Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia https://piekielni.pl/82859 przypomniała mi moje przejścia z tak zwanym Urzędem Pracy. Miałem…

Historia https://piekielni.pl/82859 przypomniała mi moje przejścia z tak zwanym Urzędem Pracy. Miałem z nimi do czynienia kilka razy i zawsze potrafili mnie zaskoczyć.

1.
Gdy wróciłem z UK po sześciu latach pobytu, rozpocząłem od razu pracę. Niestety, pracodawca to temat na osobną historię (typowy Janusz biznesu, również z imienia), więc moja kariera w jego firmie nie trwała zbyt długo. Tak więc, ze świadectwem pracy w ręce i formularzem U1 z UK, pełen (jeszcze) pozytywnego nastawienia udałem się do PUP.

Pierwszy cios szmatą w pysk czekał mnie zaraz po wejściu do magicznego pokoju - nie miałem przy sobie wypełnionej wielkiej żółtej płachty formatu A5 i pani wsiadła na mnie z pyskiem, jak śmiem w ogóle pojawiać się taki nieprzygotowany i zajmować jej cenny czas. Moje tłumaczenia, że przed wyjazdem do UK byłem zarejestrowany w PUP skwitowała warknięciem, że "karta rejestracji ma być". Ok, mea culpa. Pobrałem kartę, wypełniłem na korytarzu, wchodzę po raz drugi.

Nie zarejestruje, źle wypełniona karta. Co to za jakieś głupie nazwy miejscowości, hę? Jaja sobie robię? Jakie Newcastle? Na moje tłumaczenie, że jest to miasto w Anglii pani jakoś tak szczególnie jadowicie się uśmiechnęła i stwierdziła, że "skoro nie mam ŻADNYCH świadectw pracy z UK, to ona tego nie przyjmie, a formularz U1, to se mogę nim tyłek wytrzeć”.

Wróciłem więc na drugi dzień obładowany jak wielbłąd: payslipy, umowy, wszelkie możliwe dokumenty, żółta płachta wypełniona w dwóch egzemplarzach, na twarzy wyraz pokory i szacunku dla urzędniczki. Tym razem kolejka jak diabli, 3 godziny czekania. Wchodzę, to samo babsko. Krzywi mordę na sam mój widok. Dlaczego dokumenty nieprzetłumaczone? I jak to nie ma świadectw pracy w UK? Przecież wszędzie są świadectwa pracy!

Moja cierpliwość zaczęła się wyczerpywać, więc dobitnie, chociaż nadal grzecznie, wytłumaczyłem pani, że chcę się tylko zarejestrować jako bezrobotny. Tylko tyle. Gwiżdżę na to, czy dostanę zasiłek, czy też nie, chcę tylko mieć ubezpieczenie. To na wypadek, gdyby szlag mnie trafił przykładowo podczas rozmowy z urzędnikiem i konieczna okazała się hospitalizacja. Jak groch o betonową ścianę - ona nie może tego przyjąć, koniec, kropka. W ogóle to jak chcę (sic!) zasiłek, to w tym PUP nie załatwię, bo oni rozpatrują tylko wnioski krajowe i ona zaraz zawoła kolegę, to on mi wytłumaczy.

Zawołała jakiegoś chłystka, który przypominał studencinę socjologii na stażu. Wytłumaczyłem, w czym rzecz, przez chwilę w jego zamglonych oczach zdawałem się dostrzegać błysk zrozumienia. Niestety - pozory mylą…

- Musi pan jechać do PUP w pobliskim większym mieście! I napisać im tam, gdzie pan pracował za granicą! Moja dobra rada: trzeba napisać dużo, to może coś z tego będzie... I daty trzeba, i umowy zabrać! No ale to trwa, pół roku nawet…

Pojechałem do pobliskiego większego miasta. Tam dla odmiany trafiłem na osobę kompetentną - okazało się, że to, co bredził chłystek-stażysta dotyczy osób, które przez UP chcą się ubiegać o formularz U1 z UK, który to miałem od samego początku (i którym pani z pierwszego PUP radziła mi wycierać tyłek). Dalsza rejestracja nie nastręczała żadnych trudności, a po jakimś czasie przyszła nawet decyzja o przyznaniu zasiłku.

2.
Jako świeżo upieczony bezrobotny, postanowiłem zobaczyć, co też PUP ma do zaoferowania. Oferty, kursy, może jakaś pomoc w podjęciu działalności - cokolwiek.

Wysłali mnie do jakiegoś typa, który, ziewając, zaserwował mi następującą formułkę: "na jeden program jesteś pan za młody, a na drugi za stary, kursów już nie ma, bo za późno.

Ręce mi opadły - był maj i już "za późno”.

3.
Z dobrodziejstw zasiłku nie dane mi było skorzystać, podjąłem pracę. Jako że charakter pracy był tymczasowy, po jakimś czasie przyszło mi ponownie zarejestrować się w UP. Poszedłem tam tylko za namową żony - sugerowałem, że opłacę ubezpieczenie z oszczędności na czas szukania kolejnego zatrudnienia, bo wypełniania po raz kolejny tej parszywej żółtej płachty nie zdzierżę.

Małżonka jednak uspokoiła mnie, że niedawno sama się rejestrowała i nie musiała nic wypełniać, bo była zarejestrowana w UP przed naszym wyjazdem do Anglii. Poza tym niedawno się rejestrowałem, więc pewnie pokażę im tylko świadectwo pracy i wszystko będzie ok. Poszedłem więc się rejestrować po raz drugi.

- Gdzie formularz rejestracji? - warknęła biurwa.
- Niedawno się rejestrowałem - odparłem grzecznie. - Przyniosłem…
- To nie ma nic do rzeczy! Proszę wyjść i wrócić z wypełnionym formularzem!

Zacisnąłem zęby. Wyszedłem, wypełniłem formularz, wróciłem. Przyjął mnie tym razem chłystek-stażysta.

- Yyy, no ale, tego, no. Pan był w wojsku, prawda?
- Tak, byłem. Jakieś 14 lat temu.
- No bo trzeba daty wpisać dokładne, kiedy pan służył, a pan napisał tylko miesiąc, bez dnia…

Z westchnieniem wyjąłem moją sfatygowaną książeczkę wojskową, którą na wszelki wypadek wziąłem ze sobą. Data pójścia w kamasze była niestety nieczytelna - efekt czołgania się w błocie na poligonie, nie wiadomo, czy był to 6, czy 9.

- Szósty lipca - wypaliłem pewnie.
Chłystek-stażysta zajrzał mi przez ramię i pokręcił głową, cmokając.
- Yyy, bo tego, no wie pan... My bardzo dokładnie wszystko liczymy, żeby wiedzieć, co się komu należy i takie tam… No nie mogę zarejestrować na podstawie nieczytelnego dokumentu…
- Pisz, człowieku, szósty lipca, pamiętam jak dziś! - rzekłem, tracąc powoli cierpliwość.
- Yyy, no ja bardzo pana przepraszam, ale musi pan przywieźć poświadczenie z WKU... Inaczej nie mogę, no nie mogę…

Pojechałem więc do WKU - 30 kilometrów ode mnie. Chorąży w okienku, gdy dowiedział się o przyczynie moich odwiedzin, stwierdził, że "w dupach im się poprzewracało".

Dzień później poszedłem do PUP z płachtą i zaświadczeniem. Przyjęła mnie inna urzędniczka. Przyjęła formularz w postaci takiej, jaką prezentowałem dzień wcześniej, bez poprawek i dokładnych dat. Zaświadczenie z WKU okazało się absolutnie zbędne.

4.
Sytuacja życiowa zmusiła mnie jakiś czas później ponownie odwiedzić PUP celem rejestracji. Poszedłem, wściekły na samą myśl o wypełnianiu żółtej płachty. Postanowiłem zagrać va banque i wszedłem bez. Babsko w rejestracji, jak zwykle ślepe na argumenty kilkukrotnej rejestracji, natrętnie zaczęło domagać się płachty. W końcu nie wytrzymałem.

W sposób bardzo dosadny wyraziłem więc zdziwienie, że w XXI wieku, w dobie komputerów i baz danych, za każdym razem muszę wypełniać jakiś parszywy formularz. Po co? Co się dzieje z tymi dokumentami? Nie można ich odnaleźć i dopisać, co trzeba? Za każdym razem trzeba wypełniać nowy? Co robią z tym papierem? Jedzą go? Palą nim w piecu? Bo na wycieranie tyłka za gruby…

Najwyraźniej język gniewu i frustracji okazał się zrozumiały dla urzędniczki, bo nagle okazało się, że ponowne wypełnianie formularza nie jest niezbędne w celu zarejestrowania mnie.

I na tym kończę tę smutną historię. Mam również nadzieję, że był to mój ostatni w życiu kontakt z tą skretyniałą do cna, sklerotyczną i niemal całkowicie bezużyteczną instytucją, nie wiedzieć dlaczego nazywaną "Urzędem Pracy”.

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Irena_Adler
-1 21

I po co wy w ogóle tu wracacie? Gdyby nie to, że mój mąż od razu po studiach dostał niezłą, rokującą pracę, też bym wyjechała. Ale bez powrotu. No, może na święta.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
25 25

Oj ty głupi. Gdyby nie te tony makulatury to połowa z pań urzędniczek znalazła by się z drugiej strony biurka! I co? bezrobocie by wzrosło, petenci by przychodzili, a tak to większość jak pomyśli o " żółtych papierach", przepraszam płachtach to woli tam w ogóle nie iść.

Odpowiedz
avatar Tolek
8 10

Ja się rejestrowałem w PUPie - fajnie to wygłąda i brzmi, nieprawdaż - W-Wa ul. Grochowska. Żadnych płacht, wizyta umówiona przez internet. Wszystko o czasie, żadnego niepotrzebnego czekania. Pani zeskanowała brakujące dokumenty których nie udało mi się samemu dołączyć do internetowego formularza. Pani miła, pomocna i wyrozumiała.Wyjaśniła co było zagmatwane. Az byłem zdumiony poziomem obsługi.Widocznie nie masz szczęścia.Ale ogólnie powodzenia i więcej " fartu "

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

@Tolek: 8 lat temu jak się w wawie rejestrowałem (tym drugim) to też mi wszystko wytłumaczono i "za rączkę" poprowadzono, żebym nie daj boże 3 razy dupy nie zawracał ;)

Odpowiedz
avatar bezznaczenia
11 11

A trzeba było się dopisać do ubezpieczenia żony i po sprawie :D Ja się rejestrowałam dwa razy w życiu w dwóch różnych (oddalonych o 30 km) pupach. W jednym głęboki prl, obrażona pani Halinka za biurkiem i szkolenia mające nakarmić pociotków dyrektora a nie pomóc bezrobotnym (zaproponowano mi "szkolenie z pozytywnego nastawienia w szukaniu pracy", trwające miesiąc, po 8 godzin, 5 dni w tygodniu :D ). W drugim cud miód i orzeszki- rejestracja przez internet, miłe panie, umawiania na godziny, profilowanie, porządne szkolenie. Udało mi się u nich przekwalifikować i do dziś pracuję w "nowym" zawodzie.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
13 17

Strasznie się zmęczyłam i nawnerwiałam czytając Twoją historię, ale nie z powodu stylu, tylko jak to sobie wszystko wyobraziłam... :/ Też raz miałam przejście z UP, na szczęście nie tak hardcorowe. Byłam zarejestrowana (bez zasiłku), potem znalazłam pracę i nie poinformowałam o tym UP, bo już wiedziałam z doświadczenia, że sami mnie wywalą, gdy nie przyjdę na obowiązkową "kontrolę", która miała się odbyć w następnym miesiącu. Rzeczywiście, nawet przysłali list... 2 czy 3 lata po znalezieniu przeze mnie roboty. Ok. Niestety miałam pecha i zostałam zwolniona niecały rok później, więc poszłam się zarejestrować ponownie. Dowiedziałam się, że oni mnie nie mogą zarejestrować, bo się sama osobiście nie wyrejestrowałam (co z tego, że mnie oficjalnie wywalili) i oczywiście mogę się wyrejestrować teraz, ale i tak mam bana na 3 miesiące za to... Nic z tego nie rozumiem do tej pory.

Odpowiedz
avatar cutehulhu
4 8

@Nimfetamina: Bana masz za to, że się nie stawiłaś na spotkanie. Masz to w regulaminie, którym na pierwszym spotkaniu ochoczo się dzielą. Sama sobie jesteś winna, skoro nie chciało Ci się poświęcić chwili i iść się wyrejestrować (mi to zajęło jakieś 5 minut, a podejrzewam, że procedury są wszędzie podobne).

Odpowiedz
avatar lotos5
4 4

@cutehulhu: A ten ban nie liczył się 3 miesiące po tym jak ją "wywalili"? Tak pytam z ciekawości.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
3 3

@cutehulhu: Czyli nie dość, że mnie wywalili powiadamiając mnie listownie, że już nie figuruję w rejestrze osób bezrobotnych, to dostałam nagle dodatkowego bana po X latach, ponieważ się nie stawiłam? Co?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Ok to ja mam takie pytanie ogólnie: Skoro jedno z was ciągle pracowało (tak to zrozumiałem), to po co rejestrowałeś się w UP "do ubezpieczenia", skoro wystarczy, że ta druga osoba zgłosi pracodawcy chęć doubezpieczenia małżonka?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@Lobo86: Po powrocie zdarzały się okresy (na szczęście krótkie) że oboje wraz z żoną byliśmy bez pracy - stąd przykra konieczność rejestracji

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@Fenriss: to następnym razem idź na studia. Wyjdzie mniej zachodu i taniej, a wpisowe odbijesz sobie na ulgach studenckich (nie wszędzie jest ogranicznik wiekowy) i ubezpieczenie też będziesz mieć.

Odpowiedz
avatar bezznaczenia
1 1

@Fenriss: ale jeśli żona była w tym czasie zarejestrowana w UP to nadal mogłeś się dopisać do jej ubezpieczenia. Bez rejestracji.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 6

@minus25: co do formatu - masz rację, chodziło o A3 i nie chciałem nic wyolbrzymiać - A3 jest wystarczająco duże Jeżeli chodzi o dokumenty - naprawdę uzbierało się tego sporo, wziąłem wszystko jak leci bo nie wiedziałem czego się mogę spodziewać Co do zasiłku - było mi obojętne czy go dostanę czy nie, zależało mi jedynie na ubezpieczeniu. Ostatecznie dostałem prawo do zasiłku, ale podjąłem pracę i zasiłku nie pobierałem - to miałem na myśli Gdy wszedłem bez karty, byłem zdeterminowany aby załatwić sprawę bez kolejnego wypełniania karty rejestracyjnej. Nigdzie nie napisałem że byłem czymkolwiek zdziwiony. Po akcji z WKU naprawdę, nic nie było mnie już w stanie zdziwić. Nawet gdyby pani z UP rozebrała się do naga, stanęła na głowie i udawała semafor jednocześnie porykując jak łoś. Historia nie jest ubarwiona. Gratuluję sprawnej rejestracji. Mnie też zajęło 10 minut gdy raz dane mi było trafić na osobę kompetentną.

Odpowiedz
avatar lotos5
1 1

@Fenriss: MI też raz się trafiła baba co nie dała rady (też koło 3 godzin czekania) , albo numerki się skończyły, aż w końcu szybko się zarejestrowałam. Co ciekawe w tym samym urzędzie.

Odpowiedz
avatar voytek
0 4

gdzie ten urząd ?? jakies bajki opwiadasz.. moze kiedys tak bylo.. teraz urzedy pracy swieca pustkami - w wiekszych miastach rejestrujesz sie przez internet! z ofertami pracy to roznie... w Polsce urzad pracy to raczej tylko orzad REJESTRACJI a nie szukania pracy - choc takie staze czy roboty publiczne to tylko wlasnie przez urzedy! a jak prace szukasz na szybko to do prywatnych firm posrednictwa pracy sie idzie! po za tym w tym urzedzie nie ma kierownika? idziesz do kierownika ze skarga i jestes rejestrowany od reki!

Odpowiedz
avatar lowipe
0 0

@voytek: Ja nie wierzę, że dorosły facet może sie tak zachowywać. Jeździc Bóg wie gdzie , przynosić jakieś wydumane zaświadczenia debilom. Ktos tu sobie robi jaja.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@voytek: - Opisane zdarzenia nie następowały jedne po drugich, pierwszy epizod miał miejsce 7 lat temu, ostatni jakieś 3 lata temu. - Rzeczony PUP znajduje się w niewielkiej miejscowości (40 tysięcy mieszkańców). - Jedną z funkcji w/w urzędu powinna być chyba pomoc w aktywacji zawodowej osób bezrobotnych. Nie liczyłem na wiele, ale aż takiej farsy się nie spodziewałem. - Pisanie skarg uznałem za ostateczność -Co do Twoich wywodów na temat szukania pracy - proszę Cię... Miej litość, nie katuj ludzi truizmami...

Odpowiedz
avatar Zimny
0 0

Jak napisali już wyżej - trzeba było po pierwszych perturbacjach od razu składać skargę do kierownika UP (uprzednio dyskretnie zapisując sobie gdzieś nazwisko tej urzędniczki)... a nie usłużnie odstawiać cały ten niepotrzebny cyrk.

Odpowiedz
avatar KillingJoke
-2 2

Wali ściemą z tego tekstu na kilometr.

Odpowiedz
Udostępnij