Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Właściwie miał być komentarz pod historią o braniu kota z fundacji, ale…

Właściwie miał być komentarz pod historią o braniu kota z fundacji, ale zastanawia mnie, czy tylko ja uważam zasady oddawania zwierząt przez fundacje za przesadne, a i nieraz piekielne. Jak tak dalej pójdzie, to łatwiej będzie dziecko adoptować niż kota.

Ja wychowałem się na wsi, za młodu miałem dwa koty (i psa). Może dlatego podejdę do tego mało profesjonalnie, ale:

- Nasze koty były wychodzące
- Nikt nigdy nie pomyślał o osiatkowaniu balkonu (żaden nie zginął, po prostu nie miały tam wstępu)
- Koty nauczone życia nie były sierotkami marysiami, co im się zaraz coś stało. Łaziły po drzewach, dachach i ogólnie po całej wsi. Zawsze wróciły. (A i sąsiadom nie przeszkadzało to, że koty u nich łażą, wręcz przeciwnie, przynajmniej myszy z szopy wyłapią...)
- Każdy kot radził sobie z mało uczęszczaną ulicą
- Koty BYŁY zaszczepione i odrobaczone. Wielu sąsiadów nie szczepiło, ale u nas to jednak była podstawa.
- Nie były kastrowane (mieliśmy tylko kocury, bo babcia nie chciała kotki, a mawiała, że kot cyt. "bez jaj" myszy łapać nie będzie)
- Koty nie raz przyszły ze szramą na pysku po walce. Jak coś było poważniejszego to się jechało do weta, jak nie to się wylizał.
- Koty jadły myszy + resztki mięsa z obiadu. Poza tym w misce była zawsze sucha karma i woda. Żadnych saszetek, pasztecików i innych tego typu rzeczy
- Koty spały w słomie w garażu, miały tam ciepło, a obok stała miska z wodą. Wśród paszy miały istny bufet myszy (po to były, miały łapać myszy). Czasem spały na piecu, a w większe mrozy w domu.
- Koty były zadbane i żyły długo i szczęśliwie.

Dlatego nie rozumiem o co aż tyle hałasu w tych fundacjach. Koty, które były u nas miały ciepły kąt, miały zawsze co jeść i miały zapewnioną opiekę weterynarza w razie potrzeby. Były też szczepione, wygłaskane i kochane. Oczywiście, były to inne czasy. Obecnie żadna fundacja nie dałaby nam kota. Czy nasze miały źle? Ja uważam, że nie.

PS. Szczególnie dziwi mnie ten wymóg, że kot musi być niewychodzący. U nas na wsi miały istny raj, same pola, samochodów tyle, co... Kot napłakał. Mnóstwo miejsca do biegania, polowania i leniuchowania w słońcu. Rozumiem, że nie trzyma się kota wychodzącego mieszkając przy ruchliwej ulicy, ale na wsi lub spokojnym osiedlu, dlaczego nie?

koty fundacje

by Ferian
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Attentat
18 22

@kudlata111: Polecam zapoznanie się z definicją słów zanim ich używasz.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 63

"Rozumiem, że nie trzyma się kota wychodzącego mieszkając przy ruchliwej ulicy, ale na wsi lub spokojnym osiedlu, dlaczego nie? " Ze względu na liczne zagrożenia, nadmierną populację i fakt, że większość domowych kotów nie radzi sobie po ucieczce. U ciebie akurat nie działo się za wiele. Moja koleżanka z pracy mieszkała pod miastem, w spokojnej okolicy. Jej kot był wychodzący. 3-4 razy w roku lądował pod kroplówką, bo ciągle coś sobie robił. A to łapy miał pocięte, a to jakaś grzybica się przypałętała, a to futro przypalone (to regularnie jak trawy wypalali) i tak w kółko. Sama stwierdziła, że w sumie tym kotem się nie zajmują za bardzo, a jedynie jak coś sobie zrobi to do weta i tylko do michy coś wrzucą i wodę dadzą. Średnio przez 4-5 dni w tygodniu go nie ma. I właśnie dlatego fundacje nie wydają kotów w takie przybytki, bo większość fundacyjnych znajd z takich miejsc pochodzi. Też przeczytaj o negatywnych skutkach środowiskowych jakie mają takie kotki wałęsające się luzem, bo wbrew obiegowej opinii nie polują one na szczury, ale potrafią doprowadzić do wyginięcia wielu innych gatunków małych ssaków. http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C413643%2Cco-jedza-i-jak-poluja-koty-z-naszych-miast-i-wsi.html

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 października 2018 o 11:56

avatar Ferian
12 46

@Lobo86: Czyli na razie jeden taki przypadek o jakim słyszałem. Ale idąc Twoim tokiem myślenia, dzieci też nie powinno się wypuszczać na podwórko, bo jest masa zagrożeń... Koty nie są takie głupie, uczą się wszystkiego i na błędach i od innych kotów, a czasem nawet działa zwykł strach czy instynkt. Fakt, zdarzają się jakieś sierotki, co im się co chwila coś dzieje (chociaż w sumie się nie spotkałem z tym osobiście), ale wyjątek tylko potwierdza regułę. Poza tym mówisz o domowych kotach nie radzących sobie po ucieczce... Jak od małego się chował na dworze, to sobie poradzi. Dodatkowo nie wypuszcza się kota na dwór "Masz, wyłaź i se radź" tylko stopniowo niech się przyzwyczaja. U nas i u sąsiadów zawsze wracały. W związku z linkiem pozwolę sobie zapytać. Ty zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby w miastach nie było dziko żyjących kotów mielibyśmy plagi myszy? Poza tym inne zwierzęta dziko żyjące też odpowiadają za wymieranie gatunków. Takie prawo natury.

Odpowiedz
avatar Ferian
9 29

@Lobo86: Nie do końca, dzieci od 7 roku życia za zgodą rodzica mają prawo wracać same do domu. Poza tym mówiłem o podwórku, a nie o placu zabaw. Nic też nie wspominałem o windach, czy schodach ruchomych. Place zabaw mogą być niebezpieczne, weźmy np. zwykłą huśtawkę, którą autentycznie można kogoś zabić, ale tak naprawdę wszystko może być niebezpieczne. Czy my aby troszkę nie przesadzamy? Przejrzę te "negatywne skutki" jak mówisz, ale nie mam w zwyczaju ufać od razu wszystkiemu, co przeczytam, także pozwól, że obejrzę problem w różnych źródłach. Chociaż spotykałem się (dość dawno temu, więc wybacz jeśli coś pomylę) z artykułami mówiącymi o tym jak ważne były koty np. Po drugiej wojnie światowej, kiedy myszy i przenoszone przez nie choroby były plagą. Poza tym nie wierzę, że koty nie mają dobrego wpływu na brak myszy w miastach. Statystyki pozwolę sobie przejrzeć, ale jakoś ciężko mi w to uwierzyć, bo gdyby tak było, tonęlibyśmy w gryzoniach. Przy okazji czytając artykuł: "Poza tym nie odnotowaliśmy szczurów wśród ofiar przynoszonych przez koty. Szczur to trudny przeciwnik, osiąga duże rozmiary, jest agresywny, żyje w stadzie". U nas wiele razy szczury przynosiły. Tak, wiem, jak wygląda szczur. Poza tym w artykule nie ma ani słowa o tym, co jest takiego złego w tym, że koty polują na ptaki, skoro jak sami przyznali, ptaki są bardzo liczne?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-5 25

@Ferian: Wielu moich znajomych z tym próbowało walczyć, bo mają dzieciaki w różnym wieku i w różnych przybytkach (tak gdzie akurat miejsce było) i wiezienie jednego dzieciaka do przedszkola, a dwóch kolejnych do dwóch różnych szkół to dla nich absurd, a muszą się z tym borykać. Prawo jest prawo. Za mojego dzieciństwa też było inaczej, ale cóż - "postęp". Czy dobrze zrobiono? Statystyki wypadków sugerują, że tak. A że jednocześnie chowa się dzieciaki pod kloszem? No cóż....dorosłość zabija kreatywność, a dziecko, żeby zrozumieć pewne kwestie musi osiągnąć pewien wiek. Np zrozumienie istoty życia i śmierci dopiero pojawia się w okolicy 7 roku życia. Więc 4 latkowi możesz tłumaczyć, że może zginąć, ale jego mózg nie jest rozwinięty i ukształtowany na tyle, aby pojęcie śmierci w ogóle zrozumieć. To tak jakbyś stereotypowemu daltoniście chciał wytłumaczyć różnicę pomiędzy kolorami. Co do wpływu kotów - pewnie, ja też w wielu miejscach różne rzeczy czytałem. W jednych je wychwalają wprowadzając definicję kota wolno żyjącego, a w innych piętnują. Dlatego z rezerwą podchodzę do wszelkich rewelacji. Niemniej jednak co raz częściej dominują te arty o skutkach negatywnych wynikających nie z faktu poczynania jednego czy dwóch kotów, ale z ich ogólnie nadmiernej populacji. A te negatywy byłem w stanie zaobserwować samemu w miejscach, w jakich żyłem. Koty były, a problem z myszami i tak występował. Koty wyłapano, a obszar zasiedlono kunami i ptakami łownymi i z myszami zrobił się spokój. Ale to był chwilowy sukces. Wróciły koty i wszystko automatycznie też wróciło na stare tory. Obok moich rodziców jest park i pomimo naprawdę ogromnej populacji kotów, to i tak w pewnym momencie musiano go zamknąć ze względu na ogrom gryzoni (tak szczurów jak i myszy) i przeprowadzono deratyzację. Obecnie znowu jest to samo - kotów w bród, a mysz i szczurów przybywa, a żywią się głównie tym, co ludzie wyrzucają, aby te koty podkarmić (to samo z chlebem dla ptaków). Nie ucinaj cytatów w połowie: "Koty faktycznie polują na gryzonie, choć zapewne w ograniczonym zakresie. Obawiam się jednak, że ekologiczny koszt obecności kotów w mieście - związany z wysoką śmiertelnością ptaków - może być naprawdę wysoki ". No i nie zapomnij o skali. Ty jesteś sam jeden. A oni sprawdzili ponad 1300 przypadków i upolowanego szczura nie odnotowali. Hmmm jakby ci to wytłumaczyć, żebyś zrozumiał.... Większość ludzi kojarzy ptaki w mieście przez pryzmat wróbli, gołębi i wron. Ale tych ptaków jest dużo więcej, a koty nie robią sobie wyjątków. W miastach i na ich obrzeżach żyje dużo zagrożonych gatunków, na które koty też polują. Ot choćby na dzięcioła, kuropatwy, czy różne odmiany sokołów i jastrzębi. Jak mogłeś też przeczytać, koty domowe krzyżują się ze żbikami, czym zanieczyszczają materiał genetyczny i to też jest duży problem. Ptaki odpowiadają nie tylko za zasrywanie samochodów, ale i za redukcję owadów wszelakich czy naturalne rozsiewanie nasion ze zjedzonych owoców. Ptaki są niezbędną składową ekosystemu i zubażanie środowiska poprzez eliminację kolejnych gatunków rodzi daleko idące problemy. Nadmierne odławianie ptaków (i innych drobnych stworzeń) powoduje też zubażanie naturalnego pożywienia kunom czy lisom lub żbikom (i w zasadzie wszystkim drapieżnikom naturalnie występującym), które w efekcie czego zamiast polować wybierają plądrowanie śmietników i wchodzenie w zatarg z człowiekiem.

Odpowiedz
avatar Ferian
4 16

@Lobo86: Nie zrozumiałem dokładnie o co Ci chodzi w pierwszym akapicie. Z czym się borykają? Z tym, że nie mają jak odebrać dziecka a nie chcą mu pozwolić wracać samemu? Od tego są świetlice. Też czytywałem różne opinie. Kiedyś np. Czytałem o zasiedlaniu pewnych rejonów Azji kotami z powodu nadmiaru gryzoni i problem ustał. Może to wina po prostu dokarmiających ludzi? Nie uciąłem cytatów w połowie, ten, który ja przytoczyłem tyczył się szczurów nie ptaków. Ładnie wytłumaczyłeś, zrozumiałem. Tyle, że te żbiki czy kuny tez nie wybierają i różne ptaki jedzą, też te zagrożone i jakoś nie słyszałem, by je wysiedlano. Koty wolno żyjące zawsze występowały, właściwie wszystko to najbardziej nakierowuje na fakt, że to nie kot jest problemem, tylko człowiek, który właściwie całą tę naturę zaburza. Tyle, że moim zdaniem (i nie zmuszam Cię, abyś myślał tak samo) na wszystko przychodzi pora. Wszystkie ptaki przez koty nie wymrą, a jak będzie nadmiar kotów to natura znajdzie na nie sposób, zawsze tak było, jest i będzie (chociażby zwierzęta rodzące się bez kłów czy rogów po tym, jak były masowo zabijane przez ludzi, by owe dobra sprzedać). Także miło mi się z Tobą dyskutuje, bo podajesz argumenty, a nie "nie bo nie", ale nadal nie jestem przekonany, pewnie przez własne doświadczenia z kotami.

Odpowiedz
avatar nasturcja
4 20

@Ferian: "Koty wolno żyjące zawsze występowały" i tu się mylisz. Kot domowy nie jest naturalny dla naszej szerokości geograficznej i jest u nas gatunkiem inwazyjnym. Dlatego właśnie natura sobie z nim nie radzi i dlatego ludzie którzy je tu przywlekli muszą opanować jego rozprzestrzenianie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 16

@Ferian: Borykają się z tym, że muszą osobiście odstawiać i odbierać dzieciaki. Dopiero w tym roku jeden skończył 12 lat i może wreszcie samodzielnie przyjeżdżać i wracać. "Może to wina po prostu dokarmiających ludzi?" No ja jestem zdania, że dokarmienie i nadmierna populacja odgrywają tutaj decydujące znaczenie. "Nie uciąłem cytatów w połowie, ten, który ja przytoczyłem tyczył się szczurów nie ptaków." To był jeden i ten sam akapit. Po prostu inny oddźwięk ma wyrwanie z kontekstu w tym wypadku. Bo chodzi o to, że tak - koty polują, ale w mieście (i tego się to tyczy - miasta) głównie na ptaki, a nie gryzonie. A na szczury w ogóle. "Tyle, że te żbiki czy kuny tez nie wybierają i różne ptaki jedzą, też te zagrożone i jakoś nie słyszałem, by je wysiedlano. " Tyle tylko, że żbiki, kuny itp to drapieżniki naturalnie występujące w naszej przyrodzie (i zagrożone wyginięciem - przynajmniej żbiki). A Koty domowe - nie. Zostały sztucznie wprowadzone i dlatego zaburzają naturalną równowagę, której i tak już nie ma. Prowadzi to wszystko do lawiny negatywnych konsekwencji, z którymi się borykamy: nadmiernie rozrośniętej populacji gryzoni, nadmiernej ilości przenoszonych przez nich chorób i wchodzenie w konflikt z człowiekiem. "Wszystkie ptaki przez koty nie wymrą" Przeczytaj ten artykuł jeszcze raz. Doświadczenie innych krajów dowodzi temu, że zdziczałe koty doprowadziły do masowego wymierania gatunków w niektórych rejonach świata, co zaowocowało potrzebą ich odstrzału (redukcji). Na wyspach najszybciej to widać, ale i jest to dostrzegalne w skali kontynentu. Twoje ograniczenie zrozumienia tematu wynika ze specyficznego doświadczenia: spokojnej wsi i samych samców. W mieście wygląda to zupełnie inaczej. Ba - w innych wsiach wygląda to też kompletnie inaczej. Nawet tutaj było kilka piekielnych opowieści gołębiarzy o wiecznej wojnie z kociarzami. Nie wiem czy kojarzysz jak to jeden pacjent tutaj opisywał, że na swojej działce zakopał jakieś 70 kotów, bo mu polowały na gołębie, co było to wszystko zasługą złośliwego sąsiada. Ja też znam przypadki wiecznie skłóconych sąsiadów, bo jeden dokarmia ptaki, a drugi napuszcza na nie koty, co prowadzi do odwetowego trucia kotów, a psy dostają rykoszetem. Taka wieczna wojna polsko-polska. Mi też się miło dla odmiany rozmawia na argumenty, a nie emocjami. Tym bardziej, że tak naprawdę mamy podobny punkt widzenia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 13

@nasturcja: czego przykładem jest rodzimy żbik czy norweski leśny lub rosyjski niebieski ;) Koty występowały i występują i u nas, ale była to ograniczona liczba tak populacyjnie, jak i gatunkowo. Dziś tego ograniczenia nie ma.

Odpowiedz
avatar nasturcja
7 13

@Lobo86: no właśnie. Nasze koty są na granicy wyginięcia a kot domowy jest mnożony na potęgę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 9

@nasturcja: trochę nie zrozumiałaś. Kot tej wielkości występował i występuje u nas naturalnie. Nie jest więc całkowicie sztucznie wprowadzonym drapieżnikiem. Jedyne co jest nienaturalne to ilość. Ale to się tyczy także i ludzi. Generalnie patrząc na naturę w Polsce to praktycznie nic nie jest już dla niej naturalne ze względu na ogrom zdewastowanych i wyjałowionych gruntów, nieudolną gospodarkę leśną i łowiecką oraz ogólne zanieczyszczenie środowiska i odrębność poszczególnych skupisk leśnych.

Odpowiedz
avatar nasturcja
4 4

@Lobo86: nie, po prostu "kot domowy" to nazwa gatunku. Są spokrewnione z naszymi żbikami bo pochodzą od kota nubijskiego który praktycznie jest żbikiem ale ich naturalnym środowiskiem jest Afryka.

Odpowiedz
avatar Ferian
0 14

@Lobo86: Mogą napisać zgodę o samodzielne wracanie pociech do domu, lub mogą je zostawić na świetlicy, w czym problem? Mi w tamtym momencie chodziło konkretnie o fakt, że napisali, że koty nie łapią szczurów, a ja miałem naoczny dowód, że łapią. Nadal widzę problem w dokarmianiu. Nie dokarmiaj wolno żyjących kotów - zjedzą myszy - mniej chorób. No to wymrze jakiśtam gatunek ptaka, no i co z tego? Ptaki dodo też wyginęły, mnóstwo gatunków zwierząt wyginęło, nawet miliony lat temu i uwaga! Jeszcze świat nie przestał istnieć. Wszystko się wyrówna prędzej czy później, natura się dostosuje, zawsze tak było, a jak powiedziałem, WSZYSTKIE ptaki nie wymrą, co najwyżej jakiśtam gatunek. Sąsiedzi mieli też samiczki. Jedni sterylizowali, inni topili kocięta, jeszcze inni pozwalali się mnożyć i rozdawali koty. Tak czy siak kotów jakoś nie wiadomo ile nie przybywało. Kotów sąsiad nie rozdał? Utopił. Osobiście wolałbym nie dopuścić do ciąży, jakoś bym nie miał sumienia zabić, ale nie zmienia to faktu, że nie było bezdomnych, błąkających się kotów. Wiem, że w mieście wygląda to inaczej, też mieszkałem w mieście przez kilka lat. A to, że się sąsiedzi nie zgodzili, to może się wydarzyć w wielu przypadkach, nie tylko kotów. Komuś się może nie spodobać, że pies szczeka i go otruć. Argumenty masz całkiem dobre, ale za każdym razem widzę jakieś ale. W sumie to jak przeglądałem te artykuły, to to trochę jak z nami, pół na pół. Jedni mówią, że koty w miastach są ok, drudzy, że absolutnie nie i do każdego argumentu są jakieś dowody, czy statystyki, albo przynajmniej logiczne uargumentowanie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 16

@Ferian: "Mogą napisać zgodę o samodzielne wracanie pociech do domu, lub mogą je zostawić na świetlicy, w czym problem?" To właśnie piszę - nie mogą. Muszą osobiście odstawić dzieciaka do szkoły, a potem go osobiście odebrać. Nie ma znaczenia tutaj świetlica, z której i tak osobiście muszą odebrać. "Mi w tamtym momencie chodziło konkretnie o fakt, że napisali, że koty nie łapią szczurów, a ja miałem naoczny dowód, że łapią" Ale w tym konkretnym przypadku chodziło o koty w mieście. Dlatego to taka istotna różnica. Bo o to tam chodziło: koty w mieście polują głównie dla zabawy i najczęściej na ptaki. Koty na wsi zależnie od pory roku, choć dominują drobne ssaki. "No to wymrze jakiśtam gatunek ptaka, no i co z tego?" To jest argument, z którym po prostu nie da się dyskutować. Nasze zrozumienie złożoności ekosystemów jest niewiele większe od zera. Wymarcie jednego gatunku stworzenia może w tym momencie oznaczać taką lawinę konsekwencji, że w ciągu kilku lat będziemy mieli światowy armageddon głodu. Dlatego taka sraczka z pszczołami była i jest. Dlatego w wielu rejonach świata masz zakazy transportu własnej żywności, żeby przypadkiem nie przywieźć jakiś nasion, które po wykiełkowaniu mogą całkowicie spustoszyć ekosystem. Dlatego zdecydowano się na redukcję populacji kotów dziko żyjących w niektórych krajach. "Kotów sąsiad nie rozdał? Utopił. " I dziwisz się, że fundacje w takich wypadkach wydają koty z oporami? "Komuś się może nie spodobać, że pies szczeka i go otruć." I kolejny raz: dziwisz się, że fundacje w takich wypadkach wydają zwierzęta z oporami? Sam dostrzegasz jak jest w tym kraju: topienie młodych (czy uśmiercanie ich w inny sposób), wojny sąsiedzkie i wszelkie inne hece, które zwierzętom odbijają się czkawką. Albo środowisku. A dziwisz się, że fundacje przeprowadzają dość szczegółowe wywiady z ludźmi, chcącymi adoptować zwierza. A właśnie chodzi o to, żeby uniknąć takich właśnie sytuacji, jak te wszystkie opisane. A i tak sito jest ciągle za słabe, bo zdarzają się sytuacje jak z Białegostoku, gdzie koleś adoptował koty z różnych schronisk i fundacji tylko po to, aby jak najniższym kosztem realizować swoje sadystyczne zapędy. Tylko dzięki czujności wolontariuszy sprawa w ogóle ujrzała światło dzienne i facet przyznał się do zabicia kilku kotów. Sam poczytaj. Takich przypadków jest na pęczki. https://poranny.pl/bialostoczanin-adoptowal-koty-z-kotkowa-i-je-meczyl-dwa-nie-przezyly-prokurator-chce-by-trafil-do-wiezienia-zdjecia/ar/13478085 Albo tutaj, jak ktoś sobie zrobił strzelnicę i z wiatrówki do kotów zasuwał: https://poranny.pl/ul-niska-ktos-strzela-z-wiatrowki-do-kotow/ar/4977502

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 października 2018 o 15:18

avatar Ferian
-2 14

@Lobo86: Szczerze mówiąc nie wiem, jaką różnicą dla ekosystemu jest to, czy kot się nie urodził, czy został zabity za młodu. I tak, nadal się dziwię, skąd pracownik fundacji może wiedzieć, że facet ma sąsiada debila/psychopatę? No skąd? A skąd może wiedzieć, czy ten pies/kot akurat w tym domu będzie miał najwspanialsze dni swojego życia? No nie może. To lepiej nie dajmy zwierząt nikomu w ogóle, tak na wszelki wypadek. Akurat te argumenty są dla mnie słabe. Mówimy tu o ludziach postronnych, czyli np. Sąsiadowi przeszkadza pies. A skąd możesz to wiedzieć? Ktoś tam utopił kocięta (poza tym kiedyś to były inne czasy i tak robiło się nagminnie, jeśli dobrze się orientuję, nie było chyba nawet wtedy jeszcze jakiegoś zakazu, albo nie był aż tak rozpowszechniony). No zdarza się, ja bym nie umiał, ale to nic nie zmieniło. Kotów nie ma i gdyby się nie urodziły, też by ich nie było. Myślisz, że nie wiem... Sąsiad je sobie podtapiał dla zabawy i patrzył jak się fajnie dusza? Nie, zrobił to szybko, żeby tylko zdechły. To co mi wysłałeś nijak się ma do tego, co się zwykle dzieje. To są chore fanaberie i znęcanie się. Widziałeś np. Fermę kurczaków kiedyś? Tam się człowiek też nie patyczkuje w zastrzyk usypiający, tylko słabe kurczęta się bierze i rozwala się im głowę o jakąś twardą powierzchnię, żeby szybko umarły, a nie jadły ziarna, skoro i tak nic z nich nie będzie. A co do wymierania gatunków, no nie wiem, wiele gatunków już umarło, Z pszczołami się zgadzam, chociaż i tak nie mam 100% pewności, czy inne owady też by nie mogły wspomóc procesu zapylania, ale wątpię, żeby śmierć jakiegoś zimorodka sprawiła, że wyginiemy. Różne gatunki giną, inne się tworzą, wątpię, żebyśmy nagle ot tak wyginęli.

Odpowiedz
avatar Zmora
3 7

@Lobo86: "Borykają się z tym, że muszą osobiście odstawiać i odbierać dzieciaki. Dopiero w tym roku jeden skończył 12 lat i może wreszcie samodzielnie przyjeżdżać i wracać." Co ty pierniczysz człowieku szalony. Dzieci powyżej 7 roku życia (bo wtedy mogą się już legalnie samodzielnie poruszać po drodze) są już samodzielnie wypuszczane do domu ze szkoły. Szkoły co prawda czasem wymagają zgody rodziców. Ale to tyle. Nie wiem, skąd to 12 lat wziąłeś. Wskaż mi 1 przepis, który twierdzi, że szkoła może fizycznie dzieciaka powstrzymać od wyjścia, jeśli opiekun prawny na to wyjście zezwala.

Odpowiedz
avatar Eander
5 7

@Lobo86: Zgadzam się ze @Zmorą dzieci siostry w drugiej klasie podstawówki wracają same do domu i nikt nie wymaga odbierania ich ze szkoły. Co do wymierania gatunków wbrew pozorom dla środowiska nie jest to duży problem ponieważ różne gatunki zawsze wyodrębniały się i wymierały inną kwestią jest że dla ludzi może okazać się on katastrofalny ponieważ zmiana w strukturze populacji może zachwiać produkcje żywności na której się opieramy. Zauważ że nie tylko wspomniane przez ciebie pszczoły zapylają rośliny po prostu tylko one robią to na tyle efektywnie by zapewnić wysokie plony. Co do kotów mieszkam w mieście, od 5 lat mam wysterylizowaną kotkę. Jest to kot wychodzący karmiony raz lub 2 razy dziennie (w zależności od potrzeb) W okresie letnim i jesiennym średnio raz w tygodniu znajduje pod drzwiami mysz. Od około dwóch lat sąsiedzi widzą że mają mniejszy problem z myszami w komórkach, a przestali wykładać trutki. W pierwszym roku znajdowałem również czasem szczątki wróbla lub gołębia czy kawki przez ostatnie dwa lata raz znalazłem pióra na ogrodzie, a nie zauważyłem żeby ptaków było mniej, choć są dużo bardziej płochliwe. Przez te pięć lat z kotem u weterynarza byłem jedynie w celu sterylizacji i w celu szczepienia, a nie przepraszam raz jeszcze miała usuwanego kleszcza. A teraz powiedz szczerze mając moje doświadczenia (podobne z domu rodzinnego) w które artykuły byś wierzył? Co do wskazanych przez ciebie artykułów i stwierdzenia "Takich przypadków jest na pęczki." Nie wcale nie jest ich aż tak wiele biorąc pod uwagę ilość wszystkich zwierząt. Te sytuacje to margines a przez to że są po prostu mocno bulwersujące i często nagłaśniane łatwo i na długo je zapamiętujesz.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 października 2018 o 7:08

avatar konto usunięte
-1 7

@Zmora: i @Eander: nie będę się kłócił, bo widać to zależy od szkoły. Tutaj macie wyciąg z podstawówki w Piastowie: "6.Rodzice (opiekunowie prawni) zobowiązani są do punktualnego przyprowadzania dzieci na zajęcia i odbierania ich ze szkoły." I nie ma tam nigdzie mowy o jakichkolwiek deklaracjach i samodzielnych powrotach. Choć na stronach innych szkół spotkałem się z ograniczeniem wiekowym do 10 roku życia. @Eander: "Od około dwóch lat sąsiedzi widzą że mają mniejszy problem z myszami w komórkach, a przestali wykładać trutki. " To jest raczej zbieg okoliczności. "Nie wcale nie jest ich aż tak wiele biorąc pod uwagę ilość wszystkich zwierząt. Te sytuacje to margines a przez to że są po prostu mocno bulwersujące" Przeczytaj link - tam jest mowa również o tym, że pytali lokalnego weterynarza, który sam stwierdził, że dużo psów/kotów ma po takich postrzałach. Z resztą sam możesz zadzwonić do byle jakiej, większej kliniki weterynaryjnej i zapytaj o takie wypadki. W Niektórych rejonach normą jest, że myśliwi strzelają do wioskowych burków jak im polowanie nie poszło. W przeszłości bowiem istniał przepis, który zezwalał myśliwym na strzelanie do bezpańskich psów. Przepis ten zniesiono 2 lata temu, bo odstrzeliwali psy jak leci. https://czasopismo.legeartis.org/2016/04/strzelanie-przez-mysliwych-las-psy.html Problem bezdomności zwierząt i znęcania się nad nimi jest u nas największy w Europie. I to jest fakt, bo nawet największe schronisko na kontynencie jest właśnie u nas. Teraz coś o skali procederu w pół legalnego uśmiercania: https://www.newsweek.pl/polska/schroniska-w-polsce-mapa-zabijanie-bezpanskich-psow/9wjj84c

Odpowiedz
avatar Shinoda
4 6

@Lobo86: Dziecko do 8ego roku życia m7si zostawać pod bezwzględną opieka dorosłego. Jak już skończy te magiczne 8 lat spokojnie może zostać samo w domu, samo pójść i wrócić że szkoły. Dziecko w wieku lat 13tu może już się opiekować dzieckiem do lat siedmiu. Tyle w kwestii prawa, skonfrontowane z policją bo wychowawczyni w naszej szkole miała problem z samodzielnym powrotem dziecka do domu. Takze nie przesadzajcie.

Odpowiedz
avatar Zmora
2 4

@Lobo86: Ale ja mówię o prawie o poruszaniu się po drogach i o prawie zakazującym przetrzymywania ludzi wbrew ich (lub ich opiekuna) woli. A ty mówisz o widzimisiu i wymysłach szkół. No sorry.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

@Shinoda: to kłóć się z dyrekcją szkoły, które takie wymagania MOŻE wprowadzić. Bo może - nikt im tego nie zabroni. Jest to ze wszech miar legalne. Podałem ci przykład regulaminu szkoły. Z tym się kłóć. Nie ze mną, bo to nie jest mój wymysł tylko regularna praktyka.

Odpowiedz
avatar pchlapchlepchla16
2 2

@nasturcja: To, co znamy jako "kot domowy", w ogóle w przyrodzie nie występowało, to jest czyste GMO :) Kot nubijski alias stepowy trafił do Europy dopiero w średniowieczu (trofea z wypraw krzyżowych?). Słowianie na etacie kota zatrudniali na wpół oswojone łasice. I co miała począć kotka nubijska, gdy poczuła "wolę Bożą", a do najbliższego zamku, którego pan miał kocura nubijskiego, jechało się cały dzień konno i trzy dni wołami? Ano, uciekała przed siebie, a żbiki w okolicach zamkowej fosy tylko na to czekały :) Kotka wracała na zamek jakby nigdy nic, a potem się okazało, że te dwa gatunki mogą się krzyżować do oporu (w przeciwieństwie do np. konia z osłem - muły są bezpłodne, z mulicami bywa różnie). Tam, gdzie żbiki występują jeszcze w dzikim stanie, a wiejskim kotom nikt nie zagląda w rodowód, pewnie robią to do dziś :)

Odpowiedz
avatar yakhub
0 0

@Lobo86: "No i zasadniczo taki jest wymóg prawny. Do 12 roku życia dziecko nie może samodzielnie skorzystać z windy, schodów ruchomych, a rodzice muszą je odstawiać i odbierać osobiście do/ze szkoły." Wskaż podstawę prawną, bo piszesz bzdury. Siedmiolatek, z formalnego punktu widzenia, jest już nawet pełnoprawnym uczestnikiem ruchu drogowego. Co więcej, dziesięciolatek nie tylko może się samodzielnie poruszać po drodze, ale może się nawet przy tym opiekować młodszym dzieckiem! (art. 43 ust. 1 i 3 PoRD) Młodsze dzieci co prawda nie mogą się samodzielnie poruszać po drogach, ale nie implikuje to obowiązku nieustannego nadzoru.

Odpowiedz
avatar yakhub
0 0

@Shinoda: "Dziecko do 8ego roku życia m7si zostawać pod bezwzględną opieka dorosłego." Wskaż źródło.

Odpowiedz
avatar yakhub
0 0

@Lobo86: "to kłóć się z dyrekcją szkoły, które takie wymagania MOŻE wprowadzić. " Szkoła w swoim regulaminie może nawet postulować istnienie Wróżki Zębuszki, ale ten regulamin nie wyłącza działania przepisów nadrzędnych. Taki zapis jest nieskuteczny, i jest tam tylko dlatego, że nikt jeszcze nie zwrócił się do organu prowadzącego o jego wykreślenie. I uwierz mi, dyrekcja szkoły nie jest najwyższą możliwą instancją, która podejmuje autonomiczne, nieodwołalne decyzje.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 listopada 2018 o 11:15

avatar Evergrey
4 32

Nie powinny wychodzić ponieważ powodują zagrożenie. Jak twój kot wyleci pod koła samochodu i spowoduje wypadek to zapłacisz mi za blacharza i mechanika? Nie, bo nawet nie będziesz wiedział że coś takiego się stało. Jak bardzo chcesz, żeby kot wychodził to go wyprowadzaj na smyczy. I sprzątaj po nim odchody na osiedlu. I pilnuj żeby nie polował na ptactwo. Poza tym zerknij na statystyki dotyczące ilości samochodów przypadających na obywatela. Trochę się w tym temacie pozmieniało. Kiedyś może i było mało aut. Teraz wypadają średnio 2 samochody na gospodarstwo domowe.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 20

@Evergrey: A samochodziarze zagrożeń nie powodują, wcale. Stłuczek nie ma, nikt nikomu dzieci nie przejeżdża, sielanka. Rurą wydechową nikogo nie trujesz. A co zrobisz jak sarnę na drodze potrącisz? Powiesz 'ojoj, nikt mnie nie upilnował, teraz do końca życia z domu nie wyjdę'?

Odpowiedz
avatar themistborn
11 15

@Caron: I kto mu zapłaci za blacharza i mechanika jak taka sarna wyskoczy?

Odpowiedz
avatar Famme69
7 9

@themistborn: obstawiam, że dostanie jeszcze za nią mandat jeśli był znak ostrzegający :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 8

@themistborn: jak nie ma znaku, to można wystąpić na drogę sądową i samorząd zapłaci. A to z kolei odbije się czkawką na lokalnych myśliwych, którzy też płacą za szkody rolnicze.

Odpowiedz
avatar MADek
0 0

@Caron: Każdy samochód ma ubezpieczenie OC, właśnie dla takich przypadków. Nie ma OC? Płaci kierowca z własnej kieszeni. Co do dzikich zwierząt, to zależy to np. od oznakowania drogi - jeżeli jest znak, kierowca sam jest sobie winien za brak ostrożności. Bez znaku za szkody odpowiada zarządca drogi lub nadleśnictwo (chyba?), które powinno powiadomić zarządcę o takim zagrożeniu. Odpowiedzialność może być też na barkach koła łowieckiego, które w chwili wypadku organizowało w okolicy polowanie, choć w tym wypadku znowu spada to na OC (tym razem polujących). No i przypadek ostatni, kiedy kierowca po prostu olał ostrzeżenia, więc sam jest sobie winien.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@MADek: Miałeś chyba na myśli AC dla samochodu, które jest zupełnie nieobowiązkowe i wielu kierowcom się zupełnie nie opłaca.

Odpowiedz
avatar Grav
16 20

Domowe koty wychodzące są główną przyczyną śmierci ptaków śpiewających w pobliżu skupisk ludzkich ;)

Odpowiedz
avatar Bryanka
-4 12

@Grav: Nasze koty są "domowe wychodzące". Na przestrzeni 6 lat przyniosły nam dwa ptaki, w tym jednego, który chyba był zdechły już wcześniej. Najczęściej dostajemy myszy albo duże robale. Koty, które miałam za czasów panieńskich w Polsce też przynosiły głównie gryzonie, jaszczurki (i pająki). Do tego wtedy i teraz również przez nasz dom przewija się sporo uratowanych ptaków np. rudziki, wróble, gołębie, raz trafiła się sowa. Nie były zainteresowane. Nie mówię, że to norma, ale jednak z tym, że koty są głowną przyczyną pogromu ptaków, to bym polemizowała.

Odpowiedz
avatar Zunrin
10 12

@Bryanka: A ciekawe ile upolowanych ptaków nie przyniosły?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 12

@Grav: Ptaki śpiewające są przyczyną śmierci owoców w sadach i snu o piątej godzinie nad ranem :)

Odpowiedz
avatar Sway
5 9

@Grav: Koty naprawdę rzadko łapią ptaki. Z bardzo prostej przyczyny. Ptak lata, kot nie. Jeśli kot łapie ptaka to najczęściej jest to okaz chory lub ranny (czyli taki co i tak nie ma szans na przeżycie). Kot woli mysz niż ptaka. Mniej zachodu, więcej jedzenia. Poza tym sądzę, że główną przyczyną braku ptaków przy siedzibach ludzkich jest nadmietna urbanizacja, wybetonowane wszystko, brak jedzenia i miejsc do założenia gniazda. Koszmarny hałas i spaliny. Zarówno koty jak i ptaki przez lata żyły przy ludziach. Wiesz co się zmieniło? Nasze "osady", bo koty i ptaki raczej nie. Także ludzie sami są winni wymierania gatunków a będą zrzucać na inne zwierze. Taki nasz gatunek. Najbardziej inwazyjny ze wszystkich, ale odpowiedzialności na siebie nie weźmie.

Odpowiedz
avatar MADek
4 4

@Sway: Najedzony kot poluje "dla zabawy" a nie dla jedzenia. Źródeł łatwego jedzenia w mieście jest mnóstwo (dokarmiający ludzie, śmietniki itp). Większa zabawa jest podczas prób złapania ptaka (wcale nie chorego). Co do samych takich polowań, to moi rodzice mieli koty "wychodzące". Obudziłem się kiedyś z żabą w ręce (jeszcze żywą). Inna żaba miała mniej szczęścia. Tak samo ptak, którego trzeba było pozbierać z całego przedpokoju. Koty to wspaniałe zwierzaki, ale niestety opowieści o ich zamiłowaniu do rozrywkowych polowań nie są przesadzone :/

Odpowiedz
avatar Bryanka
0 2

@Zunrin: Najedzone koty domowe przynoszą praktycznie wszystko co upolują, często w "żywej formie", jako ich wkład do domowej spiżarni. Często też bawią się swoimi zdobyczami tak jak napisał Madek. Mieszkam w rolniczym rejonie, tutaj jest zatrzęsienie gryzoni i królików i zauważyłam, że to jest główny cel tutejszych kotów. Za to w stajni, w której pracowałam, największymi pogromcami podlotów były małe teriery właścicieli :) Jeszcze raz - nie twierdzę, że koty nie polują na ptaki, ale nie zgodzę się, że robią całe pogromy. Sway dobrze napisał o nadmiernej urbanizacji. W Polsce u mojej babci planowali zrobić odłów srok, bo tępiły wróble.

Odpowiedz
avatar butros
0 0

@Grav: coś w tym jest. Od kiedy mam koty w ogródku, to ptaki mniej mi płot obsrywają. Choć sroki potrafią prawie koło grubasa wyżerać z kociej miski, jak wystawię na taras.

Odpowiedz
avatar mysterde
15 17

Po pierwsze - nie wszystkie koty skierowane do adopcji mają być niewychodzące. Wszystko zależy od kota i w jakich warunkach wcześniej przebywał. W wielu fundacjach dużo jest kotów niekanapowych i niezbyt przytulaśnych, które zostały zabrane z np. gospodarstwa, gdzie nikt się nimi nie zajmował albo się znęcał. Takie koty nie znają innego życia niż "półdzikie", zamknięcie takiego zwierzaka w mieszkaniu to tortura. Dlatego zdarzają się adopcje do domów wychodzących, warunki stawiane pryszłym właścicielom są wówczas nieco inne (np. częstsze wizyty kontrolne, zaczipowanie zwierzaka itp.). Dlatego też nie wyłapuje się na siłę kotów wolnożyjących - takie nie mają praktycznie szans na adopcję bo są półdzikie, opieka nad nimi polega na dokarmianiu i doglądaniu oraz opiece weterynarza. Dużo zależy od zwierzaka. Kot przebywający od kociaka w schronisku nie zna "dzikiego życia", nie potrzebuje wychodzenia na dwór i osiatkowany balkon czy okno nie są dla niego atrakcją. A dla innych, które wychowały się gdzieś w domu z ogrodem taki osiatkowany balkon w zupełności wystarcza.

Odpowiedz
avatar Gorobe
1 11

@mysterde: mam trzy koty od małego chowane w domu na wsi, wszystkie trzy same powoli uczymy się wychodzenia i radzenia w dzikim najpierw wyprawy do ogrodu, później coraz dalej. Instynkt i geny pracują same.

Odpowiedz
avatar nasturcja
11 13

@Iceman1973: to normalne, że boli jak coś trzeba zmienić w swoim postępowaniu ale na tym polega rozwój. Dowiadujesz się nowych rzeczy i na ich podstawie korygujesz postępowanie. Ignorować jest miło ale ignorowanie to prosta droga do ignorancji. Dlatego właśnie nie żyjemy tak jak 50 lat temu. Bo teraz już wiemy, że można lepiej.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@nasturcja: czy 'coraz bardziej wydzieramy wszystko naturze' to jest to "lepiej"? Ze zmian na początek proponuję przejście na pojazd elektryczny, zaboli, no ale wiesz, rozwój. chyba, że to ignorujesz. Kot bezpieczny w domu siedzi, dzieci spalinami się inhalują, postęp!

Odpowiedz
avatar nasturcja
7 11

@Caron: wydzierając koty domowe naszej rodzimej naturze zabieramy jej to co sami jej głupio wpakowaliśmy po czym rozmnożyliśmy do absurdalnej liczebności dzięki czemu rodzime koty są na skraju wyginięcia. To nie natura sprawiła, że mamy koty domowe więc skoro już musimy je mieć to niech przynajmniej siedzą w domu i sprawiają kłopot tylko nam. Teraz już wiemy, że niektóre gatunki roślin i zwierząt są inwazyjne. Teraz powinniśmy użyć tej wiedzy w praktyce a nie udawać, że nic się nie stało i, że skoro zwierzę to natura sobie sama poradzi.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 8

@nasturcja: znam jeden taki bardzo inwazyjny gatunek szkodnika rozmnożonego na Ziemi do granic absurdu :D

Odpowiedz
avatar JW3333
11 23

To mi trochę przypomina tekst, że kiedyś u nas na wsi to się prało w rzece i wszystko było w porządku, po co to ludzie teraz wymyślają jakieś nowe zasady?

Odpowiedz
avatar Ferian
-1 17

@JW3333: Zapewniam, że nie to miałem na myśli. Tam koty dalej żyją tak samo. Postęp jest ważny, ale mam wrażenie, że przesadzamy. Szczepienia? Ok, postęp w dobrą stronę. Zamykanie kota w 4 ścianach mimo stosunkowo bezpiecznej okolicy? Moim zdaniem niepotrzebny klosz. Dlatego to napisałem, szukam opinii.

Odpowiedz
avatar nasturcja
4 12

@Ferian: Tobie niepotrzebny bo ty z jego braku masz wyłącznie korzyści (i mniej roboty). Jednak to, że konsekwencje twoich działań nie będą dotyczyć cię osobiście nie znaczy, że twoje działania konsekwencji nie mają.

Odpowiedz
avatar Ferian
4 10

@nasturcja: Nie uważam, że tylko ja mam korzyści. Chodzi mi bardziej o to, że nie wszystkie rzeczy postępowe są dobre. Tu mówimy o kotach, ale dam inny przekład "postępu". Dajmy na to antyszczepionkowców, którzy uważają, że w szczepionkach znajdują się szkodliwe substancje, których dostanie się do organizmu jest gorsze niż epidemia, albo specyficzne rodzaje ludzi, którzy uważają, że na świecie jest ze 100 rodzajów płci i do każdej powinno się odnieść w unikatowy sposób. To są przykłady powszechnie znane, niemniej jednak część ludzi uznaje je za postępowe. Ja mówię o konkretnych warunkach. Mamy wieś, na wsi tona myszy, więc kot jest potrzebny, żeby myszy nie niszczyły plonów, czy nie wyjadały zboża. Kuna się nie nadaje, bo wyje kury, a teraz zamknę kota w domu i porozsypuję bardzo zdrowe trutki... Ja to w taki sposób widzę. Ja widzę w tym momencie w tych warunkach wypuszczanie kota jako korzystne.

Odpowiedz
avatar nasturcja
2 8

@Ferian: pewnie, że nie tylko ty masz korzyści ale i inni którzy korzystają z kota w ten sposób (bardzo tradycyjny zresztą). I dla tych korzyści właśnie kot domowy został sprowadzony do Europy i wszyscy się cieszyli. Teraz już się nie cieszą bo widzą jakie ma to efekty ma dużą skalę i zaczynają informować czym jest gatunek inwazyjny i dlaczego szkodzi. Dąb czerwony też jest gatunkiem inwazyjnym i też nie widać jak szkodzi. Przecież ładne drzewo ładnie rośnie i komu to przeszkadza?

Odpowiedz
avatar Ferian
-3 9

@nasturcja: Nadal uważam, że natura sobie z tym poradzi, a jak jakiś gatunek ptaka wyginie - to trudno, na świecie co rusz znika jakiś gatunek, tona już nawet miliony lat temu wyginęła i świat wciąż istnieje. Po prostu znajdzie się w końcu jakiś naturalny wróg kota, który tę populację unormuje.

Odpowiedz
avatar nasturcja
8 12

@Ferian: no właśnie problem jest w tym, że dzięki działaniom człowieka wymieranie gatunków ma teraz prędkość której nie widać było od miliarda lat. Jesteśmy już porównywani z katastrofami naturalnymi o skali globalnej i o ile "natura" zawsze sobie poradzi to może się okazać, że kiedyś w końcu doprowadzimy do tego, że to my przestaniemy sobie radzić jako gatunek. I to nie będzie problem naszego pokolenia bo nasze pokolenie wciąż może się bawić ale skoro mamy tempo wymierania na poziomie tysięcy gatunków rocznie to można zacząć się zastanawiać ile zostawimy naszym potomkom.

Odpowiedz
avatar Ferian
-3 5

@nasturcja: Czyli w sumie gdybanie... Były już katastrofy i sobie poradziliśmy. Fakt, może się okazać, że kiedyśtam sobie nie poradzimy (wątpię, by przyczyną było wyginięcie jakiegoś zimorodka...) ale równie dobrze może w nas kiedyś uderzyć meteoryt i roznieść świat w pył...

Odpowiedz
avatar nasturcja
7 9

@Ferian: Nie. Kiedy ostatnio było takie wymieranie nie było jeszcze człowieka na ziemi. Więc nie poradziliśmy sobie tylko nas nie było. Pierwszy raz występuje coś takiego bez katastrofy "naturalnej". Więc wygląda na to że nie musimy czekać na meteor. Sami się roznosimy w pył.

Odpowiedz
avatar Iras
10 10

@Ferian: Widzisz, problem polega na tym, ze aktualnie wymieranie gatunków jest spowodowane przez dewastację ich naturalnych środowisk, które są powodowane przez człowieka. "kiedy zostanie wycięte ostatnie drzewo, zginie ostatni ptak i ostatnia rzeka zostanie zatruta, człowiek uświadomi sobie, że nie mozna jeść pieniędzy"

Odpowiedz
avatar Evergrey
5 5

@Ferian: Na tak masową skalę gatunki wymierają przez ingerencję człowieka. Nie ma gorszej katastrofy dla natury, niż nieodpowiedzialny człowiek. I z tym nautra już sobie nie poradzi sama. Naprawdę sprawdź sobie. Wystarczy, że doprowadzimy do wymarcia pszczoły. No bo co to przecież. Takie małe (mniejsze niż zimorodek) nikt nawet nie zauwazy, nie?

Odpowiedz
avatar Zunrin
-1 1

@nasturcja: Zaraz, zaraz... To już nie jesteśmy winni ostatniego wymierania megafauny?

Odpowiedz
avatar KasiekPS
5 11

Dobrze, że podkreślasz "nas wsi" oraz "u nas w domu" - bo jednak nie jest tak kolorowo na codzień. W mieście jest niebezpiecznie, nie ma pożywienia na ulicy a ludzie są okrutni. Poza tym - skądś się te koty w schroniskach i fundacjach biorą - z głupoty i znieczulicy ludzi. A ludzie wyobraźni nie mają...ani empatii. Ja sie akurat tym wymogom WCALE nie dziwię.

Odpowiedz
avatar nasturcja
5 7

@Ferian: ale dzieci z domu dziecka też nie oddaje się bez sprawdzenia rodziny więc w sumie dlaczego fundacja miałaby?

Odpowiedz
avatar Ferian
1 11

@nasturcja: Nie mówię, że ma nie sprawdzać, ale może troszkę zmniejszyć te kryteria wyboru? Mamy porównywać oddanie dziecka do oddania kota? Dokąd to zmierza? Kot sobie w wielu rzeczach poradzi. Jakoś kiedy jest patologia w rodzinie, to nie zawsze się dzieci odbiera, nikt też nie sprawdza stanu rodziny przed narodzeniem dziecka, nie ma zakazu posiadania dzieci przez niesprawdzone rodziny. Kotów, które nie są z adopcji, a są np. przygarnięte z ulicy/wzięte od znajomych to już się nie sprawdza, czy mają zabezpieczony balkon, czy przypadkiem osoba nie wynajmuje mieszkania (bo przecież może się wyprowadzić i wyrzucić kota na próg) No ludzie. A i rodzą się dzieci w rodzinach, w których jedno z rodziców jest chore, albo wychowywane przez samotną matkę, która ledwo wiąże koniec z końcem i jakoś takich problemów, żeby się tam wychowywały nie ma.

Odpowiedz
avatar nasturcja
4 6

@Ferian: sam sobie odpowiadasz na pytanie. Kot przygarnięty tak jak dziecko urodzone w rodzinie jest tam i nikt się nim nie interesuje dopóki nie dojdzie do skrajnych zaniedbań. Skoro do zaniedbań nie dochodzi to najwyraźniej rodzice/właściciele sobie radzą. Koty i dzieci do adopcji są zabrane rodzicom/właścicielom którzy sobie nie radzili więc dba się o to żeby przypadkiem nie trafiły znowu w bagno. I miejsce do którego trafią ma nie być odrobinę lepsze od starego bagna tylko ma być lepsze od fundacji/domu dziecka. A skoro w nich funkcjonują standardy poniżej których nie funkcjonują to i potencjalny dom musi mieć spełnione przynajmniej te standardy.

Odpowiedz
avatar z_lasu
2 6

@KasiekPS: Duża część kotów w schroniskach bierze się z działań ekooszołomów, którzy dokarmiają dziko żyjące koty. Populacja kotów na danym terenie sama się reguluje, pod warunkiem, że pożywienie nie jest dostarczane z zewnątrz (albo jest dostarczane w stałej ilości), a trzeba je samemu upolować. Jak się dokarmia "biedne" kotki, to mnożą się one na potęgę. Kot to drapieżnik, więc jeżeli nie starcza mu jedzenia, migruje tam gdzie jest go więcej. Jeżeli w danym miejscu ilość pożywienia jest stała, to kotów nie przybędzie. Jeżeli z każdym miotem człowiek zwiększa ilość pożywienia, to jakie są powody dla których koty miałyby przestać się mnożyć? Jedynym problemem bywa okrucieństwo wobec dziko żyjących kotów. Kiedyś w komentarzach opisywałem działanie takiej dzikiej populacji. Ale i tak miastowi, którzy dziką przyrodę widzą na własnym parapecie, ewentualnie na trawniku przed blokiem, wiedzą lepiej.

Odpowiedz
avatar Iras
6 6

@Ferian: nie ma to jak porównanie... Dziecko z domu dziecka dorośnie i pójdzie na swoje. Nie mówiąc już o "szczegółach" takich jak to, że dziecko potrącone przez samochód trafi do szpitala, a nie będzie dogorywać godzinami na poboczu, czy nie będzie rozjeżdżane na miazgę przez kolejne samochody. Dzieci nikt nie truje, nie wywala na mróz, nie topi jeślli się rozmnoży itp. itd. wymieniać można bez końca. A co najistotniejsze w porównaniu domu dziecka i schroniska - u kotów występują choroby zakaźne, które bardzo często prowdzą do śmierci, albo kalectwa. Są szczepienia na te choroby, jednak stres związany ze schroniskiem jest tak wielki dla kota, że powoduje drastyczny spadek odporności - co z kolei skutkuje tym, ze choroba z którą kot miał stycznośc na ulicy się rozwija. A że są to choroby zakaźne - to zostają opchnięte kolejnym kotom. W efekcie czesto trafienie do schroniska oznacza dla kota wielomiesięczne leczenie, kalectwo, albo smierc. To w przypadku kociego kataru, ale jest jeszcze jedna ciekawa choroba zakaźna - panleukopenia. Przy tej chorobie nawet przy odpowiednim leczeniu śmiertelność sięga jakichś 90% ( przy małych kociakach 100%) Dodatkowo BARDZO łatwo jest wirusa przenieść, a sam wirus wykazuje wysoką odporność na warunki zewnetrzne oraz środki dezynfekcyjne (Przykładaowo - komuś umiera kot na panleukopenię. Jeśli ten ktoś w ciągu pół roku weźmie nowego kociaka - ten kociak ma jakieś 90% szans na to, że zostanie zarażony - nawet jeśli po poprzednim nie zostanie żadnego sprzetu, czy kłaczka. Dodatkowo jeśli osobnik będzie na swoich butach roznosił wirusa gdzie popadnie, przez długie miesiące) W warunkach schroniskowych leczenia się nawet nie podejmuje - wybiera się tzw. "mniejsze zło" - koty u których test na wirusa wyjdzie pozytywny - są usypiane (jeśli dotyczy to kociaka, który trafił do schroniska razem z rodzeństwem - usypiany jest cały miot - nawet jeśli pozostałe nie wykazują objawów)Testów "na wejściu" się nie wykonuje z prostego powodu - to, że wyjdzie ujemny, nie znaczy, że kot nie jest zarażony. Po prostu JESZCZE może wyjść ujemny, podczas gdy tak naprawdę choroba jest już rozsiewana (przed wystapieniem objawow) Czyli w praktyce - straż miejska zgarnia kota z ulicy, zawozi do schroniska. Kot wygląda na zdrowego, trafia do salki z kwarantaną. I po kilku dniach z 20 kotów zostaje jeden.... Jeśli osoba nimi się zajmująca zachowuje odpowiednie srodki ostrożności, bo może byc też tak, że wirus zostanie rozniesiony po każdej sali ( a na Paluchu np. jest ich 10)

Odpowiedz
avatar aegerita
2 2

@z_lasu: Bajki opowiadasz, dokarmianie kotów wolnożyjących nie ma żadnego związku ze zwierzakami w schroniskach. Schroniska nie odławiają kotów wolnożyjących. Koty w schroniskach to koty wyrzucone lub rozmnożone przez nieodpowiedzialnych ludzi.

Odpowiedz
avatar z_lasu
-1 1

@aegerita: Nie, no oczywiście że nie ma. Te wszystkie śmieszne "kotkowa" rozrastają się do niebotycznych rozmiarów, bo pocztą pantoflowa koty dowiadują się, że tam jest tak fajnie i się przeprowadzają. (ironia) Nie wiem z czego wynika nadmiar kotów w schroniskach. Ale być możliwe, że ze zbyt rygorystycznych warunków wydawania zwierzaków. Nadmiar kotów wolnożyjących wynika ze zwiększania ilości jedzenia (przez człowieka) na danym terenie. Bo jeżeli tego jedzenia nie ma w nadmiarze, to kotki mają jeden a nie dwa mioty w roku a poza tym młode, odchowane kociaki wyprowadzają poza teren własnego żerowania. Ale jak się trafi banda ekoterrorystów, to zaczyna te kociaki dokarmiać (czasem zapominając o sterylkach). I zaczyna się błędne koło. Zwiększa się liczba kotów, zwiększa się ilość jedzenia, więc zwiększa się liczba kotów, więc znów trzeba zwiększyć ilość jedzenia...

Odpowiedz
avatar aegerita
0 0

@z_lasu: Jeżeli nie wiesz, z czego wynika nadmiar kotów w schroniskach, to po co piszesz, że "z działań ekooszołomów, którzy dokarmiają dziko żyjące koty"? I nie, ze zbyt rygorystycznych warunków wydawania też nie. Koty do schronisk się nie teleportują ani (co do zasady) nie rozmnażają się tam. Trafiają tam, bo zostały porzucone. Kotkowa rozrastają się czasem dlatego, że koty z mniej bezpiecznych miejsc przenoszą się tam, gdzie znajdą schronienie i jedzenie. Czasem dlatego, że ludzie widząc budki i miski wywalają tam swoje koty lub niechciane kocięta. Czasem dlatego, że opiekunowie nie dopilnowali sterylizacji. Jeżeli ludzi dokarmiających głodne stworzenia nazywasz ekoterrorystami, to każdy wolontariusz każdej organizacji charytatywnej jest terrorystą, tak?

Odpowiedz
avatar Iras
13 15

rodzina mojego szwagra mieszka na wsi - są oni "typowymi" chamami ze wsi będącymi wręcz wzorem dla wszelkich stereotypów wsiura i potwierdzeniem, że ogolna opinia o traktowaniu zwierząt na wsi nie wzięła się z niczego. I niestety prawda jest taka, że to właśnie osobnicy, dla których zatluczenie psa łopatą jest niczym, są w znacznej większości. Twoi rodzice może i odrobaczają itp. - większosć na wsiach jednak nie ruszy swojej zasranej dupy nawet jeśli kot, czy pies będzie ciężko chory - bo to "tylko kot/pies". Dlaczego akurat napomykam o rodzinie szwagra? Z tego powodu, że kotów u nich była już niezliczona ilość. Jednemu udało się przezyć więcej niż 2 lata. Większosć "znika" średnio po pół roku - roku. To jest jedna sprawa. Druga jest taka, że koty w fundacjach są kotami domowymi. Dla takich "wolność" jest zabójstwem. Koty zdziczałe - czyli takie, dla których stodoła byłaby wystarczająca - są łapane tylko do kastracji/sterlki, żeby nie pomnażać bezdomności i ewentualnie jak są chore. Fundacje nie po to ratują wywalone zwierzęta, zeby te potem trafiły z deszczu pod rynnę. Jeśli zas chodzi o kastrację i sterylkę - twoja babcia cóż - nie ma zielonego pojecia na temat zwierząt. Po to się kastruje i sterylizuje, żeby nie pomnażać bezdomności - to, że u was były samce znaczy tyle, że doprowadziliście do narodzin prawdopodobnie wręcz setek kociaków, które potem jakieś ścierwo utopiło w szambie, albo zakopało żywcem. Do tego dochodzi kwestia chorób zakaźnych. Koci katar to jedna sprawa - da sie wyleczyć (a raczej zaleczyc, bo większosć kotów pozostaje nosicielami) są jednak jeszcze takie choroby jak fiv i felv - koci aids i zakaźna białaczka. Kot może być przez lata nosicielem, a choroba ujawnia się przy spadku odporności (czyli chociażby oberiwe w walce, albo kotka dostanie rui) - od momentuujawnienia się choroby kotu zostaje jakies 2 tygodnie życia (choroby są po prostu nieuleczalne i zawsze prowadza do śmierci). Jedna dróg przenoszenia - ślina, krew, wydzieliny płciowe. Wypuszczając niekastrowanego kota ryzykuje się, że zostanie zarażony i że sam będzie wirusy rozsiewał.

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
14 20

Nie kastrowanie kota jest przyczynianiem się do dramatu setek innych kociaków. Tyle w temacie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 13

@Tajemnica_17: To akurat popieram. Każdy zwierzak nieprzeznaczony do rozrodu piwinien być sterylizowany.

Odpowiedz
avatar szafa
2 4

@Tajemnica_17: O to to, o ile rozumiem większość argumentów w tej historii i mnie przekonują, o tyle hasło o niekastrowaniu kotów doprowadza mnie do chęci tłuknięcia czyjąś głową o ścianę. Nie ma jak pomnażać i tak już zbyt dużą populację kotów dzikich.

Odpowiedz
avatar Deloris
1 5

@tatapsychopata: widzieli to, co zostaje z kota, który wypadł z balkonu. Wystarczy. Nie każdy z nas ma szczęście mieszkać w domu na wsi. I nie dla każdego z nas kot to "tylko zwierzę, jak mu się coś stanie, to weźmiemy nowe".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@Deloris: Przecież wszystko zależy od opiekunów zwierzaka, a nie od siatki na balkonie! Ja siatki nie miałem, a kot jakoś nie spadł, bo miał wstęp na balkon wyłącznie na smyczy. Siatka magicznie nie zapobiegnie złemu traktowaniu zwierzęcia przez ludzi.

Odpowiedz
avatar Deloris
2 4

@mooz: owszem, zależy od opiekuna, ale po czym poznasz, czy człowiek, który chce przygarnąć kota, jest ostrożny i w pełni odpowiedzialny? Osiatkowany balkon świadczy co najmniej o tym, że nowy opiekun poważnie traktuje swoją rolę i nie boi się kosztów.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@Deloris: Osiatkowany balkon świadczy wyłącznie o tym że dana osoba dostosowała się do chorych wymagań, absolutnie nic nie mówi jak ta osoba będzie traktowała zwierzaka. I nie jestem gołosłowny, widziałem przypadki ekstremalne - z zewnątrz wszystko zrobione na pokaz, a sposób traktowania zwierzęcia nadawał się do prokuratury.

Odpowiedz
avatar kierofca
5 5

Zagrożenia istnieją. U mnie podrzutek miał ostatnio kolizję drogową, przy okazji leczenia okazało się że nosi w sobie śruty po jakimś debilu. Kot raczej był domowy, póki się nie znudził. Ciągle jest "do wzięcia". Jeden prawdopodobnie wsadził ogon w oczka siatki i skoczył, skończyło się wizytą u weta i zaszyciem kikuta. Wszystkie trzy to kocury, wszystkie wykastrowane i wszystkie łapią myszy i szlajają się bóg wie gdzie. Ten bez ogona potrafi iść z nami do lasu na grzyby (spacerek ok 2km, później wymięka i wraca). Koty stanowią też zagrożenie dla ptaków i chronionych gryzoni (niedawno znalazłem truchło chomika europejskiego). Mimo wszystko zamykanie ich na całe życie w domu uważam za bestialstwo.

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
8 8

U mnie na wsi placki z kotów na drodze były z kolei normą. Tak samo jak to, że jakiś kiciuś wyszedł i nie wrócił, kocięta gdzieś się "zawieruszały", a dziesięcioletni kot uchodził już za staruszka. Nie dziwię się, że fundacje są wyczulone na ludzi, którzy adoptują zwierzęta w takich warunkach.

Odpowiedz
avatar Papa_Smerf
1 11

Fajnie, a gdzie tu jest piekielna historia? Skoro to miał być komentarz, to po co piszesz historię? Ten portal służy do opisywania piekielnych historii, które się nam (lub naszym znajomym) przydarzyły, a nie do wyrażania swoich opinii. Od tego są komentarze. Piekielny jest autor, bo ta pseudo-historia to SPAM.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 października 2018 o 18:51

avatar konto usunięte
-2 18

Ja tam się nie znam, ale moje wychodzące koty są mniej poturbowane fizycznie i psychicznie niż psychopatyczna kocica mojej cioci, zamknięta w bloku, sycząca bez powodu na ludzi, atakująca ich nogi (zero instynktu samozachowawczego, zawsze mam ochotę zasadzić jej kopa, gdy wbija mi zęby w stopę, pazury ma obcięte, uff) i wiecznie przypalająca sobie wąsy kuchenką. Z kotem tak samo jak z koniem - jak się nie wybiega to głupieje. Fundacje, ogarnijcie się, dajcie kotom być kotami, a nie poduszkami.

Odpowiedz
avatar Deloris
2 4

@Candela: a ja nie mam życzenia szukać moich zaginionych kotów po mieście, zbierać ich z asfaltu albo dochodzić, czym i gdzie się struły. Jedna kocica Twojej cioci nie stanowi dowodu na to, że każdy niewychodzący kot jest cierpiący i niestabilny psychicznie. Znam dziesiątki takich kotów, mają się dobrze i żyją po kilkanaście lat, podczas gdy wychodzące koty znajomych mieszkających nawet w spokojnej, wiejskiej okolicy, giną na drogach albo nie wiadomo gdzie. Oraz: fundacje i pracujący z nimi ludzie wkładają często dużo wysiłku (i pieniędzy) w ratowanie chorych, wynędzniałych, dzikich i zabiedzonych kotów. Nie sądzisz, że trochę szkoda oddać takiego wyratowanego kota komuś tylko po to, żeby zaraz znowu coś mu się stało? Oni starają się zapewnić mu *bezpieczne życie*, a nie kolejne obrażenia albo śmierć pod pierwszym lepszym samochodem. Porównanie kota z koniem... bardzo kreatywne i równie bardzo bez sensu.

Odpowiedz
avatar aegerita
0 4

@Candela: Czyli co, jak się ma konia, to trzeba go wypuszczać luzem gdzieś w nieznane, bo inaczej zgłupieje, tak? Ciekawe. Psa też bez sensu wyprowadzam na spacery, bo powinnam mu po prostu otworzyć drzwi i dać pełnię wolności?

Odpowiedz
avatar aegerita
0 8

Najbardziej dziwi i boli wymóg, że kot adoptowany z fundacji ma być niewychodzącego. Koty wychodzące samotnie żyją średnio dwa razy krócej niż niewychodzące lub wychodzące tylko z opiekunem. W kraju, w którym większość ludzi nadal jest przekonana, że kot szczęśliwy to kot wychodzący, w którym fundacje wręcz nalegają na umożliwienie kotu samowolnych wycieczek, najczęstszą przyczyną śmierci kotów domowych jest rozjechanie przez samochód. Drugą jest zakaźną białaczka, którą koty często łapią poczas samotnych wypraw. Czy to wystarczający argument, czy musisz zobaczyć kota rozsmarowanego na asfalcie, żeby zrozumieć niebezpieczeństwa wypuszczania zwierzaka bez kontroli?

Odpowiedz
avatar SirVimes
6 12

Aż sie zalogowałem. Nie dostałbyś kota, bo koty trułeś. Koty nie trawią przypraw, nie mogą jeść posolonego i doprawionego mięsa. Niestety. Co do wychodzenia. 1. Koty są bardzo zafiksowane, potrafią pobiec za ptakiem, zwierzęciem daleko. 2. Przejechane przy drogach koty to efekt takiego myślenia. Jeśli ludzie trafiają borsuki, lisy, jeże i sarny, to jak możecie uważać, że kot jest mądry, poradzi sobie? przypadek jednostkowy, dwa dni temu prawie przejechałem kota. Siedział na środku jezdni, nie ruszał się, nie reagował na klakson. Sprawodzny u weta, zaczpiowany, państwo bardzo zdziwieni sytuacją, bo "kot taki mądry jest" Sam mam 3 koty. Za nie jestem odpowiedzialny - ale jak rozumiem, nie każdy podziela to myślenie. Koty się kastruje, bo tak są zdrowsze(mniej hormonów, mniejsze ryzyko raka) P.S Szczury są cholernie groźne. Duże, dochodzą do ponad pół kilo spokojnie w mieście, mają masywne łapy i ostre zęby. Koty zdecydowanie nie polują na nie.

Odpowiedz
avatar Zmora
6 8

Ja szczerze mówiąc wyznaję zasadę, że wszystko zależy od kota i otoczenia. Jak otoczenie jest niebezpieczne, ruchliwe ulice itp. to kota nie należy wypuszczać. Jak kot jest wyraźnie skory do rozróby, często się uszkadza, to też nie. Ale w innym wypadku widzę mało przeciwskazań. Koty generalnie uwielbiają wychodzić i potrafią strasznie rozpaczać, żeby wyjść (zwłaszcza jak się ma dom na parterze, więc kot może zobaczyć wolność tuż tuż za szkłem). Owszem, jest to niebezpieczne życie. Ale fajne rzeczy często są niebezpieczne. Jak kot jest wysterylizowany, zaszczepiony i wygląda na wmiarę życiowo ogarniętego, to można mu na to zezwolić. A ptaki i inne takie to szczerze mówiąc mają u mnie znacznie mniejszy priorytet niż zadowolenie mojego kota.

Odpowiedz
avatar strigiformes
4 8

Wiele osób ma takie poglądy... Do czasu. Do czasu gdy znajdujesz ukochanego kotka przejechanego na placka na tej wiejskiej mało uczęszczanej drodze. Nikomu nie życze, tak skończyła nasza ukochana kotka, żaden mój kot juz nie bedzie wychodzący.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 4

@strigiformes: Sparafrazuję: Wiele osób ma takie poglądy... Do czasu. Do czasu gdy znajdujesz ukochane dziecko przejechane na placka na tej wiejskiej mało uczęszczanej drodze. Nikomu nie życze, tak skończyło nasze ukochane dziecko, żadne moje dziecko juz nie bedzie wychodzące. To dokładnie taka sama sytuacja. Wolność zawsze wiąże się z ryzykiem. Niektórzy wolą wolność, inni złotą klatkę. Gdybym był kotem, wolałbym żyć tylko 2 lata, za to na wolności niż 15 lat zamknięty w więzieniu.

Odpowiedz
avatar Deloris
1 5

@mooz: czy swoje dzieci też planujesz puszczać luzem, gdziekolwiek zechcą iść? Pozwolisz im biegać po ulicy, pochlapać się w rzece, zjeść to, co właśnie znalazły w kałuży, pobawić się ostrymi przedmiotami etc.? Bo inaczej to wg Ciebie zniewolenie, a może one wolą żyć dwa lata na wolności, niż x lat pod ciągłym "nie rusz, nie rób tego, nie wolno".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@Deloris: Rozumiem że Ty swoje dzieci będziesz trzymała zamknięte w domu przez całe ich życie, do naturalnej śmierci, żeby przypadkiem nie narazić ich na niebezpieczeństwo? Tyle wypadków na drogach, lepiej żeby nigdy na zewnątrz nie wychodziły. Świat jest pełen zagrożeń, zamknijmy wszystkich w domach!

Odpowiedz
avatar Shinoda
-2 8

Autorze historii- w pełni się z Tobą zgadzam. Występuje teraz nagminnie jakąś kompletną przesada w kwestii poglądów... zwierzaki nie wychodzące i sto milionów innych zaostrzen a dzieci to najlepiej też nie wychodzące no przecież tyyyyle zła jest na zewnątrz. Zamykanie zwierzęcia w domu to według mnie robienie mu krzywdy. Mieszkam w bloku, na ostatnim piętrze, wiem że nie jestem w stanie kota wypuszczać i przypilnowac żeby miał jak wrócić więc go po prostu nie mam (choc bardzo bym chciala). Sama też bym nie chciała żeby mnie ktoś zamknął w domu na zawsze. Ludzie są coraz mniej odpowiedzialni w dzisiejszych czasach, w jakimś stopniu jestem w stanie zrozumiem TOZy ale kurczę bez przesady. Takie popadanie że skrajności w skrajność. Tylko po co...?

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
4 6

@Shinoda: Protip: ze zwierzętami można wychodzić na spacery.

Odpowiedz
avatar Ferian
-3 7

@Shinoda: Też mam trochę takie wrażenie, że kot zamknięty w 4 ścianach się czuje jak w więzieniu.. Psa bym w bloku nie trzymał, a co dopiero kota. Fakt, są niebezpieczeństwa, zdarzają się rozjechane koty (przy ruchliwej ulicy też bym kota nie trzymał) ale ludzie potrąceni też się zdarzają. Czy to znaczy, że mamy się zamknąć i nie wychodzić?

Odpowiedz
avatar SirVimes
1 7

@Ferian: To masz złe wrażenie. Psa można trzymać w bloku, jak dla przykłądu hasa się z nim po dworzu 2 godzinki dziennie. Koty są rozjechane i przy mało ruchliwych. Tak samo jeże, dziki, sarny, borsuki. Czy ty jesteś specjalnie tak bezmyślny? Ludzie mają rozum i instynkt, znają przepisy - koty są dużo mniej gramotne, poza tym za odruchem potrafią nieźle pogonić, zatracić się wręcz. Tak samo choroby, odławianie... To nie jest średniowiecze, gdzie ludzie się nie myli, ale nikomu świat nie przeszkadzał. Dorośnij.

Odpowiedz
avatar kosimazaki
3 3

@Hatsumimi: u nas wychodza z kotami w szelkach i czesto na flexi swego czasu bylo duzo "plackow z kota" i ogloszen ze kot sie zgubil, jak kociarze sie ogarneli osiatkowali okna i prowadzaja futrzaki na sznurku jakby tego troche mniej (a dzwonienie do ludzi poznym wieczorem "w sprawie kota.. jest na ulicy takiej a takiej.. prosze zabrac czarny worek" tez nie jest przyjemne)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

Miałam kota przez dłuższy, był to kot niewychodzący, typowo domowy. Z kolei męża rodzina, u której często byliśmy, mieli koty wychodzące, które jak psy towarzyszyły im na spacerach w lesie i ogólnie dbały o obszar podległy, coby myszy się nie gnieździły. I mąż, po którymś z kolei "ten wasz kot też taki mądry, na pewno by się na spacerze pilnował" wziął go do lasu na spacer. Skończyło się na tygodniu strachu, ulotek i poszukiwań. Kot przesiedział tydzień pod krzaczkiem, wrócił głodny w cholerę bo jedyne co złapał, to kleszcz w sierści... więc rozumiem fundacje. Nie każdy kot jest stworzony do dzikiego życia i w takowym da sobie radę.

Odpowiedz
avatar Filemona
0 2

Pozwole sobie wkleic swietny komentarz z fejsa: "1. Twoim sasiadom nie przeszkadzalo, innym moze. Przejdz sie do weta i spytaj ile tygodniowo maja kotow ze srutem z wiatrowki. 2. Ile w Polsce jest malo uczeszczanych drog? Ludzie, ktorzy przy takich mieszkaja raczej nie mysla o adopcji kota z fundacji. A tych bardziej uczeszczanych jest znacznie wiecej, ile mijasz rozjechanych kotow na ulicy? Ja sporo. 3. To, ze miales same kocury, to uwazasz, ze juz nie trzeba kastrowac?Zwlszcza kota wychodzącego? Brawo za myslenie. Przyczyniles sie do zwiekszenia populacji kotow bezdomnych w swojej okolicy. I naprawde, "mundrosci" babci nie beda madre tylko dlatego, ze jest babca. 4. A co jesli tę walke kot by jednak przegral? Machniecie reka, "ot, taka natura"? No fundacja nie daje kota po to, zeby gdzies zdechl. 5. "Koty byly zadbane". Nie, nie były, patrz punkty wyzej. Naprawde nie wystarczy zwierzecia wziac pare razy do weta, dac wody i jedzenie, żeby stwierdzic, ze to juz wystatczy, ot cala opieka i obowiazek. Zwierzę to odpowiedzialność. Rozumiem, ze działania i wymogi fundacji mogą wydawać się przesadzone i na wyrost, ale naprawdę nie wziely się z niczego. Ten kot w fundacji znalazl sie z jakiegos powodu i to najczesciej z takiego, jak wymieniles, a fundacja po prostu nie chce zeby do nich ten kot wrocil i chce, zeby jego "drugie"zycie bylo lepsze od pierwszego. Jezeli ci to nie pasuje,to kup z hodowli." Nic dodać, nic ująć.

Odpowiedz
avatar Myrnidouek
0 0

Wow, ale zabłysnąłeś. Było się brokatem posypać zamiast chwalić się jaki jesteś nieodpowiedzialny :p Dlaczego fundacje nie chcą dawać kotów takim ludziom? Hm, no nie wiem, może dlatego że właśnie z takiej patologii musiały je dopiero co wyciągać? I przy okazji władowały one w doprowadzenie takiego kota to porządku kupę pieniędzy?

Odpowiedz
avatar Kocilla
-2 2

Nie trzyma się kota wychodzącego również na wsi lub spokojnym osiedlu dlatego, że również na takich wsiach i spokojnych osiedlach mieszkają - oprócz tych normalnych - ludzie podli i źli. Którzy widząc samotnego kota bez opieki poszczują go psem albo ostrzelają z wiatrówki śrutem, bo i czemu nie. Przecież to ciche i spokojne miejsce, sąsiedzi nie patrzą, nikt nie zauważy i nie doniesie właścicielom kota. Albo na spokojnej uliczce specjalnie docisną gazu, żeby kot nie zdążył uciec. Albo na trawnikach rozrzuca mięso z trutką czy szkłem. Albo...

Odpowiedz
Udostępnij