Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O tym, że z rodziną najlepiej tylko na zdjęciu. Jak to w…

O tym, że z rodziną najlepiej tylko na zdjęciu.

Jak to w rodzinie bywa, dziadkowie często są schorowanymi i biedniejszymi członkami rodziny. Posiadali duży dom, ale lata świetności już dawno miał za sobą. Dzieci dawno się wyprowadziły i pozakładały swoje rodziny. Często odwiedzały swój dom rodziny, ale stan nadal pozostawał taki, jak 30/40 lat temu. Wszelkie ważniejsze święta zawsze odbywały się u dziadków, więc sentymentalnie to fundament naszej rodziny. No do czasu właśnie…

W skrócie - dziadkowie posiadali pięcioro dzieci. Każde z nich posiadało przedsiębiorstwo, każde w tematyce budowlanej.

Ogólnie w rodzinie nie udała się wizja dziadków, by wnukowie byli po studiach. Jedna nie zdała matury, nazwijmy ją [P], jeden przerwał z powodu choroby [C], ja nie dałem rady na 3. roku budownictwa (J). Ostatni (K) był na AWF (kierunek gier i zabaw…).

Pomimo porażek żaden wnuk się nie poddał i wszyscy podjęli się pracy, by mieć swój grosz i stać się niezależnym. Choć żaden nie musiał iść do pracy. Tylko K żerował na rodzicach - w skrócie żył i imprezował za hajs rodziców. W oczach K byliśmy dnem tej rodziny, porażką pokolenia.

Pracowaliśmy od dziecka z ojcami, więc każdy był nauczony pracy - K nie musiał. Pozakładaliśmy swoje firmy, każdy kręcił, jak umiał. Im więcej zarabialiśmy, tym K więcej kasy wyciągał od rodziców, by reszcie wnuków dorównać. Dorabialiśmy się samochodów - K dostał od rodziców. Rodzice nam nic nie kupowali, wedle powiedzenia: chcesz, to sobie zarób.

W oczach dziadków K był najbiedniejszy, bo nie ma samochodu, bo nie zarabia, bo ciężkie studia - nie wiem, co im nagadał, że tak myśleli, bo singiel, bo obiadu sobie ugotować nie umie, bo nie umie obsługiwać pralki, bo do lekarza mama go musi umawiać. Dla przypomnienia - 23 lata.

Ale wracając do tematu.

Od słowa do słowa, na jednym spotkaniu rodzinnym bez dziadków padła propozycja generalnego remontu ich domu i przystosowania łazienki do osób niepełnosprawnych. Jako niespodzianka/prezent. Mieliśmy wtedy koło 25 lat. Cała inicjatywa polegała na tym, że nasi rodzice zabierają dziadków nad morze, a dzieci wyremontują w tajemnicy dom. Dostaliśmy pokaźną sumę na ten cel. Mieliśmy na to 3 tygodnie czasu. Na 5-cioro ludzi to krótki czas, więc zaangażowanie się liczyło.

Przechodząc do remontu:

Już w pierwszym tygodniu prac zdaliśmy sobie sprawę, że nie zdążymy i finansowo nie damy rady. A dlaczego? Jak to przy generalnych remontach - praca dochodziła, a nie ubywało jej.

Dodatkowo na początku K przychodził w kratkę na budowę, a jak był, to tylko przeszkadzał, prawie nic nie robił, kasy nie przekazał. Powód? Bo się kurzy, bo brudno, bo głośno… A jak ma być przy pruciu ścian pod nową elektrykę/hydraulikę, przy zrywaniu płytek itd.?

W późniejszych etapach już nie odbierał telefonu, wielokrotnie widziano go pijanego w pubie, zrobił sobie tatuaż na całą rękę - mówiłem już, że nie przekazał nam kasy na remont? Kuzynka P z hydrauliką pracowała po 16 h dziennie (dwie łazienki, kuchnia), ja J kilka dni bez snu z elektryką, bo kabli kilometry, a dom 2-piętrowy + piwnica i poddasze. Trzeci kuzyn C chyba wcale nie spał przez pierwszy tydzień, przynajmniej z moich obserwacji, bo młot pneumatyczny było słychać non-stop.

W desperacji poprosiliśmy o pomoc partnerki/partnera. Nie posiadali odpowiedniej wiedzy. Chociaż nie musieli, to wyrazili zgodę. Ostatnie 1,5 tygodnia to spaliśmy już na budowie, by zaoszczędzić czasu i pieniędzy na dojazdy. A po K słuch zaginął… Koniec końców zdążyliśmy, ale z kilkudziesiętnym długiem w hurtowniach.

W dniu przyjazdu dziadków K był pierwszy u progu ich domu. Przechwalając się, jak to ON nie wypruwał sobie żył na budowie. Gdy sprowadziliśmy go do parteru z przechwałkami, zaczął lament, że zabroniliśmy mu wejść na budowę, chciał - ale ciężkie studia. Z miłej niespodzianki wyszła jedna wielka kłótnia. Na nic się zdały zdjęcia z prowadzonych prac. Na nic tłumaczenia dziadkom i rodzicom, że kłamie. Bo uwzięliśmy się na niego, uważamy go za gorszego, bo nic nie umie zrobić - wait, what? To nasza wina, że go rodzice kija nauczyli? Trochę nerwy mi puściły, nie po to tyle robiłem, by ktoś inny przypisał sobie ten sukces i wygarnąłem wszystko, co o nim myślę i co mi na duszy leży.

Przez kilka lat rodzina była podzielona. Z biegiem czasu nawet kuzyn C przyznał rację K. W międzyczasie K dostał nowe mieszkanie, bo w końcu ma dziewczynę, to musi mieć swój dom?! Oczywiście nowy samochód też się mu należy! Miał wtedy prawie 30 lat, a nie przepracował jeszcze ani jednego dnia. Bo wszystko miał dane na tacy. Wielokrotnie zdradzał swoją kobietę, często płakała u kogoś z rodziny, ale pochodziła z naprawdę biednej rodziny i myślała, że nie ma wyjścia. A szczerze mówiąc to była naprawdę w porządku kobieta.

Cały rozpad rodziny został przypisany mi i kuzynce P, bo już tylko my zostaliśmy po jednej stronie frontu. Już nawet moi właśni rodzice nie podzielali mojego zdania. Bardzo przykro mi się wtedy zrobiło. Wraz z żoną postanowiliśmy wziąć kredyt i zbudować swój dom. Na razie mieszkaliśmy z rodzicami, ale na osobnym piętrze. Okazało się też, że rodzice P wydziedziczyli ją z domu jakiś czas wcześniej. Więc przyparta do muru też postanowiła wziąć kredyt i iść na swoje. Był to wtedy wielki kryzys w rodzinie i mnóstwo przykrości wtedy doświadczyliśmy z P. Moje relacje z P były dobre i postanowiliśmy kupić dużą działkę, podzielić ją na pół i zostać sąsiadami. W budowie domów współpracowaliśmy - ona mi zrobiła hydraulikę, a ja jej elektrykę. Działało to jak płachta na byka w rodzinie. Zaczęły się obgadywania, że mam romans z kuzynką, że budujemy za lewe pieniądze, a żona na pewno daje na boku. Ale jestem szczęśliwy, że z P mamy możliwość tworzyć swoją nową rodzinę. Mam nadzieję, że nie na takim fundamencie, jak nasza poprzednia.

A teraz myślicie, dlaczego wam piszę mój życiorys z ostatnich 20-kilku lat? Ano bo dziadkom się zmarło gdzieś po drodze (nie zostaliśmy poinformowani, gdyż nie utrzymujemy kontaktu nawet z własnymi rodzicami), a nieszczęsny dom po dziadkach przepisano K i mi na pół. I cała piekielność związana z rozpadem naprawdę zżytej rodziny powróciła. Znów muszę słuchać, dlaczego nie odstąpię swojej części K, przecież on taki biedny.

Nie sprzedać mu, mam zrzec się swojej części! Chłop mi truje pół życia, doprowadził mnie do skraju wytrzymałości psychicznej, podzielił rodziny i jeszcze ja mam się zrzec majątku? Facet po 40-tce jeszcze w życiu nie pracował, kasy ma jak lodu, wszyscy mu pomagają, bo przecież on taki biedny, bo nie ma stabilności finansowej itd. Powiedzcie mi, gdzie jest sprawiedliwość? Człowiek całe życie pracuje, by mieć coś swojego, by nakarmić dzieci, utrzymać rodzinę, spłacić kredyt, zostaje jeszcze uznany za pazernego chama i prostaka. A on, nie robiąc totalnie nic, uważając rodzinę jako swoich sługusów, dostaje wszystko wprost pod nos.

Może uznacie mnie za pazerniaka czy winnego. Zawieje to wielką polską cebulą, ale za żadne skarby nie oddam mojej części. Niech teraz on sobie trochę krwi na mnie zepsuje. Tylko i wyłącznie dlatego, bo na budynku totalnie mi nie zależy.

rodzina

by ~deff
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Kitty24
23 23

Ja bym nie odpuszczała, choćby dlatego, żeby dać K nauczkę. Załóż dla swojej części oddzielne liczniki-jak mu poprzychodzą rachunki, może zacznie myśleć. Trzymam kciuki, życzę dużo siły i wytrwałości. Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar Balam
26 26

Oddziel swoją część i zacznij wynajmować. Tylko upewnij się, że K nie będzie miał możliwości odcięcia lokatorom mediów.

Odpowiedz
avatar Tolek
17 19

@Balam: Świetny pomysł. A jeszcze dodatkowo staraj się ze wszystkich sił, aby uprzykrzyć życie piekielnemu, śmierdzącemu leniowi życie na maksa. Skarbówka też może poszukać w zapisie spadkowym.

Odpowiedz
avatar Irena_Adler
15 15

Ja ci rad udzielała nie będę, nie będę pisała "ja bym na twoim miejscu". Powiem tylko, że już w przedszkolu nauczyłam się, że sprawiedliwości w życiu nie ma. Później już zrozumiałam, gnidy w życiu mają najlepiej. Że im bardziej się starasz, tym bardziej cię kopią. Że wszyscy chcą tylko brać i brać. Tylko brać.

Odpowiedz
avatar kojot_pedziwiatr
7 9

Nie istnieje coś takiego jak sprawiedliwość. Wygrywa ten kto ma kasę, jest silniejszy, lub po prostu wie więcej.

Odpowiedz
avatar SaraRajker
13 17

Masz rację. My mamy podobnie z siostrą męża, typowa zasiłkowa dupodajka, żeruje na emeryturze rodziców i podatkach pracujących uczciwie ludzi. Mieszkają w domu na wsi, ani my ani druga siostra nie zamierzają tam żyć po ewentualnej śmierci rodziców, ale chociażbym mieli za 1zł sprzedać swoje części, to jej nie odpuścimy. Bo rodzice nie widzą niczego, ale ich emerytura nie bedzie wiczna, dzieciarnia tak chowana też się od niej odwróci i chociaż na starość będdziemy mieli satysfakcję jak pokopiemy leżącego.

Odpowiedz
avatar andtwo
12 12

To bardzo przykre, że twoi rodzice nie widzą, co i z kim tak naprawdę jest nie tak. I niestety, to oni są odpowiedzialni za to, na kogo wyrósł K. A połowy domu absolutnie nie odpuszczaj!

Odpowiedz
avatar glan
15 15

Ktoś, kto całe życie nie pracował tylko ciągnął od rodziców już się nie nauczy. Zamiast myśleć jak mu dogryźć myśl o swoim dobrze. Oddziel swoją część i wynajmuj. Masz przecież kredyt do spłacenia. Dbaj o swoją rodzinę. Jeśli możesz to wydziel połowę i sprzedaj. Liczy się Twoje dobro. Bez nerwów spokojnie i konsekwentnie dbaj o swoje.

Odpowiedz
avatar elsa90
9 9

Cebulakiem to jest K. a nie Ty. Przypisana została Tobie połowa domu więc możesz zrobić z tym co chcesz, i nic nikomu do tego. :)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
10 10

A nie myślałeś o tym, żeby oddzielić swoją połówkę domu i najzwyczajniej w świecie sprzedać? Podreperujesz swój budżet, szybciej spłacisz kredyt. Wynajem wydaje mi się kiepskim pomysłem, bo odpowiedzialność za tę połowę domu cały czas będzie spoczywać na tobie i siłą rzeczy będziesz musiał się użerać ze swoim kuzynem. A tak sprzedasz i masz to z głowy. Być może czasem będzie ci głowę zawracał, jak mu kasy zabraknie, ale będziesz go widywał zdecydowanie rzadziej niż w przypadku wynajmowania tej połówki.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 11

Piszą "oddziel i wynajmij", "sprzedaj komuś innemu", ale tego nie da się ani sprzedać, ani wynająć. W spadku jest przysądzona połowa wartości, a nie pół działki, czy pół kuchni, albo jedno piętro. Niestety to tak nie działa. W ramach ustalenia połowy wartości można sądownie podzielić majątek - dopiero wtedy np można wziąć piętro i pół działki. Dlaczego to takie istotne? Bo mając pół wartości zastawy składającej się z 6 widelców, 6 noży i 6 łyżek, to ja mogę wziąć po połowie sztućca z każdego. Albo 6 noży i 2 widelce. To sąd musi podzielić majątek na dwa komplety po 3 sztućce każdego rodzaju. Dziadkowie mojej byłej partnerki się rozwodzili i ustalali majątek do podziału. Komedia w uj. Bo jak podzielić jednokomorowy zlewozmywak kuchenny? A żadne nie chce kupić/sprzedać od siebie nawzajem. Wyciągali paragony/faktury/wyciągi z banków sprzed dekad. Swoją drogą, w ramach ustalenia wartości można wnieść ów remont jako wartość dodaną. Tz podziałowi ulegnie majątek pomniejszony o kwotę jakiej ów nierób nie dał.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
-2 8

"Jak to w rodzinie bywa dziadkowie często są schorowani i biedniejszymi członkami rodziny. Posiadali duży dom, ale lata świetności już dawno miał za sobą. Dzieci dawno się wyprowadzili" ...przecież to oczy wypala! Zainwestuj, człowieku, w "Zasady gramatyki"!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

"pochodziła z naprawdę biednej rodziny i myślała, że nie ma wyjścia" Spotkałem w życiu przerażająco wiele kobiet tak myślących, trzymały się brutala, buca i alkoholika, bo uważały że inaczej same zginą. A prawda była taka że wiele z nich było bardzo wartościowymi dziewczynami do których ustawiłaby się kolejka chętnych gdyby taka zerwała z idiotą, ona się jednak go trzymała jak tonący boi.

Odpowiedz
avatar niemoja
5 5

Najbardziej rozsądne rozwiązanie to jak najszybciej złożyć do sądu wniosek o zniesienie współwłasności, ze spłatą. Nie ma sensu wdawać się w dyskusje rodzinne, bo i tak ich nie przekonasz - trzeba ich postawić przed faktem dokonanym. Sąd nie będzie się rozczulał i rozstrzygnie sprawę krótko: albo K Cię spłaca, albo dom idzie na sprzedaż i dzielicie się kasą (ale jeśli sprzedażą zajmie się komornik, to sporo stracicie).

Odpowiedz
avatar trawiasty
4 4

I dobrze, że nie odpuszczasz. Gościowi należy się nauczka, a Ty już nic na tym nie stracisz, bo rodzina i tak się na Ciebie zawzięła. Niestety, historia jakich wiele. W każdej rodzinie jest taki buc pazerny bez honoru, i w każdej rodzinie wszyscy się początkowo certolą i piekielności z nim związane wyciszają. Dla dobra rodziny, dla spokoju, itd. A potem buc już inaczej nie umie, a co gorsza jest przekonany, że tak ma być, bo przecież zawsze tak było... A rodzice buca rzadko potrafią po latach powiedzieć, że faktycznie spi****li wychowanie potomka, więc w najlepszym przypadku się nie mieszają, a w najgorszym jątrzą w rodzinie i knują, aby synkowi "krzywda" się nie działa...

Odpowiedz
Udostępnij