Kraków. Okolice Szpitala Rydygiera. Wracam z pracy. Wysiadłem z tramwaju i kieruje się w stronę swojej ośki. Po wyjściu z przejścia dla pieszych zauważam złote Renault. Pani kierująca i z tył latorośl lat około 3-4 nie siedzi w foteliku tylko beztrosko wychyla się tułowiem przez szybę.
Powiedzcie jakie za przeproszeniem "gówno w głowie" trzeba mieć żeby dopuścić do czegoś takiego? Jak matka/babcia mogła dopuścić do takiej sytuacji? Przecież gwałtowne hamowanie czy zderzenie mogło pozbawić dziecka zdrowia, doprowadzić do kalectwa czy nawet zabić. Oczywiście zadzwoniłem pod 112 i poinformowałem o tej sytuacji. Mam nadzieję, że policja zatrzymała tą panią i wymierzyła karę, a ja zapobiegłem jakiejś kolejnej ludzkiej tragedii.
Kraków
Moi znajomi jeżdżą dwa razy w miesiącu trasę ok 150 km (tam i z powrotem, weekend u rodziców). Jedno prowadzi, a drugie bawi dziecko, najczęściej na kolanach. "Bo on inaczej nie wytrzyma w foteliku". Żadne argumenty nie przemówią.
OdpowiedzJak byłam mała, zjeździłam z rodzicami całą Polskę i ćwierć Europy dużym fiatem - bez pasów z tyłu. Najczęściej stałam na obudowie wału trzymając się zagłówków. I żyję. I większość starszych ludzi też to przeżyło - na przykład wyprawy "maluchem" na miesiąc na Mazury dla 4 osobowej rodziny z psem nie były niczym dziwnym. Ciasno, niewygodnie, o pasach nikt nie myślał. Jakimś dziwnym trafem Polska się nie wyludniła, bo dzieci masowo umierały od nie siedzenia w fotelikach...
Odpowiedz@glupia: Kiedyś było znacznie mniej samochodów - i osiągały znacznie mniejsze prędkości. Chyba więcej dodawać nie trzeba...
Odpowiedz@glupia: Nie chciałabym nikogo obrazić, ale nick adekwatny do wypowiedzi. Wnioskuję po opisie, że opisujesz czasy PRL, czyli jak już napisał/a Astaroth99 - mniej samochodów, mniejsze prędkości a co za tym idzie mniej wypadków, czy mniej poważnych wypadków. Poza tym jeśli coś się zmienia na lepsze, jest postępem to czy to jest złe? Gdyby ludzie tak myśleli to nadal żylibyśmy w jaskiniach.
Odpowiedz@glupia: Ja poznałam kilku ludzi, którzy robili głupie rzeczy i przeżyli. Np. pewnego dnia na lekcje w czwartej klasie szkoły podstawowej przyszedł kompletnie pijany kolega z klasy (żyje do dziś). Znajoma po pijanemu wychyliła się z okna akademika, spadła z trzeciego piętra (żyje). Kolega próbował dopalaczy z ciekawości (żyje). Mamy ich wszystkich naśladować, bo żyją? Trochę mi trudno, bo poznałam też kilka osób, które robiły głupie rzeczy i nie przeżyły. A osób, które nie przeżyły bo pasy im były zbędne też jest sporo. Dorosłych mi nie żal, ale jeśli zobaczę dziecko którego rodzice ryzykują jego życiem w taki sposób - też zadzwonię na policję.
OdpowiedzZ tym, że wszyscy żyją to się nie zgodzę. Moja koleżanka z podstawówki nie żyje. Spała na kanapie z tyłu, bo siedzenie w pasach było niewygodne. Mieli wypadek. Ot wpadli w poślizg, a nie jechali nawet szybko. Wszyscy wyszli bez szwanku. Ale nie ona. Ona jedna miała niezapięte pasy i ona jedna zmarła. Byłem też świadkiem wypadku - zderzenia poloneza z fiatem punto. Punciak skasowany niemal do samej szyby. Ale kierowca sam opuścił pojazd. Polonez miał tylko zbitą lampę, ale kierowca wylądował z szpitalu wyleciawszy najpierw przez przednią szybę. Nie - nie było kiedyś mniej wypadków. One były, ale pojazdów było mniej, a nie było internetu, aby opowieści znajomych z wypadków rodzinnych się rozchodziły dalej w świat.
Odpowiedz@Astaroth99: @Carolline: Z tymi prędkościami, to bym był ostrożny. Duże Fiaty (w produkcji od 1967 r.) czy Polonezy (od 1978) osiągały już prędkości, z jakimi się dziś podróżuje po drogach. Nawet na dzisiejszych polskich autostradach dawałyby radę (choć z trudem). Ale faktycznie samochodów było znacznie mniej (kilkanaście procent dzisiejszego stanu) i często się jeździło po pustych drogach.
Odpowiedz@glupia: Taa, przeżyli wszyscy, z wyjątkiem tych,którzy nie przeżyli. W 1980 roku w Pl było 3 mln pojazdów, w 2010 - 20 mln. Liczba wypadków się nie zmieniła (40 000), ale teraz jest mniej ofiar śmiertelnych (4 tys, w porównaniu do 6 tys. z roku 1980), chociaż wtedy jeździły głównie małe fiaty, których robocza prędkość to 70 km/h. W maluchu pasy nie miały większego znaczenia, bo przy solidnym pizgnięciu - z auta zostawały strzępy (z ludzi również). Współczesne auta mają taką konstrukcję, że - nawet gdy auto się poskłada w harmonijkę - człowiek może wyjść z wypadku bez szwanku, bo chronią go pasy, poduszki, kurtyny, foteliki. Mieć zabezpieczenia i z nich nie korzystać - to trzeba mieć sieczkę zamiast mózgu.
Odpowiedz@niemoja: Sprostowanie ze strony tego, który przeżył. Malichem spokojnie dało się podróżować z prędkością ok. 90 km/h (prędkość maksymalna 105). OK, hałas mocno przeszkadzał, ale przy 70 nie było dużo lepiej. Poza tym ówczesne samochody się tak nie rozpadały na strzępy. To była domena jeszcze starszych konstrukcji, których w pierwszej połowie lat ’80 prawie zniknęły z polskich dróg. Nawet więcej: taki Maluch czy Duży Fiat laikom wydawał się być nawet solidniejszy od dzisiejszych nowoczesnych pojazdów, bo nawet po solidnym uderzeniu szkody blacharskie były dość ograniczone. A że w srodku cztery trupy, to inna historia. Masz oczywiście rację odnośnie dzisiejszych samochodów: projektuje się je tak, że nawet po pozornie niezbyt mocnym dzwonie składają się w harmonijkę, ale pasażerowie często wychodzą z wypadku bez szwanku lub z obrażeniami niezagrażającym życiu.
OdpowiedzA czemu nie dzwoniłeś od razu na 997?
Odpowiedz@adolf206: Nie widzisz, jak on pisze? Dobrze, że zna jakikolwiek numer alarmowy.
Odpowiedz