Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ostatnio wspominaliśmy z kolegą przy piwku czasy podstawówki i przypomniała nam się…

Ostatnio wspominaliśmy z kolegą przy piwku czasy podstawówki i przypomniała nam się historia piekielnej nauczycielki.
Historii uczyła nas Pani Teresa, którą z dnia na dzień mąż zostawił dla młodszej kobiety (Pani Teresa mieszkała w tej samej miejscowości, w której mieściła się szkoła, więc wiedzieli o tym wszyscy). To wydarzenie Pani Teresa bardzo przeżyła, co chyba nikogo nie dziwi. Problem jednak polegał na tym, że jej problemy osobiste przełożyły się na pracę zawodową. Stała się kłębkiem nerwów, które wyładowywała na uczniach.

Lawinowo sypały się jedynki i uwagi. Lekcje historii stały się piekłem. Mimo, że wszyscy jej uczniowie(w tym ja) starali się jak mogli, przygotowując się do lekcji i grzecznie się na nich zachowując (tak, to były czasy, kiedy nauczyciel miał większy respekt), to i tak zawsze znajdował się powód, żeby nakrzyczeć i nastawiać jedynek. Ja i inne dzieciaki zaczęliśmy się skarżyć w domach. Rodzice porozmawiali między sobą, powymieniali informacje zasłyszane od swoich dzieci, i na najbliższej wywiadówce doszło do konfrontacji licznej grupy rodziców z historyczką.

Oczywiście nikt nie poruszał tematów jej życia osobistego, lecz powiedziano, że pogorszyły się znacznie oceny z jej przedmiotu oraz znacznie zwiększyła się ilość wpisywanych przez nią uwag, no i że jest to problem, który trzeba jakoś rozwiązać. Pani Teresa wyskoczyła z krzykiem na rodziców, że nie pilnują własnych dzieci, że te się nie uczą, że źle się zachowują, są źle wychowane itp. Rodzice próbowali protestować, mówiąc że tak nie jest, lecz historyczka dalej powtarzała swoje. W końcu jeden z ojców wstał i donośnym głosem powiedział coś w stylu: "To ja powiem bez owijania w bawełnę - wszyscy wiemy, od kiedy zaczęły się te problemy. Ja rozumiem, że przeżywa Pani ciężkie chwile, i bardzo Pani współczuję, ale nie widzę powodów, dla których pani problemy rodzinne, osobiste, miałyby się przekładać na zdrowie naszych dzieci, które z Pani lekcji wychodzą z płaczem. Proszę problemy osobiste zostawiać przed wejściem do sali, a jeżeli nie jest Pani w stanie poradzić sobie sama, to proszę skorzystać z pomocy specjalistów." Po tych słowach Pani Teresa wybuchnęła płaczem i wybiegła z sali.

Kilka osób naskoczyło na tego faceta, wypominając mu brak taktu i współczucia. On im jednak odparował, że nie pozwoli, aby problemy osobiste nauczycielki odciskały piętno na psychice jego dziecka, które płacze nad podręcznikiem od historii. Najlepsze jest to, że jego słowa najprawdopodobniej pomogły. Tuż po tej wywiadówce Pani Teresa poszła na zwolnienie lekarskie, które trwało do końca roku szkolnego. Z początkiem następnego przyszła nowa historyczka, a Pani Teresa, jak się okazało, przeprowadziła się, zmieniła otoczenie (kilka lat później słyszałem plotkę, że mieszka w pobliskim mieście, znalazła nowego mężczyznę, ale nie wiem, ile w tym prawdy).

Z jednej strony historia zakończona happy endem. Z drugiej zaś, aż boje się pomyśleć, ile osób zraziła do nauczanego przez siebie przedmiotu.

szkoła

by ~Marquez88
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Eander
25 29

Czasem należy usłyszeć mocne słowa żeby zrozumieć co się robi.

Odpowiedz
avatar aklorak
27 31

A najlepsze, że taki kubeł zimnej wody często bardziej pomaga niż współczucie i głaskanie po główce.

Odpowiedz
avatar Armagedon
27 29

Moim zdaniem pani nauczycielka największy problem miała z tym, że wszyscy wiedzieli o jej życiowej porażce. Nawet uczniowie. Taki już urok zadupnych miejscowości. I, prawdopodobnie, bardziej cierpiała jej godność i miłość własna , niż bolał sam fakt odejścia małżonka. W związku z tym spadło jej również poczucie własnej wartości, czuła się wystawiona na pośmiewisko, więc próbowała własny autorytet "nadrobić" większą surowością. Na zasadzie "jak się nie będziecie mnie bali, to się będziecie ze mnie śmiali". Metoda jednak nie okazała się najlepsza. W sumie - to mi żal tej kobiety. Słaba psychicznie jednostka pogubiła się w życiu. W zasadzie, najlepsze co mogła zrobić - i dla siebie i dla uczniów - było właśnie to, co zrobiła. Zwolnienie lekarskie i zmiana środowiska. Swoja drogą ciekawe, czy miała jakiekolwiek wsparcie w tych trudnych dla siebie chwilach, czy też wszyscy patrzyli na nią jak na raroga i szeptali po kątach za jej plecami?

Odpowiedz
avatar rodzynek2
4 4

@Armagedon: Nie wiem co w tym wszystkim jest najgorsze. Że niby w małej miejscowości wszyscy "wszystko" o sobie wiedzą, czy plotka, która z każdym przekazem dalej zazwyczaj oddala się od prawdy. A to, że w takiej małej miejscowości nauczycielka, to właściwie osoba publiczna, więc od plotek, pewnie dalekich od prawdy aż huczało, a nauczycielka coraz gorzej to znosiła.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@rodzynek2: Jako osoba pochodzaca z malego miasteczka to potwierdzam, ze nauczyciele to osoby publiczne i wszystko sie komentuje. Od dziecka wiedzialam, ktora kobieta zrobila aborcje, a ktora miala poronienie itp itd. Bardzo sie cieszylam, ze moglam uciec z tego miasteczka do wielkiego miasta.

Odpowiedz
avatar bazienka
3 3

bardzo dobra reakcja teog ojca, nie rozumiem oburzenia pozostalych rodzicow ja jestem bardziej jak ten ojciec, ale jesli sama balabym sie powiedziec prawde, to rraczej bylabym mu wdzieczna, ze zrobil to za nas, a wlasciwie w imieniu wiekszosci

Odpowiedz
Udostępnij