Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Swego czasu miałem w życiu krótki etap jako dostawca pizzy. Praca zwykle…

Swego czasu miałem w życiu krótki etap jako dostawca pizzy.

Praca zwykle miła i przyjemna - spoko ludzie, pozostali kierowcy do rany przyłóż, można podjeść pizzy, jak czasem kuchnia miała gest i nam zrobiła albo jak się spaliła i "szkoda wyrzucić, a kierowcy zjedzą". No taka prawda, oskrobać i zjemy.

Zarobki też nie były na niskim poziomie - niestety, bardzo uzależnione od szczęścia i braku poszanowania dla samochodu i przepisów ruchu drogowego.

Dostawców pizzy w lokalu, z którym miałem kilka historii przepisy nie dotyczyły absolutnie, jednak każdy z nas mógł się pochwalić zerową statystyką wypadków/stłuczek z czyjejkolwiek winy, licząc tutaj również przypadkowe zarysowania/dzikie zwierzęta. Jeśli chodzi o samą jazdę, postawiłbym ich i wtedy siebie gdzieś na równi z piratami drogowymi, z tym że nam to jakoś lepiej wychodziło.

Wypłata dzienna zależała od ilości pieniędzy w kasie oraz ilości wyjazdów danego kierowcy, więc wiadomo, że każdemu zależało, żeby czas dostawy skrócić do minimum. Dodatkowo każde zamówienie to szansa na napiwek.

Opowiem tutaj kilka historii, zarówno zza kółka eks-pirata drogowego, jak i związanych bezpośrednio z klientami.

Ważną kwestią jest, że klient NIGDY nie jest zadowolony - jeśli na pizzerii jest ruch, wtedy "wam to się nigdy nie spieszy, jak będzie pizza zimna, to masz mi przywieźć nową i kropka!!!", jeśli jest dostarczona w racjonalnym czasie, dostawca słyszy "jeździcie jak wariaci, w końcu komuś zrobicie krzywdę!".

Zacznijmy może od "strażników galaktyki" - piekielni sąsiedzi, którym nie pasuje wszystko - to, gdzie parkujemy "służbowe" samochody, to, gdzie parkują klienci w lokalu (centrum miasteczka, parking tylko na dość szerokim chodniku) oraz to, jak jeździmy.

Mistrzem tych ceremonii okazał się pan mieszkający naprzeciwko pizzerii - starszy dziadek, wiecznie wpatrzony w okno, patrolujący ulicę, czasem czekający na kierowcę, który zaparkuje NA JEGO MIEJSCU POD JEGO DOMEM.

Sąsiad: Widzisz, gówniarzu, gdzie stoisz?! wiesz, ile ta kostka kosztowała? widoczności nie ma, wyjechać się nie da!
Ja: Parkuję tutaj całkiem legalnie, droga publiczna, chodnik nie jest zablokowany, nie utrudniam wyjazdu. Może powinien pan wjeżdżać na plac tyłem?
S: Ja będę kombinował, żebyście sobie mieli gdzie postawić gruza?! Zaraz zadzwonię po policję, masz nie odjeżdżać stąd!
J: Proszę wzywać. Jestem w pracy, najprawdopodobniej stąd odjadę, ale proszę się nie martwić - będę parkował tutaj za każdym razem. :)

Policja często przyjeżdża i odjeżdża, bo samochód zaparkowany poprawnie, dziadek z całego serca mnie nienawidził.

Kolejny "Pan Policjant", 24/7 w bramie ze starą nokią, cykając foty "jak to wy gówniarze jeździcie! to będzie wszystko na policji!”... Nie muszę chyba dodawać, że nigdy nic z tego nie wyszło.

Coś innego - geniusze na drogach. Pizzeria otwarta do 22, zamówienia w bardziej "popularne" weekendy (z meczami czy innymi takimi) czasem ciągnęły się do 24.

Ciemna droga, bez chodnika, po jednej las, po drugiej las. Wiadomo, jazda jak wariat, bo trzynasta godzina w pracy, 30% kierowcy to pizza, 30% kofeina, 30% nikotyna i trochę się już nie chce. Z krzaków wyskakuje grupa nawalonych dzieciaków i kładą się linią na jednym pasie drogi ze 100 metrów ode mnie. Hamulec w podłogę, no ale cudów nie ma, mokro trochę, objazd, poślizg, lewym pasem jazda pełnym bokiem widząc dokładnie czwórkę idiotów leżących na asfalcie. Powrót na prawy, wsteczny... i tyle ich było, uciekli. Do dziś zdaję sobie sprawę że przez moją bezmyślność i ich bezmózgię mógłbym - nawet jeśli nie bezpośrednio ze swojej winy - rozjechać kolejno czterech nastolatków.

Inne sytuacje? Może tym razem inni kierowcy. Nikt nam nigdy nie powiedział, że jeździmy rozsądnie, ale nikt nigdy by nie powiedział, że jak samobójcy.

Zima, na drogach śnieg, drogowcy zaskoczeni, kierowcy widać też. Spora seria zakrętów pod górkę, więc jedziemy całkiem niestandardowo rozsądnie. Z naprzeciwka środkiem drogi i całkowicie niekontrolowanie ślizga się pojazd wiadomej marki - na początku "B", na końcu "W". Raz bokiem, raz na skos, widać, że ktoś chciał coś zrobić i nie tylko mu nie wyszło, ale ciągnie samochód już któryś zakręt i nie potrafi z poślizgu wyjść. Hamować nie ma po co, on się i tak nie zatrzyma - chodnik, między słupem a płotem, krótkie spojrzenie na twarze pasażerów niemieckiego samochodu - ucieszone mordy sebixów szczęśliwych, bo przecież "ale polecieli!"...

Może teraz klienci.

Z rzadka zamówienia dla żartów do sąsiadów czy znajomych, czasem nieodbieranie zamówienia, najczęściej klasyczny ochrzan, bo "miał pan być za 40 min., a dzwoniłem 45 min. temu!".

Najbardziej utkwiła mi tutaj w pamięci prawdopodobnie kierowniczka firmy transportowej, późno w nocy. Podjeżdżam na miejsce, duży plac, brama zamknięta, telefonu nikt nie odbiera - szybki telefon na bar, czy numer się zgadza, bo nasze barmanki równie dobrze mogłyby wypisywać recepty, to nie zawsze wina klienta. Nie w tym przypadku, ode mnie nie odbiera, z baru odebrała za trzecim razem. Podobno kompletnie pijana, mówi, że "mam wejść". Dobra, którędy...

Pizza w ręce stygnie, patrzę na zegarek, 15 min. po zamknięciu... ile można? Dobra, za dzieciaka też się tak robiło. Szybki skok przez płot z pizzą, idziemy, ciemno, pusto, kilka budynków otoczonych sprinterami, boxerami i innymi trafficami. Dzwonię po kolei do każdych drzwi, jedne otwiera Ukrainiec, też nawalony, który "nie panimaju ni zamawiaju" i zamyka przed nosem.

Szukamy dalej. Na samym końcu światełko w tunelu - dosłownie jakaś mała kanciapa, w której się światło pali. Prawie biegiem, pukam, otwiera faktycznie mocno wstawiona kobieta w stroju, że się tak wyrażę, bliższym łóżkowemu niż wyjściowemu, za nią jeszcze jedna i dwóch facetów w stanie uniemożliwiającym zauważenie pojawienia się gościa z pizzą.

Babka: Piiiizza jest! ile płacę?
Ja: Tyle i tyle.
B: A czeemuu tylee?

Pokazuję jej rachunek.

B: No może... racja... bo ja trochę już wypiłam.

Wyciąga z najróżniejszych miejsc jakieś drobniaki i mi daje.

B: Reszta dla ciebie, młody.

Szybkie przeliczenie... no tak…

J: Tutaj brakuje 20 złotych.
B: ...rrrwaa, nie mam chyba, czekaj tu.

Idzie, próbuje obudzić jednego z chłopów, w końcu druga jej daje banknot, daje mi go, zamyka drzwi przed nosem...

I powtórka z rozrywki, szybkim krokiem powrót tą samą drogą, płot, skok do wiernego Grande Punto i jedziemy stamtąd.

Podobno jeszcze dzwoniła, że zimna i że chciała inną, ale barmanka olała sprawę.

Chcecie więcej historii jednego z (statystycznie) najbardziej niebezpiecznych zawodów świata?

pizzeria/dostawca/drogi

by BigbyBoar
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Iceman1973
16 16

Ja rozumiem, że ludzie są różni a już tym bardziej klienci. Jednak dam Ci tu coś od drugiej strony. Na stronie pizzerii w moim mieście można podać godzinę dostawy (plus minus parę minut). No to o godzinie 17.00 zamawiam pizzę na godzinę 21.00 na adres miejsca pracy. i to by było na tyle. Pizzeria telefonów nie odbiera a czynna do 2 w nocy w weekendy. No to smaruję maila. Pizza przyjeżdża o godz. 24.10 kompletnie zimna.

Odpowiedz
avatar xyRon
3 11

Zdarzały się jakieś ciekawe historie z klientami? Jakieś duże napiwki czy też może ktoś nago otworzył albo coś w tym stylu? :D

Odpowiedz
avatar Felina
2 8

xyRon, ja miałam prawie nagiego typa :-D Gość w samych gaciach i szlafroku ledwo trzymającym się na ramionach. Otworzył drzwi na oścież, popatrzył i speszony zaczął się tym szlafrokiem otulać, mówiąc "myślałem, że jakiś pan przyjedzie".

Odpowiedz
avatar xyRon
2 4

@Felina: Ja to bym się wstydził niezależni od płci dostawcy, ale chyba ludziom na starość to wszystko jedno. :D

Odpowiedz
avatar bleeee
1 9

Za gonienie o zle parkowanie sie nie bede oburzal. Kto byl w Anglii wie, ze to wkurza. Wiekszosc ulic u mnie w miasteczku to jednokierunkowe, zastawione po bokach autami, wiec wiekszym autem juz trzeba sie przeciskac. I pan, kurla twoja mac, dostawca pizzy musi zostawic auto na srodku. MUSI, bo jakby zaparkowal na wolnym miejscu 10 metrow od domu to by umarl i pizzy nie dostarczyl. A ja jak pi.da stoje i sobie czekam. Minute. Ale nie, czekaj, to nie ta pizza. A masz drobne? No kurna, jak nie masz drobnych to ciezko. Karta? No spoko, pojde do auta po terminal. Cholibka, jednak nie, bateria padla. Moze idz do sasiada rozmien, co? No, wiem, ze tam czekaja, ale co mam zrobic? Nie trab, zaraz odjade. A co te 10 minut Cie zbawi?

Odpowiedz
avatar beniamin77
8 12

Dla porównania. Dorabiam sobie jako dostawca pizzy w sieciowce w UK. Nikt tu nie naciska na szybką jazdę. Na ścianie hasło: szybkość ważna jest w lokalu, na drodze bezpieczeństwo. Przy podpisaniu umowy wizytówka regionalnego managera z dopiskiem: gdybyś czuł się zmuszany do jazdy niezgodnej z przepisami, zadzwoń do mnie. Żaden kierowca nie pracuje więcej niż 7-8 godzin. Praca świetna, coś jak robota św Mikołaja. Uśmiechnięci ludzie dziękujący za dostawę, roześmiane dzieciaki. Sympatyczni współpracownicy i szefowie. Z uśmiechem tam idę i z uśmiechem wracam do domu. A dla ciekawych: zarabiam 40zł/h + 5zł za każdą dostawę + napiwki (niezbyt popularne w UK, ale trochę się uzbiera) + firma płaci za ubezpieczenie samochodu (do działalności komercyjnej - bardzo drogie tutaj).

Odpowiedz
avatar Tolek
-3 9

@beniamin77: Bardzo proszę o ponowne podanie stawki godzinowej ale w funtach. Jak jesteś zadowolony z pracy, to fajnie. I ogólnie wszystkiego naj.

Odpowiedz
avatar lotos5
0 4

@Tolek: Włącz sobie przelicznik w google

Odpowiedz
avatar MalaSosna
0 2

@beniamin77: 8f za godzinę plus 1f za każdą dostawę i napiwki. Firma płaci za ubezpieczenie. A co z paliwem? Firma oddaje pieniądze za paliwo, czy płacisz z własnej kieszeni? Jeśli sam to marna ta wypłata. No i jakoś teraz była podwyżka minimalnej płacy.

Odpowiedz
Udostępnij