Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracowałem z facetem, nazwijmy go Piotrek (P). Nienawidziłem go i miałem ku…

Pracowałem z facetem, nazwijmy go Piotrek (P). Nienawidziłem go i miałem ku temu powody. P to typ chama, nieroba, ale z aspiracjami do bycia kimś więcej niż szeregowym pracownikiem. Miał dobre relacje z przełożonymi, z kierowniczką (K) naszego działu i dyrektorką (D).

Kilkanaście razy dziennie chodził z K na papierosa i przy tej okazji donosił na mnie i chłopaków z naszego działu. Koloryzował rzeczywistość w ten sposób, że my nic nie robimy, a on jedyny pracuje za wszystkich. Kilka razy doprowadził do tego, że miałem rozmowę dyscyplinarną i musiałem udowadniać, że zarzuty wobec mnie to wredne kłamstwa. Poza tym P to typ szowinisty, gardził kobietami, każdą innością czy obcokrajowcami.

Zajmowaliśmy się obsługą klientów i zdarzało się, że przychodził np. Hindus i trzeba było z nim przeprowadzić rozmowę po angielsku. Jako jedyny z nas nie znał języka, ale żeby to zatuszować potrafił powiedzieć - Idź ty go obsłuż, bo ja nie gadam z czarnuchami. Swoje prawdziwe oblicze tuszował przed ludźmi z kierownictwa lub takimi którzy mogli mu być do czegoś potrzebni.

Mnie nie znosił szczególnie, głownie dlatego, że często się jemu sprzeciwiałem i broniłem młodszych pracowników których poniżał. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ miał silną pozycję ze względu na relacje z szefostwem. Nie będę się tutaj rozpisywać o wszystkich złośliwościach, których doświadczyliśmy z jego strony, ponieważ to nie do końca o nim jest ta historia. Opisałem jaki był, żeby pokazać dlaczego tak bardzo nie lubiłem tego faceta.

P zmarł nagle. Jednego dnia czuł się źle, następnego nie przyszedł do pracy i dostaliśmy informację, że nie żyje. Mimo tego jak bardzo nie znosiłem tego człowieka, taka informacja szokuje. Facet przed 40tką, zostawił żonę i dwójkę dzieci. Nie bardzo wiedziałem jak zachować się w tej sytuacji, podobnie się czuła reszta chłopaków z działu. O tym co się u nas działo wiedziało większość ludzi z firmy. Zdawałem sobie sprawę, że wszystko co teraz zrobię, powiem, będzie zauważone i może być wykorzystane przeciwko mnie. Postanowiłem, że nie będę w żaden sposób wypowiadać się w tym temacie, ani dobrze ani źle.

Już pierwszego dnia zaczęły się piekielności ze strony K. Rozmawiałem z kumplem i lekko się zaśmiałem i na moje nieszczęście K to zauważyła. Zwróciła mi uwagę, że w tej sytuacji powinienem się bardziej kontrolować. Wszyscy byli zszokowani tym co się stało, temat przewijał się w co drugiej rozmowie, niektórzy płakali, ale był to też normalny dzień pracy, codzienne rozmowy, a niektórzy zachowywali się dużo bardziej swobodnie ode mnie. Jednak K zachowywała się tak jakby to co się stało, to była moja wina.

Drugiego dnia przyczepiła się o to, że jestem niestosownie ubrany do sytuacji. Nie było żadnej rozmowy na temat tego, że ogłaszamy w firmie żałobę i przychodzimy na czarno. Właściwie wszyscy byli ubrani normalnie. To co według K było niestosowne to czerwona koszula.

Tego też dnia K razem z D zafundowały nam coś w rodzaju piekielnej grupowej terapii. Zrobiły zebranie w pokoju socjalnym i po krótkiej przemowie kierownictwa, każdy miał coś powiedzieć od siebie. Kiedy przyszła moja kolej powiedziałem, że ze względu na nasze relacje niestosowne jest żebym zabierał głos w tym temacie. Tym razem D przy wszystkich pracownikach odezwała się, że w takim razie porozmawiamy później. Resztę dnia spędziłem w nerwach, bo rozmowy z D nie należą do przyjemnych.

Rozmowa odbyła się dopiero następnego dnia, i zaczęła się od pytania czy już ustaliłem z K kiedy odpracuję wyjście na pogrzeb. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem że nie wiedziałem, że cała firma idzie na pogrzeb i że nawet nie znam terminu. D odpowiedziała że to oczywiste, że idziemy wszyscy, że terminu jeszcze nie ma, a poza tym jest obowiązkowa składka 100 zł na wieniec i na wsparcie dla rodziny P. To już była taka kropelka, która wszystko przelała, powiedziałem, że na żaden pogrzeb nie idę właśnie z szacunku do zmarłego, bo nie wydaje mi się żeby chciał widzieć swojego wroga na własnym pogrzebie, a pieniędzy żadnych nie dam, bo to co z nimi robię to moja prywatna sprawa i nic mnie nie zmusi żebym zrobił inaczej.

Zrobiłem tak jak zapowiedziałem. Nie zapłaciłem i nie byłem na pogrzebie. Poza mną wyłamało się jeszcze kilka osób.

Rozumiem, że o zmarłych źle się nie mówi bo nie mogą już się bronić, ale to że ktoś zmarł nie sprawia, że staje się automatycznie dobrym człowiekiem. Współczuję, ale nie będę wspierać finansowo rodziny kogoś o kim nie mogę powiedzieć nic dobrego.

by derek_vinyard
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar pasjonatpl
16 16

On i kierowniczka działu kilkanaście razy dziennie wychodzili na fajkę i dyrektorka nic z tym nie zrobiła? Przecież oni pracowali co najmniej o godzinę mniej niż powinni. To d...a nie dyrektorka. Ja rozumiem, że można kogoś lubić i chcieć, żeby inni też lubili tę osobę, ale zarządzić obowiązkową składkę na wieniec czy pójście na pogrzeb? A poza tym kompletnie nie rozumiem kupowania drogich wieńców czy bukietów. Wg większości religii zmarłemu nie robi to różnicy. A przecież ten facet miał rodzinę. Żonę, dzieci. Więc dobrowolna składka, żeby im choć trochę pomóc, byłaby bardziej uzasadniona. Jakbym miał rodzinę, to w chwili śmierci martwił bym się o nich, a nie o to, co mi ktoś na grobie położy. W sumie sam grób raczej by mnie nie interesował.

Odpowiedz
avatar andtwo
12 12

Historia smutna i piekielna, bardzo mi się spodobała. Temat inny niż zwykle :)

Odpowiedz
avatar Allice
8 16

Kilka lat temu podczas żałoby narodowej (w kwietniu...) zaśmiałam się na korytarzu w szkole... Taki opierdziel od nauczycielki (nie miałam z nią na szczęście lekcji) dostałam że szok

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
6 6

- na co umarł? - na szczęście ;-p a tak mi się przypadkiem przypomniało, o pewnym osobniku, po którym to zmuszano do żałoby. A skutek będzie taki sam, więc może dyrekcja pójdzie po chociaż resztkę rozumu do głowy.

Odpowiedz
avatar InessaMaximova
-4 10

100 złotych od łebka na wieniec? Trochę poszukałam, wieńce najczęściej chodzą po 250 złotych. Albo ktoś chciał sobie zrobić premię albo został nieźle naciągnięty.

Odpowiedz
avatar Kocilla
11 11

@InessaMaximova: "składka 100 zł na wieniec i na wsparcie dla rodziny P"

Odpowiedz
avatar Anvil15
6 10

Złe osoby skończyć powinny w kotle ze smołą u diabła. Śmierć nie oczyszcza nikogo automatycznie nikogo z grzechów i krzywd wyrządzonych tutaj. Jeszcze wymaganie aby wszyscy dorzucili się czy to na wieńce czy inne rzeczy dla rodziny tej osoby jest sporym przegięciem, gdyby było dobrowolne to ok. Ale założenie z góry że każdy się dorzuci bo tak to czysty idiotyzm. Masz rację że nie poszedłeś na pogrzeb też tak bym zrobił.

Odpowiedz
avatar LunaOP
2 6

Szacunek wypracowuje się za życia poprzez czyny. Niech sobie gnije tam gdzie się jest po śmierci.

Odpowiedz
avatar bleeee
2 2

Przypomniała mi się historia z Polski, z mojej ostatniej pracy. Mieliśmy imprezę firmową około 150-200 km od biura. Zostawaliśmy na noc. Rano para naszych pracowników (małżeństwo) postanowiło wracać (umówieni byli z klientem). Złożyło się tak, że samochód z naprzeciwka wyprzedzał 'na trzeciego', nasz kolega uciekł na drzewo. Zginęli oboje. Okazało się, że miał jeszcze 0.7 promila (po wczorajszej imprezie). Firma była w żałobie, mimo tego, że partnerka kierowcy nie była lubiana. Wszyscy szliśmy na pogrzeb i wszyscy składaliśmy się na kwiaty. I uważam, że to jest uczciwe. Chociaż nie wyobrażam sobie 'odrabiania' wyjścia na pogrzeb współpracownika. Później zrobiło się piekielnie, bo firma co roku opłaca mszę w rocznicę śmierci - o 8.30 rano w kościele obok biura. I o ile w pierwszym roku nikt nie prostestował, to w kolejnych latach już ludzie się burzyli... A jak ktoś nie pojawił się na mszy, to musiał się 'usprawiedliwić'.

Odpowiedz
avatar b1aster
2 2

Sam fakt że taki typ jak Św.P. Pan P miał dobre relacje z kimkolwiek źle świadczy o firmie w której pracujesz. W praktyce zawsze i wszędzie znajdą się tacy ludzie, przyjęci po znajomościach, pierdzący w stołki w biurach, bez żadnej wiedzy i kwalifikacji. Ale najgorzej gdy kimś takim jest właściciel lub prezes firmy. Chodzi mi o osoby które lubią powtarzać głupie i niesprawdzone plotki na czyjś temat i wałkować to później niemal do porzygu, odmieniając przez wszystkie przypadki przy byle okazji. A najczęściej zamiast po prostu wziąć się do roboty żeby zasłużyć na awans i uznanie, będą starać się zniszczyć kogoś innego, kto właśnie tak postępuje, widząc w nim wroga. Sam mam to szczęście że po długich poszukiwaniach trafiłem na firmę, gdzie nie toleruje się takiego zachowania. U mnie pan P. wyleciał by na twarz po trzech miesiącach, bo tyle wynosi okres próbny. Było wiele osób, które tą drogą chciały coś osiągnąć, ale nie wyszło. Pamiętam jedną akcję z gościem bardzo podobnym z charakteru do Pana P. Na okrągło siedziałby tylko w biurze u szefa, a jak już wylazł to tylko po to żeby nas podpuszczać i szczuć się na wzajem. Po pewnym czasie właściciel zrobił małe zebranie, na którym był on, wspomniany konfident, ja i jeszcze trzy inne osoby. Szefu powiedział mu, żeby powtórzył nam w twarz te wszystkie rzeczy które mu o nas nagadał. Gość tylko spojrzał na swoje buty, strzelił buraka i nic się nie odezwał. Szef powiedział wtedy coś w stylu ,że zna nas od wielu lat i jest zadowolony z naszej pracy. Problemy zaczęły się dopiero wtedy, kiedy on się pojawił i w przeciwieństwie do niego widzi gdy ktoś zajmuje się pracą a nie włażeniem mu w d... . Potem kazał mu złożyć wypowiedzenie, a jeżeli tego nie zrobi to wywali go dyscyplinarnie, po poza tym że był donosicielem i podrzegaczem, był także złodziejem.

Odpowiedz
avatar betiqua
2 2

@b1aster: Niestety u mnie w byłej firmie wyglądało to zupełnie inaczej, dyrektor miał "ulubienicę", której opowieści wysłuchiwał, potem brał każdego wspomnianego w takiej bajce na rozmowę w 4 oczy i większość wychodziła niemal ze łzami w oczach po pseudo-korporacyjnym praniu mózgu. On jej wierzył, a nie pozostałym, którzy mówili mu, że to ona jest powodem konfliktów i większość sytuacji wyglądała zupełnie inaczej, niż koleżanka mu opowiadała. Dziś, już ponad rok po moim odejściu, w firmie pozostał dyrektor i ona, reszta poodchodziła bo nie daliśmy rady tej dziwnej rozgrywce.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@b1aster: Nie znam twojego szefa, ale mimo to naprawdę uwielbiam tego gościa.

Odpowiedz
Udostępnij