Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jakiś czas temu czekałam z półtorarocznym synem na operację. Miał być "brany"…

Jakiś czas temu czekałam z półtorarocznym synem na operację. Miał być "brany" jako pierwszy, czyli koło 8:30. Oczywiście na czczo.

Nikt po nas nie przyszedł o tej porze (bo jakiś nagły przypadek był), więc co jakiś czas chodziłam do pielęgniarek, dowiedzieć się, czy coś wiadomo w sprawie terminu.

Po 12:00 pytałam, czy jest jeszcze sens trzymać syna bez jedzenia i picia, bo o tej porze to już chyba lekarz nie będzie go operował. Syn cały czas płacze, bo głodny, a ja mu nawet wody nie mogę dać.

Po 14:00 już nawet nie chciałam, żeby był dzisiaj operowany, jeżeli jego neurochirurg od sześciu godzin stał przy stole. Ale pielęgniarki cały czas mówiły, że one nie wiedzą, i że nie wolno dziecku niczego dawać.

Po 15:00 przyszedł nasz lekarz i ze zdziwieniem pyta, dlaczego go jeszcze nie nakarmiłam, przecież on dwie godziny temu przekazał informację, że drugiej operacji nie będzie dzisiaj robił.

Miał syna wziąć następnego dnia o 8:00, na pewno, bo to była sobota - dzień bez planowych zabiegów.

Czekaliśmy do 14:00.

by lemongirl
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
24 26

Sytuacja piekielna dla pacjenta, szczegolnie tego malego, ale nie winilabym tutaj pielegniarek z oddzialu. Pracowalam na oddziale i teraz na bloku. Byc moze chirurg powiedzial na bloku, że drugiej operacji nie bedzie, a informacja nie zostala przekazana na oddzial. Jest tez mozliwe, że nic nie powiedzial, a potem na oddziale jak sobie przypomnial o dziecku to udawal, że to wina pielegniarek, ktore zapomnialy.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2019 o 14:46

avatar greggor
-1 7

@nursetka: Możesz mieć rację, polscy lekarze lubią roztaczać wokół siebie nimb nieomylności i winę za swoje błędy zwalać na innych.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 8

@greggor: Myślę dokładnie to samo. Zważywszy jeszcze to, że następnego dnia pan doktor NA PEWNO miał operować o ósmej, a zeszło się do czternastej, mimo braku planowych zabiegów. I to już raczej nie była wina pielęgniarek. Zresztą, jaki by one miały cel w tym, żeby trzymać dziecko o głodzie WIEDZĄC, że operacji nie będzie?

Odpowiedz
avatar butelka
5 7

O przerabiałam to we wrześniu, kazali nam przyjść na 7.40, nie wiadomo po co jak i tak zaczeli przyjmować na oddział o 9. Syn (4 lata) miał być drugi, bo wg wieku, a był 6-ty, poszedł pod nóż około 14.00. Na szczęście mały był na tyle sprytny, że o 11 stwierdził, że jak ma być głodny to idzie spać i dziecko które nigdy w dzień nie śpi, przespało czekanie i pielęgniarka go zaniosła śpiącego na salę.

Odpowiedz
avatar lemongirl
0 4

@butelka: to ja miałam podobnie jak szłam na cesarkę: kazali przyjść na 7:30 najpóźniej, więc byliśmy o 7:00. Bez jedzenia i picia oczywiście, sierpień, gorąco jak nie wiem co, a przede mną przyjmowali wszystkie babinki do kliniki jednego dnia. Ostatecznie dopiero po 10:00 wzięli mnie na badania...

Odpowiedz
avatar Crook
4 8

Standard w polskich szpitalach. Mnie na ortopedii tak przekładali CZTERY dni od rana do godz. 17-18(od drugiego dnia miałam ich gdzieś i piłam - po kropelce, dwóch, ale dałam radę). Ale dorosły jakoś sobie poradzi, traktowanie tak dziecka to bestialstwo i okrucieństwo.

Odpowiedz
avatar BordoKropka
8 8

Niestety blok operacyjny to "naczynie połączone". Dobrze byłoby, gdyby każdy oddział (chrurgia ogólna, ginekologia czy ortopedia) miał odpowiadający mu zespół anestezjologiczny. A tak jest mnóstwo zmiennych - nagłe zabiegi z innych oddziałów (głównie bardzo nagłe cesarki), przedłużające się zabiegi na innych salach. Mój oddział ma salę do 19. Niejednokrotnie wszyscy (pacjenci, lekarze) około godziny 15 czekamy nawet 2 godziny na zabieg. Bo do 15 pracują cztery sale, a po 15 dwie. I na sali, która do 15 miała skończyć, przedłuża się zabieg. A pilne zabiegi to jednak dosyć powszechna sprawa. Faktem jest, że komunikacja międzyoddziałowa jest fatalna. Się rozmawia, klaruje sytuację, a i tak niejednokrotnie czekam 2 godziny w pracy po nic, bo jednak pacjenta nie wezmą. No cyrk na kółkach.

Odpowiedz
avatar bleeee
3 5

@BordoKropka: Tutaj problem w zrozumieniu tej historii polega na tym, ze, poza brakiem komunikacji, brakuje zrozumienia dla lekarzy. Niektorym sie wydaje, ze lekarz po prostu sobie pil kawke i dlatego dziecko nie moglo miec zabiegu o 8, jak planowano. Prosze tez miec na uwadze, ze lekarz mogl dzien wczesniej miec zabieg, ktory powinien skonczyc sie o 18, ale przeciagnal sie do polnocy. Albo w nocy go wezwano do pilnego zabiegu. Czy ktokolwiek chcialby, aby jego dziecko bylo operowane przez skrajnie wykonczonego lekarza? I tak, bardzo piekielny jest brak komunikacji i trzymanie dziecka 'na glodzie', ale prosze nie obarczac wina lekarzy.

Odpowiedz
avatar lemongirl
-3 3

@bleeee: chyba trochę nadinterpretowałeś/aś historię. Lekarz miał wziąć mojego syna zaraz po obchodzie, czyli koło 8:30. Ale trafił się nagły przypadek i operował innego pacjenta co najmniej do 13:00. Potem żadnej operacji już nie miał. Sam do nas przyszedł i powiedział, że już nie miał żadnych operacji, a mojego syna weźmie następnego dnia rano. Nie bardzo rozumiem skąd Ci się nasunął wniosek, że operował do północy.

Odpowiedz
avatar bleeee
-1 1

@lemongirl: Nadinterpretowujesz moja wypowiedz. Gwarantuje Ci, ze to nie jest tak, ze lekarz sobie nic nie robil cale popoludnie. Poza tym - sale operacyjne sa tez 'rezerwowane'. Moze o 13 inny lekarz tam operowal? Moze z innego oddzialu. Moze anestezjolog musial isc na inny oddzial? Po prostu nie lubie jak z gory (tak, jak odczuwam z tej historii) zaklada sie czyjas 'zla wole'. Jak wyzej pisalem: brak komunikacji jak najbardziej piekielny. Ale juz samo opoznienie nie.

Odpowiedz
avatar lemongirl
0 0

@bleeee: wskaż mi proszę fragment, w którym kogokolwiek obwiniam, bo ja go nie potrafię znaleźć.

Odpowiedz
avatar Lajfisbrutal
0 0

@bleeee:To nie jest wina lekarza, tylko sytuacji w naszym kraju i chorego systemu. Jak ma być normalnie, skoro lekarzy jest zwyczajnie za mało? Sporo wyjechało, bo nie opłaca im się tutaj pracować, a ci, którzy zostali... są jacy są. Przykład - w jednym z największych szpitali dziecięcych w Polsce jest zaledwie 4 neurochirurgów, z czego jeden już praktycznie nie operuje, tylko s zefuje, jeden jest sensowny, a pozostałych dwoch... szkoda gadać. Mój wcześniak też wiele razy czekał na głodniaka przez wiele godzin. Razem z mężem kiedyś czekaliśmy na 5 minutowe podpisanie zgody przez 8 godzin, bo facet cały czas oferował. A potem się dziwią, że błędy lekarskie jak lekarz ledwo widzi na oczy po n-tej godzinie pracy.

Odpowiedz
Udostępnij