Gdy przeczytałam historię
https://piekielni.pl/83539, od razu w mojej pamięci odżyły obrazy z mojego dzieciństwa.
Nie pamiętam już, z powodu jakich sytuacji doszłam do takiego wniosku, ale jako kilkuletnia dziewczynka wiedziałam, że jak mama jest w domu, to nie mogę zajmować się żadnymi artystycznymi/kreatywnymi rzeczami - i mam tu na myśli proste rzeczy typu namalowanie obrazka, bo wiedziałam, że mama je skrytykuje.
A gdy już bardzo chciałam coś zrobić, to pochylając się nad kartką i kredkami uważnie nasłuchiwałam, czy mama nie zbliża się do mojego pokoju, do dziś pamiętam to łomotanie serca.
Któregoś dnia rodzice wyjechali, a do opieki nade mną przyjechała babcia. Wyjęłam wtedy moją książkę z różnymi wycinankami, origami itp. i zrobiłam jakiegoś papierowego ptaka czy coś podobnego. Dumna pobiegłam pochwalić się babci, ta mnie pochwaliła i wyściskała. Ośmielona pozytywną reakcją babci na moje dzieło, po powrocie rodziców pokazałam moją pracę mamie.
- I po co to zrobiłaś?
Wgniotło mnie w podłogę. Te kilka słów wypowiedziane chłodnym tonem zmieniło w oka mgnieniu moją uśmiechniętą buzię w twarz zastygłą w strachu. Powoli spuściłam głowę, zabrałam papierową figurkę i rzuciłam się na łóżko w swoim pokoju, zagłuszając poduszką płacz. Figurkę później pogniotłam i wyrzuciłam do kosza. Książki z wycinankami już nigdy nie wyciągnęłam, gdy podrosłam, trafiła na śmietnik.
Moja mama była i jest dobrą matką. Dbała o mnie, mimo wszystko potrafiła powiedzieć dobre słowo, pochwalić przy innych, dać nagrodę. Ale nie wiem, skąd u niej taka niechęć do poświęcania czasu na rzeczy kreatywne.
Być może moja historia nie jest dla Was czymś "mocnym" czy poruszającym, dla mnie z perspektywy czasu też nie jest to jakaś tragedia, ale dla kilkuletniej mnie było to bardzo przykre doświadczenie, które mam wyryte w pamięci do dziś, a minęło już ponad 20 lat.
rodzinka
"Miałam smutne dzieciństwo, bo mama nie popadała z zachwyt na widok jakiegoś papierowego gówna".
Odpowiedz@Jaladreips: Dla dziecka to nie było gówno, chodziło zapewne o akceptację rodzica. Natomiast robienie z tej sytuacji nie wiadomo jakiego piekła jest śmieszne. Mam wrażenie, że dzisiejsza młodzież jest tak rozpieszczona, że byle g...wno pod nogami traktuje jakprzeszkodę nie do pokonania, najmniejszy problem urasta do rangi apokalipsy. Mama nie pochwaliła pracy? Straszne... Poza tym, wiele rzeczy z dzieciństwa wydaje się po latach zupełnie innymi niż były w rzeczywistości. Wydźwięk podobny, ale słowa mogły być inne, nie tak drastyczne. Ciężkie dzieciństwo to miała, chociażby, Chylińska. Polecam jej najnowszy wywiad, konfrontacja jej demonów z własnymi może być pouczająca.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 listopada 2018 o 22:54
@PooH77: Nie do końca masz rację z tą dzisiejszą młodzieżą. Fakt, kiedyś ludzie często byli twardsi, bo życie było cięższe, ale czy lepsi? Niekoniecznie. Zawsze byli dobrzy ludzie i skur...y. Owszem, takim podcinaniem skrzydeł nikt się za bardzo nie przejmował, bo to był pikuś w czasach, kiedy wpier...l był standardem. Co więcej, w moim środowisku uważało się, że jak ktoś dostawał pi d...e gołą ręką, a nie kablem, pasem czy kijem, to miał szczęście.
Odpowiedz@pasjonatpl: óż, wcale nie napisałem, że lepsi ludzie byli kiedyś niż są teraz, to twój wniosek. Wiesz, jak nie nazwałem tego podcianniem skrzydeł. To jedna, mało znacząca sytuacja. Przecież w dalszej części tekstu autorka napisała, że mama była, i jest, dobrą matką. Może nie miała humoru (wiesz, że kiedyś było trudniej), może nie uważała pracy za dobrą (nie uważam też, że należy dzieci chwalić nawet wtedy, gdy na to nie zasługują, jeśli wiesz, co mam na myśli), może miała głowę zaprzątniętą czymś innym. Nie wiem, nie mnie oceniać.
Odpowiedz@PooH77: standard, minusy od zakompleksionych użytkowników ;) Moim zdaniem chwalenie dziecka na każdym kroku i za byle co powoduje więcej złego niż dobrego.
Odpowiedz@PooH77: Ale przecież to nie był ten jeden raz. To był ten moment kulminacyjny, punkt zwrotny, po którym dziecko się poddało. Więc moim zdaniem piekielne jak sam skur... @Jaladreips Jasne, że takie bezkrytyczne podejście do dziecka i chwalenie go za wszystko, bez żadnej krytyki, jak zrobi coś źle, nie prowadzi do niczego dobrego, bo wychowuje się małego egoistę, który jest przyzwyczajony do tego, że nie musi się starać, żeby zrobić coś dobrze, bo i tak będą go chwalić. Nawet, jak coś spieprzy. To jest po prostu przegięcie w drugą stronę.
Odpowiedz@pasjonatpl: No więc o to mi chodzi. Generalnie, matka zła nie jest, ale nie pochwalała pracy dziecka. A może to właśnie była gówniana praca? Może dziecko talentu za grosz nie miało i był to dziwny, pokrętny sposób na chronienie go przed krytyką innych, obcych osób? W takim razie co byś powiedział, gdybyś po wyjściu z matury pisemnej (czujesz, że jest ok, z polskiego zawsze byłeś mocny) z języka polskiego, przy innych rodzicach i przy przyjaciółce mamuśki usłyszał od niej: "Już? Tak szybko?!? Mam nadzieję, że nie zdałeś..."
Odpowiedz@PooH77: To nie ma znaczenia, czy prace dziecka są na znośnym poziomie czy nie, reagując tak negatywnie nie tylko obniżasz pewność siebie dziecka co do własnych umiejętności ale też psujesz relacje z nim, bo wtedy wie, że nie o wszystkim może Ci powiedzieć - co nawet widać w historii. Jak już się chce je uchronić przed "krytyką innych osób", można na tuzin sposobów powiedzieć "fajne, ale spróbuj zrobić to i tamto inaczej, będzie lepiej...". Zresztą, ile lat mogła mieć autorka w tej historii? Czy jako berbeć masz się martwić o to, czy praca jest godna wystawy?
Odpowiedz@artemisia: ale dlaczego negatywnie? Jej matka zapytała po co to zrobiła. Moja pytała mnie tak samo. Bardzo często. A wiesz po co? Ano po to, abym nauczył się przyczynowości i celowości działania, a nie bezmyślnego odwzorowywania "bo inni tak robią". I było to niemal zawsze przyczynkiem do czegoś innego. - no i po co to zrobiłeś? - A bo chce robić mistrzowskie origami! - to zrób 3 łabądki, żeby były takie same, zobaczymy czy ci się uda - no i po co to zrobiłeś? - a bo mi się nudziło i chciałem spróbować czy potrafię... - to jak zrobiłeś łabędzia, to spróbuj z kwiatkiem Reakcje dzieci są często wyolbrzymione o takie pierdoły, że takie historie to można traktować jak opowieści z mchu i paproci.
Odpowiedz@Jaladreips: Chwalić to jedno, a krytyka to coś zupełnie innego.
Odpowiedz@Lobo86: czasami nie chodzi o to, co ktoś powie. Chodzi bardziej o to, w jaki sposób to mówi. Pytanie ,,Po co to zrobiłaś" samo w sobie jest ok, natomiast powiedziane chłodnym tonem z grobową miną już nie jest takie fajne.
Odpowiedz@FlyingLotus: interpretacja tonu przez kilkulatka - na ile może być ona wiarygodna i w jakikolwiek sposób miarodajna?
Odpowiedz@Jaladreips: Przerabiałem to kilka dni temu. Wracam po pracy do domu. W pokoju córek bałagan ostateczny, wszędzie ścinki, skrawki papieru, walają się ubrania po podłodze, plecaki rzucone w kąt, plastelina wdeptana w dywan. No to reprymenda: "Ogarnąć pokój, sprawdzić zeszyty i do dobranocki czas na zabawę". Mija 10 minut, nic się nie zmieniło. Po 20 minutach nic się nie zmieniło. "Proszę" zmieniam na "wykonać". Bez efektu. "Wykonać" zmieniam na "mówię ostatni raz, bo wszystko z podłogi ląduje w worze na smieci". Po godzinie wychodzi małolat i wręcza mi "dyplom dla cierpliwego taty", zaglądam do pokoju - chlew jak na początku. Dyplom do kosza i czystka za pomocą odkurzacza i worka. Zapewne złamałem córce życie, bo nie doceniłem jej kreatywności. Trudno.
OdpowiedzJeśli odcisnęło to na tobie jakieś piętno to jest to historia na spotkanie z terapeutą, potem na Piekielnych. Jeśli nie - nie było warte podzielenia się z innymi.
OdpowiedzA moim zdaniem to jest tragedia. Okej, mogła nie być najgorszą matką, ale podcinanie własnemu dziecku skrzydeł przy samej dupie... Naprawdę współczuję.
Odpowiedz@Aris: To ty chyba pojęcia nie masz, czym jest podcinanie skrzydeł... Ciesz się.
Odpowiedz@PooH77: brzmisz jak ci wszyscy ludzie, którzy twierdzą, że 'inni mają gorzej, więc nie narzekaj'. a idąc tym tropem tylko jakaś najnieszczęśliwsza osoba może jedynie narzekać, bo ma gorzej niż wszyscy. nie tobie oceniać co kogo mogło zranić.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 listopada 2018 o 1:57
@elysiia: A gdzie widzisz ocenianie? To już wyrażenie opinii jest zabronione? Może więc przyjąć postawę przeciwną: bądź zawistny, zazdrosny, bo inni mają lepiej?!? Z mojej perspektywy takie zdarzenia nie są dewastujące, mam prawo do takiej oceny sytuacji. Wyhodujcie sobie grubszą skórę.
Odpowiedz@PooH77: A może przestań być bucem?
Odpowiedz@PooH77: prawo do wyrażenia opinii - tak. Ale do oceniania czy ktoś mógł się tak poczuć? No chyba nie. "Ciężkie dzieciństwo to miała, chociażby, Chylińska" "To ty chyba pojęcia nie masz, czym jest podcinanie skrzydeł... Ciesz się." "robienie z tej sytuacji nie wiadomo jakiego piekła jest śmieszne." To wszystko jest ocenianiem, skoro już pytasz. I to dość wrednym. Na terapii uczą, że to uczucia osoby, która przyszła się leczyć są najważniejsze i by nie zwracać uwagi na takie osoby jak ty. Ba, przez kontakt z osobami, które mają takie podejście jak ty wiele osób skończyło na terapii. Bo to, co piszesz budzi poczucie, że ktoś nie ma prawa do własnych emocji. Bo przeżywanie ich jest przecież śmieszne. No i nie ma co się oburzać, bo ty tylko wyraziłeś opinię.. A nie masz prawa sugerować, że czyjeś uczucia są śmieszne czy że nie mają pojęcia o czym mówią, bo Chylińska miała ciężko. Jeśli kogoś coś zraniło to zraniło i nie tobie oceniać, czy mógł tak się poczuć czy nie. Produkuję się tak po to, bo mam nadzieję, że coś do ciebie dotrze i zdasz sobie sprawę, że możesz w ten sposób kogoś bardzo skrzywdzić i nawet nie będziesz wiedział.
Odpowiedz@artemisia: a może idź poubliżaj komuś innemu? Wyrażam swoją opinię. A ty jesteś chamką.
Odpowiedz@artemisia: @PooH77 zdecydowanie nie jest bucem. Po prostu ma reakcję adekwatną do zdarzenia i nie jest malkontentem. Dziecko nie zostało pochwalone i od razu życiowy dramat i trauma do końca życia, którą trzeba rozpamiętywać... Wybacz, ale podobnie jak @PooH77 uważam, że to się nadaje na pogawędkę z psychologiem.
Odpowiedz@Lobo86: to, o czym trzeba pamiętać to to, że dziecko inaczej odczuwa emocje. Autorka jako dziecko poczuła się zraniona i mimo, że dziś pewnie by się tym tak nie przejęła, to zapamiętała tą sytuację, bo została jednak zraniona. Dlaczego tak się uparliscie by jej odmawiać tej emocji?
Odpowiedz@elysiia: nikt nikomu nie odmawia emocji. Piszemy jedynie, że to srogi przesadyzm jak po przeszło 20 latach (czy ile by to nie było) rozpamiętuje się, że mama nie pochwaliła za jakiegoś bochomaza czy co to tam było. I kto nam z tego rośnie? Kolejni autorzy historii, którzy będąc sprzedawcami skarżą się na piekielnych klientów, bo nie powiedzieli "dzień dobry", albo raczyli o coś zapytać jak ten akurat wykładał towar. Pielęgnacja lęków, rozpamiętywanie wyimaginowanych traum, nieistniejące fobie, które pojawiły się jedynie dlatego, że ktoś sam je sobie wmawiał tak długo, aż w nie uwierzył dla zaistnienia w towarzystwie i zwrócenia na siebie uwagi....nasze społeczeństwo jest tego pełne na każdym kroku. Jako naród jesteśmy malkontentami z depresją. Zobacz na kolory ciuchów czy samochodów. Niemalże monochromatyzm. A jak ktoś jest bardziej żywiołowy i ma więcej pozytywnej energii oraz nie przejmuje się niepowodzeniami tylko na nich uczy, to od razu społeczeństwo robi z niego outsidera. Swego rodzaju dziwoląga, społeczną aberrację. Popytaj swoich znajomych co u nich. Takie proste. 80-90% z nich powie, że ujowo, bo się pokłócił ze swoją połówką, coś go wkurza, albo robota beznadziejna. Ile osób na takie pytanie odpowiada na zasadzie "ty słuchaj, fantastycznie, a ostatnio to w ogóle rewelacja, bo cośtam" ?
Odpowiedz@Lobo86: to był PRZYKŁAD. To było opisanie jednej sytuacji, istotnej, bo przechyliła szalę. To był krótki opis tego jak wyglądało jej CAŁE DZIECIŃSTWO. Jak matka wmawiała kilkuletniemu dziecku odkąd tylko odkryło kreatywność, że wszystko co robi jest g*wno warte. Tak szczerze to patrząc na wasze komentarze mam tylko nadzieję, że jedynie wydają się przesadzone, a w rzeczywistości macie więcej wyrozumiałości i empatii i nie skrzywdzicie takim podejściem żadnego człowieka.
Odpowiedz@PooH77: Twoja opinia jest jednocześnie oceną, masz prawo do opinii ale nie powinieneś oceniać innych przez pryzmat Twoich doświadczeń i światopoglądu.
Odpowiedz@Lobo86: To nie jest pielęgnacja lęków. To jest dość poważna blizna. Mimo, iż w dorosłości inaczej odbieramy darzenia z dzieciństwa to jednak w danym momencie to było bolesne, dlatego o tym pamiętasz.
Odpowiedz@Lobo86: zgadzam się z @GlaNiK, to nie jest 'pielęgnacja lęków'. I napisałeś niezłe proroctwo, nie wiem gdzie mieszkasz, że jawi ci się taki obraz społeczeństwa, ale nie chciałabym tam żyć. Chyba, że to na podstawie historii z Piekielnych.. ale wtedy nie wchodź na elektrodę, bo można uwierzyć, że cała elektronika to wyłącznie szajs i nie podziała nawet godziny ;) Moi znajomi, gdy pytam co u nich odpowiadają: "w porządku, ostatnio.." i opowiadają co u nich. Czy to się nie wyspali, bo dziecko ząbkuje, czy super, bo dostali podwyżkę czy poznali kogoś. Ot, życie. Nie chciałabym słyszeć "fantastycznie", gdy mają problemy i im źle. Może to ludzie z którymi ty się zadajesz lubią narzekać?
Odpowiedz@elysiia: @GlaNiK: Żeby taki bzdet pamiętać przez całe swoje życie to trzeba pamięć o tym zdarzeniu stale pielęgnować. Nie da się inaczej. Po prostu tak działa mózg. @GlaNiK: " Mimo, iż w dorosłości inaczej odbieramy darzenia z dzieciństwa to jednak w danym momencie to było bolesne, dlatego o tym pamiętasz." A pamiętasz ile razy wywaliłeś się na rowerze ucząc się jeździć? Albo na łyżwach? Pamiętasz jedynie, że się przewracałeś. I to jest normalna reakcja. Natomiast nie jest normalne, że się dzieciak poddaje, bo "upadek boli" i wiecznie się tym usprawiedliwia przed podjęciem kolejnej próby samodzielnej jazdy. @elysiia: "Może to ludzie z którymi ty się zadajesz lubią narzekać? " Od takich stronię, bo cudze problemy zwyczajnie mnie nie obchodzą. Ewidentnie masz szczęście. Nie nazbyt często spotykane.
Odpowiedz@GlaNiK: Ok, może masz rację, może wszyscy macie rację - nie dodałem na końcu komentarzy - moim zdaniem. W związku z tym wygląda to jak ocenianie - czym zupełnie, w moim mniemaniu, nie jest. Nie jestem ch...jem, nie czerpię przyjemności z dokuczania innym, wręcz przeciwnie. Jestem odbierany w szeroko pojętym towarzystwie jako osoba umiejąca słuchać i wyrażająca wyważone opinie. Nie jestem też terapeutą, nie znam wszystkich mechanizmów powodujących, które mogą mieć zły wpływ na samopoczucie interlokutora. Nawet do tego nie dążę, nie w tym rzecz. To że mam wyrobiony pogląd na temat słabości charakterów młodszego, niż moje, pokolenia jest oparte na latach obserwacji i doświadczeń. Mój punkt widzenia może być jednak również lekko zaburzony przez środowisko, w jakim się obracam od ponad 20 lat. Natomiast nie widzę powodu, dla którego Wasze opinie miałyby być prawdami objawionymi, takimi, które są jedyne słuszne. Tak absolutnie nie jest. Mówicie że moje podejście do tematu może krzywdzić innych? A może właśnie komuś pomóc? Taki "katolicki liść", jak mawia znajomy, może otrzeźwić, zwrócić uwagę na zbyt miałkie, płytkie podejście do kwestii odbierania krytyki. Może ja mam rację, może Wy. Czasami na pewno Wy, czasem zapewne ja. A czasami żadne z nas. Szanuję Wasze zdanie, ale nie odbierajcie mi prawa do mojego własnego.
Odpowiedz@Lobo86: Pamiętam kilka poważniejszych upadków, pamiętam mój pierwszy upadek na rowerze (a było to ponad 20 lat temu). Pamiętam też wiele innych nieprzyjemnych i bolesnych rzeczy z dzieciństwa, ze wieloma szczegółami. Teraz mi zapewne powiesz, że to po prostu pielęgnuję, bo Ty wiesz lepiej. Prawda wygląda zupełnie inaczej, ale Ty tego raczej nie zrozumiesz. Pomijam nieporównywalność bólu fizycznego od psychicznego, oraz bólu fizycznego zadanego samemu sobie w wypadku na rowerze, a bólu fizycznego zadanego przez kogoś innego. A Ty znowu jesteś k|_|rw@ ekspertem, teraz od mojej osoby i wiesz lepiej co pamiętam, JA, chociaż mnie na oczy nie widziałeś to wiesz lepiej co pamięta inna osoba. Masakra...
OdpowiedzBo tak jakoś te starsze pokolenia były wychowywane,że dzieciaki mają się nauką zajmować a wszystko co poza nauką to gówno i pierdoły.
Odpowiedz@DarkHelmet: Dokładnie tak było, najczęściej. Rodzice uważali, że bez nauki to nic dziecko nie osiągnie, a ci przecież chcieli, by dziecko miało lżej, niż oni. Żyli w ciężkich czasach, to logiczne. Piłka nożna, rysowanie, śpiew - to wszystko pierdoły, dla "tamtych" rodziców, wykształecenie było najważniejsze.
Odpowiedz@PooH77: Jak mówimy o czasach PRL-U, to nie do końca. W wykształceniu bardziej chodziło o prestiż, żeby móc się sąsiadom pochwalić, a nie o wiarę, że w ten sposób cokolwiek się osiągnie. Bo w tamtych czasach robotę miał każdy i robotnik często zarabiał więcej niż pracownik umysłowy czy nawet wykładowca uniwersytecki. Tyle że takie zawody wiązały się z pewnym prestiżem. Aczkolwiek byli i tacy, co twierdzili, że wykształcenie nie jest nic warte, choć używali bardziej dosadnych określeń, bo prawdziwa praca to praca fizyczna, a poza tym po co się uczyć, jak robotę i tak się dostanie bez problemu.
Odpowiedz@pasjonatpl: Widzisz, ile osób tyle opinii. Piłkarz czy pieśniarz to intratne zajęcia, przy odrobinie szczęścia i talentu. Wykształcenia nie wymagają. Ale jednak, w ochach wielu rodziców, to gówniane zajęcia, które ci chleba nie dadzą. A lekarz czy prawnik (czyli zawody wymagające wieloletniego kształcenia przecież) już tak. Natomiast zgadzam się, że lepiej było zostać górnikiem czy stolarzem, bo kasa pewna, mimo że robota ciężka, ale nie wymagająca nauki. Do pracy w tych "pewnych" zawodach garnęli raczej ludzie biedni, żeby mieć co do gara włożyć.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 listopada 2018 o 5:31
Już gdzieś pisałem, że jak byłem małolatem, zajmowałem się muzyką. Byłem w tym chyba niezły, bo po dziś dzień znajomi mnie pytają, czy do tego wrócę. Moja matka zawsze twierdziła, że mi słoń na ucho nadepnął i się do tego nie nadaje. Mógłbym jej przyznać rację, gdyby nie fakt, że absolutnie nigdy nie słyszała niczego co zrobiłem. Matka umarła kila lat temu nie słysząc nigdy w życiu mojej muzyki choć robiłem ją prawie 10 lat.
Odpowiedz@DziwnyCzlowiek: Wróć do tego. NIGDY nie jest za późno. Ja wróciłem.
OdpowiedzA mnie zastanawia jedno. Autorka, jako dziecko miała gdzieś zakodowane, że mamie się nie pokazuje artystycznych wyrobów. Nie wiemy czemu, może mama kiedyś krytykowała, a może to jakieś dziecinne urojenie. Za to RAZ pokazała mamie, a ta nie wpadła w zachwyt i już podcięcie skrzydeł na całe życie. A może Twoja mama była po prostu zmęczona, źle się czuła lub miała zły dzień. Czy naprawdę wszyscy rodzice nie mogą mieć słabszego dnia, być bez humoru? Zawsze muszą się zachwycać, nie mogą popełnić błędu? Naprawdę kilka słów i bum, wszystkie marzenia zniszczone?
OdpowiedzZ jednej strony rozumiem, że dziecko tak ma - robi coś i biegnie do mamy/taty, żeby się pochwalić i oczekuje zachwytów: "ooo, jakie śliczne, a co to, piesek czy kotek? Ooo, to mamusia?! No tak tak, podobna...". A jak nie ma zachwytu, to jest przykrość... Z drugiej opisana reakcja nawet jak na dziecko wydaje mi się mocno przesadzona... "Te kilka słów (...) zmieniło w oka mgnieniu moją uśmiechniętą buzię w twarz zastygłą w strachu" - ale "te kilka słów" było zwykłym pytaniem... i chyba bardziej naturalne dla dziecka byłoby w tym momencie odpowiadać: "bo była babcia i...", "bo chciałam zobaczyć, czy mi się uda" itd.
OdpowiedzTeżnależę do tych "nieczułych" którzy tu nie widzą "podcinnia skrzydeł". Kluczowe jest tu, że to kilkuletnie dziecko z jakiegoś powodu doszło do wniosku, ze NIE MOŻE robic rzeczu artystycznych przy matce. ekhm. Kilkuletnie dzieci dochodza do wniosków, że konii są różowe, albo że zabawa mąką, czy malowanie na scianach jest dobrym pomyslem. W historii nie ma podcinania skrzydeł, jest po prostu pytanie, którew wywołało nieadekwatną reakcję - zamiast po prostu odpowiedzieć -nieważne czy z sensem (w koncu dziecko) tp dzieciak sie zrazil do "rzeczy artystycznych". Pojawia się też tu kwestia jakości wykonania - kilkuletnie dzieci nie mają wybitnych zdolności manualnych, a origami takich wymaga w bardzo dużym stopniu - nawet najprostsze. Więc jeśli ów ptak przypominał raczej skrzyżowanie krokodyla z rosomakiem - to chwalenie tego byłoby nie na miejscu. Chwalenie dzieci za cokolwiek jest jedną z gorszych rzeczy, ktore mozna robić..
Odpowiedz@Iras: jedną z gorszych rzeczy to akurat jest wieczne wmawianie dziecku, że nie warto robić rzeczy w których nie jest od razu najlepsze. Przecież na tym polega nauka, że żeby stać się w czymś dobrym, najpierw długo jest się słabym. W ten sposób jedyne, co w dzieciaku budujesz, to wieczne niezadowolenie z siebie i wstyd przed niewiedzą czy brakiem umiejętności. Potem nie zwróci się o pomoc, żeby nie zostać skrytykowane. Bojąc się negatywnej oceny otoczenia, nie będzie chciało się dzielić swoją pracą, przez to uniknie też tej konstruktywnej krytyki, która mogłaby mu pomóc się rozwinąć. I nie mówię oczywiście o chwaleniu dziecka za każdą rzecz, którą zrobi - nie wszystkie zachowania są godne pochwały - ale zlitujcie się, to są dzieci! Jeśli traktować je jak kaleki życiowe, tak się będą czuły przez całe życie! A człowiek jest istotą społeczną, do prawidłowego, szczęśliwego rozwoju potrzebuje aprobaty otoczenia. Dziecko nie "buduje" w ten sposób odporności na krytykę, dziecko w ten sposób dostaje kopa w jaja i lekcję, że po pierwsze: jest beznadziejne, po drugie: nie ma oparcia w najbliższych.
Odpowiedz@Aris: To zależy jak wygląda ewentualna krytyka. Jeśli przyjmuje formę pochwały za chęci i starania, następnie pokazuje słabości nad którymi trzeba popracować to chyba nic złego? Ba, wtedy jest właściwa.
Odpowiedz@Iras: czy wychodzisz z zalozenia tak jak moja mama, że nie trzeba chwalic za cos dobrego co zrobilam bo to oczywiste, ale za to krytykowala chetnie i porownywala mnie do innych bo to mialo mnie zmobilizowac do pracy nad soba? Skonczylo sie tym, że cale zycie zastanawiam sie co mama pomysli, nawet jak juz od dawna z nia nie mieszkam. Nie wierze w siebie ani w to ze jesli ludzie mnie pochwala to naprawde tak mysla. Postanowilam w koncu pojsc na terapie i pracuje nad zmiana podejscia, ale wbrew pozorom nie jest latwo zmienic swojego myslenia. Chwalenie dziecka jest bardzo wazne nawet za male osiagniecia. Oczywiscie to musi byc zdrowe i jak dziecko cos zle zrobi to musi poniesc konsekwencje.
Odpowiedz@Aris: "zlitujcie się, to są dzieci! Jeśli traktować je jak kaleki życiowe, tak się będą czuły przez całe życie! " A czy nagradzanie na każdym kroku i za byle co ("za starania") to nie jest właśnie traktowanie dziecka jak kaleki, której absolutnie nie można powiedzieć nic poza pochwałą? Co jest złego w powiedzeniu dziecku, że zwyczajnie nie jest dobre w tym co robi i mu nie wychodzi?
Odpowiedz@Lobo86: może to jest złego, że TO JEST DZIECKO. W czym ma być obiektywnie dobre, mając za sobą kilka lat życia? Większość umiejętności wymaga poświęcenia kilku lat PRACY nad tą konkretną rzeczą, a takie dziecko to kiedy ma niby zmieścić naukę idealnego składania origami? Albo rysunku? Albo grania na pianinie? Albo tańca? Kiedyś KAŻDY, nie tylko dziecko, musi po prostu ZACZĄĆ. Nie mogę już no... Piszę do Ciebie wielkimi literami, żebyś wreszcie ogarnął różnicę. Jeszcze raz powtarzam, nie mówię, żeby dzieciaka tylko chwalić i dosłownie za wszystko. Jak rozpaćka obiad na stole w restauracji zamiast go zjeść, to nie jest artystą tylko niewychowanym gnojkiem. Ale jak złożyło łabędzia z papieru to GDZIE Ty tu widzisz powód do krytykowania?
Odpowiedz@Lobo86: "Co jest złego w powiedzeniu dziecku, że zwyczajnie nie jest dobre w tym co robi i mu nie wychodzi?" Bo jest dzieckiem i zwyczajnie uczy się dopiero?
Odpowiedz@m_m_m: a na czym polega nauka, jak nie na popełnianiu błędów i robieniu jednych rzeczy źle, a drugich dobrze? Dziecko nie wie co jest "ok", a co "nie ok" i dlatego wymaga to komentarza i ukierunkowania. @Aris: " W czym ma być obiektywnie dobre, mając za sobą kilka lat życia? Większość umiejętności wymaga poświęcenia kilku lat PRACY" Czy wiesz czym jest talent? Rodzimy się z pewnymi predyspozycjami i rolą rodzica jest rozwijanie w dziecku tego, w czym wykazuje potencjał. Oczywistym jest, że na starcie nikt nie jest Picasso. Ale po co tracić czas na rozwijanie tego, w czym max co cie czeka to bycie miernym lub zwyczajnym przeciętniakiem? " Jeszcze raz powtarzam, nie mówię, żeby dzieciaka tylko chwalić i dosłownie za wszystko." No, a są tutaj osoby, które to właśnie twierdzą. Że dziecko należy chwalić już za same starania. Jakby pochwała była jedynym istniejącym środkiem motywacyjnym.
Odpowiedz@Lobo86: @Lobo86: Pamietam z innego komentarza, że zdecydowLiscie z zona nie miec dzieci. To bardzo dobra decyzja bo wychowalbys kogos z tak niska samoocena jak ja. Moja mama nigdy nie chwalila mnie za starania bo jak czegos nie zrobilam perfekcyjnie za pierwszym razem to mowila, ze sie nie nadaje, nie probuje i odpowiednio skrytykowala w ramach udoskonalenia. Efekt byl taki ze im bylam starsza tym mniej mi sie chcialo bo skoro i tak robie zle to po co zaczynac. Naprawde istotne jest chwalic dziecko za starania i nawet male osiagniecia. Tutaj nie chodzi o bezmyslne chwalenie kazdego kroku i bron boze nie chwalenie niewlasciwych zachowan. Docenianie staran dziecka jest bardzo wazne i kluczowe dla rozwoju jego samooceny przynajmniej do okresu wczesnej podstawowki.Na pewno pomocne bedzie nakierowanie dziecka jak cos poprawic, ale nie krytyka. We wczesnym okresie nie ma bardziej efektywnego srodka motywacyjnego Doceniane, chwalone dziecko jest pewne siebie, probuje nowych wyzwan i nie boi sie porazek. Z czasem dziecko zacznie samo s porownywac sie do rowiesnikow i zauwazy, ze w czyms nie jest dobre i albo samo zacznie sie poprawiac i udoskonalac albo skupi sie na czyms w czym jest lepsze. Bardzo przykre, ze masz trudnosci ze zrozumieniem, ale moze masz inne doswiadczenia z dziecinstwa albo masz taki charakter, ze nie potrzebujesz pochwal.
Odpowiedz@nursetka: "Pamietam z innego komentarza, że zdecydowLiscie z zona nie miec dzieci. To bardzo dobra decyzja bo wychowalbys kogos z tak niska samoocena jak ja." Źle pamiętasz. Dzieci mieć po prostu nie możemy. Przez zdebilniałych lekarzy. I nie - ten model wychowawczy nie prowadzi do niskiej samooceny. Wręcz przeciwnie. Prowadzi do poznania siebie. Swoich mocnych i słabych stron. Chwalenie na każdym kroku i za wszystko zaburza zdolność do samooceny, bo dziecku wydaje się, że jest we wszystkim dobre. Nagradzanie samych starań tym właśnie jest. I same starania są w zasadzie nieistotne. Liczą się motywy i efekt końcowy. "Doceniane, chwalone dziecko jest pewne siebie, probuje nowych wyzwan i nie boi sie porazek." Nie boi się porażek, bo ich nie zna. A to nie o to chodzi. "Z czasem dziecko zacznie samo s porownywac sie do rowiesnikow i zauwazy, ze w czyms nie jest dobre i albo samo zacznie sie poprawiac i udoskonalac albo skupi sie na czyms w czym jest lepsze. " Presja grupy rówieśniczej tak nie działa niestety. Problem polega na tym, że większość interlokutorów z tej dyskusji jedyny środek motywacyjny jaki zna to nagroda/pochwała. Bo jak tego nie ma, to znaczy, że rodzic krytykuje. Tymczasem dziecko musi znać swoje miejsce w rodzinie. Musi wiedzieć, że nie zawsze jest na pierwszym miejscu. Że rodzice też mają prawo do czasu dla siebie, że musi uczyć się samodzielności. Że nie wszystko co robimy, to dla nagrody. Że nie zawsze będzie w czymś najlepszy, czy choćby dobry. Tak - dziecko wymaga uwagi, wymaga motywacji, zachęty, pobudzenia ciekawości (jak i jej zaspokojenia), czasu i nauki oraz konsekwencji. To są oczywistości. Popatrz na autorkę. Niby taka "zgaszona" przez tą złą matkę. Ale nie uderzyło cię po oczach, że jednak na książeczki, kolorowanki, kredki i całą resztę jednak skądś miała?
Odpowiedz@Lobo86: no coz mamy zupelnie inne zdanie i w zasadzie mi nie chodzi o doswiadczenia autorki, ale moje wlasne. Bylam wychowana tak jak uwazasz, ze starania sie nie licza tylko efekt koncowy. Nie wazne, ze za pierwszym razem cos mi nie wyszlo mimo wlozonego wisilku i byc moze nastepnym razem byloby lepiej. Moja mama uznala, ze sie nie staralam i odpowiednio mnie skrytykowala bo wtedy sie poprawie. Chwalone dzieci takze doswiadczaja porazek ale podchodza do tego inaczej, ja sie zalamywalam porazka i porzucalam kolejne proby bo i tak mnie spotka krytyka. Doceniane dziecko sprobuje poraz kolejny. Mozemy sie przerzucac argumentami, po prostu przykre jest, ze tak myslisz, ale Twoje prawo. Mam nadzieje, ze po drodze zadnego dziecka nie skrzywdzisz takim podejsciem. @Lobo86:
OdpowiedzTak jeszcze dodam, ja naprawde nie wspieram rozpieszczania i chwalenia dzieci za kazda bzdurke i bycie slepym na to co dziecko robi niewlasciwie. Nalezy doceniac starania, nawet jesli cos nie wyszlo, ale tez pokazac co mozna poprawic. Skarcic gdy zachowuje sie niewlasciwie. To jest wlasciwe podejscie do wychowania i buduje wysoka samoocene. Forma i czestotliwosc doceniania zalezy od wieku i potrzeb dziecka. Oczywiscie dziecko musi znac swoje miejsce w rodzinie i wcale nie oznacza, ze jak sie je chwali to tylko bedzie robilo wszystko dla nagrody. Chodzi mi o zdrowy rozsadek a nie skrajnosci w zadna strone.
Odpowiedz@nursetka: no to moja matka była o wiele bardziej surowa i wymagająca i jakoś nie cierpię z powodu braku pewności siebie czy uśmiechu, a swojego doświadczenia życiowego nie uważam za ciężkie. "Chwalone dzieci takze doswiadczaja porazek ale podchodza do tego inaczej" Z mojej obserwacji otoczenia, w przypadku porażki lub zajęcia wymagającego pracy i poświęcenia, to się poddają uznając mierność za sukces wystarczający do zaspokojenia oczekiwań innych. Sami natomiast nie wykazują niemal żadnej ambicji. "Chodzi mi o zdrowy rozsadek a nie skrajnosci w zadna strone. " Dla mnie nagroda za staranie jest właśnie taką skrajnością. Serio nie znasz innej metody zachęty jak nagroda?
Odpowiedz@Lobo86: "Serio nie znasz innej metody zachęty jak nagroda?" Ta, najlepiej zachęca ból, głód i inne nieszczęścia. Bo przecież człowiek ma naturalny mechanizm dążący do unikania bólu, nie? Więc najlepiej jest dziecko bić za wszystko i karać, jednocześnie oczywiście pilnując, żeby niczego nie próbowało przed tobą ukrywać, bo jak inaczej ocenisz sprawiedliwie jego postępy? A, no i dziecko oczywiście nie ma prawa głosu, bo to ty wiesz lepiej czym się powinno zajmować. Co za różnica czy lubi składać łabędzie z papieru? Jest w tym beznadziejne, bo zrobiło to po raz pierwszy. Znacznie lepiej mu idzie bieganie, więc trzeba go posłać na dodatkowe zajęcia sportowe. Co z tego, że wcale go to nie cieszy? Niech nie próbuje się sprzeciwiać, przecież ty lepiej widzisz w czym ma szansę być dobre.
Odpowiedz@Aris: i to jest właśnie ta mielizna intelektualna, o której mówię. Albo nagrodą, albo bólem... A wiesz, że można np rozbudzić naturalną i wrodzoną CIEKAWOŚĆ? Wiesz, że można zwyczajnie pokierować zainteresowaniami czy nauczyć czerpać przyjemność z robienia tego, w czym jest się dobrym? Wiesz, ze mozna pokazywać i uczyć nowych rzeczy zarówno bez nagrody jak i bez kary? Ot dla samej radości próbowania nowego? Ale nie? Po co? Jedynie NAGRODA i DOCENIENIE. A potem sami płaczecie, ze te dzisiejsze dzieciaki to takie roszczeniowe.... No sorry, ale samo z siebie to się nie wzięło.
Odpowiedz@Lobo86: no i jak rozbudzisz tą ciekawość? Dziecko przychodzi do ciebie z łabądkiem z papieru i twoja reakcja to wycedzenie przez zęby "no i po co to zrobiłeś"? No rzeczywiście rozbudzenie ciekawości. Wiesz co, dyskusja z tobą to jak walenie grochem o ścianę. Zerowe zrozumienie myślenia i potrzeb dziecka w kwestii rozwijania tej ciekawości o której tak dumnie mówisz. Dobrze, że nie będziesz się rozmnażać.
OdpowiedzMyślę, że po prostu czasem także i rodzic ma zły dzień i brak mu cierpliwości, aby zachwycać się "dziełami" dziecka, a może akurat w ten dzień prosiła Cię o zrobienie czegoś, czego nie zrobiłaś i fakt, że bawiłaś się wycinankami jeszcze bardziej ją zdenerwował? Piszesz, że mamę denerwowało rysowanie obrazków i inne "artystyczne" poczynania. Nie wiem, może widziała, że Ci to nie wychodzi i nie chciała Cię fałszywie zachęcać do rozwijania nieistniejącego talentu. Rodzice mają czasem dobre intencje, ale nie potrafią tego odpowiednio wytłumaczyć dziecku i tak niestety powstają negatywne wspomnienia z dzieciństwa. Ja jako dziecko też lubiłam wycinać, rysować, malować - jak to dziecko, ale w którymś momencie rodzice przestali się zachwycać moimi bohomazami, a wręcz dali mi do zrozumienia, że nie za bardzo mam talent plastyczny. Za to w liceum, gdy nauczycielka zwróciła mi uwagę, że mam talent do nauki języków obcych, porozmawiali ze mną na ten temat i zaproponowali wszelkie możliwe wsparcie w rozwoju w tym kierunku. Moim zdaniem, jeśli tak jak piszesz, Twoja matka jest dobrym rodzicem to naprawdę dziwię się, że rozpamiętujesz to, że nie zachwyciła się figurką z papieru. Ja naprawdę rzadko wspominam przykre rzeczy usłyszane od rodziców, bardzo ich kocham i szanuję i chociażby z tego powodu nie opisywałabym ich zachowania w negatywnym świetle przed obcymi ludźmi w internecie.
OdpowiedzKolejna historia z serii "Moje trudne dzieciństwo"
Odpowiedz@Morog: Przy czym wcale za trudne nie było. A już na pewno nie wynika to z tej sytuacji.
OdpowiedzMala sprzeczność ... Twoja mama nie chciała, abyś coś malowala, tworzyla, ale zawsze miałaś kredki, bloki, obrazki do kolorowania i książkę z wycinankami, origami ... Moje pytanie skąd?
OdpowiedzNie widze sprzecznosci. Artykuly plastyczne trzeba bylo kupowac do szkoly na plastyke, a ksiazki mogly byc od kogos z rodziny czy otrzymane w prezencie.
Odpowiedz@nursetka: ale wciąż - były one w domu i dziecko miało do tego dostęp.
Odpowiedz