Dość długo się zastanawiałem, czy podzielić się tą historią, bo w gruncie rzeczy to sam jestem tutaj piekielny. Jeśli się zdenerwuję, to powiem, co myślę, a później dopiero widzę, co odwaliłem. Tak właśnie było tym razem.
Zdarzyło się to ponad 10 lat temu, gdy pracowałem jako kelner z doskoku na weselach. Chociaż kelner to za dużo powiedziane, zwykły podawacz. Szybka robota i szybka kasa, coś w sam raz dla studenta, żeby zarobić na kieliszek chleba.
Było to w hotelu czterogwiazdkowym, czyli taki trochę lepszy standard niż remiza. Było jeszcze wcześnie i wesele było dopiero przygotowywane w innej części budynku. Akurat byłem na restauracji po jakieś widelce, łyżki czy inny gastro-złom, gdy na parking wjechał merc o posturze karawanu i na niemieckich blachach.
Wytoczył się z niego koleś, dość niski i wiem, że nieładnie tak o kimś mówić, ale widać, że nie używał calgonu, bo mu bęben solidnie wywaliło. Widać, że pamiętał już niejeden oktoberfest i bier und wurst to jego codzienny pokarm. Miał taki zielony kapelusik z piórkiem a'la gajowy z czerwonego kapturka. Zielone gumofilce i solidny, rzucający się z daleka w oczy, gruby jak okrętowa lina WĄS! Do tego kurtka w moro. Razem z tym czochraczem spod nosa i w tym zielonym jebotku wyglądał jak pijany wędkarz znad rozlewiska. Już tylko czekałem, aż zacznie nucić przeboje Maryli Rodowicz, ale przypomniałem sobie, że to przecież obywatel Rzeszy niemieckiej, więc najwyżej zaśpiewa mi hymn.
Gdy wchodził do środka, to gadał przez telefon. Usłyszałem nasze przaśne, polskie i głośne spier...alaj rzucone w słuchawkę, więc byłem już pewien że to rodak. :-) I całe szczęście, bo mocno średnio wówczas szprechałem po dojczu. :-)
Wszedł, usiadł i sapał. Podałem mu menu, myśląc, że jak będzie sobie czytał, to skoczę po etatowego kelnera, żeby przyjął zamówienie. Jeszcze nie zdążyłem wrócić za bar, a ten zaczyna się drzeć! No ja rozumiem, że się można zdenerwować, a on zwyczajnie zaczął krzyczeć, żebym do niego przyszedł! Myślę sobie, co zdążyłem zrobić źle? Czyżby stół, przy którym siedzi, wołał o pomstę do Durczoka? No ale jest jeszcze wcześnie i nikt by go nie zdążył ufajdać. Tak sobie rozmyślam i podchodzę, a ten mówi: "Co za skandal! Gdzie Anglia, a gdzie Niemcy, Przecież do Niemiec bliżej!”.
Patrzę na niego tępo i nie ogarniam, poziom mojego iq był chyba na poziomie temperatury pokojowej. On patrzy na mnie, widzi moją gębę nieskażoną refleksją i wie, że musi rozwinąć swoje skróty myślowe. No i nadal się drze! Dlaczego menu nie jest po niemiecku! No a po angielsku jest. Po niemiecku powinno być! Czemu nie jest po niemiecku! Niemcy są bliżej, to powinno być po niemiecku dla Niemców!
Było wcześnie i nie piłem jeszcze kawy, ale ogarnąłem wreszcie, o co mu chodzi. Zwyczajnie i po prostu, tam gdzie stałem i na miejscu trafił mnie jasny szlag! Co ci menu nie pasuje?! Było dwujęzyczne, po polsku i drobnym druczkiem po angielsku, dla obcokrajowców. Jakoś każdemu pasowało, a jemu nie. Co to jest? Generalne gubernatorstwo? A że mój śp. Dziadek nie lubił bardzo Niemców, bo miał do tego solidne powody, to trochę też ta jego niechęć przeszła na mnie.
Zwyczajny wnerw zalał mi mózg! Myślę sobie, ty esbecki folksdojczu! Sługusie i zdrajco! Mój dziadek to kazałby mu zwyczajnie wyp... w wielkim pośpiechu opuścić lokal. :-) Ale sam się dziwię, że to jakoś zniosłem i jak się odezwałem w odpowiedzi na zarzuty, to zdziwiłem się, jak spokojnym głosem to mówię:
- Znajdujemy się w Polsce i tutaj mówimy po polsku.
No i powinienem się wtedy zamknąć i byłoby dobrze. W zupełności by wystarczyło. Ale nie! Musiałem dowalić na maksa i do bólu:
- Proszę pojechać do Oświęcimia. Po niemiecku to będzie Auschwitz-Birkenau, taki stary kompleks obozowy, może pan słyszał. Już nad bramą wejściową są niemieckie napisy, będzie se pan mógł poczytać. Jak pan pójdzie dalej, to będzie tam dużo do poczytania na ścianach. Będzie i po niemiecku i angielsku, a nawet w jidysz. Jak już pan poczyta to wszystko i zdjęcia zobaczy, to nie będzie się panu już chciało jeść i menu po niemiecku nie będzie potrzebne.
Koleś się na mnie popatrzył, jakbym mu nasikał w apfelstrudel. Pobladł trochę i wypier... w wielkim pośpiechu opuścił lokal. Wsiadł do swojego schwantz karawanu i odjechał w stronę zachodzącego słońca.
Później do mnie dotarło, że gdyby chciał gadać z właścicielem, to pewnie miałbym przewalone. Pewnie kazaliby mi spadać i bym nie zarobił. Ale najpewniej tylko by mnie ochrzanili, bo i tak nie mieli nikogo do roboty. Przecież by mnie nie zwolnili, bo i tak robiłem z doskoku i w dodatku "na bambo”, więc by się mi upiekło.
Na pewno nie zachowałem się dobrze, a już na pewno nie byłem miły i grzeczny. Moja odpowiedź była z pogranicza chamstwa. Zdaję się na Wasz piekielny i surowy osąd. Ale wiem, że Dziadziu byłby ze mnie dumny.
uslugi
Najważniejsze to mieć swój honor i szacunek do siebie i Ojczyzny. Przypomniałeś folksdojczowi "chwalebne" chwile z życia Rzeszy i mu się głupio zrobiło.
Odpowiedz*kazaliby łącznie :) jestes spoko :)
Odpowiedz@BiAnQ: Racja Dziękuję, już poprawiłem.
OdpowiedzStado błędów, wypominanie holocaustu komuś, kto pewnie ciul miał z tym wspólnego, a do tego arogancja - łapa w dół. Pomsta do Durczoka - padłam ;]
OdpowiedzNo nie wiem, czy dziadzio byłby dumny czy rozbawiony :) można oceniać historię, można potępiać holocaust, ale co ten Twój niedoszły klient z holocaustem miał wspólnego? Miał pewnie wtedy kilka lat, niewiele mógł zrobić żeby go powstrzymać. Równie dobrze ja mogę nieuprzejmie obsługiwać wszystkich, którzy przyjechali volkswagenami, bo mi kiedyś kierowca passata stuknął w tył i uciekł. Gdy przeczytałam tą historię pomyślałam o moich rodzicach. Zaczęli się uczyć angielskiego dość późno, starają się, ale super nie mówią. Kochają podróżować i w takich sytuacjach jak np. w restauracji czy sklepie czasem ich angielski nie wystarczał - wiadomo, nazwy lokalnych potraw, różne rodzaje ryb, mięsa itp - nawet osoba z biegłym angielskim może mieć problem. Zawsze ciepło wspominają to, że obsługa jest w stanie jakoś pomóc się dogadać (nawet czasem wychodzą z tego zabawne anegdotki, np. o tym jak moja mama nadwyrężyła nogę i mój tata w greckiej wiosce za pomocą pantonimy i pokazywania próbował tłumaczyć, że szuka miejsca gdzie można kupić laskę - wszyscy byli bardzo życzliwi i pomagali chętnie. Gdy sobie wyobrażam, że ktoś miałby odmówić im pomocy, bo Jedwabne czy bo cośtam - to mnie zdziwienie ogarnia. Co by było celem, mieliby przestać podróżować, siedzieć w domu i umartwiać się wszystkim, co kiedykolwiek jaki polak źle zrobił?
Odpowiedz@LuzMaria: Może źle to napisałem i słabo wynika to z tekstu, ale gość ewidentnie był Polakiem, widać że mieszkającym w niemczech, ale Polak i to jego domaganie się niemieckiego na siłę, wyprowadziło mnie z równowagi. Wiem że zareagowałem źle. Ale Polak w Polsce domagał się żeby mu pisali po niemiecku.
OdpowiedzNie chodziło Ci przypadkiem o "schwarz"? Czyli schwarz karawan? Bo schwantz to ogon ewentualnie ku*as, prącie ;)
Odpowiedz@Iceman1973: raczej o Schwanz - dosłownie "ogon", w przenośni "ch..." (członek męski w wersji wulgarnej.
Odpowiedz@GrammaticusPopierdicus: Tylko pytałem. Z niemieckiego nigdy nie byłem prymasem... ;)
Odpowiedz@Iceman1973: Chodziło o ogon męski, noszony z przodu ;-) uważam że ten rzeczownik trafnie charakteryzował właściciela samochodu.
OdpowiedzWidzę, że tu też jest kilku "prymasów"... wyłapanie żartu i to jeszcze żywo zaczerpniętego ze znanego kawału była na prawdę trudne... :-)
Odpowiedz@Iceman1973: Odpowiedź dotyczyła pierwszego pytania i taka była moja diecezja. Czy masz jeszcze jakieś żaluzje? :-)
Odpowiedz@b1aster: Nie pisałem konkretnie do Ciebie, tylko do tych co zminusowali mój koment z prymasem. Nie... żeby była jasność. Nie chodzi o minusy bo to akurat mnie ani ziębi ani grzeje. Umiejętność wyłapania żartu, celowości zamiany słowa to dziś wielka sztuka... Czy jeszcze masz do mnie jakieś alibi?
OdpowiedzPrzerost formy nad treścią
Odpowiedz@misiafaraona: Podziwiam samokrytykę... podziwiam. Ale jak poćwiczysz, to kolejne komentarze już będziesz miała lepsze.
Odpowiedz@misiafaraona: Dokładnie tak! Ale przez to lepiej się czyta. W poprzedniej mojej historii wiele osób pisało w komentarzach, że chętnie poczytało by więcej, podkoloryzowanych i takich właśnie przesadzonych opowiadanek, no więc proszę :-)
OdpowiedzObśmiałam się:)
OdpowiedzO ja nie mogę...niektórzy tutaj nie rozpoznaliby sarkazmu nawet gdyby wyskoczył z krzaków i zasadził im kopa w de (ściągając z klasyka). Facet zachowywał się po chamsku, został odpowiednio "usadzony", ale przecież jest źle "bo autor wspomniał o Oświęcimiu". Dla mnie historia na plus, nawet się uśmiechnęłam. A tekst z pracą "na bambo" przedni. :)
Odpowiedz@Bryanka: Mnie na ten przykład nic kopać nie musi na szczęście, zresztą ja się uśmiechałam cały czas czytając tę historię. Z tym, że przy tekście z Oświęcimiem przestałam i to nie dlatego, że "oł maj gad, jak on mógł", tylko dlatego, że to przesada. Jak strzelanie z bazooki do gołębia. A jak widać poczucie humoru autor ma, sarkazmem też nie gardzi, więc myślę, że mógł sobie inaczej poradzić.
Odpowiedz@BlueBellee: Dzisiaj pewnie tak, poradziłbym sobie inaczej. Ale to było ponad 10 lat temu. Byłem tak samo chamowaty i wyszczekany, ale teraz jestem trochę mądrzejszy, mam więcej ogłady i taktu.
Odpowiedz@Bryanka: tez nie odrozniasz chamstwa od sarkazmu?
OdpowiedzOk, mój dziadek poszedł do więzienia, bo nie ustąpił miejsca na chodniku Niemcowi ale jakbym ja wobec kogoś się tak zachowała nie byłby ze dumny, bo z kolei inni Niemcy uratowali go przed rozstrzelaniem. fakt, facet był chamski, ewidentnie chciał się do czegoś przyczepić i znalazł powód. ale Ty przegiąłeś i to ostro, więc dziadkową dumą się teraz nie zasłaniaj.
OdpowiedzFaktycznie - był piekielny. Wyglada na to jednak,że Tobie zabrakło argumentów na cięta riposte i odniosles się do historii, oceniajac cały naród niemiecki, a nie jednego piekielnego gościa...
Odpowiedz@83anu: Ale w żadnym wypadku nie oceniałem narodu. Powiedziałem mu tylko gdzie sobie może pójść poczytać. :-)
OdpowiedzPropsuje choć mieszkam w niemczech. Folksdojczem stety niestety jestem, bo i pradziadek pod SS był ale drugi za to był w AK. Coś wam powiem Mireczki, najważniejsze to być człowiekiem.. Możesz mieć polskie Tablice i być bucem, jak i niemieckie i być w porządku i na odwrót jak w histori. Ale pojadę po ślaśku: ,, Gupi ciul zawszy bydzie gupim ciulym´´.
Odpowiedz@ficek: Właśnie na taki komentarz czekałem :-) Dzięki! Faktycznie gość był głupim ciulem a ja zachowałem się jak jeszcze większy ciul.
Odpowiedz"Na restauracji", serio?
Odpowiedz@Bubu2016: Regionalizm.
OdpowiedzFajna historia. Patriotom się na pewno spodobała :)
OdpowiedzAle jakie menu i jakie zamawianie na weselu? Zdecyduj się, o czym ma być ta bajeczka.
Odpowiedz@KoparkaApokalipsy: Zrozumiałem, że Autor kelnerzył na weselach. Impreza miała być za kilka godzin, a on przygotowując salę wszedł do części restauracyjnej "po jakieś widelce, łyżki czy inny gastro-złom". I wtedy natknął się na bardziej niemieckiego Niemca niż większość potomków Gutenberga, Beethovena, Wagnera, Diesla, Benza i Wernhera von Braun.
Odpowiedz