Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dzieci w restauracji. Restauracja, w której pracuje, sąsiaduje z kilkoma innymi na…

Dzieci w restauracji.

Restauracja, w której pracuje, sąsiaduje z kilkoma innymi na tyle blisko, że odległość między tarasami poszczególnych lokali wynosi nie więcej niż kilka (-naście) metrów. W sobotnie popołudnie, gdy wszystkie te tarasy pękają w szwach u naszych sąsiadów usiadła sobie rodzinka 2+2. Chłopiec w wieku wczesnoszkolnym siedział grzecznie z rodzicami, a dziewczynka może 3-letnia została puszczona samopas na zwiedzanie sąsiednich tarasów. Przyłaziła do nas co rusz, kręciła się między stołami, siadała na wolnych krzesłach z tabletem w łapie i puszczała jakieś bajki na cały regulator. Wyganiam grzecznie raz, drugi, ósmy. Idę w końcu do kelnera od sąsiadów, mówię:

- Słuchaj, powiedz coś rodzicom tej małej, przychodzi do nas, przeszkadza gościom, zaczepia, robi burdel...

- Kurczę, już mówiłam, mała wcześniej latała u nas po całym lokalu, właziła kelnerom pod nogi, pchała się do kuchni, powiedzieć mogę, ale cudzych dzieci wychowywać nie będę...

- Jasne, spoko, dzięki.

Faktycznie coś tam rodzicom szepnął, ci popatrzyli w naszą stronę gniewnym wzrokiem, matka wzięła dzieciaka i posadziła na krześle koło siebie. Nie mija 10 min, młoda znowu zwiedza świat z nieodłącznym kompanem, tabletem, w rączce. Zaczyna być coraz śmielsza, zrzuca poduszki z krzeseł na ziemię, ściąga obrusy ze stołów. No nic, biorę za rękę, odprowadzam do rodziców i proszę o pilnowanie dziecka z wymienionych wyżej powodów. Odpowiedzi brak, znowu gniewne spojrzenie. Po kilku minutach cyrk zaczyna się od nowa. Tym razem młoda urządziła sobie zabawę w czołganie się pod ziemi pod stołami.

Pech chciał, że wypełznęła pod nogi mojej koleżance, która niosła talerze z jedzeniem. No i klops, koleżanka straciła równowagę, talerz wypadł jej z ręki, szczęście w nieszczęściu, nie na gówniarę, a na jej najlepszego przyjaciela - tablet. Mała w ryk, rodzice lecą do koleżanki z mordą. Standardowa dyskusja, jak tak można nie uważać, tu jest dziecko, coś pani narobiła, dawaj hajsy za tablet. Przyleciał szef, starzy drą mordę na całego, szef próbuje załagodzić sytuację, kuchnia naprędce przygotowuje żarcie od nowa. Szef oczywiście odmówił oddania kasy za tablet, przyjeżdża policja (!). Winy naszej się nie doszukali, to też wzięli państwa na stronę i coś tam dyskutowali.

Państwo niepocieszeni wrócili do swojego stolika. Mała parę minut później zaczyna rundkę, tym razem po tarasie sąsiadów z maminym telefonem w ręku...

gastronomia

by digi51
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar BlackAndYellow
22 22

I weź tu tak nie podstaw haka małej, by ten telefon wyleciał przez ten zasrany balkonik :) tłumaczenie - nie moja wina, że lata tam gdzie chce :)

Odpowiedz
avatar Ciejka
-4 18

Uj mnie strzela jak słyszę takie historie.. Kiedyś nie wytrzymam i przy____ takiemu bachorowi i jego rodzicom. Mam słabe nerwy, więc to jest bardzo możliwe, chuda i delikatna też nie jestem, więc zaboli... Jestem za tym, aby wprowadzić przepis, aby można było takim ludziom yebnąć bez żadnych konsekwencji prawnych, albo fizycznych, oraz by wychowywanie bezstresowe było absolutnie zabronione.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 3

doskonale to rozumiem kiedys pracowalam w kawiarni i za kontuar wraczkowal mi taki maluch wlasnie gdy nioslam tace z wrzatkiem na herbate w prawie 3litrowym dzbanku rodzice sie nie przejeli, z emoglam upadajac zrobic krzywdze dziecku, im i sobie :/

Odpowiedz
Udostępnij