Jak wiadomo, istnieją dwa rodzaje osobników poruszających się na rowerach. Rowerzyści (którzy przestrzegają przepisów i nikomu nie wadzą) oraz pedalarze (których nie trzeba przedstawiać).
Nie wiem, czy z wiekiem człowiek głupieje, jednak "za moich czasów", w podstawówce, mając ok. 8-9 lat zdawało się egzamin na kartę rowerową.
Nie wiem, jak to wyglądało w innych miejscach, jednak u mnie był to cały ceremoniał. Na lekcjach techniki mieliśmy omówienie znaków drogowych i podstawowych przepisów, które kończyło się testem. Zdanie testu uprawniało nas do przystąpienia do egzaminu praktycznego.
Na boisku do koszykówki był zorganizowany mały tor przeszkód, który trzeba było pokonać. Po zdaniu egzaminu, pękając z dumy, otrzymywaliśmy upragnione karty. Oczywiście ostatecznie nikt z nimi nie jeździł, ani nikt nie weryfikował ich posiadania, jednak mimo to jako dzieciaki umieliśmy jeździć bezpiecznie i bez narażania otoczenia na szwank.
Dodam tylko, że być może nie odkryję tym stwierdzeniem Ameryki, ale samochody i motocykle posiadają światła kierunkowskazów. Rower takowych nie ma, więc w takiej sytuacji, kierunkowskazami stają się ręce kierującego. Ręka wyciągnięta w prawo - sygnalizujemy zamiar skrętu w prawo. Ręka w lewo - analogicznie. Proste? No... nie.
Przechodząc do meritum: jechałam dzisiaj samochodem ulicami centrum miasta. Była to jedna z bocznych ulic, ruchliwa, ale bez przesady.
Kilka samochodów przede mną, jedzie sobie pan pedalarz. "Oczywiście" jechać przy krawężniku nie wypada, więc najlepiej jest się poruszać po 1/3 pasa. Wprawdzie nie jechał jego środkiem, jednak dostatecznie blisko, by wyprzedzanie musiało odbyć się przy użyciu znacznej części pasa przeciwnego.
Tak więc samochody spokojnie się toczą, a pedalarz, niczym niezrażony, pedałuje sobie w najlepsze. Drugi samochód przede mną wyprzedził go i jednocześnie nacisnął klakson. W odpowiedzi został przez delikwenta uraczony "gestem przyjaźni i pokoju".
Po chwili samochód przede mną wziął się za wyprzedzanie - udało się, więc nadeszła moja kolej.
Czekam na odpowiedni moment, wrzucam migacz i zabieram się za wyprzedzanie... a jednak nie.
Pan pedalarz, bez wcześniejszego ostrzeżenia, postanowił gwałtownie skręcić w lewo, tuż przed maską mojego samochodu. Kolizja była nieunikniona, na nasze szczęście jechałam dość powoli. Tyle dobrego, że chociaż samochód za mną zachował bezpieczną odległość. W przeciwnym razie miałabym niespodziewanego gościa w bagażniku.
Pedalarz po zderzeniu (lekkim bo lekkim, ale jednak) z samochodem spadł z roweru i poturlał się kawałek dalej. Cóż robić? Wbrew wewnętrznym chęciom kopnięcia delikwenta w kuper, wrzucam awaryjne i wychodzę zapytać, czy się za bardzo nie uszkodził.
Pan uraczył mnie mało wybrednymi komentarzami na temat jakości moich umiejętności oraz wyraził przekonanie, że prawo jazdy znalazłam w paczce chipsów lub podobnym opakowaniu. Dodał również, że oczekuje ode mnie sowitego odszkodowania, ponieważ uszkodziłam mu bardzo cenny, nowy rower oraz... spowodowałam straty moralne, gdyż go zestresowałam!
Widząc, że jest święcie przekonany o swojej racji, spojrzałam na zegarek i, widząc, że trochę czasu mam, zaproponowałam wezwanie policji. Ku mojemu zaskoczeniu, pan ochoczo się zgodził. No to czekamy.
Po przyjeździe panów niebieskich i sprawdzeniu naszej trzeźwości, delikwent przystąpił do opowiadania swojej wersji wydarzeń. Ale jakiej wersji! Według pana pedalarza otrąbiłam go, przestraszyłam oraz celowo, z wrodzonej złośliwości uderzyłam w niego, z zamiarem pozbawienia go życia, podczas gdy on - przykładny obywatel - już z daleka pokazywał, że chce skręcić.
Gdy pan pedalarz zakończył monolog, nadszedł czas na przedstawienie mojej wersji. Uznałam, że nie ma sensu nadwyrężać strun głosowych, a wizualizacja rozwieje wszelkie wątpliwości.
Jak się już zapewne domyślacie, facet nie zauważył, że mam w samochodzie kamerkę. W przeciwnym razie, najpewniej szybko by się pozbierał i ulotnił.
Panom mundurowym zaprezentowałam pełnię umiejętności oskarżyciela, włączając w to jego popisy względem wcześniej wyprzedzających go aut.
Oczywiście, facet dostał mandat. Ja zrezygnowałam ze skierowania sprawy do sądu, bo maska nie została uszkodzona, więc nie chciałam tracić czasu.
Po całej akcji, gdy wszyscy zbieraliśmy się do odjazdu w swoje strony, podszedł do mnie pan pedalarz i tako rzecze:
[P] - Wie pani... Mogła pani powiedzieć, że ma kamerę, to byśmy sobie oszczędzili tego zachodu i w ogóle...
[Ja] - I miałabym pozwolić, żeby stwarzanie zagrożenia na drodze uszło panu na sucho? Nic z tego. Ma pan nauczkę na przyszłość - pożegnałam go szerokim uśmiechem.
Możecie mnie zjeść, ale uważam, że zdanie egzaminu i posiadanie karty rowerowej/prawa jazdy na rower powinno być obowiązkowe na równi z egzaminami na prawo jazdy. Mimo wszystko, mam w sobie tę cząstkę naiwności, która podpowiada mi, że być może, dzięki przymusowemu odchudzeniu portfela, pan pedalarz zreflektuje się i postanowi jednak stać się rowerzystą.
A jeśli nie, to mam nadzieję, że chociaż postronnym osobom nie zrobi krzywdy.
8-9 lat? Technika przynajmniej te kilka lat temu była od 4 klasy, szkołę zaczynalo się w wieku 7, więc chyba tak bardziej 10-11 (drugie półrocze 4 klasy)...
Odpowiedz@Allice: Hmm... Szczerze mówiąc nie pamiętam ile dokładnie mieliśmy wtedy lat, podałam wiek "na oko". Ale chyba masz rację, że musiało to być trochę później, bo lekcje techniki jako osobny przedmiot już mieliśmy.
Odpowiedz@Allice: Serio?!? to jedyne co cię zainteresowało w tej historyjce? w której klasie były zajęcia z techniki?
Odpowiedz@Allice: W mojej szkole kursy i egzaminy na kartę rowerową były organizowane poza lekcjami.
OdpowiedzStosunek ilościowy normalnych rowerzystów do pedalarzy w grupie 100 osób to 3:97.
Odpowiedz@Jaladreips: Mta, jasne. Bo ty tak powiedziałeś.
OdpowiedzBrawo Ty. Niedawno rowerzysta dokładnie odstawiał to samo co Twój. Myślałam że wyjdę z siebie. Dałam radę takiego wyprzedzić,dojechałam do auta stojącego na światłach zachowując bezpieczną odległość,gdy ten zgrabnie wjechał pomiędzy nas. Stanął dokładnie po środku( nie z boku jak mnie uczono) i znów musiałam się toczyć za nim. A ile razy próbowałam wyminąć to dostawał takiego zrywu ,że pewnie he he 100 miałby na liczniku gdyby go posiadał.
OdpowiedzI bardzo niedobrze,że zrezygnowałaś ze skierowania sprawy do sądu. Po takich numerach z jego strony, a, jak jeszcze miałaś wszystko nagrane. Sam mandat nic go nie nauczy, a jedynie potwierdzi jego przekonanie, że cały świat sprzysiągł się przeciw niemu. A jakby musiał wybulił z 10 tys. za straty moralne i inne rzeczy , które prawnik by doradził, to może uratowałabyś go przed poważnym potrąceniem przez innego kierowcy, który by nie wyhamował.
Odpowiedz@Tolek: Nie należę do osób, które wzdrygają się na myśl o sądach, a wręcz przeciwnie - zdarza mi się być tam częstym gościem. Jednak czasem odpuszczam. W tym przypadku, gra nie była warta świeczki - pedalarz nie doznał uszkodzeń ciała, jego rower był zdatny do dalszej jazdy, mój samochód wyszedł z tego bez szwanku. Za swoje bezmyślne zachowanie został ukarany finansowo, a po jego minie widziałam, że kwota mandatu niewątpliwie trzepnie go po kieszeni, więc jest duża szansa, że następnym razem pomyśli dwa razy, zanim narazi się nie tylko na utratę zdrowia lub życia, ale również gotówki. A ten argument dla wielu ludzi jest silniejszy niż perspektywa doznania uszczerbku na zdrowiu.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: Szanuję Twoją decyzję. Trochę szkoda, że tylko mandat dostał. No , ale trudno.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: Ciekawe ile mandatu dostał. Poza tym, może mieć chęć odbicia tego sobie na innym kierowcy, który nie ma kamery i już będzie trudniej.
OdpowiedzAle zdajesz sobie sprawę z tego, że nie ma takiego przepisu, który nakazuje rowerzyście jechać przy krawężniku i ma on pełne prawo jechać w 1/3 szerokości pasa? Mało tego, bezpośrednio przed skrzyżowaniem i na nim może jechać środkiem jezdni.
Odpowiedz@PooH77: aż się zalogowałem, żeby skomentować te bzdury. Widać, że prawo jazdy to ty oglądasz u kogoś. Masz tylko rację co do skrzyżowań, tyle, że przy lewo skręcie ma obowiązek zająć pozycję przy osi jezdni, tak samo jak samochodem. A co do jazdy przy krawężniku to polecam się zapoznać z pojęciem ruch prawostronny i obowiązkami, które z tego wynikają.
Odpowiedz@czolgista1990: Wskaż mi palcem przepis mówiący o tym, że rowerzysta ma jechać jak najbliżej krawężnika. Możliwie najbliżej krawędzi nie oznacza jazdy 10 cm od niej. Uważasz inaczej? A kogo obchodzi to, co uważasz. Wskaż przepis. "Aż się zalogowałem". Sprawdź, czy nie popuściłeś. Masz, poczytaj sobie, pierwsze z brzegu. http://polskanarowery.sport.pl/msrowery/1,105130,11744351,Jak_jezdzic_rowerem_po_miescie__Jak_jezdzic_po_ulicach.html
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 lutego 2019 o 13:28
@czolgista1990: I jeszcze to, jak by ci za mało było. Sąd Najwyższy w jednym z orzeczeń stwierdził, że: poruszania się przez rowerzystę poszkodowanego w wypadku w M. w odległości około 1,2 m od krawędzi jezdni nie można uznać za naruszające przepis art. 16 ust. 4 PoRD [Wyrok SN z 10.08.2005, sygn. III KK 308/04. A teraz przeproś czytelników za wprowadzanie w błąd. A mnie za obrażanie.
Odpowiedz@PooH77; tylko polskie prawo nie opiera się na precedensach (to nie USA, że idzie powołać się na wyrok sprzed 30 lat i uzyskać uniewinnienie) . To że SN w jednej sprawie tak orzekł to nie znaczy że następna rozprawa takie samo orzeczenie będzie mieć.
Odpowiedz@sutsirhc: No i? Tak czy inaczej, nie ma przepisu precyzującego, w jakiej odległości od krawężnika ma poruszać się rowerzysta. Powiem więcej, bo widzę, że nikomu nie chce się czytać tego, co zalinkowałem: nie należy jeździć blisko krawężnika, bo są tam najczęściej studzienki, które powodują nierówności, a te zazwyczaj wszyscy omijają. Przez takie manewry stwarza się zagrożenie, więc wyprzedzany rowerzysta może wpaść prosto pod koła. Dodatkowo przy wyprzedzaniu "na trzeciego" (a tak się dzieje, gdy kierowca samochodu próbuje ominąć rowerzystę bez przekraczania linii pasa ruchu) łatwo takiego rowerzystę ściągnąć lusterkiem bądź zwyczajnie go wystraszyć i tym spowodować niebezpieczeństwo. I tu nie ma co się spierać, takie są fakty.
Odpowiedz@PooH77: 1.2m od krawędzi to już praktycznie oś pasa, jazda środkiem pasa, kiedy masz jechać jego prawą stroną to utrudnianie ruchu innym i na to też jest przepis. Jazda pół metra od krawędzi, spoko rozumiem, ale nie półtora metra lub środkiem pasa. Po za tym rowrzysta omijając studzienkę powinien się upewnić, że nie jest wyprzedzany i może to zrobić, a nie miec w dupie wszystkich bo królewicz jedzie.
Odpowiedz@czolgista1990: Mylisz się, oj! I to bardzo. Rowerzysta nie musi się o nic upewniać, gdy jedzie obok studzienek i wtedy ma je w dupie, dla własnego i innych bezpieczeństwa. To ty, jako kierowca, jesteś taki królewicz, że nie masz zamiaru prawidłowo wymijać rowerzysty? Przecież jak wyprzedzasz inne samochody to nie pchasz się tym samym pasem, na trzeciego, tylko zjeżdżasz na pas sąsiedni.Rowerzysta, czy ci się to podoba, czy nie, jest takim samym użytkownikiem drogi, jak kierowcy samochodów. Droga przy krawężnikach często jest nierówna. Więc "pedalarz" jeździ 1 - 1,2 m od tej nieszczęsnej krawędzi. A ma do tego pełne prawo. To, że tobie przeszkadza rower jadący metr od krawędzi nie oznacza, że masz rację i wszyscy się będą do twoich zaleceń stosować. Absolutnie nie mam zamiaru niczego na siłę udowadniać, po prostu właśnie tak skonstruowane są przepisy, do których tu się odwołujesz.
Odpowiedz@PooH77: Ty chyba masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem, jak rowerzysta jedzie pol metra od kraweznika i chce ominac studzienke, ktora wystaje bardziej to ma zasrany obowiazek sie upewnic czy akurat nie jest wyprzedzany. Czy ci sie to podoba czy nie. Widze, zes taki sam roszczeniowy pedalarz jak ten z historii.
Odpowiedz@czolgista1990: Sam jesteś pedalarz. Nie przemieszczam się po mieście rowerem, drogi Watsonie. Ty za to czytasz wybitnie. Jak będzie rowerzysta jechał metr od krawężnika to nic nie będzie musiał omijać. Poniał?
Odpowiedz@nieistotne: Leki sobie zmień. A generalnie - rowerzysta ma obowiązek jechać tak, by nie utrudniać ruchu i tyle, nie jest w przepisach nigdzie powiedziane, że ma to być jak najbliżej krawężnika, ba, nawet nie jest powiedziane, że nie można jechać obok siebie. Niemniej wiadomo, że wszystko z głową - z jednej strony trzeba ułatwić kierowcom życie i nie jechać środkiem bez sensu, ale z drugiej nikt rowerzyście nie ma prawa nakazać jazdy w sytuacji stwarzającej zagrożenie, a taką są właśnie koleiny. Można spróbować zrozumieć się nawzajem albo można drzeć ryja jak głupi pies na internecie na grupę wrogą.
Odpowiedz@szafa: Dokładnie, o to mi chodzi.
Odpowiedz@nieistotne: Chyba śnisz, tępy połykaczu nasienia współwięźniów. Rowerzysta jest takim samym użytkownikiem drogi jak kierowca samochodu. Ale ty i tak tego nie ogarniesz.
Odpowiedz@PooH77: Nie jest takim samym, bo nie ma tablic rejestracyjnych. Ni ejest też w stanie osiągnąć 50 km/h na równym terenie.
Odpowiedz@marius: W świetle przepisów - jest. I twoje prywatne zdanie nie ma znaczenia.
Odpowiedz@PooH77: Względem przepisów jest równoprawny, a nawet uprzywilejowany w pewnym sensie, ale nie jest takim samym.
OdpowiedzPedalarz, po prostu pedalarz.
OdpowiedzPrzypomniała mi się moja historia. Jechałam z koleżanką samochodem, ostatnie 300 metrów drogi do mieszkania. Ulicą jechała sobie pani pedalarka [?] ale to nic. Wyprzedzamy ją, a pani w tym momencie wystawia rękę do skrętu w lewo, jakoś 1 sekundę przed planowanym skrętem. My byłyśmy już w trakcie manewru i na równi z nią kiedy dopiero dała znak, że chce skręcać więc po prostu wyprzedziłyśmy ją. Wjechałyśmy na parking pod blokiem a pani za nami. Krótko mówiąc awantura, wezwanie policji bo chciałyśmy ją przejechać. Tłumaczenie było takie, że ona w ostatniej chwili spojrzała, że coś jedzie i tylko dzięki temu przeżyła bo nie skręciła. Czyli w jej rozumieniu można wystawić rękę, od razu skręcić i można mieć gdzieś, że jakieś auto właśnie nas wyprzedza. Pan policjant zmęczony życiem wysłuchał panią a potem nas i powiedział tylko, że pani się wystraszyła i cóż zrobić. Pogadał chwilę z nami na całkiem inny temat i pojechał. Godzina zmarnowana.
Odpowiedz@Lacrime: Nie można wyprzedzać na skrzyżowaniu. Powinnaś dostać mandat.
Odpowiedz@PooH77: nie ma tam zadnej informacji, ze jest to skrzyzowanie, moze byc zwykly zjazd, rowerzysta tez ma obowiazek informacji wczesniej, gdy zamierza skrecic
Odpowiedz@Szwa: Zjazd? Jaki zjazd? Owszem, chęć skrętu trzeba sygnalizować, co nie zmienia faktu, że w niektórych miejscach wyprzedzać nie można.
Odpowiedz@PooH77: To nie było skrzyżowanie.
OdpowiedzOczywiscie piekielny rowerzysta, ale mam pytanie, dlaczego wymagacie by rowerzysta jezdzil jak najblizej prawej krawedzi(wg przepisow), a sami nie chcecie ich przestrzegacodstepu 1,5 przy wyprzedzaniu(tak jest w przepisach) Rowerzysci jezdza blizej srodka wlasnie po to by kierowcy nie wyprzedzali na gazete, mialem kilka przypadkow, gdzie kierowcy, ktorzy jechali w przeciwna strone wykonywali manewr wyprzedzenia bo ja jechalem blizej prawej strony, za kazdym razem uciekalem do rowu, a nie bylo tam zadnego zakazu dla rowerow
Odpowiedz@Szwa: O to to. Choć ja po tym, jak parę razy mnie autobus zachowując dosłownie kilkanaście centymetrów wyprzedził (i też nie było gdzie zjechać, bo jechałam tuż przy w uj wysokim krawężniku), w ogóle przestałam jeździć jezdnią i jeżdżę chodnikiem. W d8pie będę mieć, że jechałam zgodnie z prawem, jak będę na cmentarzu.
Odpowiedz@nieistotne: niestety nie, jeśli nie masz możliwości nie wyprzedzasz
Odpowiedz@nieistotne: Za szybko wyszedłeś, jak widać. Jeszcze powinieneś przyjąć kilka litrów doodbytniczo. Prostaku.
Odpowiedz@Szwa: W przepisach jest 1m, nie 1,5. Różnica jest ogromna,biorąc pod uwagę, że szerokość pasa jest ograniczona.
OdpowiedzJedyne co napiszę pod Twoją historią to: Zgadzam się w całej rozciągłości. Dodatkowo dopiszę, że robiłem kartę rowerową w czasach gdy jeszcze zamiast policji była milicja i ta czasem sprawdzała karty.
OdpowiedzNie wiem, czy karta rowerowa coś zmienia. Czy prawko coś zmienia? Ilu debili jeździ z prawkiem po ulicach? Ale zgodzę się, że w szkołach powinni uczyć znajomości znaków i przepisów. U nas to było i to było dobre.
Odpowiedz>Polski kierowca ma ból dupy o rowerzystów ze nie sygnalizują skrętów Hahahahahahahahaha dobra beka xD
Odpowiedz@nieistotne: oho janusz z paseratti sie striggerował xD
OdpowiedzNiestety... Doskonale Cię rozumiem... Mój Tata jest kierowcą autobusów warszawskich... Nie muszę mówić, że w starciu z gigantem rower nie ma szans, a jednak próbują.
Odpowiedz