Moja ostatnia historia dotyczyła mojego piekielnego szefa, kto czytał ten wie o co chodzi. W skrócie gość oszczędza na wszystkim i wszystkich. Tyle słowem wstępu.
Dzisiaj opowiem Wam ostatnią sytuację z pracy. ;)
W moich okolicach panuje wirus grypy, połowa zespołu chora - druga połowa nie chce iść na L4. Jako dobry pracownik z pierwszymi objawami grypy (kaszel, katar, trochę gorsze samopoczucie) zgodziłam się obsługiwać sporą imprezę studniówkową. Takie imprezy mają to do siebie, że trwają długo i roboty jest dużo. Skład był delikatnie okrojony przez połowę ludzi chorych to i pracować trzeba było za dwoje. Myślałam, że dam radę, ale przeceniłam swoje możliwości ;)
W połowie imprezy (gdzieś tak po 10h pracy) zaczęłam czuć się okropnie, dostałam gorączki i już wiedziałam, że do końca nie wytrwam. Zgłosiłam to do szefa, od razu zaznaczając, że na moje miejsce przyjdzie koleżanka za jakieś 40 min i do tego czasu w pracy zostanę żeby załogi samej nie zostawić.
Mój szef jako człowiek inteligentny na takie rozwiązanie się nie zgodził. Zaznaczył, że jeśli wyjdę mogę z pracą się pożegnać. Wytrzymałam jeszcze jakieś 2h na ibupromie i zimnych okładach, po czym zemdlałam. Nerwy i choroba zrobiły kumulację i efektownie wylądowałam na podłodze z tacą pełną szkła. No nic, pozbierali mnie, posprzątali bałagan, była sensacja. Szef jednak do domu mnie nie puścił, dał szklankę wody (dziękuję, dobrodzieju!) i kazał pracować dalej. W tym momencie kelnerzy stwierdzili, że poradzą sobie beze mnie, a kolega po prostu odwiezie mnie do domu czy to się szefowi podoba czy nie.
Do domu dotarłam, następnego dnia poszłam do lekarza. Dostałam tydzień L4 i dyscyplinarne zwolnienie z pracy.
No cóż, bez sądu pracy się nie obejdzie.
gastronomia
Sąd pracy + Prokuratura i art. 160 par. 1
OdpowiedzJak bardzo nie masz szacunku do siebie, ze pozwalasz się tak traktować?
Odpowiedz@Iceman1973:Czy zastanowiłeś się chociaż przez 10 sekund, czemu jej pracodawca istnieje i zatrudnia ludzi? Ano dlatego, że pozwalają się tak traktować. W żadnym wypadku nie próbuję tu przenosić winy na ofiarę, bardzo dobrze że autorka chce iść do sądu pracy - jednak gdyby pracownicy mieli więcej szacunku do siebie, to nie pozwalaliby traktować się w ten sposób i nie zatrudnialiby się w takich miejscach. Komorowski przegrał wybory za tekst "wziąć kredyt i zmienić pracę", jednak taka jest rzeczywistość - nie można po prostu przyjmować za normalność tego, że przychodzimy chorzy do pracy (i to w dodatku przy jedzeniu!!).
Odpowiedz@kabdam: Szacunek do siebie trochę wymięka jak się ma mało alternatyw jeśli chodzi o zatrudnienie, nie ma się pieniędzy na czasowe przejście na bezrobocie, a do tego ma się np. kredyt czy rodzinę na utrzymaniu. "Nie próbujesz przenosić winy na ofiarę" (chociaż trochę tak brzmi) ale mimo tego sugerujesz, że nie ma szacunku do siebie. Serio są rzeczy ważniejsze niż czyjaś duma, więc może to Ty się powinieneś zastanowić jednak. Nie każdy może tak ot rzucić pracę i żyć z kredytu do czasu znalezienia innej, są różne sytuacje życiowe.
Odpowiedz@kabdam: To pomyśl jeszcze raz, czemu Komorowski przegrał wybory :). Bo Polska to nie tylko Wrocek, Warszawa czy jakieś specjalne strefy ekonomiczne z fabrykami. Niesamowite, ale prawdziwe!
Odpowiedz@Leme: Mało alternatyw? Nawet na kasie w Biedronce zarabiają teraz całkiem przyzwoite pieniądze. Pewnie, raczej dla nikogo nie jest to praca marzeń, ale jako coś na przeczekanie zanim się trafi coś lepszego to już całkiem w porządku opcja. I z pewnością lepsza niż miejsce gdzie traktują człowieka tak, jak zostało opisane w historii.
Odpowiedz@jass: Mta. Tyle że. Kilka lat temu miałam nieszczęście mieszkać w małej miejscowości na podkarpaciu. Najbliższe duże miasto chyba z 60 km dalej. Wyobraź sobie, że przez pół roku widziałam tam JEDNO ogłoszenie w markecie, że szukają pracownika. Jak poszłam tam z CV od razu, to już dawno było nieaktualne (a poszłam tego samego dnia wieczór). To, że w wielu miastach jest pełno pracy w marketach nie znaczy, że wszędzie tak jest. A druga sprawa - ty chyba nie bardzo wiesz, jak traktuje się ludzi w marketach :D.
Odpowiedz@szafa: Ale w takiej miejscowości raczej nie będzie na tyle dużej szkoły, żeby zatrudniała na studniówkę ileś osób. No fakt, nie wiem :D Ale z tego co słyszałam (mój brat pracuje w HR), warunki od strony pracodawcy w tych hipermarketach bardzo się zmieniły na plus. A od strony klientów - no niestety, przy pracy z ludźmi nieprzyjemnych sytuacji się nie uniknie. Ale to jednak nie to samo co walnięty szef.
Odpowiedz@jass: No w HR Ci powiedzą, że cud miód i ciasteczka, bo rzeczywiście pensje poszły w górę, część marketów ma benefity podobne do korporacyjnych. Ja powiem tyle - u nas w markecie na 12 godzin pracy fizycznej, cały czas na nogach, masz aż niesamowite 20 minut przerwy (!), jak ostatnio dziewczyna miała biegunkę, to ją postawili na głównej kasie, bo kierowniczka tamtego działu jej nie lubi, a pomieszczenia masz takiej wielkości, że nie ma mowy o przestrzeganiu BHP, nie mówiąc, że normą jest pranie mózgu pod tytułem "jak to jesteś chora? my wszyscy chodzimy chore do pracy i żyjemy, patrz na X, ona ma 60 lat, jest po dwóch operacjach, po których jej nie wolno nic dźwigać, a przerzuca worki z ziemniakami albo y, ma przepuklinę kręgosłupa, a przerzuca pojemniki z mięsem, a ty chcesz iść na L4, bo masz jakieś zapalenie uszu czy krtani?" ;) i "jak to nie będziesz pracować do 22ej, a rano nie przyjdziesz na 5ą? Tak, wiem, że to nielegalne, ale wszyscy tak robią, musimy sobie pomagać, skoro brakuje rąk do pracy, a Ty myślisz tylko o sobie" ;). Oczywiście wiele zależy od konkretnego kierownika, ja tam dbam o swoje dziewczyny, ale jak słucham i patrzę na to, co się dzieje dookoła, to jakaś masakra, większość kierowników ma podobne podejście, co w tej historii. Nie bez przyczyny wszędzie w marketach są Ukraińcy, a i ci nie chcą za bardzo pracować i wiszą ciągle ogłoszenia o zatrudnianiu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 lutego 2019 o 8:59
@jass: A, i zapomniałam dodać, że u nas, jeśli pójdziesz na L4, to zabiorą Ci jakieś 25% pensji ;), co przy naszych pensjach oznacza, że nie masz za co przeżyć do końca miesiąca ;).
OdpowiedzBardzo odpowiedzialnie - kelnerka z grypą. Ciekawe ile jeszcze osób wylądowało w łóżkach po Twoim uczynnym roznoszeniu wirusów. Źle się czujesz to siedź w domu, a nie planuj pracować przy żarciu.
Odpowiedz@mskps: gdyby każdy kelner z powodu kataru brał L4 to gwarantuje, że nie miał by kto cie obsługiwać ;)
Odpowiedz@Peruna: gdyby każdy chorujący przesiedział chorobę w domu i się wyleczył, to ilość zachorowań zmalałaby o kilkadziesiąt %. Nie ma ludzi niezastąpionych. Zwłaszcza na takich stanowiskach.
Odpowiedz@Peruna: Nie widzisz różnicy między niegroźnym katarem, a zaraźliwą grypą, która po kilku godzinach (!) doprowadziła cię do omdlenia? Jak w tym kraju ma być normalnie, skoro ludzie są tak głupi i nieodpowiedzialni? Najbardziej piekielną osobą w tej historii jesteś ty - nie szanujesz ani siebie, ani ludzi dookoła a potem stękasz na piekielnych...
Odpowiedz@lady0morphine: tym bardziej, że była zrobić wymaz z nosa i miała potwierdzoną grypę, a nie innego mniej groźnego wirusa.
Odpowiedz@Peruna: ...a w marketach by ludzie stali w kolejkach jak za PRLu :). Uwielbiam moich klientów pytających mnie "Czemu pani jest chora w pracy?" "A widzi pan kogoś na moje zastępstwo?" (już nie wspomniawszy, że jakoś w drugą stronę to nie działa - klienci chodzą chorzy na zakupy, nie nosząc maseczek i kichają i plują na wszystko i jest git)
Odpowiedz"...ZGODZIŁAM się obsługiwać sporą imprezę studniówkową." Zastanawiam się, jak to rozumieć? Znaczy, ktoś cię o to POPROSIŁ, a ty się zgodziłaś, czy też ZAPYTAŁ czy zechcesz, a ty zechciałaś. No bo na normalne wykonywanie obowiązków w ramach zatrudnienia, raczej nie trzeba wyrażać zgody? Tylko wtedy, gdy obsługa studniówki to dodatkowo płatne zajęcie, zlecenie poza umową o pracę? Jeśli tak - nie trzeba się było na to porywać, skoro JUŻ źle się czułaś. Przecież wiedziałaś, że to solidny zapiernicz przez kilkanaście godzin. Ale jeśli to zrobiłaś i przeceniłaś swoje siły - miałaś prawo, załatwiwszy wcześniej zastępstwo, iść do domu. A pan szef nie miałby prawa wywalić cię dyscyplinarnie, bo twoje dodatkowe zajęcie nie dotyczyło umowy o pracę. Co najwyżej, mógł ci potrącić z wynagrodzenia za ten wieczór. Zatem, zastanawiam się, dlaczego to zrobił? Jest idiotą? Jeśli się wkurzył - mógł cię po prostu zwolnić w trybie ustawowym i tyle. Dyscyplinarka ma sens, jeśli pracujesz w ramach umowy o pracę i w czasie trwania tej pracy popełnisz jakieś poważne wykroczenie (na przykład złapią cię na kradzieży, lub piciu alkoholu), ewentualnie NIE STAWISZ się do pracy w wyznaczonym terminie, bez uprzedzenia i usprawiedliwienia. Więc nie rozumiem tej "dyscyplinarki", bo do tego trzeba mieć naprawdę dobry powód. A rozwiązanie umowy powinno być pisemne. Jeśli, zaś, byłaś zatrudniona "na pysk" i "na pysk" cię zwolniono - to raczej w sądzie pracy nie masz czego szukać.
Odpowiedz@Armagedon: porzucenie stanowiska pracy kwalifikuje się do dyscyplinarki i jeszcze odszkodowania na rzecz firmy ;) A tak na poważnie, to w takim stanie idzie się na SOR lub w ostateczności na nocny dyżur, a nie do domu biorąc zwolnienie dnia następnego. W takiej sytuacji nawet zwolnienie z datą wstecz w sądzie nic jej nie da. Bo zwykłego zwolnienia lekarskiego sąd nie potraktuje poważnie jako "nagłego zdarzenia". Na papierze nie ma nic, z czym mogłaby wygrać w sądzie. Żeby chociaż sms wysłała (mimo, że szef stoi obok), żeby jakąkolwiek podkładkę mieć.... Na papierze jest tak jak mówisz: szef zapytał/zaproponował, a ona się zgodziła, co oznacza zdolność do pracy i dobrą wolę oraz poszanowanie przepisów obu stron. Potem jej się odwidziało i chciała opuścić miejsce pracy, na co szef nie wyraził zgody (przed przyjazdem zastępstwa). Następnie odegrana scenka i....zwykłe L4 od lekarza z datą wystawioną wstecz już PO dyscyplinarnym zwolnieniu. Czyli nie SOR, nie nocny dyżur, ani nic innego potwierdzającego nagłe pogorszenie się zdrowia. A świadkowie? Jak to świadkowie w takiej firmie - zeznania będą sprzeczne (lub nieścisłe, bo każdy nabierze wody w usta). Więc wyrok może być jeden...
Odpowiedz@Armagedon: Nie jestem zatrudniona "na pysk". Mam umowę, wszystko jest legalne. A szef to zrobił bo jak to ująłeś, jest idiotą. :)
Odpowiedz@Lobo86: Porzucenie stanowiska pracy kwalifikuje się do dyscyplinarki, ALE dotyczy to umowy o pracę. Zwolnić można PRACOWNIKA. W umowie zleceniu przyjmujący zlecenie jest STRONĄ umowy, nie pracownikiem. Więc, jeśli autorka jest zatrudniona na umowę o pracę w (powiedzmy) restauracji, to nie może zostać zwolniona dyscyplinarnie z tej restauracji, bo nie ogarnęła umowy zlecenia poza godzinami etatowej pracy. Chyba że obsługa studniówkowa byłaby wykonywana w ramach pracy etatowej. Wówczas dyscyplinarka mogłaby się zdarzyć. Zastanawiam się tylko, dlaczego autorka miałaby się wtedy zgadzać, bądź nie zgadzać na wykonywanie swoich normalnych obowiązków. A jest jeszcze opcja, że obsługa imprez dodatkowych w ogóle jest bez żadnej umowy, kasa wypłacana jest pod stołem, a szef nie odprowadza od tego składek i podatków. A w takiej sytuacji o zwolnieniu dyscyplinarnym W OGÓLE nie może być mowy. Bo oświadczenie ustne "zwalniam cię dyscyplinarnie" nie ma żadnych umocowań prawnych. A jeśli się ktoś wybiera do sądu - powinien mieć w ręku umowę o pracę, oraz decyzję o zwolnieniu dyscyplinarnym na piśmie.
Odpowiedz@Armagedon: "Zastanawiam się tylko, dlaczego autorka miałaby się wtedy zgadzać, bądź nie zgadzać na wykonywanie swoich normalnych obowiązków." Nadgodziny ;) "A jeśli się ktoś wybiera do sądu - powinien mieć w ręku umowę o pracę, oraz decyzję o zwolnieniu dyscyplinarnym na piśmie. " W rzeczonej sytuacji ona na piśmie niczego nie ma, a szef może sobie w takiej sytuacji powiedzieć, że to nadgodziny. Z resztą - to gdybanie. Uważam, ze w sądzie nie ma najmniejszych szans, bo po pierwsze na piśmie niczego nie ma, nic nie świadczy o nagłości zdarzenia (świadków nie znajdzie), a jak powie, że podchorowana była wcześniej, to jeszcze po łapkach dostanie za kontakt z żywnością.
Odpowiedz@Lobo86: Bzdury prawisz. Jeżeli faktycznie autorka była chora i przebieg był taki jak opisała, bez trudu przed sądem udowodnione będzie bezzasadne zwolnienie.
OdpowiedzStudniówka mająca swój półmetek po 10h ? Ok....
Odpowiedz@Lobo86: A to studniówkowicze na swej studniówce pracują? "W połowie imprezy (gdzieś tak po 10h pracy)" Ja to rozumiem, że Autorka była już ok. 10 godz. w pracy (gotowanie, przygotowanie sali itp.), a sama zabawa mogła trwać dopiero od 5 godz. jeśliby została przewidziana na 10 godz.
Odpowiedz@vonKlauS: Studiówki trwają po 3-4h tak realnie, z czego i tak 50-75% pracowników ma wolne po wydaniu ciepłego i zostaje jedynie kilku kelnerów. Przygotowanie wydawki i reszty - kolejne max 3-4h. 10h jako "półmetek" ? Bądźmy poważni. Jeśli bezpośrednie przygotowanie i obsłużenie imprezy zajmuje im 3 dni robocze (20-24 roboczogodzin), to też bym się fqrwiał na takich pracowników. Akurat wiem ile takie rzeczy mogą zajmować, bo mój znajomy prowadzi restaurację i takie rzeczy też obsługują (catering) jak studniówki, bale, urodziny, wesela, stypy itp. To naprawdę tyle nie zajmuje. "a sama zabawa mogła trwać dopiero od 5 godz. jeśliby została przewidziana na 10 godz. " Autorka napisała tak: "W połowie imprezy (gdzieś tak po 10h pracy)" Skąd ty wziąłeś tam 5h, jak autorka wyraźnie pisze ile czasu minęło i ile jeszcze zostało? -edit- nawet jeśli wcześniej pracowała etatowo przy innym zajęciu i dopiero po 8h swoich obowiązków poszła dodatkowo obsługiwać studniówkę, to sama napisała, że się na to zgodziła - dobrowolnie. Wobraź sobie, że ty masz pracownika, który najpierw się zobowiązuje, aby po chwili twierdzić, że "on jednak nie da rady". No co my kurde dziećmi jesteśmy? Jak się źle czuła, to mogła się nie zgadzać i tyle. W tej sytuacji mam zdanie takie samo jak @Armagedon kawałek wyżej.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 lutego 2019 o 12:38
@Lobo86: Może wyjaśnię bo faktycznie nie opisałam tego dokładnie. Studniówka była wyjazdowa, tzn na zasadzie cateringu w szkole. Czyli my jako kelnerzy przyszliśmy na 9 rano, studniówka zaczynała się o 17 a trzeba było przygotować stoły, nakrycie, zastawę itd. Czyli do godziny 19 wychodzi 10h a impreza potrwała do 6 rano czyli POŁOWA mojego czasu pracy. Przy czym jestem zatrudniona na stanowisku pomocy kuchennej, przyszłam na imprezę jako kelnerka w ramach dodatkowej zapłaty W MÓJ DZIEŃ WOLNY.Czyli oficjalnie w pracy mnie nie było, dostałam L4, zaraz po tym zwolnienie dyscyplinarne- którego na zwolnieniu lekarskim dać nie wolno. No i większość kelnerów na takich imprezach pracuję na czarno więc nic z tego żeby ktokolwiek potwierdził mój udzial tam. Czyli oficjalnie dostałam wypowiedzenie po dostaniu L4.
Odpowiedz@Peruna: "my jako kelnerzy przyszliśmy na 9 rano, studniówka zaczynała się o 17" CHYBA SOBIE ZE MNIE ŻARTUJESZ ? "a impreza potrwała do 6 rano" Studniówka w LO? Bez szans, bo nikt nie zgodziłby się na zabezpieczenie szkolnego eventu na tak długi czas. Tak było w tym roku w mojej starej szkole. Max zabawa do północy i koniec. A kelnerzy przyszli godzinę przed startem. Ciepłe dojechało już w trakcie, bo przecież nie może to leżeć nie wiadomo ile w bemarze, a nikt gotował na miejscu nie będzie. I nie pisz, że przenoszenie wody, napojów itp tyle potrwało, bo paletę takiego żarcia/picia można w 3 osoby przerobić w mniej jak godzinę. "W MÓJ DZIEŃ WOLNY.Czyli oficjalnie w pracy mnie nie było" Byłaś. I to oficjalnie. Pracujesz na etacie. Po prostu straciłaś dzień wolny. Nie musiałaś z tego tytułu podpisywać żadnej dodatkowej listy obecności, a stosowny aneks mógł być dostarczony pod koniec miesiąca lub mogło to zostać policzone jako nadgodziny. Wytłumaczeń moze facet znaleźć milion i każde zgodne z prawem. "oficjalnie dostałam wypowiedzenie po dostaniu L4. " Oficjalnie to wygląda tak, że straciłaś dzień wolny, bo po rozmowie z szefem zgodziłaś się na dodatkową pracę w roli kelnerki, aby obstawić studniówkę. I mając świadomość choroby roznosiłaś jedzenie. Ba - jeśli facet ma głowę na karku, to jeszcze zapłacisz odszkodowanie. Jak pisałaś - ty masz etat. Kelnerzy byli kompletnie na czarno, a faktura za imprezę została wystawiona. Od strony prawnej facet ma dupę krytą jak trzeba. Ty nie.
Odpowiedz@Lobo86: Moja studniówka trwała od godziny 18 do godziny 6:30 dnia następnego. Ba, poprawiny zaczynały się o 11 i trwały do 17. Także nie bierz wszystkich swoją miarą-niektórzy bawią się dłużej niż do północy. I jak dla mnie studniówka do północy to jakaś porażka. U nas o północy zaproszeni nauczyciele wyszli i to był już nasz czas. Do 21 zazwyczaj trwają same oficjalne rzeczy jak podziękowania dla nauczycieli, polonez, obiad itp. Chociaż zgadzam się z tym, że bycie chorym i to tak mocno, że się omdlewa, w połączeniu z pracą w gastro, jest co najmniej nieodpowiedzialne.
Odpowiedz@Habiel Dokładnie, moja również trwała od 19 do 5 w budynku szkoły. Do tego pilnowali nas jedynie nauczyciele i kilka matek (były 3 klasy po 20-kilku uczniów każda). Jedynie straż pożarna musiała wydać zgodę (nie wiem, czy teraz tak jest), bo było pełno dekoracji z łatwopalnych materiałów - ale też żaden strażak nad nami nie czuwał.
Odpowiedz@Lobo86: a moja trwała krócej, koło 3 koniec, bo lokal miał takie a nie inne wymogi (żeby potem posprzątać i tak dalej). Cóż, krócej w porównaniu do tego, ile trwałą na terenie szkoły w latach wcześniejszych, zanim wynajmowanie sal na studniówki stało się modne. Do 5-6 to była norma. :) To, że Tobie się nie zdarzyło, nie znaczy, że się nie zdarza w ogóle, na całym świecie. :)
Odpowiedz@Lobo86: W mojej poprzedniej firmie jeden ze spawaczy pożarł się w godzinach pracy z pewnym dość głupkowatym koordynatorem. Kazał koordynatorowi "oddalić się bardzo szybko w podskokach" tylko troszkę mniej grzecznie i wyszedł, porzucając stanowisko w godzinach pracy. Przyniósł na drugi dzień L4, jeszcze tego samego tygodnia dostał zwolnienie dyscyplinarne. Założył sprawę i wygrał ją z automatu - mimo że firma poważna, pierdyliard nagrań z kamer pokazujących całą sytuację i rzeczony głupek - kordynator występował w charakterze bardzo gorliwego świadka. Sąd uznał że nie było podstaw do zwolnienia dyscyplinarnego skoro pracownik przedłożył zwolnienie lekarskie czyli uznany prawnie dokument poświadczający niezdolność do pracy. Koniec , kropka. Jak sądzisz, skoro decyzja taka zapadła w sprawie firmy będącej częścią międzynarodowego koncernu (magiczny "zachodni kapitał" i "miejsca pracy") to jakie szanse w bardzo podobnej sytuacji ma opisywany w historii polski "szef" - cham, buc, prostak, menda i bydle?
OdpowiedzPiekielna to bardziej jesteś ty. Nie wiem co trzeba mieć w głowie żeby zgodzić się pracować z już objawami grypy gdzie doskonale wiedziałas, że panuje w okolicy. Znajomy ostatnio złapał grypę. Zatrzymanie akcji serca. Na szczęście odratowali, ale ma wszczepioną teraz zastawkę. I to wszystko przez takich idiotów którzy chodzą i zarażają.
Odpowiedz@BBlue: No dokładnie, nie wiesz, co ma w głowie, więc się nie wypowiadaj. No chyba, że jej wyślesz kasę na życie.
Odpowiedz@szafa: A z jakiej racji mam jej wysłać jakaś kasę na życie? Dostała L4 czyli kasę dostanie. To jakieś usprawiedliwienie, że jak ktoś ma niedobór pieniędzy to może sobie przychodzić do pracy chorym czy jak? Jakby Cię taka zaraziła grypą byś wylądowała w łóżku i byś nie miała na życie to komu będziesz kazała żeby ci płacił? Też bedziesz taka mądra?
Odpowiedz