Słowem wstępu, z powodu różnych problemów ze zdrowiem, przez pewien okres w moim życiu musiałem być na ostrej diecie. Całkowite wykluczenie tłuszczu, laktozy, smażonych rzeczy, ciężkostrawnych rzeczy, a ta lista mogłaby ciągnąć się w nieskończoność. Miałem wtedy 15 lat i wieść o moich przypadłościach szybko rozeszła się po rodzinie za sprawą licznych w tym czasie imprez rodzinnych typu komunie, chrzciny, urodziny i inne takie. Starałem się ich unikać jak mogłem, ale jak rodzice twierdzili nie zawsze wypadało i czasem się na nich pojawiałem. I to właśnie na takich imprezach spotykałem kilka typów piekielnych zachowań.
1)
-No zjedz kawałek tortu!
-Nie mogę.
-No zjedz!
-Nie mogę.
-No to ci ukroję!
I tak za każdym razem. A później wielka obraza, że brak kultury, że złe wychowanie, że zero szacunku dla solenizanta. A dobrze wiedzieli, bo przy przyjmowaniu zaproszenia ZAWSZE albo ja albo rodzice zaznaczali czego jeść nie mogę, głównie z tego powodu żeby np nie szykować dla mnie jakiś smażonych kotletów jak jest obiad, bo i tak ich nie zjem. Tak samo tortu. Jak i 99% rzeczy serwowanych w restauracjach. Ale nie dociera. I za każdym razem tłumek ludzi przy mnie wmawia mi jak to nie umiem się zachować, że mały kawałek, że tak nie wypada nie zjeść, że wymyślam. A na odpowiedź, że słabo widzi mi się spędzić resztę imprezy i możliwe, że następne dni albo na albo przy toalecie często słyszałem "hehe od sraczki jeszcze nikt nie umarł". Za każdym razem wszystko było wciskane mi na siłę, a że ani razu się nie "skusiłem" długo byłem okrzyknięty niewychowanym bachorem co za nic ma ciężko zarobione i wydane na niego pieniądze innych.
2)
A co ci dolega? A dlaczego nie możesz jeść x? A dlaczego nie możesz jeść y? A skąd się to wzięło? A możesz tak normalnie funkcjonować? A co się stanie jak zjesz tort z bitą śmietaną? A po mleku sraczkę masz raczej jasną czy ciemną? A po smażonym kotlecie rzygasz tak z godzinę czy może dłużej? Tak, zdarzały się takie a nawet i gorsze pytania. O ile pytania co mi jest mogłem zrozumieć nawet jeśli powtarzałem je za każdym razem po 50 razy, ot ludzka ciekawość, to pytania o szczegóły wyglądu mojego wypróżniania czy mojej reakcji na każdy z możliwych szkodzących mi rzeczy to trochę mocne przegięcie. A jak starałem się zmienić temat czy wprost mówiłem, że nie widzi mi się mówić o takich rzeczach, to od razu foch i obraza majestatu.
3)
Oj, a ty taki biedniutki nic jeść nie możesz, a tu tyle pyszności torcik, schabowe, placki, ciastka, roladki, sery, no tyle pyszności, a taki biedniutki nic nie zje o jaka szkoda! A jak kusi pewnie o taki pyszny serniczek! I macha mi tymi plackami przed nosem. Taki biedny jak to musi być ciężko tak wytrzymać to okropne takie o jaki biedny! Nie, nie jest mi ciężko. Nie mogę to nie jem i nie kusi. Można się przyzwyczaić, a jedzenie placków nie stanowi sensu mojego życia. Ciężko było o chwilę bez jakiejś ciotki, która by nie biadoliła jaki to ja biedny. Samej jedząc coś i jeszcze machając mi tym przed nosem. Akurat mnie to kompletnie nie ruszało, ale idąc ich tokiem rozumowania na pewno pomaga mi takie machanie pysznościami, których zjeść nie mogę przed twarzą!
Z czasem zaczęło mi się znacznie polepszać i obecnie mogę sobie pozwalać na wiele więcej. Przez około rok trzymałem się kurczowo tej diety powyższe przykłady są głównie z tego okresu, ale później doszły inne.
4)
Organizm się regenerował, coraz lepiej tolerował niektóre potrawy i powoli za radą lekarki zacząłem odkrywać co mi jeszcze szkodzi, a co nie. I dla przykładu nietolerancja laktozy minęła mi niemal całkowicie ale tłuszcze i smażone rzeczy nadal były dla mnie za ciężkie. I czasami np. jak zjechała się do nas do domu część rodzinki i były jakieś placki itp. zjadłem sobie kawałek sernika. To był czas kiedy taki kawałek sernika mógł oznaczać posiedzenie na tronie i ostrą dietę przez kolejne 2-3 dni albo obejście się bez takich sensacji. Następne dni miałem wolne, więc nawet jeśli, to mogłem sobie na to pozwolić. Ciotki zauważyły i na urodzinach jednego z kuzynów było mi to wypominane, że wymyślam, one widziały jak jem i żadne argumenty nie trafiały, po raz kolejny wielka obraza. Bo to przecież żadna różnica, sernik u siebie w domu gdzie mogę sobie spokojnie go przeboleć, a tort z wielką ilością bitej śmietany, a za kilka godzin 250km drogi samochodem. Aż takim hazardzistą nie jestem.
Jak wyżej, starałem się unikać takich imprez jak tylko mogłem, jednak rodzice czasami kazali mi jechać "bo wypada". Nie było to często, ale wystarczyło żeby nazbierało się sporo przykrości ze strony rodziny.
rodzina
No nie ciekawie. Kuzynka miała 2 dzieci, które przez wiele lat tez musiały mieć dośc odstrą dietę. Też było wciskanie im czegos co nie mogły a ze były to maluchy nie rozumiały, ze tego im nie wolno. Dorosły pozwala to znaczy można. Inna kwestia która mnie wkurzała to to że z reguły nikt na takich zjazdach rodzinnych nie pomyślał o przygotowaniu czegos pod nich. W najbliższej rodzinie staraliśmy sie coś przygotować, ale dalsza miała to w powazaniu. Pobiadolić jakie to one nieszczęśliwe to i owszem ale zapytać kuzynki co mogą jeść i zrobić cokolwiek to już nie. Kuzynka robiła więc jedzenie w domu i pakowała do lodówki turystycznej.
OdpowiedzMoja znajoma ma cukrzycę od dwudziestu lat. Ostatnio mówiła mi, że nawet jej najbliższa rodzina jakoś nie chce przyjąć tego do wiadomości. Ponieważ osoby chore - wcale na chore nie wyglądają. Toteż na wszystkich "zjazdach" rodzinnych wiecznie słyszy, że przesadza, histeryzuje, pieści się ze swoją choroba i inne takie. Oczywiście, rozumieją, że znajoma nie może jeść tego czy owego, ale już zupełnie nie pojmują, że kluczową kwestia w leczeniu tej choroby są również pory posiłków, szczególnie, gdy bierze się insulinę. No i tu znajoma wiecznie obrywa, bo planowanie godziny, powiedzmy, proszonego obiadu, nigdy nie uwzględnia jej potrzeb. Po pierwsze dlatego, że nie będzie tak, że "pocekajta wsyscy, as się jeden wyscy", czyli -nikt nie ma obowiązku dostosować się do niej jednej. Bo ona jako jedyna je obiad o czternastej, a wszyscy chcą o piętnastej. No i OK. Znajoma, wobec tego, spożywa obiad u siebie o czternastej, zanim pozmywa, zanim dojedzie - jest spóźniona godzinę. Rodzinny foch za spóźnienie. Albo, jeśli ma bliżej, wyrabia się na piętnastą, ale już proszonego obiadu nie je. Rodzinny foch, bo nie je. A ostatnio było jeszcze ciekawiej. Rodzinka się "dostosowała", no, niech jej będzie, obiad zrobią na drugą. Znajoma szczęśliwa, nie gotowała w domu, popyla na drugą w gości. Przyszła nieco wcześniej, przekonana, że zaraz usiądą do stołu, a tu "niespodziewajka". Siostra zapodaje... "no, nie wstawiałam jeszcze ziemniaków, bo nie chciałam, żebyś "w razie co" jadła zimne. Zanim się ugotowały, zanim naszykowano do stołu - znajoma jadła obiad prawie godzinę później. No nie umarła od tego, oczywiście, ale cukry jej się "rozjechały" na kilka dni. Podobno najgorzej jest w święta. No bo, jak to tak można przyjść na Wigilię już najedzonym?
Odpowiedz@Armagedon: trochę piekielna ta twoja twoja znajoma, bo mam w rodzinie cukrzyków i takich problemów nie mają kompletnie. Z resztą mąż mojej koleżanki ma typ 1 od urodzenia i od urodzenia na insulinie ciągnie, a ma ok 40 lat i też nigdy takich problemów nie miał. Zmiany pór posiłków i ich wielkości reguluje się czasem i dawką leków. Sam też mam klientów cukrzycowych i bardziej niebezpieczna jest dla nich niezaplanowana aktywność czy skład rzeczywisty rozjechany z tym z etykiety. Takie twarde trzymanie się godzin posiłków i ich wielkości (oraz składu) ma ogromny sens jak ktoś ma insulinooporność i właśnie leków chce uniknąć. Bo dietoterapia przy IO to podstawa i można to cofnąć. Tak czy siak to zawsze tak będzie - jednak trochę trudno, aby cała rodzina dostosowywała się pod jedną osobę. Tylko po co te fochy?
Odpowiedz@Lobo86: Nie mają takich problemów? A to ciekawe jest bardzo. Bo to by oznaczało, że cukrzyca w ogóle nie jest żadnym problemem, tylko jest to taka sobie, zwykła przypadłość, lekka niedogodność związana z robieniem zastrzyków. Oczywiście, ile razy się chce, o której się chce, bez określonej ilości i jakości posiłków. Wiesz co? Z tego co wiem, taki "luz" (i też ni do końca) daje tylko stosowanie pompy insulinowej. Nie wszystkich na nią stać. W dodatku, żeby się nią prawidłowo posługiwać należy przejść kilka szkoleń związanych z techniką, metaboliką, dietetyką, oraz trzeba często kontrolować poziom cukru. Gdyby to był taki "pikuś" - ludzie nie mieliby powikłań typu "stopa cukrzycowa" (amputacja), retinopatia (ślepota), lub nefropatia (dializy). A moja znajoma, o której piszę, nawet pieczywo na śniadanie waży. To, że podchodzi do choroby odpowiedzialnie, bo jak najdłużej chce pożyć bez powikłań - to chyba nic złego w tym nie ma? Cukrzyca to choroba podła, wredna i podstępna. A także śmiertelna.
Odpowiedz@Armagedon: cukrzyca jest problemem i jest to oczywiste, ale przesunięcie posiłku o godzinkę już nie. Po prostu wiedząc, że jest taka impreza rodzinna korygują to innymi posiłkami i tylko dopytują o to co będzie podawane, aby mogli wiedzieć czego się spodziewać. Jednorazowe przesunięcie śniadania o 20min, 2 śniadania o kolejne 20min i obiadu o kolejne 20min (co daje sumarycznie godzinę) nie spowoduje żadnych zaburzeń rytmu. Przepraszam co jej to ważenie chleba ma dać, skoro nie zna składu? No chyba, że sama robi chleb, wędliny itp. Inaczej nie ma to sensu, bo producenci po prostu nie trzymają składu zgodnie z etykietą. Dlatego stosuje się uśrednione wartości z tabel. Ale to już zakrawa na lekka paranoję, bo nie wyobrażam sobie, aby po zważeniu kromki chleba, przeliczała jeszcze ile tam jest węglowodanów, a potem IG na ŁG, bo tak musiałaby robić z chlebem, masłem, wędliną i wszystkim innym. Czyli zjedzenie śniadania wraz z ważeniem, przeliczeniami i przygotowaniem posiłku zajęłoby ok godziny dla 2-3 kanapek. Już ja widzę to ważenie i liczenie przy krupniku..... Odmian cukrzycy jest więcej niż tylko dwie, a dostępnych metod leczenia jest więcej niż metformina i insulina (te są też różne). Do zapobiegania skutkom efektów ubocznych i powikłań jest rehabilitacja. Np przeciw stopie cukrzycowej to świetnie sprawdza się akupuktura, która rewelacyjnie wyrównuje krążenie i termikę. Są na to prace z potwierdzeniem w termowizji.
Odpowiedz@Lobo86: Ja mam cukrzycę i piekę własny chleb. Ważę każdą kromkę i mam kilka zestawów kanapkowych przygotowanych przez dietetyka tak by ŁG się zgadzał. Wędliny też sama robię. Generalnie tak mam z każdym posiłkiem. Widzisz, ja już od kilku lat nie jeżdżę na imprezy rodzinne typu imieniny, komunie bo nikt nie rozumie, że sałatka jarzynowa, czy barszcz z krokietem to nie jest odpowiednie jedzenie dla osoby z cukrzycą bo "niee, tam ni mo cukru przeca".
Odpowiedz@matias_lok: no i spoko. Ale czy z tego samego powodu nie wyjdziesz na randkę ze swoją kobietą i nie zjesz niczego na mieście? A co z urlopami? Jakimikolwiek wyjazdami? Naprawdę jadasz tylko to przygotowane przez siebie od podstaw i nigdy niczego innego? A czemu niby barszcz z krokietami jest zakazany dla cukrzyka? Zasadniczo, to nie ma przeciwwskazań i cukrzyk może zjeść i loda i czekoladę i arbuza i wiele innych rzeczy. Tylko musi to uwzględnić w lekach i nie obżerać się bez opamiętania tylko zachować odpowiednie zasady żywieniowe i wszystko to wliczyć w bilans. To, że coś jest "niewskazane" nie znaczy, że jest całkowicie zabronione i jak sobie ktoś raz na tydzień lub raz na miesiąc zrobi kontrolowanego cheata, to od tego nie umrze. Cukrzyca to choroba, z którą można żyć. Upierdliwa, męcząca, potencjalnie niebezpieczna, ale przy dobrym dobraniu leków i dietoterapii możliwa do kontrolowania. Pamiętaj, że typ 1 to tylko 10% przypadków wszystkich zachorowań, a ok połowa chorych choruje kompletnie bezobjawowo. 90% chorych dorobiło się cukrzycy na własne życzenie. Ciekawym jest natomiast to, że przez wiele lat wciskano dietę wysoko węglowodanową, pomimo zerowych efektów statystycznych. Polskie Towarzystwo Diabetologiczne dalej rekomenduje węglowodany (45-60% zapotrzebowania), choć jest to bzdurą i jest na to pierdylion badań. Wystarczy poczytać i być na bieżąco: https://cukrzycapolska.pl/szwecja-jako-pierwsza-oficjalnie-zaleca-diete-wysokotluszczowa-26042017/ https://www.poradnikzdrowie.pl/diety-i-zywienie/diety/dieta-cukrzycowa-zgodna-z-zasadmi-zdrowego-zywienia-aa-hDon-3R2C-72f6.html
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 września 2018 o 16:01
@Lobo86: Znam takiego, co twierdził, że czasem coś podjeść nie zaszkodzi - skończył bez stopy. Końcówka komentarza na temat diety wysokowęglowodanowej to atakowanie chochoła :D
Odpowiedz@Hatsumimi: wiesz, też znam takich pierdylion, dla których "czasem" to jest co 30 minut. W porywach do 45. :) Czy ja wiem czy od razu takie atakowanie chochoła? Po prostu czytam dużo i w wielu miejscach widzę jak to, co wałkuje się u nas, odbiega od światowych standardów i z wieloma rzeczami jesteśmy mocno w plecy. Jedną z takich rzeczy jest właśnie podejście do cukrzycy, czy otyłości. Poza tym mam członków rodziny z cukrzyca i udzielałem się na grupach dla cukrzyków i czytałem ich doświadczenia. Generalnie - są różne. Jedni się pilnują do przesady, a cukier i tak im skacze, a inni stosują się z grubsza do zasad i problemów nie mają żadnych.
Odpowiedz@Lobo86: Szkoda, że w tych artykułach nie ma słowa o ciałach ketonowych.
OdpowiedzKlasyczne "wykopowe" pytanie: a gdzie byli rodzice? Gdyby ktoś mojemu własnemu dziecku, wciskał coś, co mu aż tak szkodzi
Odpowiedz@misiafaraona: to aż nie skończyłbym/skończyłabym komentarza? :)
Odpowiedz@Koralik: byłaby ciężka awantura - zjadłam na śniadanie kawałek zdania :)
Odpowiedz@misiafaraona: O to samo chciałam zapytać!
Odpowiedz@misiafaraona: Akurat rodzice interweniowali ale to jak grochem o ścianę, pomagało na chwilę i zaraz ktoś inny zaczynał. A przed wyjściem z trzaskiem drzwi powstrzymywali się bo mimo wszystko nie chcieliśmy całkowicie zrazić do siebie prawie całej rodziny, a mnie coś takiego nie ruszało, jedynie trochę wkurzało ale dało się przeżyć.
OdpowiedzZnam takie przypadłości niestety od podszewki. Sama 15 lat temu byłam na diecie eliminacyjnej. Komentarzy nie zaznałam, bo każdy w rodzinie wiedział, że dostałam tą dietę po tygodniu na gastrologii. Potem przy każdej ciąży miałam cukrzycę ciążową -no tutaj zrozumienia już zero, a raczej mniej niż zero. Ale najgorsze jak dla mnie było potraktowanie mojego syna, który ma uczulenie na mleko, przez własne babcie. Rzadko jeździmy po babciach, bo mają swoje życie i swoje rozrywki i o wnukach przypominają sobie 2-3 razy do roku. Po wizytach wakacyjnych u babć (z nocowaniem-jedna noc)- dziecko dostawało wszystko z mlekiem, serem lub śmietaną - rzygał i kaszlał przez tydzień i skończył z zapaleniem płuc. Babcie były pouczone, co i jak, ale po prostu sobie zlały("bo one nie potrafią tak jak ja"). Nie miałam siły po raz kolejny im tłumaczyć, że przez tą alergię przed diagnozą mały miał zachamowanie wzrostu, zapalenia płuc i refluks, o popsutych zębach już nie wspomnę, więc tutaj już stawka jest bardzo wysoka. Nie jeździmy już do babć. One, jak sobie przypomną, przyjeżdżają do wnuków. Szczegół, że ostatnią wizytę u dzieci teściowa spędziła na instruktarzu obsługi smartfona (mąż ją uczył). I na 3-4 miesiące spokój
OdpowiedzJa byłem świadkiem sytuacji jak namawiają na torcik dziewczyna wyjęłam z torebki pudełeczko pysznych ślimaczkow i próbowała odwdzięczyć się cioci pysznym poczęstunkiem... widok fantastyczny.a na choć jeden kieliszek cie nie namawiał? Mnie dość często, wtedy odpowiadalem że prowadzę i nie mogę "Ale jeden to nawet alkomat nie wykryje..." no to po co mam pić jeden skoro i tak nie poczuje?
Odpowiedz"Nie będę jeść, bo k***a nie mogę, a jak jeszcze raz mi spróbujesz coś wcisnąć, to ja wcisnę ci to w dupę i dopcham butem" - i po problemie.
Odpowiedz@Jaladreips: No właśnie, na każdy komentarz reaguj agresją słowną, to na pewno nie będzie focha, więc i problemu.
Odpowiedz@temporarny: do buraków i debili trzeba mówić ich językiem, bo inaczej nie zrozumieją. Normalny człowiek zrozumie "nie, dziękuję" i nie będzie więcej proponował. Burak i debil nie zrozumie, będzie wciskał na siłę i jeszcze stroił fochy. Jak przemówi się do niego jego językiem, na jego poziomie, to zrozumie i przestanie. Proste.
Odpowiedz@Jaladreips: Człowiek na poziomie sie tak nie wysławia
Odpowiedz@maat_: no to stajesz przed wyborem. Albo zachowasz swój poziom i będą ci truć w nieskończoność, albo na sekundę obniżysz swój poziom, powiesz co masz powiedzieć i masz spokój. PS: Człowiek na poziomie wie kiedy i jak się zachować i jak z kim rozmawiać.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 września 2018 o 19:09
@Jaladreips: Mylisz się, zachowuje poziom i nie daję sobie włazić na głowę, wybór nie jest tak ograniczony jak Ci się zdaje.
Odpowiedz@maat_: no to jak przekonasz nachalnego buraka, żeby sobie dał spokój i ile ci to zajmie czasu? Bo mnie, przemawiając jego językiem, zajmie to ułamek sekundy.
OdpowiedzBaran zamiast kupić sobie laktazę albo mlecznych produktów bez laktozy, to unikał laktozy. :)
OdpowiedzAngelica Dejero: No na to wychodzi :) Jeszcze siostra kuzyna tescia dupę na wsi obrobi i co będzie?
OdpowiedzKompletnie nie rozumiem takich ludzi - znasz diagnozę, jesteś pod kontrolą lekarza, znasz swój organizm a tu ktoś i tak wie lepiej. Na pocieszenie powiem Ci, że Ty zdrowiejesz a ciotki już na zawsze pozostaną idiotkami.
Odpowiedz