Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mieszkanie "na pokoju" za granicą, odsłona czwarta, najbardziej piekielna i chyba najbardziej…

Mieszkanie "na pokoju" za granicą, odsłona czwarta, najbardziej piekielna i chyba najbardziej obrzydliwa (chociaż jedna z kolejnych będzie dzielnie stawać w szranki o palmę pierszenstwa).

Od moich hinduskich landlordów przyszło mi się wyprowadzić w lutym 2009 roku.
Po prostu uznali, że wynajem na pokoje im się nie opłaca, a po tym jak uświadomiłyśmy im nielegalność  prawie podwójnego podniesienia czynszu stwierdzili, że mamy się wszystkie wyprowadzić, bo oni sprzedają dom.

Ja akurat dostałam pracę w innym mieście, więc tam też postanowiłam szukać. 
Same poszukiwania mogłyby stanowić temat na osobną historię, ale czas wypowiedzenia się kurczył, więc zrobiło się podbramkowo.

I znalazłam: ogromy dom wiktoriański, szeregówka druga w rzędzie, w domu narożnym elegancka restauracja. W domu łącznie 17 pokoi na czterech kondygnacjach, każda kondygnacja z własną łazienką i kuchnią.
Pokój w podpiwniczeniu, ale ogromny - żeby nie skłamać - ze 25 m2. Z mebli tylko łóżko i jakiś stół, ale reszta miała być dowieziona w ciągu dwóch - trzech tygodni. 
Na dodatek przystępna cena. Żyć nie umierać.
Jedynymi mankamentami wydawały się brak światła - małe okienko oraz obecność korków do całego domu w pokoju.
Ale nie mogło być tak pięknie.
 
Pierwszy zgrzyt - uszkodzony zamek w drzwiach. Przywiozłam pierwszą partię rzeczy, a tu guzik - nie da rady zamknąć drzwi. Naprawione po kilku dniach.

Drugi zgrzyt meble, a raczej ich brak - po paru tygodniach dowieziona szafa, najprawdopodobniej z wystawki, bez szyny na ubrania i niższa ode mnie.
"To nie możesz sobie w niej zamontować jakiegoś sznurka?" - usłyszałam na moje protesty. Ale po paru codziennych telefonach i nękaniu landlorda doczekałam się całkiem nowej szafy i komody.

Trzeci zgrzyt - ogrzewanie. Centralne zakręcone ("bo przecież nie będę dogrzewał korytarzy"), w pokoju wstawiony grzejnik olejowy, który zepsuł się po kilku tygodniach. Landlord odmówił kupienia nowego, ale jak ja kupiłam sobie farelkę, to zaprotestował, twierdząc, że zjada za dużo prądu. Nowy grzejnik, który mi dostarczył mógłby się z łatwością schować w mojej torbie zakupowej, nie dawał rady ogrzać tak dużego pokoju, co niestety spowodowało grzyba.

Kolejny zgrzyt, jeden z gorszych to te nieszczęsne korki.
Policzcie sami: 17 pokoi = co najmniej tyle samo grzejników, czajników, komputerów, telewizorów i nie wiadomo co jeszcze i bezpieczniki pamiętające chyba drugą wojnę światową. Wywalało je regularnie. Często w nocy. Nie wiecie ile razy miałam telefon od landlorda o drugiej nad ranem, żebym włączyła korki. Awanturę jaką mi zrobił jak zaczęłam telefon wyłączać na noc, pamiętam do dziś. W końcu, za namową znajomego prawnika, wysłałam mu list z rachunkiem za usługę włączania bezpieczników. Drogo się wyceniłam bo na £200 od okazji :-) Przestał dzwonić, za to zaczął mówić innym lokatorom, żeby przychodzili i pukali, bo jestem w pokoju. Kiedy nie otwierałam, wysłał swojego "administratora" z kluczem, by ten wszedł do mnie do pokoju. Na szczęście miałam klucz w drzwiach, więc wejść nie dał rady.
Podczas niecałego roku pobytu tam nabawiłam się ataków paniki, fobii społecznej i trudności z zasypianiem.

Ponadto okazało się, że kuchenka ma niepodłączony piekarnik, a z lodówki regularnie znika jedzenie. Ponadto nikt w kuchni nie sprzątał, więc blaty lepiły się niesamowicie. Jak chciałam sobie wstawić lodówkę do pokoju, to powiedział, że podwyższy mi czynsz bo większe zużycie prądu.

Na domiar złego, pozostali lokatorzy to, wbrew zapewnieniem, nie byli studenci, ale imigranci, nie rozumiejący angielskiego, a do higieny mający stosunek ambiwalentny. Idąc do łazienki brałam ze sobą butelkę domestosa w sprayu i paczkę chusteczek antybakteryjnych i wszystko dokładnie szorowałam, zanim skorzystałam z jakichkolwiek urządzeń.
Śmieci walające się po korytarzach, albo wręcz podrzucane pod moje drzwi (bo widzieli, że jako jedyna je wynoszę).

Czarę goryczy przelało jednak co innego:
szczury i karaluchy. Wspominałam restaurację w domu obok? Szczury stołowały się w jej śmietnikach, a zamieszkały u nas w domu, tym bardziej, że landlord ograniczył się do rozstawienia paru zardzewiałych pułapek i kilku takich śmiesznych pudełek na owady, które problemu bynajmniej nie rozwiązały.

Akurat przeprowadzał się do nowego domu mój jeden znajomy z pracy i razem ze swoją dziewczyną i jej siostrą szukali jeszcze jednego lokatora, by zmniejszyć koszta. Zaproponowali pokój mi, a ja z wdzięcznością przyjęłam zaproszenie do wspólnego zamieszkania. 
Dopiero później okazało się, że nie bardzo miałam być za co wdzięczna, ale to następna historia...
Landlord próbował jeszcze sztuczki z nie oddaniem depozytu, ale to też się jakoś udało załatwić...

Mieszkałam tam aż tyle czasu, bo nie miałam kiedy poszukać czegoś innego. Często pracowałam sześć dni w tygodniu, po dwanaście i więcej godzin, bo firma się rozkręcała i trzeba było rozpisywać programy, projekty itd. Wieczorem, około jedenastej wracałam do domu, by na dziewiątą być znowu w pracy. Byłam wykończona, a dzień wolny na ogół przesypiałam z bólem głowy. To chyba był najgorszy rok w moim życiu.

by GoshC
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar GoshC
5 5

@DarkHelmet: gorzej, znacznie gorzej: Bradford :-) Na szczęście, moja sytuacja unormowała się na tyle, by teraz to były tylko wspomnienia :-)

Odpowiedz
avatar Katka_43
2 10

Cudowny, jakże cywilizowany Zachód przez rodaków tak wysławiany pod niebiosa. Współczuję.

Odpowiedz
avatar kudlata111
4 6

@Katka_43: Wiele osób tak startowało, a potem znajdowali swoją ścieżkę i ustawiali życie na właściwe tory.

Odpowiedz
avatar GoshC
6 6

@Katka_43: dokładnie. Mi to zajęło trochę więcej czasu, bo przyjechałam z długami, a później pomagałam mamie, ale wyszłam na swoje. Piszę głównie po to by uporządkować przeszłość, a także trochę się z nią rozliczyć. Poza tym, te moje opowiastki mogą pomóc komuś uniknąć moich błędów: np zbyt dużych domów na wynajem, takich, gdzie landlord obiecuje, że zrobi coś już po waszym wprowadzeniu się, itp.

Odpowiedz
avatar leprechaun
-1 3

@Katka_43: W cudownej, jakże niedocenianej przez Polaków ojczyźnie ludzi czasem nawet na wynajem jednego pokoju nie stać i żyją wiecznie z rodzicami na 40 metrach kwadratowych w bloku. Mnie osobiście na "zgniłym Zachodzie" nikt tak nie poniżył, jak wielokrotnie mnie poniżono w Polsce. A główna różnica dla mnie jest taka, że w Irlandii jak zapie*dalam, żeby coś osiągnąć, to po pierwsze zyskuję szacunek jako osoba ciężko pracująca na swoje marzenia, a po drugie mam realną szansę osiągnąć dany cel (oczywiście w granicach rozsądku, willi z basenem nie wybuduję). W Polsce natomiast za zapie*rdol zostałam ochrzczona łosiem i naiwniakiem, dowalono mi 2x więcej obowiązków "bo przecież się wyrobisz", a wypłatę dostawałam taką, że z ledwością starczało mi na wynajem pokoju, rachunki i najtańsze jedzenie. A że na początku jest ciężko? Tak, jest ciężko. Czasem wręcz dramatycznie ciężko. Ale człowiek widzi w tym jakiś cel, wie, że uczciwą pracą dojdzie do normalnych warunków życia (a później do realizacji jakichś swoich marzeń), więc zaciska poślady i ciągnie do przodu, choć czasem łzy się leją po gębie, pot ciurka po dupsku i z odcisków wali krew.

Odpowiedz
Udostępnij