Robiłam dziś zakupy w jednym z marketów. Podeszłam do kasy, która była połączona z BOKiem, gdy w BOKu nikogo nie ma, to kasjerka z tej kasy, pomiędzy klientami robiącymi zakupy, zajmuje się klientami, którzy przyszli z jakaś sprawą.
Przede mną ze dwie osoby. Wtedy do kasy dopycha się Ona. I od razu do kasjerki z awanturą, swoją drogą dość głośną, że została oszukana. Ziemniaki na stoisku kosztują x, a na paragonie dwa razy tyle. Rozumiem, że ktoś może się zdenerwować, ale żeby od razu w taki sposób krzyczeć na kasjerkę? Przyciągnięty krzykami zjawił się ochroniarz i jakaś druga kobieta (też klientka).
Kasjerka i ochroniarz przeprosili klientów i zajęli się kobietami. Nikt z kolejki się nie sprzeciwiał.
Pierwsza cały czas się awanturowała, druga postanowiła, ze zwróci ziemniaki. Pierwsza zdecydowała, że też zwróci. Ale, nagle: „Ło Jezu, przecież ja już paragon wyrzuciłam.”.
Tak. Przyszła się awanturować o za wysoką cenę produktu na paragonie, który wcześniej wyrzuciła.
Oczywiście ziemniaków nie zwróciła, ale wyszła ze sklepu odgrażając się, że ona zrobi tu porządek.
Ja rozumiem, że ktoś np. żyje pod kreską i jest dla niego ważny każdy grosz, ale nie cierpię, gdy ktoś robi takie awantury, krzycząc na kogoś, kto nie jest niczemu winien, zamiast załatwić to na spokojnie.
Bo czasami nie chodzi o to, że z ceną jest coś nie tak. Czasami niektórzy muszą się na kimś wyżyć na Bogu ducha winnych ludziach.
OdpowiedzMyślę, że gdyby się nie awanturowała, to może i bez paragonu by jej zwrócili.
Odpowiedz@szafa: Tym bardziej, ze z pewnością tego dnia wedle grafiku oszukiwali akurat na ziemniakach.
Odpowiedz@szafa: a może po prostu kupiła 2kg?
Odpowiedz