugą stronę i rodzic prawie zawsze brał stronę nauczyciela, choć część zwyczajnie wyżywała się na uczniach. Ale jednak uczniowie mieli wpojony jakiś respekt i nawet jeśli nauczyciel miał dość luźne podejście do uczniów, to ci nie zainteresowani lekcją chociaż nie przeszkadzali. Po prostu, cieszyli się, że mają luz. Dzisiaj mamy roszczeniowych rodziców i roszczeniowe dzieciaki. Z jednej strony metody wprowadzenia dyscypliny zostały mocno ograniczone (po części to dobrze), a z drugiej tacy roszczeniowi uczniowie mają tendencje do wchodzenia nauczycielowi na głowę. Więc trzeba kombinować, co robić, żeby taki przysłowiowy brajanek nie rozwalił lekcji, a jednocześnie nie można być zbyt surowym. Nie zawsze się da znaleźć tzw. złoty środek właśnie przez podejście współczesnych rodziców.

Odpowiedz
avatar berlin
6 10

mozna, oczywiscie, dlugo dyskutowac i wymieniac argumenty za i przeciw. Ale mozna tez podejsc do tego inaczej. Na przyklad Autorka posta - Librariana. Jak sama napisala, byla nauczycielka. 60 dni urlopu nie okazalo sie wystarczajaca zacheta i odeszla z zawodu. Librariana wie, a my mozemy sie tylko domyslac, z jakiego powodu. I dlatego uwazam, ze warto dac nauczycielom podwyzki - zeby dobrzy nauczyciele nie uciekali z zawodu. Zastanowcie sie wszyscy, ktorzy macie dzieci - czy chcecie, zeby Wasze dzieci uczyli najgorsi z najgorszych, ktorzy nigdzie indziej nie znalezli pracy?

Odpowiedz
avatar Librariana
2 4

@berlin: nie, nie odeszłam. Pracowałam przez 3 lata za panie, które odbywały całoroczne, pełnopłatne urlopy "dla poratowania zdrowia". Urlopy się skończyły i już nie byłam potrzebna.

Odpowiedz
avatar feline1
2 6

Tak wyglądają tegoroczne "wakacje" z punktu widzenia nauczyciela: "24-28 czerwca przyjmowanie i weryfikacja świadectw (a, są też zaplanowane 2 rady pedagogiczne, 24 i 28 czerwca, ale to w trakcie rekrutacji, więc pomijam), być może po 28 jeszcze porządkowanie list kandydatów, 4 lipca rozdanie świadectw maturzystom (w naszej szkole zwyczajowo powinien to robić wychowawca), 16-24 lipca przyjmowanie oryginałów świadectw i wprowadzanie do systemu, 25 lipca wywieszenie list, 19 sierpnia ogłoszenie wyników rekrutacji uzupełniającej (tych dat nie dzielą 4 tygodnie, bynajmniej), 20 lub 21 sierpnia matury poprawkowe, później egzaminy poprawkowe, 29 i 30 sierpnia - rady pedagogiczne"

Odpowiedz
avatar bleeee
2 4

@feline1: Rozumiem, ze wszyscy nauczyciele sa na 'ogloszeniu wynikow rekrutacji uzupelniajacej', 'przyjmowaniu oryginalow swiadectw i wprowadzanie do systemu' (za moich czasow nie robil tego zaden nauczyciel, tylko dzial administracyjny). Takze wszyscy sa na maturach poprawkowych, tak? Boze, jacy wy jestescie k.wa biedni. Nie to co ja, jak krol bede sobie lezal przez cale 10 dni urlopu w maju, bo w lipcu i sierpniu urlop mi bedzie przyslugiwal w roku 2023 (wedlug kolejki).

Odpowiedz
avatar madxx
1 7

dni wolnych od pracy, każdy człowiek pracujący w systemie poniedziałek-piątek ma 114 (w obecnym roku) + 26 di urlopu. Nauczyciel ma teoretycznie na wakacjach 44 dni robocze wolnego, ale w praktyce to na pewno mniej, ponieważ nauczyciele pracują mniej więcej do połowy lipca, a zaczynają w ostatnim tygodniu sierpnia. Różnica maleje. Dodatkowo nauczycielowi nikt nie płaci za wycieczki, podczas których musi się użerać z dzieciakami 24/h, jeżeli wycieczka wypada w weekend nie ma żadnych dni do odbioru. Moja mama jest nauczycielką, stąd wiem jak to wygląda i nigdy bym nie chciała podzielić jej losu, mimo "dwóch miesięcy" wakacji ;)

Odpowiedz
avatar bleeee
0 2

@madxx: Drastycznie maleje - a odrabia wolne, ktore dostaje miedzy swietami a Nowym Rokiem? Ferie zimowe?

Odpowiedz
avatar madxx
0 2

@bleeee: szczerze - wolę mieć mniej wolnych dni, ale wrócić do domu po 8 godzinach pracy i mieć wszystko gdzieś, niż mieć 2 tygodnie ferii i wolne między świętami, ale codziennie po pracy sprawdzać sprawdziany, latać na wywiadówki i jeździć na wycieczki :)

Odpowiedz
avatar bleeee
0 2

@madxx: Codziennie sprawdzac sprawdziany hahahaha Opanuj sie. Ja mam prace 9-17, co nie znaczy, ze po pracy moge o niej zapomniec. Bo zawsze ktos moze potrzebowac pomocy, zadzwonic. Poczte musze sprawdzac raz na jakis czas. I jakos nie marudze, jak wy :)

Odpowiedz
avatar madxx
0 0

@bleeee: a to ja od mojej się odcinam, nikt mi nie płaci za interesowanie się pracą po godzinach, więc tego nie robię :). zdarza mi się pracować po godzinach, owszem, ale tylko w sytuacjach kryzysowych i jest to oczywiście wynagradzane. no wiadomo, że nie każdy sprawdza codziennie sprawdziany, z takiej historii miałam pamiętam po jednym sprawdzianie w semestrze. ale moja nadgorliwa mama wystawia jednemu uczniowi około 30 ocen w semestrze - tu sprawdzian, tu wejściówka, tu dyktando, a potem siedzi i sprawdza. całe życie jej mówię, że nie warto za takie pieniądze, no ale to chyba pasja :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 3

Nie możesz być nauczycielem... Nie masz dupy wyżej niż srasz ..

Odpowiedz
avatar Shi
-3 3

Na wstępie zaznaczam, że nauczycielem NIE jestem (bo zauważyłam, że takie rzeczy zaznaczyć trzeba). Hejt na nauczycieli, widzę, nadal w modzie. Nikt nie pomyśli, że powodzenie "obyś cudze dzieci uczył" nie wzięło się znikąd? Większość osób zapomina, że gdyby nie ci "źli i niedobrzy" nauczyciele to jeden z rodziców musiałby zrezygnować z pracy i uszyć WSZYSTKICH przedmiotów swoje dziecko i to na takim poziomie by je przygotować do egzaminów po podstawówce i matury. Niech podniosą rękę ci co wszystko tak dobrze znają. Druga rzecz - właśnie, jeden z rodziców musiałby zostać w domu z dziećmi na czas gdy pierwszy jest w pracy. Oznacza to, że albo tylko jedna osoba pracuje (powodzenia w Polsce by wyżywić rodzinę za jedną pensję) albo rodzice od poniedziałku do piątku tylko się mijają. Fajna wizja rodzinnego życia, prawda? Ktoś powie, że w wakacje rodzice jakoś dają radę. Ok, jednak wakacje to 2 miesiące w roku, a nie 12 i łatwiej zorganizować opiekę nad dziećmi. Nie mówiąc o tym, że w miastach są organizowane pół-kolonie, świetlica nie raz wakacji nie ma (i to nie tylko w mieście), są dziadkowie, kolonie, dalsi krewni i jakoś te "60" dni się zorganizuje. A teraz zorganizujcie tak 365. Kolejna rzecz "bo nauczyciele w mojej szkole to tacy beznadziejni byli, więc żadni nie zasługują na podwyżki i przywileje". Rozumiem, że to, iż na fundusz trafiłam na wielu konowałów sprawia, że żadnemu lekarzowi w kraju nie należą się podwyżki i przywileje. To ta sama logika. W rodzinie mam dyrektorkę szkoły. Ona musi być w pracy nawet w wakacje, ale za to może wziąć urlop "gdy tylko zechce". Wraz z awansem nie wiązała się dla tej osoby żadna podwyżka. Tak, to możliwe, ale nie zagłębiajmy się "dlaczego", bo już jest ściana tekstu. Dyrektorka, mimo, że musi być w pracy 8h dziennie, ma "tylko" 26 dni urlopu, ma więcej obowiązków to cieszy się, że dostała ten awans. Bo mimo braku wakacji, mimo braku podwyżki, mimo posiadania 40-godzinnego tygodnia pracy tej pracy ma... MNIEJ, a wolnego więcej. Może dlatego, że to była jedna z tych nauczycielek co wybrały zawód z powołania... a może nie dlatego. Córka tej dyrektorki też jest szczęśliwa, bo w końcu mama po pracy ma czas dla niej, a nie sprawdza sprawdziany, kartkówki, zeszyty ćwiczeń, zeszyty... Nie udziela korków. Nie układa w wakacje materiału na nowy rok szkolny, bo podstawa się zmieniła i jej mama nagle chodzi zrelaksowana, bo nawet mając na głowie całą szkołę ma mniej niż pracując przy tablicy. Spytajcie dzieci nauczycieli jaki to zawód ich rodziców jest wspaniały i lekki, a przekonacie się, że własne ich dzieci wolałyby by rodzice mieli inny zawód. Nawet jeśli przez to nie mieliby wolnych całych wakacji, ferii, przerw świątecznych (bo i tak nie mają). Od tej samej krewnej wiem, że już chętnych do pracy w szkole brakuje. Szczególnie na wsi, a na wsi jednak też ktoś musi dzieci uczyć, prawda? Niedługo całe pokolenie nauczycieli odejdzie na emeryturę, a nowych jak nie było tak nie ma. W większości szkół kadra zmniejszy się minimum o połowę. Co to oznacza? Ze liczba miejsc w szkołach też się zmniejszy, bo jest prawnie uregulowane ile uczniów nauczyciel może mieć pod opieką jednocześnie. Ew. szkoły będą pracować na 2 zmiany. Wy i Wasze dzieci się ucieszą gdy będziecie musieli zapłacić za ich edukację lub one będą siedzieć w szkole wieczorem. W większości przypadków najwięcej do powiedzenia mają ci, co prace nauczyciela widzieli tylko będąc uczniem. A perspektywa wiele zmienia. Skąd tyle wiem o pracy nauczyciela? Bo sama chciałam nim zostać. Jednak realia bardzo mnie przekonały by iść na studia tylko na 7 semestrów i w rok zarobić tyle ile nauczyciel nie zarobi w ciągu kilku lat.

Odpowiedz
Udostępnij