Właśnie się zorientowałam, że zostałam okradziona. I nawet nie jestem zła, czy wściekła, tylko taki niesmak i gorycz czuję.
Od zawsze mam w domu pojemniczek, do którego wrzucamy monety. Nie traktuję tego jak skarbonki, tylko jako podręczny zapas drobnej gotówki.
W kubeczku bywa różnie - raz 15, raz 50, zdarzyło się nawet, że uzbieraliśmy w ten sposób ponad stówę. Trzy dni temu nie wiem ile było w monetach, ale wyjątkowo był banknot 20 zł. Stoi sobie to ustrojstwo wierzchem na lodówce, ani jakoś specjalnie widoczne (na lodówce stoją jeszcze inne rzeczy) ani ukryte.
W bloku trwa wymiana pionów. Wzięłam urlop i siedzę grzecznie w pokoju, a oni działają w łazience i kuchni. Panowie fachowcy robili u nas w mieszkaniu jeden dzień, drugi, trzeciego poprawki. Dzisiaj zaglądam do pudełeczka, a tu niespodziewanka... Dwudziestu złotych w banknocie nie ma. Ile brakuje w monetach nie wiem. Ale dwie dychy któryś z panów fachowców przytulił.
Za rękę nie złapałam, monitoringu w mieszkaniu nie mamy, pozostał niesmak i nauczka na przyszłość żeby chować WSZYSTKO co stoi pod ręką, jak wpuszczam do mieszkania obcych.
Wyżaliłam się mojemu przez telefon, że taka sytuacja miała miejsce, usłyszałam w zamian (słusznie zresztą), że pieniędzy na widoku się nie zostawia. Racja, portfela nie zostawiłam, a o tym pudełeczku po prostu na co dzień nie myślę.
Niedroga, niesmaczna lekcja na przyszłość.
mieszkanie fachowcy kradzież
Nauczysz się z 20 zł żeby 200, 2000, 20000 na wierzchu nie zostawiać.
Odpowiedz@kojot_pedziwiatr: mógł jej ukraść cokolwiek, toster, dobre wino, perfumy z łazienki albo brudne gacie z kosza na pranie. Jak nie twoje, to się nie tyka.
Odpowiedz@Grejfrutowa: "brudne gacie" przebiły wszystko :) Nie sprawdzałam stanu gatków, zaraz to uczynię :D
OdpowiedzJakkolwiek faktycznie nie zostawia się pieniędzy na wierzchu, to absolutnie kradzież nigdy nie jest winą osoby okradzionej. Nigdy. "Okazja czyni złodzieja"? No nie wiem. Sama nie potrafiłabym ukraść komuś nawet pudełka zapałek, a co dopiero pieniędzy. Dlatego dla mnie złodziej jest złodziejem, nawet jeśli nie kradnie, ale wie, że mógłby to zrobić, gdyby była okazja. Tak jak alkoholik jest alkoholikiem, nawet kiedy nie pije.
Odpowiedz@Carima: Kradnę długopisy. Nie żartuję, to fakt i przypadłość, nad którą nie potrafię zapanować... Nie chodzi to, że chcę ukraść czy odczuwam nieodpartą potrzebę posiadania kolejnego długopisu, nie, ja po prostu po użyciu w/w sprzętu wrzucam go odruchowo do torebki - obojętnie czy w urzędzie, czy w czyimś prywatnym domu. Niby długopis to drobiazg, ale i tak wstyd mi jak cholera, jak po raz kolejny znajduję w torebce "obcy" długopis, więc nauczyłam się WSZĘDZIE chodzić ze swoim i WSZĘDZIE używać swojego, żeby uniknąć takich krępujących sytuacji.
Odpowiedz@Xynthia: Dobrze, że to nie długopis Montblanc.
Odpowiedz@Carima: Dałabym Ci 5 plusów, gdybym mogła. Nic mnie tak od dziecka nie irytowało jak "gdybyś nie miała rozpiętego plecaka, to by się nic nie stało, to Twoja wina", "gdybyś brała ze sobą lampkę do roweru, to by nie ukradli, masz za swoje", "położyłaś na wierzchu, to ktoś wziął, znalezione nie kradzione". Noż kuźwa. Ale niestety "okazja czyni złodzieja" jest narodowym motto w tym kraju, a tacy jak my należą do mniejszości (choć oczywiście oficjalnie wszyscy będą tępić kradzież, tyle że nie dla każdego kradzież to kradzież ;) )
Odpowiedz@Carima: Winny jest jak najbardziej sprawca. Natomiast ja zawsze wychodzę z założenia że dobrze jednak nie dawać mu potencjalnych okazji, nie traktuje tego jako "obwiniania ofiary" tylko rad jak może uda się uchronić w przyszłości. Mówisz że nie mogłabyś układ, jedno pytanie czy znalazłaś się kiedyś w sytuacji gdzie mogłaś coś wziąć bez konsekwencji? Miałem okazje poznać ludzi którzy się sami zdziwili swoją reakcją, albo ludzi którzy pocili się i zaczynali zachowywać dziwnie przy dużych ilościach gotówki (sami później przyznawali że "opierali się" pokusie).
Odpowiedz@falcion: Heh, ja pracuję w słabo chronionym markecie i gdybym chciała, mogłabym wynieść mnóstwo rzeczy, zwłaszcza że należę do kierownictwa. Więc owszem, ja znajduję się codziennie w takiej sytuacji i nie kradnę, le shock.
Odpowiedz@szafa: Brawo dla Ciebie :). Serio. Natomiast nie każdy się oprze, zwłaszcza że nie zawsze jest to baton, chleb czy jakiś drobny sprzęt. Czasem rzecz może nie mieć dużej wartości w przeliczeniu na zł ale być cenne dla kogoś innego powodu i wtedy górę bierze coś w środku. Też się opierałem różnym pokusom, ale nie zaryzykuje stwierdzenia że nigdy czegoś nie zrobię, życie ma głupi zwyczaj by na takie deklaracje reagować :P.
OdpowiedzWpuszczając obcych do domu, nie zostawia się na wierzchu rzeczy, które mogłoby dostać "nóżek" - pieniądze, biżuteria, czy drobna elektronika na czele. Nie jest to kwestia, że "okazja czyni złodzieja", tylko prosta sprawa, że każdy obcy osobnik tym złodziejem po prostu może być. Piszesz, ze czujesz niesmak i gorycz - cóż... przykro mi, że twój idealny światek został zburzony.
Odpowiedz@Iras: A ja myślę, że raczej nie spodziewała się, że ktoś ukradnie takie drobne pieniądze. Przecież nie trzymała na wierzchu kolczyków z brylantami czy banknotu 500 złotych. Też bym nie pomyślała, żeby chować taką drobnicę (to już mój czajnik jest znacznie więcej wart, a przecież go nie chowam i nikt mi go nigdy nie ukradł). A swoją drogą żałosne, bo zazwyczaj fachowcy dobrze zarabiają, to nie kasjerki z marketu.
OdpowiedzWożę w samochodzie w pojemniczku zawsze trochę monet (na parkowania, na autostradę itp.). Ponieważ lubię mieć poczucie, że zawsze tam są monety i to różne nominały, zawsze mam tam min. 20-30 złotych. Wielokrotnie oddawałem samochód do warsztatu i NIGDY, nigdy nie zginęła stamtąd nawet "pisiątgroszówka". Ba, jeszcze jak przy naprawie znaleźli jakieś monety na podłodze czy w szczelinie fotela, to mi zawsze oddawali w oddzielnej torebce foliowej. Więc może jest jeszcze jakaś szansa dla tego kraju.
Odpowiedz@xpert17: Też mam w aucie taki Moneybox ze sprężynką i na magnes, jak dotąd ani jedno Euro mi nie zginęło.
Odpowiedz@xpert17: Też zawsze mam w aucie jakieś monety. Na wózek, na parking, na toaletę. W warsztacie nigdy nic nie zginęło (kiedyś nawet zaraz po odebraniu autka znalazłam 50 zł, poszłam się zapytac
OdpowiedzNigdy nie ganiłabym osoby pokrzywdzonej. Jest u siebie w mieszkaniu, mogła tam trzymać co chciała, ihdzie chciała, a majstrowi, mam nadzieję, łapa uschnie.
Odpowiedzhaha, jak remontowałam mieszkanie, w domu był tylko ogrooomniasty telewizor kilkunastoletni i jedyna poza nim wartościowa rzecz - rosyjska. b dobra lorneta....to panowie ( pseudo) fachowcy ukradli lornetke, oczywiscie, zapierali się, że to nie oni. Ale po zagrożeniu ze zgłoszę na policję ( policzyli kilkukrotnie za duzo za robotę i nie poparli tego rachunkami, byla o to kolejna afera),lornetka magicznie się znalazła. Wcześniej przez 2 tygodnie mimo telefonów i nagrywań na pocztę głosową, nie odbierali telefonu.. ogolnie żenada.
Odpowiedz@celulozarogata6: lornetka firmy Tento? Jeśli tak to potwierdzam. Są mega :)
OdpowiedzRozumiem Twój ból. Pamiętam jak na wynajmowanym mieszkaniu właścicielka robiła jakiś remont i miała być nieczynna łazienka przez weekend - no to spoko, zabieramy najpotrzebniejsze i w odwiedziny do rodziny. Wracam po trzech dniach nieobecności, rozwalone jak było tak jest, praca nawet nie zaczęta, ale jakaś ekipa była bo naznosili nam pustaków, worków z zaprawą, płytek i innego tałatajstwa na pół korytarza. No nic, remont to remont. Idę do lodówki po zostawioną przez pośpiech całą dużą, nietykaną butelkę waniliowej coca-coli... A w lodówce PUSTA BUTELKA. Autentycznie. Moja wspaniała waniliowa cola bezczelnie wyduldana przez jakiegoś starego pierdziela (widziałam gościa wcześniej, więc domyślam się, że to ten sam "fachura") i jeszcze bezczelniej zostawiona pusta butelka na środkowej półce. Mało mnie szlag nie trafił. Jeszcze bym zrozumiała gdyby została końcówka i się poczęstowali, ale całą, nieotwartą butelkę?! Niestety więcej się nie pojawili, więc nie miałam okazji nikomu nawciskać. Swoją drogą remont tkwił w tym samym punkcie kiedy dwa miesiące później się wyprowadzaliśmy.
OdpowiedzU nas w pojemniczku były "krówki". Taki spory przeźroczysty słój. Pan robotnik przychodził przez tydzień, może trochę dłużej. Sprytny był, bo podebrał cukierki w taki sposób, że z pozoru pojemnik nadal był pełny - zabrał z tyłu, a z przodu zostawił ładną warstwę opartą o ściankę. Wydało się dopiero po paru dniach, bo jakoś tak się złożyło, że nikt z nas nie miał ochoty na cukierki.
Odpowiedz@Felina: Wielkie LOL :)Zrobić z siebie złodzieja za krówki, masakra. U mnie chociaż na najtańszą flaszkę mu starczyło ;-)
Odpowiedz@Felina: ja mialam w swoim pokoju krem ciasteczkowy z Niemiec, wspollokatorka wyzarla go tak sprytnie,z e zostal na sciankach, wygladalo, jakby sloik byl pewien, dopiero jego waga mi nie pasowala
Odpowiedzja bym powiadomila spoldzielnie czy firme o tym, ze mi zginely pieniadze niekoniecznie nawet musisz mowic ile, moze sie zastanowia nad rekrutacja i zaczna patrzec pracownikom na rece
Odpowiedz