Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dysortografie, dyskalkulie, dysgrafie, dysleksje! Skąd to się wzięło? Otóż możecie sobie myśleć…

+18
Ten historia może zawierać treści nieodpowienie dla niepełnoletnich.
Dysortografie, dyskalkulie, dysgrafie, dysleksje!

Skąd to się wzięło?

Otóż możecie sobie myśleć co chcecie. Ja twardo stoję na stanowisku, że z LENISTWA!

Od najmłodszych lat byłam bardzo słaba z matematyki. Dziś zapewne byłabym osobą z „dyskalkulią” albo jakimś innym „dysem”, który nie pozwala mi opanować matematyki. Ale nie 30 lat temu. Moją „dyskalkulię” opanował tata, który siedział ze mną nad matmą całymi godzinami, gdy trzeba było – waląc zeszytem po łbie (nie do pomyślenia dziś, prawda?) i jakoś te pociągi jadące z puntu A do puntu B i te straszne cotangensy, nie mówiąc już o cosinusach do tegoż bitego łba mi wbił. Orłem nigdy nie byłam. Ale bez problemu zdawałam z klasy do klasy, rozumiejąc przerabiany materiał. A oto wszak chodzi.

A co robi dziś szkoła?

Wspaniała szkoła, integracyjna. Złego słowa nie powiem – rozwój emocjonalny dzieci z Aspergerem, niedostosowanie społecznym, zespołem Downa – na najwyższym poziomie. Ale te „dysy”...

Gdy przeczytałam sms od mojego synka (wówczas kl. 3 SP) „Mama jestem w ałtokaże” zatrzęsło mną i wmiotło pod dywan! Ja, purystka językowa, wychowuję wtórnego analfabetę? Tak być nie może!. Zorganizowałam latorośli dyktanda, codziennie. Takie w rodzaju „siedzi Jerzy na wieży i wcale nie wierzy, że w tej wieży jest sto jeży i pięćdziesiąt jeżozwierzy” itp. Bez sensu ale śmieszne.

I co?

I napotkałam straszliwy wręcz opór materii!. On nie będzie pisał, bo on i tak się nie nauczy bo on ma DYSLEKSJĘ!!! Że co???? Że co ma?? A bo tak powiedziała pani od polskiego! No ja cie...

Na spotkaniu z panią wychowawczynią i panią od polskiego dowiedziałam się tego samego. Mój syn ma dysleksję, w związku z czym jego ortografia ( a raczej jej brak) jest oceniany łagodniej o czym syn został poinformowany. Ostrymi słowami wyraziłam mój brak wiary w jakiekolwiek „dysy” oznajmiając, że za moich szkolnych lat „dyslekcja” była leczona czytaniem książek, czytaniem książek, czytaniem książek a w ostateczności pasem w d... i ja w żadne „dysy” nie wierzę!

Pani polonistka się obraziła i oznajmiła, że oto kieruje mojego syna na oficjalne badanie psychologiczne w kierunku dysleksji (szkoda, że wcześniej sama wydała diagnozę i jeszcze wtajemniczyła w nią syna, który wszak teraz nie musi się starać o nic, bo przecież ma dysleksję!)

Oznajmiłam latorośli, że albo pisze dyktanda albo tę jego „dysleksję” wybije mu z głowy całkowity brak komputera, telefonu, tableta i wszelkiej możliwej elektroniki. To go skruszyło, bo choć próbował się bronić, że „pani od polskiego mówiła” to ja byłam nieugięta.

Dziś - po upływie dwóch lat - po „dysleksji” nie ma śladu. Syn robi błędy ortograficzne w trudniejszych słowach, przeciętnie na poziomie swojego wieku. Do badań w kierunku dysleksji nigdy nie doszło, bo zgasła taka potrzeba.

Wiem, rodzice muszą dbać o rozwój swojego dziecka. Ale nauczyciele – jako fachowcy – muszą im w tym pomagać. Czemu pani polonistka sama wydała diagnozę i jeszcze poinformowała o niej ucznia a nie poinformowała jego rodziców? Uczeń poczuł się zwolniony od obowiązku nauki a rodzice pozostawiali w błogim przeświadczeniu, że dziecko rozwija się prawidłowo.

Salve „ałtokaże”!

adult

by KatzenKratzen
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Althing
16 30

Pamiętam jak dziecięciem będąc nie potrafiłem czytać nawet krótkich historyjek. Po prostu je dukałem, a zacięcia były co 2 zdania. W obroty wziął mnie tata i dziadek dając do czytania albo Potop albo Krzyżaków (miałem 7 lat). Po roku chodziłem na konkursy z czytania i nie było problemów z czytaniem. Mimo, że jestem z tego "złego, leniwego i rozpuszczonego" pokolenia 99 to aprobuję powrót do tego typu wychowywania - Nie umiesz/źle robisz? To do skutku.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Althing: podobnie robię z moim synem, lat 6,czytanka źle idzie, bierzemy książeczkę dla dzieci i czytamy codziennie po jednej stronie, tzn. on czyta, ja podpowiadam literki, których zapomni lub jeszcze nie zna. Tak samo z pisaniem, ma w domu zeszyt z literami i drugi z cyframi i codziennie pisze po linijce z każdej poznane. Do tego angielski w formie zabawy i ćwiczenia logopedyczne, ma wadę wymowy.

Odpowiedz
avatar Hachiroku
56 78

@Vampi: A ja nie wierzę w odrę, polio i gruźlicę - przecież nikt kogo znam na to nie choruje, iks de.

Odpowiedz
avatar aka
40 50

@Vampi: widzę sami eksperci od chorób, co za durnie kończą medycynę, skoro wystarczy nie wierzyć w depresję, zamiast leczyć tych, co ją mają.

Odpowiedz
avatar kabdam
24 28

@aka: @Hachiroku: Problemem nie jest sama dysleksja (czy też inne dys...) tylko wciskanie ich dzieciom u których można by ten problem rozwiązać pracą. Jak byłem mniejszy sam robiłem mnóstwo błędów i pewnie gdyby rodzice chcieli spokojnie mogliby załatwić mi papiery żebym mógł dłużej pisać egzaminy jednak tego nie zrobili i jestem im za to niezwykle wdzięczny.

Odpowiedz
avatar aka
18 18

@kabdam: Piszę tylko o depresji ;) Co do dysleksji, to mam takie poglądy, jak część już piszących, dlatego nie powielałam- istnieje, ale to nie jest powód, by dawać fory, a znak, by więcej z dzieckiem pracować. Tylko mówię o prawdziwym dys, a nie stwierdzanym przez rodziców "No bo przecież tyle błędów robi, dajmy mu fory".

Odpowiedz
avatar kabdam
1 3

@aka: ach no jasne, umknął mi ukryty komentarz ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@Vampi: A jak się nazywa teren poniżej poziomu morza?

Odpowiedz
avatar Aris
69 81

Też mi purystka językowa, pisząca "dyslekcje".

Odpowiedz
avatar Limek
57 67

@KatzenKratzen: a ty za wazna, by przyznac sie do bledu?

Odpowiedz
avatar LuzMaria
48 52

@KatzenKratzen: nie rozumiem - jeśli Ty narzekasz, że inni robią błędy - to jest super, nie tylko swoje dziecko chcesz wychować, ale pokrytykować inne, bo wiadomo, skoro robią błędy to są leniwe i w ogóle jakieś takie niefajne. jeśli ktoś zauważa Twój błąd - nie ma prawa, skandal, obraza majestatu. no bądźmy konsekwentni. Albo wolno krytykować za błędy albo nie, nie tak, że można każdego a nie Ciebie :)

Odpowiedz
avatar Aris
32 34

@katem: Tak właśnie pomyślałam na początku, dlatego specjalnie przyjrzałam się każdej następnej "dyslekcji" użytej w dalszej części historii. Wszystkie są w tej formie, więc to nie ironia czy błąd syna, a jej nieznajomość pisowni tego słowa.

Odpowiedz
avatar katem
2 16

@Aris: A ja uznałam, że używa tej niepoprawnej formy z przekąsem i w przenośni dlatego, że u jej syna właśnie była "dyslekcja" a nie dysleksja. Fakt - gdyby użyła cudzysłowu pojęcie byłoby jednoznaczne.

Odpowiedz
avatar suonick
-4 4

@Aris: @katem: @LuzMaria: Albo przynajmniej syn tak je przekręcił. Niemniej jasno wynika, że nie jest to błąd popełniony przez autorkę. (sorry za podwójny komentarz, zrobiłem tab+enter, nie mogę edytować)

Odpowiedz
avatar dorozka
0 0

@suonick: Zgadza się - czytanie ze zrozumieniem jak najbardziej: "Ostrymi słowami wyraziłam mój brak wiary w jakiekolwiek „dysy” oznajmiając, że za moich szkolnych lat „dyslekcja” była leczona czytaniem książek, czytaniem książek, czytaniem książek a w ostateczności pasem w d... i ja w żadne „dysy” nie wierzę!"

Odpowiedz
avatar mru
44 50

Jako purystka językowa powinnaś wiedzieć, że piszemy o dyslekSji a nie dyslekCji. Opinię o tym kto jest a kto nie wydaje poradnia a nie pani nauczycielka. Nauczyciel po konsultacji z pedagogiem może za pośrednictwem rodzica zwrócić się do poradni z prośbą o badanie i wydanie opinii. I taka jest droga oficjalna. Nauczyciel ani szkolny pedagog nie mają uprawnień do wystawiania tego typu orzeczeń. Tyle w temacie formalności. Ku zgrozie wszystkich negujących wszelkie "dys", muszę wam niestety potwierdzić istnienie tego typu zjawisk. Jedyny problem w tym, że papierek potwierdzający cokolwiek z tego spektrum jest łasym kąskiem dla wszelkiego rodzaju leniwych rodziców. Bo zwalnia ich (w ich mniemaniu) z pracy z dzieckiem. Na masowym wystawianiu tego typu zaświadczeń cierpią najbardziej ci, którzy faktycznie są dotknięci tego typu przypadłością ponieważ łatka leniwej łajzy przylega do nich na zasadzie zbiorowej odpowiedzialności.

Odpowiedz
avatar I_m_not_a_robot
14 18

@mru: Nie wspominając o tym, że nie diagnozuje się dysleksji "od tak". To wymaga bardzo długich obserwacji i testów. Żeby przypadkowo nie zdiagnozować leniwego symulanta, który chce mieć łatwiej w szkole, bo tak mu zasugerował "autorytet" w postaci pani nauczycielki. Dobra wiadomość jest taka, że jeśli z prawdziwym dyslektykiem się mocno pracuje, to taki dyslektyk radzi sobie o niebo lepiej niż ci oszukiwani "dys".

Odpowiedz
avatar PrincesSarah
2 16

@I_m_not_a_robot: Jakie trudno zdiagnozować Panie... Dyslektycy potrafią PRZEPISAĆ prosty tekst z błędami, który mają przed sobą na tablicy typu obiad zrobią obiaT, bo widzą T zamiast D i mało ogarnięty nauczyciel z Mrągowa powinien rozróżnić dyslektyka od lenia. Dysleksja to omylne widzenie kresek poszczególnych liter, a lenistwo to wpisywanie rz, u, h tam gdzie powinno być ż, ó, ch i na odwrót. Proste.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 czerwca 2018 o 23:32

avatar I_m_not_a_robot
11 11

@PrincesSarah: Ja nie twierdzę, że trudno jest dysleksję zdiagnozować. Ja tylko mówię że to wymaga trochę więcej czasu i zachodu niż kilka lekcji w szkole, gdzie pani nauczycielka, teoretycznie wykwalifikowana do uczenia dzieci, która ma do ogarnięcia co najmniej 20-kilka dzieci, "diagnozuje" u któregoś z nich dysleksję. To chyba tej pani "nauczycielce" nie chce się z dany dzieckiem trochę więcej pracować i klasyfikuje go jako "dys", co według niej zwalnia ją ze wszelkich starań.

Odpowiedz
avatar PrincesSarah
8 10

@I_m_not_a_robot: Ja mam dys i po diagnozie jak już nauczycielki wiedziały dalej dostawałam jedynki z polskiego jakoś tak podstawówka nie pamiętam konkretniej za mała byłam. W każdym razie nikt mi nie pomagał "walczyć" z problemem. Literki dosłownie tańczyły przed moimi oczami i nie mam pojęcia jak Ci to wyjaśnić ale na tablicy widziałam jedno ale w zeszycie pisałam drugie więc dys zdiagnozowali bardzo szybko. Serio nie potrzeba do tego grona specjalistów plus nawet dziecko wie, że coś jest nie tak. Teraz niby błędów nie robię, potrafię pisać po 10 stron tekstu dziennie nie mniej dys zostanie ze mną już do końca. Między innymi dlatego czasem edytuje komentarze po xnaście razy, żeby posprawdzać czy nie ma pozamienianych d/t/p/b etc.

Odpowiedz
avatar suonick
-1 1

@mru: "On nie będzie pisał, bo on i tak się nie nauczy bo on ma DYSLEKCJĘ!!! Że co???? Że co ma?? A bo tak powiedziała pani od polskiego! No ja cie ..." Jeśli z tego wynika Ci, że to autorka popełnia ten błąd to gratuluję.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
21 25

Polecam świetną książkę 'Dziwne przypadki ludzkiego mózgu' - przy tym co uszkodzony mózg potrafi zrobić, wmówić człowiekowi i czego nie widzieć, nie ogarniać itp, to wszelkie 'dys' to zaledwie lekkie niedomaganie. wyobraźcie sobie, że prawą ręką zapinacie guziki, a lewa je wam automatycznie rozpina... jeśli takie coś jest prawdziwe i ma naukowe uzasadnienie, to czemu nie wierzyć w takie drobiazgi jak nieumiejętność poprawnego liczenia czy przyswojenia sobie zasad ortografii? Mój były chłopak, facet po studiach nigdy nie zrobił prawa jazdy, bo nie był w stanie zapamiętać gdzie lewo a gdzie prawo...

Odpowiedz
avatar kukielka
10 10

@Caron: Być może twój były „miał” to samo co ja - po prostu nie ma: „lewo” i „prawo”, jest tylko „do przodu” w polu widzenia mającym 180 stopni;) Prawo jazdy mam, bo nauczyłam się robić sobie w głowie szybką mapę najbliższej trasy – dzięki temu jadę jak z GPS ;) Ale jeśli ktoś krzyknie nagle: „Uważaj, piłka z lewej!”, to popatrzę przed siebie i dostanę piłką w ucho. Plusem jest oburęczność :)

Odpowiedz
avatar glan
27 31

Autorko, pomyliłaś dysleksję z dyslekcją. Dyslekcja to przypadłość polegająca na niemożności nauki na lekcjach (dlatego dys-lekcja) z powodu zbyt głupiego nauczyciela. Znając tą definicję zgodzisz się ze mną, że nauczycielka trafnie postawiła diagnozę? :)

Odpowiedz
avatar toomex
10 14

Mnie nauczyciele (lata 90-te) na siłę wysyłali do poradni, bo pismo miałem (i mam) iście lekarskie. Sorry, ale mimo nawet największej staranności, docelowe kółeczko (czyt. "o") jawi się bardziej jakiś 150-ścian z pewnymi zaokrągleniami, którego pola nie dałoby się chyba nawet milionem całek policzyć.

Odpowiedz
avatar niemoja
36 42

Fakt, że "dys-y" są masowo nadużywane, nie oznacza, że nie istnieją. Dysleksja nie polega na nieznajomości ortografii, a na problemach w czytaniu i pisaniu (głównie myleniu podobnych liter: b/d, p/q, m/n, l/t/ł, itd...). O dysortografii mówimy wtedy, gdy osoba zna pisownię wyrazu, ale nie potrafi go zapisać,np: - jak się pisze "żaba"? - przez "ż" z kropką - to napisz "żaba" przez "ż" z kropką - RZaba Wszystkie "dys-y" są (przynajmniej częściowo) "uleczalne" przez odpowiednie ćwiczenia. Zatem masz szczęście, że Twoje dziecko nie wymagało specjalnej opieki, bo jego braki w ortografii były efektem zaniedbania rodziców (sorry, ale jakim cudem przez 3 lata nie odkryłaś, że Twoje dziecko nie umie pisać?)

Odpowiedz
avatar LuzMaria
16 30

czytać książki, czytać książki, bo inaczej pasem w d... - - serio, jeżeli takie były kiedyś metody wychowawcze to nie dziwię się, że coraz mniej dorosłych Polaków czyta książki dla przyjemności.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
8 16

@LuzMaria: Jak dla mnie coraz mniej dorosłych czyta książki bo od dziecka dostają jakieś nudne lektury, które nic nie wnoszą, ale na siłę każe im się szukać w nich sensu.

Odpowiedz
avatar kitusiek
21 23

"Otóż możecie sobie myśleć co chcecie. Ja twardo stoję na stanowisku, że z LENISTWA!" - otóż niekoniecznie. Moja współlokatorka w podstawówce miała ogromne problemy z ortografią - zdiagnozowane jako dysortografia - potrafiła na jednej stronie napisać jedno słowo raz z błędem, raz bez i nie widziała problemu. Tyle, że ona, w przeciwieństwie do "kupionych dys" (którzy robią to tylko dla dłuższego czasu na maturze i egzaminach gimnazjalnych/testach szóstoklasisty) - wzięła się za siebie i w pół roku ogarnęła na tyle, że błąd zdarzał jej się nie częściej niż przeciętnemu rówieśnikowi. A teraz studiuje filologię polską na specjalności edytorskiej.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 czerwca 2018 o 21:51

avatar dorota64
8 12

Pamiętam jak dzieckiem będąc tak koło 5 lat mama doczytała w Potopie do wysadzenia kolumbryny i stwierdziła, że dalej nie ma czasu, przecież znasz literki... Jak szłam do szkoły to już sprawnie czytałam. Mój syn, już w żłobku znał literki-takie z klocków. I tu niespodzianka. Dysleksja, dysgrafia, dysortografia(podobno lekkie niedotlenienie przy porodzie) W pierwszej klasie groziło mu powtarzanie klasy bo nie mógł opanować czytania. 20 minut czytania dziennie odbywało sie z płaczem, fochami nawet w wigilie i wakacje. Codziennie byłam katem. Pierwsza książkę z własnej woli czytał miesiąc w V klasie. Teraz Legimi mówi ze czyta 409 słów na minutę. Ja tylko 300.

Odpowiedz
avatar dorota64
18 18

Każdy jest inny. Ale dysleksja i inne dys istnieją. Tylko to wymaga DUŻO więcej pracy z dzieckiem. Niestety doba ma tylko 24 godziny i dysgrafii mój syn się nie pozbył. Dysortografia nie jest problemem, bo istnieje sprawdzanie pisowni. Na szczęście dyskalkuli nie miał. Ba on chyba urodził się z wrodzona tabliczką mnożenia :)

Odpowiedz
avatar LittleM
15 23

Mam orzeczenie. I wkurza mnie podejście "czytanie książek i pisanie dyktand lekiem na wszystko". Swojego czasu pochłaniałam tygodniowo dwie- trzy książki po kilkaset stron. Dyktanda pisałam. A i tak, jeśli się nie skupiam potrafię napisać "statkokus", a potem zastanawiać się co ja właściwie miałam na myśli. A orzeczenie było dla mnie właśnie sygnałem, że muszę dwa razy bardziej skupiać się na tym jak piszę, bo prawidłowa ortografia nigdy nie będzie dla mnie automatyczna, choćbym nie wiem ile dyktand napisała.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
18 20

Mylisz się, od II klasy szkoły podstawowej do II LO chodziłam na zajęcia z dysleksji, nie miałam żadnych forów, wykułam na pamięć wszystkie reguły i wyjątki. Zamieniała mi się literka p z b, j z i, y z j. Miałam kłopot by czytając słowo zapisane błędnie i poprawnie wskazać różnicę w zapisie, umiałam to słowo poprawnie przeliterować i błędnie zapisać, i to nie z błędem ortograficznym tylko właśnie z błędem graficznym. Kazdego dnia przez podstawówkę i LO pisałam z mamą dyktando a do tej pory widać w moich komentarzach, że przestawiam literki. Chodziłam na konkursy matematyczne i fizyczne, nie miałam z tymi przedmiotami żadnych problemów z rozumieniem zagadnień, za to miałam kłopoty bo źle przepisywałam zadanie z tablicy i rozwiązywałam je ciągnąc błąd co utrudniało obliczenia.

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
5 5

@maat_: apropo ,,do tej pory widać w moich komentarzach, że przestawiam literki" - w całym twoim komentarzu nie dostrzegam żadnego błędu. We wszystkich twoich poprzednich komentarzach chyba też mi się nie zdarzyło. Może mam ukrytą ,,dyslekcję"? :P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

@FlyingLotus: Przestawiam :( notorycznie piszę "nei" zamiast nie, najgorzej, że mam kłopot z szybkością pisania w stosunku do tego co chcę napisać, zarówno pisząc odręcznie jak na klawiaturze. Widzę, że mi słowo podkreśla, czytam, czytam nie mogę dostrzec błędu, wolę wtedy skasować całe słowo i napisać od początku. Takie zaburzenie połączenia ręka oko :( w szkole notorycznie wysyłano mnie na badania wzroku (rozpoczęłam naukę w 1988), wmawiano mi roztrzepanie, lekceważenie i że pewnie jestem krótkowidzem potem dalekowidzem, w końcu znalazła się pani, pacjentka mojej mamy, która pracowała w nowatorskiej dziedzinie a mianowicie zajmowała się dysleksją w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Frustruję się, bo czasem skasuję słowo napiszę znowu i znowu jest źle, szukam błędu i nie widzę, szczególnie wieczorem, gdy jestem zmęczona mam z tym kłopot, zostawiam wtedy i trudno, jest to jest. Tutaj się pilnuję bardzo by pokazać ciężką pracę mojej mamy. :) Tutaj policzyłam dwa razy wyszło mi "nei", ",z ę" w tekście klawiaturowym mam jak to nazwała moja znajoma @eko "zespół przedłużonego alta" czyli jelśi po ł jest a to mi wychodzą: "łą" lub "lą" zamiast "ła". W tekstach odręcznych takie rzeczy mi się nie zdarzają, za to gubię litery, to jest dość irytujące. Ale się staram

Odpowiedz
avatar Habiel
6 14

Moja znajoma ma dyskalkulię. Od małego chodziła na korki z matmy, bo wszyscy myśleli, że jest z niej głupia. Dopiero w 3 klasie liceum trafiła na matematyczkę, ktora rozpoznała u niej dyskalkulię. Kolezanka potrafiła zmienić cyfry np. z 125 zrobić 215 i tego nie widziała. Nie ogarniała fizycznie dodawania, czy mnożenia. Nie potrafiła policzyć dalszych kroków w prostych zadaniach. I cóż, głupkiem nie była, a była chora.

Odpowiedz
avatar Hamadriada
0 0

Nigdy nie była w poradni i mimo, że z matmy byłam dobra to uważam, że mam jakieś matematyczne 'dys'. W podstawówce nauczyciel mamie powiedział, że ogarniam ale w pewnym w momencie zmieniam cyfry. I to nie tylko przestawiałam ale też wymyślałam swoje. Dobrze, że był ogarnięty i oceniał sposób rozwiązania a nie sam wynik. Później świadomie zaobserwowałam jedną sytuacje gdy miałam zapisać 4/7 a pisałam7/4 mimo, że wiedziałam, że ma być odwrotne

Odpowiedz
avatar Varson
6 8

Sam mam najprawdopodobniej dysgrafie, ale nikt nigdy nic nie stwierdził. To zjawisko istnieje ale jest nadużywane, chociaż dysgrafia jak w moim wypadku właściwie nic praktycznego mi nie daje więc wole być postrzegany jako zdrowy niż mieć kiedyś przez to problemy :)

Odpowiedz
avatar mehmetinka
20 22

"purystka językowa" (masło maślane) i "dyslekCja"???!!! od tylu lat tu siedzę, i jeszcze nikt nie wyprowadził mnie tak z równowagi, żebym skomentowała "opowieść"! litości!

Odpowiedz
avatar suonick
-4 4

@mehmetinka: @maat_: Ale wiecie, że w potocznym obiegu forma "tą X-ę" jest dopuszczalna?

Odpowiedz
avatar whateva
0 0

@suonick: Wiemy, że jest dopuszczalna w potocznej MOWIE.

Odpowiedz
avatar manius
5 7

A jak wytłumaczyć "dysortografię" u osoby piszącej dokumenty w Wordzie czy innym edytorze z automatyczną korektą czy podkreślaniem błędów i podpowiadaniem pisowni? Też dysortografią a może lenistwem i niechęcią do nauczenia się obsługi tak prostego narzędzia jakim jest korekta pisowni w edytorze tekstu? Kiedyś pracowałem z pewnym PMem po super uczelniach/szkołach/MBA/szkoleniach, który w dokumencie Worda napisał "faktóra" a w nagłówku "Łuć, <data>". Jak to mawiają: "oczy mi wypadli".

Odpowiedz
avatar babubabu89
10 10

Wszystkie dysy istnieją jednak są źle interpretowane. Jeżeli zdiagnozowano u kogoś jakiegoś dysa to ten ktoś potrzebuje włożyć więcej pracy i wysiłku by opanować dane zagadnienie, a nie mieć wy*ebane jajca bo "ja mam dysa".

Odpowiedz
avatar Arcialeth
2 24

Jak dla mnie historyjka wyssana z palca. Żadna normalna matka, która widzi błąd u małego dziecka w dość trudnym słowie jak dla takiego dzieciaka mimo poprawnej całości, nie katuje go kartkówkami. Więc albo jesteś stuknięta, albo czarujesz na "widzimisię" widowni. Już nie wspominając o tym, że jak niby nauczycielka postawiła diagnozę na podstawie kilku słów? No chyba, że matka kartkówek i dyktand w domu nie sprawdzała. Grubymi nićmi szyte.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 8

@Arcialeth: Dlaczego? Moja mama pisała ze mną każdego dnia dyktando przez 9 lat. Dzięki temu plus wkuciu wszystkich zasad i wyjątków nie robię błędów ortograficznych, nadal niestety dyslektycznie zamieniam j na i, p na b, y na j itd i przestawiam kolejność liter, ale dzięki ćwiczeniom jestem wstanie wykryć te błędy. Praca z dzieckiem to żadne katowanie.

Odpowiedz
avatar niemoja
1 5

@Arcialeth: Od kiedy pomaganie dziecku w nauce jest "katowaniem"? Jest inny sposób na opanowanie ortografii niż ćwiczenia? Gdyby Ciebie matka tak "katowała", to nauczyłabyś się czytać ze zrozumieniem. Bo autorka napisała wyraźnie, że nauczycielka powiedziała dziecku o dysleksji ZANIM doszło do rozmowy z matką.

Odpowiedz
avatar Nayka
0 12

@maat_: Sorry, ale jak ona pisze ze dla niej normalnym jest zeby zrobic z dupy jesien sredniowiecza i pisze w taki sposob, ze od razu widac jak jej cisnienie skacze z powodu tego, ze dziecko zamiast swojej matki slucha autorytetu w nauczaniu i jeszcze zastrasza i kaze za to, ze on powtarza te informacje, ktorej ona nie jest w stanie pojac, "bo nie", to jednak - katowanie to dobre slowo. Pewnie krzyczala az ja sasiedzi krzyczeli, nawet w tekscie nie moze sie opanowac, choleryczka.

Odpowiedz
avatar Nayka
1 5

@Nayka: *sasiedzi slyszeli, haha

Odpowiedz
avatar z_lasu
4 4

@Arcialeth: Żaden normalny rodzic, widząc problem (w tym przypadku ortografię), nie leci do poradni po zaświadczenie, tylko zaczyna pracować z dzieckiem. Wizyta w poradni może być przydatna, żeby dowiedzieć się w jaki sposób pracować, żeby było to skuteczne. Ale nic poza tym. Kartkówki, dyktanda, fiszki są skuteczną formą nauki poprzez powtórzenia. A pomoc dziecku w nauce, to opieka a nie katowanie.

Odpowiedz
avatar Zunrin
1 3

@Nayka: Ten "autorytet" to idąca na skróty leniwa nauczycielka potwierdzająca opinię, że od jakiś kilkunastu lat do nauczania pcha się coraz więcej osób do tego się nie nadających. Pewnie gdyby mogła, to wszystkim swoim uczniom przypisałaby jakieś "dys". A potem high life - dzieciaki robią błąd na błędzie, a ona niczym się nie przejmuje. Zaświadczenie o dysie jest, to zaliczenie dajemy i przepychamy dalej nie robiąc nic, żeby dzieciaki nauczyły się w miarę poprawnie pisać. I jak rodzice się przy jakiejś okazji nie zorientują, że coś nie gra, to potem budzą się bardzo późno z ręką w nocniku.

Odpowiedz
avatar Nayka
-1 5

@Zunrin: Okej, nie wiemy kim jest nauczycielka, bo jej nie znamy i ona nie napisala posta, wiec zakladamy najgorsze o nauczycielce? Eh... Oczywiscie ze rola rodzica jest pomoc, ale nie robieniem wstydu w szkole, ze w tych czasach, dorosla kobieta "nie wierzy" w cos takiego jak dysleksja. Wystarczy poczytac. Moze jej chodzilo o to, ze powinno sie nie zaslaniac swoimi slabosciami, tylko przynajmniej doksztalcic w miare mozliwosci na poczatku, ale wyglada jakby ja to utkwilo w przekonaniu, ze jej dziecko nie ma dysleksji, rozumiesz? Napisala, ze to jest zwykle lenistwo. Eh.. Jak antyszczepionkowcy nie wierzac w kompetencje doktora "pomagaja" swoim dzieciom. Ja nie mowie, ze ma nie pracowac ze swoim dzieckiem.

Odpowiedz
avatar mskps
19 23

"Pani purystka językowa" nie zna zasad interpunkcji, stawia kropkę po wykrzykniku lub używa pięciu znaków zapytania, używa spacji po otworzeniu nawiasu i kolejnej przed wielokropkiem, nie wie jak napisać "dysleksja" oraz zapomina o stosowaniu ogonków. @KatzenKratzen, polonistka mogła być piekielna, ale nie nazywaj się purystką językową, skoro podstawowej interpunkcji nie znasz.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@mskps: Ale purysta to raczej osoba która nie używa zapożyczeń z innego języka.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
9 13

Powiedz człowiekowi z celiakią, że jego problem nie istnieje... Serio, to że jest sporo leni nie znaczy, że te wszelkie "dyse" nie istnieją. Są jak najbardziej prawdziwe niestety i żaden pas tego nie wyleczy. Problem polega na samodiagnozie (jak z tymi wszystkimi ludźmi idącymi na dziwne diety bo to modne czy dali sobie wyprać mózg o destrukcyjnym działaniu glutenu) i rozdawaniu orzeczeń jak leci. W ten sposób dostajesz jełopów myślących, że nie muszą nad sobą pracować. Ale nie znaczy, że "dyse" to wymysł, który tak naprawdę nie istnieje. Może w trakcie gdy Twój syn pisze kartkówki Ty poświęć ten czas na poczytanie o tym temacie i zrozumieniu co to jest i czym się objawia. Oboje się czegoś nauczycie...

Odpowiedz
avatar Carnival
1 5

Ja pamiętam jak byłam w podstawówce i moja wychowawczyni (polonistka) po którymś z kolei dyktandzie zgłosiła mojej mamie, że ortografia i błędy stylistyczne są u mnie na porządku dziennym. Na nic się zdało tłumaczenie, lektur nie czytałam bo jak wiadomo w szkołach często są nudne. Jednak po jakimś czasie moja mama zaczęła kupować mi książki, które choć opornie zaczęłam czytać. Po niedługim czasie tak polubiłam czytanie książek, że siedzenie na przerwach z książką w ręce to była norma. Od tego czasu ortografia i błędy stylistyczne były znikome. Do tej pory zostało mi "pochłanianie" książek w ciągu dnia czy dwóch. :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

Kto ma rację? Ani Ty ani nauczycielka. Opowiem na swoim przykładzie. Czytać nauczyłem się w lot i bardzo wcześnie. Wcześniej niż inne dzieci. W przedszkolu w przedostatniej grupie płynnie czytałem rówieśnikom bajki z książeczek. Za to gdy przyszła pora na pisanie, pojawił się problem zarówno z wyglądem liter jak i z zasadami ortografii. Nie mogłem tego za nic przyswoić. Pojęcie dysleksji zaczęło pojawiać się w polskich szkołach dopiero po kilku latach tej męki. Chodziłem do specjalnej poradni i spędziłem naprawdę ogrom czasu nad nauką ortografii i w miarę ładnego pisania. Często zazdrościłem innym dzieciom wolnego czasu, który musiałem na to poświęcać. Nie miałem żadnych ulg na sprawdzianach, tylko na niektórych testach więcej czasu. Akurat to na nic mi było, bo zawsze oddawałem przed wszystkimi. Dziś mam prawie 30 lat, wyższe wykształcenie techniczne i nadal na zapamiętanie pewnych rzeczy muszę poświęcić więcej czasu i pracy niż inni. I robię to, bo w dorosłym życiu nikogo nie obchodzi dysleksja. Nadal czasem sadzę byki, ale wkurza mnie postawa ludzi nie dbających o pisownię i podchodzących do tego lekceważąco. Aha, nadal piszę jak kura pazurem. Wizyta w poradni to najlepsze co możesz zrobić. A w dysleksję musisz uwierzyć, bo tylko wtedy pomożesz swojemu synowi.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 czerwca 2018 o 12:57

avatar Koralik
0 0

@mietekforce: Tu nie do końca - ostatecznie się przecież okazało, że jej syn został błędnie "zdiagnozowany" przez nauczycielkę. Ale mogło być inaczej - to faktycznie mogła być dysleksja.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Koralik: Zwróć uwagę ile uwagi i pracy poświęcono na nauczenie go zasad ortografii, a mimo to nadal "sadzi byki". To właśnie jest dysleksja.

Odpowiedz
avatar Nayka
-4 14

Mam nadzieje, ze Twoje dziecko za takie wychowanie Cie znienawidzi jak moja kuzynka nienawidzi swojego ojca za takie widzimisie. Tylko dla niego nie istnialo tez pojecie "leworeczny". Nie karal za to, ale komentowal jaki to wymysl.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 czerwca 2018 o 13:09

avatar konto usunięte
2 10

@Nayka: Jesteś idiotą życząc komuś czegoś takiego. Trzeba byc skończonym cebulakiem by takie rzeczy wypisywać

Odpowiedz
avatar Nayka
-5 9

@maat_: Dzieki. Wole byc cebulakiem niz psychopata.

Odpowiedz
avatar z_lasu
2 4

@Nayka: A ja myślę, że lepiej mieć jakąś umiejętność (poprawne pisanie) niż go nie mieć. I gdy dziecko dorośnie (a może już do tego dorosło?) to podziękuje autorce, że nie zostawiła go samemu sobie, zachęciła do pracy nad sobą a nie zostawiła samemu sobie. Tym samym skorygowała to co się dało, nie użalała się nad nim jaki to jest nieszczęśliwy, nie naraziła na wstyd w dorosłym życiu i nie zamknęła drzwi do dalszego rozwoju i kształcenia.

Odpowiedz
avatar Nayka
-1 3

@z_lasu: Spoko. Lepiej jest tez wierzyc w siebie i nauczycielom, a nie tylko rodzicom. Lepiej jest tez siedziec cicho niz zeby mama wstyd w szkole robila. Mozemy sie tak rozwodzic na temat co lepiej w nieskonczonosc.

Odpowiedz
avatar suonick
0 0

@Nayka: A ja mam nadzieję, że podziękuję. Ale jestem z pokolenia lat 80., co ja tam wiem...

Odpowiedz
avatar Mori
7 13

Ta... dyskesja z lenistwa. To brak nogi pewnie też. Bo biegać nie chce, co? Dyslekcja to dysfunkcja rozwojowa, to że prawdziwe lenistwo się nią często tłumaczy to inna sprawa. Byłoby fajnie jakby osoby nie znające się na tym temacie przestały się wymądrzać, bo tylko pokazują swoją niewiedzę.

Odpowiedz
avatar z_lasu
1 3

@Mori: Po części o tym jest opowieść. Pani nauczycielka, nie przeprowadzając testów i nie mając uprawnień i zapewne stosownej wiedzy, zdiagnozowała dziecko. Skoro problem zniknął po 2 latach ćwiczeń, nawet jeżeli ta wada istniała, to była niewielka i udało się ją skorygować.

Odpowiedz
avatar Sway
11 15

Proszę Ciebie nie myl swojego braku zrozumienia matematyki z zaburzeniami różnego typu. Bo najwyrazniej w dupie byłaś i gówno widziałaś. Skończyłam studia, mam dobrą pracę, czytam ok 30 książek rocznie i mam dysleksję. Robię błędy jak piszę, i co? Lenistwo? Niedorozwój może ze mnie? Nie znoszę takich ludzi jak ty. Całe pieprzone dzieciństwo musiałam wysłuchiwać tego, że jak będę wiecej czytać i się uczyć, to przestanę robić błędy. Nie przestałam. Bo połączeń w mózgu nie da "wyprostować" "ciężką pracą". Więc z łaski swojej zamknij gębę i nie wypowiadaj się o czymś, o czym nie masz najmniejszego pojęcia. Acha, możliwe, że krzywdzisz własne dziecko, tak jak mnie skrzywdził mój ojciec. Diagnoza wystawiona, jak miałam 15 lat, kiedy już nie można było mnie uczyć innymi metodami. Tylko na pamięć wkuwalam całe słowa.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

jak ktoś napisał wcześniej: "dysy" może i są masowo nadużywane, ale ludzie nie zdają sobie sprawy czym jest dysleksja i skąd się bierze. Przede wszystkim to NIE TYLKO trudności z czytaniem i pisaniem, to ogólne problemy w koordynacji i małej motoryce. Dziecko z dysleksją ma problemy z wiązaniem butów, z zapinaniem guzików i innymi czynnościami wymagającymi koordynacji. Moze się tego wszystkiego nauczyć ale zajmuje mu to o wiele więcej czasu niż innym dzieciom. Skąd się bierze dysleksja? Ma podłoże genetyczne. Związana jest też z czynnikami mającymi negatywny wpływ na kobietę podczas ciąży (choroby wirusowe i inne). Jest jednak jedno ALE, nauczyciel nie ma prawa wystawiać takiej diagnozy... Rola nauczyciela jest, gdy zauważa problemy, odesłać rodzica do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Tylko tam dziecko może dostać zaświadczenie o dysleksji lub innym zaburzeniu ze spektrum, wyłącznie po dokładnym przebadaniu i obserwacji. Dysleksję się diagnozuje ok. 9 roku życia, ponieważ wtedy dopiero można zauważyć różnicę między dziećmi: dziecko z dysleksją zazwyczaj jest sporo do tyłu w nauce za rówieśnikami. Z takim dzieckiem trzeba oczywiście pracować, wymaga jednak ono o wiele więcej uwagi i zawsze będzie o kilka kroków za dziećmi w jego wieku. Bardzo szkodliwe jest takie podejście jak Twoje, krzywdzące dla dzieci z faktycznymi problemami, które przez nieświadomą część społeczeństwa są wyśmiewane i bagatelizowane.

Odpowiedz
avatar z_lasu
6 10

Wiecie co mnie dziwi niezmiernie? To, że w przypadku jakiejś ułomności fizycznej po chorobie lub wypadku albo w przypadku otyłości, dla każdego normalnym jest, że należy ćwiczyć, żeby poprawić sprawność ciała i wrócić do normalności. W przypadku gdy figla płata dziecku mózg, nagle okazuje się, że dla większości ćwiczenia usprawniające, to "tortury", "znęcanie się","widzimisie rodziców". Najlepiej załatwić zaświadczenie i zostawić dzieciaka samemu sobie. "Bo taki już jest". I zamiast skorygować to co się da (a da się dużo), hoduje się takie "ułomki". I żebyśmy się dobrze zrozumieli - to nie wada tworzy "ułomki", ale brak pracy nad jej skorygowaniem. Te dzieciaki, poprzez brak pracy nad sobą wypadają później poza wartościowe relacje, mają ograniczone możliwości jeżeli chodzi o dalszą naukę a potem wartościową pracę. I potem, w dorosłym życiu, albo muszą włożyć kilka razy więcej wysiłku, żeby to skorygować, albo trwają w przeświadczeniu, jak bardzo zostały pokrzywdzone przez los przez swoją wadę i jak bardzo to je ogranicza.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@z_lasu: To o czym mówisz jest zadaniem rodziców. Dziecko z zaburzeniem wymaga indywidualnej opieki, nauczyciel mający na głowie całą klasę nie moze sobie pozwolić na wyłącznie skupianie się na jednym dziecku. Istnieją jednak specjalne terapie dla dzieci z dysleksją, na które takie dziecko może zostać skierowanie. Jednak nawet taka terapia ro żmudna i ciężka praca, a dysleksja nigdy nie jest i nie będzie całkowicie wyleczalna. Dziecko może sobie lepiej radzić z pewnymi rzeczami ale i tak zawsze będzie miało problemy i trudności.

Odpowiedz
avatar z_lasu
0 4

@malami2112: a czy ja piszę, że to zadanie dla nauczyciela? Nie. To zadanie rodziców. Nauczyciel może co najwyżej zgłosić swoje obserwacje. Ale poczytaj komentarze powyżej. Codzienne dyktanda to znęcanie się. Dziecko znienawidzi rodziców, bo wymagają ćwiczenia. Ono ma dys.. i koniec. Trzeba wziąć zaświadczenie i tyle. Nic się z tym nie da zrobić. Ale gdybym powiedział, że mam kiepską kondycję, dostałbym radę w stylu "idź pobiegać". Ćwiczenia pomagają "odsiać" tych z dużymi problemami (bo tacy są, choć w bardzo niewielkim odsetku), od tych, którzy są zaburzeni w stopniu niewielkim. I tym ćwiczenia pomogą do tego stopnia, że nie będą musieli podpierać się żadnym zaświadczeniem. Osobiście, w swoim życiu spotkałem tylko jedną osobę, której zaburzenia, pomimo pracy pozostawały w zasadzie bez zmian. Sam jestem przykładem, że wiele rzeczy można wypracować. Czytałem i czytam dużo. Znam zasady i byłem "katowany" dyktandami. Teraz nie piszę niczego bez edytora sprawdzającego pisownię. Czytam wszystko co napisałem 2 razy przed puszczeniem w świat i (służbowo) najczęściej jeszcze ktoś mnie sprawdza. A przed erą komputerów nie rozstawałem się ze słownikiem ortograficznym. Da się to opanować. Przejrzyj fora internetowe. Nie jestem w stanie uwierzyć, że te wszystkie potworki językowe, to wada, której nie dało się skorygować. To po prostu przekonanie, że wystarczy zaświadczenie. Ćwiczyć nie ma sensu.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 czerwca 2018 o 16:31

avatar Zunrin
4 4

@malami2112: Nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Rzeczą oczywistą jest to, że nauczycielka nie może zajmować się tylko i wyłącznie dzieciakiem z dys. Tylko że jak wspomniano już tutaj po wielokroć, nie jest jej rolą samodzielne wydawanie opinii o ewentualnych zaburzeniach, a następnie całkowite olewanie postępów (a właściwie ich braku) w nauce dzieciaka. Widząc że jakieś dziecko sobie nie radzi powinna poinformować o tym rodziców, żeby z nim popracowali i jeśli to nie pomoże, to dopiero sugerować wizytę w poradni. W tej historii tego nie było.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
4 6

@z_lasu: Wiesz, ludzie pamiętają jeszcze czasy gdy za takie rzeczy dostawało się pasem po d*pie, bo nie ma lepszego leku na "dysy" niż bolący tyłek. "Dyse" wtedy nie istniały i nikogo nie obchodziło, że dziecko ma realne problemy i nie jest to jego lenistwo. Teraz idziemy w drugą skrajność i dziecka nie wolno tknąć, trzeba na nie chuchać i dmuchać, a jakikolwiek wysiłek podobny do tego z historii to "znęcanie się". Niestety nie umiemy znaleźć tej zdrowej równowagi.

Odpowiedz
avatar Hemoglobina
5 7

Znam biegle dwa języki obce, uczę się trzeciego. Jestem w trakcie pisania książki. Pisuje tez opowiadania, fanficki itp. Zajmuje się grafiką komputerową, która należy do rzeczy pracochłonnych, na jeden art nierzadko poświęcam 8h. Brzmi spoko co? Ale wygląda na to, że jestem cholernie leniwa, bo mam stwierdzoną dyskalkulię. No wybacz, ale śmiem się nie zgodzić, że problem z pamiętaniem dat, numerów telefonów, pinów do kart, rejestracji samochodowych itp, czy rozwiązywaniem trudniejszych działań matematycznych, wynika z mojego lenistwa.

Odpowiedz
avatar dayana
-1 1

@Hemoglobina: Owszem, każdy odbiera świat inaczej. Z tym, że wszystko da się zapamiętać. Ja np. nie pamiętam kolorów (rozróżniam je, ale naprawdę jakbym teraz miała opisać jakiego koloru mam rzeczy w kuchni to pewnie by mi to nie wyszło). Jak się nie może zapamiętać daty, czy numeru, to się go z czymś kojarzy, w ostateczności nadaje się liczbom jakieś znaczenie i układa historyjki (podobno można to zrobić szybko, jak się wytrenuje). Przecież chyba nie jest tak, że nie pamiętasz swojej daty urodzenia? W czym Twoja data urodzenia jest inna od np. daty koronowania Bolesława Chrobrego? Tyle samo cyfr. Nikt nie pamięta wszystkich dat, po to są kalendarze, żeby pozapisywać kiedy co jest. Na pewno są osobniki, którym jakieś czynności sprawią więcej trudności niż innym, ale czy warto się tak nad tym rozczulać? Jak autorka słusznie zauważyła, często kończy się na tym, że ktoś ma np. dysleksję i pisze z błędami, bo mu wolno.

Odpowiedz
avatar Hemoglobina
0 0

@dayana: Ja nie mam problemu z pamiętaniem takich rzeczy, jak wygląd/kolory w kuchni. W biegu mogłabym dokładne opisać każdą kuchnię, u mnie w domu, u rodziców czy u dziadków. A cyfry mi po prostu nie wchodza.

Odpowiedz
avatar suonick
0 0

@Hemoglobina: Jeśli to nie jest 'fizyczne' zaburzenie to owszem - wynika z lenistwa. Są odpowiednie, specjalnie do zapamiętywania liczb przystosowane metody i ćwiczenia.

Odpowiedz
avatar Hemoglobina
0 0

@suonick: Pieprzysz smutki.

Odpowiedz
avatar timo
3 3

Pani "purystka językowa" nie wie, że nie ma dyslekCji, a jest dyslekSja (od łacińskiego lexis)?

Odpowiedz
avatar RedRose
-1 1

Autorko, pochwalam Twoją reakcję na problemy dziecka. Chociaż zostało to opisane z taką furią, jakby Twój syn i nauczycielka robili Tobie na złość. Widocznie tak odbieram to, co napisałaś, nie przejmuj się tym. Nie jestem matką dziecka z tzw. "dys", ale mam dwie koleżanki, którym stwierdzono dysortografię kiedy chodziły do podstawówki. Obie nie zauważały swoich błędów, potrafiły pisać dany wyraz źle mimo upomnienia i wskazania błędu. Zawsze dawały mi do sprawdzenia prace domowe przed oddaniem nauczycielom. Obecnie nie mają poważnych problemów z ortografią, choć nie były prowadzane na terapie. Akurat one same zadbały o to, by nie walić koszmarnych błędów, choć czasem się zdarza, ale sporadycznie. Ja podejrzewałam siebie o dyskalkulię, ponieważ matematyka to była dla mnie czarna magia od początku nauki, a do dzisiaj gubię się przy dużych liczbach, miarach, mylę setki z tysiącami i różne takie dziwne rzeczy. Zauważyłam, że obecnie wielu rodziców szuka sposobów, żeby tylko nie zajmować się swoim dzieckiem. Ty zajęłaś się swoim synem gdy okazało się, że robi błędy, ale inni tego nie robią bo są przekonani, że nie muszą. Nie mogę się jednak zgodzić z Twoim poglądem odnośnie "leczenia" czy kwestii pochodzenia problemu, że niby z lenistwa. Nie zawsze czytanie książek czy bicie pasem wszystko naprawia. Jedynie pomoc i poświęcenie może sprawić, że dziecko zminimalizuje ilość błędów w tekście.

Odpowiedz
avatar kosimazaki
-1 1

"diagnoza powinna być sygnałem do zwiększonej pracy nad tym, nad czym dziecko ma trudności, a nie pozwoleniem na to, że dziecko może całkowicie daną dziedzinę olać." +1, jeszcze pamietam ile to sie nakaligrafowalem w ramach walki z bazgraniem jak kura pazurem "No bo przecież tyle błędów robi, dajmy mu fory". jak sie robi bledy to sie pracuje nad tym zeby zmniejszyc ich ilosc ;) (a nieuzywanie ogonkow to czyste lenistwo :P)

Odpowiedz
avatar Shi
2 2

Też mam dysleksję. Nie powtarzając tego co inni dodam tylko to, co inni nie powiedzieli. Mnie się zdarza łączyć słowa w jedno na różne sposoby i nie ogarniam, że coś jest nie tak. Czasami mimo, że wiem jak coś się pisze to wychodzi mi to inaczej. Nie szukając daleko miałam problem z napisaniem odręcznie słowa "zatrute". Mimo, że wiedziałam jak to się pisze moja ręka pisała "zatryte". Dopiero za trzecim razem mi się udało. Też mam problem z liczbami, zdarza się, że nie widzę różnicy między 3 a 8. Oczami widzę, ale mózg nie ogarnia. Czy też przekręcam cyfry, np. zamiast 24 przeczytam albo przepiszę 42, innym razem zamiast 17 wyszło mi 11, albo dłuższy numer - 786371 robi się 736817. Tak samo z symbolami działań - widzę że ma być plus, w końcu przypisuje tylko to, co mam linijkę wyżej, a wychodzi mi minus, mimo że myślę o plusie. Co do liczb to ostatnio wysłałam komuś w smsie daty i zamiast 03 pisałam wszędzie 08, mimo że myślałam o liczbie 3. Dopiero odbiorca mnie uświadomił, że czemu ja mu piszę daty na sierpień jak rozmawiamy o marcu. Największy problem mam z nowymi słowami i nazwami własnymi np. zamiast "Lorlathil" długo czytałam "Lotharhill" albo zamiast "farondis" to "fardonis". (jakby ktoś miał wrażenie, ze już gdzieś czytał moją wypowiedź to czytał na innej stronie)

Odpowiedz
avatar Nayka
2 2

Matka jest zbyt leniwa, zeby poczytac o dysleksji.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
0 0

@Nayka: Dokładnie tak. Bo problem mojego syna nie dotyczy. Wmówiono mu go ale w porę zrobiłam z tym porządek. Równie dobrze mogłabym zgłębiać zagadnienie hodowli trzody chlewnej w XIX wiecznej Mongolii.

Odpowiedz
avatar ciociawodzia
1 1

Szkoda, że skandaliczne podejście nauczycielek krzywdzi osoby, które naprawdę mają jakieś "dys". W moim liceum była dziewczyna z dyskalkulią. To nie była kwestia "bycia słabym z matematyki". Dziewczyna po prostu nie łapała sensu liczb. Gdyby jej powiedzieć, że lekcja jest w sali 8, nie znalazłaby jej. Trzeba było operować zwrotami typu "drugie drzwi od lewej".

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
0 0

U mnie w szkole polonistka mówiła, że da się dysleksję (bo akurat o tym była wtedy mowa) "wyleczyć" odpowiednimi ćwiczeniami i samozaparciem. Koleżanka dys przyznała jej rację, kiedyś chodziła na specjalne zajęcia i poświęcała temu mnóstwo czasu, sytuacja się poprawiła na tyle, że prawie nie robiła błędów. Potem przestała ćwiczyć i wszystko z czasem wróciło. Ja żadnym dysem nie jestem, ale z łatwością mogę przyjąć do wiadomości, że ktoś może mieć zwyczajnie z tym problem, sama miałam od zawsze pod górkę z matmą mimo częstych korepetycji, trója ze sprawdzianu była świętem, a po tygodniu już niczego nie pamiętałam. W mojej szkole jednak była pewna paranoja podczas matur. Mieliśmy w klasie chłopaka, który miał zaświadczenia o dys-wszystkim, jeśli chodzi o pisownię. Kompletnie niczego z tym nie robił, a nauczyciele już nie mieli do niego siły, bo na wszystko miał papierek i był nie do ruszenia. Na domiar złego okazało się, że będzie zdawać maturę z angielskiego (nie mieliśmy go w szkole), język oczywiście umiał, ale nie potrafił pisać. Skończyło się na tym, że pisał FONETYCZNIE na komputerze :P I tak koleś, który pisał "krul", "fszystko", "pomusz" czy "leprzy" zdał wszystko bez problemu. Nie wiem, gdzie obecnie pracuje, ale nie chciałabym dostać od niego maila :/

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
0 4

Szanowni Piekielni, Przede wszystkim bardzo Wam dziękuję za interesującą dyskusję i wszystkie Wasze komentarze. I tej konstruktywne i te.. nieco mniej. Nawet nie przypuszczałam, że temat jest tak interesujący. Po tym, co piszecie, widzę, że problem jednak naprawdę istnieje. Dlatego chciałam przeprosić wszystkich, którzy naprawdę cierpią na tego typu dysfunkcje za to, że wrzuciłam ich do jego worka z symulantami i leniami. Przepraszam wszystkich, którzy uważają, że moja opinia (bo to jest tylko moja opinia, nie prawda objawiona) wyrażona była zbyt arbitralnie. Chciałabym Wam wyjaśnić moje motywy. Otóż najbardziej w tej historii zdenerwowały mnie dwie rzeczy. "Diagnoza" wydana przez nauczyciela bez jakichkolwiek badań w tym kierunku. Ot, mały leniuch, któremu książki się nie chce wziąć do łapy i pisze "ałtokaże" od razu z miejsca musi mieć "dys" coś tam. Druga sprawa to podzielenie się z dzieckiem tą opinią w taki sposób, że uznało, że ma "dysa" a zatem nie musi się starać. Taki już jest i to go zwalania ze starania się. Przyznacie chyba, że orzeczenie u dziecka którejkolwiek z dysfunkcji, o których dyskutujemy, nie zwalnia dziecka ze starania się o poprawę. Przeciwnie - takie dziecko musi włożyć więcej pracy w to, aby opanować temat. Pisało o tym tu kilka osób. Tymczasem, taki mały spryciul jak usłyszał, że i tak się nie nauczy bo ma "dysa" osiadł zadowolony na laurach bo przecież "on nie musi". Osobna kategoria to rodzice. Również poruszaliście ten temat. Niektórzy rodzice dzieci ze stwierdzoną i zdiagnozowaną dysfunkcją żądają natychmiast specjalnego, łagodnego traktowania ich dzieci i nie rozumieją, że w ten sposób robią im krzywdę. Dziecko chętnie "odpuszcza" sobie zagadnienia, które sprawiają mu trudność i tym samym zamyka sobie możliwość ich opanowania. O tym, że "dysy" są obecnie bardzo nadużywane i niestety zdarza się, że stanowią przykrywkę dla zwykłego lenistwa i dziecka i rodziców już pisaliście kilkakrotnie, to już nie będę do tego wracać. Na koniec zakładam włosiennicę i sypię głowę popiołem. Za DYSLEKCJĘ. Nie bedę edytować historii. Niech zostanie tak, jak jest i przypomina mi, że "pycha kroczy przed upadkiem". Pozdrawiam :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 czerwca 2018 o 19:12

avatar Bubu2016
0 0

"Dyslekcja" LOL

Odpowiedz
avatar mabmalkin
-1 1

@KatzenKratzen, jak Cię lubię, tak dzisiaj...nadal Cię lubię, ale mówię NIE. Po pierwsze dysleksja. Ale spoko, każdy ma prawo do błędu. Od zawsze byłam "głąbem", jak to pieszczotliwie mówiła moja matula, z matematyki. Od piątej klasy SP, do TERAZ (drugi rok studiów), zwyczajnie mam z tym problemy. Potrafię wyrecytować większość wzorów, rozwiązać jakieś zadania z funkcji itp. Pracowałam nad tym od podstawówki, a mimo to- matematyka sprawia mi problem. Gdy zauważyłam, że mam problemy z matematyką, to SAMA, jako dziecko chciałam iść na korepetycje i dodatkowe "konsultacje" z matematyki. Niezupełnie podziałało. Lenistwem tego nie nazwę. A nauczycielka w Twojej historii zachowała się oczywiście jak najbardziej nieodpowiednio. To Ty, jako rodzic powinnaś być pierwszą osobą poinformowaną.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 czerwca 2018 o 1:17

avatar KatzenKratzen
0 0

@mabmalkin: Ale widzisz, Ty coś z tym robisz. Masz problem i starasz się go rozwiązać, sama zauważyłaś, że coś jest nie tak i zaczęłaś nad tym pracować. Nie osiadłaś na laurach ze stwierdzeniem, że "Ty nie musisz". A dokładnie to zrobił mój syn, stad mój gniew. Za wrzucenie wszystkich do jednego worka już przeprosiłam ale zrobię to jeszcze raz, specjalnie pod Twoim adresem. Przepraszam! P.S. Też Cię lubię :) Fajnie piszesz i o ciekawych sprawach. Pozdrowienia dla P. :)

Odpowiedz
avatar Kajka30
-4 4

Z naszą córką było to samo. Najbardziej podoba mi się określenie mojego męża na wszystkie dysy - "dysdupa" :)

Odpowiedz
avatar nero_marquina
1 1

Jak mnie irytuje wrzucanie wszystkich do jednego wora! Otóż różne dys- istnieją. Moja córa jest pod opieką Poradni Prdagogiczno-Psychologicznej, audiologicznej, neurologicznej oraz laryngologicznej. Uszkodzenie kory mózgowej i nieprawidłowa praca. Nie tylko dziecku ciężko w szkole, ale wiąże się to z niesamowitą pracą w domu. To są godziny pracy z dzieckiem. Czytanie książek, co mloda uwielbia. I choćbyśmy nie wiem ile lali książką po łbie jak co niektórzy radzą - nie pomoże. ROzgraniczcie leniwych rodziców i dzieci od takich, które naprawdę maja kilka różnych dysów.... Nie macię pojęcia o czym mówicie

Odpowiedz
avatar suonick
0 0

@nero_marquina: Owszem, mamy. A obecna sytuacja jest wynikiem patologii w a) służbie zdrowia, b) szkolnictwie, c) wychowaniu. Kiedyś, żeby mieć 'luzy' trzeba było UDOWODNIĆ, że dziecko ma jakąś dysfunkcję. Przy czym nie powodowało to jego ZWOLNIENIA z zadania. Dzisiaj co drugi zdrowy a leniwy uchodzi za dysfunkcyjnego. Działa to w obie strony, ale podziękuj nieodpowiedzialnym rodzicom, lekarzom i nauczycielom. Normalni ludzie, którzy widzą co się dzieje w niczym Ci nie zawinili.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
0 2

@nero_marquina: Masz rację. Przeprosiłam za to kilka postów powyżej. Mnie chodziło jednak bardziej o: 1. Nadużywanie "dysów" do przykrywania lenistwa 2. Wmawianie dziecku, że skoro ma "dysa" to nie musi się starać. Sama piszesz, że Ty i Twoje dziecko pracujecie o wiele ciężej niż inni, aby córka nadążała z materiałem. A mojemu synowi oznajmiono (nie wiem, czy wprost), ze jak ma dysleksję to i tak nie będzie poprawnie pisał więc będzie oceniany inaczej. To mnie tak wpieniło.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
0 2

@suonick: O! Właśnie streściłeś moja historię. Dokładnie to chciałam wyrazić! Dziękuję

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 czerwca 2018 o 19:29

avatar minus25
0 0

Kiedyś to kurła były czasy, teraz to nie ma czasów xD

Odpowiedz
avatar Librariana
1 1

Dysleksja istnieje naprawdę. Nie można uznawać jej za lenistwo lub widzimisię rodziców. Jednakowoż, jak przy każdej innej dysfunkcji, należy ćwiczyć, aby ją zniwelować. Co robią rodzice gdy dowiedzą się, że dziecko ma wadę kręgosłupa? Dowiadują się jak ćwiczyć z dzieckiem, zapisują na basen, gimnastykę korekcyjną... Z dysleksją, dysortografią powinno być podobnie, zaświadczenie z poradni nie jest po to, aby dzieciak nie musiał się uczyć.

Odpowiedz
avatar Morog
-2 2

Skąd się wzięły takie opinie? To proste, z bezgranicznej wprost GŁUPOTY

Odpowiedz
avatar maciek_pyp
1 1

Ja bym nie był taki krytyczny wobec tych dysów, nie uważam, że to się bierze z lenistwa, tylko faktycznie coś w tym jest. Doskonale znanym mi przykładem jest mój tata, czyta on mnóstwo książek, dzięki czemu ma bogate słownictwo i co oczywiste, winien być doskonale obeznany z pisownią wyrazów. Natomiast mimo to, popełnia sporo błędów ortograficznych. Może nie pisze "ałtokaże", jak dziecko autorki, ale "ó" z "u" czy "ż" z "rz", zdarza mu się pomylić. Dlatego mimo że mój tata nie wychował się podczas mody na dysleksje, tak sądzę, że dysortografię ma na pewno, tylko nie stwierdzoną.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 1

o jak bardzo sie z toba zgadzam mialam w liceum kolezanke, Magde, z dysortografia. Nie skonczylo sie na papierku i tyle. Tzn papierek miala i eliminowal od spod oceny bledy ortograficzne w pracach klasowych i w sumie to tyle. Magda miala dodatkowe dyktanda, sprawdziany z regul ortograficznych, lektury, by "opatrzyla sie" ze slownictwem. Pracowala 2-3 razy wiecej na tym polskim niz reszta klasy. Byly tez Ewa i ALicja, z dysgrafia, mialy specjalne zeszyty, takie jak dzieci w klasach 1-3 i cwiczyly literki, wyrazy itp. a nie buch papierem i wywalone teraz to chyba w wiekszosci przypadkow nie dysleksja czy dyskalkulia, a dysmozgia...

Odpowiedz
avatar Sebby1997
0 0

Wszystko super fajnie w przypadku twojego dziecka... Mam zdiagnozowaną dysleksję. Zdiagnozowaną przez dwóch lub trzech psychologów. Werdykt zawsze ten sam. Dlatego też od podstawówkowych lat miałam zajęcia na eliminowanie jej, moja biblioteczka pęka w szwach (tak, czytałam książki, czytałam książki i czytałam książki i dalej czytam duuużo), pisałam dyktanda i ogólnie full praca i to ciężka. Teraz piszę opowiadania. Dalej zdarza mi się zrobić błędy (na przykład w tym zdaniu prawie napisałam "zdaża", ale google mnie upomniał i był to jedyny błąd w mojej wypowiedzi. Co u mnie typowe, inne "zdarza" napisałam poprawnie), ale wiem ile zdziałałam nie tylko w dziedzinie ortografii. Bo dysleksja to też zaburzenia czytania z czym kiedyś miałam ogromny problem, a teraz zjadam książki. Dysy się zdarzają i nie są jedynie lenistwem. Obecnie łatka ta jest zdecydowanie za często przypinana dzieciom, ale wśród nich zdarzają się prawdziwe zaburzenia. Co ciekawe moja dysleksja ujawnia się też w języku angielskim gdzie plączą mi się litery w wyrazach i nie jest to efekt mojego lenistwa (6 lat rozszerzenia języka pozdrawia, kupa pracy za mną). Podsumowanie , pracujmy z dziećmi, ale obserwujmy też czy akurat w przypadku naszego dziecka problem nie jest poważniejszy niż zwykłe lenistwo :p

Odpowiedz
avatar omega92
0 0

Denerwuje mnie takie podejście. Sama mam problem z dysgrafią i dysortografią. To nie zawsze jest wina lenistwa. Sama próbowałam pozbyć się tych dysfunkcji (ćwiczenie pisania, różne pióra i długopisy, różny chwyt, uczenie się zasad ortografii itp.), ale to nie zmieniło tego, że moje pismo jest niezbyt estetyczne, nawet jak się bardzo staram. Czytam po kilkaset stron książek dziennie (minimum 200) ale i tak popełniam błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Czasem czytając swoje własne notatki wściekam się na swoje błędy. Potrafię je popełniać w podstawowych wyrazach i to nie tylko błędy ortograficzne, ale także zamiana kolejności 2 liter, lub pisanie całkiem złej litery. Faktycznie, czytanie i ćwiczenia pomogły, ale nie wyeliminowały problemu. Jestem dorosła, ale np. pisząc pracę licencjacką, czy magisterską musiałam prosić moją mamę o sprawdzenie ortografii i interpunkcji. Pomimo tego, że kilka razy wcześniej tą pracę sprawdzałam i poprawiałam były tam błędy. Osoba, która tego sama nie doświadcza nie jest w stanie zrozumieć jak to jest po prostu nie móc tego zmienić. Chociaż takie orzeczenia o dysfunkcjach są obecnie wydawane na potęgę i nie zawsze słuszne, to taki problem istnieje.

Odpowiedz
avatar Gorn221
-1 1

Dziwi mnie jedno. Skoro niemożność zrozumienia matematyki nazywamy dyskalkulią i daje to pewne ulgi w szkole, to ja bym chciał poprosić o stwierdzenie dysgeografii, bo nie wiem gdzie leży Mozambik, albo dysprawa, gdyż nie wiem jakie przepisy stosuje się w sprawach pomówień.

Odpowiedz
Udostępnij