Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Będzie długo, gdyż diagnozowano u mnie „po znajomości” choróbkę. Nic strasznego, jednak…

Będzie długo, gdyż diagnozowano u mnie „po znajomości” choróbkę.

Nic strasznego, jednak objawy na początku dziwne, mocno niepokojące i po prostu upierdliwe. Zaczęło się od tego, że pewnego wieczoru dostałam drgawek, najpierw całe nogi aż do bioder, chwilę później ręce, a na końcu całe ciało łącznie ze szczęką, do tego stopnia, że stukając zębami ukruszyłam dolną jedynkę. Byłam sama w domu, totalnie przerażona, a drgawki były na tyle silne, że nie byłam w stanie odblokować telefonu i skontaktować się z chłopakiem, pogotowiem, czy kimkolwiek innym.

Trwało to ponad 2 godziny, po wszystkim zadzwoniłam do chłopaka, żeby zawiózł mnie na nocną pomoc medyczną. Koło północy dotarliśmy do szpitala na Koszarowej we Wrocławiu, tam w odpowiednim miejscu zgłosiliśmy, że nocna pomoc medyczna a nie SOR i zostaliśmy pokierowani do korytarzyka, w którym kazano oczekiwać na lekarza.
Po ok. pół godziny zjawiła się mała drobna blondynka w żółtym fartuszku i nie odpowiadając na nasze przywitanie otworzyła drzwi do gabinetu i weszła do niego, ciągnąc za sobą drzwi, ale nie zamykając ich na klamkę. Nie byliśmy pewni, kim ta osoba jest, więc pytam czy mam wejść, odparł mi ryk, że to chyba logiczne, że skoro przyszła to natychmiast mam włazić i nie dyskutować niepotrzebnie.

Tutaj muszę dodać, że nienawidzę takiego zachowania, nie mogę znieść jak ktoś podnosi na mnie głos i od razu podniosło mi to ciśnienie, jednak powstrzymałam się od odpowiedzi i po prostu weszłam. Patrzę, a blondyna wygląda jakby właśnie wstała i była z tego powodu bardzo niezadowolona, więc już wiedziałam, że łatwo nie będzie, ale zbyć się nie dam.

Pani doktor jak się okazało, kazała mi opisać co mnie boli, więc tłumaczę jej, że nic mnie nie boli, tylko przez 2 godziny trzęsło mną jakby mnie ktoś prądem raził i na dowód tego pokazuję ukruszoną jedynkę. Pani każe mi wyciągnąć dłonie i po stwierdzeniu, że "teraz się nie trzęsą" stwierdza, że kłamię, a zęba pewnie ukruszyłam o łyżkę i teraz szukam frajera który mi za darmo to naprawi. Szlag mnie trafił i mówię do niej, że nie życzę sobie takich odzywek do mnie, że nie wykonała żadnych badań , więc na jakiej podstawie twierdzi, że kłamię, że stać mnie załatać sobie zęba i że nie przychodzę do niej jako do szamanki władającej tajemną wiedzą, za którą w XIX i XX w zawód lekarza został wyniesiony na piedestał, a który to obecni lekarze dawno pod sobą rozwalili, ponieważ ani nie mają wiedzy, ani umiejętności, ani szacunku do pacjentów oraz, że jest takim samym usługodawcą jak ja w godzinach pracy i nigdy w życiu nie odezwałabym się tak do swojego klienta.

Pani zrobiła wielkie oczy, po czym stwierdziła, że mam iść natychmiast naprzeciwko zrobić EKG. Pytam jej, czy w takim razie ona jako lekarz ma świadomość, że w tym momencie sama podniosła mi tak ciśnienie, że wynik nie wyjdzie miarodajny. Odpowiedź: ale co z tego? Wkurzona i wystraszona jednak tym co przytrafiło mi się kilka godzin wcześniej odpowiedziałam, że w sumie to nic, ale jak coś mi się stanie to szpital niech się szykuje na pozew. To podziałało mocno otrzeźwiająco na panią doktor, która stwierdziła, że oczywiście zajmie się mną i kazała podwinąć rękaw by zmierzyć mi ciśnienie, oczywiście wyszło podwyższone, więc stwierdziła, że tym bardziej muszę na EKG.

Bez słowa wyszłam z gabinetu i poszłam na to EKG, w trakcie którego pani doktor zadzwoniła do pani przeprowadzającej badanie by zbadała mi jeszcze cukier. Z wynikami udałam się z powrotem do gabinetu pani doktor, która stwierdziła cukier ok, ale to EKG... no jakieś takie nieidealne, ale to pewnie przez stres. Ona nie wie, ale proszę powiedzieć na co pani choruje. Na to opowiadam o przebytym tydzień wcześniej zapaleniu pęcherza, a poza tym nic więcej. To ona tym bardziej nie wie, liczyła, że mam jakąś przewlekłą chorobę, która by wyjaśniała drgawki, ale jak ja nie wiem na co choruję, to ona też nie.

Pytam więc, czy lekarz nie powinien zrobić badań, żeby wyjaśniać takie zagadki, poza tym codziennie robię sporą trasę autem, nie mogę w trakcie dostać drgawek, bo się zabiję, na co odpowiedziała, że mam iść do lekarza pierwszego kontaktu rano bo ona, cyt. "wyczerpała swoją wiedzę medyczną". Stwierdzam, że ok, bo i tak nic się z nią nie da załatwić, jednak pytam, co mam zrobić w przypadku, kiedy jeszcze tej nocy przytrafi mi się powtórnie to drżenie. Ona nie wie, może włożyć coś między zęby i doczekać do rana.

Wściekła wyszłam od niej, napisałam do pracy sms z wyjaśnieniem, że nie będzie mnie kolejnego dnia w pracy i do samochodu. Będąc przy wyjściu słyszę wołanie, patrzę a to pani doktor krzyczy, abym poszła na neurologię, może tam coś wymyślą i wciska mi kartkę z opisem sytuacji dla neurologa.

Wchodzimy na oddział neurologiczny, gdzie odczekujemy 2 godziny na przyjście pani pielęgniarki, która odbiera ode mnie kartkę, każe położyć się na łóżku i informuje, że „wsunę panią tu z boku i podłączę kroplówkę z magnezem, chłopak może zostać z panią”. Pytam po co ta kroplówka i za ile będzie lekarz. Pani pielęgniarka przybiera purpurę na twarzy i już niemiłym tonem oświadcza, że magnez jest niezbędny przy bólach głowy i ona sama bez lekarza mi pomoże. Zdziwiona odpowiadam, że wcale nie boli mnie głowa i że przyszłam tutaj z drgawkami. Na to pani pielęgniarka stwierdza, że z padaczką to do rodzinnego. Odpowiadam, że nie mam zdiagnozowanej padaczki i że pierwszy raz mi się to przytrafiło. Pielęgniarka stwierdza, że zawoła lekarza.

Nawet szybko pojawia się młoda pani doktor, przedstawiająca się jako neurolog, każe mi wyciągnąć przed siebie ręce, następnie prawym palcem wskazującym dotknąć nosa, potem to samo palcem lewej i pyta: po co w ogóle pani tu przyszła? Opisuję wszystko od początku, na co ona znowu pyta: i co ja mam zrobić, po co pani tu przyszła? Na co odpowiadam, że w sumie po nic, bo widać niczego już po ludziach którzy ściągali na egzaminach na studiach nie można się spodziewać i że lojalnie informują ją, tak samo jak jej poprzednią koleżankę, która mnie tu skierowała, że jeśli coś mi się stanie to pozwę szpital. Oczywiście z automatu zmienia się podejście, ale ona to najpierw poda mi kroplówkę z magnezem bo „to zawsze pomaga na bóle głowy”.

Szlag mnie trafił i wyszliśmy ze szpitala. Kolejnego dnia poszłam do lekarza pierwszego kontaktu, który od ręki wydał listę badań krwi i skierowanie do neurologa, L4 na 3 dni, które zostały do końca tygodnia i poinformowała mnie, że skoro zgłosiłam się na nocną opiekę medyczną to w pierwszej kolejności powinni pobrać mi krew i zostawić do obserwacji, przynajmniej do rana ze względu na dziwność objawów, które mogły świadczyć nawet o tętniaku, w końcu to nie był SOR.

Poszłam do laboratorium, pobrano mi krew, wyniki w 12 h. Wracam do domu i nagłe uderzenie zimna w stopy i drżenie rąk, po chwili bioder, za moment znowu całe ciało, przerażona po raz kolejny czekam na koniec. Po pół godziny ustępuje i zdarza mi się to tego dnia jeszcze 2 razy. Kolejnego dnia odbieram wyniki i idę prywatnie do neurologa, który nic dziwnego w tych drgawkach nie widzi, w wynikach w sumie wapń i potas na niedoborze, ale to o niczym nie świadczy i pewnie chcę wyłudzić L4. Wkurzona już totalnie na zbywające podejście lekarzy stwierdzam, że ja wcale nie chcę L4, a dowiedzieć się co mi jest i skoro on nic nie chce zrobi,ć to ja oczekuję zwrotu kosztów wizyty, bo to nie była konsultacja medyczna tylko kpina. Wywiązała się awantura, kasy oczywiście nie odzyskałam, ale na Znanym Lekarzu opisałam wszystko dokładnie, mam nadzieję, że ludzie wybiorą kogoś innego.

Po kilku dniach udało się załatwić starszą panią neurolog, starą znajomą mojego szefa, która wysłuchała opisu objawów, sprawdziła wyniki i stwierdziła: dziecko, to dosyć nowo odkryta, ale bardzo popularna choroba, tężyczka, żeby młodzi lekarze nie wiedzieli, tylko ja stara baba muszę po nich poprawiać, pójdziesz do endokrynologa, ja ci wszystko tu zaraz opiszę, zbadają hormony, dostaniesz leki, problem zniknie.

Kolejnego dnia odwiedziłam endokrynologa, zapoznał się z całą historią, z lekami na pęcherz, zrobił badania i kazał wrócić za 2 dni. Weekend przebiegł na drgawkach, mrowieniu i zmianach temperatury ciała, w poniedziałek potwierdzona została całkowicie tężyczka, którą spowodowały leki na pęcherz, niedobór pierwiastków i stres w pracy. Dostałam leki plus przykaz uzupełnienia wapnia i magnezu. Zęba też naprawiłam.

Nie chodzi mi o wylewanie żali, jak mnie potraktowano, czy o pochwalenie się pyskówkami z lekarzami, tylko o to, że ludzie ci zupełnie nie mają szacunku do pacjentów, nie chce im się leczyć i wywyższają się jakby byli jakimiś bogami. A przecież to nie stare czasy, kiedy tylko niektórzy mogli być lekarzami, teraz uczelnie otwarte są dla każdego kto ma odrobinę samozaparcia i chce je skończyć i zostać lekarzem, więc na jakiej podstawie ta wyższość? Pozwy za ich błędy i olewactwo są już na porządku dziennym, a nadal tak się zachowują.

Mój problem nie był zagrażający życiu, ale czy gdybym rzeczywiście miała tętniaka, to w typie „ 350 za 10 minut kpiny się należy” jest ważniejsze nprzeżyłabym? Pewnie nie, bo ego nadętych małolat bez wiedzy, czy lekarza w typie "350 za 10 minut kpiny się należy" jest ważniejsze niż czyjeś zdrowie i życie. Każdy płaci składki, nic za nie nie ma, musi dokładać kupę kasy, kiedy zachoruje i jeszcze jest traktowany jak natrętna mucha. Serio rozumiem, że praca na nockach nie jest przyjemna i nie ma się takiej werwy jak za dnia, ale skoro decydujesz się na ten zawód, to chyba wiesz co cie czeka. Moim zdaniem absolutnie nic ich nie usprawiedliwia.

lekarze szpital nocna opieka słuzba_zdrowia

by ksiegowa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar DziwnyCzlowiek
15 19

@bloodcarver: Wiesz co? Brak słów totalnie na to co napisałeś...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 stycznia 2019 o 12:22

avatar ksiegowa
21 25

@bloodcarver: Nie napisałam nigdzie, że pojechałam na SOr. Napisałam, że pojechałam na nocną opiekę do szpitala i że zgłosiłam tam, na portierni, że na nocną opiekę, a nie na SOR. Czytanie ze zrozumieniem się kłania. Owszem, też byłam nieuprzejma, jednak to nie ja pierwsza zaczęłam. Miałam się rozpłakać tam i błagać o pomoc bo telepie mną jak podłączeniu do prądu? Od tego są lekarze żeby leczyć a nie wyładowywać swoje przerośnięte ego na pacjencie. Myślisz ,że jak człowiek przychodzi przerażony to ma ochotę i siłę na wysłuchiwanie takich chamskich odzywek? Napisałam, że na początku podarowałam sobie komentowanie takich kąśliwości- znowu czytanie ze zrozumieniem się kłania- więc nie byłam sama wcześniej chamska. Nie rozumiem dlaczego mam pozwalać komuś ubliżać mi, tylko dlatego, że wykonujemy różne zawody. Rozumiem, że to wzburzenie, to dlatego, że jesteś osobą związaną ze środowiskiem, widzę, że też potrafisz wróżyć jak oni: "będziesz zaprzeczać że swoim własnym zachowaniem na to zapracowałaś" Reprezentujesz taki sam poziom umysłowy jak opisane osoby :)

Odpowiedz
avatar greggor
19 21

@bloodcarver: Jak ktoś się nie broni przed chamstwem, to miękka faja, jak broni, to cham...Piekielnym nie dogodzisz.

Odpowiedz
avatar Shi
0 0

Trochę zbaczam z tematu, ale ta informacja jest ważna, a widzę, że ludzie o niej nie wiedzą (np. autorka) i chciałabym by była w miarę wysoko. Nie wiem jak w telefonach od apple, ale telefony z androidem (czy starszych bez systemu tego typu) nie trzeba odblokowywac by zadzwonić pod numer alarmowy. Nie potrzebna jest nawet karta SIM by zadzwonić po pomoc. Za dole ekranu, w telefonach z androidem, pokazuje się przycisk "połączenia alarmowe" gdy próbujemy go odblokować. Tuż pod panelem do narysowania wzoru, wpisania hasła itp. Edit: nie wiem czy to nakładka od LG czy funkcja samego androida, ale do numerów alarmowych (więc takich do których nie trzeba odblokować telefonu by zadzwonić) można tez dodać numery najbliższych oraz informacje medyczne o sobie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 stycznia 2019 o 9:24

avatar czaron
19 19

Podziel to proszę na akapity, bo taką ścianę tekstu się ciężko czyta.

Odpowiedz
avatar DziwnyCzlowiek
8 14

W sumie to uważam, że powinnaś jednak te pozwy złożyć. Opisanie tego gdziekolwiek niewiele pomoże.

Odpowiedz
avatar ksiegowa
5 13

@DziwnyCzlowiek: nie no, w sumie nie ma podstawy. Żyję, mam się dobrze, choroba nie okazała się być groźna, tyle tylko co najadłam się strachu. Bardzo współczuję osobom, które trafiają tam z poważniejszymi problemami i są odsyłani z kwitkiem bo pani doktor/panu lekarzowi się nie chce ;/

Odpowiedz
avatar greggor
22 22

No widzisz, czyli z magnezem mieli rację!

Odpowiedz
avatar kometax
17 21

Moja mama nazywa takich "lekarze na 30%"; czyli tacy, którzy prześlizgnęli się przez studia uzyskując na egzaminach nie więcej niż niezbędne minimum punktów. Co do ewentualnego chamstwa autorki; może była nieuprzejma a może nie, nigdzie nie ma przepisu, że na profesjonalne potraktowanie objawów neurologicznych zasługują tylko mili pacjenci.

Odpowiedz
avatar olo1990pl
0 0

@kometax: Na studiach medycznych potrzeba minimum 50%+1pkt lub jest krzywa Gaussa gdzie z automatu oblewa ~15% podchodzących (nie ważne że masz np 65%, ale jak egzamin naprawdę przesadzony jest to wtedy masz i tak 50%+1 - na WUM jedynie na VI roku miałem jeden egzamin gdzie zaliczało się z Gaussa mając 43%, bo były pytania o kazuistykę (np dotyczące dolegliwości/chorób dla <10 osób w Polsce/na świecie). Więc minimum wiedzy potrzebnej do zdania egzaminu jest taka jak dla uzyskania 3+/4- na innych studiach.

Odpowiedz
avatar mysterde
13 13

Nocna opieka/SOR na Koszarowej to koszmar i umieralnia. Jechałam tam raz z siostrą z bólem głowy i zaburzeniami widzenia i świadomości. Pani neurolog stwierdziła, że siostrze nic nie jest, z wielką łaską dała jej kroplówkę z lekiem przeciwbólowym i praktycznie wywaliła za drzwi bo ona ma poważniejszych pacjentów. Po tym cyrku siostra stwierdziła, że następnym razem woli siedzieć w domu i czekać aż umrze niż tam jechać.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@mysterde: Mam wrażenie, że cały Wrocek szpitalny to koszmar. Nie wiem, czy to urok dużych miast w ogólności czy konkretnie Wrocka, bo w szpitalach bywałam tylko w Rzeszowie i w małych miasteczkach niedaleko Rzeszowa i to było niebo a piekło w porównaniu ze szpitalami wrockowymi

Odpowiedz
avatar mysterde
7 7

@LunaOP: W wielu gabinetach tak jest. Np. w małych klinikach gdzie przyjmuje kilku lekarzy o różnych specjalizacjach i jest zatrudniona recepcjonistka.

Odpowiedz
avatar celulozarogata6
4 4

@mysterde: tężyczka NIE JEST "nową chorobą" - https://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/uklad-nerwowy/tezyczyka-jawna-i-utajona-przyczyny-objawy-i-leczenie-aa-PfLs-FsEd-BxHp.html - może być stanem zagrożenia zycia. Skandalem jest ,że neurolog jeden i drugi, bagatelizpowali to, gorzej,że w ogole NIE MIELI POJĘCIA co to jest, to jest skandal. Wcale sie nie dziwię autorce tematu,że tak reagowała, a komentarze o pójsciu do psychologa sobie drodzy komentujący, zostawcie na inną okazję. Tutaj ewidentnie wyszło niedouczenie konowałów. To juz moja babcia rozpoznała to u swojego wnuka...babcia, która lekarzem nie była...

Odpowiedz
avatar grympis
0 0

Oj tam ja tam wole pracować na nocki wtedy w dzień mam możliwość zrobienia wszystkiego co nie bym mógł zrobić jak bym miał na rano prace.

Odpowiedz
avatar fabgotho
-1 1

Wrocław to miasto gdzie lepiej nie chorować. Miałem styczność z koszarową i z SORem na Borowskiej ostatnio. Szkoda, ze nie potrafie tak wchodzic w pyskowki jak w tutaj, bo czasem by sie przydalo. Widok lekarza pijacego kawke z zalozonymi rekami nad glowa i nogami na stole, gdy czeka w kolejce wielu pacjetow zapamietam na dlugo. Wyciagam te same wnioski co ksiegowa, banda konowalow i leserow. Ten neurolo to pewnie z medicover albo z innego gownocover, gdzie nerulog nic nie potrafi tylko wciska swoj prywatny gabinet z igloterapia.

Odpowiedz
avatar Wielopolka
0 0

Dzięki za twoją historyjke. To jednak nieznana choroba . Nigdy o niej nie słyszałam. Dobrze wiedzieć!

Odpowiedz
avatar olo1990pl
1 1

Nocna (i Świąteczna) Pomoc Lekarska to tacy lekarze Podstawowej Opieki Zdrowotnej, którzy maja zazwyczaj jeszcze mniejsze możliwości diagnostyczne niż PeOZeciarz - z tym "wyczerpałam swoją wiedzę medyczną" to sądzę, że w stresie pomyliłaś Autorko z "wyczerpałam możliwości diagnostyczne". Jedyne co mogła zrobić to tak naprawdę ten nieszczęsny pomiar ciśnienia, EKG (ciśnienie krwi nie wpływa zbytnio na nie, bardziej tętno), glukozy z palca i ewentualnie posłanie na Szpitalny Oddział Ratunkowy / Izbę Przyjęć Neurologiczną - co też zrobiła. Nie spotkałem się raczej, by ktoś pobierał w NPL krew do badań, bo nie mają laboratorium (chyba, że NPL jest w budynku szpitala i mogą go używać) i trzymał na obserwacji - nie od tego NPL jest. POZ i NPL mają za zadanie ocenić stan pacjenta, dać wstępne leczenie i w razie konieczności wysłać do specjalisty/szpitala. A i w NPL/SOR raczej nie dostaniecie zwolnienia (mimo obowiązku eZLA od grudnia), bo wtedy zamiast pójść do POZ (przychodnie pracują do godziny 18), więcej ludzi chodziło by z przeziębieniem po ZLA do nich co by jeszcze bardziej obciążyło NPL/SOR. A że spała i niby przez ciebie musiała wstać? Każdy próbuje wykorzystać chwilę przerwy w nocy na sen/posiłek, bo nigdy nie wiadomo co za chwilę się zdarzy i np. przez resztę nocy będzie trzeba zap$%#@%ć mając max 10min na pacjenta, a im "świeższy" mózg tym lepiej dla Was pacjentów. Choć dziwię się, że na SOR/IP Neurologii (?? na oddział per se raczej się nie dostałaś) nie zrobili przynajmniej podstawowych badań. I nie wierzę, że pielęgniarka sama z siebie chciała podłączyć kroplówkę z magnezem, bez wcześniejszego zalecenia lekarza oraz pobrania krwi na biochemię/morfologię (bo zafałszowałoby to postępowanie diagnostyczne i jest niezgodne z prawem). Tężyczka wcale nie jest nową chorobą, bo to jest OBJAW chorobowy. Oraz nie jest aż tak bardzo częsta. I (starsza) pani neurolog dobrze Cię posłała do endokrynologa. A tekst o pozwie ... ludzie jak słyszę o czymś takim to mnie szlag trafia i działa najczęściej odwrotnie od zamierzonego przez mówcę celu - bo wtedy właśnie zaczynam działać jak służbista a nie człowiek. I jak jeszcze potrafię nagiąć dla pacjenta reguły (np. dodatkowe, niepotrzebne do końca w danym przypadku badanie, które chce pacjent), to po tym robię wszystko według wytycznych (czyli ZGODNIE z obowiązującym prawem) i nic poza to. Wiem też, że NIE jestem Alfą i Omegą oraz nie kryję się z tym, że z pomocą kolegi po fachu lub w eMPendium (aplikacja na PC/telefony z aktualną farmakopeą oraz mini podręcznikiem do interny) poszukam najlepszego dla pacjenta leku, jego dawkowania czy należną refundację, albo upewnię się czy aby przypadkiem nie pominąłem czegoś w czasie diagnostyki różnicowej (albo dowiem się co to za badanie i jak je interpretować gdy pierwszy raz je widzę na oczy, na studiach nic mi o nim nie mówili, a które stosowane jest w ścisłej diagnostyce innej specjalizacji niż moja). Problemem jest też coraz większe występowanie BoMiSiów™ (Bo Mi Się należy) według których lekarz jest sługą, który ma robić co mu karze, bo przecież tyle piniądzów płaci ze składek (a to, że większość takich osób pół życia jedzie na zasiłkach/rentach to szczegół) czyli właśnie zmiana stosunku do leczenia jako usługę jak zakupy, załatwianie sprawy w telekomie itp. Podsumowując - Ja tu widzę tekst pisany w nerwach przez osobę, która szuka pocieszenia dla złego potraktowania przez Opiekę Zdrowotną (NIE SŁUŻBĘ Zdrowia - prawo nie chroni personel medyczny tak jak mundurówkę w razie ataku krzesłem przez pijanego/naćpanego pacjenta o 2 A.M.) - niezależnie od tego co jest napisane w przedostatnim akapicie. Tekst pisany jest z góry negatywnie o WSZYSTKICH lekarzach (za wyjątkiem starszej pani neurolog oraz endokrynologowi) a sam wątek o wyniesieniu na piedestał, które nowe pokolenie lekarzy roztrzaskało to jedno wielkie WTF. Tekst z dużą dozą kąśliwości, co tutaj znajdzie pewnie przyklask. A moje wypociny zapewne zostaną zminusowane.

Odpowiedz
avatar WolverineX
0 0

@olo1990pl: Wszystko fajnie, tylko niestety zbyt często lekarze olewają temat. Nawet w najprostszych sprawach. Choruję może raz na rok i nie jestem wrażliwy. Któregoś razu gorzej się czułem, jakiś dziwnie osłabiony byłem. Coś jest na rzeczy - idę do lekarza (ogólnopolska firma). Lekarka po wejściu nie zrobiła podstawowego wywiadu poza wysłuchaniem, z czym przyszedłem. Nie zrobiła podstawowych badań (gardło, węzły itp.). Jedyne co usłyszałem, to że taki jestem wrażliwy i nic mi nie jest. 2 dni później wróciłem, bo było gorzej. Już do innej lekarki. Zagląda do gardła i się przeraziła. Całe gardło zawalone, łącznie z łukiem łączącym (jakoś tak to ujęła). Diagnoza - ostre zapalenie czegoś tam. W trakcie przeszło w zapalenie spojówek. Co najmniej 2 tyg. męczenia się i z niższą pensją, bo lekarka nie zrobiła podstawowych badań. Wybacz więc, ale lekarze sami sobie pracują na taką opinię.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2019 o 11:53

Udostępnij