Skoro była mowa o "produkcji kalek" #82550, to i ja dodam słówko, może dwa. Nie z punktu szkoły, ale na własne życzenie rodziców...
Otóż znam dwóch chłopaków (teraz już mężczyzn, bo 20 lat przekroczyli). Kuzynów, jedynaków, równolatków. Znam ich obydwu jakieś 12-13 lat. Zacznę od tego, gdy byli jeszcze dziećmi.
K1 to chłopak, będący pod opieką samotnego rodzica pracującego na 3 zmiany. Klucze do domu dostał jako 10-latek. Mikrofala, kuchenka gazowa, ostre noże - może zrobił coś wolniej, żeby się nie zranić, ale robił to sam. Swojego psa wyprowadzał i karmił sam. Robił też zakupy ze "słoiczka z drobnymi", jak widział, że czegoś pilnie potrzeba.
Od czasu do czasu jak tata był w delegacji, zostawał u dziadków czy u mnie i mojego M. Kompletnie bezproblemowy chłopak. Tylko nauka do głowy nie wchodziła mu jak należy, choć naprawdę się starał i potrafił ślęczeć nad książkami godzinami (a napiszę szczerze, że książki były beznadziejne i chwilami żałowałam, że nie miałam już swoich, albo lepiej - starszego kuzyna, bo były dużo lepsze i pod względem tłumaczenia i pod względem przykładów). W czasie pobytu u nas sam ścielił sobie łóżko. Jak coś stłukł, to spytał gdzie jest miotełka.
K2 to kompletne przeciwieństwo K1. Na jego osiemnastce śmieliśmy się, że w końcu będzie mógł sam używać noża... do masła. Wyobrażacie sobie 15-, 16-, 17- czy 18-letniego faceta, który na gościnie nie może sam sobie posmarować kromki chleba masłem? Tępym nożem?
Chleb smarowała zawsze jego mama. Naczynia sprzątała po nim zawsze jego mama. On nawet poproszony przez babcię o rozłożenie talerzy na stole nie mógł sam tego zrobić... Jego psa wyprowadzali rodzice i dziadkowie. Pokój zawsze posprzątany, ale nie przez niego.
Zdarzało się również, że spał u nas. Grać na kompie cały czas i w międzyczasie "zrób mi jeść" to była jego pasja. Niestety ja nie należę do klasy usługującej, więc jadł głównie chrupki, pizze i McDonalda, bo zawsze miał zbyt duże kieszonkowe (absolutnie na każdą okazję). Śmieci po tych niezwykłych posiłkach wynosił do kosza tylko pod groźbą wyłączenia kompa. Ale gdyby nie było kompa, to zawsze jest komórka. Zmiana hasła do wifi? Hasła na komputer? Ma znajomych, które je zhakują.
Raz musiałam oddać sprzęt do speca, bo nie dałam sobie rady z burdelem, który narobił, a wcale nie jestem głupia w te klocki. Jednak są rzeczy, których nie da się naprawić. Dlaczego komputer, którego K2 nie może używać nagle nie działa? Ha. Bo śrubki można odkręcić nożem, a w środku jest dysk i karta graficzna, które można zalać np. colą. Genialne.
Rodzice "dorzucili się" do naprawy. Kręcili nosem, bo przecież Kajuś2 nie mógł tego zrobić. No tak, sama specjalnie w czasie jego obecności zniszczałam nowy sprzęt, tracąc dane potrzebne na studia...
Minęło tych parę lat. Jak pisałam obydwaj mają już 20 lat za sobą. Obydwaj mieszkają nadal z rodzicami i studiują.
K1 mogę poprosić o popilnowanie mieszkania na czas wyjazdu. Zaopiekowanie się zwierzakami, odbiór listów, przewietrzenie... Wiem, że zrobi to, o co go proszę i nie będzie żadnych problemów.
To jest osoba, która zna magiczne słowa typu: "przepraszam", "wybacz, że wtrącę", "dziękuję", itp. Opanował też niesamowicie trudną umiejętność wynoszenia naczyń i ich mycia czy zanoszenie brudnych ubrań do kosza.
K2 to osoba, która coraz bardziej daje się we znaki swoim rodzicom. Nie sprząta pokoju (w ubiegłym tygodniu byliśmy u jego rodziców i nie dało się nie zauważyć tego syfu). Pies może się zesikać i w tym wytarzać o 8:00 i taki sam stan będzie o 16:00, gdy jego rodzice wrócą z pracy. Śmieci wyniesie idąc na imprezę... z wielką niechęcią, bo to śmierdzi. A i w ogóle nikt nie ma prawa wtrącać się do jego życia.
Spęd rodzinny, K1 pomaga, K2 wiecznie w telefonie. Na prośby czy groźby zero przejęcia. Daj jeść i spadaj. Moje "nie dostaniesz jeść" może by i podziałało, ale przecież jest reszta rodziny.
Przy każdej okazji słucham narzekania rodziców K2 na jego zachowanie. Czyżbym była medium? Czy nie mówiłam, że tak będzie? Tak, miałaś rację... bla bla bla. Ale co zrobić? Z mieszkania go nie wyrzucą, bo się uczy i jeszcze 25 lat nie skończył. Więc mówię: nie prać, nie dawać kieszonkowego... "Ale co ludzie powiedzą?"
Cóż.
*niszczyłam
OdpowiedzZmień może "produkcji kalek" na "produkcji życiowych kalek", bo początkowo myślałem coś o kopiowaniu :) Ale fakt, młodsi mogą nawet nie wiedzieć do czego służyła kalka :)
OdpowiedzWłaściwie nie rozumiem, czemu się dziwisz? Przecież to oczywista oczywistość, że dziecko wychowywane przez jedno z rodziców siłą rzeczy musi być bardziej samodzielne. A tutaj - samotny rodzic to ojciec, który, w dodatku, pracuje na różne zmiany i wyjeżdża w delegacje. Nawet gdyby bardzo chciał - raczej nie mógłby poświęcić synowi tyle czasu ile powinien. Stąd pewnie u chłopaka większa zaradność życiowa i większe poczucie obowiązku, za to mniejsza chęć i mniej czasu na naukę. Kuzyn1 jest samodzielny, bo taka była, po prostu, życiowa konieczność. Może, gdyby wychowywała go tylko matka, też byłby egoistycznym trutniem czekającym na obsługę? A "model" wychowania, o którym piszesz w drugim przypadku, zwłaszcza wśród jedynaków płci męskiej, to właściwie standard. Zresztą nie od dziś. Nie wiem czemu, ale większość kobiet po urodzeniu syna dostaje jakiegoś świra...
Odpowiedz@Armagedon: oooo kcchana, ja i brat bylismy wychowywani w stylu k1- kluc z na szyi, samodzielne zrobienie kanapek itp., rodzice sa ze soba 32 lata syn znajomej ( wychowuje go samotnie) w wieku 15 lat nie potrafil zrobic podstawowych zakupow i byl przez matke wozony do szkoly tramwajem
Odpowiedz@Armagedon: Oj, niekoniecznie. Mam w rodzinie jedynaczkę wychowywaną przez samotną matkę (fakt, że nie od wczesnego dzieciństwa tylko jakoś połowy podstawówki?) i ona nic w domu nie zrobi. NIC. Tylko komputer się liczy.
Odpowiedznajlepiej to wyekspediowac z domu i niech sobie radzi rozumiem, ze K2 nie pracuje, tylko zeruje na rodzicach?
OdpowiedzA najlepsze, że wcale nie będzie łatwo go wyrzucić. Wymeldowanie kogoś to wcale nie jest takie hop siup.
OdpowiedzCiekawe czy mamusia też mu tylek podciera. Dla mnie klient do odstrzału, bo skoro stary kon nie potrafi nic sam zrobić to jest taka ameba spoleczna
Odpowiedz