Powinny być osobne loty z gwarancją, że nie będzie na pokładzie dzieci. Serio (_ _)
Wczoraj podczas lotu rodzice nie mogli uspokoić córki, na oko półrocznej. Wrzask, pisk, płacz, po prostu wycie. Nie słyszę nic poza tym wrzaskiem. Ani instrukcji bezpieczeństwa (demonstracje masek tlenowych i zapięcia pasów nie są bez powodu, wiem, że większość słyszała je już miliony razy), ani co mówi do mnie obsługa. Trzeba było sobie krzyczeć do uszu niczym na koncercie metalowym lub w klubie nocnym.
Rodzice też byli zmęczeni i widać że im głupio, ale wrzask jest wrzaskiem, więc w końcu ludzie zaczęli zwracać uwagę.
Wrzask i ryk był taki, że nawet pilot otworzył kabinę :) Nie wiem jak to możliwe, bo się nie znam, na ile kabina pilotów jest wygłuszona.
W końcu kierowniczka stewardess i stewardów postanowiła działać, bo nie byli w stanie podać nam jedzenia i picia, w końcu jednak wszyscy chcemy się słyszeć. Próbowała dogadać się z rodzicami w trzech językach, niestety bez skutku, oni tylko po polsku.
Pomijam już, że to nie było mówienie tylko krzyczenie do siebie. Nagle stewardessa dosłownie zabiera ojcu dzieciaka z rąk na siłę. Mężczyzna w szoku i zaczyna przeklinać. Tymczasem stewardessa "ucieka" z dziewczynką na początek samolotu i siada tam, gdzie zazwyczaj siedzi obsługa, czeka na ojca i zasłania znajdującą się tam kotarkę. Na szczęście tatuś się zamknął, a po jakichś 30-stu sekundach uspokoiła się również dzidzia. Nie było ludzi ani światła (kotarka przyciemniła to miejsce) i dziecko zasnęło prawie od razu i spało do końca lotu. Stewardessa na migi dała po prostu znać mężczyźnie, że ma tu zostać i tu będzie lepiej.
Niemniej jednak tatuś musiał powiedzieć swoje i po lądowaniu powiedział stewardessie, że jeszcze go popamięta za porwanie mu dziecka i on złoży skargę. Także po polsku a stewardessa ciągle tylko w trzech znanych sobie językach mówiła, że nie rozumie. W czterech chyba nawet jak pamiętam. Na prawdę próbowała i chciała dobrze.
Potem jeszcze kiedy czekaliśmy na odbiór bagażu cały czas burczał na tę "k..ę", tak żeby wszyscy dookoła słyszeli.
I po co nam język angielski w polskim szkolnictwie jak nikt za pomocą tego języka nie potrafi się komunikować? Mam ból dupy o poziom tego języka w szkolnictwie w Norwegii czy Szwecji, nie jeden youtuber z stamtąd pochodzi i mówi płynnie, a moi rodzice musieli wybulić srogi hajs na korepetycje w prywatnej szkole angielskiego aby ten był na całkiem przyzwoitym poziomie. A stewardesa widocznie ma swoje tricki na uspokajanie dzieci. Dla niej plus.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 grudnia 2018 o 16:04
@LunaOP: Ja jakoś nigdy nie miałam żadnych korków, a języka się nauczyłam. No i cóż.
Odpowiedz@Drago: Nie we wszystkich szkołach uczą angielskiego jako drugiego języka. Niestety nie w każdej szkole poziom jest taki sam. Ba, nawet w szkole poziomy mogą się różnić, w zależności od nauczyciela a też nie każdy potrafi się sam z siebie się nauczyć.
Odpowiedz@Niamh: Oczywiście, ale tak jest wszędzie, nie tylko w Polsce. Więc to jojczenie, że tylko w Polsce tak źle uczą języków jest śmieszne. (a przeciętny Norweg też angielskim nie zachwyca.)
OdpowiedzNie wiem, jak w Norwegii, ale w Danii byłem potężnie zaskoczony, jak trudno się po angielsku dogadać poza dużymi miastami.
Odpowiedz@Drago: Ja też nie miałam żadnych korków nigdy, a po liceum spokojnie zdałam rozszerzoną maturę z anglika na 6. Tylko po zajęciach szkolnych.
Odpowiedz@LunaOP: Języka w szkole uczysz się, aby zrozumieć podstawy. Co dalej zrobisz z tą wiedzą to jest twoja sprawa. Osobiście uważam że najlepsza nauka języka obcego to nauka "na żywca", poprzez styczność z ludźmi, którzy tym językiem się posługują bądź poprzez konsumpcję mediów w podanym języku. Ja sama zaczynałam od gier komputerowych w języku angielskim. Potem zaczęłam przeglądać serwisy informacyjne czy różne social media. Pisanie i mówienie przyszło naturalnie. Nigdy nie korzystałam z korepetycji czy nawet zajęć ponadprogramowych, a maturę z angielskiego rozszerzonego zdałam na 90%.
OdpowiedzHistoria piekielna i daję plus, jednak jakoś tak mnie razi, że stewardessa wyrywa dziecko z rąk rodzica i z nim gdzieś ucieka. Mogła zaproponować, aby sam poszedł z dzieckiem za kotarę, a ja bardzo chętnie siedząc obok, przetłumaczyłabym na polski, byleby nie słyszeć krzyków.
Odpowiedz@andtwo: i właśnie ten motyw wyrywania dziecka mi coś nie pasuje, bo za takie coś faktycznie czeka ją dyscyplinarka. Niezależnie od intencji.
Odpowiedz@Lobo86: O ile ojciec swoją groźbę spełni i skargę napisze.
Odpowiedz@Armagedon: Po polsku ;).
OdpowiedzA czy reszta polsko mówiących pasażerów nie mogła obsobaczyć rodziców?
Odpowiedz@Tolek: a co by to dało? Raczej by nie poprawiło sytuacji, wręcz przeciwnie...
Odpowiedz@minutka: no nie wiem, chociaż szczątkowe porozumienie pomiędzy ludźmi jest chyba lepsze niż jego brak
Odpowiedz@incomperta: z historii wynika, że rodzice doskonale wiedzieli o dyskomforcie reszty pasażerów i po prostu nie byli w stanie uciszyć dziecka, nie robili przecież nic nikomu na złość, nie zmuszali córki do płaczu, żeby wkurzyć pozostałych pasażerów. Obsobaczenie już zmęczonych i zawstydzonych ludzi w niczym by nie pomogło...
Odpowiedz@minutka: Z dalszego ciągu historii nie wynika, żeby odczuwali jakiś wstyd - a przynajmniej ów ojciec.
Odpowiedz@Tolek: Ja trochę nie w temacie, całe życie się człowiek uczy - pierwsze widzę takie słowo dziwne jak "obsobaczyć". Musiałam sobie wygóglować, co to znaczy. Z ciekawości w jakich rejonach się go używa?
Odpowiedz@Carima: "obsobaczyć" jest rusycyzmem. Tak samo jak powiedzenie, że coś jest podobne jak "toczka w toczkę" czy "swołocz".
Odpowiedz@Tolek: Zabawne, ale ja pomyślałem, "czy reszta polskojęzycznych pasażerów nie mogła POMÓC rodzicom się dogadać". Jak widać lepiej jest na kogoś nawrzeszczeć, po czym usiąść w poczuciu dobrego rozwiązania (?) problemu. Ojcu się nie dziwię, jakby mnie ktoś wyrwał dziecko z rąk, tobym też dał w ryja. I bez przesady, nawet najgłośniejszy płacz dziecka nie zagłuszy całego samolotu. Mam dwójkę, żeby nie było, że nie wiem, o czym mówię.
OdpowiedzZ lotami be dzieci absolutnie się zgadzam. Nawet bym zapłaciła więcej za dodatkową usługę - pokład bez dzieci. Podczas ostatniego lotu dwójka dzieci rozniosła by samolot, ale w przeciwieństwie do tej sytuacji nikt nie zareagował. Prawdziwie piekielne jest to, że rodzice nie widzą absolutnie nic złego w takim zachowaniu, ale w sprzeciwianiu się jemu już tak.
Odpowiedz@wilkor42: Oj, przydałoby się, przydało. W sobotę - rząd przed nami wrzeszczący niemowlak, dwa rzędy przed nami wrzeszczący niemowlak. Jak zaczęły jeszcze przed kołowaniem, tak przez całą drogę albo wyły na zmianę albo w duecie. Dwie i pół godziny. A rodzice (zwłaszcza ci bezpośrednio przed nami) "uspokajali" dzieci monotonnymi "no i czemu płaczesz?", "głodny jesteś?", "chcesz bajeczkę?". Aż się zacząłem zastanawiać, czy dekompresja kabiny i założenie masek tlenowych by je choć trochę stłumiło :) Takie dzieci na pokładzie powinny być przewożone w dźwiękoszczelnych transporterkach.
Odpowiedz@wilkor42: BTW - IMHO to przewóz dzieci powinien kosztować więcej - rodzice powinni pokryć koszty co najmniej dwóch drinków na głowę każdego pasażera ;)
Odpowiedz@le_szek: teehihi, jakie to smieszne. Poczekaj az sam bedziesz rodzicem i bediesz zmuszony leciec samolotem z jiemowlakiem. Zycze ci z calego serca, bys sobie przypomnial swoj glupi post wtedy.
Odpowiedz@Limek: >głupi post post dla mnie całkiem sensowny, nie jest winą pasażerów, że dziecko drze ryja jakby je zarzynali. :)
Odpowiedz@Limek: Zmuszony? Ludzie bezpośrednio przed nami byli na wycieczce. Naprawdę trzeba ciągnąć niespełna roczne (na oko) dziecko, które i tak nic nie rozumie na urlop związany z lotem? Ludzie dwa rzędy przed - polsko-włoska para, leciała zapewne do rodziny na święta. Można było zaprosić rodzinę do Włoch, albo jechać samochodem, to nie koniec świata. Rzadko kiedy takie sytuacje spowodowane są bezwzględną koniecznością podróży, zwykle po prostu bezmyślnością/wdupiemaizmem rodziców.
Odpowiedz@incomperta: no i co z tego, ze drze? Myslisz, ze rodzicom to sie podoba? Moze specjalnie twgondzieciaka szczypia bybprzeszkadzac jasnie panstwu.
Odpowiedz@le_szek: a jaka to roznica zmuszony, nie zmuszony? Dziecko rodzicow zmuszonych do lotu nie bedzie krzyczec? A moze ma wieksze prawo krzyczec? Poczekajcie na swoje dzieci. Bedziecie wtedy mogli pokazac przyklad siedzac w domu do woli.
Odpowiedz@Limek: No, jest różnica. Bo napisałaś w pierwszym poście o byciu zmuszanym do lotu z dzieckiem. A takie sytuacje raczej często się nie zdarzają. Wszystkie dzieci, które dotychczas ze mną leciały - leciały na wakacje. Przy czym dla dziecka do żadna frajda, bo nic nie zapamięta, a wręcz może to być dla niego uciążliwe, gdy zabiera się dzieciaka do zupełnie innego klimatu i dziecko nie potrafi sobie z tym samo poradzić. Jest wiele miejsc do których można POJECHAĆ z dzieckiem, a jeśli polecieć, to tylko w krótkie loty. Zabieranie dziecka do samolotu, bo rodzicom się zachciało odległych krajów, to bezmyślność i chamstwo w stosunku do innych ludzi. Myślisz, że dziecko płacze, bo mu przyjemnie? Więc dlaczego rodzice narażają swoje dzieci na wielogodzinny dyskomfort? Mnie zazwyczaj nie boli głowa przy lądowaniu/starcie, ale raz mi się zdarzyło i myślałam, że mi głowa pęknie. Ale ja mogłam to sobie zracjonalizować. A jak boli dziecko, to co ono może zrobić? Hmm?
Odpowiedz@Limek: widzę, że argumentacja ci się skończyła, skoro rzucasz znowu "poczekajcie na swoje dzieci". od kiedy świat ma być podporządkowany pod dzieciatych?
OdpowiedzTak, na pewno wszyscy ludzie z dziećmi zamkną się w domach i przez co najmniej 5 lat nie będą podróżować na wakacje/do rodziny z szacunku dla współpasażerów :D bez urazy ale takiej głupoty dawno nie czytałam.
Odpowiedz@katzschen: Najwidoczniej nie umiesz za bardzo czytać, albo wygodnie pominęłaś jakże proste, wspomniane wcześniej rozwiązanie.
Odpowiedz@le_szek: wielogodzinna jazda z niemowlakiem nie będzie dobra ani dla niego ani dla rodziców. Może rodzina nie mogła pojchać do Włoch? Może stęsknili się za krajem? Może nie chciała? Nie mam dzieci i generalnie podzielenie samolotu na dzieciatą i niedzieciatą część to spoko pomysł, ale nie można dyktować komuś jak ma podróżować i żyć.
Odpowiedz@Limek: zgadzam się z Tobą. Wygląda na to, że większość komentujących wychodzi z założenia, że ludzie z małymi dziećmi nie mają prawa podróżować dalej niż do sklepu osiedlowego. A nie, przepraszam, w sklepie też płacz małego dziecka mógłby zakłócić spokój jaśnie wielmożnych Państwa. Najłatwiej powiedzieć - siedźcie w domu. Naprawdę tak ciężko wyobrazić sobie sytuację, że ktoś może z dowolnych powodów być zmuszony do dalszej podróży z małym dzieckiem? No i gratuluję niektórym przekonania, że płaczące dziecko uciszy się po obsobaczeniu przez jakiegoś współpasażera. Rozumiem jeszcze, gdyby rodzice celowo szczypali niemowlaka w zadek, żeby wywołać wybuch płaczu - wtedy uznałbym tę historię za piekielną. W opisanym przypadku bardziej piekielni wg mnie są pozbawieni grama empatii współpasażerowie.
Odpowiedz@barwi: Z tego co wiem to niemowlaki źle znoszą lot samolotem z powodu nie do końca wykształconego błędnika i zmiany cisnienia są dla nich bolesne. Podobno można to złagodzić ale każde dziecko reaguje inaczej. Dużo latam i najlepszym rozwiązaniem tego problemu jest zainwestowanie w dobre słuchawki z redukcją hałasu.
OdpowiedzKiedyś sama byłam w takiej sytuacji, córa, generalnie spokojna, rozwyła się strasznie i nic, po prostu nic nie pomagało. W samolocie jest zmiana ciśnienia, by może małe dziecko odbiera to zupełnie inaczej, w każdym razie nie wiem kto był bardziej zmęczony - ona 5-godzinnym wrzaskiem czy ja próbująca wszystkich metod, w dodatku pod obstrzałem pasażerów, którzy gdyby mogli to by mnie na pewno przez okno wyrzucili :) Buractwa opisanego w opowieści oczywiście nie popieram, ale przypomniała mi ta historia straszne momenty z życia :)
OdpowiedzW ogóle powinny być strefy wolne od dzieci, bo cudze bachory potrafią zepsuć człowiekowi humor w każdej sytuacji i uprzykrzyć każdą czynność.
Odpowiedz@Jaladreips: Też byłeś kiedyś bachorem, i co ... matka nie wychodzila z Tobą z domu, bo uprzykrzales wszystkim wokół życie.
Odpowiedz@83anu: oho, odpieluszkowe zapalenie mózgu.
Odpowiedz@Jaladreips: oho, maloletni edgelord.
OdpowiedzA mnie tylko zastanawia czy nikt nie mógł posłużyć za tłumacza i po prostu pomóc w rozmowie.
OdpowiedzMhm, pilot otworzył drzwi kabiny i zaczął klaskać.
OdpowiedzDziwię się, że nikt z pasażerów nie zareagował. W takiej sytuacji sama rozdarłabym mordę na rodziców i bachora, żeby się zamknął. Kiedyś w pociągu uciszyłam takich dwoje, z którymi babcia nie mogła dać sobie rady - i wdzięczna mi nawet była.
Odpowiedz@katem: Wydzierane się na półroczne dziecko nie działa jak byś sobie życzyła. Proponuję dorobić się samemu kiedyś dziecka i sprawdzenie skuteczności metody w zależności od wieku.
Odpowiedz@katem: Taaaaak, nakrzycz na niemowlaka w celu uspokojenia :D napisz ksiązkę o swojej metodzie wychowywania dzieci bo jak widać miliardy rodziców nie wiedzą jak to robic...
OdpowiedzCudowne są komentarze o tym aby nawrzeszczeć na rodziców o niemowlaka. Na pewno by to pomogło. Niestety dziecko nie zawsze rozumie, że tu i teraz ma być cicho bo jakiejś paniusi przeszkadza. Tak się zastanawiam serio NIKT nie mógł rodzicom pomóc w tłumaczeniu? Lepiej było słuchać krzyków dziecka? Wspaniała postawa rodaków. Brawo. Zachowanie stewardesy jest karygodne. Złożyłabym skargę a babsko opiernicyzła za WYRYWANIE dziecka, które płacze. Równie dobrze mogła poprosić któregos z rodziców o przejście za kotarę i próbę uspokojenia dziecka. Transporterków dla dziecii wyższych opłat dla dzieciatych nie skomentuję... I tak mam dziecko, wychowujemy ją i staramy się aby nie przeszkadzała innym ludziom ale czasem zacznie krzyczeć. Jak to dziecko.
Odpowiedz@Aniela: Jakiejś paniusi przeszkadza? Obrażasz kogoś, bo nie ma ochoty słuchać czyjegoś rozwrzeszczanego bachora? A skargi mogłabyś sobie składać. Nie masz kompletnie pojęcia jakie stewardesy mają uprawnienia i do czego mają prawo (a zdziwiłabyś się cholernie), i że wsiadając do samolotu akceptujesz ich rozszerzone uprawnienia, które wynikają z wymuszonego poziomu bezpieczeństwa. I tak, steward ma prawo wyrzucić z miejsca i obezwładnić każdego pasażera zakłócającego porządek i spokój lotu. I takie środki jak przeniesienie dziecka jakiegoś wsioka nieumiejącego się komunikować z ludźmi nie jest niczym niezwykłym. Skargi? Dyscyplinarka? Bo stewardesa wykonuje swoje obowiązki? Prezentujecie taki sam denny poziom polaczka wieśniaczka jak tatuś z tej opowieści
Odpowiedz@Aniela: W końcu ktoś mądrze mówi, a nie sam zachowuje się jak rozwydrzony bachor...
Odpowiedz@antuan: Rozwrzeszczanego bachora? Obrazasz czyjes dziecko, bo placze?
Odpowiedz@antuan: małe sprostowanie: mogła wziąć rodzica z dzieckiem. Samego dziecka już nie.
Odpowiedz@Limek: Chodziło mi o to że inni nazywają to dziecko bachorem, bo płacze, a sami zachowują się jak bachory. Ja żadnego dziecka bachorem nie nazwę bez powodu.
Odpowiedz@Aniela: obawiam się, że rodzice z wrzeszczącymi bachorami nie mają przywileju w postaci bycia świętą krową, której uwagi zwrócić nie można "bo to dziecko i ono nie rozumie". jeśli nie umiesz zapanować nad nim, to chyba jednak nie powinnaś podróżować środkami transportu, gdzie inni byliby narażeni na ciągły dyskomfort. :)
Odpowiedz@Tajemnica_17: napisane do Antuan, nie do ciebie...
Odpowiedz@incomperta: bosz, jak mnie smiesza takie aroganckie dzieci jak ty. "Zapanowac nad niemowlakiem". Rece opadaja, tu niebma sensu tlumaczyc, bo do zakutej glowki nie wejdzie. I tak, rodzice maja prawo podrozowac wspolnymi srodkami transportu nawet z wrzeszczacym niemowlakiem. Nie podoba sie, kup sobie bilet w biznes klasie albo jedz samochodem.
Odpowiedz@Limek: aroganckie dzieci? obawiam się, że mam więcej lat niż ty. mają prawo, ale niech nauczą się robić to poprawnie, od kiedy posiadanie dziecka daje dodatkowe przywileje w postaci mienia wywalone na innych współpasażerów?
OdpowiedzChciałam tylko zwrócić uwagę na wszystkim nane słowo empatia. Mam wrażenie, że są ludzie, którym wszystko przeszkadza a najbardziej dzieci. Naprawdę była masa sposobów na rozwiązanie tego problemów, ale po co pomysleć, lepiej ponarzekać na matkę i "bachora" bo to przecież rozpuszczony dzieciak skoro nie potrafi byc cicho. Przykro sie czyta komentarze. Sama mam dziecko, wychodze z nim do wielu miejsc i mimo, że córa jest grzecznym dzieckiem to jak zacznie krzyczec czy histeryzować w sklepie to biorę na ręce i wychodze, żeby nikomu nie przeszkadzało. Ale nie będę dziecka trzymac w domu bo komuś przeszkadza zwykle dziecięce zachowanie. Nieraz widzi się filmiki o tym jak wiara w ludzkość znów została przywrócona a na filmiku ZWYKŁE uprzejmości, które powinny być codziennością. Niestety codziennością jest narzekanie i obrazanie wszystkiego co jest w jakis spobób inne. Więcej wyrozumialosci.
Odpowiedz@Aniela: w pełni popieram. Sam nie wiem jak traktować komentarze sugerujące, że ludzie z małymi dziećmi powinni mieć zakaz podróżowania, ewentualnie że płaczące dziecko najlepiej uspokoić opieprzając je i rodziców. Sama akcja stewardessy, jeśli faktycznie wierzyć, że tak to wyglądało - bez komentarza. Nie ma to jak uspokoić niemowlaka wyrywając go rodzicom. Czy w tym samolocie siedziały same Janusze i Grażyny o poziomie empatii poniżej zera? Może wystarczyłoby zagadać, spróbować zabawić dzieciaka albo przynajmniej pokazać rodzicom, że ktoś chce im pomóc, bo dla nich sytuacja też nie była komfortowa i pewnie skuteczniej uspokoiliby dziecko gdyby nie mieli wrażenia, że wszyscy wokoło najchętniej by ich udusili. Tymczasem jedyne na co zdobyli się współpasażerowie to zwrócenie uwagi (brawo) i porwanie dzieciaka (podwójny aplauz).
OdpowiedzAle wyrywanie dziecka to faktycznie przesada. Skąd mam wiedzieć czy ona chce położyć ją spać w przyciemnionym miejscu, czy wyrzucić przez okno? A dziecko nagle wyrwane z rąk rodziców przez obcą babę raczej się nie uspokoi, nie bardzo wierzę w całą historię.
Odpowiedz@Tajemnica_17: wyrzucić przez okno...w samolocie? No chciałbym bardzo to zobaczyć....
Odpowiedz@Lobo86: Napisałam hipotetycznie. Wolisz wersję o spuszczeniu w toalecie, lub umieszczeniu w luku bagażowym?
Odpowiedz@Tajemnica_17: Tego nawet hipotetycznie nie się zrobić. Podobnie jak spuścić w toalecie. Uspokajające się dziecko w rękach inne niż rodzica widziałem nie raz. To akurat nic nadzwyczajnego. Jeśli stewardesa nie mogła się dogadać z pasażerami to teoretycznie (ale to już ogromne teoretyzowanie) mogła zrobić to, co zrobiła jeśli uzasadnieniem były kwestie bezpieczeństwa.
Odpowiedz@Tajemnica_17: Schowek nad głową mógłby być całkiem niezły, powinien choć trochę wytłumić ;)
Odpowiedz@Lobo86: a jakie to kwestie bezpieczenstwa odnosza sie do krzyczacego dziecka? I czy to same kwestie odnosza sie np. do grupy facetow ktorzy gadaja tak, ze glowa boli? Nie, nie krzycza, ale kazdy w promieniu 5 metrow slyszy kazde slowo?
Odpowiedz@Lobo86: "Slawek, ku..wa, ta swinia co ja obracales w piatek, to dopiero balony miala, zeby tylko twoja stara sie noe dowiedziala, hie hie" "No, Marek, twoja swinia tez niczego sobie, tylko d..y nie miala". True story, lot w lecie z Malty. I gdzie ta moja stewardessa z kwestiami bezpieczenstwa.
OdpowiedzOsobne loty! Tak! Jestem za. Chętnie dopłacę by mieć pewność, że nie będę leciał obok dziecka. Rodzice- nie wkurzajcie sie na mnie. To po prostu mega męczące, kilka godzin, ciśnienie rozsadza mi uszy a obok dzieciak drze jape... no po prostu nie. Komentujący znów się cisną czy to prawda czy nie... Ludzie czy to jest ważne? Co wy jesteście jakiś fake radar? Ważne, że czyta sie w porządku.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 grudnia 2018 o 15:00
@DziwnyCzlowiek: ja osobiscie mysle, ze bardzo podkoloryzowane - wyrywajaca dziecko stewardessa, tjaaa. A ze strony rodzica malego dziecka - wielkie tak dla osobnych lotow. Nie rozumiem skad przekonanie, ze rodzicow to bawi, ze dziecko krzyczy? Ze im tak przyjemnie? Ze super, ze caly samolot chce ich zabic? Ludzie ktorzy tak mysla - ze dla rodzicow lot z wrzeszczacym dzueckiem to taki super fun - maja na prawde cos nie po kolei w glowie. Nie mozna sobie wyobrazic,jaki to stres dla rodzica, jesli sie samemu nie bylo w takiej sytuacji. I tak, ja bym doplacila zeby nie byc w jednym samolocie z takimi ludzmi.
Odpowiedz@Limek: "ja bym doplacila" W takim razie skorzystaj z własnej rady: "kup sobie bilet w biznes klasie albo jedz samochodem. "
Odpowiedz@DziwnyCzlowiek: dokladnie, sa juz hotele oraz turnusy "bez dzieci", goraco to popieram. nie po to place ciezkie pieniadze, by podczas nierzadko jedynego tygodnia odpoczynku w roku sluchac wrzasku obcych dzieci. jakbym chciala tego posluchac, zostalabym na polskiej plazy
Odpowiedz@Limek: Ale rodzic musi jechać ze swoim dzieckiem, ja nie muszę słuchać darcia gęby.
Odpowiedzpo ostatniej podrozy samolotem ja nie rozumiem, po co brac niemowlaki na wycieczke? Mlode sie meczy, bo nowe miejsca, bo duzo obcych ludzi, inny klimat, inne jedzenie, halas itp., w wieku niemowlecym, wiec frajdy nie ma zadnej, ale i niczego nie zapamieta. I tylko wyje, placze, piszczy, "umilajac" podroz i pobyt innym uczestnikom wycieczki. No ja przepraszam, ale jak kogos stac na wydatek rzed 4 k nawakacje na Majore, to stac go rowniez na opiekunke na tydzien
Odpowiedz@bazienka: bo niektóre madki nie wyobrażają sobie rozstania ze swoim niuniusiem na więcej niż godzinę.
OdpowiedzNo dobra, rodzice nie potrafiący ogarnąć swojego dziecka nie porozumiewali się w żadnym języku poza polskim. Ale w takim razie czy byli jedynymi Polakami na pokładzie, nikt nie mógł podjąć się choćby próby tłumaczenia? Otóż nie, na pokładzie była choćby autorka tej opowiastki która najwidoczniej woli sobie potem ponarzekać w internetach.
Odpowiedz