Może i defekuję we własne gniazdo, ale już mi się przelewa. Dla ścisłości, jestem nauczycielem od ponad 40 lat i nadal uczę.
Oczywiście daję też korki - matematyka, fizyka, chemia, angielski (takie mam uprawnienia). Moi uczniowie chętnie opowiadają mi jakie fikołki wycinają ich nauczyciele. "Teraz napiszemy sobie kartkówkę z całego działu" z zaskoczenia. Co robią pacjenci? Posłusznie wyciągają karteczki i rzeźbią. A przecież nie muszą. Na stronie szkoły, w zakładce "dokumenty" musi być wewnątrzszkolny system oceniania. I tam na ogół wyraźnie stoi, że kartkówka jest tylko z trzech ostatnich tematów, a przed sprawdzianem z działu musi być przeprowadzona lekcja powtórzeniowa.
Klasa powinna w tym momencie powiedzieć "nie piszemy" i powołać się na stosowny zapis. Nauczycielka się wkurzy i zemści robiąc uczniom jesień średniowiecza? Pewnie spróbuje, ale poczytajcie szkolne dokumenty. Prawo obowiązuje wszystkich i działa w obie strony.
Kolejny kwiatek - zadawanie z dnia na dzień pierdyliarda zadań i nie sprawdzanie ich. Każdy, powtarzam każdy nauczyciel jest uczony (a dyrekcja też to wie), że praca domowa (zawsze) musi być sprawdzona ilościowo (kto nie zrobił) i jakościowo (kto się gdzieś pomylił). To ostatnie może być robione na zasadzie komu ile wyszło, a jak nie wyszło, to gdzie był błąd.
Pierdyliard zadań bez kontroli?
Pismo od rodziców do dyrekcji szkoły (odpowiedź zgodnie z KPA w ciągu dwóch tygodni) z potwierdzeniem odbioru, a jak nie pomoże, to kolejne z odpisem do kuratorium i organu prowadzącego szkołę (np. wójt gminy). Taka kuracja na pewno pomoże.
Zadawanie kopy prac na weekendy? A może w systemie oceniania jest zapis o niezadawaniu prac domowych na ten czas? Ludzie znajcie swoje prawa! Jeśli uczniowie nie wiedzą, co im wolno, a co nie i dają się stłamsić, to sami są sobie winni. Szkolne przepisy i regulaminy obowiązują obie strony!
PS. Ja prawie nigdy nie zadaję. Pracuję w szkole STO, mam nieco więcej godzin i byłbym pipą, gdybym tych godzin właściwie nie wykorzystał (między innymi na utrwalanie przerobionego materiału). A jeśli zadaję pracę domową, to wymaga ona myślenia i pogrzebania w odmętach Internetu.
I co w związku z tym? Może jeszcze dodać, że nauczyciele tyle wymagają, a w zasadzie to nic nie robią i jeszcze głupi są bo podwyżek żądają? Pretensje powinny być kierowane do tych co piszą podstawy programowe, że taka kijowa jest edukacja, a jak pan pisze ponad 40 lat w zawodzie, gratuluję, ale może czas zwolnić miejsce młodym?
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 23 lutego 2019 o 21:02
@krzychum4: Nie zrozumieliśmy się. Nie piszę o fatalnych zarobkach nauczycieli, ale o świadomości prawa. Jeśli społeczeństwo ma być obywatelskie, to każdy musi wiedzieć, jakie mu przysługują prawa i obowiązki. A w szkole jest z tym do doopy. A jeśli chodzi o zwalnianie miejsca młodym, to cóż, nikt do tego zawodu specjalnie się nie rwie. Stażystów jest 7%. Pozdrawiam.
Odpowiedz@krzychum4: Miejsce dla młodych - w podstawówce, w której pracuje moja mama, jest około 10 wolnych etatów i ogromne problemy ze znalezieniem kogoś do pracy, więc tymi godzinami muszą się podzielić pracujący już nauczyciele. A z tamtejszego grona nauczycielskiego chyba każda osoba, która zbliża się do emerytury albo świadczenia kompensacyjnego (czy jak to się tam nazywa, wymagane 35 lat przy tablicy o ile dobrze pamiętam, co przy rozpoczęciu pracy w szkole zaraz po studium nauczycielskim oznacza emeryturę w wieku 56 lat), chce odejść ze szkoły tak szybko jak to będzie możliwe. Niedługo może się okazać, że nie będzie tam miał kto uczyć, a sytuację dodatkowo pogarsza fakt, że miasto jest z tych "wymierających" - młodzi wyjeżdżają do większego miasta wojewódzkiego i nie wracają. Zresztą w mieście wojewódzkim też nie za bardzo kto ma pracować - jak niedawno patrzyliśmy wraz z dziewczyną (prawdopodobnie przyszłą nauczycielką) na wakaty w szkołach, było dostępnych prawie 400 etatów, a w zeszłym roku sytuacja z jednym z przedmiotów była tak dramatyczna, że szukano ludzi do pracy wśród studentów z uprawnieniami.
Odpowiedz@kitusiek: Kiedyś brak obsadzonych etatów był witany z radością, bo oznaczał w zasadzie stałe nadgodziny dla innych nauczycieli z danych przedmiotów. Dzisiaj z tego co słyszę jest z tym różnie, bo przytłacza masa papierkologii, a i często są to ułamki etatu, które nie pokrywają kosztów. Swoje robi też wydłużanie awansu zawodowego...
Odpowiedz@jotem02: Nikt się nie rwie, bo w niektórych szkołach ciężko jest zdobyć etat. Zarobki marne, bo nie są takie jak pokazuje się w mediach coś koło 4 czy 5 tysięcy. Papierologia owszem, użeranie się z rodzicami, którzy przeważnie nie mogą dać sobie rady ze swoją pociechą, a pouczają nauczycieli, którzy na lekcji mogą mieć nawet 30 "żądnych" wiedzy dzieciaków. Piszesz, że chodzi o respektowanie praw, owszem kartkówka z działu to przesada, ale dzieciaki wiedzą jakie mają prawa a często zapominają o obowiązkach.
Odpowiedz@kitusiek: Dokładnie. Mój były jest nauczycielem od ok. 20 lat, ostatnio z nim gadałam i opowiadał, że już powoli wpadają w panikę - tylu nauczycieli brakuje. Ja się osobiście nie dziwię, bo kto chciałby użerać się z gówniarzami za marne grosze (były jest świetnie wykształcony, kilka kierunków studiów skończonych itd., a żeby wyrobić 3,5k musi uczyć w dwóch szkołach, prowadzić zajęcia dla maturzystów w soboty i udzielać korków).
Odpowiedz@kitusiek: Pauperyzacja zawodu belfra przekłada się na selekcję negatywną do zawodu. Jaki gość po matematyce lub fizyce (a do tego potrzebne są określone kwalifikacje intelektualne) zgodzi się na wegetację na pensji poniżej 2K. Ja uczę na pół etatu, ale tylko dlatego, że to coś w rodzaju hobby. Mam inne źródła utrzymania i emeryturę. Często słyszę jak nauczycielki, pasjonatki tego zawodu mówią, że "na szczęście mąż dobrze zarabia". Czkawka pojawi się za kilka lat (a pierwsze symptomy w postaci wakatów) już są, gdy nie będzie komu uczyć Waszych dzieci. Pasjonaci wymrą, a młodzi.... niewielu widziałem dobrych w te klocki, choć znam chwalebne wyjątki (z bogatymi rodzicami). Pozdrawiam.
OdpowiedzMam podejrzenie, że autor zbyt długo pracuje poza normalnym systemem edukacji. U siebie w STO może spokojnie wyłożyć temat, utrwalać go, a uczniowie i rodzice w razie czego sami sięgną po ćwiczenia. W normalnych szkołach nie ma tak prosto.
Odpowiedz@Zunrin: Ale chodziło mi o świadomość prawa. Uczniowie mają prawa wynikające z systemu oceniania przyjętego przez szkołę. Czy to STO, czy nie to sprawa drugorzędna (aczkolwiek w szkołach STO świadomość praw i obowiązków jest wyższa, bo tego się tam uczy). Pozdrawiam.
Odpowiedz@jotem02: W kwestii świadomości prawa - tak, dzisiejsi uczniowie są jacyś opóźnieni. Opóźnieni w porównaniu z tym, co działo się jakieś 20 lat temu, gdy blisko byłem tematów szkolnych (i to nie tylko z okazji edukacji własnej). To jedno. Ale jakoś tak dziwnie to dochodzenie swoich praw zahacza o fakt zadawania zadań i sprawdzania wiedzy i do tego się odnosiłem.
Odpowiedz@jotem02: Pamiętam jak u mnie w podstawówce ktoś się wychylał ze swoimi prawami. Wychowawczyni (i jednoczesnie dyrektor szkoły) odpowiadała: "Żebyś Ty tak dobrze swoje obowiązki znał jak prawa". I temat się kończył.
Odpowiedz@PsychoPatka11: A wystarczyło ciągnąć dalej, w każdej szkole powinien być Rzecznik Praw Ucznia, do którego wszelkie wykroczenia ze strony nauczycieli/dyrektorstwa powinno się zgłaszać w pierwszej kolejności, jeśli on nie reaguje bądź jest osobą niegodną zaufania(a tak się często zdarza w "kumoterskich" układach), to istnieje coś takiego jak e-mail, który można wysłać do szkoły z opisem sytuacji i "prośbą" o zaprzestanie działań niezgodnych z prawami ucznia i tutaj są takie fajne rzeczy jak CC/DW - czyli do wiadomości innych jak np. : Kuratorium oświaty, urząd zajmujący się szkołą, a w skrajnych przypadkach Rzecznik Praw Obywatelskich, Ministerstwo Edukacji Narodowej, a nie każdy wie, że dwie ostatnie instytucje mają prawny obowiązek odnieść się do każdej nadesłanej do nich skargi w podległym obszarze, więc jak w takiej podstawówce dostaną pismo z ministerstwa to na 100% zmiękną.
Odpowiedz25+40=65lat śmierdzi fakiem
Odpowiedz@krzysieks: dokladnie. +65 uzywajacy slow jak "pierdyliard, rzezbia, pacjenci". Do uczniow zwraca sie "ludzie"...tak na rowiesnikow sie mowi...65+ powiedzialby "dzieci".
Odpowiedz@Limek: jasne, bo osoby 65+ zawsze używają słów co najmniej z zeszłego wieku ;)
Odpowiedz@Limek: jeśli to nauczyciel, to ma stały kontakt z młodzieżową "gwarą", więc raczej nie powinny te słowa dziwić. A jeśli to dobry nauczyciel, to zdecydowanie w swoich uczniach będzie widział ludzi i tak się będzie o nich wyrażał
Odpowiedz@krzysieks: Mam 63 lata, a pracę rozpocząłem w 1979. Wystarczy?
Odpowiedz@Limek: Jeśli siedzi dużo w internecie na stronach typu piekielni, anonimowi czy demotywatory, to nie dziwić si, ze nauczył się takiego słownictwa- często występuje.
Odpowiedz@FlyingLotus: tjaaa, bo srodka nie ma, tylko albo nastolatek, albo z zeszlego wieku...
Odpowiedz@pinslip: no i co z tego, ze "kontakt"? Od kontaktu osoba w dosyc podeszlym wieku nie zacznie nagle mowic jak nastolatek.
Odpowiedz@livanir: ja tez siedze w internecie, ba widze ciagle nie tylko slownictow nastolatkow, a nawet czesto lacine podworkowa, i co, nie rzucam "kur***" co drugie slowo...
Odpowiedz@jotem02: ty, czy twoj znajomy naczyciel :)?
Odpowiedz@Limek: To ja, jak najbardziej osobiście jestem nauczycielem.
Odpowiedz@jotem02: powiedz, dlaczego w takim razie piszesz jak nastolatek?
Odpowiedz@Limek: Literacką polszczyzną też się posługuję jak trzeba, ale w szkole, czy w rozmowach z młodymi z automatu przechodzę na lżejszy kaliber. Wydaje mi się, że tak się lepiej rozumiemy. Uwierz - nie jestem fejkiem, tylko starszym gościem, który bardzo lubi swoją pracę i swoich podopiecznych. A tak BTW to z racji wieku mam mówić Sienkiewiczem? No, ogarnij się trochę. Sześćdziesiątka to jeszcze nie jest jedną nogą na cmentarzu!
Odpowiedz@Limek: Sześćdziesiąt trzy lata to PODESZŁY wiek? Chyba cię lekko porąbało? Ludzie normalnie pracują do sześćdziesięciu pięciu. W dzisiejszych czasach starsi i młodsi mówią podobnym językiem, zwłaszcza w mowie potocznej. Nawet moja babcia (85 l.) wie co to "pierdyliard", "rzeźbić w gównie", "ogarnąć się", "chory pacjent"... a ostatnio rzekła, że się "chyba pochlasta", bo jej jakaś tam potrawa nie wyszła. Może nie wie co to fejk i trolling, ale tyle to jej można wybaczyć, bo jest już w PODESZŁYM wieku.
Odpowiedz@Armagedon: Dzięki. I tak trzymać!!!
Odpowiedz@jotem02: Moj drogi, sama dobijam do 40 i wybacz, ale nie wierze. BTW.
Odpowiedz@Armagedon: Dosyc podeszlym, czytaj ze zrozumieniem. Tak, 63 lata to dosyc podeszly wiek.
OdpowiedzW szkole właśnie młody człowiek uczy się w praktyce jak naprawdę działa prawo :) Od małego wiedziałem co to jest martwy przepis, że nie zawsze opłaca się egzekwować swoje prawa. Zobaczyłem jak kończą idealiści chcący zmieniać system od dołu. Nauczyłem się że z rzeczywistością bywa różnie, ale w papierach trzeba mieć porządek :D Cyniczne to, moralnie wątpliwe, ale przydatne w życiu. Pytanie tylko czy tego właśnie chcemy uczyć dzieci, ale nie mi o tym decydować.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 lutego 2019 o 2:17
@Raveneks: Tak, tego też powinniśmy uczyć dzieci. Mają swoje obowiązki, ale i prawa, których powinni być świadomi. Przyda im się to w dorosłości.
Odpowiedz@jotem02: Ładnie to brzmi, tyle że te dzieci pozostaną w zależności od nauczyciela jeszcze długo. Więc to nie taka łatwa sprawa.
OdpowiedzU mnie w szkole nauczyciele wiecznie powtarzali, ze nie mozna miec pomalowanych paznokci i zebysmy statut przeczytali. Pewnego razu postanowilam to zrobic i nie tylko nie bylo tam nic o malowaniu paznokci, ale kilku nauczycieli musialo zmieniac swoje pso po przeczytaniu im statutu, a ja od tego momentu bylam klasowym "prawnikiem" i korzystalam z tego statutu na nasza korzysc bardzo czesto :)
OdpowiedzŻeby oni znali tak swoje obowiązki jak znają swoje prawa to by było znacznie lepiej. A jeśli nie znają swoich praw to są jakieś siermięgi.
OdpowiedzPróbowałam używać tych przepisów. Było "Ale to możecie dzisiaj zrobić, dzisiaj nie ma weekendu." "Mamy lekcje we wtorek, dacie rade zrobić w poniedziałek(matematyka w cholerę zadań)". Anglistce wypomnieliśmy to o kartkówce, zaczęła robić nam dział w 3-4 tematach... Nauczyciel zawsze się "wywinie". A dyrektor poprze...
Odpowiedz@livanir: Czy dyrektor to koniec "łańcucha pokarmowego" w systemie edukacji? To nie jest tak, że dyrektor ma prywatny folwark i robi co chce, tak samo nawet jeśli nauczyciele zaczynają obchodzić statut w ten sposób, to jest to w pewnym sensie nadużycie i tutaj kłaniają się wyższe szczeble, takie jak Kuratorium Oświaty i Ministerstwo Edukacji Narodowej.
Odpowiedz@Painkiler: Ale co Ty dzieci chcesz pchać do kuratorium? Niech ich rodzice coś z tym robią.
OdpowiedzNie wiem z jakiej zapadłej dziury rekrutują sie tak uposledzeni uczniowie i psychopatyczni nauczyciele z dyrektorami, ale całość robi wrażenie. Podobnie jak wiara rzekomego nauczyciela w prawdziwość opowiastek ciemiężonych przez dręczycieli uczniow.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 lutego 2019 o 21:44
@lowipe: Nie jestem kurnać "rzekomym" nauczycielem. Nie obrażaj mnie bez powodu. A opowiastki, jak je nazywasz, są niestety prawdziwe i jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Pięćdziesiąt równań liniowych z nawiasami i mianownikami z wtorku na środę, czy osiem zadań ze stereometrii każde z czterema podpunktami też z dnia na dzień. I NIGDY nie sprawdzane.
OdpowiedzW komentarzach uściślasz, że chodzi ci wyłącznie o świadomość własnych praw (o obowiązkach nie wspominasz) i w tym zakresie się z Tobą jak najbardziej zgadzam. Podoba mi się też, że prawie nie zadajesz prac domowych. Tym niemniej regulaminowy zapis o możliwości sprawdzania wiedzy wyłącznie z trzech ostatnich tematów uważam za bezsensowny.
OdpowiedzZ tego co wiem z doświadczenia, to w tym zapisie chodzi o to, że nie można bez zapowiedzi sprawdzać wiedzy z więcej niż 3 lekcji. To chyba sensowne, nie da się zapamiętać całości materiału omawianego nieraz przez miesiąc czy dłużej i być gotowym w każdej chwili, że ktoś nas sprawdzi z czegoś co było dawno temu.
OdpowiedzWydaje mi się, że tutaj przydałby się apel do rodziców a nie do uczniów. Bo to rodzice cisną dzieciaki nie interesując się zupełnie czy słusznie czy nie. Pamiętam jak dziś sytuacje mojej kuzynki. Była wtedy w 2 liceum chyba. Końcówka roku szkolnego, być albo nie być prawie całej klasy zależało od ostatniego dużego sprawdziany z polskiego, o ile dobrze pamiętam. Na portalu gdzie pojawiają się oceny (librus?) nauczycielka zamieściła je w ostatni możliwy dzień, chyba o 23? 24? Wiem bo akurat byłem wtedy u nich i cały dom został poruszony bo kuzynka zdała. Wszyscy jej znajomi z klasy też. Rodzice oczywiści ucieszeni, kuzynka w skowronkach, a ja zadałem im pytanie. Na poważnie jakaś głupia baba 2 czy 3 tygodnie trzymała wszystkich w niepewności? Rodzice nerwy dzieci nerwy, dziadkowie nerwy... wszyscy w nerwach bo jakaś głupia zawzięta baba robi nazłość grupie dzieciaków? Ja bym poszedł i nagadał tej kobiecie ale oczywiście rodzice kuzynki ani myśleli coś z tym zrobić. Przecież ich dziecko zdało i tylko to się liczy. To, że dziewczyna ma nerwicę i wrzody przez szkołę to nie istotne.
OdpowiedzTeoria to jedno, praktyka to drugie.
OdpowiedzJuż bez przesady z tymi weekendami. Jak ostatnią lekcję z jakąś klasą masz w czwartek i zadasz im pracę domową to nie licz na to, że odrobią ją w czwartek. To jest problem wielu przedmiotów, bo co jak jakiś jest raz w tygodniu lub po prostu jest w poniedziałek? Większość odrabia prace domowe w ostatnim możliwym momencie, a nie od razu po powrocie do domu. Co do tych reguł to po prostu powinna być dobra wola z obu stron. Jak jakiś przedmiot jest codziennie/prawie codziennie i robi się niezapowiedziany sprawdzian z 3 ostatnich lekcji to jest generalnie łatwo. Jak jest tylko 1-2x w tygodniu i jest totalną pamięciówką no to ciężko to napisać, bo się ich po prostu nie pamięta. Ogólnie nigdy nie rozumiałam koncepcji niezapowiedzianego sprawdzenia wiedzy, bo jaki to ma sens? I znam doskonały przykład, żeby to zobrazować. W moim dawnym gimnazjum była jakaś taka akcja, że były niezapowiedziane kontrole nauczycieli (że komisja przychodziła na lekcję i oceniała). I nauczyciele byli bardzo oburzeni, że jak to, bez zapowiedzi, przecież to trzeba lekcję przygotować (bo chyba każdy pamięta jaki był cyrk, jak te wizyty były zapowiedziane?). Podwójne standardy. Co do klasówek to w zasadzie dorzucenie jakiejś nadprogramowej jest na korzyść dzieci. Przecież mogą ją pisać nawet i pod koniec semestru, ale już nic nie będą pamiętać :) Nauczycielowi się będzie przecież zgadzać w dzienniku. Dlatego nie ma co przesadzać, na studiach bywają 2 kolokwia dziennie z dużo obszerniejszego materiału i jakoś studenci zaliczają.
OdpowiedzW liceum potrafiła nauczycielka z dnia na dzień (dosłownie, z poniedziałku na wtorek) zadać 60 zadań. Sprawdzenie wyglądało tak, że "wyciągamy karteczki". Nie rozumiesz jakiegoś zadania? Pech. Robiliśmy coś w tym kierunku. Wychowawczyni, rodzice, mówiliśmy nauczycielce, że tak nie można. No to z góry na dół 1. Dyrektorka i wychowawczyni, do której sprawa była zgłaszana, nie zrobiły nic. Do kuratorium strach było iść, bo baba potrafiła się mścić za byle jaką rzecz, o czym nie raz się przekonaliśmy. Na kontrolach zresztą stawała się kompletnie inną osobą - miła, tłumaczyła, nie zadawała zadań. Znanie swoich praw jest w porządku, ale jeśli rzeczywiście jest ktoś, do kogo można się w przypadku ich złamania zgłosić
OdpowiedzCo do zadań domowych to moje zdanie jest takie że nie powinno ich być. Szkoła jest od nauki A po szkole odpoczynek. A przecież nie jest zadane z jedneg9 przedmiotu.
Odpowiedz@leonkennedy: zadania to utrwalenie materiału, więc wg mnie powinny być, ale w rozsądnych ilościach
Odpowiedz@anonimowakopalnia: W tak8m razie nie powinny być oceniane w żaden sposób. Ja za szkolnych czasów jeśli w domu nic się nie uczyłem to na sprawdzianie szło mi lepiej niż miałbym się uczyć cały dzień
OdpowiedzJa i moi koledzy korzystaliśmy w liceum ze swoich praw, kumpel nosił wydrukowany regulamin szkoły, czy tam statut i jeżeli coś się nie zgadzało z zapisami tamże, to zgłaszaliśmy swoje obiekcje, często ugrywając to, co chcieliśmy. PS. Do osób, które wietrzą fejka: jotem to prawdziwy nauczyciel, nawet wiem, gdzie uczy(ł).
Odpowiedz