Pora na opisanie piekielnych innych nacji, tym razem padło na amerykańskich geniuszy.
Wybraliśmy się z żoną na wakacje do Stanów Zjednoczonych. Dwa tygodnie, trochę pozwiedzać i tak dalej. Nic wielkiego, taki kaprys.
Oczywiście wymagana w tym celu była wiza, więc załatwiliśmy w Polsce wszystkie formalności, otrzymaliśmy wizę turystyczną (ściślej to B-1/2) dla małżeństwa, bez problemu. Wsiedliśmy do samolotu i w drogę.
Muszę wspomnieć w tym miejscu, że mam nazwisko kończące się na -ski, żona postanowiła dodać moje do swojego, ma zatem dwuczłonowe. Inaczej mówiąc, ja nazywam się Janusz Kowalski, a żona to Grażyna Nowak-Kowalska.
Przylecieliśmy do USA. Wysiadamy z samolotu, kierujemy się do odprawy. Nadchodzi nasza kolej, okazujemy dokumenty...
... i po chwili zaczyna się cyrk.
Hamburger - Jesteście małżeństwem?
My - Tak.
H - Ale to niemożliwe.
My -???
H - Nazwiska się nie zgadzają.
My - Jak to się nie zgadzają?
H - Żona musi mieć takie same nazwisko jak mąż.
My - Przecież ma, drugi człon.
H - Nie kłamcie. Nazwiska się różnią, to oszustwo. Myśleliście, że się na to nabierzemy? Wiza też pewnie sfałszowana!
I tak dalej. Przy czym cała rozmowa odbywała się dość podniesionym tonem, ze strony amerykańskiej były dwie ciemnoskóre urzędniczki, a pewnie każdy z Was wie doskonale, jak potrafią takie kobiety hałasu narobić. Wystarczy byle jaki amerykański film obejrzeć, żeby zauważyć, jak umieją się drzeć i trajkotać bez przerwy na nabranie powietrza.
Poleciały groźby, policja, urząd antyimigracyjny, dożywotni zakaz wjazdu... w końcu po bezskutecznych próbach przekonywania żonie się ciśnienie podniosło, najpierw ryknęła na cały głos, że się mają zamknąć i odnosić się z szacunkiem, zażądała przyjścia ich przełożonego a potem wyjęła telefon i zadzwoniła do polskiej ambasady. Po dosłownie dwóch minutach rozmowy kogoś z drugiej strony z tym przełożonym sytuacja się zmieniła o 180 stopni... jeszcze nam ten człowiek oddelegował dwie osoby (inne, niż te dwie głupie baby) do pomocy z bagażami w ramach przeprosin.
Ale to jeszcze tylko połowa historii. Druga połowa dotyczy kolegi, z którym się wybraliśmy. On także miał swoje przeboje, choć dużo mniejsze z tymi samymi urzędniczkami, poszedł przed nami. Dlaczego miał przeboje? Bo ma dość specyficzne nazwisko. JUST.
jfk
Trochę rasistowsko żeś to opisał.... Jak byłem w USA i trafiłem do "imigracyjnego" na lotnisku, to nie mógł facet ogarnąć, że przylecieliśmy pół świata (było nas kilka osób - zmiana części załogi na żaglowiec), żeby uczyć się żeglować. Dlaczego nie mógł uwierzyć? Bo przecież jachty/statki mają silniki. Pływanie na żaglu było dla niego abstrakcją, której nawet tłumacz nie był w stanie mu wyjaśnić. Ostatecznie facet nas wpuścił, bo byliśmy zorganizowaną grupą z wyznaczonym opiekunem ("hamburger" z odpowiednimi glejtami i tak dalej). A niektórych - mimo, że również byli pierwszy raz - nawet do "imigracyjnego" nie wysłali tylko od razu stempel w okienku wbijali i heja. Jaki oni tam mieli system obsługi i czym się kierowali to do tej pory pozostaje dla mnie tajemnicą. Ale wiele szczegółów już nie pamiętam, bo to było ~15 lat temu, także pamięć o WTC była mega świeża.
Odpowiedz@Lobo86: Faktycznie, trochę stereotypowo, ale żeby od razu rasizm?
Odpowiedz@the_godfather: czytałam pewien kryminał, o ile mnie pamięć nie myli, autorstwa Tess Geritsen. Ofiarami seryjniaka padały kobiety, białe i jedna czarna, która "psuła" policji rozwiązanie zagadki, bo nie pasowała do klucza. Policjantka zadzwoniła do siostry czarnoskórej ofiary i kiedy usłyszała sposób jej wysławiania, upewniła się, pytając, czy ta na pewno jest czarna, bo brzmi jak biała kobieta. Siostra ofiary również zarzuciła policji rasizm. Tak czy siak, policjantka wykminiła, że morderca nie widział nigdy swoich ofiar, a jedynie je słyszał i był pewien, że czarnoskóra jest białoskóra. Ja tu rasizmu nie widzę. Jedynie potwierdzenie tego, że czarnoskórzy Amerykanie mają zupełnie inny sposób wysławiania się i intonacji głosu.
Odpowiedz@Grejfrutowa: heh, rasizm to nie tylko KKK, pochodnie i białe kaptury. Rasizm objawia się także w stereotypach, a tym jest dla mnie to zdanie: " Wystarczy byle jaki amerykański film obejrzeć, żeby zauważyć, jak Murzynki umieją się drzeć i trajkotać bez przerwy na nabranie powietrza." Znam pierdylion białych Polek, które nie muszą robić przerwy w dziamgoleniu nawet jak biorą łyka wody. Ot "wodzirejki, głupie p1sdy" cytując klasyka polskiej kinematografii.
Odpowiedz@Lobo86: pozwól. że się zgodzę z Autorem, że czarnoskóre Amerykanki w ogromnej większości mówią inaczej od swoich białych krajanek.
Odpowiedz@Lobo86: Kiedy ja pierwszy raz przyleciałem do USA, przesiadałem się w Newark pod Nowym Jorkiem na samolot do Los Angeles. Strażnik przeprowadzający kontrolę paszportową trzymał mnie przez 10 minut marudząc, że nie zatrzymuję się w Nowym Jorku, tylko lecę do Kalifornii.
Odpowiedz@Grejfrutowa: góralki mówią inaczej od ślązaczek. I co - jedziemy stereotypami w związku z tym?
Odpowiedz@Lobo86: nie rozumiem, o co się spieramy. Aitor tylko stwierdzil pewien fakt. Czarnoskore Amerykanki mówią inaczej niz białe Amerykanki. Sa glosniejsze, "zaciągają". Mówią po prostu inaczej. Nie jest to stereotyp, ze kazdy pijak to zlodziej. To po prostu fakt.
Odpowiedz@Lobo86: ale oczywiscie ze lecimy stereotypami lokalnie tez. Krakusy chodza na pole, poznaniacy jedza pyry a ślązacy zaciągają. Po akcencie lokalnym slychac skad jestes. Tak samo wlosi krzycza, szkoci seplenia a wegrzy szeleszcza. Nie rozumiem i denerwuje mnie dopatrywanie sie rasizmu w rzeczach charakterystycznych.
Odpowiedz@Grejfrutowa: to nie fakt, a zwykły stereotyp. alexiell - to co podajesz to nie stereotypy, a zwykłe regionalizmy wynikające z naleciałości spod różnych zaborów. Stereotypem będzie, że krakus to dusigrosz, a ślązak to tylko górnik.
Odpowiedz@Lobo86: jaki stereotyp? Masz jakieś podzielone postrzeganie. U Polaków to zwykle regionalizmy a nie stereotypy, ale juz u czarnych z Ameryki to stereotyp? I, olaboga, rasizm?
Odpowiedz@Lobo86: nic rasistowskiego, po prostu fakt, mieszkam w Anglii i pracuje z Nigeryjkami, zapewniam Cie, ze jak je uslyszysz pare razy to do konca zycia bedziesz rozpoznawal Nigeryjki, ich akcent i bardzo glosny sposob mowienia. Pracuje tez z innymi czarnoskorymi, ale Nigeryjki sa bardzo specyficzne. Podobnie moze byc z Afroamerykanami.
OdpowiedzNie rozumiem, skąd minusy. Kwestia pomyłek urzędników i innych tego typu pracowników w przypadku polskich przymiotnikowych nazwisk z inną końcówką męską i żeńską powraca od czasu do czasu, nie tylko w USA, ale we wszystkich krajach, gdzie mówi się w języku, który nie ma takiego rozróżnienia. Znajomi opowiadali, że w hotelu na zadupiu bodajże UK nie chcieli ich zameldować w jednym pokoju, "bo nie są małżeństwem".
Odpowiedz@quack: Jeżeli jakiś kmiot w hotelu nie wie, że są różne końcówki w słowiańskich nazwiskach, to tylko świadczy, ze hotelarz jest niedouczonym bucem, który nie powinien brać się za taki interes. Ale jak urzędnik państwowy nie ma odpowiedniej wiedzy na ten temat to porażka, tragedia i kompletna żenada dla takiego państwa. Ale co się dziwić innym nacjom. Napiszcie proszę ile razy spotkaliście się z bezdenną ignorancją, głupotą i niewiedzą naszych rodzimych urzędasów.
OdpowiedzKmiot, który został wychowany w duchu, że jego kraj rządził 1/3 powierzchni świata i to cały świat ma się dostosować do niego.... Przypomnij mi jaki to język jest uznawany za międzynarodowy?
Odpowiedz@Tolek: Do dzisiaj są problemy, szczególnie na ziemiach po niemieckich, w tym na Śląsku. Problem polega na tym, że niemieccy urzędnicy zmieniali polskobrzmiące nazwiska oraz imiona na ich niemieckie odpowiedniki oraz polskie literki, tak żeby brzmiały podobnie, ale były zapisane po niemiecku np. "ó" na "u", czy "ę" na "e", "sz" na "sch", a jak potem wróciły te ziemie do polski, to polscy urzędnicy robili to samo, tylko w drugą stronę. Jak nie było odpowiedniego imienia w drugim języku, to urzędnicy dawali delikwentowi inne imię. Czasami nawet bez wiedzy zainteresowanych. No i powstał bałagan, głównie w księgach wieczystych, czy aktach urodzenia, bo za zmianą zapisu nazwisk nie szły zmiany tych nazwisk w odpowiednich dokumentach urzędowych. Problemy wywlekały się przy np. sprawach o spadek, bo dzieci zmarłych miały na swoich aktach urodzenia imiona rodziców przed zmianą, a dokumentów na zmianę imienia rodzica przez urzędników brak.
Odpowiedz@rodzynek2: Mam w rodzinie przypadek trzech braci, z których każdy przyjął inny zapis nazwiska - przykładowo, rodzina nazywała się Schwarz i jeden przy tym zapisie został (po długiej batalii), drugi nazywa się Szwarc, a trzeci Czarnecki. To jest dopiero jazda z papierologią.
Odpowiedz@Lobo86: Miliony much jedzą gówno, miliony nie mogą się mylić. To jak to było z tym miedzynarodowym językiem ..?
Odpowiedz@kudlata111: argumentacja na poziomie Romcia, co to poszedł do przedszkola. Międzynarodowym językiem jest język angielski. To jest niezaprzeczalny fakt. Podobnie jak to, że Wielka Brytania władała w swojej historii ok 1/3 świata. Jak nie więcej. Dzierżąc większość zasobów i bogactwa świata. Podobnie mają obecnie Amerykanie. Generalnie to trudno dziwić się takiej postawie obecnym i przeszłym mocarstwom, które trzymają w garści światową gospodarkę. Naprawdę odwiedzając podrzędne hotele i pensjonaty można się zdziwić. Nie tylko w PL, ale i poza granicami kraju. Ale też jest całe mnóstwo przykładów w drugą stronę - polski student ma więcej zniżek przywilejów w Chinach niż w Polsce. I mam tutaj info akurat z pierwszej ręki.
Odpowiedz@Lobo86: Poza angielskim jest jeszcze francuski, hiszpański, rosyjski i chiński. Pewnie jeszcze kilka do tego można by dołożyć, więc nie widzę odniesienia do angielskiego.
Odpowiedz@Lobo86: Angielski nie jest formalnie, a zwyczajowo językiem urzędowym w USA. A biorąc pod uwagę liczbę osób używających języka (wiem, ze wikipedia nie jest najlepszym źródłem danych, ale z braku lepszego pod ręką...), to angielski przegrywa z chińskim i hiszpański.
Odpowiedz@GlaNiK: Ty tak na poważnie? Bo nie wiem czy mam się śmiać, czy płakać. Ale ok - dołóżmy do tego jeszcze niemiecki i japoński. Tak czy siak dalej mówimy o przeszłych lub obecnych supermocarstwach (w tym atomowych), które kontrolują 80-90% światowej gospodarki. Ich nastawienie do reszty świata nie powinno dziwić. @rodzynek2 - bo USA formalnie nie ma języka urzędowego :). Oczywiście jest to angielski - tyle, że jest to amerykański angielski, który nieznacznie się różni od tego klasycznego uczonego w naszych szkołach. Ale to różnice kosmetyczne. Podobnie jak różni się od tego używanego w Kanadzie, czy Australii. Porównujesz języki natywne - wtedy masz rację. W ogóle zestawienie Ethnologue jest komiczne pod tym kątem, bo według nich, hindi posługuje się 381 milionów ludzi...a przecież Indie mają 1,3 miliarda ludzi. Zdecydowanie wolę encyklopedię Encarta.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 września 2018 o 15:54
@Lobo86: Ani w Polsce, ani w Wielkiej Brytanii, ani w USA nie ma obowiązku przyjmowania przez żony nazwisk mężów. Jest taki zwyczaj, ale nie ma obowiązku i przypadki małżeństw, w których małżonkowie mają różne nazwiska, nie jest niczym dziwnym nawet w krajach, w których w miejscowym języku nazwiska nie mają końcówek rodzajowych.
Odpowiedz@Jorn: i co w związku z tym? Czy to znaczy, że zadufany buc z powodu imperialności swojego kraju ma się tym przejmować? Raczysz żartować.... Zobacz ilu w Polsce jest wyznawców Wielkiej Lechii to ci szczena opadnie :)
Odpowiedz@Lobo86: fun fact- w indiach mowia kilkunastoma jezykami lokalnymi zupelnie nie podobnych do siebie (np w stolicy nie dogadasz sie w jezyku z prowincji) a hindi mowi stosunkowo malo ludzi. Wiec wbrew pozorom ta statystyka moze byc prawdziwa
Odpowiedz@alexiell: splusowałem, bo masz rację. Co nijak nie zmienia postaci rzeczy, że te dane są z czapy, bo bez wspólnego języka to żaden kraj nie może istnieć jako całość.
Odpowiedz@Lobo86: E... Rosyjski? :) Ja, wyjeżdżając w delegacje do sąsiadów, prawie zawsze dogadam się po rosyjsku, choć jak już pisałem, 10 lat temu nie znałem go. Po angielsku można dogadać się w większych miastach. Niestety mnie przyszło poznawać te kraje od wsi... Poza tym nie zapominaj, że są dwa języki angielskie. Amerykański i brytyjski. Amerykański jest jak Polski, szczególnie internetowy. skróty myślowe, ucinanie słów, wyciszanie niektórych liter, przez co wychodzi w mowie zupełnie co innego. Brytyjski natomiast, choć obciachowy, jest jak nasz normalny polski urzędowy. Oprócz francuzów, dogadasz się z każdym, kto choć trochę zna angielski. A, że brzmisz dziwnie to już inna sprawa. Poza tym, nie wiem czy obiło Ci się o uszy, że w planie jest zmiana języka międzynarodowego na francuski. Choć wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby wrócić do łaciny. Każdy miały tak samo trudno, ale przynajmniej lekarzy byśmy rozumieli...
Odpowiedz@Lobo86: Ależ oczywiście, że może istnieć taki kraj i są to właśnie Indie. A hindi ma właśnie tylu użytkowników i pewnie jeszcze więcej wrogów, uważających że narzucanie hindi, przy pominięciu chociażby tamilskiego, to morderstwo dla ich dziedzictwa kulturowego.
Odpowiedz@rodzynek2: co więcej w niektórych stanach USA angielski przegrywa z hiszpańskim. Np. na parkingu w Los Angeles po angielsku nie szło się dogadać.
OdpowiedzTo ciekawe, jak odprawiona zostałaby rodzina z Islandii - gdzie ojciec ma inne nazwisko, matka inne, córka inne i syn też inne. Zamknęliby ich za terroryzm jak nic.
Odpowiedz@Meliana: Islandia ma inny status "zaufania" niż Polska.
Odpowiedz"Przy czym cała rozmowa odbywała się dość podniesionym tonem, ze strony amerykańskiej były dwie ciemnoskóre urzędniczki, a pewnie każdy z Was wie doskonale, jak potrafią takie kobiety hałasu narobić." - No właśnie nie bardzo. O ile rozumiem piekielność ze strony tych urzędniczek (w końcu kto to widział, aby wymagać tego samego nazwiska od męża i żony), tak nijak nie rozumiem stereotypu o krzyczących murzynkach. Wielokrotnie załatwiałam sprawy w polskich urzędach, i wierzcie lub nie, ale "białe" babki też potrafią nieźle wrzeszczeć...
Odpowiedz@tylkoNIEja: nie znasz czarnoskorych, szczegolnie Nigeryjczykow, maja taki spoosb mowienia, ze odrazu wydaje sie agresywny.
OdpowiedzH - Żona musi mieć takie same nazwisko jak mąż. My - Przecież ma, drugi człon. Dobrze wiecie, ze w pl jest różnica i zamiast w odpowiednim momencie udzielić wyjaśnień, to zapewniacie, ze drugi człon jest identyczny?
OdpowiedzPo pierwsze - historia dość dziwna, w dzisiejszych czasach (także w USA) bardzo często żona ma inne nazwisko niż mąż. Po drugie - hasło "ci paskudni Amerykanie" jest w tym kontekście bez sensu. Idioci zdarzają się wszędzie. Moja córka ma w klasie dziewczynę, której matka jest Polką, a ojciec - Gruzinem. Dziewczyna jest Polką, mieszka tu od urodzenia, ma polskie obywatelstwo - ale nazwisko ma gruzińskie (długie i kończące się na …szwili). W pociągu podmiejskim kontroler-idiota wypisał jej karę - bo miała ulgowy bilet, ale kiedy pokazała legitymację szkolną, pan kontroler uznał, że dokument jest na pewno sfałszowany. Dlaczego tak uznał? Bo "nikt nie może mieć takiego nazwiska". Serio.
Odpowiedz@janhalb: hmm po ponownym przeczytaniu historii zaczynam myśleć, że została conajmniej podkoloryzowana. Juz to widze jak jego zona pokrzykuje na celnikow po czym dzwoni do polskiej ambasady i nagle wszystko zalatwione? No bajka. A jaki problem mialby miec kolega o nazwisku Just? Normalne nazwisko i zwykle slowo po angielsku.
OdpowiedzAbsolutnie nie wierzę w historię. 1. Nie ma wizy "dla malzenstwa". Dostaliscie wizy b1/b2 niezależnie od sobie i bycie małżeństwem nie ma tutaj znaczenia. 2. Przez kontrolę imigracyjna przechodzą tysiące osób dziennie i urzędnicy widzieli już wszystko. Na pewno nie robiliby awantury z powodu nazwiska, tym bardziej że nie na to patrzą wypuszczając ludzi do US. 3. Gdyby twoja żona krzyczała na urzędników to byście wrócili pierwszym samolotem do PL. 4. Ambasada PL wam szybciutko pomogła.. aha. Policję też przysłali na lotnisko? Generalnie historia maksymalnie rasistowska i mnie by było wstyd coś takiego publikować. Każdy kto chociaż raz leciał do US, wie że takich zachowań na granicy nie ma...
Odpowiedz@MowionoOnimKing: dokładnie! Fejk jak ta lala. Za samo podniesienie głosu na urzędnika celnego dostalibyście zakaz wstępu i na tym by się wakacje skończyły.
Odpowiedz@MowionoOnimKing: zgadza sie, w dodatku z doswiadczen osob, ktore faktycznie zostaly zatrzymane do kontroli, wynika, ze nie mieli odraz dostepy do telefonu.
OdpowiedzI obudziłeś się spocony? 60% kobiet w Stanach przyjmuje nazwisko męża jako drugie. Ta opowieść jest wymyślona i ma na celu poinformowanie nas, że Murzyni i do tego amerykańscy są głupi, a Polacy są mądrzy.
Odpowiedz@Samoyed: a w dodatku probuje nam wmowic, że polski ambasador ma jakakolwiek wladze nad celnikiem amerykanskim. Oj bajki tez trzeba umiec pisac.
Odpowiedz@nursetka: A polska ambasada w Stanach rzuca się na pomoc w każdej sprawie i równo ochrzania pracowników celnych, którzy pod naciskiem pokornie przepraszają i noszą bagaże poszkodowanych. Równie poruszający jest moment jak kierownik zmiany celników na lotnisku gada z kimkolwiek z telefonu awanturującej się pani.
OdpowiedzJak byłem w USA to wybrałem kolejkę do gościa, który wyglądał w miarę "normalnie". Co prawda jak zobaczył mój paszport to wyglądał jakby miał zaraz dostać zawału serca - mam pieczątki/wizy w chyba 4 alfabetach ale wpuścił.
Odpowiedz