Szukam pracy na etat. Już zdrowie osoby, nad którą sprawowałam opiekę przez ostatnie kilkanaście miesięcy się poprawiło, a praca na własnej działalności mi nie do końca leży, więc rozpoczęłam poszukiwania.
Generalnie wysyłałam aplikacje przez najpopularniejszy chyba portal z ogłoszeniami, zawsze na rekrutacje jawne. Starałam się pamiętać jak najwięcej o firmie, do której aplikowałam, coby dzwoniący w południe rekruter nie zaskoczył mnie jakimś pytaniem o firmę przy pierwszej rozmowie weryfikującej.
I tak jakoś na początku czerwca trafiło, zaaplikowałam do dużej firmy deweloperskiej, na stanowisko, gdzie naprawdę chciałabym pracować, a które w ogłoszeniu brzmiało naprawdę jak strzał w 10 jeśli chodzi o zakres obowiązków. Ale nie łudziłam się, że wypali, ot wysłałam i starałam się zapomnieć, by nie robić sobie nadziei.
Po kilku godzinach wyskoczyło mi powiadomienie, że pracodawca otworzył CV, do końca dnia już byłam umówiona na rozmowę telefoniczną z rekruterką kolejnego dnia.
Na tym etapie nie ma co opowiadać, by nie przedłużać. Złapałyśmy kontakt, postanowiła, że mnie rekomenduje menadżerowi odpowiedzialnemu za tę rekrutację.
Z menadżerem hr oraz kierownikiem działu, w którym miałabym pracować, także złapaliśmy nić porozumienia i naprawdę spoko się gadało. Powiedzieli, że dadzą znać w ciągu 3 tygodni - długo, więc myślałam, że nic z tego i mi podziękują, bo jednak nie spełniłam ich wymagań. Bywa.
Zadzwonili jeszcze tego samego dnia po południu pytając jak moje wrażenia i że ich wrażenia są tak pozytywne, że chcą mnie rekomendować dyrektorowi do zatrudnienia, ale muszę się jeszcze z nim spotkać na rozmowę.
Kolejnego dnia umówiła mnie asystentka dyrektora na rozmowę. Pięć dni czekania na ostatni etap rekrutacji poświęciłam na doszlifowaniu wiedzy o firmie, autoprezentacji i czytaniu poradników. Naprawdę zależało mi na tej pracy, czułam, że to to, co chcę robić w życiu.
Przyszedł dzień rozmowy, czułam się super przygotowana. Do gabinetu dyrektora weszłam punktualnie. Rozmowa miała być formalnością, i rzeczywiście, nie czułam spięcia. Pytania standardowe, trochę opowieści o firmie, trochę o oczekiwaniach. Pytania do mnie o moje oczekiwania i kilka wyrywkowych pytań o CV.
Czułam, że dosłownie milimetry mnie dzielą od sukcesu.
Pewnie się już domyślacie, że nie dostałam tej pracy.
Dlaczego?
Cytuję: Jakbyś mnie wpuściła po tego drinka, to byś tę pracę miała. Widzisz, czasem trzeba ustąpić, nigdy nie wiesz, na kogo trafisz w życiu.
Nie wiedziałam o co chodzi - byłam przekonana, że coś się facetowi pochrzaniło, więc dopytałam:
- Ale o jaką sytuację Panu chodzi - spotkałam się kiedyś z Panem?
Okazało się, że tak. W kwietniu byłam w klubie ze starymi kumpelami ze studiów i czekałyśmy chyba 20 minut w kolejce po drinka. I gdy miała przyjść nasza kolej, czterech kolesi wje*** się przed nas z tekstem mniej więcej: "panienki, wy poczekacie, macie czas, a my tu biznesy szybko załatwiamy, nie kręćcie nosem tylko nas wpuśćcie".
Pamiętam, że powiedziałam wtedy dokładnie: "wypie**** na koniec kolejki - a biznesy załatwiaj na trzeźwo". Niekulturalnie, wiem.
Konsekwencje poniesione. Mimo wszystko, mam satysfakcję, że nie pozwoliłam mu się wepchnąć w tym barze.
bar praca
Chyba dobrze się stało że Cię nie przyjęli...bo okazuje się że dyrektor to straszny burak i dupek...
OdpowiedzI dobrze, skoro facet jest tak pamiętliwy, bo dałaś mu lekkiego pstryczka w nos parę miesięcy temu, to pomyśl sobie, jak bardzo napięta musi być atmosfera w pracy. Z byle pierdoły taki cyrk. Chamstwo należy tępić wszelkimi metodami, nawet jeśli znajdzie się wielki "bysnesmen" z małym móżdżkiem o mentalności gimnazjalisty.
OdpowiedzA powiedz mi, kochaniutka, co masz aż tak charakterystycznego w twarzy, że facet cię rozpoznał po blisko trzech miesiącach, widząc cię wcześniej tylko raz, przez kilka chwil przy barze, w dodatku w niepełnym oświetleniu? Zakładam również, że idąc do klubu wygląda się zupełne inaczej, niż idąc na rozmowę kwalifikacyjną. Mam tu na myśli strój, fryzurę, oraz rodzaj makijażu. A jeszcze do tego wszystkiego - gościu wszczynając awanturkę w klubie nie był trzeźwy, jak sadzę.
Odpowiedz@Armagedon: Misiu pysiu, nie mam nic na twarzy charakterystycznego. Ale imię mam takie, że rodzice chyba całe 9 miesięcy główkowali. I tym imieniem zwróciła się do mnie kumpela w stylu: Ania, daj spokój, nie warto (imię zmienione). A, gościu nie wszczynał awanturki, raczej pospolite, burackie zachowanie kolesia, który czuje się pępkiem świata.
Odpowiedz@Armagedon: I znowu te Twoje założenia. Autorka już odpowiedziała, ale ja dodam, że: * Mogła mieć np. lekki makijaż i rozpuszczone włosy, a nie od razu być mega umalowana i mieć fryz jak do ślubu. * Oświetlenie nie jest jakąś przeszkodą, o ile widzi się twarz. Do tego przy barze najczęściej bywa lepsze. * Skoro ten facet poczuł się, aż tak urażony, że po kilku miesiącach pamiętał sytuację, to nic dziwnego, że pamiętał i osoby, które mu tak wieeelką krzywdę wyrządziły.
Odpowiedz@Armagedon: jest cos takiego jak "efekt lampy blyskowej"- mocniej zapamietujemy wydarzenia nacechowane emocjonalnie, tfacet zapewne zirytowal sie na autorke, co juz jest bodzce, bo zazwyczaj zapamietujemy tych, ktoryz nam np. ublizaja, dodaj do tego charakterystyczne imie i masz
Odpowiedz@Gonzo: wiem, że dla ochrony prywatnosci nie podasz imienia, ale ciekawe jakie masz :) malo juz jest teraz imion, ktore sa tak nietypowe, ze spotyka sie raz na rok.
Odpowiedz@nursetka: nawet mi potrafia powiedziec, ze mam nietypowe imie ;) ale tez jestem ciekawa moze chociaz jakies podobne?
Odpowiedz@bazienka: Serio? Przecież nawet wśród obecnych małolatów nie jest strasznie rzadkie, a wśród osób po, powiedzmy, czterdziestce, jest całkiem popularne.
Odpowiedz@bazienka: moze imie w stylu Anika albo Dziewanna :) znam takie dziewczyny :) imie Łucja chociaz nie dziwne, tez stosunkowo rzadkie.
OdpowiedzZatrudnij się w inspekcji pracy i pewnego dnia przyjdziesz do tego dyrektora na kontrolę i wlepisz mu wysoką grzywnę i powiesz: trzeba było jednak nie wpychać się po tego drinka.
OdpowiedzMoja świętej pamięci babcia (to naprawdę była świetna osoba - tęsknie cholernie :() miała kilka takich swoich złotych rad na każdą okazję... Przy takim Twoim zachowaniu powiedziałaby zapewne - więcej pokory do życia dziecko... Nie deptaj po paluchach dzisiaj, bo nie wiesz czy te paluchy nie są połączone z dupami, w które będziesz musiała włazić jutro... Ja jej nauki będę pamiętać do końca swojego i jej, zawsze mi powtarzała - pokora synku, pokora... Może gdybyś nie była taką suką (w sensie styl bycia - spier...alaj itd) inaczej byłoby dzisiaj? Moze akurat bez problemów dostałabyś tę pracę? Teraz możesz się pocieszać - ale tak naprawdę sama wiesz, że coś straciłaś - warto było? Ludzie są różni, są ryby piły i ludzie młoty, ludzie parapety i gumowe zamki... Ogólnie teraz kazdy nastawiony jest na JA, MI, MOJE. Może to będzie dla Ciebie nauka, że w zasadzie nic nie wskórałaś za to wyszło jak wyszło.
Odpowiedz@LoonaThic: Uważasz, że lepiej dać sobą pomiatać i wchodzić później w tyłek wrednemu szefowi? Bo tego by pewnie szefunio jego pokroju oczekiwał. Czy "praca marzeń" z takim burakiem to faktycznie będzie praca MARZEŃ? Jak dla mnie to zrobił jej przysługę i pokazał jaki ma charakter jeszcze zanim podpisała umowę. Bez obrazy dla babci i jej mądrości, ale mamy takie czasy, że jak damy sobą pomiatać to każdy zacznie to właśnie z nami robić.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 lipca 2018 o 4:38
@Carima: Coś w tym jest ;). Najlepiej w życiu mają ci z moich znajomych, co wiedzą z kim wypić i komuś wejść do tyłka (ewentualnie ich rodzice potrafią). Doskonale pamiętam, jak we dwie z kumpelą szukałyśmy pracy, mając identyczne CV, napchane różnościami; kumpela w końcu po roku bezskutecznych poszukiwań dostała robotę, niewiele w sumie związaną ze studiami ale zajebistą, bo właśnie trafiła na rozmowie na jakąś starą znajomą, z którą chlała w liceum ;). Ja, typowy introwertyk, mający prawie zero znajomych roboty zajebistej póki co nie znalazłam ;)
Odpowiedz@LoonaThic: A moim zdaniem zrobiła to, co powinna. W dodatku nie warto dać sobą pomiatać aby pracować dla takiego skurvvysyna. Twoja filozofia to zwyczajny brak jaj i honoru.
Odpowiedz@Carima: Nie, tego nie powiedziałem. Wiesz co wystaczyło? Nie robić NIC - nie reagować, kupować swój napój jak to robiła. Po prostu. Ale nie - każdy musi pokazać woje różki. Teraz, w obecnych czasach - nawet trzeba, by inni brali Cię za bardziej zdzirowatą, bardziej suczowata, to jest coool - podobno. Otóż nie - nie jest. To co laska opisała to mogło być coś zupełnie innego niż było w rzeczywistości. Mogło być tak, że chłopek zaczepiał po prostu by ktoś go puścił, zwykłe normalne podejście - jakich tysiące w klubach. I usłyszał odpowiedź - "wypie*dalaj" - jakich jest tysiące w klubach. Nie napisała, że ją obraził, wyzwał, nie był chamski - nic z tycvh rzeczy - nie czujesz tego? Gdzie tu mowa o pomiataniu? Zachowała się po prostu jak madka z chorom córkom, jak Karyna z Brajanem u lekarza. Potem żale do... no własnie - do kogo?
Odpowiedz@mietekforce: Rozumiem, że brakiem jaj nazywasz brak dążenia do zwarcia? Dobrze zrozumiałem? Własnie to jest wyznacznik pewnej KLASY osoby, to czyni z osób damy lub najzwyklejsze prostaczki czy staroświeckich dżentelmenów bądź prymitywnych wieśniaków. Jak myslisz - z jakiego rodzaju osobą mamy tu do czynienia? Z damą czy prostaczką? Nie trzeba reagować na końskie zaloty, chamskie odzywki, czy jakieś inne zaczepki. Po co? Każdy inaczej odbiera NASZE zachowanie, dla innych możemy być zarówno "fajni" jak i "irytujący". Ale na pewno nie pokażę "braku honoru" IGNORUJĄC natręta. Jak natręt robi się coraz bardziej namolny, wtedy - jak to mówiła mi moja babcia - "jak już musisz walczyć to skop mu dupe, jak walczysz, to wygraj". Uwielbiam takie łzawe historyjki jak się osóbki skarżą, że ktoś je źle potraktował więc musiały odpowiedzieć, bo przecież nie wolno tego puścić płazem... Tu własnie wyłazi cała frustracja...
Odpowiedz@LoonaThic: A gdyby więcej takich buraków wpychało się przed ciebie w kolejce, stalbyś tam do usranej śmierci? Jeśli ktoś dąży ze mną do zwarcia ma to, na co zasługuje.
Odpowiedz@mietekforce: Czytasz ale nie rozumiesz. Nie mówię, by im USTĘPOWAĆ, ale by ich IGNOROWAĆ. Nie wpuszczać, udawać, że nie słyszysz. NIE DĄŻYĆ do zwarcia. Jak coś poleci nie ta (czyli chłopek zacznie nas szarpać - wtedy przypieprzyć - raz ale tak by skończyć - czy to słownie czy siłowo). Tu nie było ani takiej potrzeby ani sytuacja tego nie wymagala.
OdpowiedzWymagała. Gdyby nie pogoniła buca dosadnie, zapewne wepchnąłby się na bezczela w taki sposób, w jaki usiłował to zrobić.
Odpowiedz