Czytając jedną z historii o adopcji kota, postanowiłem dodać swoją, sprzed zaledwie 2 miesięcy.
Postanowiłem sprawić sobie przyjaciela w postaci psa.
W internecie ciągle słychać lament, że ludzie nie chcą adoptować zwierząt, ja próbowałem - nie wyszło.
Znalazłem psa do adopcji. Duży, kilkuletni, owczarko-podobny. Co prawda ponad 250 km od domu, ale jestem zmotoryzowany, więc telefon w rękę i do dzieła.
Ogólnie, nie rozpisując się na dialogi, dowiedziałem się, że nie spełniam warunków, ponieważ:
- Psa nie trzyma się w kojcu (kojec 30 m2).
- Pies nie będzie miał wystarczająco dużo poświęcanego czasu (pracuję w domu).
- Nie zapewnię psu odpowiedniej opieki weterynaryjnej (bo w mojej mieścinie nie ma weterynarza, jest 10 km dalej).
Na nic moje tłumaczenia, że pies w kojcu będzie przebywać jedynie w obecności obcych (pies według ogłoszenia nie toleruje obcych) i ewentualnie w określone pory dnia, bo w nocy ma dla siebie całą działkę 3000 m2. Oczywiście z weterynarzem podobna gadka. Ogólnie jeszcze przed jakąkolwiek wizytą przedadopcyjną zostałem odrzucony - trudno.
Następnie skierowałem się do schroniska. Po znalezieniu kolejnego psa, na którego byłem zdecydowany, dowiedziałem się że:
- Oni psa mi nie wydadzą, bo musi odbyć się kilka spacerów w obecności wolontariusza.
- Wolontariusz musi wyrazić zgodę na adopcję przeze mnie psa.
- Wolontariusz ma prawo wykonywać wizyty poadopcyjne.
W drugim schronisku ta sama gadka.
Rozumiem, że ludzie oddają zwierzęta, bo się im nudzą, nie mają co zrobić, wyjeżdżając na wakacje itd., ale mimo wszystko adoptuję psa, nie wolontariusza i po adopcji chcę mieć spokój, a nie nachodzenie o różnych porach i dostosowywanie się do wolontariusza, któremu jak coś nie będzie odpowiadać, może zabrać mi psa z powrotem (jeden z punktów umowy adopcyjnej).
Mimo wszystko wstępnie umówiliśmy spotkanie w celu sprawdzenia warunków. Nawet nie wyobrażacie sobie mojego ataku śmiechu, gdy wolontariusz, nie wierząc w metraż kojca, zaczął go mierzyć.
Po kilku "kontrolach" w domu i oczekując wciąż na możliwość wzięcia psa, odpuściłem. W przeciągu 2 tygodni przychodzili sprawdzać warunki i robić wywiad 6 razy, przy czym wciąż nie miałem możliwości nawet wyjść na spacer z psem w schronisku.
Odpuściłem...
Psa kupiłem z hodowli, z rodowodem. Wizytę miałem tylko raz i to tylko dlatego, że zrobiło się małe zamieszanie i nie zabrałem książeczki zdrowia, a że psa kupiłem w sąsiednim mieście, hodowca postanowił podrzucić mi ją osobiście.
Do tej pory myślałem, że ludzie przesadzają, mówiąc o fundacjach i schroniskach - myliłem się.
Jeżeli usłyszę, że ludzie nie chcą brać biednych zwierząt ze schroniska, po prostu ich wyśmieję, bo rozumiem, że trzeba skontrolować, czy warunki są odpowiednie i czy dana osoba nadaje się na opiekuna zwierzaka, ale wszystko ma swoje granice.
Na koniec dodam, że kilka fundacji miało skontaktować się ze mną odnośnie wizyty przedadopcyjnej, do tej pory cisza. ;)
Schronisko fundacje hodowla
Zalatuje ściemą. Fakt, że fundacje starannie wybierają potencjalnych właścicieli - przyczyna jest prosta - niejednokrotnie w psa została włożona masa pracy i pieniędzy, by w ogóle się do adopcji nadawał pod względem zarówno psychicznym, jak i fizycznym. Zgłaszasz się po psa, który nie toleruje obcych i znajduje się 250km od ciebie? Dając ci tego psa fundacja ryzykowałaby, że dwa tygodnie później pies zostanie "nagle" uśpiony, bo cię pogryzł (2 tygodnie - obserwacja pod katem wścieklizny). Ewentualnie dla psa dożywocie w kojcu " bo się nie chce przyzwyczaić" itp. itd. ŻADNA szanująca się fundacja nie da agresywnego psa pierwszej lepszej osobie, która się zgłosi. Schroniska - ściema, ściema, ściema. Schroniska podlegają miastu. Minimum trzy spacery z danym psem (szczególnie jeśli jest "trudniejszy" - to i tak mało. ALE - Nie ma czegoś takiego, że wolontariusz jest osobą decyzyjną. W państwowych schroniskach wolontariusze nie mają nic do gadania - w znacznej większości przypadków jedyne co im wolno to przypiąć psa na smycz i wziąć go na spacer.
Odpowiedz@Iras: możesz tłumaczyć do usranej śmierci, ale ludzie i tak nie zrozumieją, że schroniska i fundacje nie będą całować ludzi po dupach za to, że zwierzaka chcą wziąć tylko muszą sprawdzić człowieka i warunki do jakich ma trafić. I tak będzie panować święte oburzenie na zasadzie "ale jak to? Mnie nie dali? MNIE? Kręcą i ściemniają oszukańcy!". Podobne cyrki są z podpisywaniem umowy adopcyjnej. Wiele schronisk ma wzór na swoich stronach, tak jak tu: http://www.schroniskoazorek.pl/kontakt/wzor-umowy-adopcyjnej I jaki efekt? "Panie ja psa biere, ja nic podpisywać nie bede!" Ba - w zależności od umowy jaką ma schronisko/fundacja podpisaną z miastem i jaki regulamin/statut, które to są podstawą ich działania, to mogą nie wydać zwierzaka człowiekowi, który jest zbyt daleko ze względu na warunki umowy adopcyjnej i niemożność wykonania inspekcji, czy dokonania zwrotu zwierzaka. Ale po co to wiedzieć, jak można popadać w święte oburzenie i minusować wszystkie światoburcze wypowiedzi?
Odpowiedz@Lobo86: Naciągasz rzeczywistość, albo nie znasz faktów 1. Kuzyn mieszka w jednej części dużego miasta, właśnie się przeprowadza do domu z ogrodem w drugiej części miasta, schronisko z obecnej miejscówki nie wyda mu psa bo, w związku z przeprowadzką mieliby za daleko do kontrolowania (15km); fundacja nie wyda mu psa bo w domu będą koty (bo już są)... 2. Mam wiekową piesietę modnej ostatnio rasy, zastanawiam się nad młodszym towarzystwem, a na trzy fundacje: jedna przysłała formularz jak do intercyzy, jedna stwierdziła że nie wydadzą bo ta-dam - w domu już jest pies, a trzecia łaskawie stwierdziła że jak mam takie warunki i możliwości, to wolą ze mną współpracować jako przechowalnią tymczasową a potem się zobaczy. Tak że, teges..
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 września 2018 o 8:11
@SirCastic: " fundacja nie wyda mu psa bo w domu będą koty" Słusznie. Większość adopciaków nie nadaje się do dzielenia przestrzeni z kotem. Mało tego, same koty najpierw będą musiały odnaleźć się w nowej przestrzeni i wprowadzanie im jeszcze na stan psa nie jest dobrym pomysłem przez pierwszych kilka tygodni/miesięcy od przeprowadzki. " jedna stwierdziła że nie wydadzą bo ta-dam - w domu już jest pies" Słusznie. Większość adopciaków wymaga dużej ilości uwagi, bo w 99% są to zwierzęta po trudnych doświadczeniach, a już posiadane psy mogą mieć z tym spory problem. Wprowadzanie kolejnego zwierzaka do stada to proces - wymaga to spotkań, poznania się psów i wzajemnej akceptacji. "trzecia łaskawie stwierdziła że jak mam takie warunki i możliwości, to wolą ze mną współpracować jako przechowalnią tymczasową a potem się zobaczy" Znowu - słusznie. To po stronie fundacji leży określenie czy spełniasz wymagania, czy nie. Przesadą jest wymaganie, aby psa żywić ściśle określonym brandem karmy, czy określenie ścisłej granicy czasu spacerów (np nie mniej jak 4h dziennie). Bo z takimi wymaganiami też się spotkałem kilkukrotnie. A po krótkiej rozmowie okazywało się, że takie wymogi były sztucznie i celowo zawyżone, dla zwrócenia uwagi i budowania świadomości, że Chappi i Pedigree to nie są karmy jakościowe, a spacer z psem to coś więcej jak 15min rano i 15min wieczorem.
Odpowiedz@Lobo86: czyli najlepiej kupić psa z hodowli, jak kasy brakuje to z nielegalnej.
Odpowiedz@kierofca: gadasz głupoty. Po prostu trzeba się najpierw przygotować do adopcji - dać się poznać psu i dać się poznać ludziom, którzy włożyli niemało wysiłku w to, aby w ogóle dany pies nadawał się do zamieszkania w domu z człowiekiem. Jak ktoś nie chce włożyć odrobiny wysiłku w kilka tygodni swojej pracy, to nie ma najmniejszej szansy, aby mu się chciało zaspokoić potrzeby psa przez kilka-kilkanaście lat.
Odpowiedz@Lobo86: Czy tylko ja mam farta? Mój trzeci pies ze schroniska wrocławskiego. Mam kota w domu jak by co. Chodzimy z mężem,spodobała nam się psica podobna do poprzednich. Dają smycz.Mąż idzie na spacer koło schroniska.Bierzemy. Informujemy że mamy kota.Idziemy z psicą do dyżurnego kota który chodzi sobie samopas.Kot ma ją w d.. ona jego też. Papiery podpisane i bierzemy psa. I co i nic. Zadnej kontroli,żadnych warunków.Trwało to może dwie godziny.
Odpowiedz@Lobo86: Schronisko w Częstochowie wydaje psy jak leci, kto chętny się znajdzie niech bierze. W sumie to schronisko pęka w szwach więc się trochę nie dziwię że nie są wybredni co do nowego właściciela.
Odpowiedz@Balbina: a przeczytaj co jest w umowie adopcyjnej. Sama też napisałaś, że już mieliście psy i koty razem. Pies sam w sobie też sprawdzony pod kątem reakcji na kota, spacer kontrolny był, jakaś tam rozmowa zapewne też. O tym właśnie piszę - że jak ktoś nie budzi wątpliwości, to nikt nie robi problemów. I to wina jest nie w fundacjach, a w ludziach, którym odmawiają. @mlodaMama23: większość schronisk to tak zwane "fabryki śmierci". Jeśli nikt z tobą nie podpisał żadnej umowy, tz że nie prowadzą (wymaganego prawem) rejestru. Afer z tego tytułu jest i było od metra. Nasz internet pęka w szwach od takich spraw.
Odpowiedz@Lobo86: Ty chyba żartujesz, albo ankiet w fundacjach nie czytałeś, bo nie wiesz, nie masz pojęcia o czym mówię - fundacje stawiają wymagania wyższe niż bank przy kredycie, żądają spowiedzi większej niż prawnik przy rozwodzie, a w zamian robią łachę.. kto tu jest dla kogo? Czekając na rezydencję Carringtonów, (bo dom ogrodzony z 3000m trawnika i sadu to za mało, a poprzedni pies i dwa koty to za dużo), to te psiaki schroniskowo-fundacyjne mogą jeszcze długo poczekać, zamiast trafić do gotowych na nie opiekunów!
Odpowiedz@SirCastic: dziwnym trafem jakoś psy fundacyjne trafiają do ludzi. Nawet bardzo duże i wymagające psy do małych mieszkań w blokach. Więc nie. Fundacje nie mają odrealnionych wymagań, to tylko płacz krętaczy, którzy nie dostali pieska wedle swojego widzi mi się.
Odpowiedz@Lobo86: Popierasz NIE WYDAWANIE psów osobom mającym psy i posesje z ogrodem (czyli teoretycznie kompetentnym i wyposażonym) a potem chwalisz za dawanie dużych i wymagających psów do bloków (bo zaangażowanie zastąpi i wybieganie i karmę i miejsce do życia).. Przecież to tylko dowodzi, że w fundacjach pracuje co raz więcej debili, którzy nie mają pojęcia co jest psu potrzebne! Hodowcy linii psich czempionów, uważani są za oszołomów, jeśli potencjalnym nabywcom zadają 1/3 pytań normalnie zadawanych przez smarkulę z fundacji, która już trzy miesiące siedzi na wolontariacie, więc chodzi o dobro psa, czy o władzę wolontariuszki? Ona ma sprawdzić czy jest szansa że się nadajesz, czy udowodnić że się nie nadajesz? Kogo ty bronisz? I po co? Myślałem, że sensem fundacji i schronisk jest znajdowanie psom nowych domów, a zakładam że każdy dom/rodzina która chce psa przygarnąć to lepsze miejsce niż schronisko/ komuna zastępcza, ale widzę, że coraz więcej osób daje sobie spokój z adopcją i kupuje od hodowcy... lub pseudohodowcy. To niby dowodzi że fundacje działają dobrze, czy może nie do końca?! Ty pracujesz w jakieś fundacji, czy tylko trzymasz ich stronę, zamiast trzymać stronę zwierzaków?
Odpowiedz@SirCastic: uczepiłeś się tego ogrodu, jak rzep psiego ogona. Chodzi o to, że fundacje chcą uniknąć takich sytuacji, które w tym kraju nad Wisłą są tak powszechne jak żółto-brązowe liście na jesieni: https://polskatimes.pl/bialostoczanin-adoptowal-koty-z-kotkowa-i-je-meczyl-dwa-nie-przezyly-prokurator-chce-by-trafil-do-wiezienia-zdjecia/ar/13478085
Odpowiedz@Lobo86: Ty mi tłumaczysz swoje teorie, nie zważając na rzeczywistość, która z tego i podobnych artykułów wygląda tak, że fundacje (nie zawsze) potrafią do tego stopnia utrudnić adopcję dobrym opiekunom z dobrym podejściem i z dobrymi warunkami lokalowymi, że owi opiekunowie rezygnują z adopcji ze stratą dla bezdomnych zwierzaków... ...a jednocześnie zgodnie z twoim linkiem, podlaski zwyrodnialec w ciągu dwóch miesięcy oszukał fundację Kotkowo trzykrotnie. TRZYKROTNIE - ZWYRODNIALEC - FUNDACJĘ Sam dowodzisz że ankiety są o kant d.. rozbić i jęczysz, że ja się czepiam?
Odpowiedz@SirCastic: mylisz palec z nosem. Właśnie przez takie historie, które to miały nie pierwszy raz miejsce, fundacje ciągle zawyżają wymagania i dopytują o pierdylion rzeczy.
Odpowiedz@Balbina: Ja miałem dokładnie tak samo, z tym, że początkowo pies miał kota w d., kot się wkurzał, że jest olewany, a po kilku dniach zostali najlepszymi przyjaciółmi. Drugi pies zabrany z łańcucha uwielbia kota - aż za bardzo i kot ucieka przed nadmiernymi wyrazami miłości.
Odpowiedz@Lobo86: człowieku, czy ty rozumiesz co piszesz? w samym schronisku rzadko się zdarza, że pies dzieli KOJEC (bo o schronisku, gdzie każdy pies ma własne podwórko nie słyszałam) z tylko jednym innym psem. więc lepiej, żeby pies został w schronisku, w małym, często brudnym kojczyku z czterema innymi psami, niż by ktoś go zabrał do domu, gdzie jest jeden inny pies i (duży) kojec? Wtf?
Odpowiedz@Lobo86: tylko że te hiatorie rowniez dowodzą, że ankiety i wywiady srodowiskowe nie chronią zwierzaków w najmniejszym stopniu. ci, co chcą skrzywdzić zwierzę naklamią w ankiecie i "wyjadą na weekend" w czasie kontroli, i fundacja bedzie mogła ich cmoknąć. jeśli i tak planujesz wziecie psa w roli worka treningowego, który po tygodniu zabawy zakopiesz za stodołą, to choćby w ankiecie wymagali własnej stacji kosmicznej, nie powstrzyma cię to, bo tak czy siak kłamiesz i całą tę adopcję opierasz na swoim krętactwie i złej woli. jedynie co, to ankietki mogą się przydać w odsiewaniu idiotów, którzy myślą że psa można karmić obierkami od ziemniaków, ale jest zasadnicza różnica między traktowaniem psa jak świni a "za małym kojcem" większym od niejednej kawalerki.
Odpowiedz@slothqueen: "jedynie co, to ankietki mogą się przydać w odsiewaniu idiotów, którzy myślą że psa można karmić obierkami od ziemniaków, ale jest zasadnicza różnica między traktowaniem psa jak świni a "za małym kojcem" większym od niejednej kawalerki. " I do tego te ankiety właśnie służą. Co do nakłamania itp - własnie dzięki zastrzeżeniu prawa do kontroli, takie rzeczy udaje się potem nieraz wyłapać. W Białymstoku ostatnio tak udało się oskarżyć jednego kolesia, który adoptował kilka kotów. Problem z kilkoma psami w schroniskowym kojcu jest taki, że niejednokrotnie te psy zwyczajnie do adopcji się nie nadają i przed zaadaptowaniem wymagają pracy z behawiorystą. Są zbyt nieufne wobec człowieka, zbyt agresywne, kompletnie nienauczone czystości itp. Ale to trzeba zajmować się tym tematem, aby to wiedzieć, ze początkowo problemem dla psa może być nawet taka pierdoła jak czyste płytki i panele podłogowe.
Odpowiedz@Lobo86: zachowanie psa nie ma tu nic do rzeczy. problemem w historii nie jest fakt, że autor upierał się na aspołecznego psa, tylko że "upierał się" na psa do domu z ogrodem i kojcem wielkości mieszkania w bloku.
Odpowiedz@Balbina: w Łodzi tak samo (przynajmniej było, bo brałam psy 10 i 7 lat temu). Krótka gadka, oglądanie psów, jak wybraliśmy to podpisanie umowy, uprzedzili tylko że wymagają sterylizacji (młodego, bo sunię wzięliśmy już wysterylizowaną) i mogą sprawdzić. Ale można było na sterylizację darmową przyjechać do nich (my robiliśmy prywatnie). I tyle. Nikt nigdy nie pofatygował się sprawdzić. To z Marmurowej. Moja ciocia brała psiaka z Kosodrzewiny (to prywatne schronisko) i było podobnie. Wszystkie psy żyją, nie zostały zjedzone ;) i są nad wyraz szczęśliwymi czworonogami.
Odpowiedz@slothqueen: tylko nie każdy pies nadaje się do mieszkania i nie każdy pies nadaje się do kojca. Generalnie ogarnięci ludzie - faktycznie ogarnięci - którzy się nie plączą w zeznaniach przy adopcji zwierzaka, to bez problemu go otrzymują.
Odpowiedz@SirCastic: Żadne, nawet największe podwórko nie zastąpi psu spacerów. Wiele razy jest tak, że pies mieszkający w bloku jest lepiej wybiegany niż ten trzymany na podwórku. Bo po jakimś tygodniu nawet największe podwórko przez psa traktowane jest już tylko jak buda. Wszystkie zapachy poznane, nie ma nowych osobników z jego gatunku, może co najwyżej z nudów zacząć obszczekiwać wszystkich którzy pojawią się za ogrodzeniem. nie ma żadnego znaczenia (dla psa) czy pies jest duży czy mały jeśli chodzi o mieszkanie. O ile ma zapewnioną dostatecznie dużą dawkę ruchu, mieszkanie będzie traktował jako miejsce do spania i jedzenia. Więc nawet w 20 metrowej kawalerce będzie miał wystarczająco miejsca żeby wyciągnąć wszystkie cztery łapy.
Odpowiedz@Balbina: My adoptowaliśmy w zeszłym roku psiaka. Jeden spacer zapoznawczy, bardziej żeby nasza stara psina "powiedziała" czy pasuje jej ten towarzysz niż żeby sprawdzić czy umiemy chodzić z psem na spacery i Harold był nasz
OdpowiedzKrzyczycie ściema, a nikt nie oburza się na fakt istnienia procedury, tylko na przesadę w niektórych wypadkach. To kolejna historia w tym zakresie jaką słyszę ( nie tylko z tego portalu) i wierzę w nią.
Odpowiedz@wkurzonababa: a jaka jest przesada w tym, że schronisko nie chce oddać zwierzaka facetowi oddalonemu 250km dalej, więc nie będzie miało jak w razie konieczności skontrolować warunków lub istnieje duże ryzyko krętactwa? Uważamy, ze to ściema, bo wolontariusz nie ma absolutnie nic do gadania w kwestii adopcji.
Odpowiedz@Lobo86: Każde schronisko moze mieć własne mniej lub bardziej oficjalne zasady. Ktoś pisał o 3 spacerach z psem przed adopcją... Mój brat miał jeden i tego samego dnia dostał psa po przejściach. Między jego miastem zamieszkania, a miastem gdzie psa adoptował jest 20km.
Odpowiedz@Lobo86: Każde schronisko może mieć swoje zasady, człowiek po drugiej stronie może powiedzieć co chce, nawet jeśli to nie prawda. A co uważam za przesadę? Czepianie się, że za daleko weterynarz (10 km), że za mało czasu dla psa( praca w domu), pierdyliard możliwych wizyt i za każdym razem możliwość zabrania psa, bo widzimisie jakiejś osoby. Mało?
Odpowiedz@livanir: bo widać twój brat spełnił wymagania, a jego postawa i udzielane odpowiedzi nie budziły żadnych wątpliwości. I takie przypadki jak u twojego brata świadczą o tym, że ten system działa dobrze i odpadają ludzie, którzy nie byliby w stanie zaspokoić potrzeb psa przez najbliższych kilka-kilkanaście lat jego życia. @wkurzonababa: zastrzeżenie kontroli warunków w jakich przebywa zwierze to standard stosowany również przez profesjonalne hodowle. W obu tych przypadkach - tak hodowcy jak i schroniska/fundacje zastrzegają sobie prawo do odebrania zwierzęcia, jeśli uznają, że nie wywiązujesz się ze swoich obowiązków w należytym stopniu. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego. To, że ktoś pracuje w domu, to nie jest równoznaczne z posiadaniem czasu dla psa. Mój kolega był informatykiem freelancerem. Jak miał zlecenie to siedział po 20h przed kompem i na czas pracy oddawał psa swojej mamie. Ta robota go tak wyniszczała psychicznie i fizycznie, że w końcu rzucił to wszystko w cholerę, bo zwyczajnie organizm mu się zaczął sypać. To już kwestia bardzo indywidualna.
Odpowiedz@Lobo86: Co do spełniania warunków. W RSP (tak, ten PRLowski twór jeszcze istnieje) jest sobie pies a'la owczarek. Wygląda jak rasowy, tylko rodowodu brak. Ze schroniska. Cała adopcja polegała na tym, że zaprzyjaźniony wolontariusz dowiedział się, że RSP potrzebuje psa ochroniarza, zadzwonił, a na drugi dzień pies był już u nich. Papiery podpisane, ale zero kontroli gdzie pies będzie, jak go będą żywić, czy będzie spacerował. A wiesz dlaczego? Bo pies był przeznaczony do uśpienia, gdyż rzucał się do dzieci. I ktos w schronie pomyślał, że na co ten cyrk, skoro pies i tak może iść na straty (bo programów resocjalizacyjnych się nie stosowało), to dadzą go jako ochroniarza. Tyle, że agresywny pies do dzieci, gdy takie zobaczył, zaczął się cieszyć i dał pogłaskać. Tylko musiało być to dziecko pod kontrolą dorosłego. Tak się schroniska znają na swoich podopiecznych. Nie mówiąc już o braku kontroli, bo o ile Borys ma do dyspozycji duży kojec ze stróżówką (czyli jakieś 10m2 budynku) i jest w nim zamykany na czas wyjazdów maszyn itd, to równiez mógł trafić na łańcuch. Chcieli się go tylko pozbyć.
Odpowiedz@Habiel: psa wyznaczonego do uśpienia w takiej sytuacji nikt nie ma prawa wydać, bo to decyzja administracyjna po ocenie behawioralnej psa. Więc albo bajki ktoś z tym uśpieniem opowiadał, aby wzruszyć serduszko, albo tu wałek w inną stronę był zrobiony, czyli na poczet "fabryki śmierci". Co też jest częstym procederem.
Odpowiedz@Lobo86: Wyjaśnij mi o co chodzi z "fabryką śmierci", bo nie rozumiem. Prezes RSP normalnie papiery podpisał, że ma świadomość, iż jest to pies groźny dla dzieci i godzi się na adopcję. A o ile dobrze mi dzwoni, to gdy mamy do czynienia z fabryką śmierci, to nikt żadnych papierów nie podpisuje.
Odpowiedz@Habiel: schroniska rozliczają się w różny sposób z gminami. Albo jest to kwota dobowa za zwierzaka, albo jednorazowa opłata. Jednorazowo to 1-2 tyś złoty na utrzymanie psa. Wydaje się to sporo, ale jak chcesz być uczciwy, to potrafi być tak, że samo leczenie pochłania kilka czy nawet kilkanaście tysięcy. A potem i tak przez x miesięcy musisz psa wyżywić, zaszczepić, odrobaczyć itp. To są koszta. Ogromne. W związku z tym, był i jest taki proceder, że schroniska albo w ogóle nie prowadzą rejestrów, albo lipne. I zwyczajnie uśmiercają bardzo szybko zwierzaka, aby dzięki temu zarobić. Tak na szybko: http://www.newsweek.pl/polska/schroniska-w-polsce-mapa-zabijanie-bezpanskich-psow,103656,1,1.html
OdpowiedzTo po jaką cholerę piotrkowskie, warszawskie i gdańskie! fundacje zawalają podkarpackie portale ogłoszeniowe łzawymi historiami zwierząt które błagają o cytat: "kochający domek" ?
OdpowiedzNatomiast z drugiej strony wygląda to tak: od trzech ponad tygodni jest u nas na tzw. domu tymczasowym bardzo fajny pies do adopcji. Było już kilkoro chętnych, ale o ile fanatyczką obostrzeń nie jestem to albo pies ma pecha, albo świrów nie brakuje. Na razie znalazły się typy albo chcące psa do budy (również w zimie) gdzie po zdjęciach już widać, że ewidentnie nie nadaje się do spędzania czasu na mrozie. Albo ludzie tak kręcący w zeznaniach że mogliby zawodowo bajki pisać. Na szczęście ja jestem tylko przechowalnią i nie będę podejmować decyzji, który dom się nada na stały, ale współczuję kobietom odsiewającym kandydatów.
Odpowiedz@mru: nie, to nie pies jest pechowy, tylko faktycznie tak jest. Ludzie tak potrafią kręcić i wymyślać, że ręce niekiedy opadają. Jeszcze jest lepiej jak się dopytuje o to ile chcą i ile mogą przeznaczać pieniędzy na utrzymanie psa. - ile jest pani w stanie przeznaczyć na utrzymanie? - no tyle ile będzie trzeba, nie? - a myśli pani, ze ile taki średni sznaucerek potrzebuje? - no ja wiem...w domu tyle jedzenia się marnuje, więc raczej niewiele trzeba, nie? A potem płacz, że fundacja nie dała, a przecież miałby kochający dom.
Odpowiedz@mru: Wzięliśmy z przytuliska labradorkę czarną.Wyglądem przypominała trochę rottweilera.Miała taki trochę kwadratowy łeb. (z fundacji,była ankieta ale żadnej wizyty nie mieliśmy póżniej) Pojechaliśmy całą rodziną. Pan który prowadził to przytulisko ostatecznie decydował komu odda pieska.Przed nami było 2 facetów którzy kręcili na temat a to warunków,a to dzieci posiadanych i innych zapytań. Nie dostali pieska bo często jak pan opowiadał brano takie psy do walk.
Odpowiedz@Balbina: Mojej koleżance z pracy tak porwano psa. Młody bernardyn - taka przytulaśna klucha. Po jej zeznaniach na policji, gdzie opisała osobnika i samochód, to policjant jej powiedział, że pasują do rysopisu osobników podejrzewanych o organizowanie nielegalnych psich walk, bo porwali kilka psów z jej okolicy. Żeby nie było - pies porwany z posesji.
Odpowiedz@Lobo86: No tutaj było naprawdę ekstremalnie gorzej :/ Jedna z osób mówiła że dom przyjazny dla psa, jest tam już suczka. Ogólnie lista superlatyw. W praniu wyszło, jak się kobita rozgadała, że w sumie to pani nie lubi jak jej psy chodzą po domu i brudzą. Ale ma budy na ogrodzie (a deklarowała że pies będzie mieszkał w domu), że jedzenie resztkowe jednak a nie psie. I w kij takich. A dobiła chwaląc się swoim doświadczeniem z psami i jak się okazało przez ten dom przewinęła się taka sfora, że jak policzyliśmy to tam się coś jednak niedobrego dzieje. Bo żaden nie umarł ze starości. A naprawdę żeby "przerobić" kilkanaście psów w niespełna dwadzieścia lat to trzeba mieć albo ogromnego pecha albo w tylnej części ciała dobrostan zwierzaków. Życie .... :/
Odpowiedz@mru: a to już swoją drogą. Jak ludzie się dowiadują, że moja suczka ma ponad 8 lat i spokojnie biega na 10-15km (a to miniatura ważąca 9,5kg) to już ją do grobu wysyłają. Na informacje, że to dopiero połowa osiąganego przez tę rasę wieku to robią oczy jak 5zł z tekstem "ale jak to? przecież pies 5letni to już stary jest przecież".
OdpowiedzMam obecnie psiaka adoptowanego ze schroniska. Jest to drugi pies jakiego adoptowałam. Niestety Poprzednia psina była psem po przejściach, bitym, głodzonym i zaniedbanym potwornie. Adoptowaliśmy 12 -letnią kupke nieszczęść i wyniszczoną. I to do domu gdzie jest kot i dzieci! Pracowałam wtedy w domu i zajmowałam sie zwierzakami i dziećmi. Pies i kot po około 2 tyg żyli odwrotnie niż się przyjmuje. NIestety po 2 latach walki o zdrowie i życie psa przegraliśmy ją. Sunia odeszła. Odeszła kochana, w naszych ramionach. Obecnie jest z nami kolejna sunia. I kot i dzieci... fakt sunia od początku nie wykazywała większego zainteresowania kotami. Z naszym sie zaprzyjaźniła i sypiają razem. Pies został nam wydany po jednym spacerze na którym oszaleliśmy na swoim punkcie. I tak w mieszkaniu w bloku na 12 piętrze, z dziećmi i kotem mieszka krzyżówka Kaukaza z owczarkiem niemieckim. Moja sunia wg wszystkiego co piszecie o fundacjach nie powinna nam być wydana. I do tego mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu, a na psa i kota zgodził sie własciciel. Pies jest szczęsliwy, karmiony dobrą karmą, chodzi a włąsciwie biega na spacery po ogromnym parku. Czasem jeździ ze mna do pracy i wita klientów machaniem ogona... Jednak nie powinnam jej adoptować. Ogromnego psa po przejściach z ogromnym serduchem
Odpowiedz@nero_marquina: i to jest kolejny przykład na to, jak bardzo wina tkwi w samych ludziach, którym odmówiono, a nie w fundacjach czy schroniskach. :)
Odpowiedz@Lobo86: Ani ja, ani moje rodzeństwo, które adoptowało koty z fundacji nie mieliśmy problemów z adopcją. Przyznam też, ze nie mieliśmy wizyt przed i poadopcyjnych. Nie twierdzę, że lepszy jakikolwiek dom niż schron. Jednak czasem procedury są przesadne. Kotka mojej siostry została wydana do mieszkania z niezabezpieczonymi balkonami. Ze względu na to, ze budynek to 150-letnia kamiennica- zabytek. W fundacji nikt nie zauważył, ze kot jest głuchy jak pień. Kotka nie mogłaby mieć lepszego domu. Od kilku lat leczą i dbaja o kotkę.
OdpowiedzNo, a wywiady robi się dla uniknięcia takich sytuacji: https://polskatimes.pl/bialostoczanin-adoptowal-koty-z-kotkowa-i-je-meczyl-dwa-nie-przezyly-prokurator-chce-by-trafil-do-wiezienia-zdjecia/ar/13478085
Odpowiedz@Lobo86: I to jest przykład "ludzia", któremu NIE ODMÓWIONO w fundacji/schronisku... czyli wciąż twierdzę że TO WYWIADOWANIE NIE DZIAŁA! Nawet (sic!) psu na budę się nie zda! Oszołomy zniechęcają albo odmawiają dobrym ludziom, a jednocześnie taka podła kreatura się jakoś wielokrotnie przez sito przedostała...! ..i jednocześnie bezrobotna Karyna nie dostała Yorka z fundacji, to kupiła Yorkopodobne coś na OLX za 500+, a sfrustrowany pytaniami freelancer kupił sobie bez problemu rasowego buldoga z hodowli... Bilans? Jakiś bezdomny York i Buldog wciąż czekają na nowych właścicieli, a dewianci już nauczyli się że można obejść durny i upierdliwy formularz, udzielając odpowiedzi takich, jakich nawiedzeni autorzy oczekują... No rewelacja...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 września 2018 o 17:02
@SirCastic: no nie odmówiono. Bo wymagania były za niskie i za mała była kontrola nad wydanym zwierzakiem. Ale koniec końców sprawa się wydała. Świat nie jest czarno-biały. Czy to się tobie podoba, czy nie.
Odpowiedz@Lobo86: acha, czyli sądzisz, że jakby podnieśc jeszcze wymagania, to dewianci zaczeliby nagle odpowiadac na pytania szczerze?
OdpowiedzNie - po prostu byłoby większe prawdopodobieństwo, że by się zniechęcili.
Odpowiedz@Lobo86: ale takie upierdlistwo zniechęca potencjalnych wystarczająco dobrych opiekunów (których jest raczej więcej niż sadystów) w takim samym, a nawet większym stopniu (bo uczciwi opiekunowie nie kłamią w ankiecie). czyli przedłuża odsiadkę w tragicznych schroniskowych warunkach i zmniejsza szansę na adopcję podwójnie, bo starszemu psu ciężej znaleźć dom niż młodemu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 września 2018 o 14:24
@slothqueen: z tym, że tych potencjalnie dobrych jest więcej jak sadystów to bym nie przesadzał. Niestety piszę to z pełną powagą. Żeby było tragiczniej - z wolontariuszami jest podobnie. Większość zgłaszających się odpada. U mojej profesorki od psychologii, w ośrodku to odpada prawie 2/3 zgłoszonych, bo się okazuje, że po prostu rajcuje ich śmierć i umieranie. Pracowała w jakiejś poradni dla śmiertelnie chorych. Z doświadczenia z udzielania się w fundacjach i pomagania im - powiem ci, że jest niestety podobnie. Zgłasza się sporo osób. Ale w większości to są krętacze, co chcą psiaka za darmo: "na prezent", "bo się zachciało" i podobne. Od ostatnich ~5 lat jest co raz gorzej.
OdpowiedzEkstremizm w każdej postaci jest szkodliwy, a wymagania z d**y wzięte tylko zniechęcają potencjalne domy. Mój kot miał do wyboru śmierć albo mnie (okna osiatkowałam po jakiś 6ciu miesiącach, początkowo karmiony był marketówką, będzie jedynakiem i to pozostającym w domu po min. 9 godzin sam). No jakbym się wtedy starała o kota z fundacji, to nie dość, że bym go nie dostała, to jeszcze by mnie zlinczowali. A tak, Frey żyje i ma się dobrze. Każdy dom, zapewniający jedzonko (nie odpadki), ciepło, człowieka na własność i w przypadku psa spacer bądź wybieg, jest lepszy niż schronisko.
Odpowiedzdla mnie to niewyobrażalne - mam obecnie 3 psy ze schroniska, wcześniej jeszcze miałam dwa inne schroniskowe - NIGDY nie było problemu z "wzięciem" zwierzaka - tylko jeden był z wizytą poadopcyjną, ale to ze względu na nasze zdrowie, a nie psa - pies był mocno po przejściach, na lekach psychotropowych, niezbyt zdrowy - mieszkam w okolicach Trójmiasta, a pies wzięty spod Łodzi - i komuś "się chciało" przyjechać - ale bez zapowiedzi, celowo, żeby sprawdzić normalne warunki. Nie rozumiem problemu wizyt - ja nie mam nic do ukrycia, jak ktoś chce kontrolować niech kontroluje. I w jednym przypadku miałam w umowie, że mam psa wykastrować, ja tego nie zrobiłam i NIC mi nie zrobiono z tego powodu (nawet nie wiem dlaczego tej kastracji nie wykonano, dawno temu to było). "Moje" schronisko ma ze mną ciągły kontakt (uczestniczę w życiu grupy ludzi, którzy mają zwierzęta z tego samego schroniska), piszę do nich, wysyłam zdjęcia (w październiku minie rok, jak ostatniego adoptowałam) jak się mojemu zwierzyńcowi żyje - może to właśnie fakt, że jesteśmy otwarci, opowiadamy, że chcemy psa, bo brakuje nam do jednego łóżka itp, ludzie wierzą, że nie ściemniamy w reszcie "wywiadu" - nie wiem, ale nie mieliśmy problemów w dwóch okolicznych schroniskach - w jednym tylko (w Gdyni) w ogóle nie miano ochoty z nami rozmawiać - po prostu chyba nie chcą przyjmować chętnych do adopcji
OdpowiedzZ jednej strony to dobrze, że schroniska/fundacje nie dają zwierząt jak leci każdemu, kto chce, tylko starają się sprawdzić, czy faktycznie to będzie dobry dom, żeby psa/kota znów nie spotkało porzucenie albo coś gorszego. Ale trzeba w tym zachować zdrowy rozsądek. Kiedy szukałam psa, w rozmowie przedadopcyjnej padły pytania o budę. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że tak, pies będzie miał budę - drewnianą, samodzielnie przez nas budowaną, ocieplaną, z zadaszonym ganeczkiem, o powierzchni kilku m2 oraz do wyboru drugie pomieszczenie, około 6m2, pod tarasem. Chciuałam dodać, że chyba wiadomo, że w razie jakichś siarczystych mrozów, innych złych warunków pogodowych weźmie się go do domu, no ale pani przeszła do pytania o łańcuch. Nie chciałam kłamać, a biorąc pod uwagę, że spodziewałam się wizyty domowej, to nie miałoby też większego sensu, odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że jest. Używany przeważnie na jakieś 10 minut dziennie, gdy otwiera się bramę, żeby wyjechać autem - dla bezpieczeństwa psa, bo mieszkamy przy ruchliwej drodze wojewódzkiej. Kolejny minus, bo "olaboga, łańcuch!". Kolejne pytania dotyczyły mojego szczegółowego rozkładu dnia. Pani była oburzona, że pracuję, zatem - uwaga, zaskoczenie - przez około 8 godzin dziennie nie ma mnie w domu, bo... jestem w pracy. I nic to, że pies w tym czasie ma wielki ogród do hulania, i że praktycznie cały czas w domu jest moja mama. I takie podejście jest bardzo zniechęcające, a biedne zwierzaki w schroniskach jak cierpiały, tak cierpią...
Odpowiedz@marcelka: bo w praktyce, przy takim wywiadzie okazuje się, że potem pies jest non stop na łańcuchu. A wystarczyłoby użyć specjalnie do tego przeznaczonej linki z amortyzatorem i problemu by nie było.
Odpowiedz@Lobo86: ...ty weź to tym psom w bunkrach może wytłumacz, co? Że praktykantka się na zapinanie nie zgodziła.. i że na jego miejsce i tak kupiono z ogłoszenia jakiegoś szczeniaczka.. Kolejny raz pytam, czy ty kibicujesz fundacjom, czy podopiecznym!?
Odpowiedz@SirCastic: tak naprawdę, to nie wiele mnie obchodzi ani jedno ani drugie. W tym momencie to problem statystyczny, bo mówimy o milionach zwierząt. Tak - dobrze czytasz - milionach. Bo przy śmiertelności rzędu ponad 30% stale, w skali roku, pozostaje na utrzymaniu samego tylko państwa jakieś 100tyś psów i przybywa ich lawinowo. Nie wiadomo do końca ile przewija się przez wszystkie fundacje, stowarzyszenia i inne ruchy obywatelskiej inicjatywy. Zwierząt domowych jest w PL zwyczajnie za dużo. Mamy drugą największą populację w Europie i największą pozostającą bez opieki. Z jednej strony masz fabryki śmierci działające pół legalnie, bez żadnych wymaganych prawem wymogów i ram odpowiedzialności, a z drugiej słusznie utrudnioną adopcję wynikającą ze złych doświadczeń i zwyczajnego strachu. Z jednej strony chciano rozprawić się z nielegalnym handlem, a z drugiej, poprzez nieudolność i niesprecyzowanie prawa doprowadzono do zalegalizowania pseudohodowli. Sytuacja jest patowa i spaczona w każdą możliwą stronę. Winne nie są fundacje - winne pozostaje społeczeństwo i brak systemowego, na poziomie ustawy, rozwiązania problemu bezdomności zwierząt, do którego przyczynia się zobojętnienie i bestialstwo społeczeństwa.
Odpowiedz@Lobo86: Cały czas fundacje tłumaczysz, że prawo kretyńskie, że warunki trudne, że ludzie nieodpowiedzialni, że fundacje niewinne... wszystko to prawda, a jednak parę psów z tych tysięcy nie trafiło do dobrych domów, a parę kotów z tych tysięcy trafiło do złych domów - czyli jednak fundacje w promilu - ale winne. I tyle.
Odpowiedzno jak tak chcesz podchodzić do zagadnienia w taki sposób, to można i napisać, że winne są same zwierzęta, bo przecież mogły uciec albo zagryźć/podrapać i tak dalej. Nie w każdej sytuacji życiowej ktoś musi być winny. Często to zwyczajny zbieg okoliczności. W nawet najbardziej uczciwej społeczności znajdzie się patologia, która oszuka nawet najlepszy system. Jak i w druga stronę znajdą się niewinne ofiary systemu. I żaden z tych przypadków nie świadczy o tym, że to nie działa. W historii ludzkości przerabialiśmy wszystkie możliwe kary za złodziejstwo lub morderstwo i pomimo kilku mileniów dalej to występuje i niejeden niewinny został skazany. I co - winny jest system? Jego egzekwowanie? Ludzie są tylko ludźmi. I o ile jeden przypadek można zrozumieć, o tyle jak sytuacja się powtarza, to znak, że problem nie jest z nimi, ale z delikwentem.
Odpowiedz"Psa nie trzyma się w kojcu (kojec 30m2)" Moje mieszkanie ma 32 m2. Człowieka bez problemu można "trzymać" w takim metrażu, ale psa już nie? ;)
Odpowiedz@I_m_not_a_robot: psa można też uśpić, żeby skrócić cierpienie, ale eutanazja szybko raczej legalna nie będzie...
OdpowiedzNo patrzcie, ludzkie panisko chciało psa, to się nie rzucili całować w odwłok, tylko wybrzydzali! To straszne. Potencjalnie agresywnego psa chcesz trzymać w izolacji i wypuszczać na noc? Świetny pomysł. Tyle, że w ten sposób dla niego też będziesz obcy. To chyba jest logiczne, ale dla ludzkiego paniska nie. On się chciał poświęcić jak cholera i opowiadać jakie to ludzkie serducho ma, a tutaj mu nie dali za bohatyra robić, skandal. Coś czuje, że twoje zachowanie odrzuciło nawet pracowników schroniska, bo pierwsze słyszę, żeby takie problemy robili.
OdpowiedzJak brałem psa ze schroniska tu w Szczecinie to podpisywałem papiery i brałem psa ze sobą do domu. Żadnych dodatkowych spacerów czy też kontroli po adopcyjnych. Stawiam że opisane schroniska miały sytuacje że ktoś brał psa i po jakimś czasie musieli tego psa ratować i wole bardziej sprawdzać nowe osoby.
Odpowiedz