Tak mi się przypomniało...
Mąż znajomej - powiedzmy, że Andrzej - wygląda trochę jak Gregor Clegane z "Gry o tron": wzrostu 2,02, a przy tym potężny, szeroki w barach, łapy jak szufle do węgla, do tego dosyć bujna broda. No, po prostu wiking na sterydach. Do tego dochodzi twarz. Jakby to powiedzieć... taka bardziej do radia niż do TV. Mówiąc krótko - zdecydowanie nie jest to ktoś, kogo chciałoby się spotkać wieczorem w ciemnej uliczce.
Pozory mylą: jest to jeden z najspokojniejszych, najłagodniejszych i najbardziej nieagresywnych ludzi, jakich znam. Życzliwy, przyjazny, zawsze uśmiechnięty, każdemu pomoże, muchy nie skrzywdzi.
Andrzej - z powodu różnych zawirowań życiowych - nie skończył studiów. Zawodowo pracuje głównie jako spawacz - choć przy tym jest człowiekiem oczytanym, inteligentnym i z dużą wiedzą o świecie. Jego hobby - jak sam mówi - jest "robienie różnych rzeczy z metalu". Te "różne rzeczy" to na przykład repliki średniowiecznych mieczy dla różnych bractw rycerskich, ale też inne przedmioty. Kiedyś - na skutek jakiegoś zakładu z kumplem - zrobił z metalu... kij bejsbolowy. Można powiedzieć: replika w skali 1:1, ale ze lśniącej, srebrzystej stali. Ot, wygłup hobbysty. I ten kij znajomi mają w domu - wisi na ścianie w przedpokoju (to też taka forma żartu: wchodzisz i masz wrażenie, że trafiłeś do kibolskiej meliny ;-)
Znajomi mieszkają w dzielnicy, która przez lata miała w Warszawie złą sławę "krainy latających scyzoryków". Dziś jest już nieco inaczej, ale jeszcze się kwiatki zdarzają. No i taki właśnie kwiatek się zdarzył: chodzili po ich kamienicy jacyś dziwni ludzie (dresy, łyse łby, gęby zakazane), pukając do drzwi i zadając różne pytania - wszystko wskazywało na to, że to jakieś lewusy, które próbują się zorientować, gdzie ewentualnie warto się włamać.
Andrzej wiedział już, że chodzą, więc się przygotował. Kiedy zapukali do jego drzwi i po otworzeniu zapytali, "...czy zastali Marcina", Andrzej - swoim spokojnym, uprzejmym basem - odpowiedział, że to chyba pomyłka, bo żadem Marcin tu nie mieszka.
Zrobił to opierając się łokciami o obie strony framugi drzwi, głową sięgając prawie do nadproża, a w prawej ręce trzymając ten właśnie wielki kij bejsbolowy ze lśniącej stali.
Panom za drzwiami miny zrzedły, grzecznie przeprosili i dali nogę. Ponoć Andrzej usłyszał jeszcze dobiegające z dołu "Nieeee, k...a, tu chyba lepiej nie...".
Andrzej powinien za zapolować na smoka, smoczy łeb obok metalowego kija bejzbolowego świetnie by się prezentował.
Odpowiedz@Morog: :-D Muszę mu to zaproponować!
Odpowiedz@Morog: Moron, w jakieś wymyślone bóstwa wierzysz, a na Piekielnych ciągle doszukujesz się kłamstw.
OdpowiedzA czy wykonuje na zamówienie? Swego czasu szukałem hobbysty metalurga, który mógłby wykonać Bat'leth.
Odpowiedz@glan: Mogę zapytać.
OdpowiedzHistoria śmieszna,ale co w niej piekielnego?Postaraj się,weź przykład z Hermiony,jej cały czas się coś przydarza z piekła rodem.Znowu ironia tak na marginesie...
OdpowiedzDzień dobry, zastałem Jolkę? ;)
Odpowiedzniestety powinien pociąć ten kij na żyletki, a na pewno nie chwalić się jego posiadaniem w internecie. Bo to podpada pod ustawę o broni i amunicji. tym niemniej można sprawić sobie kij do golfa, krykieta, hokeja czy nawet młotek do polo
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 października 2018 o 12:11
I to jest absurd w prawie. Za kij do bejsbola niesiony w dłoni mogę mieć problemy z prawem, a jak kupię siekierę w markecie to póki tej siekiery w plecy nikomu nie wsadzę to pies z kulawą nogą się mną nie zainteresuje.
Odpowiedz@sutsirhc: nie jest to do końca taki absurd. raczej odpowiedź prawa na dziwną psychologiczną przypadłość elementy przestępczego. Wszyscy wiedzą, że na kij baseballowy są sankcje, podobnie na nóż i maczetę (jeśli okoliczności wskazują). Można zastąpić ten kij setką innych przedmiotów nawet skuteczniejszych, łatwiejszych do ukrycia. Jednak jak przychodzi do sytuacji, to z dziwnej przyczyny wybierany jest właśnie kij baseballowy lub maczeta. Magia umysłu czy co?
OdpowiedzOn jest Sandor Clegane, nie żaden Gregor.
Odpowiedz