Będzie o frustracji i o tym jak najbliżsi potrafią dołożyć trudności.
W moim życiu pojawiła się dwójka niemowląt. W związku z czym ostatni czas jest dla mnie niezwykle intensywny. Bo tu remont mieszkania, wychowanie dwójki dzieci i... szczeniak. Po pół roku od narodzin dzieci, mąż mój postanowił, że dzieci muszą wychowywać się z psem. Ustalenia były takie, że on wychodzi z nim rano i wieczorem jak wraca (pracuje 5-19), ja wyskoczę z psem na szybko dwa razy w ciągu dnia, ale ogólnie on się nim zajmuje.
Jak można się domyślić, z ustaleń nic nie pozostało. Ja się tylko psem zajmuje. Nikt inny o niego nie dba, chyba że chodzi o komendy siedzieć czy daj łapę. Tak więc w tej chwili mam dwójkę chorych (nie przewlekle, gorączkują), marudnych i płaczących dzieci, w gratisie psa załatwiającego się w domu (sama nie dam rady nauczyć go załatwiania się na dworze skoro mam w ciągu dnia ledwie parę minut na wyjście z nim). Dzieci już raczkują, powinny mieć dostęp do całego domu i chodzić gdzie dusza zapragnie, a muszę ich zamykać w jednym pokoju, bo boję się o zarazki (choćbym i 10 razy podłogę myła, tego spod listw nie wymyję). Pies szaleje, nie jest niczego nauczony, gryzie, skacze na ludzi, drapie ściany, obgryza drzwi, ucieka z domu! Ludzie na wsi się skarżą, że pies na nich skacze, a ja nie mam jak za nim latać i go łapać. Dzieci zabawki, które znajdą się na podłodze szybko znajduje w strzępach. Potrafi wyciągnąć dziecięce ciuszki z kosza na pranie i je poszarpane.
Wiem, teraz wszyscy mnie znienawidzą ale marzę o tym, żeby oddać tego psa. Mój mąż nie rozumie, nie pomaga przy psie nic a nic. Jestem bezradna. Mam dość.
Rodzina
Nie wiem czemu dostałaś minusy, bo sytuacja naprawdę piekielna. Twój mąż zachowuje sie jak dupek. A ty cokolwiek nie zrobisz to będziesz beee. Beee-bo chcesz oddać psa, beee- bo pies nie nauczony, beee-bo czepiasz się biednego męża a on chciał dobrze dla dzieci... Jakby nie stanąć, doopa zawsze z tyłu. Ogarnij sie dziewczyno bo sie wykończysz. Albo pytasz po rodzinie, znajomych i gdzie sie da i szukasz psu nowego domu(uwierz, pies też bedzie szczęśliwszy), albo gdy mąż ma dzień wolny to wychodzisz z domu na kilka godzin (niech ogarnia maluchy i szczeniaka), albo zrób awanturę. Ale taką konkretną. Żeby sie mury zatrzęsły i garnki pofruwały, najwyzej talerzy dokupisz. Może dojdzie do rycerskiego łba, że jest ci ciężko i że jak kobieta nie pracuje, tylko zajmuje sie dziećmi w domu to też sie może narobić. No to panowie, minusujcie :-)
Odpowiedz@KukuNaMuniu: minusy nie są za piekielność męża, a za straszliwe, wszędobylskie zarazki, ktore tylko czychają na biedne dzieci
Odpowiedz@Iras: My teraz mamy na dt szczeniora, którego trzeba było nauczyć załatwiania się na zewnątrz. Powiem Ci, że nie ogarnęłabym i tego i dwójki małych dzieci. A jakbym ogarnęła nawet to pewnie siadłabym na koniec dnia w jakimś kącie i się poryczała. Taki mały pies potrafi zwyczajnie nagle stanąć i zlać się tam gdzie stoi. To jest ciągłe latanie z nim w te i z powrotem i skupianie się na nim żeby załapał czemu ma lać poza domem. Jak nie masz małych dzieci, ogarniesz to w kilka dni. Ale i tak jeszcze jakiś czas trzeba biegać na zewnątrz co 2-3 godziny bo psie dziecko ma jednak mały pęcherz. A miej do tego swoje ludzkie maluchy..... Ja p.....ę. Armagedon.
Odpowiedz@mru: dlatego ludzie wymyślili maty do nauki czystości. Są nasączane specjalnymi preparatami, które powodują, że pies robi (a przynajmniej stara się) właśnie na nie. Kilka szczeniaków w wieku do 3 miesięcy odratowałem i to działało, a pierwszy raz były w czymś takim jak mieszkanie.
Odpowiedz@KukuNaMuniu: Minusy autorka dostaje zapewne dlatego, że sytuację mają w zasadzie na własne życzenie: swoje i męża. Mąż - idiota (sorry) - przyprowadza psa, bo tak chce, argumentując światopoglądem. Mimo, że pracuje przez cały dzień i praktycznie od razu wiadomo, że wszystkie obowiązki spadną na żonę. A żona, zamiast idiotę z psem wykopać od razu za drzwi (argumentując, chociażby tym, że nie chce dodatkowej roboty), zgadza się licząc naiwnie na to, że "mąż się zajmie". No litości, kiedy on niby miałby się tym psem zajmować? W nocy? Ale sytuacja jest faktycznie piekielna, bo co by się nie zrobiło będzie źle. Jak dla mnie w tej sytuacji jest tylko jedno rozwiązanie: pies idzie do innych właścicieli, skoro Ty ani nie masz siły, ani ochoty na zajmowanie się nim.
Odpowiedz@Lobo86: Jasne można stosować maty i przejść cały etap odchowania szczeniaka, ale..... trzeba tego chcieć. A nie być postawionym przez współmałżonka pod ścianą. Zwłaszcza że chłop nie wywiązuje się z wcześniejszych deklaracji. Ja zwyczajnie kobiecie współczuję. Moje dziecko jest dużym egzemplarzem i mogę z pełną odpowiedzialnością być dt dla psiaków z różnymi problemami czy tam na różnym etapie rozwoju. Natomiast sytuacja w której są dwa niemowlaki a chłop dorzuca szczeniaka i radz sobie babo...... no ja bym wku....wu jednak dostała.
Odpowiedz@mru: ale tu jest pewna niekonsekwencja w historii: jeśli są oboje w domu, to nie ma znaczenia kto siedzi z dziećmi, a kto wychodzi z psem. Ogrodzenie posesji, buda i kojec + praca na psem w czasie jak jest oboje rodziców rozwiązuje problem praktycznie całkowicie. Na necie jest pierdylion artykułów (publikowanych od połowy lat '60 w tym temacie) o benefitach wychowywania dziecka z psem. A im młodsze dziecię - tym więcej korzyści takiego układu. To nie jest problem czasu, a - jak słusznie zauważyłaś - chęci jego organizacji.
OdpowiedzOddaj męża. Pies niczemu winien.
Odpowiedz@PooH77: rzeczywiście, oddanie męża rozwiąże problem wychodzenia z psem, sprzątania, niszczenia zabawek. Genialna porada.
Odpowiedz@monikamaria: Ale obecność męża też tych problemów nie rozwiązuje. Skoro deklarował się do dwóch spacerów z psem powinien się z tego wywiązywać. PS Żeby nie było, też uważam, że dzieci powinny wychowywać się z jakimś tam zwierzakiem, a szczególnie z psem.
Odpowiedz@rodzynek2 ale spacery to nie wszystko. Autorka zajmuje się wychowaniem dwójki malutkich dzieci i naprawdę nie ma ani czasu, ani siły na prawidłową opiekę nad psem, a mąż z racji wykonywania pracy, nawet gdyby chciał, to nie jest w stanie zwierzaka całkowicie ogarnąć. Psa można wziąć do starszych dzieci, a nie do niemowlaków wymagających maksimum uwagi.
Odpowiedz@PooH77: no jeszcze powinna dzieci pewnie oddać, żeby się psem zająć, co nie? Genialną poradę dałaś, komentarz że ho ho. Pogratulować tylko...
Odpowiedz@monikamaria: szczeniak potrafi zająć sporo czasu. To prawda. Ale tylko w sytuacji jak izolujemy go od dzieci czy innych członków rodziny. Większość "złego" zachowania psa z tej historii wynika z jego frustracji powstałej na skutek izolacji. Poza tym odnoszę wrażenie, że dla niektórych ludzi, to dzieci to takie kluchy, które wymagają siedzenia nad nimi 24h na dobę, a nie jest to prawdą.
Odpowiedz@monikamaria: Tylko co to rozwiąże? Mąż tak, czy siak nie pomoże, bo przez większość dnia jest w pracy. Jedynym rozwiązaniem wydaje się oddanie psa komuś, kto ma czas się nim zająć.
Odpowiedz@rodzynek2: ależ ja też tak uważam. To będzie rozwiązanie dobre i dla autorki, i dla psa. A o zwierzaku można pomyśleć, gdy dzieci będą starsze.
Odpowiedz@justangela: @monikamaria: Nieodpowiedzialny, samolubny palant, po co on jej. On SAM zdecydował, że psa chce w domu, tak? Teraz ma go w głębokim poważaniu, bo to, że żonę traktuje jak dodatek do życia to chyba oczywiste. Śmiem twierdzić, że nie ma też czasu na opiekę nad dziećmi. Rozumiem autorkę. Jest sama z trójką dzieci, do tego mały pies, słaba perspektywa. Tak czy inaczej, mój pierwszy komentarz był specjalnie przerysowany. Nie załapałyście.
Odpowiedz@Lobo86: No tak, szczeniak potrafi zająć sporo czasu, ale dwójka maluchów to już nie. Widać, że masz psa, a o dzieciach nie masz zielonego pojęcia :)
Odpowiedz@PooH77: OJ jak łatwo ocenić człowieka na podstawie jednej sytuacji. Zaskakujące, jakie "cudowne" rozwiązania mogą dać obcy ludzie na postawie paru zdań.
Odpowiedz@justangela: Oceniać? A sama co zrobiłaś? Właśnie że mam dzieci. I kota. Do psa się przymierzamy, w pełni świadomie. Dwójka dzieci, do tego, za chwilę, dwa zwierzaki. Jesteś sztywna jak hol od "Stara". Wszystko tak na serio bierzesz? Życie z tobą musi być cholernie trudne... No i wypadałoby się nauczyć płcie na Piekielnych rozróżniać ;)...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2018 o 21:27
@justangela: problem z psem/kotem przy dziecku pojawia się w sytuacji ich wzajemnej izolacji. Tak ciężko sięgnąć do jednej z pierdyliona publikacji na ten temat?
Odpowiedz@PooH77: No nie no, wybacz, dowcip pt "męża oddaj" po prostu boki zrywać... :/ Może Ty się uśmiałaś, może dla Ciebie to tekst roku, ale obawiam się, że chyba dla nikogo więcej. Ani ten Twój komentarz nic nie wnosi, ani on zabawny. Ale tak to sobie tłumacz, że miało być śmiesznie. Proszę również o cytat z moją oceną Ciebie, bo ja nic takie nie widzę.
Odpowiedz@Lobo86: No tak, problem z powodu izolacji, nie z powodu szczania na dywan i braku czasu (i również ochoty) na zajmowanie się psem :) oczywiście, tak, tak :D
Odpowiedz@justangela: jak się psa nie nauczy, to czyja to wina?
Odpowiedz@Lobo86: właściciela wina, to oczywiste. Ale co ma piernik do wiatraka? Problem ma autorka bo ma psa, którego nie ma czasu nauczyć higieny, bo ma wystarczająco dużo zajęć. Wina autorki, że się zgodziła nie zmienia sytuacji: autorka ma problem, bo pies szcza na podłogę, a ona nie ma kiedy się nim zająć, a musi extra sprzątać.
Odpowiedz@justangela: " właściciela wina, to oczywiste. " No właśnie. I tu nie ma żadnego "ale", czy innego usprawiedliwiania. Przecież ten psiak to nie desant kosmitów. Sami go wzięli. Na kij to usprawiedliwianie teraz tego jaka to ona przepracowana, przemęczona i w ogóle nie ma czasu nawet bąka puścić. Wzięli, nie dają rady, to ich problem i ich odpowiedzialność. Pies to nie zabawka i co - teraz to do nich dopiero dotarło?
Odpowiedz@Lobo86: i odpowiedzialnym wyjściem będzie oddanie psa komuś, kto się chce nim zajmować.
Odpowiedz@Lobo86: "No właśnie. I tu nie ma żadnego "ale", czy innego usprawiedliwiania. Przecież ten psiak to nie desant kosmitów. Sami go wzięli. Na kij to usprawiedliwianie teraz tego jaka to ona przepracowana, przemęczona i w ogóle nie ma czasu nawet bąka puścić. Wzięli, nie dają rady, to ich problem i ich odpowiedzialność. Pies to nie zabawka i co - teraz to do nich dopiero dotarło? " O jakim "ale: piszemy? Ok, wzięli psa, przeliczyli się to co mają zrobić? Problem się sam nie rozwiąże, autorka nie ma ochoty użerać się z psem, jedynym odpowiedzialnym rozwiązaniem jest oddanie zanim złe nawyki się utrwalą. Tyle w temacie. Piekielności dla mnie w tej historii są dwie: jedna to bezmyślny mąż obiecujący gruszki na wierzbie, a druga to bezmyślna zgoda autorki i liczenie, że "jakoś to będzie".
Odpowiedz@justangela: O, pardon, oceniłaś Lobo86 :). Oczywiście że to było śmieszne. A raczej - gorzko-śmieszne. Bo dorośli ludzie biorą psa/kota/chomika/ptasznika do domu (nie mówię tylko o tej sytuacji) i nagle okazuje się, że nie ma kto się zwierzakiem zająć! Ale jak to, to się sam sobą nie zajmie?!? A to bydlę! To może tak, prześmiewczo, oddać tego co tak mądrze postąpił i wziął obowiązek i się z niego nie wywiązuje? Mało to jest psów wyrzuconych w lasach? Mało kampanii w tym temacie? I powtarzam ostatni raz: nie pozbawiaj mnie męskości, ja cię proszę :P...
Odpowiedz@rodzynek2: Widzisz. A ja uważam, że pies powinien być w domu, w którym ma się czas i siłę nim zająć i wychować. A w powyżej opisanej sytuacji takiej możliwości nie ma. Właściciel (mąż) nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, więc nie uważam, żeby pies miał tam jakikolwiek raj jak sobie tak biega samopas.
OdpowiedzProsze Pani, ja sobie w zyciu nie wyobrazam, ze moj maz zrobilby cos takiego, bo mnie kocha i szanuje. Owszem, jak nie jest za madry i nie wiedzial, ze bedzie z tym tyle roboty oraz nie przewidzial, ze bedzie zmeczony praca i psem, to jego, ale musi wyjasnic zonie, ze sobie nie daje rady i przeprasza oraz ustalic nowy grafik, a nie zwalac na zone. Nie chce urazic pani uczuc, ale chyba powinna dac pani kopa swojemu mezowi, zeby sobie przypomnial, bo jak nie, to pani odda psa do schroniska. Jak mlody piesek, to lepiej, bo znajdzie dom. Wyglada na to, ze pani "rzadzi" w domu. Bez pani, ten "mezczyzna" by sobie nie poradzil.
OdpowiedzA minusy to napewno za paranoje zarazkowa, ale tez za wybranie takiego meza, a potem narzekanie. Nigdy wczesniej Pani nie zauwazyla, ze nie liczy sie z pani zdaniem albo to pani robi wszystko w domu?
Odpowiedz@Nayka: możesz mieć rację, przeczytałem, że jest przewrażliwiona na punkcie zarazków to sobie resztę odpuściłem. Jak te dzieciaki mają odporności nabrać, jak są trzymane pod kloszem?
Odpowiedz@Nayka: @czolgista1990: Nie wiem, ja jakoś nie wyczytałam, że autorka ma zarazkową paranoje. Chyba bardziej chodziło jej o to, że dzieci raczkują, potem kładą palce do buzi i ona nie chce, żeby wylizywały psie odchody. Dość rozsądne, nie sądzicie? Też uważam, że odporność nabywa się przez różnego rodzaju kontakt z zarazkami/bakteriami, ale bez przesady.Moje córki też od urodzenia mają kontakt ze zwierzakami, kot notorycznie spał z nimi w łóżeczku, laski lizały psie zabawki (pełne sierści i psiej śliny). Ale wasze podejście typu "jesteś złą matką, daj dzieciakom lizać psie siuśki to w zime się nie przeziębią" jakoś mi się nie podoba.
Odpowiedz@KukuNaMuniu: Psie odchody pod listwami. Tyle w temacie.
Odpowiedz@Nayka: na ekranie smartfona jest więcej zarazków niż na desce sedesowej, a dzieciaki je ślinią namiętnie i nic się nie dzieje za bardzo. Zasadniczo, dzieci wychowywane z psami są odporniejsze i mają mniejsze tendencję do alergii. Jest na to pierdylion badań.
Odpowiedz@Lobo86: Twoje dzieci wylizują deskę sedesową? Dziwne masz metody wychowawcze.
Odpowiedz@Nayka: Ale, żeby były tylko pod listwami autorka musi "biegać za psem ze ścierką". Naprawdę uważasz, że nie ma prawa do odpoczynku?
OdpowiedzDziewczyno, jesteśmy w tak samo beznadziejnej sytuacji. Ja, co prawda, dzieci nie mam, ale mam psa. Mój facet bardzo chciał, on kocha pieski, on cale życie z pieskami, on się bedsie zajmował i w ogóle. A wychodzi tak, że to ja lecę do domu, bo psem trzeba się zająć, bo szczeka, bo tęskni, to ja wychodzę na długie spacery i dbam o to, by się wybiegal. I marzę tylko, żeby ten pies zniknął z mojego życia. Najlepiej z Panem. Ale nie umiem podjąć decyzji l.
Odpowiedz@CatGirl: To kto ma decyzję podjąć za Ciebie? Ogarnij się zanim będzie za pózno.
Odpowiedz@wkurzonababa: Decyzja nie jest prosta, bo najbardziej poszkodowaną "osobą" będzie pies.
Odpowiedz@rodzynek2: Mam nadzieję, że to sarkazm i ironia, której nie wyczuli minusujący. Bo jeśli ktoś naprawdę tak myśli, to jestem przerażona.
Odpowiedz@wkurzonababa: Nie, to nie sarkazm. Pies ma rozumienie i świadomość 3 letniego dziecka. Zostawiłabyś dziecko z nieodpowiedzialnym rodzicem (facet, który uparł się mieć psa a się nim nie zajmuje) albo do domu dziecka (w przypadku psa schroniska)? Żaden odpowiedzialny rodzic/opiekun psa na to się nie powinien zgodzić.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2018 o 13:43
@rodzynek2: Jeżeli miałabym kontynuować związek w którym jestem nieszczęśliwa, zdołowana i przemęczona jedynie ze względu na zwierzę to byłaby glupota. Psu można znaleźć dom, gorzej mu bedzie z właścicielami, którzy go nie chcą. Dbajmy o zwierzęta, ale nie kosztem siebie. W rozstaniu najważniejsza jest autorka komentarza, nie pies. I możecie mówić, że jestem bez serca.
Odpowiedz@wkurzonababa: tylko zobacz, że autorka jest nieszczęśliwa nie ze względu na czas poświęcany psu, bo psem i tak się nie zajmuje, ale ze względu na to, że jej partner życiowy nie liczy się z jej zdaniem, podejmuje samodzielne decyzje życiowe bez konsultacji z nią i nie pomaga jej w obowiązkach pomimo zobowiązania się do tego. Pies lub jego brak nie rozwiązują tych kwestii. Tak jak była nieszczęśliwa - tak będzie nieszczęśliwa dalej. Oczywiście nie są to warunki dla prowadzenia psa, bo to się aż prosi o tragedię, a winą się obarczy zwierzę. Dlatego w przypadku zakupu z profesjonalnej hodowli czy adopcji to nie jest takie hop-siup. Właśnie po to, aby uniknąć takich sytuacji, które (tak jak w tej historii) stanowią bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia tak psa, jak i jego obecnych opiekunów oraz innych ludzi i zwierząt - tak dzikich, jak i hodowlanych. Niemniej jednak to na nich spoczywa prawna odpowiedzialność za dobrostan psiaka i mają prawny obowiązek zapewnienia mu określonych warunków. Czy to się bowiem komuś podoba, czy nie, to zwierzęta też mają określone prawa.
Odpowiedz@Lobo86: Dlatego twierdzę, że autorka powinna się rozstać z partnerem z powodu siebie a nie tkwić w związku, bo psu będzie cieżko jak się związek rozpadnie.
Odpowiedz@wkurzonababa: psu już jest ciężko i to czy jej związek przetrwa czy nie, to nie ma tu znaczenia. Takie przypadki są powodem interwencyjnego zabrania psa przez fundacje wszelakie, bo jak najbardziej się to kwalifikuje.
OdpowiedzTo pozbadz sie tego psa i juz, samo pisanie tu w niczym nie pomoze.
OdpowiedzSprzedając/oddając psa opisz sytuacje, ze mąż go przygarnął bez Twojej zgody. Pewnie pojawią się komentarze "takiego męża wybrałaś to cierp", ale większość pewnie zrozumie. Jeśli nie- można nauczyć psa załatwiać się w jednym miejscu, na takie specjalne maty. Moja znajoma Tak nauczyła psa, jak musi iść do pracy, a dzieciak na wycieczce/"zapomni"/ na wakacjach. Wtedy wystarczy utrudnić dzieciakom dostęp do tego pokoju. Podobno psa wtedy też łatwiej nauczyć załatwiania na dworze, ale tego już pewna nie jestem.
OdpowiedzPrawie dałam się wpakować w podobny scenariusz. Mąż bardzo chce piseka, małe dziecko. Otrzeźwiła mnie na szczęście szwagierka, która przy 2 małych dzieci zaczęła szukać swojemu psu domu, bo jak Ty nie dawała rady. Na szczęście zanim coś znalazła ustawiła męża do pionu i są nadal wesołą 5. A na głupie teksty, że dziecko musi się wychowywać z psem odpowiadam, że owszem u babć, dziadków i wszystkich ciotek i wujków. Ja nie mam czasu na psa, który potrzebuje kilku godzin uwagi dziennie. W Twojej sytuacji wyjechałabym pilnie pomóc mamie/koleżance/komukolwiek na weekend, a po powrocie dała mężowi 1 noc odpoczynku i zarządziła poważną rozmowę.
OdpowiedzOdnośnie zarazków: mam dziecko ośmiomiesięczne, które sprawnie raczkuje, zagląda w każdą dziurę, wszystko musi obejrzeć i włożyć do buzi. Mam też dwa koty, a koty mają kocie zabawki. Szczerze mówiąc, naprawdę wychodzę z założenia, że odporność kiedyś trzeba nabyć. W związku z tym pilnuję tylko żeby dziecko nie zjadało zabawek z piórkami, bo potem ciężko resztki owych piórek się z buzi wyciąga
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2018 o 8:53
"...mąż mój postanowił, że dzieci muszą wychowywać się z psem...", przepraszam bardzo, a jak Ci kochankę do domu przyprowadzi i powie, że od dziś tu mieszka, to co zrobisz? Zapytasz jakie ona potrawy lubi, żeby dogodzić podniebieniu? Ogarnij się, jak siebie sama nie szanujesz to inni też nie będą.
OdpowiedzA mi żal tych dzieci, na spacery nie chodzá, trzymane pod kloszem. Biedactwa.
Odpowiedz@SaraRajker: Z dziećmi naprawdę mozna wyjść raz na dzień na półgodzinny spacer iście na spacer z dziećmi 4x dziennie na 30 min to dorga przez mękę i dobre drugie tyle przygotowywani. Zwłaszcza budząc je na wieczorny spacer.
Odpowiedz@SaraRajker: skąd wniosek, że dzieci nie wychodzą na spacery? Bo pies nie chodzi? Autorka napisała, że pies nie jest niczego nauczony, więc na smyczy pewnie też nie potrafi. W takim wypadku branie na spacer psa i dwójki dzieci jest skrajnie nieodpowiedzialne. Jak pies jej się wyrwie i ucieknie to co, zostawi dzieci i będzie za nim biec czy ma zostać z dziećmi i olać psa?
OdpowiedzTwój mąż to takie, za przeproszeniem, małe dziecko. "Zabawka" się znudziła i trzeba ją odstawić.
OdpowiedzZrób na podwórku specjalny kolec z budą dla niego, ewentualnie samą budę i na łańcuch... Tak się da, pies nie ucierpi, zostanie z wami, tak jak twój "mąż" chce i spokój..
Odpowiedz@Kuczirino: pies nie może przebywać na łańcuchu dłużej niż 8h dziennie. To po pierwsze. Po drugie to jest szczenię zwierzęcia stadnego. Taka izolacja to najlepszy sposób na stworzenie kolejnego agresora, który będzie się rzucał na wszystko.
Odpowiedz@Kuczirino: rozumiem, że ta buda i łańcuch to dla męża? On zawinił, niech on cierpi. Ale psa na łańcuch???? Szczeniaka??? Bo mąż nieodpowiedzialny? Człowieku, ogarnij się!
OdpowiedzPo pierwsze, jak to już radzili przede mną: jak tylko mąż wróci do domu, powiedzmy nawet o tej 19-tej, ty NATYCHMIAST wyjdź z domu. Tak jak stoisz, wszystko jedno dokąd, najlepiej na długo. Niech pozna 'przyjemności" płynące z posiadania naraz na głowie dwójki dzieci i pieska. Jak wrócisz będziesz miała grunt do rozmowy o tym, jak wygląda twoje życie i co należy w nim zmienić (i to od zaraz). Niech sam zobaczy, jak to jest, bo na razie to on ucieka w pracę i ma wszystko w dupie. Ciebie ma w dupie, przede wszystkim, pora to sobie uświadomić. Po drugie, jeśli to nie pomoże, ODDAJ PSA. Tak po prostu. Bo się wykończysz. Albo - albo.
Odpowiedz@Shotgun78: Stawiam, ze o 19 to już dzieciaki śpią i będą się budzić tylko na chwilę, a i z psem wystarczy raz wyjść, wiec raczej przyniesie odwroty efekt. Lepiej w weekend, ewentualnie dac się dzieciom, na złość, wyspać wcześniej.
Odpowiedz@livanir: raz? Ze szczeniakiem? Pośmialim się. Ze szczeniakami potrafi być więcej roboty jak z niemowlakiem.
OdpowiedzMąż pracuje 5-19!? Dzieci w wieku czterech lat zapytają: "a kim jest ten pan?". Co za chory kraj.
Odpowiedz@Candela: ratownik/czka potrafią na dwie doby z chałupy zniknąć do roboty, 14h to pikuś :). ja np mam do północy w niedzielę chorobowe, po czym o trzeciej rano wyjezdzam z transportem medycznym zawiezc pacjenta na drugi koniec kraju, wieczorem wracam, ide na noc do szpitala, 12h przerwy, znowu na noc, 5h przerwy i wychodze prowadzic szkolenie i tak dalej... :)
Odpowiedz@Caron: ale szczeniaka sobie na wychowanie - przy takim trybie życia - pewnie nie bierzesz?
Odpowiedz@Caron: Co tylko potwierdza moją tezę, że to chory kraj.
OdpowiedzChyba potrzebny ci pilnie kurs asertywności, najlepiej teraz kiedy dzieci są jeszcze małe....
OdpowiedzPomijając oczywistości jak "widziały gały co brały" to zastanawiam się jak ci biedni ludzie te 200 lat temu dawali sobie radę? Dzieci kilkanaście z czego większość umierała przed wiekiem dorosłym. Zwierzęta trzeba było oporządzić, opał przynieść, wodę zagrzać, chleb upiec.... A teraz? Nawet masła nie trzeba ubijać samemu, bo wszystko zamówisz przez internet, a i tak płacz, że "za dużo roboty". Sorry, ale samemu będąc nastolatkiem bez problemu opiekowałem się siostrą już od jej wieku niemowlęcego. Karmienie, pieluchy i inne pierdoły przerabiałem. Jak ktoś twierdzi, że nie jest w stanie wyjść na 15 min raz na 2h w takiej sytuacji to jest zwykłą mameją życiową. Generalnie psa szkoda. Skoro "pies sra wszędzie" to czemu nie kupisz mat do nauki czystości dla psów? Działa to nawet na 2-3miesięczne szczeniaki. Czemu nie popytasz sąsiadów, czy jakiś dzieciak nie chce dorobić do kieszonkowego spacerami? 5-10zł za spacer i problem załatwiony. Gdzie mąż ma umowę z hodowcą? W każdej umowie jest zawarty punkt, że można zwierzę oddać, gdyby opieka nad nim przerastała możliwości. Pies będzie sikał i kupał "po złości", bo izolujesz go od dzieci. On będzie walczył o twój czas, a to jedyny sposób jaki zna, aby zwrócić na siebie uwagę. Psy to zwierzęta stadne i potrzebują kontaktu z resztą "stada". Izolacja to patologia, która odbije się bardzo negatywnie na psychice psa. Psa trzeba uczyć, trzeba szkolić i poświęcać mu czas. Dlatego mnie takie sytuacje wkur...denerwują. Prezencik kurde balans. Pies/kot to żywe istotny posiadające swój charakter, osobowość i mające potrzeby - w tym społeczne. Zwróć psa hodowcy lub oddaj jednej z fundacji nim doszczętnie go zepsujesz. Nie ma wyjścia. Inaczej za kilka lat przeczytamy jak to agresor ugryzł dziecko, bo do tego obydwoje z mężem doprowadzicie.
Odpowiedz@Lobo86:Obwiniasz o wszystko autorkę, a gdzie tu główny pomysłodawca czyli mąż? On jest bez winy, on nie ma obowiązku wspierać żony w opiece nad dziećmi, szczeniakiem i dbanie o dom. Fakt ich decyzja o zwierzaku była zbyt pochopna, ale winne są dwie strony, jedna nawet bardziej. Poza tym dzieci są różne wiesz o tym? A posiadanie niemowlaków ( liczba mnoga opiekunie jednego dzieciaczka) to nie jedyny obowiązek domowy autorki. Łatwo wymądrzać się przed ekranem komputera, co?
Odpowiedz@wkurzonababa: takie mimozy to powinny mieć zakaz z zbliżania się do dzieci i zwierząt. Jakim cudem one dają sobie radę ze sobą, to ja nienwiem. Z dzieckiem nie da rady, z mężem nie daje rady, z psem nie daje rady. Że się podetrzeć sama potrafi to już cud.
Odpowiedz@wkurzonababa: sorry, ale "mam dwoje dzieci i nie mam czasu zajmować się psem" to zwykłe biadolenie i robienie z siebie sieroty życiowej. Serio - jak kobiety na wsi dawały sobie radę te 150-200 lat temu jak musiały same ubić mleko na śmietanę i potem masło, przy okazji piekąc chleb i mając co najmniej kilkoro dzieci? Teraz załatwisz to w 5min siedząc ze spuszczonymi majtami na kiblu, ale i tak jest za ciężko niektórym. Odchowanie dwójki dzieci to za wiele? Mój Boże - moi dziadkowie mieli 4 dzieci, a mieszkali w kamienicy (na niecałych 30metrach) ogrzewanej przez piec węglowy stojący w kuchni, na którym się gotowało. Jak oni przeżyli? Autorka jest po prostu zwykłą mimozą. Wybrała sobie takiego kolesia na ojca swoich dzieci i zamiast poszukać rozwiązania problemu, to płacze na internetach. Szybciej by znalazła rozwiązanie swojego problemu niż zajęło spisanie historii. Facet bez winy? Kto tak powiedział? Obydwoje krzywdzą psa i sami zapracowali na obecny problem. Tylko, że za chwilę pies kogoś pogryzie i zgadnij czyja to będzie wina?
Odpowiedz@Lobo86: 200 lat temu ludzie to ludzie wszędzie pieszo chodzili, a teraz, mimozy takie, dupy samochodami i autobusami wożą i jeszcze narzekają. A moi dziadkowie to na pieszo nad morze z Warszawy chodzili, i jeszcze tego samego dnia wracali, a teraz co? W głowach się poprzewracało.
Odpowiedz@monikamaria: bez przesadyzmu. Nie piszemy tutaj o samodzielnym murowaniu domu i własnoręcznym struganiu mebli. Piszemy o zwykłych, codziennych czynnościach. Opieka nad dwójką dzieci autorkę zwyczajnie przerasta. Tak samo jak ogrodzenie posesji, czy postawienie kojca i zakupienie maty do nauki czystości dla psa. To nie są jakieś ultra-pro-hiper cuda jedynie dla wtajemniczonych. Wystarczy 5 minut wujka googla i masz poradniki jak wprowadzić psa do rodziny z niemowlakami, jak nauczyć czystości, jakie są wymogi odnośnie budy czy kojca itp. Wystarczyłby jeden telefon do lokalnej fundacji z prośbą o pomoc i by pomogli ogarnąć sytuację bez problemu. Nawet tutaj, w komentarzach, trafiła się osoba oferująca pomoc. Tylko problemem jest tutaj nastawienie do psa i dysonans pomiędzy partnerami (przy założeniu, że prawdziwy, bo jak kobieta wrzuca rzewną historię to nikt nie poddaje jej w wątpliwość, jak w przypadku autorów płci męskiej). To nie są warunki do prowadzenia psa i im szybciej znajdzie on nowy dom - tym lepiej.
Odpowiedz@Lobo86: ja nie przesadzam, po prostu pokazuję, do czego prowadzi twój tok myślenia pt. a kiedyś to było. Bo że kiedyś było trudniej, gorzej, to każdy wie. Dziś mamy inne możliwości i perspektywy, inne podejście i zrozumienie, czym jest wychowanie i jaka jest w tym rola rodziców, więc patrzmy na sytuację z dzisiejszego punktu widzenia. Autorka ma dwójkę niemowląt, i opieka nad nimi jest czasochłonna i męcząca, inaczej się nie da, jeśli chce się o dzieci prawidłowo zadbać. Nawet jeśli masło kupuje w sklepie, używa pieluch jednorazowych i obiadków Bobo Fruta, to dalej zostaje mało czasu na cokolwiek innego, niż dzieciaki, a ten wyszarpany z codzienności czas ma prawo chcieć przeznaczyć na zwyczajny odpoczynek, pomalowanie paznokci czy nałożenie maseczki na twarz. Gdzie w tym kociołku miejsce na szczeniaka? Mąż postąpił bezmyślnie, a w dodatku nie ponosi konsekwencji głupoty, bo one spadły na autorkę. Ja się dziewczynie nie dziwię, że ma takie nastawienie - jest świeża w roli matki, chce zapewnić dzieciom czysty, schludny dom, a jej wysiłki są niweczone, bo pies nie rozumie, że robi źle. Autorka ma prawo nie chcieć psa, zwłaszcza na tym etapie swojego życia i ja to doskonałe rozumiem. Wkurza mnie w tej historii tylko postępowanie jej męża. A psa trzeba oddać tam, gdzie będzie miał dom, na jaki zasługuje. Wszyscy wtedy odetchną.
Odpowiedz@monikamaria: no nie, niczego to nie pokazuje, bowiem ja mówię o ogóle obowiązków wynikających z opieki i życia codziennego, a ty odnosisz to do szczegółów. Ogólne potrzeby biologiczne nie zmieniły się na przestrzeni wielu tysięcy lat. Dziecko musi jeść, musi spać, musi wydalać. Dzięki postępowi i technologii jest dużo łatwiej. To po prostu fakt. Odnoszę do zmiany mentalnej dzisiejszych matek. W dawniejszych czasach, pomimo posiadania takich samych potrzeb, zaspokojenie ich i dla 5tki dzieci było czymś normalnym. Zwykłą koleją rzeczy. Są dzieci, jest domostwo, jest pełno obowiązków. Dla dzisiejszej matki ogarnięcie 2 niemowlaków mając na podorędziu wszystkie zdobycze cywilizacyjne jest wyczynem, bo na nic więcej nie wystarcza jej czasu. "ten wyszarpany z codzienności czas ma prawo chcieć przeznaczyć na zwyczajny odpoczynek, pomalowanie paznokci czy nałożenie maseczki na twarz." Prawo? Prawo nakłada obowiązek sprawowania opieki i KONTROLI nad psem. Jak ich pies zagryzie przechodzące inne dziecko to wiesz gdzie prokurator i sąd będzie miał jej zachcianki kosmetyczne? " A psa trzeba oddać tam, gdzie będzie miał dom, na jaki zasługuje. Wszyscy wtedy odetchną. " Do tych kilku ostatnich zdań nic nie mam, bo są po prostu prawdziwe i zasadniczo pisałem to samo już kilkukrotnie wyżej. Jest tylko jedno "ale". Oddanie psa nie spowoduje złapania oddechu przez autorkę. Psem i tak się nikt nie zajmuje, więc czasu nie zyska. A problem psa wynika z faktu, że jej partner podejmuje życiowe decyzje mając jej zdanie w szerokim poważaniu i nie uczestniczy w obowiązkach domowych, do których się zobowiązał. Posiadanie psa lub jego brak tutaj niczego nie zmieniają w ich relacjach.
Odpowiedz@Lobo86: no to pies też potrzebuje tylko jeść, pić i wydalać. Kto by się tam zajmował zabawami, pieszczotami, wychowaniem, rozwojem. Dać michę, niech żre, i święty spokój. O opiece nad dziećmi to masz widzę pojęcie raczej teoretyczne i to teoria z czasów zamierzchłych. "Prawo? Prawo nakłada obowiązek sprawowania opieki i KONTROLI nad psem. Jak ich pies zagryzie przechodzące inne dziecko to wiesz gdzie prokurator i sąd będzie miał jej zachcianki kosmetyczne?" Widzę, że nie doczytałes - napisałam, że ma prawo chcieć zająć się sobą, a nie psem i wytykanie jej złego nastawienia jest nieuzasadnione. To nie ona pieska do domu sprowadziła. A co do męża, to jest to kolejny problem, którym trzeba się zająć zaraz po oddaniu psa.
Odpowiedz@monikamaria: zabawa? Statystyczny niemowlak przesypia 17 godzin na dobę. To czysta fizjologia. Doczytałem. To czy chciała psa, czy nie, to nie ma znaczenia. To jej obowiązek, bo ją partner wpakował. Jak dojdzie do wypadku, to nikogo nie będzie obchodzić czy ona chciała psa, czy nie, albo czy chciała sobie kąpieli z bąbelkami zrobić.
Odpowiedz@Lobo86: to są niemowlęta raczkujące. Śpią mniej, poza tym niekoniecznie jednocześnie. Nie, nie doczytałes albo dalej uparcie nie rozumiesz - ja nie twierdzę, że ma nie zajmować się psem, tylko że ma prawo nie chcieć się nim zajmować, i aby to prawo zrealizować, psa powinna oddać i to jak najszybciej. I to jest właśnie jej obowiązek.
Odpowiedz@Lobo86: Wiesz co Lobo, ty się jakoś dziećmi nie zajmujesz, nie wiesz ile to wymaga roboty, więc twoja ocena jest mhhhhhhhh… mocno subiektywna i nie podparta żadnym doświadczeniem życiowym. Jak już ktoś wcześniej napisał łatwo się wymądrzać zza ekranu komputera, zwłaszcza jak się ma tylko pieski. Wtedy można być rodzicem idealnym. Zaś co do tego "kiedyś" to jest taka bzdura, że aż szkoda czytać. Bo kiedyś to kibli nie mieli, w pole chodzili, gacie jedna mieli i "żyli". Ale ile żyli, jak żyli, jaka była śmiertelność tego już nie napiszesz. Bo w tym mitycznym "kiedyś" to normalnie herosi żyli, a my to banda mięczaków niby jesteśmy. A przynajmniej tak pisze Lobo, król trolli na piekielnych :) ot taki paradoks.
Odpowiedz@Lobo86: Zaś co do potrzeb dziecka, to one się nie zmieniły w przeciągu stuleci, zmieniła się za to świadomość rodziców. Zmieniło się rodzicielstwo. Kolejny raz pokazujesz jakim jesteś laikiem w temacie. Kiedyś może i baby miały po 5-10 dzieci, ale wybacz, te dzieci nie były zadbane w sposób należyty, bo żadna kobieta nie miała na to czasu. Zaspokojone to miały co najwyżej podstawowe potrzeby: pełny brzuch i czysta pielucha, ale już nic więcej. Może gdybyś miał własne dzieci to byś wiedział o czym tutaj piszemy, ale dzieci nie masz, w temacie jesteś ignorantem, a próbujesz udawać eksperta. Co więcej: Oddanie psa zdecydowanie poprawi komfort życia autorki, bo nie będzie musiała sprzątać obsikanych i obsranych podłóg. TO wystarczający argument.
Odpowiedz@monikamaria: "Nie, nie doczytałes albo dalej uparcie nie rozumiesz - ja nie twierdzę, że ma nie zajmować się psem, tylko że ma prawo nie chcieć się nim zajmować, i aby to prawo zrealizować, psa powinna oddać i to jak najszybciej. I to jest właśnie jej obowiązek." Prawnie, legalnie nie ma możliwości oddać psa. To porzucenie i teoretycznie jest karalne. Skoro jest pies, to ma obowiązek się nim zająć. Koniec. Jej zachcianki nie mają nic do rzeczy. Taki jest stan prawny i do tego się odnoszę. To, że zwierzaka powinna oddać ze względu na jego (i wszystkich na około) bezpieczeństwo to zupełnie inna sprawa. Półroczne dziecko dalej przesypia ok 12-14h na dobę. Zasadniczo, to nie wiem czy zauważyłaś, ale pretensje ma do męża, choć sama się zgodziła na psa. Mąż miał wychodzić poza pracą, ale tego nie robi. W czym problem, aby ona wyszła w czasie, jak on siedzi z dziećmi? To nie jest tak, że to cała eskapada jak na betonowym osiedlu, że musisz 9 pięter windą przebyć, a potem szukać skrawka trawy. Mieszka na wsi, ma własną posesję. Ile to czasu zajmie założenie bamboszy i zarzucenie płaszcza na plecy + obejście domu na około? 5 minut? Nie wiem czy woda wstawiona na herbatę w tym czasie zdąży się zagotować.... Zobacz, że tak naprawdę do rozwiązania problemu wystarczy ogrodzić posesję i postawić budę + kojec zajmując się układaniem psa jedynie w czasie obecności obojga rodziców. Wystarczy tylko tyle. Jest bardzo dużo rodzin, gdzie jest 2-3 małych dzieci i do tego cały zwierzyniec. @justangela: świadomość i rodzicielstwo w dzisiejszym modelu wychowawczym właśnie pozwala rodzicom na bardzo dużą swobodę. Jeśli uważasz, że pies jest jedynym powodem dla obowiązku sprzątania w domu, to gratuluję poczucia humoru. Wystarczyłoby, jakby kupiła maty treningowe i to rozwiązałoby problem. Wystarczy, żeby zgłosiła się po pomoc do jednej z pierdyliona fundacji w PL, behawiorysty czy psiej szkółki. Wystarczy 5min w internetach, aby uzyskać odpowiedzi na palące problemy. Bo dla przypomnienia: na psa się jak najbardziej zgodziła. Po prostu wzięli sobie pieska i się nim znudzili, a jej się nie chce nim zajmować. I to jest największa bolączka, o której pierdylion razy było mówione na specjalistycznych portalach: PIES TO NIE ZABAWKA A CZASOCHŁONNY OBOWIĄZEK. Czego ona się spodziewała? Że mąż robotę rzuci, aby jej pomóc w domu? Że wyjdzie przed/po pracy? Ok - zobowiązał się. Ale tutaj nie ma znaczenia czy on posiedzi z dziećmi, a ona wyjdzie, czy odwrotnie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2018 o 23:22
No i warto jednak tutaj wspomnieć, że pies może być pomocą rodzica. Naprawdę wystarczy poczytać choć trochę. Temat "niemowlę i pies" był wałkowany pierdylion razy. A co do higieny i kontaktów bezpośrednich: "Jak wynika z badań American Academy of Allergy, Asthma and Immunology, dzieci wychowujące się od urodzenia ze zwierzakami rzadziej cierpią na alergię niż maluchy, które przez pierwsze lata nie miały z nimi kontaktu. Rzadziej też zapadają na inne choroby. Nie ma więc powodu, by separować zwierzaka od dziecka." Warto też przeczytać chocby to: https://mamadu.pl/134513,pies-i-dziecko-wzajemne-oddzialywanie-na-rozwoj-emocjonalny
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2018 o 23:48
@Lobo86: nie jest prawdą, że psa nie można oddać. Nie można go legalnie oddać do schroniska, ale przekazanie psa innej osobie nie jest porzuceniem. Chęć odpoczynku i łatwiejszego trzymania czystości w domu to nie są zachcianki. Zachcianką to było wzięcie psa przez jej męża. To był jego pomysł, a autorka od razu zastrzegła, że nie będzie miała czasu ani chęci odpowiednio się nim zająć. Nie ma w Polsce obowiązku posiadania psa, ma więc jak najbardziej prawo nie chcieć go mieć i nie chcieć się nim zajmować. Mam wrażenie, że próbujesz jej tego psa na siłę wciskać. Tak się nie da. Wychowywanie dzieci z psem ma i swoje zalety, i swoje wady. Poza tym inaczej rzecz się ma, gdy dorosły już pies jest w domu, a na świat przychodzą dzieci. Inaczej też, gdy szczeniaka przygarnia się, gdy dzieci są w wieku szkolnym. Sytuacja autorki jest trudna, bo do masy obowiązków doszedł jej kolejny, czasochłonny i niesłychanie frustrujący.
Odpowiedz@monikamaria: no mówimy o schronisku, prawda? Przekazanie innej osobie to przekazanie właśnie...ale ok. Nie ma sensu dzielić włos na czworo. "Zachcianką to było wzięcie psa przez jej męża. To był jego pomysł, a autorka od razu zastrzegła, że nie będzie miała czasu ani chęci odpowiednio się nim zająć" Pomysł był jego, ale ona nie mówiła, że nie będzie miała czasu. Po prostu się zgodziła jeśli przed/po pracy z nim wyjdzie. To jedyny warunek, jaki podała. "Mam wrażenie, że próbujesz jej tego psa na siłę wciskać." Uroki komunikacji pisanej. Wręcz przeciwnie. Już to kilka razy pisałem, że niestety, ale jej dom, to nie są warunki dla psa, bo żadne z nich ani tego nie potrafi, ani tego nie chce, a jedyne do czego to prowadzi to tragedia. Odnoszę się do tego, że wzięli sobie pieska z chciejstwa, a teraz płacz, że nie ma czasu na szczeniaka, a ten wykazuje zachowania destrukcyjne i agresywne. Przeczytaj jej historię jeszcze raz. Pomysł był męża. Z własnego doświadczenia opieki nad niemowlakami i szczeniakami uważam, że pomysł bardzo dobry. Wskazuje też na to ogromna liczba publikacji wszelkiej maści (tak czysto naukowych, jak i branżowych). Autorka podeszła sceptycznie, ale się zgodziła pod pewnymi warunkami. To czy on się z nich wywiązuje czy nie, nie ma żadnego znaczenia wobec tego, że ona nie daje sobie rady jak on jest w pracy. Piszesz, że ma prawo nie chcieć zajmować się psem. Tak - ale mogła to powiedzieć mężowi wcześniej. Mogli się skonsultować behawiorystą, poczytać o trudnościach i podjąć świadomą decyzję. Teraz uważam, że po prostu takiego prawa nie ma. Bo to jest właśnie podręcznikowa sytuacja zwykłego chciejstwa, której starają się uniknąć wszystkie fundacje. Nastawione są na to w zasadzie wszystkie programy edukacyjne w tym zakresie. Byli kompletnie nieprzygotowani na wprowadzenie zwierzaka do rodziny. Nie zrobili nic. Zero. Null. Brak podstawowej wiedzy jak prowadzić psa, jak pogodzić obowiązki, jak przygotować dom czy posesję. Po prostu chcieli go mieć, więc kupili i.....zostawili samemu sobie, a ich opieka nad nim kończy się na wrzuceniu czegoś do miski (pół biedy jak jest to gotowa karma, a nie niezjedzone resztki) i sprzątnięciu jak narobi w domu. I to wszystko. A to co mnie najbardziej wkurza, to fakt, że ona nie chce rozwiązania problemu. Chce się go pozbyć. Bo rozwiązanie problemu jest akurat banalne i wcale nie wiąże się z dodatkową pracą dla niej, a jedynie z takimi oczywistościami, które i tak będą musiały być wprowadzone, bo żyją na wsi. Po pierwsze jest listopad, a dzieciaki mają ponad pół roku. Obstawiam jakiś 8-9 miesiąc maks. Na najbliższe wakacje będą już śmigać jak ta lala, więc ogrodzenie ich posesji to taki must-have ze względu na ich własne bezpieczeństwo. Kolejna jest nauka zasad obchodzenia się ze zwierzętami - w tym psami, kotami, kurami itp. To ich czeka tak czy siak, bo żyją na wsi. Dzieciak musi wiedzieć, że do nieswoich zwierząt się nie podchodzi, nie głaszcze się bezpańskich kotów, nie wtyka rąk do pieska za ogrodzeniem. Przygotowanie domostwa pod dziecko nie różni się od tego przygotowanego pod psa. Poblokowane szuflady, brak przedmiotów "do zjedzenia" do wysokości pasa dorosłej osoby, czy takich, które można zniszczyć i zrobić sobie nimi krzywdę. Teren posesji zagrabiony/wyrównany, pozbawiony zbitego szkła czy cerami, kapsli/gwoździ. Ogrodzenie szczelne, pozbawione dziur czy opcji przeciśnięcia się pod nim. To i tak muszą zrobić ze względu na dzieci, a pies jedyne czego więcej wymaga (acz też nie jest to niezbędne) to buda i kojec. Autorka obecnie izoluje dziecko od psa. I przez to musi osobno poświęcić czas dla dziecka i osobno dla psa. Przy wspólnej zabawie (i nauce) w kontrolowanych warunkach ten problem w ogóle nie istnieje, a od pół wieku dobroczynny wpływ takiego układu jest znany i praktykowany na świecie, bo zapewnia lepszy rozwój dziecka na płaszczyźnie biologicznej (psychoruchowej, immunologicznej) jak i psychologiczno-emocjonalnej. Jest na to pierdylion badań. C
Odpowiedz@Lobo86: ani przez moment nie miałam na myśli schroniska. Trzeba szczeniaka wydać nowym opiekunom. To jest właśnie rozwiązanie problemu, nie kojce, behawiorysta czy cokolwiek innego. Autorka po prostu nie chce psa. Można oczywiście zarzucić jej i mężowi, że zbyt pochopnie tego psa w ogóle wzięli i będzie to zarzut słuszny. Popełnili błąd. Naprawieniem tego błędu będzie oddanie psa w dobre ręce.
Odpowiedz@monikamaria: " ani przez moment nie miałam na myśli schroniska. " Ze względu na moje doświadczenie fundacyjne to z kolei ja, ani przez chwilę nie założyłem, że znajdą oni nowego opiekuna dla psa. Bowiem znalezienie nowego opiekuna to duży wysiłek i wymaga poświęcenia czasu, a nie raz i pieniędzy (np transport psa). A to są dwa powody, dla których psa oddają w pierwszej kolejności. I właśnie na podstawie doświadczenia własnego mogę napisać, że 9 na 10 takich sytuacji pies w końcu ucieka, a właściciele machają na ręką "a może to i lepiej" lub jadąc do schroniska robią skrót przez las. Jeśli wiesz co mam na myśli....
Odpowiedz@Lobo86: w najprostszej wersji wystarczy dać ogłoszenie. Na szczeniaka nie jest tak trudno znaleźć chętnego. Nie oczekiwałabym rzeczywiście, że autorka będzie sprawdzać nowy dom, tak jak robią to fundacje, ale nie jest to jednak wyrzucenie czy oddanie do schroniska.
Odpowiedz@monikamaria: to już nie jest taki szczeniak, a psi nastolatek, który oprócz tego, że ma problemy agresją i zachowaniami destruktywnymi to nawet nie jest nauczony czystości. Oddanie go komukolwiek to niemal stuprocentowa gwarancje, że zgarnie go jakiś sadysta na żywą tarczę (strzelanie z wiatrówki) lub jako pies treningowy do psich walk. Takie są niestety realia i jak ktoś nie miał z tym do czynienia to mu trudno uwierzyć w taki obrót wydarzeń.
Odpowiedz@Lobo86: przesadzasz, naprawdę. Cała masa ludzi oddaje psy osobom, które po prostu chcą mieć przyjaciela.
Odpowiedz@Lobo86: Nadal twierdzę, że niewiele wiesz na temat aktualnego modelu rodzicielstwa jeśli piszesz o swobodzie i o tym jak to teraz jest łatwo. Nie jest. I nie trzeba być "mimozą" by po prostu nie ogarniać dwójki maluchów i psa. Co do sytuacji to owszem, generalnie obydwoje popełnili błąd: i mąż (bo przyprowadził psa) i autorka (bo się zgodziła). Przy dwójce maluchów, gdzie faceta nie ma większość dnia, gdzie ręce są pełne roboty należało wywalić chłopa na zbity pysk razem z psem tego samego dnia i tyle, niestety taka prawda. A skoro tego nie zrobili od razu i liczyli na to, że "jakoś to będzie" i jak widać się przeliczyli, to należy tego psa po prostu teraz jak najszybciej oddać. Natomiast niestety Lobo pisząc jakie to proste zajęcie się dwójką maluchów i psem na dokładkę i, że to 5 minut, to wybacz, ale pusty śmiech mnie ogarnia. Przy jednym, wymagającym dziecku nie siądziesz na kiblu w spokoju, nie śpisz, nie dojadasz, nie masz czasu na nic. A dodatkowy obowiązek w postaci szczeniaka to gwóźdź do trumny i jestem pewna, że gdybym była zmuszona do takiej sytuacji to skończyłabym w psychiatryku. Aż mi szkoda, że nie masz dzieci i nie będziesz miał, bo ekspresem zweryfikowałbyś wszystkie swoje pseudo mądrości, które tu wypisujesz o rodzicielstwie i "łatwości".
Odpowiedz@monikamaria: no właśnie - cała masa kupuje za grosze od Miecia zza płota, a potem oddaje, bo się znudził zwierzak. Mamy największą populację bezdomnych psów w Europie, ale to ja przesadzam? No bądźmy poważni....zwierzak to nie rzecz, ze można to do woli brać i oddawać jak się znudzi.
Odpowiedz@Lobo86: dwieście lat temu psa wiązało się na łańcuchu przed chałupą, i każdego guzik obchodziło, gdzie taki pies się załatwiał, czy był odpowiednio zsocjalizowany i jak się zachowywał wobec dzieci. gryzł - dostawał w czambuł, aż nauczył się nie gryźć. a dzieciaków pilnowali dziadkowie, wujkowie i ciotki, bo rodziny były wielopokoleniowe i do pilnowania grupy dzieciaków było pełno dorosłych. no i pracowało się głównie w domu lub przy domu, więc rodzice, nawet gdy pracowali, byli zawsze na zawołanie, gdyby coś strasznego się działo. no słucham, jakieś pytania?
OdpowiedzAle wiecie, że dyskusja z Lobo nie ma za bardzo sensu, bo to człowiek, który wie wszystko o wszystkim, i to najlepiej? :D Tylko jak to się mówi: jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego ;) Pozdrawiam Lobo :*
Odpowiedz@slothqueen: 200 lat temu kilku facetów mogło cię posuwać dotąd, dopóki pochwa by ci nie wypadła, a na końcu i tak by cię zatłuczono toporkiem za seks pozamałżeński w myśl zasady, że "jak suka nie da, to pies nie weźmie". Dobrze, że jednak czasy są inne i nastąpił jakiś rozwój społeczno-cywilizacyjny, czy jednak wracamy do starego?
Odpowiedz@Lobo86: no widzisz, jak ładnie sam zaorałeś swój argument?
Odpowiedz@monikamaria: gratuluję zrozumienia słowa pisanego. Potrzeby biologiczne i konieczność ich zaspokojenia nie zmieniły się od tysięcy lat i pozostają takie same. Teraz jest natomiast zdecydowanie łatwiej, właśnie ze względu na rozwój tak społeczny, jak i technologiczny.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 listopada 2018 o 9:45
@Lobo86: ty za to widzę sam nie rozumiesz tego, co napisałeś, a to jest klasyczny przykład samozaorania. Najpierw piszesz, że 200 lat temu było o wiele trudniej, a jednak ludzie sobie radzili (tu uprzejmie pozwolę sobie wtrącic, że komfort ich życia był nieporównywalnie niższy od dzisiejszego), a autorka w dzisiejszych czasach, mimo tyłu udogodnień nie potrafi. Potem dwie osoby piszą ci, że nie ma sensu porównywać dzisiejszych czasów do sytuacji przed lat 200, bo w świadomości społecznej zaszły dalekosiężne zmiany. Gdyby autorka żyła 200 lat temu, to los psa byłby o wiele gorszy i na pewno opieka nad nim nie należałaby do jej głównych zmartwień. Na co ty odpowiadasz, że owszem, zaszły, dziś jest lepiej i nie cofajmy się w rozwoju
Odpowiedz@monikamaria: nie wiem czy masz coś między uszami, czy tam wiatr hula? Są pewne mechanizmy i prawidła życia, które się nie zmieniają. Niezależnie od poziomu cywilizacyjnego. Ale są też i rzeczy zmienne. Od zawsze poświęcano czas na zadbanie o pewne kwestie, dlatego mówiło się do dobrym gospodarzeniu. Dlatego dzisiaj jest łatwiej, bo zamiast iść na polowanie, to idziemy do sklepu. Dlatego kobieta może teraz liczyć na wsparcie męża, który też zajmie się czysto "kobiecymi" powinnościami (patrząc na tradycyjny, "katolicki" podział ról). Dzisiejsze wzorce i modele wychowawcze właśnie ze względu na swoją nowoczesność i efektywność pozwalają oszczędzić czas rodzicom. Z tego też powodu przykład jest adekwatny - bo nie jest tak, ze te same czynności co 200 czy 2000 lat temu wymagają więcej. Rozwój cywilizacyjno-technologiczny ma fundamenty w optymalizacji czasu i kosztów. Przykład @slothqueen jest zwyczajnie oderwany od rzeczywistości jak nasze pojęcie i wyobrażenie o gladiatorach i ich walkach: my mamy przed oczami szczupłych i muskularnych facetów walczących na śmierć i życie. A w rzeczywistości bliżej im było do zawodników sumo (tych tradycyjnych) i umierali niezmiernie rzadko. Prowadzenie dobrej hodowli było czasochłonne i tam nikt nie bił zwierząt wbrew pozorom - niezależnie od tego jakie zwierzęta były hodowane, bo bicie prowadziło do "zbiesienia się". Zakatuj konia na orce raz, a już więcej homonta mu nie założysz. A dobry koń (do jazdy, nie orki) był wart kilka wsi w średniowieczu. Nawet dziś dobry koń będzie kosztował tyle co samochód, albo i więcej. Z psami było i jest podobnie. Np rottweilery były wykorzystywane przez legionistów rzymskich jako psy....pasterskie i zaprzęgowe. To nie są cele jakie można osiągnąć przemocą. Z drugiej natomiast strony Kościół Katolicki zezwalał na okładanie rózgą nawet i noworodki. I z jakim efektem? Nie bez przyczyny mówi się o "wiekach średnich". Postęp oznacza większa wydajność. Jak ktoś pomimo tego płacze, ze nie ma czasu nawet herbaty się napić, to w dzisiejszych czasach jest mimozą.
Odpowiedz@Lobo86: miało być kulturalnie, ale nerwy mi puściły. zamierzam w akapitach wytłumaczyć ci, czemu jesteś debilem: 1. najpierw piszesz: "jak ci biedni ludzie te 200 lat temu dawali sobie radę? Dzieci kilkanaście z czego większość umierała przed wiekiem dorosłym. Zwierzęta trzeba było oporządzić, opał przynieść, wodę zagrzać, chleb upiec.... " czyli mamy opis chaty wieśniaków. zapamiętajmy. 2. tłumaczę ci, dlaczego w chacie wieśniaka ludzie dawali radę mając zwierzęta i dzieci: bo po pierwsze było ich tam wielu z powodu wielopokoleniowych rodzin, po drugie te zwierzęta żyły w warunkach, które dzisiaj uznalibyśmy za nieludzkie. Odpowiadam kulturalnie na twoje pytanie, tylko po to, by dostać... 3. ... jakiś posr*ny opis gwałtów, który ma być przykładem na to, że nie należy porównywać czasów obecnych z dawnymi i mamy się cieszyć, że żyjemy teraz, bo teraz jest lepiej. no jest lepiej z jakiegoś powodu - mamy więcej skrupułów i większą wagę przykładamy do rzeczy, które kiedyś ludzie mieli w doopie, jak wychowywanie i dobro psów. albo dzieci. czyli, prosto dodając, jeśli masz jedno i drugie, i jedno i drugie wychowujesz uważniej, czulej i staranniej niż 200 lat temu, to wychodzi ci sytuacja autorki, tłumoku. DLATEGO ludzie 200 lat temu sobie radzili, mając dodatkowo jeszcze oborę i kurnik do ogarnięcia. dodatkowe omówienie twojego debilizmu: takiego zgrywasz cwanego dekonstruktora "powszechnych wyobrażeń, jak to kiedyś było" i piszesz, że mój komentarz jest oderwany od rzeczywistości, a sam mieszasz własny opis chłopskiej chałupy z "dobrą hodowlą psów", z którą ta chałupa miała tyle wspólnego, co ty z rozumem i godnością człowieka. "dobrą hodowlę" to mógł sobie prowadzić ustawiony majątkowo bogacz, który prawdopodobnie miał od tego służących, albo wprawdzie zajmował się psami sam, ale całą resztę (sprzątanie, zakupy, ogarnianie domowego budżetu) robili służący i/lub rodzina. nie do jasnej cholery jełop spod strzechy, do którego mógłby się aplikować opis o "kilkunastu dzieciach, które umierały przed dorosłością" xD poza tym mój opis psa na łańcuchu przed chłopską chatą traktujesz jak "oderwany od rzeczywistości", a sam opisujesz rąbanie kobiety toporkami za seks przedmałżeński... w XIX wieku. w Polsce. brawo. jeśli to nie jest samozaoranie, to nie wiem, co nim jest. więc napiszę to raz jeszcze, żebyś był w stanie zrozumieć: jesteś głupi i przemądrzały, i bardzo, baardzo irytujący. nie myślisz, a gadasz, i potem zawsze, ZAWSZE gęsto się tłumaczysz. i nie piszę tego jedynie gwoli tej nitki. piszę to gwoli wszystkich twoich wypowiedzi. ogarnij się człowieku, bo widzę, że nie trollujesz, tylko naprawdę jesteś tak tępy, więc jest jeszcze dla ciebie nadzieja, jeśli tylko zaczniesz myśleć, nim klikniesz "odpowiedz". i proszę cię o to w imieniu Piekielnych.
Odpowiedz@monikamaria: @slothqueen: @Nimfetamina: Czy wy też uważacie, że użytkownik, który ma prawie 1000 minusów za komentarze powienien mieć bana na pisanie komentarzy?
OdpowiedzI znów to samo :D Znowu cała salwa porad z d**** żebyś go rzuciła:D Pogadaj z mężem oddajcie psa komuś kto lepiej się nim zajmie. Możesz też postawić sprawę jasno i wymusić na mężu to do czego się zobowiązał. Wiem, że internety mnie teraz zeżrą za zdanie o oddaniu psa, ale wiecie co? Żyje w normalnym świecie, w którym ludzie są ważniejsi od zwierząt i w którym sytuacje życiowe są różne. W normalnym świecie, w którym zwierzaki choć cudowne i kochające niestety nie grają pierwszych skrzypiec.
Odpowiedz@DziwnyCzlowiek: W normalnym świecie żyjesz w którym CAŁE SZCZĘŚCIE, ludzie są ważniejsi niż zwierzęta ;)
OdpowiedzJeśli nie ma kto zająć się tym psiakiem to sam z siebie na porządnego, grzecznego psa na pewno nie wyrośnie. A zanim w ogóle osięgnie dojrzałość to minie jeszcze conajmniej rok albo i lepiej. Co więcej, takie izolowanie go od reszty rodziny i wyraźna niechęć do niego może w przyszłości zaowocować agresją i wtedy to dopiero będzie problem. To, że wzięcie szczeniaka było błędem już wiesz. Teraz zastanów się czy nie znasz kogoś, kto jest bardziej odpowiedzialny, ma czas i chęci i mu go po prostu oddaj. Tak, nawet w tajemnicy przed mężem i mimo jego zakazu oddania psiurka. W końcu i tak to nie on się nim zajmuje skoro w domu tak na prawdę tylko nocuje. Jeśli nie znasz nikogo, kto chciałby go przygarnąć (psa, nie męża, chociaż takiego partnera już dawno kopnęłabym w tyłek) to możesz napisać na priv. Pomogę. Psiak póki jest młody na pewno ma jeszcze szanse na znalezienie kochającej rodziny. A tak to męczycie się wszyscy, a pies najbardziej.
OdpowiedzKolejna historia, w której zawiodła komunikacja. Ustalenia były? Były. Mąż się nie wywiązuje? A rozmowa na ten temat była? Autorka już nie napisała. Czyli wyżaliła się w internecie, ale z mężem nie rozmawiała. Mój mąż też chce psa, ja jestem za, ALE tylko pod warunkiem, że będzie mógł zabierać go ze sobą do pracy. Inaczej zwierzak za długo byłby sam.
Odpowiedz"Będzie o frustracji i o tym jak najbliżsi potrafią dołożyć trudności." Moje odczucia po przeczytaniu tej historii są zupełnie inne. Cały czas miałem wrażenie, że jest to opowieść o braku komunikacji w związku.
OdpowiedzZałożyłam konto, żeby coś wyjaśnić. Ponieważ pozostawiłam najwidoczniej wiele niepewności. 1. Nie jestem chorobliwie uczulona na zarazki. Po prostu siki dostają się pod listwy i żeby to wymyć musiałabym je non stop rozkręcać. Nie mam problemu z braniem do buzi różnych dziwnych rzeczy. Piłka psa też się zdarzyła. 2. Nie izoluje psa, aż tak bardzo że nie ma z nami kontaktu. Jest odseparowana tylko jeśli dzieci raczkują i kiedy śpimy. Nie chciałbym, żeby pies zsikal się tuż przed ich twarzą, a i pazury ma(nie wiecie co to znaczy płacz dziecka podrapanego po główce). Kiedy śpimy to nie śpi z nami ponieważ niszczy. W tym pokoju jest jedyny dywan już i tak częściowo zniszczony przez psa. Są brudne pieluchy, które pies rozszarpuje. I to nie miłe wdepnąć w gówno o 3 w nocy robiąc dzieciom jeść, bo płaczą. 3. Tak komunikowałam mężowi, że nie mam siły sprzątać po psie. Nie mam możliwości wychodzić z nią na więcej jak 5 minut. Wszystkie moje argumenty są zbywane "dziecko też byś oddała?" "Zgodziłaś się a teraz chcesz oddać?". Powoduje to u mnie wyrzuty sumienia i tak trwamy. Wiele kłótni i tłuczenia talerzy o to było. Postawiłam nawet ultimatum, że albo ja i dzieci albo pies. Zagroził, że dzieci mi zabierze i ich nie zobaczę (zabrzmiało to bardzo patologicznie ale ja mówiłam mu to samo). 4 Moj mąż zachowuje się czasami jak dziecko i ma w doopie to co do niego mówię. Ale nie mogę skłamać i powiedzieć, że mi nie pomaga. Pomaga przy dzieciach, przy sprzątaniu oraz sam dokańcza remont domu w którym mieszkamy. 5. Mogłabym wychodzić z psem jak dzieci śpią. Chodzą spać 21, śpią do 9. W ciągu dnia są dwie 15 minutowe drzemki. To jedyne 30 minut dla mnie w ciągu dnia, kiedy mogę wypić herbatę bez płaczu. Pójdziesz bez nich do kuchni? Płacz. Do łazienki? Płacz. Jak dziecko się zanosi i przestaje oddychać unikasz płaczu. 6 Ogrodzenie i wypuszczanie psa na podwórko? Pewnie załatw mi to podwórko. To, że mieszkam na wsi nie znaczy, że mam dom. Mieszkam w bloku. Owszem jest działka ale należąca do całego bloku. Nie mogę ot tak sobie jej ogrodzić. 7. Maty świetny pomysł. Próbowaliśmy. Wykładałam matami cały przedpokój oraz kuchnie bo tam się zwykle załatwia. Wiesz jakie to uczucie znaleźć rano 40 mat rozszarpanych? Może by tego nie robiła jakby z nami spała. Ale nie chcę ryzykować, że jedyny pokój w którym się nie zsikał też w końcu będzie wychodkiem dla niego. 8 Zostawić męża. Kocham go jako by nie był. Czasem sam musi dojść do pewnych wniosków. Jest mi przy nim dobrze, nie wiecie ile mi pomógł i na ile mnie wspierał, kiedy było mi ciężko. Teraz jest okres, że oboje mamy ciężko. Nie mogłabym pracować na dworze od 5 do 19, tak jak robi to moj mąż. I chociaż moja praca w domu jest lekceważona to nie mogę rzucić tego wszystkiego ot tak. 9. Zostawienie męża na parę godzin z dziećmi i psem nic nie da. Będzie siedzieć i gra, dzieci same się zabawią, pies tez. Nie zrobi połowy rzeczy co ja. I nie widzi problemu.
Odpowiedz@Fzyk: z twojego opisu wynika, że twój mąż niestety w ogóle nie przejmuje się twoimi uczuciami i nie dba o twój komfort. Szantaż emocjonalny pt. a dziecko też byś oddała, jest mega słabym argumentem i daj sobie wmówić poczucia winy. Moim zdaniem powinnaś mu bez płaczu, lamentu, stanowczo zakomunikować, że nie chcesz już psa. Ze popełniłas błąd, wyrażając na początku zgodę, teraz ten błąd widzisz i chcesz go naprawić. Przekonaj go, że także dla psa lepiej będzie znaleźć inny dom, z opiekunami, którzy mają czas i chęci. Niepokoi mnie też ostatni akapit. Skoro twój mąż zamiast zająć się dziećmi i psem jak należy, woli siedzieć i grać, to jest naprawdę strasznie nieodpowiedzialny. Nie boisz się zostawiać mu dzieci pod opieką? Może dojść do tragedii.
Odpowiedz@monikamaria: nie boję. Mam kamerę w domu taką nianię i jest zawsze włączona i mogę obejrzeć ci się dzieje będąc nawet w innym mieście u rodziców. I widzę jak się nimi zajmuję. To, że siedzi przy kompie i gra to nie jest to, że się nimi nie zajmuje. Jak płaczą to do nich mówi, ma na nich oko, siedzi z nimi i potrafi się oderwać jeśli widzi, że jest taka potrzeba. Po prostu się z nimi nie bawi. Posadzić ich do leżaczków, da jeść, zabawkę, włączy bajkę czy ich ulubioną piosenkę. Tyle
Odpowiedz@Fzyk: pograć to sobie może, jak dzieci śpią. Serio, obiektywnie nie wygląda to dobrze. Mam wrażenie, że on ma taki sam stosunek do dzieci, jak i do tego psa.
Odpowiedz@Fzyk: zapomniałam dodać. Pies ma już ponad pół roku. Jest z nami od 4 miesięcy, od trzech proszę, żeby mąż z nim rano i wieczorem wychodził (wtedy chociaż w nocy nie sika). Od miesiąca nie potrafię zdobyć się na czułość wobec niego. Owszem pobawię się z nim, potarmosze go ale to jest bez jakiś fajerwerków. Obecnie na dwóch łapach spokojnie sięga do stołu i waży sporo więcej niż moje dzieci.
Odpowiedz@Fzyk: W historii napisałaś, że mąż nie pomaga i nie sprząta, a teraz, że "Pomaga przy dzieciach, przy sprzątaniu oraz sam dokańcza remont domu w którym mieszkamy." "Jest mi przy nim dobrze, nie wiecie ile mi pomógł i na ile mnie wspierał, kiedy było mi ciężko. Teraz jest okres, że oboje mamy ciężko. Nie mogłabym pracować na dworze od 5 do 19, tak jak robi to moj mąż." To jak w końcu jest, bo się pogubiłam... Nie lubię porównań, ale moja przyjaciółka, z którą m.in. pracuję, ma dwoje małych dzieci, dwa psy, kota, 6 koni i męża, który pracuje od rana do wieczora, a czasami przez tydzień nie ma go w domu, bo jest na wyjazdach, a jak nie jest na wyjazdach to "dłubie" w ich nowym domu, żeby mogli się wprowadzić na nowy rok. Tak, jej dzieciaki płaczą, psy wyją, kot się drze, a konie srają. I odnalazła jakiś tam porządek w chaosie m.in. prosząc o pomoc innych i zabierając dzieci i psy wszędzie ze sobą.
Odpowiedz@Bryanka: proszę wskazać gdzie napisalam, że mąż nie pomaga i nie sprząta. Jest tylko wzmianka, że nie zajmuje się psem. Nigdy bym nie powiedziała mężowi, że nigdy nie umył podłóg, bo robi to co dwa tygodnie tak samo jak zamiata, codziennie pomaga mi uśpić dzieci na noc. Robi tyle ile może, w kwestii dzieci i sprzątania. W kwestii psa nie robi nic. Będąc młodą osobą bardzo mi pomagał i wspierał wyjść z dołka emocjonalnego w którym byłam i o tym jest drugi zacytowany fragment. Proszę mnie źle nie zrozumieć ale nie jestem Pani koleżanką. Z tego że ma dwa psy, kota i 6 koni to wnioskuję, że ma działkę i to pewnie sporą. Więc te 6 koni, dwa psy i kot nie spędzają z nią 24 godziny na 7 dni w tygodniu w domu. Co innego jest sprzątnąć kupę z podwórka, a co innego z domu. I wrażenia są mniej przyjemne, a i roboty więcej. Czy Pani koleżanka trzyma cały też żywy inwentarz że sobą? Sprzątać po koniach musi za każdym razem jak narobią w boksie? A dzieci jak rozumiem to jak w moim przypadku niemowlęta? Czy też może już takie 2-3 latki co chodzą i powiedzą ci chcą i będą w stanie zabawić się same jak mama konia oporządzi.
Odpowiedz@Bryanka: też się właśnie pogubiłem, bo z pierwotnej historii wynikało, że facet jak nie jest w pracy, to nie robi nic. A teraz nagle pomaga ze wszystkim. Nie rozumiem też jak to jest, że jak ona wyjeżdża do innego miasta (bez dzieci? przy takim braku czasu, ze nawet nie ma kto i jak z psem wyjść? co jest kurła?), to mąż siedząc w domu i dziećmi się zajmie i remont robi i posprząta i posiedzi przy kompie pograć jak się zmęczy. A jej ciężko herbatę wypić, bo "nie ma kiedy" ? W tej sytuacji nie rozumiem skąd jakiekolwiek zarzuty wobec niego. "Nie lubię porównań, ale (...) " Mam podobnych znajomych (może bez koni, ale ogólnie z dziećmi w liczbie mnogiej - w tym z niepełnosprawnością - całym zwierzyńcem i tak dalej). To w sumie dość normalna sytuacja życiowa. Nie ma tu jakichś szczególnych okoliczności, że brakuje pieniędzy, jakaś ciężka i przewlekła choroba, niepełnosprawność, a samotna matka i jeszcze pracująca. Nie ma tu nic takiego. Pieniążków nie brakuje, pracować nie musi, wszyscy zdrowi. Siedzi w domu i jedyne co ma do ogarnięcia to dwójka dzieci. I nie daje sobie rady. To co mają powiedzieć te tysiące samotnych rodziców? Przecież to idąc tym tropem nic jedno sznur zostaje. Droga autorko: pierwotnie byłem zdania, że powinnaś zmienić partnera. Ale po tym wpisie uważam, że powinnaś go przykuć do kaloryfera, aby przypadkiem nie uciekł do innej, bo zwyczajnie przesadzasz. Facet pracuje, sprząta, mieszkanie remontuje i jeszcze z dziećmi posiedzi, żebyś mogła sobie do innego miasta pojechać, a urządzasz gównoburzę i szantażujesz go emocjonalnie. Powinnaś go po rekach całować, że z tobą wytrzymuje w ogóle. Ogólnie to mam wątpliwości, czy umiesz zająć się dziećmi. Jak to bowiem jest, że przy nim może dzieciak spokojnie poleżeć i zająć się sobą (co jest jak najbardziej prawidłowe i wręcz niezbędne do prawidłowego rozwoju), a w twojej obecności jest non stop ryk jak cie traci z oczu? To nie jest normalne. "Wykładałam matami cały przedpokój oraz kuchnie bo tam się zwykle załatwia. Wiesz jakie to uczucie znaleźć rano 40 mat rozszarpanych?" Jak was stać rozłożyć 40 mat na noc, to stać was i na to, aby zatrudnić nianię i pójść w tym czasie z psem na szkolenie i do behawiorysty.
Odpowiedz@Lobo86: ale po co ma iść na szkolenie z psem, którego po prostu nie chce zatrzymać? Nie da się nikogo zmusić do pokochania zwierzęcia. Ja wyraźnie widzę w wypowiedziach autorki, że ona psa po prostu już nie chce. Źle, że zdała sobie sprawę z tego dopiero, gdy pies już się pojawił w jej życiu, ale to nie znaczy, że ma teraz go hodować przez kolejne 15 lat. To będzie szkoda i dla psa, i dla autorki, a nawet i dla dzieci, bo widząc negatywny stosunek matki do psa też mogą się zrazić, a już na pewno będą odczuwać jej ciągłą frustrację.
Odpowiedz@Fzyk: No cóż, pomysł był poroniony od samego początku. Przede wszystkim, pies to żywe stworzenie a nie suplement immunologiczny. Branie psa, "bo się dzieci dobrze chowają" to kiepski pomysł. Poza tym, dziecko + pies to dobre zestawienie, ale nigdy w wariancie: niemowlę + szczenię. Co prawda, to dziecko i to dziecko, ale ich potrzeby są różnie realizowane. Tu sprawdziłby się dorosły, stateczny pies. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem; trzeba sytuację ogarnąć. Napięcie w domu nie służy ani dzieciom, ani psu; katowanie się "dopustem bożym" w postaci psa też nie ma sensu. Kilkudniowy foch męża to sensowna cena za spokój na przyszłość, więc daruj sobie dyskusje i poszukaj psu porządnego domu, gdzie będzie chętnie widziany przez wszystkich domowników, a męża postaw przed faktem dokonanym. Jak znam życie, to jego oburzenie będzie tylko formalnością.
Odpowiedz@Fzyk: Odpowiedzią od Lobo się nie przejmuj, nie bylby sobą jakby nie zj*bał kogoś z błotem. Pojęcia na temat rodzicielstwa nie ma żadnego, nie ma dzieci, poczytał (coś tam) o nich i wydaje mu się, że jest w tym temacie ekspertem, łatwo mu też idzie wypisywanie opinii na temat tego jakim to złym można być rodzicem, jakie to mimozy, ofiary życiowe itp. A że nie ma on doświadczenia z dziećmi, swoich mieć nie może toteż jest on wyjątkowym, potencjalnie idealnym rodzicem. Bo przecież gdyby miał to na pewno wszystko byłoby super, bo rodzicielstwo jest banalnie łatwe :D. Tak, tak :D Co do reszty to wybacz, o ile rozumiem, że różne można mieć relacje z mężem, że z rodzicielstwem też różnie bywa i łatwo nie ma, o tyle kompletną porażką jest ten cholerny pies i cała awantura o niego. Wiesz, ja mam dwójkę dzieci, 3 lata różnicy, aktualnie mamy już względnie spokojny okres. Ale gdyby mi ktoś teraz dorzucił szczeniaka, którym miałabym się zajmować to wierz mi, że źle by się to skończyło. Osobiście byłam tak mocno wyczerpana macierzyństwem, że dopiero teraz, po wielu miesiącach poprawy, w końcu zaczynam łapać oddech. Wiem, że niektóre rzeczy to przysłowiowy gwóźdź do trumny i dla Ciebie jest to ten pies. Oddaj psa, bo się wykończysz.
Odpowiedz@monikamaria: psa nie chce, bo nie potrafi się nim zając. To błędne koło. Niech najpierw spróbuje, a dopiero potem powie coś więcej. Bo chciała i jej się odwidziało. A gdzie w tym jakakolwiek odpowiedzialność za własne czyny? Skoro podjęła decyzję, to musi ponieść jej konsekwencje. Nie rozumiem co w tym dziwnego? Nikt przecież nie każe jej pokochać psa, a jedynie zająć się nim w sposób odpowiedzialny. To jest obowiązek narzucony prawnie na każdego właściciela zwierzęcia (i nie ma tu znaczenia jakie to zwierze). Jak ma się w tej sytuacji czuć jej mąż? Z jej słów wynika, ze facet stara się jak może, ale się raczej nie rozdwoi, prawda? Najpierw się zgodziła na psa, a teraz się wymiguje od odpowiedzialności. Zauważ, że jak ona wyjeżdża do innego miasta to on będąc sam nie ma problemu z ogarnięciem wszystkiego. W obecnej sytuacji to wygląda dla mnie to tak, jakby to ona (a nie pies) była źródłem problemów. Skoro jak się poznawali to ona była w jakimś tam dołku emocjonalnym, a teraz latają talerze, bo facet sprząta, remontuje, pracuje i dziećmi się zajmuje, a ona ma trudność z ogarnięciem psa, bo "dzieci" ? Niech może poszuka pomocy u psychologa, bo ewidentnie wyładowuje na nim swoje frustracje.
Odpowiedz@Lobo86: A i tobie coś odpowiem, tak o rodzicielstwie, obiektywnie, z doświadczenia własnego i koleżanek. Wiesz jak to jest, że dziecko przy ojcu zachowuje się "grzecznie" a przy matce przez cały dzień potrafi się drzeć? Nie wiesz, bo ani matką nie jesteś ani ojcem. A tak to niestety działa, że dzieci siedząc cały czas z matką potrafią być diabłami wcielonymi, za to jak tylko pojawi się tatuś (i zajmie się tą godzinkę-dwie) to cud boski - dzieci anioły. Poczytaj sobie o tym, bo to najnormalniejsza rzecz na świecie. A całować po rękach ma faceta za to, że jej na głowę psa ściągnął, który stał się jej obowiązkiem? Chyba coś ci się pomyliło :/ I wiesz co, zawsze jest tak, że ktoś ma gorzej. Matki samotne, rodzice dzieci niepełnosprawnych, albo dzieci w Afryce. Jakie to ma być pocieszenie czy motywacja? Dla mnie osobiście żadna, słabe te twoje teksty...
Odpowiedz@justangela: oczywiście, że wiem. Ma to podłoże bardzo trywialne i jest związane z rozwojem układu nerwowego. Najgorsze co można zrobić dziecku na tak wczesnym etapie to non stop nosić go na rękach, obcałowywać i niańczyć bez granic. Dziecko potrzebuje dotyku i odpowiedniej stymulacji, ale potrzebuje też poleżeć samemu, czego madki zwykle nie rozumieją. Po prostu na wczesnych etapach dziecko nawet nie wie gdzie kończy, a gdzie zaczyna się jego własny organizm i oddzielenie od matki traktuje jako coś nienaturalnego. Cóż - taka kolej rzeczy: przecinamy pępowinę i uczymy samodzielności stosownie do wieku i poziomu rozwoju. To jest tak zwana integracja sensoryczna. Poczytaj choćby tutaj jak powinna wyglądać praca nad rozwojem np psychoruchowym, bo efekt waszej nadopiekuńczości jest opłakany. http://www.terapia-ndt.waw.pl/rozwoj.php albo tutaj http://www.zabawydladzieci.com.pl/zmysl-propriocepcji-i-jego-rola-w-integracji-sensorycznej/ "I wiesz co, zawsze jest tak, że ktoś ma gorzej. " Gorzej? Ale dlaczego? Bo dają sobie radę i nie płaczą? Bo realizują się zarówno na podłożu zawodowym jak i rodzicielskim?
Odpowiedz@Lobo86: Owszem inne miasto znajduje się dokładnie 25 kilometrów od mojego domu. Dlatego jest to inne miasto i wyjechałam aż raz bez męża i dzieci dlaczego? Bo potrzebowałam kurtki :) a mężowi nie chciało się jechać. Zajęło mi to całe 2 godziny. U rodziców wtedy byłam, ponieważ pojechałam z mamą. Czemu się wam tłumaczę? Nie wiem po co. Lobo powiedz mi jak wygląda moje zajmowanie się psem. Bo najwidoczniej wiesz lepiej co robię a czego nie. Jeżeli dla ciebie to że wyjdę dwa razy z psem, pobawię się z nim, posprzątam po nim, dam mu jeść i pić to nie opieka to co nią jest? Nie jestem w stanie wyjść z nią na długi spacer do lasu i dać jej się wybiegać bez smyczy. Ubieranie moich dzieci trwa pół godziny. Wiercą się i strasznie płaczą, dlatego tyle to trwa. Spróbuj włączyć syrenę strażacka na cały regulator na pół godziny i spróbuj psu założyć spodnie, bluzę, kurtkę, buty i czapkę. To chyba będzie dobre porównanie. Spróbuj tak codziennie. Zobaczymy kiedy ci sie odechce. Skoro nieodpowiedzialne dla was jest przyznanie sie do własnych błędów. To w takim razie unikanie ich musi być szczytem dorosłości.
Odpowiedz@Lobo86: teorię to każdy zna. Praktyka mówi co innego :D. Ale w sumie to ci się nie dziwię, w 1 ciąży to też byłam taka mądra, poczytałam poradniki, książki o psychologii dziecka i planowałam jak to będzie fajnie :D. Przy 2 już wiedziałam, że nie ma co planować. A jak się jeszcze trafi "nieodkładalny" egzemplarz to w ogóle jazda. Chciałabym cię z takim zobaczyć, serio. Bo najłatwiej to się cudze dzieci wychowuje. I najłatwiej porad udziela jak się nie zna tematu.
Odpowiedz@Lobo86: a te twoje teorie o odcinaniu pepowiny, o integracji sensorycznej to znam i żadna to dla nie nowość czy odkrycie. Tematy przerobione nie tylko w teorii, ale i w praktyce. Tylko że łatwo się czyta a zrobić czasami nie da. Ot, taki szczegół.
Odpowiedz@Fzyk: nie obchodzi mnie po co wyjechałaś, dlaczego wyjechałaś ani na jak długo, bo to nie ma żadnego znaczenia. Jak potrzebujesz - wyjeżdżaj co weekend. Niejeden rodzic tak robi i nie ma tu żadnej szkody dla dziecka. Chodzi o to, że pierwotna historia miała taki wydźwięk, jak to opisała @Bryanka. Wykreowałaś wizerunek swojego męża na nieroba i chyba wszyscy tutaj tak to odebrali. Jednak okazuje się, że tak nie jest. A to diametralnie zmienia postać rzeczy. "Lobo powiedz mi jak wygląda moje zajmowanie się psem. Bo najwidoczniej wiesz lepiej co robię a czego nie." Sama to opisałaś: nie wygląda. Pies niszczy wszystko w mieszkaniu, ucieka (WTF? z mieszkania w bloku?) i nawet nie jest nauczony absolutnie podstawowej rzeczy jaką jest zachowanie czystości. To co opisałaś to odwalanie minimalnej fuszerki, która nie jest w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb psa. Dwa spacery....dżizas....i dziwisz się, że masz mieszkanie zasrane? "Spróbuj tak codziennie. Zobaczymy kiedy ci sie odechce." Odchowałem w zasadzie sam swoją siostrę, bo rodzice musieli pracować. I to jako grzdyl ledwie wchodzący w nastoletniość. Pieluchy, karmienie, spacery, ubieranie, ząbkowanie i pierdylion innych rzeczy przerabiałem. A moim obowiązkiem było się jeszcze zająć....królikiem, którego dostałem zanim pojawiła się moja siostra. Teraz mam psa, bo z żoną dzieci mieć nie możemy. Pies po przejściach. Robota na cały etat, bo była agresywna i nawet usiąść obok niej (to suczka) nie można było. Obecnie dalej się boi wielu rzeczy, ale po 5 latach mogę się bezpiecznie zbliżyć do niej z twarzą, co jest ogromnym sukcesem. Mam też mnóstwo znajomych (i sąsiadów) z dzieciakami i psami (w tym szczeniakami) i porządnymi zwierzyńcami w domu. Nawet tutaj odzywały się osoby, które też mają i dzieci i zwierzęta. I nikt nie ma takiego problemu jak ty. Jakim cudem oni są zachwyceni i cieszą się pełnią rodzinnego życia, a ty mając to samo (i te same problemy lub mniejsze, bo jednak nie jesteś samotnym rodzicem, a dzieci zdrowe) tak płaczesz w internetach jak to ci ciężko? Tu nie chodzi o to, że przyznałaś się do błędu. Tylko winę za ten stan rzeczy zwaliłaś na męża i psa, a ta odpowiedzialność spoczywa na tobie. Nie jesteś w stanie unieść tego brzemienia, więc chcesz pozbyć się psa. Nie ty jedna, nie ty pierwsza i nie ostatnia. Takie postępowanie doprowadziło do tego, że mamy największe schroniska w Europie, największą populację bezdomnych psów i drugą największą populację tych zwierząt ogółem na naszym kontynencie. Zastanów się czego ogólnie oczekujesz w pierwszej kolejności - poprawy zachowania psa, który może być wspaniałym i nieocenionym towarzyszem rodziny, który pozytywnie wpływa na wieloaspektowy rozwój dziecka (na co jest masa badań) czy też kompletnie przerasta to twoje możliwości i jednak chcąc mu zapewnić prawidłowe warunki to decydujesz się oddać - tylko jak tak, to zapewnij chociaż solidną wyprawkę na psiaka. Niezależne od twojej decyzji płacz tu niczego nie zmieni. Pomoc uzyskasz w fundacjach zajmujących się zwierzakami. Tylko decyzję podejmij szybko nim złe nawyki psa za bardzo się utrwalą. A na przyszłość - rusz dwa razy głową.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 listopada 2018 o 16:41
@Fzyk: jak czytam o spacerach z dwójką niemowlaków to już mi się nie chce :D a co dopiero z psem do kompletu - to tak na pocieszenie. Niestety popełniliście ogromny błąd biorąc psa, trzeba teraz ten błąd naprawić.
Odpowiedz@justangela: ": teorię to każdy zna. Praktyka mówi co innego" Ta teoria powstała na podstawie praktyki. Nie odwrotnie. "Chciałabym cię z takim zobaczyć, serio. " Radzę sobie nawet z autystykiem, bo okazjonalnie miałem do takim do czynienia (9 lat, pielucha, nie mówi i te klimaty). Po prostu zwierzęta i dzieci do mnie lgną. Z czego nie do końca jestem zadowolony, bo akurat dzieci nie lubię. " I najłatwiej porad udziela jak się nie zna tematu. " Tylko, że temat znam. To po pierwsze, a po drugie kolejny raz bajdurzysz o tym samym: tylko rodzić może mówić o wychowaniu. Tak jakby tylko ginekologiem mogła być kobieta, bo przecież facet ma siusiaka więc jak to tak? To czy się ma własne dzieci czynie, nie rzutuje na to czy się nimi zajmowało i w jakim stopniu.
Odpowiedz@Lobo86: może tego nie wiesz, ale okazjonalne przebywanie z autystykiem to nie to samo, co wychowywanie go. Pozmieniaj te pieluchy o 9latka przez miesiąc, rok, dwa, ze świadomością, że to stan trwały, a inaczej będziesz śpiewał. Tak jak zabawa symulatorem lotu nie upoważnia cie do stwierdzenia, że twoja wiedza i doświadczenie stawiają cie w jednym rzędzie z pilotem, tak i pomoc w opiece nad dzieckiem nie czyni cie ekspertem od rodzicielstwa.
Odpowiedz@Lobo86: ty masz mniej więcej takie samo pojęcie o dzieciach, jak autorka miała o psach, zanim wzięła tego szczeniaka.
Odpowiedz@Fzyk: "proszę wskazać gdzie napisalam, że mąż nie pomaga i nie sprząta." Historia ma taki wydźwięk - mąż nie pomaga przy psie nic, a nic, a Ty sprzątasz i robisz ogólnie w domu wszystko nie mając ani chwili dla siebie od rana do wieczora. Zajmowanie się psem, to też sprzątanie, więc wychodzi na to, że mąż nie robi nic, tylko się z psem bawi. Nie, moja przyjaciółka nie ma działki. Prowadzi stajnię 4 mile od swojego domu, i tak, po koniu sprząta się i w boksie, i na padoku codziennie i to jak najczęściej. Psy przebywają z nią 24 godziny 7 dni w tygodniu, w domu, w samochodzie, w stajni, wszędzie. A dzieci mają poniżej roku i 2 lata i również odkąd zostały wypuszczone na powietrze ze szpitala, to przebywają w domu, w stajni. Teraz przeprowadzają się do domu z ogrodem, wcześniej mieszkali tak jak Wy - w mieszkaniu. Tyle, że mnie nie o kupę tu chodziło, ale o to, że w chaosie trzeba jednak funkcjonować i warto też poprosić o pomoc niekoniecznie męża.
Odpowiedz@Lobo86: Coś Ci napiszę, uwaga, będzie to takie porównanie, aby Ci uświadomić jak się znasz na dzieciach. Ale żebyś załapał lepiej o co mi chodzi napiszę o psach. Jest sobie taki Lobo. Zna się na psach, czyta o nich, wychowuje, chodzi do psich terapeutów, weterynarzy, specjalistów. Czyta na ten temat dużo, od wielu lat. Ma również psa po przejściach, który wyszedł na prostą wyłącznie dzięki temu, że trafił na kogoś takiego jak Lobo. I jest sobie w internecie Ktoś. Ten Ktoś nie jest weterynarzem, psim psychologiem ani nie ma wykształcenia w temacie zwierząt. Ten Ktoś nie ma psa, co więcej nawet psów nie lubi i nie będzie miał. Kiedyś, ze 25 lat temu, zajmował się za to psem rodziców. Ktosia psy lubią, nawet takie po przejściach. I ten Ktoś czyta sobie czasem jakieś artykuły o psach w necie. I ten ktoś ma zupełnie inne zdanie na temat psów niż Lobo, co więcej wydaje mu się, że zna temat lepiej. I odwróć to sobie: bo tym Kimś jesteś ty, a tematem nie są psy, ale dzieci. Nie Lobo. Tematu dzieci nie znasz. Znasz jakiś tam fragment teorii. Zbyt mały, żeby wiedzieć o co chodzi, co nieustannie udowadniasz bzdurami jakie wypisujesz. I nie, po raz kolejny: ginekologiem może być każdy, bo tutaj mówimy o WYKSZTAŁCENIU. Ty wykształcenia z zakresu psychologii dziecięcej (czy jakiegokolwiek innego pokrewnego) nie masz. Nie masz również wiedzy praktycznej. Masz jedynie mocno szczątkową wiedzę teoretyczną i sorry, ale g*wno wiesz na temat dzieci. A z takim dzieckiem to ja bym cię chętnie zobaczyła na co dzień a nie od okazji. Ja nie wiem jak można nie kumać tak prostej rzeczy, że czym innym jest spędzenie z dzieckiem godziny (czy 5 godzin, czy nawet całego dnia), a czym innym jest wychowywanie go i spędzanie z nim niemal każdego dnia. Niby taki mądry jesteś a tak prostej rzeczy nie łapiesz i argumentujesz swoją "wiedzę" faktem okazjonalnych spotkań.
Odpowiedz@monikamaria: "@Lobo86: ty masz mniej więcej takie samo pojęcie o dzieciach, jak autorka miała o psach, zanim wzięła tego szczeniaka" Cudowne podsumowanie, wyjęłaś mi to z ust :)
Odpowiedz@Bryanka: Po pierwsze, @Fzyk nie twierdziła, że mąż jest leniem, tylko, że "nie pomaga przy psie" (dziwne nie jest, skoro pracuje 15 godzin), chociaż się do tego zobowiązał. Twoja przyjaciółka może ogarniać dzieci, konie i psy, ale nie dostała tego wszystkiego naraz. Ma dziecko roczne ale ma i dwuletnie, więc nabrała doświadczenia. To nie opieka nad DZIECKIEM jest tak absorbująca, ale opieka nad PIERWSZYM dzieckiem, gdy okazuje się, że teoria nijak nie pasuje do praktyki, a najprostsza czynność zajmuje 5 razy więcej czasu niż powinna. Autorka najpierw "otrzymała" dwoje dzieci, a w pół roku później - szczeniaka. Trochę za dużo naraz, zwłaszcza, że o psach nie ma pojęcia (wyłożenie matami przedpokoju). Gdyby to chociaż był dorosły, posłuszny pies - problemu by nie było.
Odpowiedz@Fzyk: to jak to jest, że jak mąż pilnuje dzieci, to one "same się zabawią", a jak ty, to nie możesz nawet wyjść z pokoju, bo od razu płaczą tak, że zapadają w bezdech? bo coś smi się to nie klei.
Odpowiedz@monikamaria: ja siur, tylko różnica jest taka, że z sukcesem wychowałem dzieciaka, który potrafi sobie poradzić w życiu. @justangela: "Ty wykształcenia z zakresu psychologii dziecięcej (czy jakiegokolwiek innego pokrewnego) nie masz." Błąd - mam + doświadczenie własne. Na fizjoterapii jest od metra i o psychologii dziecięcej, i o pediatrii, ginekologii, położnictwie, kształtowaniu się organizmu od jego najwcześniejszych lat, metodach rehabilitacji i wspomagania rozwoju i tak dalej, przez wszystkie etapy życia, a na geriatrii kończąc. Kończąc studia nabywam utwierdzonych literą prawa kwalifikacji do pouczania w tym zakresie każdej ciężarnej (np w szkołach rodzenia) i w połogu (w szpitalach) oraz na późniejszych etapach rozwoju. Oczywiście kursy kierunkowe są tutaj niezbędne do pogłębiania swojej wiedzy względem konkretnych technik rehabilitacyjnych czy konkretnych schorzeń, ale tak jest w każdym zawodzie. Więc o czym ty chcesz ze mną rozmawiać i na jaki temat? Bo masz syndrom (charakterystyczny dla większości rodziców) "bo ja urodziłam, to wiem lepiej"? No to cię zmartwię - zdecydowana większość kobiet nawet nie umie prawidłowo karmić piersią, albo przez własną głupotę nabawia się problemów z dnem macicy (nietrzymanie moczu, bolesne stosunki, wypadanie organów) czy boryka się z rozejściem mięśni brzucha. @Bryanka, @slothqueen i kilka innych osób tutaj ma rację - ta historia się po prostu nie klei i autorka jest zwykłą mimozą i to wszystko. Jest bowiem pierdylion rodziców (w tym samotnych) mających istne zwierzyńce i dzieci (w liczbie mnogiej) w tym z niepełnosprawnością i jeszcze pracują do tego, a jakoś tak nie narzekają. Co więcej - cieszą się życiem i są spełnione.
Odpowiedz@Lobo86: nie wychowałeś, tylko pomagałeś rodzicom w opiece. Chyba że twoi rodzice to faktycznie była patola i nie interesowali się dzieckiem w ogóle. Być może i na fizjoterapii uczą psychologii, ale widać tobie w głowie za dużo nie zostało, skoro twierdzisz, że raczkujące niemowlę tylko je, śpi i wydala.
Odpowiedz@monikamaria: wychowałem za nich. Jak się pracuje po 12-16h to tak to bywa, że nauka pływania, jazdy na rowerze, odgrywanie scenek w przedszkolu itp przerabiałem. Równie dobrze podobny argument można podnieść do każdego rodzica, bo przecież jest mama, jest tata, są dziadkowie, potem włącza się system edukacji i tak dalej.... "widać tobie w głowie za dużo nie zostało, skoro twierdzisz, że raczkujące niemowlę tylko je, śpi i wydala. " Ani razu niczego podobnego nie twierdziłem. Napisałem, że dzieciak przesypia znaczną część doby. To wszystko. Tak samo jak pisałem, że wspólna zabawa z psem i wspólne sprawowanie nad nim opieki wraz z dziećmi (tak, nawet takimi małymi) jest potwierdzoną naukowo metodą stymulacji rozwoju dziecka - tak na podłożu fizycznym, jak i emocjonalnym.
Odpowiedz@Lobo86: dalej twierdzę, że to nie jest to samo, co bycie rodzicem. W każdej rodzinie rodzeństwo uczy się czegoś od siebie, to jest zupełnie inny proces niż macierzyństwo/ojcostwo. Napisałeś dokładnie, że niemowlę tylko je, śpi i wydala - wyżej jest twój komentarz. Stymulować rozwój dziecka można na różne sposoby, niekoniecznie tak upierdliwe, jak opieka nad szczeniakiem. Wciskanie ludziom psa butem ma tyle samo sensu i taktu, co przekonywanie do założenia rodziny wielodzietnej, bo w takiej dzieci się lepiej chowają.
Odpowiedz@monikamaria: "Napisałeś dokładnie, że niemowlę tylko je, śpi i wydala - wyżej jest twój komentarz." Aktualna tabele snu mówią o okresie przesypiania 12-15 godzin u niemowlaków (czyli po okresie noworodkowym) Nie wiem czy coś zmieniło, ale jak doba ma 24h, to oznacza ni mniej, ni więcej, a to, że noworodek przesypia większą część doby. Kolejne 3-4h to będą kolejne czynności czysto fizjologiczne typu potrzeba karmienia czy sprzątanie po wydalaniu. Także naprawdę - można się czepiać i być upierdliwym, ale są pewne granice. Dzieciak w tym wieku głównie śpi. I nijak tego nie zmienisz. A jak widać z historii - ojciec nie ma tego problemu co matka. Przy nim dzieci są spokojne. Przy niej wpadają w taką histerię, że łapią bezdechy. Sorry, ale jak to już inni zauważyli - to się po prostu kupy nie trzyma. " Wciskanie ludziom psa" Zaczynasz biegać wokół słupa z taką prędkością, że z przodu pojawia się dupa. Ile razy można pisać to samo? To, że coś można - nie znaczy, że koniecznie trzeba. Jest to opcją. Ale trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów. Pies to nie jest książka, że jak zakup się nie udał, to oddajemy. Pierwotnie byłem zdania, że faktycznie lepiej jest psa oddać, bo skoro facet nie robi nic i umywa od obowiązków ręce, to nie ma szansy na powodzenie. Ale teraz widzę, że zwyczajnie nie jest to prawdą i facet daje radę pogodzić i obowiązki służbowe z obowiązkami domowymi. Nawet w pierwotnej historii jest mowa o tym, że jednak facet coś stara się psa uczyć i wykonuje jakieś komendy typu "siad" czy "podaj łapę". Po prostu ona jest mimozą. Sama sobie porównaj wersje z pierwszej historii i z tego uzupełnienia. To są kompletnie dwa osobne obrazy rzeczywistości.
OdpowiedzO rety, nikt tu nikomu psa butem nie wcisnął. Sami się na niego zdecydowali. Mogła się na psa nie zgadzać, bo mąż pracuje od rana do nocy + robią remont, a dzieci raczkują. Chyba, że nagle dzieci zaczęły raczkować, facet zmienił pracę, a remont zaczęli z głupia frant gdy wzięli psa.
Odpowiedz@Lobo86: tak, tak masz papiery na pouczanie wszystkich. Dyplom fizfoterapeuty do tego cię upoważnia :D
Odpowiedz@Fzyk: Twój mąż brzmi bardzo jak mój ojciec, i jest to conajmniej niepokojące.Pozwól że rozrysuję sytuację: Byłam ja i młodsza, niepełnosprawna siostra. Mama ogarniała cały dom i nas(a z siostrą było trochę zabawy), ojciec wracał wieczorem i od razu szedł spać. Mamie się to zupełnie nie podobało, ale nie bardzo miała mu co zarzucić, bo przecież też ciężko pracuje - cąłymi dniami w pracy. I to się ciągnęło latami - ojciec udawał że coś robi w domu, i że mama nie ogarnia wszystkiego sama(dodam, że mama również pracowała przez cały ten czas, a ogarnianie całego burdlu w domu, jeżdżenie z siostra na rehabilitacje itd. było na jej głowie). W końcu mamie przestał sie taki układ podobać, zwróciła sie przeciwko ojcu - i wyszło na jaw jakim psychopatą naprawdę jest. Zablokowął ją i fizycznie i psychicznie, groził jej że zadzwoni na policje, sprawi że zamkną ją w ośrodku dla obłąkanych(jest psychiatrą), że odbiorą jej prawa do dzieci. Zastraszał ją przez parę lat, i doskonale to pamiętam, ponieważ na mnie również stosował te same groźby(szpital psychiatryczny, przytrzymywanie rąk za plecami aż do otrzymania zupełnego posłuszeństwa itd.). W końcu uznałam że dłużej tak nie mogę, zbuntowałam się, doszło między mną a ojcem bójki(prawdopodobnie odziedziczyłam po nim zaburzenia psychiczne). Skończyłam ze wstrząsem mózgu, bo ojciec... rzucił mną o ścianę. Bynajmniej nie zamierzałam się wtedy poddać, i razem z matką zdecydowałysmy o pozwie, i w końcu udało nam sie wydostać. Nie twierdze że twój mąż to również psychopata, ale jak o nim czytam (podejmowanie decyzji za ciebie, uciekanie po najmniejszej linii oporu, niewidzenie rażących problemów) to czuję się jakbym czytała o swoim ojcu. Poprostu mam nadzieję że będziesz mądrzejsza od mojej matki jeżeli dojdzie do podobnej sytuacji. Wiem że pewnie zaraz napiszesz, że twój mąż taki nie jest, że nigdy by się nie skrzywdził - o moim ojcu myśleliśmy dokładnie tak samo, aż do momentu kiedy rozpętało sie piekło.
Odpowiedz@Fzyk oddajcie psa jak najszybciej w dobre ręce, bo aktualnie nie nadajecie się na opiekuna jakiegokolwiek zwierzaka. Masz problem i nie wydaje mi się, żeby dotyczył on tylko psa. Ciągle powtarzasz, że Twoje dzieci płaczą, w różnych sytuacjach, a Twoim remedium jest unikanie sytuacji, które wywołują płacz. Czyli nie wychodzić z pomieszczenia w którym są dzieci, nie ubierać na spacer, nie pozwalać na zabawę z psem, bo dziecko może zostać podrapane. A jak dziecko zacznie płakać jak będziesz jadła posiłki, to przestaniesz jeść? Wydaje mi się, że potrzebujesz profesjonalnej pomocy, nie rad z internetu, tylko kogoś z odpowiednim wykształceniem, kto pomoże Ci ogarnąć nową rzeczywistość. Póki co jak najszybciej oddajcie psa komuś, kto o niego zadba i po prostu będzie chciał go mieć. Powodzenia
OdpowiedzNa prawdę nie rozumiem, jak można pozwolić komuś tak sobie wejść na głowę. Mąż wymarzył sobie psa i obiecał się nim zająć? Pracując 5-19? Przecież większość doby go nie ma w domu. Takie rzeczy można przewidzieć. Nawet samo wychodzenie przed i po pracy, to zwyczajnie za mało, bo i tak pies większość czasu jest z Tobą. Mąż zachowuje się skrajnie nieodpowiedzialnie, ale Ty mu na to po prostu pozwalasz. Postaw mu jakieś ultimatum, a jak nie zadziała, zagroź że oddasz psa, bo zwyczajnie nie taka była umowa. Nie rozumiem jak kobiety same robią z siebie ofiary, uczą partnera, że wszystko mu wolno, a potem płaczą po kątach, że im źle i że mąż/chłopak/partner ich nie szanuje i nie liczy się z ich zdaniem.
OdpowiedzNie przejmuj sie tym, co ludzie powiedza i zacznij szukac pieskowi nowego domu. Maz sie nir zajmuje to nie ma nic do powiedzenia w tej kwestii. Jestem jak najbardziej za wychowywaniem sie dzieci z psem ale nie oszukujmy sie, niemowlak i tak nic nie bedzie pamietal. A mezowi zrob lekki bunt ;) w jego dzien wolny wyjdz na pare/nascie godzin i wylacz telefon.
OdpowiedzSkoro mąż nie może osobiście zająć się psem, to może mógłby zorganizować kogoś innego? Poprosić jakiegoś sąsiada/znajomego by Waszego psa wyprowadzał za jakąś opłatą? Jeśli nie chcecie oddać, to jakąś pomoc trzeba zorganizować.
OdpowiedzMam dwoje dzieci. Tak wyszło, że rok po roku :C Będąc w końcówce drugiej ciąży wzięłam szczeniaka. Jedno dziecko roczne, drugie niemowlę, jedna sunia dorosła, jeden kot, jeden koń w stajni pod miastem, jeden szczeniak. Da się, pogodzić, ale chyba kluczowe jest, ŻE TO JA CHCIAŁAM.
OdpowiedzKurde wszyscy tak o tym psie, a nikt nie zapyta co z DZIEĆMI. Zamykanie dzieci w pokoju, bo chodzi pies?! A różne pasożyty/bakterie, które dla niemowlęcia mogą się skończyć zwyczjenie źle?! (pewnie na veta też nie było czasu- odrobaczyć). A bezpieczeństwo maluchów? <duże szczenię z takim poziomem agresji w akcie zazdrości "pozbędzie" się problemu w postaci 2 niemowlaków>. Pominę kwestie odpowiedzialnosci ojca, ale dla mnie to już brzmi jak patologia. Gdyby mój narzeczony coś takiego zrobił... Nie, mu to nawet do głowy by nie przyszło. Raczej by dużo więcej latał przy dzieciach i psie niż ja i przeżywał każde "gugu" jak wygranie w lotka. <Psa już mamy, dzieci planujemy> Dorosłego człowieka odróżnia od dziecka to że staje się w pełni odpowiedzialnym swoich czynów. I jakoś nie wyobrażam sobie z Twoim podejściem pójścia do sklepu jak dzieci troszkę podrosną... Wykupisz im cały sklep zabawek, bo widząc łzy w oczach i płacz, bedzie Ci szkoda powiedzieć nie?! Albo będą Cię szantażować, że same zgłoszą się do opieki społecznej, bo naruszasz prawa dziecka...A mąż teraz za każdym razem będzie Cię straszył jak czegoś nie będziesz chciała, że Cię zostawi? Dla mnie co najmniej dziwne, ale w sumie nie mój problem i portfel. W tej sytuacji, której nie mogę sobie wyobrazić pewnie pies by wylądował u rodziców męża, a ja zabrałabym dzieci i do swoich rodziców bym pojechała na co najmniej tydzień <wiem, ze to głupie zachowanie, ale pasuje do tej historii>...
Odpowiedz