Mój mąż jest kierownikiem niższego szczebla w dużej firmie zajmującej się ekologicznymi rozwiązaniami. Firma mieści się w jednym z miast śląskiej algomeracji. Jak w każdym z większych miast, tak i tutaj jest spora rotacja pracowników, a rynek posiłkuje się agencjami pracy, przynajmniej podczas wstępnego zatrudnienia.
W ten właśnie sposób zatrudniano większość pracowników. Pierwotnie Polaków, a kiedy rynek pracy otworzył się na pracowników ze wschodu, to również Ukraińców, z którymi współpraca układała się w miarę poprawnie. ”Pałka się przegła", kiedy Polacy, co zrozumiałe, zaczęli szukać lepszych warunków w innych firmach, Ukraińcy wyjeżdżać do Niemiec i dalej na zachód, a agencja skierowała do firmy Pakistańczyków.
Współpraca z nimi od początku sprawiała same problemy. Najpierw okazało się, że nie do przeskoczenia jest bariera językowa, bo o ile z Ukraińcami jeszcze szło się dogadać po polsku czy rosyjsku (z początkowym "nipanimaju" co oporniejszych jednostek małżonek poradził sobie za pomocą... Google translatora, drukując im dodatkowo listę poleceń do wykonania), to Pakistańczycy ani myśleli nauczyć się choćby podstawowych zwrotów w naszym ojczystym języku. Angielski również był czarna magią, kilku z nich coś ledwie dukało. W kontakcie pośredniczyła agencja pracy, ale wiadomo, że wywoływało to spore opóźnienia.
Szybko okazało się, że problemy sprawia również odmienna, islamska kultura. Pakistańczycy ciągle gdzieś znikali. W ciągu ośmiogodzinnego dnia pracy pracownikom przysługiwała jedna, dwudziestominutowa przerwa, ale wiadomo, że kiedy pracy jest mniej, to jest niepisana zgoda na krótszą przerwę na papierosa, telefon czy skorzystanie z toalety. Wcześniej nikt tego nie wykorzystywał i sposób ten sprawdzał się za obopólną korzyścią - pracowników i pracodawcy. Pakistańczycy przesadzili - okazało się, że więcej odpoczywają, niż pracują. Kiedy zwrócono im uwagę podnieśli raban, że przerwa im się należy, że się modlą, że Polacy są rasistami, powiadomili o sytuacji agencję, przeinaczając fakty i robiąc z siebie ofiary dyskryminacji.
Podobnie rzecz wyglądała ze sprzątaniem stanowiska pracy - utrzymanie na nim czystości jest jednym z podstawowych obowiązków niezależnie od zajmowanej w firmie pozycji. Sprząta swoje biurko dyrektor, sprząta prezes, swój kantorek ogarniają magazynierzy oraz pracownicy montażu i produkcji, a sprzątaczki dopełniają dzieła. Ale Pakistańczycy nie. Dlaczego? Bo sprzątanie to obowiązek kobiet! Oni brudnych prac wykonywać nie będą, a zmuszanie ich do wyrzucenia po sobie opakowania po śniadaniu, umycia kubka czy ogarnięcia biurka to próba dyskryminacji!
Dni mijały w nerwowej atmosferze. Po kilku, na skutek zmian personalnych, kierowniczką jednego z działów została kobieta. Podległa jej grupa kilku Pakistańczyków traktowała ją jak powietrze, zupełnie ignorując jej polecenia. Nie będą przecież wykonywać poleceń istoty z natury gorszej od nich, do tego nie muzułmanki. Co z tego, że spowodowali kilkugodzinny przestój z pracą, a firmę narazili na duże straty? Takie jest ich prawo i my mamy go przestrzegać.
Cóż było robić. Na takie dictum odpowiedź mogła być jedna i oczywista, wszyscy wylecieli z firmy na zbity pysk, a agencja pracy dostała solidny opierdziel i niepisany przykaz, żeby więcej muzułmanów do pracy nie przysyłać.
I tylko strach pomyśleć, co w analogicznej sytuacji działoby się we Francji czy w Niemczech.
"Polacy rasiści każdy to powie"
"... ale wiadomo, że kiedy pracy jest mniej, to jest niepisana zgoda na krótszą przerwę [...] czy skorzystanie z toalety." - rozumiem, że w przypadku, kiedy pracy jest więcej nie ma zgody na korzystanie z toalety?
Odpowiedz@Nanatella: Czepiasz się. "papierosa, telefon" to już pominęłaś.
Odpowiedz@Balbina: Pominęłam, bo jeśli chodzi o papierosa czy telefon, to z tym się zgadzam - jeśli nie ma pracy, to można zrobić na to przerwę, jeśli praca jest, to taka przerwa nie przysługuje. Jeżeli chodzi o wyjście do toalety, to uważam, że normą powinna być możliwość skorzystania w KAŻDYM czasie, nawet jeśli jest nawał pracy.
Odpowiedz@Nanatella: To zależy, na ile takie wyjścia do toalety są wykorzystywane jako unikanie pracy. Znam pewnego pana, który potrafił iść do toalety (oczywiście z telefonem) i spędzał tam prawie godzine, i tak trzy razy dziennie. Potem oczywiscie domagał sie przerywy na sniadanie (bo mu się należy!). I tak codziennie. Gdy zostal sprawdzony monitoring, na osmiogodzinny dzien pracy, pan przepracował trzy, czasem cztery. Był zdziwiony, że dostał wypowiedzenie.
Odpowiedz@83anu: W takiej sytuacji się zgadzam. Ale w historii jest to tak przedstawione, jakby chodziło o normalne, krótkie wyjścia.
Odpowiedz@Nanatella: mąż twierdzi, że np. pracownicy pracujący przy taśmie montażowej muszą zgłaszać odejście od tejże. Korzystanie z WC to też odejście od takiego stanowiska. I nie chodzi o jakieś nieludzkie zakazy, tylko o zwykłe zgłoszenie faktu i chociażby zatrzymanie maszyny.
OdpowiedzAle stereotypowa opowiastka, w dodatku bardzo podkoloryzowana.
Odpowiedz@nursetka: Stereotypowa? To nie znaczy, że się nie wydarzyła. Aczkolwiek z własnego doświadczenia wiem, że muzułmanie potrafią świetnie, dokładnie, intensywnie i sumiennie wykonywać tzw.: "brudne prace". Przy sprzątaniu kibli, śmieciach, praniu, zamiataniu ulic i tym podobnych zapieprzają aż miło. I nie marudzą. Właściwie to nawet widziałem, że muzułmańskie kobiety siedzą za biurkiem, z pomalowanymi paznokciami, w hidżabach, sprzedają uśmiechy i przyjmują siatki z praniem tylko. Wszystkie ciężkie i "najbrudniejsze" prace wykonują faceci.
Odpowiedz@PooH77: nie pytam złośliwie, tylko z czystej ciekawości - gdzie spotkałeś takich pracusiów?
Odpowiedz@BlackVelvet: W Turcji, w Afganistanie. Aczkolwiek to się działo/dzieje na terenie baz wojskowych, więc może jest jakaś selekcja?
Odpowiedz@PooH77: Pewnie tak. No i mundurowi są bardziej zdyscyplinowani :-) Turcja i Afganistan to też islamskie kraje, może to tez miało wpływ na ich pracowitość (ewentualnie nie sabotowanie pracy niewiernych). Tak czy siak Twój pobyt tam musiał być ciekawym doświadczeniem. Podziel się kiedyś jakimiś piekielnymi historiami z tamtych stron.
Odpowiedz@BlackVelvet: Źle mnie zrozumiałaś. To że znam tych ludzi z baz wojskowych nie robi z nich od razu żołnierzy ;). To cywilne firmy sprzątające, miejscowe. Natomiast co do wojska tureckiego i ich dyscypliny...oj! zdziwiłabyś się. Większych leni i cwaniaczków nie widziałem :). Więc kolejny stereotyp (że wszyscy żołnierze są bardziej zdyscyplinowani), który w życiu się nie zawsze sprawdza. Kilka historii związanych z tematem umieściłem, niedawno nawet jedną. O wielu rzeczach najzwyczajniej w świecie nie mogę napisać:). Oczywiście jeśli jeszcze coś sobie przypomnę (albo sensownie wymyślę, jak niektórzy twierdzą ;p), nie omieszkam dorzucić.
Odpowiedz@BlackVelvet: Ja spotkałam takich pracusiów we Francji. Ba... Żaden nawet słowa nie powie, kiedy poproszę go o posprzątanie łazienki przylegającej do biura czy wyniesienie śmieci, nawet jeśli jest to czynność nadprogramowa. W każdym razie, moje doświadczenie nie różni się od tego, co widział PooH77. Jeśli ktoś jest bardziej religijny, to pracuje u „swoich” w kafejce internetowej czy barze z kebabem, gdzie pracodawca idzie mu na rękę. Nie spotkałam się również z traktowaniem mnie „z góry”, bo jestem kobietą. Tak to wyglada we Francji. Przypuszczam, że w Wielkiej Brytanii jest podobnie.
OdpowiedzDobrze, że choć firma pokierowała się rachunkiem ekonomicznym i zwolniła typków, za których ktoś musiałby pracować, a pieniądze trafiałyby do leniów i niechlujów.
OdpowiedzFascynujące, bo pakistanczycy w swoim kraju większość spraw załatwiają po angielsku i jeszcze nie spotkałam żadnego (A kilku znam), który nie wpadał by tym językiem przynajmniej w stopniu podstawowym. Jeden w swojej niewiedzy np. Chciał mieć że mną kawę:) ogólnie jak sie chce to można się z nimi dogadać po angielsku. A więc kombinuje dalej.
Odpowiedz@este1: Pod warunkiem, że oni również chcą się dogadać. Jeśli nie chcą, to "nie panimaju" i szukaj tłumacza, a oni sobie posiedzą i rączek pracą nie skalają.
Odpowiedz@niemoja: Dokładnie tak, znajomość mówionego języka zanika wtedy gdy im to pasuje. Ale chętnie wtedy słuchaja i mają czas na przygotowanie reakcji.
Odpowiedz"I tylko strach pomyśleć, co w analogicznej sytuacji działoby się we Francji czy w Niemczech." Ten kto ich zwolnił i wszyscy, którzy o tym wiedzieli, poszliby siedzieć za rasizm i dyskryminację, a firma zostałaby zamknięta i puszczona z milionowymi długami za odszkodowania dla pokrzywdzonych Pakistańczyków.
OdpowiedzWiedząc, jak cholernie trudno jest Hindusom czy Pakistańczykom dostać pozwolenie na pracę w Polsce, jakoś nie umiem sobie wyobrazić, że imigranci mogliby unikać pracy (czyli tego, po co tu przyjechali). To nie Niemcy, socjalu nie dostaną, więc po co ryzykować utratę roboty? Już nie mówiąc o tym, że po dziesięciu tysiącach historyjek o piekielności Polaków pojawia się jedna o Pakistańczykach - i od razu powstaje stereotyp, od razu jest "muzułmanów nie zatrudniać". Wniosek z tego taki, że jeden Polak leń to dla nas tylko jeden leniwy Polak i nie wolno generalizować, ale jeden leniwy Pakistańczyk oznacza cały leniwy Pakistan i to jest oczywiste...
Odpowiedz@jonaszewski: Z kolei w Irlandii, to albo socjal, albo cjagle się modlą i nic nie robią i też hajs dostają. W dumie jedyna różnica to to, że muszą gdzieś jechać.
Odpowiedz@jonaszewski: Trudno? A kto ci bajek naopowiadał? POPiS w czasie kampanii. Dziersiątki tysięcy są juz w Polsce. U mnie na wsi 20-tu!
Odpowiedz@lowipe: Ale mówimy o legalnych czy nielegalnych? Zresztą, nielegalnemu tym bardziej powinno zależeć na tym, żeby go nikt nie wylał.
OdpowiedzPrawda jest taka, że firma powinna dostać karę, ale nie za zwolnienie tychże Pakistańczyków, ale za wymóg "niezatrudniania muzułmanów". To że trafiliście na piekielną ekipę, która się zmówiła, że w tej pięknej Europie będą im płacić za nic, nie znaczy, że wszyscy tacy są. Opisano to w komentarzach wyżej. Ja dodam historię zasłyszaną od znajomego, którego znajomy Niemiec z kolei był od rekrutowania tymczasowych pracowników z Polski lata temu. Opowiadał, że pierwsza ekipa poleciała niemal cała, bo na 20 osób nie kradło tylko dwie czy trzy, dodatkowo kilka osób nie widziało nic dziwnego w przychodzeniu do roboty po pijaku, kolejne kilka na kacu. I tutaj też można by podsumować, że nie ma co zatrudniać Polaków, bo wszyscy to złodzieje, a połowa to pijacy.
OdpowiedzPrawie identyczna sytuacja zdarzyła sie u mnie w pracy, na lotnisku w Chicago. Sprzątaliśmy samototy i teren terminalu lotniska w nocy. Z 30 Polaków i kilku cudzoziemców.Nasza szefowa przydzielała poszczególnym grupom zadania na reszte zmiany. Kiedy jednak zwróciła sie do młodego, nowo przyjętegoPakistańczyka, po angielsku, ten jej wprost powiedział że żadna baba nie śmie mu mówić co ma robić. Bunt Pakistańczyka jednak trwał zaledwie z trzy minuty bo nasza pani Renatka po prostu zabrała mu indetyfikator uprawniający do wstępu i pracy na lotnisku (był przypięty do bluzy) i powiedziała: To idź do domu. Poszedł odrazu, może niechcąc ryzykować bycia sponiewieranym przez panie z ochrony . Jego prace wzioł na siebie jakiś starszy góral, pan Stasiu. Jakoś nie miał z tym kłopotu, bo przyszedł tu, tak jak my wszyscy: żeby zarobić.
Odpowiedz@Wielopolka: Praktyczne zastosowanie pryncypium "Nasz folwark - nasze zasady".
OdpowiedzW sumie to nie wiem, jakby to rozwiązano we Francji czy w Niemczech. Z jednej strony jest nacisk na poprawność polityczną i nadmierną tolerancję wobec muzułmanów, a z drugiej przełożonym była kobieta, a nacisk na zajmowanie stanowisk kierowniczych przez kobiety również jest silny. Także nie jestem pewien, jakby to wyglądało.
Odpowiedz