Znowu szukam pracy. Nie wiem czy to ja mam takiego pecha, czy po prostu taka jest sytuacja na rynku pracy, ale ciągle trafiam na coraz "lepsze" oferty i już nie wiem czy się śmiać czy płakać.
Jestem studentką zaoczną, nie chcę pracy w gastro ani na nocki, poza tym nie mam za dużych wymagań, bo i tak za kilka miesięcy kończę studia i wyjeżdżam. Szukam więc pracy w biurze, w sklepach, ewentualnie czegoś w moim zawodzie. Póki co znalazłam:
1. Sklep z drogimi, sportowymi ciuchami. Kierownik bardzo miły, podoba mu się moje doświadczenie i status studenta, więc oferuje mi pracę. Warunki: 1500 zł na rękę (w wielkim mieście), żadnych premii, praca na pełen etat w godzinach otwarcia galerii, więc rzeczy takie jak zliczenie kasy albo przyjęcie dostawy robię charytatywnie po swojej pracy. Do pracy muszę być obowiązkowo ubrana w odzież marki, co prawda są zniżki pracownicze, ale taki "mundurek" kosztowałby jakieś kilkaset zł, a wypada mieć chociaż koszulkę na zmianę. Do tego za każdą skradzioną rzecz potrącają kasę z pensji, sklep nie ma żadnych zabezpieczeń przed kradzieżą. Podziękowałam.
2. Kolejny sklep, warunki były ok, ale właścicielka zaczęła mocno kręcić nosem jak jej powiedziałam na rozmowie o tym, że studiuję zaocznie. Oczywiście informacja o studiach widnieje w moim CV, jest też dopisana moja dyspozycyjność, a wysyłając e-mail z CV dopisałam, że jestem niedyspozycyjna w weekendy. Ale co tam, na rozmowę zawsze można mnie zaprosić. Co ciekawe, mniej więcej na połowie rozmów mam wrażenie, że osoba prowadząca rozmowę widzi moje CV pierwszy raz w życiu.
3. Sprzedawca w sklepie z kosmetykami. Na rozmowę byłam umówiona o 11:00. Przychodzę kilka minut przed czasem, ekspedientka przekazała mi że mam poczekać na fotelu, szefowa zaraz przyjdzie, już jedzie, już parkuje, już prawie wchodzi. Czekałam 30 minut i w końcu bardzo zawstydzona ekspedientka przeprosiła mnie i powiedziała, że szefowa jednak nie przyjdzie, bo już kogoś znalazła na to miejsce.
4. Praca na wyższym stanowisku w dużej firmie, wymagane wyższe wykształcenie, znajomość branży i kilka innych rzeczy. Rekrutacja wielopoziomowa, rozmowy z zarządem firmy, jakieś testy psychologiczne, test wiedzy itp. Szło mi świetnie, bo firmę znałam już ze wcześniejszej współpracy i zależało mi na tej pracy, ale żadna z osób z którymi rozmawiałam nie umiała mi przedstawić warunków jakie oferuje firma. Nie wiedziałam jaka umowa, jaka stawka, jedyne o czym mnie poinformowano to godziny pracy i ogólny zakres obowiązków, nikt nie chciał nic więcej powiedzieć. W końcu na trzecim etapie dyrektor raczył mnie poinformować o warunkach. Dla osoby z wyższym wykształceniem, na stanowisku specjalisty, wielka firma działająca na rynku światowym miała do zaoferowania 1600 zł na umowę zlecenie (oczywiście pełen etat). Na kolejny etap rekrutacji już się nie fatygowałam.
5. Praca w sklepie internetowym, w ogłoszeniu w zakresie obowiązków podano pakowanie drobnych paczek, odpisywanie na pytania klientów, obsługę zamówień, nic nadzwyczajnego. Po tym jak umówiłam się na rozmowę kwalifikacyjną dostałam smsa z nazwą firmy, okazało się, że to call center z najgorszymi ocenami w całym mieście. Nie mam nic do pracy w CC, ale taka forma szukania nowych pracowników to zwykłe oszustwo.
Od poniedziałku idę na kilka kolejnych rozmów, mam nadzieję że już tu żadnej nie opiszę.
poszukiwanie pracy
Mam tylko nadzieję, że więcej ludzi tak jak Ty będzie odrzucać takie piekielne oferty aż w końcu Janusze biznesu wymrą z głodu.
Odpowiedz@glan: Już zaczynają wymierać. Mój brat pracuje w HR, ponoć oferty zaczynają się poprawiać, bo wreszcie brakuje pracowników godzących się pracować za głodowe stawki.
Odpowiedz@jass: na szczęście masz rację, sytuacja na rynku pracy nadal nie jest jakaś dobra ale jest lepiej w stosunku do tego co było kilka lat temu.
Odpowiedz@glan: Gorzej jak zaczyna się dziać tak, że nowi pracownicy otrzymują lepsze warunki od starych :D A z tego co słyszałem w wielu placówkach się tak dzieje :P
Odpowiedz@DziwnyCzlowiek: W takich sytuacjach ekipa bardzo szybko się wymienia, a ekipa świeżaków z natury rzeczy nie jest tak skuteczna, jak ekipa doświadczonych pracowników, więc pracodawca w jakimś tam stopniu dostaje za swoje ;)
Odpowiedz@Grav: Przyznaje Ci rację. Gorzej jak człowiek lubi swoją pracę a jest zmuszony z niej zrezygnować właśnie z takiego powodu.
OdpowiedzCo do studiów-sama wysyłałam całkiem niedawno CV. Wszędzie widnieje, że studiuję dziennie i dopisywałam, że interesuje mnie 3/4 etatu (akurat tak wyszło że mam jeden dzień zajęć w tygodniu). Wysyłałam do osób z branży i do sklepów. W wielu miejscach byli zdziwieni, że ja chcę 3/4 a nie cały etat. A o płacach i rozmowach-to też mogę napisać dobrą historię :D
OdpowiedzI pracownicy i właściciele firm powinni pamiętać jedno: pracodawca płaci za czas/ wiedzę pracownika. Więcej wiedzy = mniej czasu itd. Jeśli pracownik nie ma wiedzy, musi oddać więcej swojego czasu za te same pieniądze. I tu nie ma żadnej filozofii. Tzn. na piekielnych jest...
Odpowiedz@tuxowyznawca: czas i wiedza to nie są jedyne rzeczy które oferuje pracownik i za które płaci pracodawca. Poza tym mamy płacę minimalną i kodeks pracy i każdy pracodawca ma obowiązek tego przestrzegać, bez względu na to czy zatrudnia kogoś na wysokim stanowisku czy na najniższym. Ponadto zauważ, że w punkcie 4 pracodawca pomimo wysokiego poziomu wymaganej wiedzy nie chciał porządnie zapłacić.
OdpowiedzOstatni semestr studiów technicznych, magisterskich, dziennych. Przedmiotów niewiele (w poniedziałki laboratoria i seminarium, w czwartki o 16:00 jeden wykład), wolnego czasu dużo (w teorii na pisanie pracy dyplomowej), sytuacja finansowa (jak to u studenta) kiepska. Stwierdziłam, że poszukam pracy. I oto jest! Oferta w mojej specjalizacji, dla studenta, świetny dojazd, umowa zlecenie z przekształceniem na umowę o pracę! Bajka! Wysłałam CV, odpowiedzieli, poszłam na rozmowę. Branżę znam, wiedzę i umiejętności mam, status studenta jest, na wszystkie pytania (teoretyczne i praktyczne) odpowiadam śpiewająco. Wydawałoby się, że lepiej być nie może. I tu dochodzimy do dyspozycyjności i stawki. Tłumaczę że chciałabym pracować 3 dni w tygodniu, żeby przed czwartkowymi zajęciami móc załatwiać sprawy uczelniane i spokojnie iść na wykład, który prowadził mój promotor (dodatkowo wykład był bezpośrednio związany z tematem mojej pracy magisterskiej, dlatego bardzo mi na nim zależało). Co usłyszałam na rozmowie? "Jak przyjdziesz na 7:30 do pracy i nie wyjdziesz na lunch, to możesz wyjść o 15:30 i zdążysz na zajęcia, więc możesz pracować 4 dni w tygodniu" Myślę sobie - OK, jeśli wynagrodzą mi to w sposób finansowy, to mogę spiąć cztery litery, przeorganizować się i ostatecznie przystać na taki tryb pracy. Zatem pytam o stawkę. Otóż, za pracę na 4/5 etatu zaproponowano mi... 1000zł brutto miesięcznie, bez możliwości negocjacji bo taki jest budżet na zatrudnienie. Po wszystkim mi głupio było, bo dosłownie wybuchłam śmiechem jak to usłyszałam. Nie powinnam tak robić na rozmowie o pracę, był to brak kultury z mojej strony, przepraszam. Na swoją obronę: naprawdę sądziłam, że facet sobie ze mnie żartuje.
Odpowiedz@mim: a za co ty przepraszasz? To i tak delikatna reakcja na rzucenie takiej stawki. Jak mi ktoś kiedyś rzucił stawką godzinową to zapytałem czy to kwota netto, czy brutto, bo nie wiem czy się targujemy, czy sobie żartujemy.
Odpowiedz@mim: Reakcja nie kulturalna, ale może to ich trochę otrzeźwi i zrozumieją, że wyzysk się powoli kończy.
Odpowiedz@mim: możesz, bo to on zaczął żartować
OdpowiedzPunkt 1. bardzo brzmi jak Nike. Ta firma słynie z wykorzystywania pracowników najniższego szczebla. Obowiązek noszenia firmowych ciuchów i jednoczesne niezapewnianie ich to ich wizytówka.
Odpowiedz@Mantigua: Podobnie jak z Nike, tak i Adidasem i innymi brandami - sklepów firmowych - tych faktycznie ich, praktycznie nie ma w naszym kraju lub można je policzyć na palcach jednej ręki. W większości wypadków to są różnej formy franczyzy. Przypadkiem się o tym dowiedziałem od jednej dziewuszki, która pracowała w sklepie firmowym adidasa jako sprzedawca i robiła też szkolenia produktowe pracownikom tych zewnętrznych firm, które adidasem właśnie handlowały. Miała takie stawki, socjale i limity czasu pracy, że o panie. Świat i ludzie - pozazdrościć. Z każdą nową kolekcją dostawała komplet za free. A że jeszcze oprócz tego miała sporo wolnego czasu, to dorabiała w innych sklepach na godziny.
Odpowiedz"za kilka miesięcy kończę studia i wyjeżdżam. " czemu marnujesz środki z państwa na edukację i uciekasz za granicę?
Odpowiedz@iks: Nie z państwa tylko obywateli, którzy płacą podatki. Przypuszczam, że jej rodzice, dziadkowie, rodzeństwo i najbliższa rodzina też płaci podatki. Dodatkowo, jeżeli znalazła pracę, to też częściowo zwraca koszty swojego kształcenia w podatkach. Oczywiście, że jest to kropla w morzu ale bez przesady. Lepiej siedzieć w kraju i albo być bezrobotnym, albo pracować za "psie" pieniądze.
Odpowiedz@iks: "w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem" Czemu ma się przejmować tym, że nasze państwo jest źle zarządzane? To nie leży w jej biznesie, żeby tułać za grosze "bo tak się powinno dla lepszego dobrobytu, aby spłacić społeczny dług". To rolą państwa jest takie stymulowanie gospodarki, aby stworzyć warunki ludziom, żeby w tym kraju zostali.
Odpowiedz@iks: Do osiemnastego roku życia musiała uczęszczać do szkoły.
Odpowiedz@iks: a kto powiedział że jadę za granicę? I że studiuje na uczelni państwowej? XD
Odpowiedz@DarkHelmet: faktycznie, do 19 roku życia chodziłam do szkoły państwowej. Teraz mam grubo ponad 20 lat, przez całe swoje życie płacę podatki, moi rodzice je płacą, moi dziadkowie je płacili itp. I nie uważam żebym była coś winna państwu w związku z moją nauką.
Odpowiedz