Historia o tym, jak można poznać, że niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci.
Mam kota, który robi furorę wśród znajomych. Ładny. Fotogeniczny. Ciekawy charakter. Jedna ze znajomych zauroczona do tego stopnia, że przy wynajmie kolejnego mieszkania szukała już takich miejsc, żeby nie było problemu ze zwierzęciem. Zdecydowała się na rasowego kota z hodowli. Razem z ówczesnym partnerem wybrali się do hodowli, wybrali kotka, umowa zawarta i po kilku miesiącach wystarczająco samodzielny kotek gotowy do transportu. Znajoma przeszczęśliwa, władowała kupę kasy w kota i w, nazwijmy to, urządzenia peryferyjne.
Nie mija jednak tydzień, a znajoma oznajmia, że kota oddaje. Oficjalny powód (kota nie widziałem na oczy) - kot nie do upilnowania. Bryka, skacze, gryzie kable. Generalnie bez nadzoru 24/7 sprawia wrażenie niebezpiecznego dla siebie. No nic. Zdarza się, prawda? Na szczęście udało się dogadać z hodowlą. Nowy nabywca znaleziony. Kasa odzyskana. Nie było nawet problemu z kuwetą i innymi bajerami, bo nowy właściciel zapłacił znajomej za wszystko.
Nie mija pół roku. Poszukiwania nowego kota. Tym razem bardziej rozważnie. Od czasu urodzenia miotu do odebrania stwora na początku miesiąca znajoma pojechała do hodowli kilka razy, żeby mieć pewność, że tym razem wybierze spokojniejszego kotka. Udało się. Tym razem zaangażowała w procedurę transportu kilka osób, w tym mnie. Zwierzak przeuroczy. Ufny, spokojny, ale żywy jak na małego kota przystało. 5 godzin podróży, ale w ogóle nie płakał. Przez kilka dni znajoma przeszczęśliwa. Zasypywała wszystkich tonami zdjęć, na które było aż przyjemnie patrzeć.
Dzisiaj jak grom z jasnego nieba informacja - potrzebuje transport dla siebie i kota, bo go oddaje. Oficjalny powód? Kor bryka, skacze, nie daje spać etc. Tym razem jednak wiem, z czym mam do czynienia, bo kota widziałem i wiem, że od normy nie odstaje. Łapię za telefon i rozmawiam z nią przez ponad pół godziny. Wniosek - znajoma nie przemyślała, ona inaczej to sobie wyobrażała, widziała u mnie trzyletniego nieufnego kota, który głównie śpi, a najlepiej czuje się z człowiekiem najbliżej metr od siebie, a teraz ma małego kota, który może i jest żywy i brykający, ale po pół roku, jak każdy, uspokoi się, dorośnie i będzie mieścić się z granicach jej normy.
Tylko zwierzęcia szkoda. Tyle się mówi o dzieciach, które dostają zwierzę i rodzice po tygodniu oddają, bo okazuje się, że nieprzemyślany zakup i zwierzę potraktowane jak zabawka. Tym bardziej dziwi fakt, że podobnie dzieje się z dorosłą osobą, która nie podjęła decyzji spontanicznie, a jednak nie wzięła pod uwagę wszystkich aspektów sprawy. Mam nadzieję, że nie zdecyduje się na dzieci...
Dorośli vs zwierzęta
Niektórzy są straszni, ja bym nie oddała zwierzaka po kilku godzinach w domu. Nigdy.
OdpowiedzNo cóż, kociak, na szczęście, na tyle młody, że szybko i łatwo przyzwyczai się do nowych właścicieli. A panna tak bardzo piekielna nie jest. O kotki raczej dbała, wyposażyła w cały potrzebny "osprzęt", karmiła chyba też odpowiednio. A potem szukała nowego domu. Myślę, że kociakom wielka krzywda się nie stała. Podejrzewam, że ona chciała spokojnego "mruczaka-przytulaka", albo dostojnego rasowca, którym mogłaby się pochwalić. Szkoda tylko, że tak niewiele o kotach wie i nie chciało jej się dowiedzieć ZANIM kupiła "szczenię". A jeśli chodzi o dzieci... to jednak zdecydowanie inna bajka.
Odpowiedz@Armagedon: Jest piekielna. Kot to nie krzesło, że się bierze ze sklepu, a jak coś nie pasuje, to oddasz i po sprawie. Wyobraź sobie, że kot czuje. I dla takiego kociego dziecka każda przeprowadzka jest wywróceniem świata do góry nogami. Kupienie kuwety i miski w żaden sposób nie świadczy, że kobieta się kociakiem zajmowała czy dobrze karmiła. Akurat skoro nie mogła znieść brykania i skakania (zwykłego dla dzieci prawie każdego gatunku), to wątpię, żeby zapewniła zwierzakowi świeże mięso czy suplementy, prędzej rzuciła do michy chrupki, bo to najłatwiejsze.
Odpowiedz@aegerita: Nie histeryzuj. Bardzo młode zwierzaki, czy to koty, czy psy, błyskawicznie przystosowują się do nowych warunków i szybko zapominają o poprzednich. Gdyby tak nie było, nie można by ich odrywać od matki i rodzeństwa, żeby, przypadkiem, nie miały traumy do końca życia. Dla młodziutkiego kociaka zmiana otoczenia i właściciela to NIE JEST koniec świata, gdyż jest on tego świata bardzo ciekaw, a do chwilowego opiekuna nie zdążył się jeszcze przywiązać. Więc nie stawiaj znaku równości pomiędzy osobą, która po kilku dniach nieudanej adopcji szuka małemu nowego, dobrego domu, a osobą, która wyrzuca kotka do piwnicy, lub wywala młodego/starego psa do lasu i przywiązuje do drzewa, gdyż wyjeżdża na wakacje, albo ma inne życiowe plany. A panna może nie grzeszy nadmiarem wyobraźni i nie potrafi pewnych rzeczy przewidzieć, ale nie jest diablicą, która się pastwi nad kotem, bo jej zrzucił z półki cenny bibelot. Więcej dystansu.
Odpowiedz@Armagedon: Nie zgodzę się z tym. Mam w domu kotkę, która znalazła się pod moją opieką, gdy ktoś ją wyrzucił w wieku około 6-7 tygodni. Przez pierwsze miesiące życia mieszkała wśród innych kotów, które dokarmiałam. Nie dość, że nie widzi na jedno oko (nie wiem czy ktoś jej to zrobił celowo, czy to efekt kociego kataru), to teraz, gdy mieszka ze mną od ponad 2 lat, nadal ma traumę. Gdy biorę ją na spacer na dwór, pierwsze co to muszę przejść jej miauczenie na klatce schodowej oraz ,już na dworze, próbę ucieczki tam skąd ją wzięłam-bo tam jest bezpiecznie. Powoli nad tym pracuję, zachęcam. Daje to efekty, ale ta trauma nie jest do zlikwidowania od ręki.
Odpowiedz@Armagedon: Z tym, że laska nie szuka zwierzęciu domu, a oddaje z powrotem hodowli (przynamniej w pierwszym przypadku, odnośnie drugiego nie ma informacji, ale nie zdziwiłabym się, gdyby było tak samo, skoro raz zadziałało) - jak torebkę czy buty do sklepu. Zachowanie poprawne, ale kot, to nie nowa bluzka, która w domu okazuje się jednak nie pasować. I ok, za drugim razem pojechała kilka razy, pewnie też nakupowała sprzętów. No, a poza tym? Jeśli nawet w życiu nie widziała żadnego szczenięcia czy kociaka lub też nie domyślała się jak zachowanie w domu takiego "dziecka" może wyglądać, to sorry, ale ciężko się dowiedzieć? Poczytać książki, sprawdzić w internecie lub popytać znajomych (a jak wiemy, co najmniej jednego z kotem ma)? Co ona się spodziewała, że małe kocię będzie paradowało po domu dostojnym krokiem, nie przeszkadzało w ogóle, a jedynie zachwycało znajomych i robiło furorę na insta? To tak jakbym ja kupując sobie królika (w wieku nastoletnim, tu mamy osobę dorosłą), zamiast o nim poczytać, spodziewała się, że stanie na dwóch łapach, oprze się o szafkę i pogryzając marchewkę, zapyta "co jest, doktorku?" - a jak nie, to fora ze dwora. Ogólnie nieodpowiedzialność i głupota - jak dla mnie piekielne.
Odpowiedz@Armagedon: A ktoś powiedział zwierzakom, że podobno tak szybko zapominają i się nie przywiązują? Jakoś oba szczeniaki, które wróciły do mnie po kilku dniach od adopcji, źle to przeszły. Nie, nie miały traumy do końca życia ani nie był to koniec świata, po prostu miały za sobą przykre przeżycie i wymagały trochę pracy nad zaufaniem do ludzi. Więc nie histeryzuję, po prostu stwierdzam fakt, że osoba, która bierze kociaka, a po kilku dniach oddaje go z powrotem jak towar do sklepu (dwa razy!), jest piekielna i nieodpowiedzialna. Gdzie wyczytałaś, że kobieta szukała małemu nowego, dobrego domu? Babka po prostu oddała koty z powrotem do hodowców - zapewne zgodnie z podpisaną umową. Z historii nie wynika, że zależało jej na znalezieniu dobrego domu, raczej że chciała się pozbyć problemu. No i odzyskać kasę, oczywiście. Znaczy co, należy kobiecie dać medal, że nie wywaliła kota na ulicę albo nie ukatrupiła? Nie stawiam znaku równości między znęcaniem się czy zabiciem a oddaniem jak niepotrzebny przedmiot, ale oba te zachowania nadal lądują w kategorii "złe". Zresztą nie dam złamanego grosza, czy gdyby to był kot ze schroniska, a nie hodowli, i gdyby nie zależało babce na odzyskaniu pieniędzy, to nie wyrzuciłaby go właśnie do piwnicy lub z powrotem do schroniska.
Odpowiedz@Armagedon: Jeśli chciała spokojnego "mruczaka-przytulaka" to powinna się rozejrzeć za starszym, już ułożonym zwierzęciem. Jeśli chciała kociaka to powinna się liczyć z tym, że układanie go będzie jej odpowiedzialnością. No sorry, ale tych dwóch cech nie da się pogodzić, żaden kociak nie będzie stuprocentowo spokojny i trzeba naprawdę nie myśleć, żeby nie wpaść na to przed zakupem. Koty wbrew pozorom da się bardzo wielu rzeczy nauczyć - moje dwie kotki sypiają w tym czasie co ja (co prawda prowadzę zasadniczo nocny tryb życia, ale jeśli akurat "przestawiam" się na normalne dla większości godziny to również w tym czasie śpią, a nie szaleją). Robię biżuterię hand-made w technice beading - czyli zasadniczo głównym "budulcem" są igła, nici i koraliki, czyli rzeczy, którymi normalnie każdy kot chce się bawić jak tylko je zobaczy. Moje są jednak nauczone, że absolutnie nie wolno im ich ruszać, bez względu na to, jak zachęcająco się poruszają ;) Dla porównania - młodsza tuż po tym jak ze mną zamieszkała była do tego stopnia szalona i rozbrykana, że wskoczyła na kuchenkę podczas gdy smażyłam na niej naleśniki... Ułożenie jej trwało z pół roku jak nie lepiej, ale przecież wiedziałam, na co się piszę biorąc kociaka. I uważam że naprawdę trzeba być kompletnie pozbawionym wyobraźni jeśli nie wie się, że młodziutkie zwierzę będzie rozpierała energia i będzie szalało do czasu, aż pokaże mu się granice.
OdpowiedzKiedy moi rodzice przygarniali swojego kota, czteromiesięczny wulkan energii, też nie mogli z nim wytrzymać. Wcześniej mieli przed oczami obraz mojego kota - spokojnego, wiecznie wycofanego, chętnego do zabawy i ruchu dopiero przy dobrze znanych mu ludziach. Młody za to bez przerwy skakał, biegał, wszędzie go było pełno - głównie dlatego, że był młody i po spędzeniu pierwszych miesięcy życia na wsi (czyli kilkudniowe spacery z matką i rodzeństwem), został zamknięty w małym mieszkaniu w bloku. Z czasem jednak kot dorósł, został wykastrowany i choć dalej jest pełny energii - kompletnie nie odbiega od normy "aktywnego kota" i dzielnie zastępuje mamie syna, który wybył z domu na studia ;)
OdpowiedzOj, nie przesadzałabym z wiarą, że po pół roku każdy kot uspokoi się i dorośnie. Mam dwa koty 11-letnie i dwa 13-letnie, jeden ciągle broi jak kociak i wszędzie go pełno, następny jest fizycznie mało aktywny, ale ciągle domaga się uwagi (głośno!), kolejny nudzi się w domu i chce ze mną wychodzić. Każdy zajmuje czas. Bo - uwaga - zwierzę zajmuje czas, a nie tylko ładnie wygląda na fociach; może znajoma powinna to zrozumieć, zanim zrobi kolejną głupotę. Już pomijam, że kotów nie powinno się trzymać pojedynczo, tym bardziej u osób, które nie mają pojęcia o opiece nad nimi...
Odpowiedz@aegerita: Dlaczego kotów nie powinno się trzymać pojedynczo? Wyjaśnij proszę. Nie, nie mam kota i raczej nigdy nie będę miała. Pytam z ciekawości, bo pierwszy raz o tym czytam.
Odpowiedz@Mavra: Wbrew pokutującej ciągle opinii koty nie są samotnikami. Są niezależne, więc nieraz potrzebują chwili samotności, ale nie dożywotniej izolacji od własnego gatunku. Drugi kot jest potrzebny do zabawy, kontaktu fizycznego, socjalizacji, komunikowania się we własnym języku, a także towarzystwa, kiedy człowiek wychodzi np. do pracy. Jeszcze pół biedy, jeżeli opiekun zdaje sobie sprawę z potrzeb kota i poświęci mu codziennie chociaż te 2-3 godziny, żeby zwierzak nie zwariował z nudów. Ale trzymanie samotnego kota bez zapewnienia mu możliwości interakcji społecznej jest dla niego cokolwiek szkodliwe, tak samo jak dla psa.
Odpowiedz@Mavra: @aegerita: To też bardzo zależy od charakteru zwierzaka. Są zwierzęta jedynaki, bo innego osobnika na swoim terenie nie zaakceptują. Są też takie, które bez drugiego zwierza wariują. W moim doświadczeniu z kotami spotkałam zarówno ten jak i ten typ.
Odpowiedz@Habiel: Masz rację, jedynaki istnieją - ale nigdy nie spotkałam kota (i chyba nawet nie słyszałam o takim), który by się wychowywał i dorastał w dobrych warunkach wśród innych kotów i nagle bez powodu przestał akceptować własny gatunek. Myślę, że kocie samotnictwo jest nabyte - czyli kot trzymany w samotności nieraz traci zdolność życia w towarzystwie - a nie wrodzone. Pies całe życie izolowany od innych psów też często jest wobec nich agresywny, ale to nie znaczy, że taki np. łańcuchowy burek jest jedynakiem z charakteru.
OdpowiedzCiekawe to co piszecie, nie miałam o tym pojęcia. W sumie to jest logiczne. Pies wychodzi na spacery i ma kontakt z innymi psami a kot trzymany w domu, nie wychodzący na spacery nie ma takiej możliwości.
OdpowiedzKot się uspokoi prędzej na starość niż po pół roku :D
OdpowiedzMinus za początek i koniec. Znam osoby, które nienawidziły dzieci i nie potrafiły się nawet uśmiechnąć do nich, ale gdy pojawiły się własne zmieniły się bardzo i są super rodzicami. Znam osoby, które niby kochają zwierzęta, płaczą nad każdą historią o krzywdzie zwierzaków, ale jak trzeba zareagować gdy dzieje się takiemu krzywda, to nie mają czasu, "przecież może być zapchlony"... Panienka owszem, może i piekielna ale jeszcze nie do końca. Piekielna będzie jak trzeci raz spróbuje i znowu się tak samo skończy. Co do szaleństw pupilów... Ja mam odwrotnie. Mój szczeniak stał się dorosły i już nie wariuje. I mimo, że poniosłem spore straty finansowe (uszkodzony sprzęt) to czasem brakuje mi tych jego wariacji. Na szczęście jak usłyszy piszczącą piłeczkę to znowu budzi się w nim dzika radość :)
Odpowiedz@ForMudBloodBeer: Tylko nie chodzi o to, czy kobieta dzieci lubi. Po prostu widać, że brakuje jej co najmniej dwóch cech kluczowych u dobrego rodzica: odpowiedzialności i konsekwencji. Czy jeżeli zdecyduje się na dzieci, nabierze tych cech i będzie dobrą matką? Może. A może nie. Z historii wynika, że nie uczy się na błędach i nie wyciąga wniosków.
OdpowiedzPanienka urodzi dziecko, które odda po 2 tygodniach do adopcji, bo niemowlak płacze i, uwaga, też wymaga opieki. :')
OdpowiedzZapewne jest piekielna. Ale też świadoma po części - lepiej by tego zwierza oddała zanim się przyzwyczai niż ma go oddać po pół roku np. I najlepiej by było jakby wzięła w takim razie kota ze schroniska który nie będzie za bardzo ufać ludziom - bo o to chyba jej chodzi...
Odpowiedz@LoonaThic: Najlepiej jakby wzięła kota ze sklepu z zabawkami, na baterie. Problemu z brykaniem i skakaniem na pewno nie będzie... W żadnym razie ze schroniska. To, że za bezdomniaka nie płaci się czterocyfrowej kwoty, nie oznacza, że ma on służyć za przedmiot eksperymentu, czy tym razem się pańcia też rozmyśli, czy jednak nie.
Odpowiedz